-
ArtykułyPlenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2
-
ArtykułyW świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać1
-
ArtykułyZaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2
-
ArtykułyMa 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant6
Biblioteczka
2023-02-14
2022-11-19
Dalszy ciąg historii właścicielki Szkoły Żon - Eweliny - i grona jej najaktywniejszych klientek – Michaliny, Marty, Jadwigi i Julii.
Skoro biznes idzie dobrze, a kobiety w całej Polsce rwą się do znajdowania w sobie piękna i seksapilu, poczucia własnej wartości i pewności siebie pojawia się pomysł, by uruchomić drugi obiekt, ale w innej części kraju. Kiedy więc Marta, podczas wypoczynku na Kaszubach, odkrywa idealne miejsce, pośród zieleni i w pobliżu jeziora, a jego właściciel po śmierci żony poszukuje nabywcy, sprawa wydaje się zaklepana. I rzeczywiście. Szybko dochodzi do transakcji kupna, miejscowe firmy uwijają się nad niezbędnymi poprawkami, a kobiety...cóż . One wszystko, jak to kobiety, dopieszczają, doczyszczają i upiększają. Przy okazji któraś z nich dostaje stałą pracę, któraś w końcu może poświęcić się nie tylko dzieciom, ale wykorzystać swe umiejetności i zarabiać, dając mężowi do zrozumienia, że jest wartościowa i zaradna w biznesie, a nie tylko na etacie kury domowej...Jadwiga zdobywa się na odwagę i finalizuje rozwodem małżeństwo ze zdradzającym ją notorycznie mężem, by skupić się na nowym, odwzajemnionym uczuciu. Najmłodsza z nich Michalina coraz bardziej zdaje się być przekonana do związku małżeńskiego z poznanym w Szkole Żon Jankiem.
Nowy obiekt, czyli tytułowy “Pensjonat Marzeń” faktycznie spełnia ich marzenia i to u zarania swojej działalności... Czy spełni także marzenia setek innych narzeczonych, żon, rozwódek i samotnych kobiet zainteresowanych odnajdywaniem i podkreślaniem w sobie tego, co najważniejsze w byciu kobietą? Z pewnością.
Obie powieści, zawarte w jednej książce, to taki typ literatury do której chce się wracać. Zarażający optymizmem, poprawiający humor i dodający pozytywnej energii. Może trochę przelukrowany, ale uwypuklający to, co wielu kobietom, borykającym się z prozą codzienności, umyka. Przekonanie, że każda z nas jest wyjątkowa i kiedy zechce potrafi przyciagnąć zainteresowanie płci przeciwnej i cieszyć się odwzajemnionym uczuciem. Trzeba tylko wzmocnić poczucie swojej wartości, nie tracić pewności siebie, nauczyć się podkreślać swą urodę i nigdy nie rezygnować z rodzącego się uczucia, a złe związki, w których partner zdradza i lekceważy kończyć bez cienia winy.
Jedyne, co powodowało u mnie zgrzyt, to natarczywie prowadzony w obu tomach wątek odchudzania. Wiem, że nadmiar ciała u kobiety to w powszechnym rozumieniu synonim lenistwa i zaniedbania, wręcz zapuszczenia, ale czy idealna sylwetka, wypracowana litrami potu, zagwarantuje szczęśliwe życie rodzinne i seksualne? Niekoniecznie.
Za mną łącznie siedem powieści Magdaleny Witkiewicz. Przygodę z jej twórczością rozpoczęłam pięć lat temu.
Dalszy ciąg historii właścicielki Szkoły Żon - Eweliny - i grona jej najaktywniejszych klientek – Michaliny, Marty, Jadwigi i Julii.
Skoro biznes idzie dobrze, a kobiety w całej Polsce rwą się do znajdowania w sobie piękna i seksapilu, poczucia własnej wartości i pewności siebie pojawia się pomysł, by uruchomić drugi obiekt, ale w innej części kraju. Kiedy więc Marta,...
2022-11-14
Po horrorach, kryminałach i innych thrillerach dostałam do ręki kawał solidnej kobiecej literatury. W dodatku dwie powieści w jednym tomie.
Tak się zatraciłam w “Szkole żon”, że nieprzerwanie przeczytałam ją wczoraj niemal w całości. Zachłysnęłam się tym szczęściem kobiet niczym własnym, zaraziłam optymizmem i dobrym humorem. Tak, to jest książka dla kobiet. “By zawsze miały siłę otworzyć drzwi, za którymi stoi nieśmiałe Szczęście” pisze w dedykacji dla czytelniczek autorka. I pokazuje inny świat. Nie ten, w którym posłuszna, znakomicie zorganizowana w domu i pracy, żona spełnia wszystkie zachcianki swego ślubnego, przymyka oczy na jego romanse i zdrady dla dobra całości rodziny, siebie spychając na margines domowego ogniska, rezygnując ze swych potrzeb i nie oczekując nic od życia, poza zadowoleniem męża i dzieci.
