rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

ZZ Packer stworzyła naprawdę dobre teksty o czarnoskórych. Moim ulubionym opowiadaniem, które dało mi chyba najwięcej do myślenia jest tytułowe "Pijąc kawę gdzie indziej" opowiadające o nastolatce uciekającej z domu, a właściwie, jak jej się wydawało "do domu".
Gorąco polecam
M.

ZZ Packer stworzyła naprawdę dobre teksty o czarnoskórych. Moim ulubionym opowiadaniem, które dało mi chyba najwięcej do myślenia jest tytułowe "Pijąc kawę gdzie indziej" opowiadające o nastolatce uciekającej z domu, a właściwie, jak jej się wydawało "do domu".
Gorąco polecam
M.

Pokaż mimo to

Okładka książki Zbaw nas ode złego Lisa Collier Cool, Ralph Sarchie
Ocena 6,8
Zbaw nas ode z... Lisa Collier Cool, ...

Na półkach: , ,

Z reguły mam tak, że jak książka nie przypadnie mi do gustu to nie mam co o niej napisać. Tak też jest i w tym wypadku…
Książka mnie nie zachwyciła. Myślałam, że będzie dużo lepiej napisana. A tym czasem ciągle miałam wrażenie, że autorzy piszą ciągle o tym samym. Zło i demony. Rozumiem, że taki był zamysł powieści, ale żeby co chwila przy omawianiu nowego przypadku opętania przypominać o tych samych sprawach: żeby nie opowiadać o demonie, bo to mu przysparza sławy i woła go do ofiary, że aby wziąć udział w egzorcyzmach trzeba być w stanie łaski, że przed udziałem w Sprawie trzeba odbyć czarny post, że podczas wypędzania z domu demona odmawia się Modlitwę papieża Leona XIII. Zabieg ten jest trochę nudny, właśnie przez to przypominanie lektura mi się dłużyła, bo miałam wrażenie (i raczej nie mylne) że czytam ciągle to samo.
Wnętrze książki nie jest nadzwyczajne. Znalazłam kilka błędów w druku: gdzieniegdzie brakujące litery czy słowa.
Tak jak wyżej wspomniałam „Zbaw nas ode złego” nie przypadło mi do gustu, jednak na pewno znajdą się tacy czytelnicy, którzy będą zachwyceni tą książką.
M.

Z reguły mam tak, że jak książka nie przypadnie mi do gustu to nie mam co o niej napisać. Tak też jest i w tym wypadku…
Książka mnie nie zachwyciła. Myślałam, że będzie dużo lepiej napisana. A tym czasem ciągle miałam wrażenie, że autorzy piszą ciągle o tym samym. Zło i demony. Rozumiem, że taki był zamysł powieści, ale żeby co chwila przy omawianiu nowego przypadku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Niewidzialny most” dostałam od wydawnictwa Czarna Owca już jakiś czas temu, ale wcześniej nie mogłam znaleźć odpowiedniego czasu, żeby ją przeczytać. A teraz gdy sesja dobiegła końca i gdy w końcu mam więcej czasu na to co kocham – nadeszła ta pora.
Książka została napisana przez Julie Orringer – autorkę nagrodzonego zbioru opowiadań „How to Breathe Underwater”, który znalazł się na liście Notable Books dziennika „New York Times”. Zdoła nagrodę Discovery Prize magazynu literackiego „The Paris Review” i otrzymała stypendia od National Endowment for the Arts na Uniwersytecie Stanforda oraz Dorothy and Lewis B. Cullman Center for Scholars and Writers w Bibliotece Publicznej Nowego Jorku.
Na prawie 800 stronach autorka przedstawiła historię rodziny węgierskich Żydów podczas II Wojny Światowej. Opowieść rozpoczyna się od studiów Andrasa w Paryżu, gdzie tam poznaje wspaniałych ludzi pomagających mu w trudnych chwilach, zyskuje przyjaciół i przeżywa najwspanialsze chwile w swojej młodości. Ta część jego życia przepełniona jest sielanką, która od czasu do czasu zagłuszana jest małą tragedią lub nieporozumieniem. Prześladowania Żydów nie są tam jeszcze aż tak widoczne, a jeżeli jakieś się zdarzają to w środowisku akademickim są potępiane. Wszystko zmienia się oczywiście podczas wybuchu wojny…
Nie chcę streszczać całej książki, dlatego wspomnę tylko, że autorka potrafi zbudować napięcie i przywiązać czytelnika do bohaterów. Przyznam się, że na sam koniec lektury się popłakałam, to w jaki sposób J. Orringer zakończyła opowieść… Dwa ostatnie rozdziały czytałam przez łzy.
Książkę polecam całym sercem, jest ona jedną z najlepszych jaką przeczytałam od pewnego czasu!
M.

