-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2010-04-06
2010-06-20
2010-08-06
2010-05-02
Spodziewałam się więcej horroru. Według mnie straszna scena była tylko jedna. Ale to też jak dla mnie zbyt mało straszna jak na tego typu książkę. I na mistrza horroru - Stephena Kinga. Chociaż niektórzy mogą uważać inaczej.
Styl typowy dla Kinga. Na początku książki nie dzieje się nic specjalnie ciekawego. Potem akcja się rozkręca i robi się ciekawiej.
Szata graficzna całkiem ładna.
Moja końcowa ocena tej książki jest pozytywna.
Uważam, że powieść jest dosyć ciekawa i wciągająca, tylko trochę za mało tych strasznych, typowych scen dla horroru.
Polecam osobom, które dopiero zaczynają czytać horrory (nie tylko Stephena Kinga). Inni, tak jak ja mogą się trochę rozczarować.
Spodziewałam się więcej horroru. Według mnie straszna scena była tylko jedna. Ale to też jak dla mnie zbyt mało straszna jak na tego typu książkę. I na mistrza horroru - Stephena Kinga. Chociaż niektórzy mogą uważać inaczej.
Styl typowy dla Kinga. Na początku książki nie dzieje się nic specjalnie ciekawego. Potem akcja się rozkręca i robi się ciekawiej.
Szata graficzna...
2010-01-10
2011-01-01
2010-12-23
Ta trzcina żyje jest autorstwa Pearl S. Buck, noblistki z 1938 roku. Opowiada o czteropokoleniowej koreańskiej rodzinie od 1881r, za panowania ostatniej królowej tuż do wybuchu II wojny światowej. Jest to powieść obyczajowa z elementami historii.
Jedno trzeba przyznać. Buck spisała się na medal. Z czystym sumieniem więc mogę stwierdzić, że słusznie została nagrodzona Nagrodą Nobla. Autorka pisząc swoją książkę wykonała kawał bardzo dobrej roboty. Stworzyła książkę naprawdę godną polecenia. Dlatego już wkrótce zamierzam sięgnąć po inne książki Buck. Mam nadzieję, że podobnie jak Ta trzcina żyje przypadną do mojego gustu.
W książce tej został przedstawiony obraz koreańskiego społeczeństwa, kultury, zwyczajów i tradycji tego państwa. Panuje tu niezwykły klimat, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Autorka bardzo umiejętnie wplotła w losy bohaterów prawdy historyczne. Już na samym początku, w Nocie historycznej zaznacza, że wiele w jej powieści wzięte jest z przeszłości, z tego co naprawdę kiedyś miało miejsce. Jedynie postacie zostały stworzone na podobieństwo ludzi, których spotkała. Każdy z wielu bohaterów ma swój własny i niepowtarzalny charakter, który wyróżnia go spośród pozostałych postaci.
Nie mogę nie wspomnieć o przepięknej szacie graficznej. Okładka jest wprost cudowna. To także ona miała swój wpływ (całkiem spory) na moją decyzję o jej przeczytaniu.
Ta trzcina żyje jest autorstwa Pearl S. Buck, noblistki z 1938 roku. Opowiada o czteropokoleniowej koreańskiej rodzinie od 1881r, za panowania ostatniej królowej tuż do wybuchu II wojny światowej. Jest to powieść obyczajowa z elementami historii.
Jedno trzeba przyznać. Buck spisała się na medal. Z czystym sumieniem więc mogę stwierdzić, że słusznie została nagrodzona...
2010-12-07
2010-12-04
Autor Kanady pachnącej żywicą, Arkady Fiedler zabiera czytelnika w nieznaną, pełną przygód podróż do Ameryki Północnej. Konkretniej do Kanady. Najpierw do wielkich miast, potem wgłąb malowniczej puszczy. Z pewnością bardziej zaciekawiła mnie druga i trzecia część książki. To w nich Fiedler opisywał swoje przygody na łonie natury, zapoznawał czytelnika z tamtejszą przyrodą. Nie był on jednak tam sam. Podróżował w niewielkim canoe wraz ze Stanisławem - polskim imigrantem.