Ktoś powie, że Pani Witkiewicz pisze naiwnie, upraszcza i widzi świat przez różowe okulary, ale czym byłoby życie bez odrobiny luksusu, bez poczucia, że jest się piekną nawet z mało jędrną 53-letnią skórą i w rozmiarze XXL. A tytułowa “Szkoła żon” ma wydobyć nawet z najbardziej rozczarowanej życiem, zgorzkniałej i zrezygnowanej kobiety pewność siebie, poczucie swojej wartości i sporo, sporo seksapilu.
Bohaterki są zróżnicowane i przez to książka zyskuje na wiarygodności. Młodziutkie, młode i nieco starsze. Po doświadczeniach zdrady, rozwodu, uwikłane w małe dzieci, po przejsciach, stresach, z nadmiarowymi kilogramami, nieco zaniedbane i obiecujące sobie koniec związków z mężczyznami. Szkoła żon zweryfikuje ich sposób patrzenia na siebie i partnerów, przywróci uśmiech, chęć do życia i randkowania. Świetna rzecz okraszona sporą dawką erotyki, ale bez przesytu, bez niesmaku...
Drogie Panie czytajcie! Potrzebujemy takiej dawki optymizmu . Samotne i w związkach. Młodsze i starsze. Wdowy, rozwódki, partnerki, narzeczone i dziewczyny, nieważne. Każda chce być piękna i pożądana. Co w tym dziwnego, prawda? Pani Witkiewicz pokazuje, że odważnym i pewnym siebie kobietom los sprzyja...
Po horrorach, kryminałach i innych thrillerach dostałam do ręki kawał solidnej kobiecej literatury. W dodatku dwie powieści w jednym tomie.
Tak się zatraciłam w “Szkole żon”, że nieprzerwanie przeczytałam ją wczoraj niemal w całości. Zachłysnęłam się tym szczęściem kobiet niczym własnym, zaraziłam optymizmem i dobrym humorem. Tak, to jest książka dla kobiet. “By zawsze...
2021-09-23
Ja nie wiem, co to było. Usiłuję wpisać ten tom na moje półki i głowa boli ile ich będzie.
Obyczajowa i romans - tak. Tyle tu związków udanych i nieudanych, spełnionych i niespełnionych, że głowa mała. Do tego klimat i mentalność wiejska, no może małomiasteczkowa. Wszyscy wszystko wiedzą, ale najmroczniejsze tajemnice ukryte. Hipokryzja największego kalibru - kilkukrotny morderca jest powszechnie szanowany i ceniony. Zawiść, pazerność i zazdrość zżera wszystkich. Pieniądz rządzi, bo dla niego nawet krewnych można pogrzebać.
Literatura kobieca - tak. Och te kobiety cymanowskie, żywe i zmarłe, dominują w fabule bezapelacyjnie. Nie tylko wiernie kochają, rodzą dzieci, gotują, sprzątają i przyjmują gości, ale także, wbrew cnotom niewieścim, oszukują i szantażują oraz bardzo, ale to bardzo chętnie popijają wszelakie naleweczki.
Fantastyka - tak. Duchy buszują po pensjonacie kiedy i jak chcą, a nawet odbierają porody (!). Do tego jakieś laleczki na miarę voodoo. Naszyjnik z szafirem z krwią skapującą z rysy kamienia. Koty, które łażą, choć ich ponoć nie ma. Kobieta od nowa wyjąca znad Pomarliskiego Błeta (w ostatnim zdaniu).
Kryminał, sensacja - tak. Zabójstwa na zlecenie, porachunki gangów, morderstwa nigdy nie wykryte przez organy ścigania, szantaż, próby utopienia. Wszystko w prywatnym kręgu, bez udziału policji.
Horror - pewnie miał być, ale go nie dostrzegam w drugim tomie, więc tę półkę omijam. A może duchy i topielice już przestały mnie straszyć, bo są tu powszechne.
Co zatem mamy? Mistrzowski misz-masz, czyli groch z kapustą napisany kiepsko, czasem infantylnie, wymykający się z jakichkolwiek ram racjonalności.
Szybka lektura zakończona kpiącym uśmieszkiem i kiwaniem głową z politowaniem nad swoją głupotą, że przeczytało się coś, co absolutnie nic nam ważnego i pożytecznego nie dało.