„Niewidzialny most” dostałam od wydawnictwa Czarna Owca już jakiś czas temu, ale wcześniej nie mogłam znaleźć odpowiedniego czasu, żeby ją przeczytać. A teraz gdy sesja dobiegła końca i gdy w końcu mam więcej czasu na to co kocham – nadeszła ta pora.
Książka została napisana przez Julie Orringer – autorkę nagrodzonego zbioru opowiadań „How to Breathe Underwater”, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W końcu po kilkumiesięcznym oczekiwaniu dostałam w swoje ręce „Hyperversum 2: Sokół i Lew”. Dla przypomnienia dodam, że książka opisuje perypetie przyjaciół, którzy podczas grania w grę komputerową zostali wciągnięci do świata średniowiecza. Wcześniejsza część zakończyła się szczęśliwym powrotem, prawie wszystkich przyjaciół do teraźniejszości. W średniowiecznym świecie postanowiła zostać tylko jedna osoba – Donna, która obiecała zaopiekować się Isabeau (żoną Iana, w średniowieczu znanym jako Jean Marc de Ponthieu) do czasu powrotu Ian’a zmuszonego powrócić do teraźniejszości. Niestety rozłąka Jean’a i Isabeau trwała dłużej niż chłopak się spodziewał. Dopiero po ponad dwóch latach udało mu się, razem z jego przyjacielem Dawidem, ponownie uruchomić przejście, otwierające się za pomocą Hypeversum. W tym właśnie momencie zaczyna się druga część książki… Jak można się było tego spodziewać, Ian’owi nie jest dane szybko zobaczyć swoją ukochaną. Na jego drodze, po raz kolejny pojawiają się przeszkody dość trudne do pokonania. To czy Srebrnemu Sokołowi się udało je pokonać, czy też poległ w trakcie ich pokonywania możecie dowiedzieć się poprzez lekturę. Mogę tylko zdradzić, że niedawni wrogowie okażą się przyjaciółmi. Jak wiadomo: „nieprzyjaciel mojego nieprzyjaciela jest moim przyjacielem”.
Cieszę się, że szata graficzna powieści się nie zmieniła. Kolejne rozdziały zdobią zdjęcia przypominające wizerunki graczy. Paginacja również jest utrzymana w ładnym stylu… Pozostaje mi tylko zachęcić Was do lektury.

W końcu po kilkumiesięcznym oczekiwaniu dostałam w swoje ręce „Hyperversum 2: Sokół i Lew”. Dla przypomnienia dodam, że książka opisuje perypetie przyjaciół, którzy podczas grania w grę komputerową zostali wciągnięci do świata średniowiecza. Wcześniejsza część zakończyła się szczęśliwym powrotem, prawie wszystkich przyjaciół do teraźniejszości. W średniowiecznym świecie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zacznę od wizualnej strony książki. Okładka jest całkowicie zwyczajna, niczym szczególnym się nie wyróżnia. W środku również nie ma fajerwerków – za co bardzo dziękuję! – ot, zwykła powieść fantastyczna. Ale jeden, bardzo mały szczegół mnie uwiódł: połączenie litery „t” z innymi literkami. To naprawdę drobiazg, który sprawił, że podczas czytania ciągle w głowie miałam świadomość, że litera „t” jest najładniejszą z całego alfabetu. Po raz kolejny sprawdziła się metoda, że im mniej tym lepiej.
Co do treści. Kolejna opowieść o zwykłym człowieku, który za sprawą przypadku staje się uczniem czarodzieja. Podczas terminowania i uczenia się spotykają go przeróżne historie za sprawą, których musi walczyć ze złymi mocami… Brzmi coś znajomo, prawda? Jednak nie. Ben Aaronovitch przedstawia historię ciemnoskórego policjanta, który rzeczywiście w dość dziwnych i niespodziewanych okolicznościach staje się uczniem czarodzieja. Jednak nie jest to opowieść bazująca na historii „Harry’ego Potter’a”. Autor przedstawia nam zwykłego mieszkańca Londynu, który bardzo łatwo rozprasza się najdrobniejszymi rzeczami. Podczas nauki kolejnych forma musi jednocześnie poradzić sobie z duchem rebelii i rozruchów zabijającym cywilów, konfliktem pomiędzy bogiem i boginią Tamizy i chęcią zaciągnięcia swojej koleżanki z pracy do łóżka…
Książkę szybko się czyta, jest wciągająca i dość nieprzewidywalna. Autor stworzył wspaniałego bohatera, który jest lekko roztrzepany, łatwo się rozprasza i do tego jest przezabawny. Muszę przyznać, że w „Rzekach Londynu” uwiódł mnie humor i wcześniej wspomniane połączenie literki „t” z innymi literami. Polecam książkę gorąco!