Muszę przyznać, że Kanada pachnąca żywicą bardzo przypadła mi do gustu. Została ona napisana stylem, który bardzo mnie zaciekawił, sprawił że miałam ochotę poznawać dalsze wydarzenia. Brakowało mi jednak humoru, który znalazłam w książkach Cejrowskiego i który bardzo polubiłam. Ponadto myślę, że było tu trochę za dużo historii. Wiem, że dla innych może być to duża zaleta. Ja jednak w książkach podróżniczych nie szukam historii. Przypadły mi do gustu natomiast wspaniałe zdjęcia, które są naprawdę przepiękne.
Z pewnością sięgnę jeszcze po inne książki Fiedlera. Mam nadzieję, że okażą się one lepsze, chociaż i ta nie była wcale taka zła, jak mogłoby się wydawać po mojej recenzji.
Autor Kanady pachnącej żywicą, Arkady Fiedler zabiera czytelnika w nieznaną, pełną przygód podróż do Ameryki Północnej. Konkretniej do Kanady. Najpierw do wielkich miast, potem wgłąb malowniczej puszczy. Z pewnością bardziej zaciekawiła mnie druga i trzecia część książki. To w nich Fiedler opisywał swoje przygody na łonie natury, zapoznawał czytelnika z tamtejszą przyrodą....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-11-21
Tę książkę, z czystym sumieniem, mogę zaliczyć do tych, których szybko nie zapomnę. Miała ona w sobie coś takiego... sama nie wiem, jak to można nazwać. Niezwykłego? Tak, z pewnością jest to niezwykła powieść, która niesamowicie wciąga. Jeszcze nigdy, czytając książkę nie udało mi się tak zupełnie zapomnieć o moim, realnym świecie, stracić kontakt z rzeczywistością. Nierzadko miałam też wrażenie, iż wraz z bohaterami, uczestniczę w wydarzeniach. Czy to nie jest wystarczający dowód na to, że Cornelia Funke stworzyła naprawdę świetną powieść?
Świetną powieść i wspaniały świat przedstawiony. Świat pełen magii i przygód. Nie zawsze przyjemnych i miłych, ale na pewno niezapomnianych. Bo Mortimer, Meggie oraz Elinor na długo zapamiętają takie postacie jak Basta, czy Capricorn. Funke również niezwykle dobrze wykreowała pozostałych bohaterów. I tych dobrych, i tych złych. Każdy ma inny i niepowtarzalny charakter.
Trzeba przyznać, że Funke miała bardzo ciekawy i oryginalny pomysł na książkę. I wspaniale przelała go na papier, pięknym, na dobrym poziomie, stylem. Może i jest to książka dla młodzieży, ale na pewno nie należy do tych, moim zdaniem, nudnych, często dla mnie nieciekawych i napisanych złym stylem, typowych młodzieżówek. Przy tej powieści nie da się nudzić. Przez całą fabułę, akcja trzyma w napięciu i nie przestaje ciekawić. Niemal do ostatniej strony.
Nie mogę nie wspomnieć o szacie graficznej. Okładka jest wprost przepiękna. Jest taka... magiczna i z pewnością zachęca czytelnika do zapoznania się z treścią. W środku znalazłam równie ładne, choć czarno-białe ilustracje Corneli Funke. Nie dość, że autorka ma talent do pisania, to także do rysowania.
Książka bardzo mi się spodobała, można wręcz powiedzieć, że oczarowała mnie. Może dlatego, że tak jak Elinor, Mortimer i Meggie kocham książki? Gorąco polecam wszystkim, którzy również je uwielbiają czytać, albo po prostu cieszyć się samym trzymaniem ich w ręku, czy ich widokiem.
Tę książkę, z czystym sumieniem, mogę zaliczyć do tych, których szybko nie zapomnę. Miała ona w sobie coś takiego... sama nie wiem, jak to można nazwać. Niezwykłego? Tak, z pewnością jest to niezwykła powieść, która niesamowicie wciąga. Jeszcze nigdy, czytając książkę nie udało mi się tak zupełnie zapomnieć o moim, realnym świecie, stracić kontakt z rzeczywistością....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-11-01
Nie muszę chyba pisać, że jest to lektura szkolna. I to w dodatku jedna z tych - moim zdaniem, najgorszych. Pomimo, że w całości ją przeczytałam (chyba jako jedyna osoba z mojej klasy), niewiele jestem w stanie o niej powiedzieć. Syzyfowe prace czytałam bez najmniejszego zainteresowania, aby tylko przeczytać i mieć spokój, w rezultacie czego prawie nic nie zapamiętałam. Dlatego moja recenzja na jej temat nie będzie zbyt długa i wystarczająco wyczerpująca.