Wybór należy do Was.
Ja nie wiem, co to było. Usiłuję wpisać ten tom na moje półki i głowa boli ile ich będzie.
Obyczajowa i romans - tak. Tyle tu związków udanych i nieudanych, spełnionych i niespełnionych, że głowa mała. Do tego klimat i mentalność wiejska, no może małomiasteczkowa. Wszyscy wszystko wiedzą, ale najmroczniejsze tajemnice ukryte. Hipokryzja największego kalibru - kilkukrotny...
2021-09-19
Mistrzowskie połączenie thrillera i powieści obyczajowej - taka zachęta widnieje na okładce książki. Mistrzowskie? Czyżby? Niestety od samego początku daje się odczuć niuanse dwu stylów pisarskich. Wprawdzie fabuła dość zręcznie to minimalizuje, ale kto ma za sobą książki Witkiewicz i Dardy od razu wskaże, co kto pisał.
Przez ponad trzysta stron dominuje lekki, niewymagający, miejscami, rzekłabym, infantylny styl taniego romansu. Interpretacja wydarzeń w wykonaniu głównej bohaterki przypomina mi poczynania niedoświadczonego dziewczęcia, które dopiero uczy się relacji z mężczyznami. To nie jest mężatka z kilkuletnim stażem, kobieta po trzydziestce i po przejściach...W dodatku trudno ocenić, czy Monika w końcu ograniczała się rano tylko do wypicia kawy, czy jadła pełne śniadania...Takie smaczki niekonsekwencji pisarskiej, albo zbyt szybkiego tworzenia tekstu dostrzegłam ( to tylko na marginesie, ale wpływa na ogólny odbiór książki).
Darda wkracza jedynie miejscami i chociaż chce być dobry i straszny jakoś tego nie widać, aż do ostatnich stu stron książki. Stworzył kilka, zaledwie kilka wartościowych z punktu widzenia jego gatunku, scen. Szkoda. W "Domu na Wyrębach" było o niebo lepiej. Chociaż klimat grozy udało się stworzyć najlepiej poprzez postać topielicy na Pomarliskich Błetach, to jest go tu zbyt mało.
Sama "wędrówka dusz" (a nawet ciał) Piotra w Łukaszu, czy Hani w Annie nie wzbudziła mego entuzjazmu, a jeśli miała wywołać ciarki na plecach, to niestety także nie wypaliło. Bardziej interesujący wydał się psychopatyczny morderca Jerzy Zawiślak, ale żałuję niezmiernie, że nie osaczył go mimo wszystko wymiar sprawiedliwości.. Nie wiem, czy dosięgnie go w drugim tomie, ale liczę na to.
Witkiewicz i Darda niestety nie sprawili się po mistrzowsku. Może byłoby lepiej gdyby powstały dwie osobne książki. Wtedy fani Witkiewicz dostaliby przeuroczy romans ze zdradą na kaszubskim odludziu, a fani Dardy soczysty horror z topielicami i wyrafinowanymi morderstwami. Ten duet to jednak nie to.
Ale drugi tom czeka. Nie wiem, czy to będzie powtórka z rozrywki, czy może jednak jakiś progres...6 gwiazdek to maksymalna nota. Gwiazdkę dodaję za umiejscowienie fabuły na Kaszubach, gdzie miałam okazję bywać i mile wspominam.
Mistrzowskie połączenie thrillera i powieści obyczajowej - taka zachęta widnieje na okładce książki. Mistrzowskie? Czyżby? Niestety od samego początku daje się odczuć niuanse dwu stylów pisarskich. Wprawdzie fabuła dość zręcznie to minimalizuje, ale kto ma za sobą książki Witkiewicz i Dardy od razu wskaże, co kto pisał.
Przez ponad trzysta stron dominuje lekki,...
2019-02-01
W 2017 przeczytałam "Cześć, co słychać?" autorstwa Magdaleny Witkiewicz i przyjęłam ją bardzo dobrze wysoko oceniając. Tutaj mamy zupełnie inną tematykę, inny klimat. Komedia pomyłek, historia lekka i zabawna, ale czy lepsza? Niestety, to chyba raczej słabsza powieść autorki.
Wprawdzie mamy komizm sytuacji i komizm postaci, niemniej pisany jakby na siłę. Pomimo koncentracji i wysiłku trudno było mi wykrzesać z siebie śmiech, no może kilka słabych uśmiechów było, ale nic ponadto.
Od początku odebrałam tę pozycję jako mocno przerysowaną zarówno co do wydarzeń jak i wykreowanych postaci.