Zacznę od wizualnej strony książki. Okładka jest całkowicie zwyczajna, niczym szczególnym się nie wyróżnia. W środku również nie ma fajerwerków – za co bardzo dziękuję! – ot, zwykła powieść fantastyczna. Ale jeden, bardzo mały szczegół mnie uwiódł: połączenie litery „t” z innymi literkami. To naprawdę drobiazg, który sprawił, że podczas czytania ciągle w głowie miałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Oszustki” to powieść napisana naprawdę dobrze. W trakcie lektury byłam ciekawa co się dalej wydarzy, co się stanie nowego w życiu Lillemor Troj. Czy jej tajemnica zostanie ujawniona?
Sam pomysł o tym, by napisać książkę o pisarkach piszących książki jest bardzo trafiony. Autorka stworzyła postaci, które trudno polubić i trudno znienawidzić – przynajmniej w moim przypadku. Lillemor jest ładną, zgrabną i dość naiwną dziewczyną a później kobietą, która sporo wysiłku i myślenia wkłada w podwyższanie swojego statusu społecznego. Natomiast Babba jest całkowitym jej przeciwieństwem: nie lubi pokazywać się publicznie, nie interesuje ją jej wygląd, to czy przytyje czy też nie. Jej miłością są książki i nieżyjący już autorzy, potrafi oddać się im cała. Dlatego wydaje się dziwne, że te dwie całkowicie różnie osoby połączyły się i napisały wspólnymi siłami kilkanaście książek, które odniosły sukces.
Kerstin Ekman potrafi naprawdę dobrze pisać. Trzyma w niepewności czytelnika tyle ile trzeba, nie przedłuża i nie dodaje zbędnych opisów. Jej język nie jest zawiły dzięki czemu miło się czyta to co napisała.
Polecam książkę z czystym sumieniem. Warto ją przeczytać. Jest inteligentna, z ostrymi uwagami, autorka nie owija w bawełnę.

„Oszustki” to powieść napisana naprawdę dobrze. W trakcie lektury byłam ciekawa co się dalej wydarzy, co się stanie nowego w życiu Lillemor Troj. Czy jej tajemnica zostanie ujawniona?
Sam pomysł o tym, by napisać książkę o pisarkach piszących książki jest bardzo trafiony. Autorka stworzyła postaci, które trudno polubić i trudno znienawidzić – przynajmniej w moim przypadku....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na samym początku lektury myślałam, że „5 języków miłości” skierowane jest tylko do małżeństw czy osób żyjących w związkach. Myliłam się. Książkę opłaca się przeczytać również singlom. Dzięki niej można zrozumieć gdzie w przeszłości popełniało się błędy po to, by w przyszłości je zminimalizować lub całkowicie wyeliminować.
Tytułowe języki wcale nie są trudne do nauczenia się. Muszę przyznać, że zdziwiło mnie to, jakie one są (przepraszam za wyrażenie) prymitywne. Okazuje się, że po to, by „zapełnić zbiornik miłości” drugiej osoby trzeba nauczyć się jej języka, którym może być: dobry czas, przyjmowanie podarunków, drobne przysługi, dotyk czy wyrażenia afirmatywne. Autor wyjaśnia, że każdy z tych języków ma też swoje dialekty, dlatego nie zawsze łatwo jest uszczęśliwić swoją połówkę…
Jest to mój pierwszy tego typu poradnik i musze przyznać, że się nie zawiodłam. Gary Chapman jest psychologiem i terapeutą małżeńskim, w swoich książkach dzieli się zdobyta wiedzą, przywołuje przykłady… Być może właśnie to sprawiło, że „5 języków miłości” zostało okrzyknięte najlepszym i najpopularniejszym poradnikiem dla małżeństw.
Jeżeli chodzi o budowę książki to okładka przypomina bardziej okładkę do romansidła niż do poradnika (przynajmniej moje wydanie). Za to rozdzielenie kolejnych rozdziałów jest bardzo sympatyczne, a na końcu każdego z nich wstawienie króciutkiego testu („Twoja kolej”) zmusza czytelnika nie tylko do biernego czytania, ale też do uruchomienia większej ilości szarych komórek mózgowych potrzebnych do udzielenia odpowiedzi. Co bardzo mi się spodobało (pytania stworzone są dla małżeństw, więc singiel będzie miał trudności z udzieleniem odpowiedzi). Dodatkowo wyróżnienie najważniejszych kwestii w każdym z rozdziałów czy podrozdziałów pozwala na szybkie przypomnienie sobie czy też uprzytomnienie tego co najważniejsze.

