-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-04-12
2024-03-27
TL;DR: "trafił ziomek do friendzone'a i zamiast głupią dziunię zostawić, to przeżywa".
Przeczytałem tę książkę po wielu latach, starając się nie doszukiwać tych treści, które przedstawiano mi w szkole, ale chyba dawne omówienie było dość celne. Jeśli ten utwór zdobył w swojej epoce taką popularność, to chyba musiał być dość prawdopodobny i całość w jakiś sposób jest wierna rzeczywistości.
Jest więc Romantyk-protagonista. Utożsamić się z nim jest jednak raczej trudno. Jestem mniej więcej w jego wieku, jakieś tam romantyczne uniesienia w życiu miałem, ale żeby aż tak się zachowywać? W tym wieku?...
I tu pierwsze spostrzeżenie: widocznie tak właśnie wtedy ludzie żyli. Gdyby nie, to czy po przeczytaniu "Cierpień młodego Wertera" strzelaliby sobie w te puste łby? Wokulski pewnie jest jednym z setek sobie podobnych, których wewnętrznie skręcało, i którzy podejmują się rzeczy niemożliwych dla przeżycia jakichś emocji. Nawet, jeśli by jego upór w końcu został nagrodzony (czyli ślubem), to i tak podświadomie czujemy, że to się dobrze nie skończy. "Dziś" wiemy, że i potem, już w małżeństwie należy o nie dbać. Ciężko uwierzyć, że Wokulski (wdowiec przecież) nigdy się nie zastanawiał, co będzie, gdy już się z Izabelą ożeni. Staje się to bajką o szewczyku, który pokonał smoka i dostał rękę królewny, a potem "żyli długo i szczęśliwie". Nie uwierzę, że Wokulski nie zdawał sobie sprawy, że mezalians to nie tylko dziwna reguła społeczna, która "zniewala prawdziwą miłość", ale po prostu racjonalny zwyczaj, który pokazuje, że zupełnie inaczej wychowane osoby, które z początku nawet są pewne swojej miłości, z czasem będą miały problem, żeby się dogadać. Rozumiem, że Wokulski jest romantykiem i żyje emocjami, ale chociaż autor te szaleństwa opisuje bardzo dokładnie, to są one (już dla mnie) niewiarygodne.
Gdy szukamy antagonisty, to chyba go tu nie ma, nie jest nim na pewno Izabela. Konflikt jest albo między Wokulskim a szeroko pojętą sytuacją (obyczajami?), a może między Wokulskim - z samym sobą. To nie jest przedstawiony w szkole "konflikt pokoleń" (romantyzm vs. pozytywizm), choć autor prawie wprost tak o nim mówi, używając nawet obu nazw. Może właśnie chodzi o to prawo do mezaliansu, o to, żeby takie szewczyki mogły wstępować na salony. Chyba nie przypadkiem w pierwszym bodajże rozdziale pada nieśmiało "socjalizm".
I chyba to właśnie arystokracja jest źródłem wszystkich tych rzekomych nieszczęść. Wiele gorzkich słów autor poświęcił ich nieróbstwu, bezproduktywnym sposobie życia, przeciwstawiając Izabeli i baronowej uczciwą Helenę i jeszcze Helenkę. Która z nich jest tytułową "Lalką"?
Wokulski, wydając pieniądze na coraz durniejsze rzeczy, myśli, że stanie się taki jak szlachta i faktycznie tak jest. Każdy kolejny krok, coraz głupszy, zbliża go do wymarzonego środowiska. Mam jednak wrażenie, że on i Łęcka mówią po prostu różnymi językami i się wzajemnie nie rozumieją. Ani ona nie rozumie jego wyrzeczeń (w zasadzie nie wie do końca, skąd są pieniądze, na pewno nie są jej do niczego potrzebne, bo zawsze skądś się znajdują), ani on nie do końca wie, czego ona oczekuje. Zakochał się w ładnej buzi (przypadek jak tysiące innych) i po czasie orientuje się, że to nie jest to, czego oczekiwał. Rozczarowanie można oczywiście zrozumieć, natomiast braku wyciągania wniosków - chyba już nie.
Ciekawe, czy to, co dla nas jest dziś tak oczywiste, mogło być niejasne dla ludzi epoki autora? Czy rzeczywiście nikt się nie zastanawia, co by było po ślubie, czy rzeczywiście "żyliby długo i szczęśliwie"?