Niemożliwością było zapamiętanie tych wszystkich nazwisk nauczycieli, uczniów. Główny bohater, Marcin Borowicz nie przypadł mi do gustu. Był jakiś taki... sama nie wiem jak to określić. Po prostu go nie polubiłam, tak jak większości bohaterów.
Nie będę już nic więcej pisać. (Nawet nie mam zbytnio ochoty rozwodzić się nad tą książką). Kto nie czytał, to pewnie przeczyta i zobaczy. A kto czytał, to wie, o czym mówię. Chociaż może komuś się podobało?
Nie muszę chyba pisać, że jest to lektura szkolna. I to w dodatku jedna z tych - moim zdaniem, najgorszych. Pomimo, że w całości ją przeczytałam (chyba jako jedyna osoba z mojej klasy), niewiele jestem w stanie o niej powiedzieć. Syzyfowe prace czytałam bez najmniejszego zainteresowania, aby tylko przeczytać i mieć spokój, w rezultacie czego prawie nic nie zapamiętałam....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-10-17
Pomimo, że zdecydowanie jest to lektura przeznaczona dla młodszych czytelników, czyta mi się tą serię niezwykle miło i przyjemnie. Może to dlatego, że mam do niej taki pewien sentyment. Za każdym razem podoba mi się tak samo i mam ochotę sięgnąć po następną część i tak też niewątpliwie zrobię.
Pomimo, że zdecydowanie jest to lektura przeznaczona dla młodszych czytelników, czyta mi się tą serię niezwykle miło i przyjemnie. Może to dlatego, że mam do niej taki pewien sentyment. Za każdym razem podoba mi się tak samo i mam ochotę sięgnąć po następną część i tak też niewątpliwie zrobię.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-09-25
O Pachnidle nie mam ani szczególnie pozytywnego zdania, ani też negatywnego. Było to po prostu dobre czytadło, które przeczytałabym w dwa, trzy dni, gdyby nie szkoła i związane z nią obowiązki. Ogólnie czytało mi się dobrze, miło i przyjemnie (choć to ostatnie nie zawsze). Rzeczywiście w tej książce niemal wszystko ma jakiś zapach, smak, czy barwę. (Tak jak zostało napisane na okładce książki). Mogłam dowiedzieć się czegoś o XVIII-wiecznym Paryżu, jak żyli tam ludzie. Głównie ci biedniejsi, bo to im Suskind poświęcił naprawdę wiele stron. Wypadałoby też wspomnieć coś o samym autorze. Miał on bardzo ciekawy i oryginalny pomysł na książkę, którą napisał dobrym językiem, i który zrozumie i polubi niemal każdy.
O Pachnidle nie mam ani szczególnie pozytywnego zdania, ani też negatywnego. Było to po prostu dobre czytadło, które przeczytałabym w dwa, trzy dni, gdyby nie szkoła i związane z nią obowiązki. Ogólnie czytało mi się dobrze, miło i przyjemnie (choć to ostatnie nie zawsze). Rzeczywiście w tej książce niemal wszystko ma jakiś zapach, smak, czy barwę. (Tak jak zostało napisane...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010-09-18
2010-08-31
Każdy chyba zgodzi się ze mną, że każda książka, ukazująca wojenną rzeczywistość godna jest uwagi każdego czytelnika. Warto przecież poznać codzienność ludzi, żyjących w tamtym czasie. Ich cierpienie, strach, lęk, obawę, że nie doczekają jutra.
Gdy pracowałem dla wroga, to powieść z 1979 roku, autorstwa Feliksa Siemiankowskiego. Akcja książki toczy się w latach II wojny światowej. Siemiankowski przedstawił czytelnikowi niewolnicze życie Polaków, wywiezionych do Trzeciej Rzeszy, na przymusowe prace, od jej wybuchu, aż do jej zakończenia.