Na samym początku lektury myślałam, że „5 języków miłości” skierowane jest tylko do małżeństw czy osób żyjących w związkach. Myliłam się. Książkę opłaca się przeczytać również singlom. Dzięki niej można zrozumieć gdzie w przeszłości popełniało się błędy po to, by w przyszłości je zminimalizować lub całkowicie wyeliminować.
Tytułowe języki wcale nie są trudne do nauczenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest dość specyficzna… Nie wiem jak ją ocenić, pewnie żebym miała dokładny obraz powinnam była przeczytać całą trylogię, jednak po lekturze „1Q84” nie czułam się zachęcona do przeczytania kolejnych części. Bohaterowie mają swój bardzo specyficzny sposób bycia i mówienia, który nie zawsze mi pasował. Chociaż musze przyznać, że postać Fukaeri oczarowała mnie. To w jaki prosty i jednocześnie tajemniczy sposób wypowiada się, jak się zachowuje i w jaki sposób opowiada o Little People sprawiło, że w mojej głowie widziałam dziewczynę silną z rezerwą do ludzi i świata potrafiącą zadbać o siebie samą i jednocześnie myślącą o najbliższych. Ale w całej powieści tylko ona zyskała moją całkowitą sympatię. Tengo był dla mnie zbyt… nudny, a Aomame troszeczkę dziwna z tą swoją prawdziwą miłością.
Co do składu książki to mam zastrzeżenia. Sporo literówek, które aż rażą (musiałam się powstrzymywać żeby nic nie poprawiać w książce, bo korzystałam z egzemplarza bibliotecznego). Nie wliczam tutaj dialogów z Fukaeri, gdyż tutaj od razu widać zamysł autora. Z błędów, czy z niedociągnięć znalazłam tylko to…
I teraz najważniejsze: czy polecam czy też nie? Mnie osobiście książka nie zachwyciła, ale nie jest zła sama w sobie. Przecież bardzo często się zdarza, że komuś coś nie podpasuje, chociaż podoba się to sporej rzeczy ludzi. Dlatego nie wyrażę jasnej opinii.
www.bibliotekarki.blog.pl

Książka jest dość specyficzna… Nie wiem jak ją ocenić, pewnie żebym miała dokładny obraz powinnam była przeczytać całą trylogię, jednak po lekturze „1Q84” nie czułam się zachęcona do przeczytania kolejnych części. Bohaterowie mają swój bardzo specyficzny sposób bycia i mówienia, który nie zawsze mi pasował. Chociaż musze przyznać, że postać Fukaeri oczarowała mnie. To w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest fenomenalna! I muszę powiedzieć, że nie żałuję tego że najpierw obejrzałam film a dopiero później ją przeczytałam. Miałam niezłą zabawę gdy odnajdywałam różnicę pomiędzy dziełem Davida O. Russella a Matthew Quicka. Postać Pata zagarnęłaby sobie całą moją sympatię gdyby nie Tiffany, która wprost oczarowała mnie swoją bezpośredniością i cynicznym podejściem do życia. Pat jest tak optymistyczny, że momentami aż słodki, co średnio pasuję do trzydziestokilkuletniego mężczyzny. Jednak muszę przyznać, że jego teoria o tym, że życie to film jest fantastyczna. To w jaki sposób jest pewien szczęśliwego zakończenia, w jaki sposób do tego dąży… daje nadzieję na lepsze jutro i od razu poprawia człowiekowi humor, bo powoli zaczyna wierzyć (tak jak Pat), że wszystko dobrze się skończy. Chociaż jego obsesja na punkcie byłej żony jest dość niepokojąca, to jednocześnie pokazuje przywiązanie i ogromną miłość jaką ją darzył. Muszę przyznać, że postać Pata tylko na samym początku lektury wydaje się prosta i nieskomplikowana, ale w trakcie czytania czytelnik zdaje sobie sprawę z tego, że jest to bardziej złożona postać. Nie jest tylko jakimś tam wariatem. Jest to człowiek po przejściach, który ma problem z własnym temperamentem.
Książkę polecam. Jest to opowieść o problemach psychicznych i o tym jak sobie z nimi radzić, ale jednocześnie zawiera w sobie wątki miłosne. Autor przedstawia kilka wzorów rodzin i opisuje ich perypetie. „Poradnik pozytywnego myślenia” jest warty przeczytania. Film oczywiście też polecam ; )