Jest w tej pozycji silącej się na komedię także trochę prawdy o życiu i dlatego moja opinia o tej książce nie będzie druzgocąca.
Autorka pokazuje dzisiejsze oblicze snobizmu, przerośniętych ambicji, hipokryzji, dwulicowości i nadopiekuńczości mamusiek wobec synów. Wszystko to uosabia tytułowa Pani Poniatowska de domo Piontek. To o jej podwójnej moralności pisze autorka. Kiedy jednak raptem spadnie na szacowną Piontek śmiertelna choroba dość szybko potrafi ona zweryfikować swoje postawy wobec bliskich. I mąż jest kochany i syn właściwie postępujący, a jego narzeczona jak najbardziej odpowiednia, a nie żadna "lafirynda".
Powieść lekka, taka słodko- gorzka, z naciskiem na słodko. Czyta się błyskawicznie. Pewnie jednak błyskawicznie umyka też z pamięci. Zobaczymy.
Na zimowe wieczory polecam.
W 2017 przeczytałam "Cześć, co słychać?" autorstwa Magdaleny Witkiewicz i przyjęłam ją bardzo dobrze wysoko oceniając. Tutaj mamy zupełnie inną tematykę, inny klimat. Komedia pomyłek, historia lekka i zabawna, ale czy lepsza? Niestety, to chyba raczej słabsza powieść autorki.
Wprawdzie mamy komizm sytuacji i komizm postaci, niemniej pisany jakby na siłę. Pomimo koncentracji...
2017-05-01
Bardzo wartościowa pozycja. Nie jest to typowe czytadło dla kobiet, wbrew okładce, która to sugeruje. Nie ma tu prostej, banalnej tematyki o lekkim, nieskomplikowanym romansie, naciąganym jak gumka u majtek. To genialna książka, która za pomocą oszczędności w ilości zdarzeń i postaci dotyka wyjątkowo trudnych i bolesnych spraw damsko- męskich. Autentyczna aż do bólu, że chciałoby się powiedzieć, iż mogłaby być pamiętnikiem głównej bohaterki.
"Cześć, co słychać?" to ciekawe studium zdrady małżeńskiej, tym razem poczynionej przez kobietę. To także analiza kondycji małżeństwa z 15 letnim stażem, do którego, mimo niegasnącego uczucia, przywiązania, silnego oparcia, a wreszcie siły przyzwyczajenia wdziera się nuda, rutyna i "brak motyli w brzuchu". Ona, wierna żona i kochająca, troskliwa matka, odnawia kontakt z dawną młodzieńczą miłością, mając nadzieję na jakieś "fajerwerki", co prowadzi w końcu nieuchronnie - wbrew jej przewidywaniom - do rozpadu rodziny. "Chciałam po kryjomu poczęstować się jedną czekoladką z bombonierki i pójść z powrotem w swoją stronę.." wkłada autorka w usta bohaterki. Niestety życie jest brutalne - nie można mieć dobrego, stabilnego małżeństwa i liczyć jednocześnie na przygodę z innym mężczyzną. Książka rozprawia się także z problemem odpowiedzialności w związku zwłaszcza w kontekście podejmowania decyzji o aborcji. Całość napisana jest prostym, sugestywnym, niewyszukanym językiem, ale ma bardzo głęboki przekaz. Zakończenie niedopowiedziane, z szansą na uratowanie małżeństwa.
Nie czytałam dotąd żadnej powieści Pani Witkiewicz, ale jestem bardzo na "tak" i będę szukać jej skutecznie na bibliotecznych i księgarskich półkach. Polecam.
Bardzo wartościowa pozycja. Nie jest to typowe czytadło dla kobiet, wbrew okładce, która to sugeruje. Nie ma tu prostej, banalnej tematyki o lekkim, nieskomplikowanym romansie, naciąganym jak gumka u majtek. To genialna książka, która za pomocą oszczędności w ilości zdarzeń i postaci dotyka wyjątkowo trudnych i bolesnych spraw damsko- męskich. Autentyczna aż do bólu, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-04-04
Idealny materiał na scenariusz polskiej komedii romantycznej. Bohaterowie pod czterdziestkę, więc obsadzam niezrównanych w takich produkcjach: Małgorzatę Sochę i Macieja Stuhra. To by się zgadzało, skoro amant ma być blondynem.
"Trzeba zrobić pierwszy krok. Choćby porzucić myśl o lodach jedzonych prosto z pudełka i wyjść z domu". Idealna recepta na szczęście.
Ileż tu wylanych łez, zjedzonych lodów prosto z zamrażalnika, ileż mijań i rozstań, by w końcu zakotwiczyć u boku restauratora jachtów (sic!)