Ci wywiezieni ludzie zmuszani byli pracować tam w mrozie, czy w upale. Nikogo nie obchodziło, że ktoś może być chory i niezdolny do ciężkiej pracy. I tak rano musieli wstać i pracować. Często byli niedożywieni. Chodzili też w zniszczonych ubraniach i butach, które ani trochę nie chroniły ich od zimna.
Muszę przyznać, że Siemiankowski stworzył bardzo dobrą powieść. Napisał ją dobrym stylem, który potrafi zaciekawić czytelnika. Co tu mogę jeszcze napisać? Chyba należałoby się tu więcej rozwodzić nad samą treścią książki, zamiast nad jakimiś szczegółami, czy niedociągnięciami, których ja tutaj nie zauważyłam.
Każdy chyba zgodzi się ze mną, że każda książka, ukazująca wojenną rzeczywistość godna jest uwagi każdego czytelnika. Warto przecież poznać codzienność ludzi, żyjących w tamtym czasie. Ich cierpienie, strach, lęk, obawę, że nie doczekają jutra.
Gdy pracowałem dla wroga, to powieść z 1979 roku, autorstwa Feliksa Siemiankowskiego. Akcja książki toczy się w latach II wojny...
2010-08-27
Po przeczytaniu Gringo wśród dzikich plemion, postanowiłam że niedługo przeczytam również drugą powieść Cejrowskiego pt. Rio Anaconda. Od tego czasu minął już co prawda, rok, ale dobrze pamiętam, jakie pozytywne wrażenie wywarło na mnie Grino wśród dzikich plemion. I muszę przyznać, że ta książka spodobała mi się równie bardzo, a może nawet i jeszcze bardziej.
Czyż nie byłoby wspaniale odwiedzić kiedyś miejsce niedotknięte jeszcze przez cywilizację, z zupełnie odmienną kulturą od naszej? Niestety takich miejsc na Ziemi jest coraz mniej. Wkrótce nie będzie ich wcale.
Rio Anaconda to powieść podróżnicza, a przede wszystkim zbiór przygód i wspomnień Wojciecha Cejrowskiego. Książka ta zawiera również opis trudów, jakie autor musiał pokonać, aby dostać się tam, gdzie chciał.
Dzięki tym dwóm powieściom, razem z autorem odbywamy wspaniałą i niezapomnianą wyprawę w nieznane, nawet nie ruszając się z własnego domu. Tym razem Cejrowski zabrał czytelnika w niezwykłą podróż, w amazońską dżunglę, w celu spotkania indiańskich plemion i ich głębszego poznania. Możemy dowiedzieć się czegoś o ich codziennym życiu, kulturze, zwyczajach, rytuałach, poglądach na życie oraz ich jedzeniu. Bardzo nietypowym. Byłam też zaskoczona, że tamtejsi ludzie, bez żadnego wykształcenia, samodzielnie doszli do różnych rzeczy (np. do medycyny, czy praw fizyki) i potrafili wyjaśnić przeróżne zjawiska.
Styl pisania Cejrowskiego jest specyficzny, wyjątkowy, rzadko spotykany. Autor napisał tę książę z pasją i humorem, językiem który od pierwszej, do ostatniej strony ciekawi czytelnika i sprawia, że Rio Anaconda zostanie na długo w jego pamięci.
Również piękna szata graficzna nie daje o sobie zapomnieć. Mapa, fotografie, wykonane przez samego autora i oczywiście sama okładka, w twardej oprawie, upiększa całą treść. Nietypowe zdarza się czasem także rozmieszczenie tekstu.
Podsumowując, jest to wspaniała lektura, nadająca się szczególnie na długie, wakacyjne dni. Szkoda tylko, że po niewiele ponad 400 stronach, kończy się. Ja spokojnie mogłabym dalej czytać i wątpię, aby szybko mi się znudziła. Polecam osobom, które kochają podróże i książki przygodowo-podróżnicze oraz tym, których interesują Indianie. Na pewno się nie zawiedziecie.