Książka jest fenomenalna! I muszę powiedzieć, że nie żałuję tego że najpierw obejrzałam film a dopiero później ją przeczytałam. Miałam niezłą zabawę gdy odnajdywałam różnicę pomiędzy dziełem Davida O. Russella a Matthew Quicka. Postać Pata zagarnęłaby sobie całą moją sympatię gdyby nie Tiffany, która wprost oczarowała mnie swoją bezpośredniością i cynicznym podejściem do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Każda szczęśliwa chwila” to opowieść o włoskiej rodzinie, która boryka się z problemami małżeńskimi. Nie jest to, w moim mniemaniu, normalne przedstawienie rodziny. Główna bohaterka – Penelopa – już na samy początku książki odchodzi od męża i trójki swoich dzieci. Dopiero w trakcie czytania dowiadujemy się dlaczego była do tego zmuszona. Jej mąż – Andrea – od chwili jej odejścia musi radzić sobie sam z rozkapryszonymi dziećmi, cwaną pomocą domową, zdziwionymi niezadowolonymi przyjaciółkami żony oraz chorą matką. Czy mu się to udaje? Dowiecie się po przeczytaniu książki.
Sama powieść mnie znudziła. Czytałam ją bardzo długo i przerywałam chyba z trzy razy, w międzyczasie rozkoszując się inną lekturą. Historia Penelopy, Andrei, Ireny, Mimi i Mortimera jest dla mnie zbyt abstrakcyjna. Jak to możliwe, że matka i córka (a później, co jest bardzo prawdopodobne, wnuczka) zdradzają swoich mężów z prawie identycznych powodów? I do tego znajdują sobie kochanków, których kochają całym sercem? I nawet ich historie kończą się tak samo…
Nie wiem czy mam polecić tą książkę, czy też nie. Mi osobiście nie przypadła do gustu. Jak już wcześniej wspomniałam – znudziła mnie. Ale jeżeli ktoś lubi historie miłosne, książki o rozterkach sercowych i życiowych to „Każda szczęśliwa chwila” jest dla niego.
M.

„Każda szczęśliwa chwila” to opowieść o włoskiej rodzinie, która boryka się z problemami małżeńskimi. Nie jest to, w moim mniemaniu, normalne przedstawienie rodziny. Główna bohaterka – Penelopa – już na samy początku książki odchodzi od męża i trójki swoich dzieci. Dopiero w trakcie czytania dowiadujemy się dlaczego była do tego zmuszona. Jej mąż – Andrea – od chwili jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Godzina 21:37” nie jest zwyczajnym reportażem. Autorka omawia o ucisku kobiet, dlatego spora część akcji toczy się w Polsce, gdzie aborcja jest nielegalna. Bohaterki to zwyczajne kobiety, które często muszą samodzielnie zmagać się ze swoimi problemami, jak Agata z niechcianą ciążą. Przeczytanie książki trochę mi zajęło, chociaż to zaledwie 315 stron. Jest napisana w taki sposób, że ciężko się skupić na tekście, niestety Pani Alfredsson nie potrafiła mnie porwać i zainteresować, pomimo tematyki.

Rodzina Agaty wydała mi się bardzo przerysowana (siostra zagorzała katoliczka, tak samo jak matka i dziadek i do tego starszy brat należący do Młodzieży Wszechpolskiej?), ale może takie było zamierzenie autorki.

Jednak muszę przyznać, że Karin Alfredsson bardzo dobrze ujęła przemianę jednej z głównych bohaterek – szwedzkiej ginekolog Ellen. Z kobiety gotowej zmieniać świat na lepsze, która interweniowała, gdy komuś działa się krzywda, zmieniła się w nieinteresującą się problemami innych.

Czy książkę warto przeczytać? Sama nie jestem pewna…

„Godzina 21:37” nie jest zwyczajnym reportażem. Autorka omawia o ucisku kobiet, dlatego spora część akcji toczy się w Polsce, gdzie aborcja jest nielegalna. Bohaterki to zwyczajne kobiety, które często muszą samodzielnie zmagać się ze swoimi problemami, jak Agata z niechcianą ciążą. Przeczytanie książki trochę mi zajęło, chociaż to zaledwie 315 stron. Jest napisana w taki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że „Modlitwy waginy” bardziej mi się podobały niż „Wilgotne miejsca”. Druga książka Charlotte Roche opowiada nie tylko o kobiecych miejscach intymnych, ale też o psychice, typowych problemach z którymi większość „płci pięknej” musi się borykać oraz o kompleksach, w które większość sama się zapędza.
„Modlitwy waginy” są napisane subtelniej, ale jednocześnie Roche nie pozbyła się typowego dla siebie szczerego i ciętego języka. Główna bohaterka, Elizabeth Kiehl jest kobietą po przejściach (konkretnie jednym, wielkim wypadku, który rzutuje na całe jej życie), która zmaga się ze swoimi problemami oraz chorobliwą zazdrością o męża. Pomaga jej przy ty jej terapeutka – A. Drescher.
Książka opisuje jak toczy się codzienne życie rodziny patchworkowej. Dzięki czarnemu humorowi autorki oraz doskonałemu pomysłowi na fabułę jest to idealna lektura dla wszystkich. Łączy w sobie nie tylko powieść erotyczną, fabularną ale dodatkowo można w niej znaleźć poradnik dla rodziców oraz podstawy psychologii. Być może właśnie dlatego „Modlitwy waginy” bardziej przypadły mi do gustu niż wcześniejsza książka Charlotte Roche.
Polecam!!
M.

