-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2015-07-23
2015-08-24
Trafiła w moje ręce zupełnie przypadkowo: poszłam do sklepu z mamą po jakąś książkę na prezent dla chrześnicy i rzuciła nam się w oczy akurat ta. Właściwie nie mogę sobie przypomnieć, dlaczego akurat ją wzięłyśmy z półki - chyba dlatego że ma "młodzieżową" okładkę, a książki tej autorki ostatnio są modne...
Dopiero gdy w domu przyjrzałam się bliżej, zorientowałam się, że trochę popłynęłyśmy z tym prezentem, bo przypomniało nam się, że dziewczynka ma dopiero 11 lat. ;) Po przeczytaniu stwierdziłam, że książka jest raczej dla nieco starszych dziewczyn, ale z kolei ja mam 23 lata i czułam się o wiele za stara na takie historyjki...
Podobał mi się wątek choroby ojca i niedojrzałości matki (może to przez "zboczenie zawodowe" ;) ). Wkurzały mnie części dotyczące Simona Snowa - jest podobny do Pottera ale w taki irytujący sposób (no, może jeszcze szczypta klimatu ze "Zmierzchu" się tam wkradła przez te wampiry - ale może to tylko ja mam uraz ;) ). W ogóle miałam wrażenie, że Cath zachowuje się dziwnie jak na 18 lat - sama byłam "fanką" i też szalałam przez jakiś czas za fanfikami, ale, kurde, to było mniej więcej na poziomie podstawówki/gimnazjum i przez to wydawało mi się, że bohaterka przesadza i że właściwie powinna już z tego wyrosnąć.
Ogólnie: taka zwyczajna książka dla młodzieży.
Denerwowało mnie jeszcze to, że znalazłam znów kilka literówek, a nazwisko Simona było raz odmieniane, raz nie (o co chodzi?).
Trafiła w moje ręce zupełnie przypadkowo: poszłam do sklepu z mamą po jakąś książkę na prezent dla chrześnicy i rzuciła nam się w oczy akurat ta. Właściwie nie mogę sobie przypomnieć, dlaczego akurat ją wzięłyśmy z półki - chyba dlatego że ma "młodzieżową" okładkę, a książki tej autorki ostatnio są modne...
Dopiero gdy w domu przyjrzałam się bliżej, zorientowałam się, że...
2015
2015-12-24
2015-12-12
2015-12
2015-12-12
2015-12-01
2015-12-01
2015-11-27
2015-11-20
2015-11-17
2015-11-12
2015-11-04
2015-10-27
Po niezbyt przyjemnych wrażeniach z czytania pierwszych trzech tomów postanowiłam tym razem dać szansę audiobookowi.
A może po prostu chciałam sprawdzić, czy Bobrowski też będzie chciał "się zerzygać" jak Koroniewska. ;)
Postanowiłam słuchać sobie w tramwaju. Byłam ciekawa, jakim lektorem jest Szymon Bobrowski (moja mama zawsze się nim zachwyca, więc miałam nadzieję, że może jego głos jakoś tego gniota ocali).
Od wydania poprzedniej części minęło już trochę czasu, ale raczej nie spodziewałam się, że styl autorki choć odrobinę się poprawił.
Obawy były słuszne.
Historia ta sama, bohaterowi ci sami (trzeba dodać do tego, że są prawie identyczni jak bohaterowie "Zmierzchu" - nadal), dialogi te same i wciąż brzmią głupio. Niby dodane są jakieś przemyślenia Christiana, ale w zasadzie niczego one nie zmieniają - nie dodają niczego nowego, odkrywczego czy zaskakującego. Opisy koszmarów Greya są żenujące - zwłaszcza kiedy jest w nich małym chłopcem (głos dorosłego faceta wypowiadającego te wszystkie zdania jak kilkulatek? - blee). Jeszcze bardziej irytujące są części z mailami - w książce można było ominąć wzrokiem te wszystkie godziny nadania i podpisy, w przypadku audiobooka trzeba wysłuchiwać po pierdyliard razy "prezes Grey Enterprises Holdings Incorporated", co doprowadza do szału.