Po przeczytaniu Gringo wśród dzikich plemion, postanowiłam że niedługo przeczytam również drugą powieść Cejrowskiego pt. Rio Anaconda. Od tego czasu minął już co prawda, rok, ale dobrze pamiętam, jakie pozytywne wrażenie wywarło na mnie Grino wśród dzikich plemion. I muszę przyznać, że ta książka spodobała mi się równie bardzo, a może nawet i jeszcze bardziej.
Czyż nie...
2010-08-25
2010-08-19
Książka pt. Anioły i demony była pierwszą Dana Browna, którą miałam przyjemność przeczytać. Piszę przyjemność, bo tę powieść czytało mi się naprawdę lekko i przyjemnie.
Brown przedstawił czytelnikowi odwieczną walkę religii z nauką. Kościół uważał, że nauka nie może iść w parze z religią, że nauka może zniszczyć wiarę ludzi w Boga.
Akcja Aniołów i demonów miała miejsce głównie w Watykanie, a więc wszystko toczyło się wokół Kościoła. Autor zamieścił dużo informacji również o funkcjonowaniu tego państwa, m.in o konklawe, wyborze papieża. Brown zawarł w swojej książce także wiele plastycznych opisów i informacji na temat budowli, obrazów oraz rzeźb, które istnieją naprawdę. To niewątpliwie bardzo upiększyło całą fabułę i dodało jej barwności. Czytałam, iż niektórym nawet przypominało encyklopedię.
Nie wiem, czy można tak ją nazwać. Za to na pewno jest to bardzo dobry thriller. Posiada chyba wszystkie cechy tego gatunku. Pełno było morderstw, intryg, zwrotów akcji, a także budzący wiele emocji, wyścig z czasem. Nie raz miałam wrażenie, że uczestniczę w tych wszystkich wydarzeniach razem z bohaterami, a więc również razem z nimi bałam się, że nie zdążą na czas znaleźć antymaterii i ocalić kardynałów, którym groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie brakło też tych dobrych bohaterów, którzy później okazywali się czarnymi charakterami.
Zakończenie nie do końca było szczęśliwe dla wszystkich bohaterów. Dla Roberta i Vittori, z pewnością jednak było, ponieważ na koniec fabuły pojawił się wątek miłosny, z tymi właśnie postaciami w roli głównej.
Niewątpliwie Anioły i demony to bardzo dobra powieść Dana Browna. Dlatego też zamierzam wkrótce kupić i przeczytać Kod Leonarda da Vinci tego samego autora. Mam nadzieję, że spodoba mi się tak jak Anioły i demony.
Książka pt. Anioły i demony była pierwszą Dana Browna, którą miałam przyjemność przeczytać. Piszę przyjemność, bo tę powieść czytało mi się naprawdę lekko i przyjemnie.
Brown przedstawił czytelnikowi odwieczną walkę religii z nauką. Kościół uważał, że nauka nie może iść w parze z religią, że nauka może zniszczyć wiarę ludzi w Boga.
Akcja Aniołów i demonów miała miejsce...
2010-08-14
To już piąta książka o Panu Samochodziku, z którą miałam przyjemność się zapoznać. Tak, jak wszystkie poprzednie powieści, i ta znowu mnie niesamowicie zaciekawiła.
Zbigniew Nienacki napisał naprawdę fantastyczne książki przygodowe. Zabiera on czytelnika w niesamowitą podróż pełną przygód. Wspaniale jest móc rozwiązywać zagadki razem z panem Tomaszem, głównym bohaterem. Zdaję sobie jednak sprawę, że już niestety powoli wyrastam z tych książek. i jeśli nie przestanę ich czytać, wkrótce moje bardzo pozytywne zdanie o nich, nieco się zmieni. Już teraz to odczuwałam. Wielka szkoda.
Tym razem Pan Samochodzik musi wyjaśnić tajemnicę kradzieży i przemytu bezcennych ikon. Trop wiedzie go do Pragi i niespodziewanie łączy się z historią zaginionego od kilkuset lat skarbu praskich alchemików. Czy zdoła rozwiązać tajemnicę tajemnic, zanim zrobią to złoczyńcy?