Muszę przyznać, że „Modlitwy waginy” bardziej mi się podobały niż „Wilgotne miejsca”. Druga książka Charlotte Roche opowiada nie tylko o kobiecych miejscach intymnych, ale też o psychice, typowych problemach z którymi większość „płci pięknej” musi się borykać oraz o kompleksach, w które większość sama się zapędza.
„Modlitwy waginy” są napisane subtelniej, ale jednocześnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na „Subtelny nos Lilli Steinbeck” natrafiłam przypadkiem w księgarni. Do kupna zachęcił mnie tytuł i okładka, która jest naprawdę interesująca. Ale akurat nie te czynniki są najważniejsze. To w jaki sposób Heinrich Steinfest przedstawia historię uprowadzenia niemieckiego ornitologa, ja wyjaśnia powody, którymi kierowali się porywacze… Dodatkowo język i specyficzne poczucie humoru na miarę Woody’ego Allena – to wszystko sprawia, że książka jest warta przeczytania. Dialogi pomiędzy bohaterami, w różnych sytuacjach wydają się tak absurdalne, że aż nieprawdziwe co paradoksalnie dodaje im autentyczności. Nie wspomnę już o postaci Kallimachosa, najgrubszego detektywa w Atenach.
Historia rozrysowana przez autora jest nieprawdopodobna i zaskakująca. Pełno w niej niespodziewanych zwrotów akcji. Jest to satyryczny kryminał. A gdy zaczynałam go czytać pierwszym co mi się nasunęło, było podobieństwo do humoru Allena.
Polecam wszystkim tym, którzy uwielbiają książki i filmy Woody’ego oraz lubującym się w niestandardowych kryminałach.
M.

Na „Subtelny nos Lilli Steinbeck” natrafiłam przypadkiem w księgarni. Do kupna zachęcił mnie tytuł i okładka, która jest naprawdę interesująca. Ale akurat nie te czynniki są najważniejsze. To w jaki sposób Heinrich Steinfest przedstawia historię uprowadzenia niemieckiego ornitologa, ja wyjaśnia powody, którymi kierowali się porywacze… Dodatkowo język i specyficzne poczucie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autor połączył w książce elementy historyczne fantastyczne w taki sposób, że czasami czytelnik sam się zastanawia czy to się kiedykolwiek zdarzyło, czy to czysta fikcja literacka. Dodatkowo postaci bohaterów nie są ani czarne ani białe, co dodaje powieści dodatkowego uroku. Nie jesteśmy w stanie w stu procentach przewidzieć zachowania uzależnionego od leków profesora, czy młodej włoszki – Eleny.
Sam motyw zaginionego krzyża i gwiazdy skojarzył mi się trochę z „Kodem Leonarda da Vinci”, jednak w trakcie lektury dotarło do mnie, że pomiędzy „Gwiazdą Strindberga” a „Kodem…” nie ma niczego podobnego.
Jeżeli chodzi o wizualną część książki to okładka jest dość ładna, lekko chaotyczna, ale idealnie pasuje do treści. Nie zauważyłam, żadnych błędów redakcyjnych co się ogromnie chwali. Bardzo spodobała mi się wzmianka „Od autora”, dlatego ją tutaj przytoczę. W tych słowach zawarta jest cała istota tej książki:
„W tych nielicznych przypadkach, w których powieść odbiega od rzeczywistości, to rzeczywistość powinna się zmienić.”

Polecam
M.

Autor połączył w książce elementy historyczne fantastyczne w taki sposób, że czasami czytelnik sam się zastanawia czy to się kiedykolwiek zdarzyło, czy to czysta fikcja literacka. Dodatkowo postaci bohaterów nie są ani czarne ani białe, co dodaje powieści dodatkowego uroku. Nie jesteśmy w stanie w stu procentach przewidzieć zachowania uzależnionego od leków profesora, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wilgotne miejsca to książka wzbudzająca wiele odczuć. Czytając ją byłam zafascynowana, obrzydzona, rozbawiona, smutna. Nie wiem w jaki sposób Charlotte Roche to zrobiła, ale należą jej się ogromne gratulacje.
Główna bohaterka – Helen ma odmienne poglądy od wszystkich i na wszystko – zwłaszcza na higienę. Jej sposób myślenia również wybiega poza jakiekolwiek schematy. To w jaki sposób się zachowuje i jak dąży do celu ją wyróżnia spośród innych ludzi. Ma mnóstwo wad, które można również potraktować jako zalety. Dla mnie Helen jest przykładem człowieka pełnego skrajności.
Całą akcja książki rozgrywa się w szpitalu, a przynajmniej tak nam się wydaje. Otóż główna bohaterka i narratorka zarazem przebywa na oddziale proktologicznym. Leżąc w łóżku z bólu nie może się poruszać, dlatego zaczyna wspominać co ciekawsze momenty w swoim życiu. I tak ze szpitala przenosimy się do jej rodzinnego domu, na rynek, do mieszkania Kenella… To trzeba Helen przyznać, mimo młodego wieku (skończyła osiemnaście lat) miała burzliwe życie.
Książkę polecam z całego serca. Język jest może dość wulgarny, ale to nadaje tylko Wilgotnym miejscom uroku.
M.