Jest i ideał, wynalazca, który zdradził swoją grupę, który pozytywistycznie buduje Nowy Lepszy Świat. Autor chyba chciałby, aby Wokulski stał się taki jak on, ale ten złośliwie wyrywa mu się i leci prosto w ogień świecy. Wokulski może jeszcze nie dorósł, ale nie ma jakiegoś morału dla czytelnika "tak nie rób, tak jest niedobrze, lepiej bądź jak Ochocki".
Jest i Rzecki-Idealista, postać wspierająca. O nim chyba wiemy nawet więcej, ale ciężko ustalić, czego on chce, jaki ma cel w życiu. Wiemy, jaki był 30 lat temu, ale czy naprawdę od tej pory nic się nie zmienił? A może jednak zmienił, skoro nie umie już nawet wyjechać z miasta. Przyznam, że z wszystkich postaci to właśnie ta wydała mi się najciekawsza. Mógłby być arystokratą (jest przecież oficerem), a jest w gruncie rzeczy nikim. Nie do końca wiem, czy z wyboru - i dlaczego.
Jego pamiętniki to zgrabny zabieg, tworzący drugiego narratora pozwalającego ukazać te same wydarzenia z dwóch stron, czasem zupełnie innych.
Wreszcie jest Warszawa i kilka miejsc w Polsce. Nie jest tu źle, ale... W praktyce - nic tu się nie da. Chcesz szybko dużo zarobić - jedź np. do Bułgarii i handluj na wojnie. Chcesz zarobić dużo, ale może wolniej - jedź do Moskwy. Chcesz walczyć o wolność, to jedź na Węgry. Chcesz być wszechmocny - jedź do Paryża. W Polsce jest tylko ta zła arystokracja marnująca swoje bogactwo, czas, życie (pół biedy) i w ogóle trzymająca nas w zacofaniu i biedzie. Nawet się nie chcą żenić z takimi przedsiębiorczymi ludźmi jak Wokulski.
Być może to właśnie dlatego ta powieść zdobyła takie powodzenie? Może to nie z Wokulskim i jego wewnętrznymi rozterkami się utożsamiano, a z niechęcią autora do arystokratów? Bo wspólny wróg łączy najlepiej?
TL;DR: "trafił ziomek do friendzone'a i zamiast głupią dziunię zostawić, to przeżywa".
Przeczytałem tę książkę po wielu latach, starając się nie doszukiwać tych treści, które przedstawiano mi w szkole, ale chyba dawne omówienie było dość celne. Jeśli ten utwór zdobył w swojej epoce taką popularność, to chyba musiał być dość prawdopodobny i całość w jakiś sposób jest wierna...
2024-03-10
Klasycznie - im wyższy numer kolejnego tomu, tym słabiej. Niestety, chyba trzeba przeczytać, żeby zobaczyć, jak się skończy. Z nadzieją, że rzeczywiście się skończy i nie pojawi się otwarte zakończenie.
Tutaj oczywiście cykl się nie kończy, bo okazuje się, że ostatnia część jest podzielona na dwie, dzięki czemu można zarobić dwa razy.
Już nawet Pani Mirella z audiobooka, choć robi biedna co może, też nie bardzo pomaga.
Szkoda. Może właśnie trzeba było skończyć wtedy, gdy jeszcze były ciekawe pomysły?
Klasycznie - im wyższy numer kolejnego tomu, tym słabiej. Niestety, chyba trzeba przeczytać, żeby zobaczyć, jak się skończy. Z nadzieją, że rzeczywiście się skończy i nie pojawi się otwarte zakończenie.
Tutaj oczywiście cykl się nie kończy, bo okazuje się, że ostatnia część jest podzielona na dwie, dzięki czemu można zarobić dwa razy.
Już nawet Pani Mirella z audiobooka,...
2024-02-25
Niewiele gorsza od poprzedniej części, niepotrzebne chyba aż tak długie wprowadzenie o Herodzie, natomiast ciekawe, że autor zacytował na końcu różne relacje współczesnych o śmierci Klaudiusza.