Sama nie wiem dlaczego fabuła powieści o Panu Samochodziku aż tak, za każdym razem mnie wciąga. Być może jest to zasługa zwrotów akcji, których jest tu naprawdę wiele, albo interesujących opisów. W tajemnicy tajemnic np. było dużo opisów Bieszczad. A na koniec książki zaskakujące zakończenie. Muszę też dodać, że zawartych jest dużo informacji z geografii i historii. Niewątpliwie jest to duży plus, gdyż mogłam się czegoś dowiedzieć po prostu czytając sobie przyjemnie książkę, zamiast zwykłego wkuwania z podręcznika.
To już piąta książka o Panu Samochodziku, z którą miałam przyjemność się zapoznać. Tak, jak wszystkie poprzednie powieści, i ta znowu mnie niesamowicie zaciekawiła.
Zbigniew Nienacki napisał naprawdę fantastyczne książki przygodowe. Zabiera on czytelnika w niesamowitą podróż pełną przygód. Wspaniale jest móc rozwiązywać zagadki razem z panem Tomaszem, głównym bohaterem....
2010-07-29
Akcja Po Słowiczej podłodze rozgrywała się w wiosce Mino, w zmyślonym przez Lian Hearn kraju, w epoce feudalizmu. Już na samym początku wyjaśniła ona, że czytelnik napotka w jej powieści ślady japońskich zwyczajów, tradycji oraz rozpozna inne charakterystyczne cechy dla Japonii. Wyjaśniła również, że Słowicze podłogi istnieją naprawdę. Gdyby nie ten krótki tekst od autorki, nigdy bym się nie domyśliła, iż nie miała ona zamiaru opisywać Japonii.
Jednym z głównych bohaterów był szesnastoletni Tomasu. Jako jedyny uszedł z życiem z wioski Mino, gdzie zginęli wszyscy Ukryci. Podczas ucieczki przed Iidą Sadamu, ocalił go pan Otori. Postanowił zabrać go ze sobą i zmienił jego imię na Takeo. Kolejną bohaterką była Kaede, zakładniczka. Kiedy poznała Takeo i zakochała się w nim, zostało już postanowione, że zostanie żoną pana Otori.
Fabuła Po Słowiczej podłodze nie jest szczególnie oryginalna. Wątek chłopca, który posiada wyjątkowe dary, jest dosyć często spotykany w książkach. Motyw walki dobra ze złem także. Chociaż ten występuje w książkach chyba od zawsze. Fabuła nie jest też skomplikowana. Nie trzeba się nad niczym zastanawiać ani też domyślać, ale jednocześnie wciąga. Język, jakim pisze Lian Hearn, może nie jest szczególnie piękny i kwiecisty, ale na całkiem dobrym poziomie. Książkę czytało mi się szybko, lekko i przyjemnie. Po Słowiczej podłodze to wprost idealna, 365 - stronicowa powieść na wakacje.
Akcja Po Słowiczej podłodze rozgrywała się w wiosce Mino, w zmyślonym przez Lian Hearn kraju, w epoce feudalizmu. Już na samym początku wyjaśniła ona, że czytelnik napotka w jej powieści ślady japońskich zwyczajów, tradycji oraz rozpozna inne charakterystyczne cechy dla Japonii. Wyjaśniła również, że Słowicze podłogi istnieją naprawdę. Gdyby nie ten krótki tekst od autorki,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Błękitnokrwiści to kolejna seria o wampirach. Przyznam, że ten temat jest już nieco oklepany, od jakiegoś czasu bardzo często spotykany i trochę już mi się znudził. No bo ile można czytać o tych istotach?
Główną bohaterką jest piętnastoletnia Schuyler. Ją też najbardziej z pozostałych polubiłam. Wszystkie postacie jednak są dobrze wykreowane i każda ma inny charakter.
Podsumowując, Błękitnokrwiści nie są jakimś wspaniałym dziełem Melissy de la Cruz. Co prawda czytało się to całkiem miło i ciekawi mnie co wydarzy się w kolejnych tomach, ale nie wiem czy sięgnę po nie.
Błękitnokrwiści to kolejna seria o wampirach. Przyznam, że ten temat jest już nieco oklepany, od jakiegoś czasu bardzo często spotykany i trochę już mi się znudził. No bo ile można czytać o tych istotach?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGłówną bohaterką jest piętnastoletnia Schuyler. Ją też najbardziej z pozostałych polubiłam. Wszystkie postacie jednak są dobrze wykreowane i każda ma inny...