Wilgotne miejsca to książka wzbudzająca wiele odczuć. Czytając ją byłam zafascynowana, obrzydzona, rozbawiona, smutna. Nie wiem w jaki sposób Charlotte Roche to zrobiła, ale należą jej się ogromne gratulacje.
Główna bohaterka – Helen ma odmienne poglądy od wszystkich i na wszystko – zwłaszcza na higienę. Jej sposób myślenia również wybiega poza jakiekolwiek schematy. To w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Księga imion Jill Gregory, Karen Tintori
Ocena 5,9
Księga imion Jill Gregory, Karen...

Na półkach: ,

Księga Imion to książka napisana w podobnym stylu co Kod Leonarda da Vinci. Głównym wątkiem jest tutaj ocalenie świata przed gnozytami. Sekta ta już od wieków próbuje zabić trzydziestu sześciu lamed wowników – ludzi o czystym sercu, którzy żyją nieświadomi tego jak ważni są dla ludzkości. Ich nazwiska zostały spisane przez Adama, w tytułowej Księdze Imion, która zaginęła. Przez tysiąclecia tajemnica ta była pozornie bezpieczna, dopóki pewien archeolog nie odnalazł kolejnej części Księgi… Do wyścigu z czasem, toczącego się pomiędzy gnozytami i kabalistami, dołącza David Shepherd, profesor oraz syn senatora…
Książka napisana przez Jill Gregory oraz Karen Tintori wciąga nie tylko stylem jakim została napisana ale również mistycyzmem. Notatnik z nazwiskami, który kryje więcej tajemnic niż się początkowo wydaje, cenne kamienie z hebrajskimi literami… Ta historia naprawdę wciąga!
Cieszę się, że po raz kolejny, przez zupełny przypadek trafiłam na ciekawą książkę. Księga Imion to nie tylko thriller. Autorki zawarły w niej część historii Żydów, a dokładniej Kabalistów oraz sztuki gematrii.
Książkę polecam wszystkim fanom Kodu Leonarda da Vinci oraz miłośnikom spisków i tajemnic.
Naprawdę warto!
M.

Księga Imion to książka napisana w podobnym stylu co Kod Leonarda da Vinci. Głównym wątkiem jest tutaj ocalenie świata przed gnozytami. Sekta ta już od wieków próbuje zabić trzydziestu sześciu lamed wowników – ludzi o czystym sercu, którzy żyją nieświadomi tego jak ważni są dla ludzkości. Ich nazwiska zostały spisane przez Adama, w tytułowej Księdze Imion, która zaginęła....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Chuliganka” to debiut Izabeli Jung. I muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam. Myślałam, że będzie to łzawa historia, a autorka przynudzać będzie opisami ciągle tych samych „głębokich” uczuć. Jednak, na całe szczęśnie, tak nie było. Oczywiście książka opiera się na wątku miłosnym, więc nie sposób pozbyć się opisów uczuć. Ale jakie są to opisy! Jakie uczucia! Wyobraźcie sobie nielegalny związek Polki, która życie jak się jej podoba i Czeczena z zasadami. Uwierzcie mi – mieszanka dość wybuchowa. Dlaczego ten związek jest nielegalny? Otóż, Ewa jest mężatką i matką dwójki uroczych chłopców. Nie będę Wam tutaj przedstawiać całej historii poznawania Zeliema i Ewy, bo zepsułabym Wam zabawę.
Jest tylko jedna rzecz, która mi trochę przeszkadzała podczas czytania. Styl w dialogach. Czasami miałam wrażenie, że Pani Jung tak zatraciła się w sposobie mówienia Zeliema, że zapomniała jak powinna mówić Ewa, dlatego niekiedy sposób wysławiania się, ten specyficzny styl ludzi ze wschodu, przechodził na główną bohaterkę.
Mimo to, książkę polecam.
M.