A tak na poważnie, to bardzo dobre romansidło, z naturalnie szczęśliwym zakończeniem, pasujące jak ulał do wyobrażeń dziewcząt z ostatnich klas podstawówki o idealnej miłości. I jeszcze romantyczna podróż do Wietnamu, którego tu nijak nie mogłam znależć. A epatowanie bogactwem i podkreślanie zawrotnej kariery bohaterki może być dla wielu czytelniczek mocno dołujące, zwłaszcza dla tych, które pracują w sferze budżetowej jak ja.
Z każdą kolejną książką Pani Witkiewicz daję mniej gwiazdek. "Cześć, co słychać", którą poznałam jako pierwszą powieść spod pióra autorki zrobiła na mnie duże wrażenie, była mądrym studium o zdradzie małżeńskiej i nie odebrałam jej jako taniej popkulturowej papki. Cóż, niekoniecznie wszystkie książki muszą być wysokich lotów.
Tylko dla wielbicielek gatunku do trzydziestego roku życia!
Idealny materiał na scenariusz polskiej komedii romantycznej. Bohaterowie pod czterdziestkę, więc obsadzam niezrównanych w takich produkcjach: Małgorzatę Sochę i Macieja Stuhra. To by się zgadzało, skoro amant ma być blondynem.
"Trzeba zrobić pierwszy krok. Choćby porzucić myśl o lodach jedzonych prosto z pudełka i wyjść z domu". Idealna recepta na szczęście.
Ileż tu...
Takie książki to ja lubię! Świetne antidotum na zmęczenie, stresy i pochmurne dni. Nie czyta się ich naturalnie codziennie, bo mimo wszystko codzienność nie może być jedynie różowa, ale od czasu do czasu warto się nad nimi pochylić, bo są lepsze niż wizyty u najdroższego psychoanalityka. Pełne gaf, absurdalnego humoru, przerysowane, ale zarażające optymizmem, wiarą w drugiego człowieka i nieustannie zmuszające do wybuchów niekontrolowanego śmiechu. W takich książkach można się zakochać, a okazja dzisiaj w sam raz!
W dodatku “Biuro M” jest to bezapelacyjnie pozycja na Walentynki, bo wypisz wymaluj opowiada o poszukiwaniu miłości w starej jak świat instytucji, czyli biurze matrymonialnym. Tam znajduje pracę Ona, czyli Barbara Bakuszycka, która po trzech niedoszłych do skutku ślubach z trzema niewiernymi Michałami w miłość nie wierzy i na facetach postawiła kreskę oraz On, czyli Jacek Grot, przystojny pechowiec nieustannie zakochany w innej kobiecie. Do tego właścicielka biura, bizneswoman, wymagająca szefowa i niespełniona w miłości wielka zołza. Swoje pięć minut dostali także sąsiadujący z biurem: osiemdziesięcioletnia wróżka, której karty nigdy nie zawiodły i Waldemar oferujący ziołowe specyfiki w swoim sklepiku. Aha, i jeszcze kot Puszysław, zastępujący Barbarze mężczyznę życia przez dobrych kilka tygodni. Niezły galimatias o finale jedynie w części romantycznym, za to czysto kryminalnym.
I chociaż Barbara na stronie 156 bezapelacyjnie i stanowczo twierdzi, że “Miłości nie ma. Są feromony i chemia. Potem to przemija i zostajesz z kimś, kto na przykład zostawia swoje brudne skarpetki na łóżku w sypialni” (z czym nie do końca można się nie zgadzać), to i ją święty Walenty, który jest ponoć nieugięty, jak mówi polskie porzekadło, dopadnie, po całkiem zresztą niezłych perypetiach. Nie będzie to jednak czwarty Michał, a zapowiadający się na troskliwego i wiernego partnera Łukasz.
Znakomite tło społeczno-obyczajowe pokazujące wszelkie przywary małomiasteczkowej społeczności dopełnia całości.
Jeśli zatem macie dziś wolny wieczór i chcecie upajać się świetnym piórem duetu Witkiewicz- Rogoziński polecam “Biuro M”. Gwarancja dobrej zabawy walentynkowej stuprocentowa.
Takie książki to ja lubię! Świetne antidotum na zmęczenie, stresy i pochmurne dni. Nie czyta się ich naturalnie codziennie, bo mimo wszystko codzienność nie może być jedynie różowa, ale od czasu do czasu warto się nad nimi pochylić, bo są lepsze niż wizyty u najdroższego psychoanalityka. Pełne gaf, absurdalnego humoru, przerysowane, ale zarażające optymizmem, wiarą w...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to