Kiedy musiałam przerywać słuchanie, nie wiedziałam potem, od którego momentu wznowić, bo wydawało mi się, że to WSZYSTKO już było. I miałam ochotę dopowiadać po każdym zdaniu: "bla, bla, bla".
Męczyłam się z każdą minutą i utwierdziło mnie to w przekonaniu, że Grey to książka dla... masochistów. Może o to w tym wszystkim chodziło. Żeby się umęczyć jak biedna Ana. :p
Pierwszą część usprawiedliwiałam tym, że może to taka nowość - koszmarek, ale za to "coś innego" i może w jakiś sposób wyróżniającego się. Teraz już wiadomo, że chodzi tylko o zarobienie większego hajsu na odgrzewanym starym kotlecie. Ja dostałam niestrawności, ale kilka moich znajomych uwielbia Greya i są strasznie nakręcone na tę część sagi, co mnie szczerze dziwi. A kiedy nazywają to "dobrą książką", to moje serce płacze.
Mam nadzieję, że to już ostatni wybryk tej autorki.
(2 gwiazdki, bo boję się, że kolejna część będzie i będzie gorsza.)
Po niezbyt przyjemnych wrażeniach z czytania pierwszych trzech tomów postanowiłam tym razem dać szansę audiobookowi.
A może po prostu chciałam sprawdzić, czy Bobrowski też będzie chciał "się zerzygać" jak Koroniewska. ;)
Postanowiłam słuchać sobie w tramwaju. Byłam ciekawa, jakim lektorem jest Szymon Bobrowski (moja mama zawsze się nim zachwyca, więc miałam nadzieję, że...
2015-09-25
2015-09-23
2015-09-23
2015-09-21
2015-09-21
Na podręczniki akademickie powinna być osobna kategoria: nie 'chcę przeczytać', ale 'muszę przeczytać'. ;)
Piękne wydanie, gruba oprawa, mocne strony (zupełne przeciwieństwo Interny Szczeklika). Niestety ciężka jak cholera (moja waga pokazała 3,5 kg ;)).
W trakcie czytania opadły mi ręce: "dwutlenek wodoru". Co autor miał na myśli?
Inne 'hity':
- "Błona śluzowa może odzyskać całkowicie prawidłową budowę, jeżeli pacjent nie umrze z powodu choroby pierwotnej." (str. 641)
- "wygląda na to, że cokolwiek robimy w naszym życiu, co jest formą radości życia, okazuje się albo nielegalne, albo niemoralne, albo tuczące, albo nawet - co najbardziej przygnębiające - może być kancerogenne." (str. 198)
- "Kto wie, może wkrótce w reklamie w języku angielskim 'designer genes' widnieć będzie obok 'designer jeans'!" (str. 236)
- "Efektem działania tych wszystkich czynników uszkadzających jest zredukowanie glutationu (GSH) do jego utlenionej formy (GSSG), przez wytwarzanie nadtlenku wodoru." (str. 467)
- ciągłe przekręcanie wirusa Epsteina-Barr w "Ebsteina-Barr" (np. str. 507),
- mylenie 'rash' z 'rush'.
Jeszcze gdzieś było zdanie mówiące o tym, że nowotwory nie czytają podręczników do patologii.
Miłej nauki!
I jeszcze smutna komórka z mutacjami: https://scontent-b-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-prn1/t1/1545088_10202162833463875_667147378_n.jpg
---
Po zaliczeniu przedmiotu stwierdziłam, że raczej nie wrócę do niej nigdy. :p
Niektórzy asystenci uważają, że kilka działów jest napisane "jakby ktoś nie wiedział o czym pisze". Ale ogólnie da się czegoś stąd nauczyć.
Nie przebrnęłam przez całość. Może nowe wydanie jest lepsze - nie wiem.
Na podręczniki akademickie powinna być osobna kategoria: nie 'chcę przeczytać', ale 'muszę przeczytać'. ;)
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPiękne wydanie, gruba oprawa, mocne strony (zupełne przeciwieństwo Interny Szczeklika). Niestety ciężka jak cholera (moja waga pokazała 3,5 kg ;)).
W trakcie czytania opadły mi ręce: "dwutlenek wodoru". Co autor miał na myśli?
Inne 'hity':
- "Błona śluzowa może...