„Chuliganka” to debiut Izabeli Jung. I muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam. Myślałam, że będzie to łzawa historia, a autorka przynudzać będzie opisami ciągle tych samych „głębokich” uczuć. Jednak, na całe szczęśnie, tak nie było. Oczywiście książka opiera się na wątku miłosnym, więc nie sposób pozbyć się opisów uczuć. Ale jakie są to opisy! Jakie uczucia!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na „Exlibris, wyznania czytelnika” trafiłam przypadkowo. Jak to często w moim przypadku bywa. Odwiedziłam bibliotekę po to, by oddać książki. No ale nie można wejść do biblioteki, nie przejść się między regałami i nie przyjrzeć się grzbietom książek! Właśnie w taki sposób znalazła, ten niepozorny zbiór esejów. To jak Anne Fadiman pisze i w jaki sposób dzieli się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi życia z książką… jej styl pisania… to wszystko sprawiło, że nawet nie zauważyłam jak skończyłam czytać ostatni esej, a zaczęłam rozkoszować się podziękowaniami. Mocno tym faktem się zdziwiłam, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się czytać podziękowań z takim przejęciem.
Rodzina Fadimanów jest klanem prawdziwych bibliofilów. Książki to ich całe życie. Anne wraz z bratem od lat dziecięcych żyli wśród woluminów. W jednym z rozdziałów, autorka wspomina jak z bratem budowali domki z dwudziestotomowego kieszonkowego wydania Trollope’a. Mieli co prawda drewniane klocki, ale granatowe książki były lepsze.
Jednym z moich ulubionych rozdziałów jest „Nic nowego pod słońcem”. Esej ten poświęcony jest plagiatowi. Zabawnym, na swój sposób, językiem i formą autorka przedstawia krótką historię plagiatów (można powiedzieć, że to historia w pigułce) i ustosunkowuje się do całego zjawiska „przywłaszczania sobie nie swoich słów”. Sama nie wiem, dlaczego wybrałam akurat ten fragment, bo cała książka jest wspaniała. Polecam ją całym sercem. Lekka w formie dostarcza niesamowitych wrażeń. Jest napisana specjalnie dla miłośników książek, tych co kochają dworsko i tych co kochają ją zmysłowo.
Polecam!
M.

Na „Exlibris, wyznania czytelnika” trafiłam przypadkowo. Jak to często w moim przypadku bywa. Odwiedziłam bibliotekę po to, by oddać książki. No ale nie można wejść do biblioteki, nie przejść się między regałami i nie przyjrzeć się grzbietom książek! Właśnie w taki sposób znalazła, ten niepozorny zbiór esejów. To jak Anne Fadiman pisze i w jaki sposób dzieli się swoimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Oto wyjeżdżasz na dłuższy czas i wracasz jako inny człowiek; nigdy nie wracasz całkowicie”

To zdanie idealnie podsumowuje moje wrażenia po przeczytaniu tej książki. Podróżowanie razem z Paulem Theroux to wspaniałe doświadczenie. Afryka widziana jego oczami jest dzika, nieprzewidywalna, skorumpowana, niebezpieczna, brudna i zaniedbana. Jest to miejsce, które się jednocześnie kocha i nienawidzi. Wymuszanie łapówek przez urzędników, kradzieże i kłusownictwo to jedna strona Afryki. Druga, ta przyjemniejsza to rezerwat Mala Mala, pisarze i artyści pokroju Reinholda, czy jego żony Nadine.
„Safari mrocznej gwiazdy. Lądem z Kairu do Kapsztadu” nie jest książką opowiadającą tylko o podróżach. Autor nie opisuje przyrody czy otaczającego go otoczenia. Skupia się na mieszkających tam ludziach. Białych farmerów z Zambezi, którym odbiera się ziemie, dawnym więźniom politycznym, osądzanych bezpodstawnie, często bez udziału sądu, czy też biednym ale na pewien sposób szczęśliwym wieśniakom.
Książkę polecam całym sercem. Nie tylko ze względów podróżniczych, ale również (a może przede wszystkim) na opisaną sytuację polityczną w Afryce. To dzieło Therouxa uczy czytelnika jak przeżyć w Afryce, jak się po niej bezpiecznie poruszać.
Polecam!
M.

„Oto wyjeżdżasz na dłuższy czas i wracasz jako inny człowiek; nigdy nie wracasz całkowicie”

To zdanie idealnie podsumowuje moje wrażenia po przeczytaniu tej książki. Podróżowanie razem z Paulem Theroux to wspaniałe doświadczenie. Afryka widziana jego oczami jest dzika, nieprzewidywalna, skorumpowana, niebezpieczna, brudna i zaniedbana. Jest to miejsce, które się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę czyta się tak jakby był to film ;)

Książkę czyta się tak jakby był to film ;)

Pokaż mimo to