Wydaje się, że oryginalny tytuł ("Klaudiusz bóg" lub może "Boski Klaudiusz") byłoby lepsze. Chyba Messalina jest tam dla swego rodzaju reklamy u polskeigo czytelnika; jest to postać drugoplanowa, choć pewnie najważniejsza z drugoplanowych, to jednak zmiana tytułu przez tłumacza jest moim zdaniem nieuzasadniona.
To, co jest innego w drugiej części, jest przede wszystkim cytowanie współczesnych bohaterowi opinii. Z jednej strony w jakiś sposób się z nim utożsamiamy, życzymy mu jak najlepiej, a z drugiej - zauważamy (w postaci plotek, cytowanych listów czy rozmów), że współcześni mieli na jego temat zgoła inne zdanie. Przyznam, że zrobiło to na mnie duże wrażenie. W pierwszej części forma autobiografii jest zaskakująca, tutaj zaskakujący był dla mnie zabieg z odmiennym widzeniem siebie samego i przez inne osoby. Autor wykonał ogromną pracę i należy sądzić, że takie celowe upiększenie postaci Klaudiusza jest jak najbardziej zamierzone (w końcu każdy z nas uważa się za lepszego niż oceniają go inni).
Obie książki zostawiły mnie z dużym "WOW" - co pewnie współcześni Klaudiuszowi nazywaliby z grecka "katharsis". Jeszcze w trakcie lektury zerkałem do Wikipedii i innych źródeł na temat opisywanych osób i zdarzeń i moim zdaniem można tak robić, wiedza o tym, jak się to wszystko skończy, w niczym nie przeszkadza.
Opis kampanii na Brytanii przypomina pamiętniki generałów; opis ukarania Messaliny wygląda niczym sceny z "Ojca chrzestnego".
Warto przeczytać i dokończyć rozpoczętą w pierwszym tomie historię. Szkoda, że to już koniec, przecież potem jeszcze było tylu władców, niewiernych żon, morderstw, spisków...
Niewiele gorsza od poprzedniej części, niepotrzebne chyba aż tak długie wprowadzenie o Herodzie, natomiast ciekawe, że autor zacytował na końcu różne relacje współczesnych o śmierci Klaudiusza.
Wydaje się, że oryginalny tytuł ("Klaudiusz bóg" lub może "Boski Klaudiusz") byłoby lepsze. Chyba Messalina jest tam dla swego rodzaju reklamy u polskeigo czytelnika; jest to postać...
2024-01-29
Czasy, któe "wspominamy" jako najświetniejszy okres naszej cywilizacji, okazują się nie takie różowe, jak by się wydawało. Na głównego bohatera autor wybrał też mniej ciekawą postać, będącą przeciwieństwem wybitnych postaci z początków Cesarstwa Rzymskiego. Kulawy, jąkający się, uważany za przygłupa Klaudiusz z jednej strony jest ignorowany jako niestanowiący zagrożenia dla dworskich intryg, z drugiej te intrygi doskonale dostrzega. Nie bierze w nich udziału, to raczej one sterują jego życiem (aż do wyniesienia na sam szczyt), ale we wszystkim jest biernym obserwatorem.
Zabieg z utworzeniem autobiografii jest ciekawy i bardzo mi się podobał, ale nie do końca jestem pewny, czy właściwy. Przemyśleń, rozważań moralnych itp. dużo tutaj nie ma (i chyba dobrze, bo byłyby jednak niewiarygodne), ale też za to przyjęte podejście pozwala lepiej identyfikować się z odizolowanym od świata bohaterem, pozostawionym z własnymi myślami. Wydaje się, że wszechwiedzący narrator nie zdołałby stworzyć takiego poczucia osamotnienia.
Klaudiusz mało pisze o sobie, a więcej o otaczającym go świecie i wydarzenia przedstawia kolejnymi gawędami. Nie ma tu dat, nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją - gdzie autor popuścił wodze fantazji, a które elementy podał zgodnie z zapisami historyków. Paradoksalnie, dodaje to autentyczności tej postaci. Wydaje się, że opis w trzeciej osobie, pozbawiony dat czy szczegółów, byłby w jakiś sposób niepełny, natomiast autorowi-Klaudiuszowi można to wybaczyć.
Nie wiem, czy to wpływ tłumacza i czy w oryginale też mowa jest o "Niemcach", "Hiszpanach", "Francuzach" oraz czy występują pewne zapożyczenia z feudalizmu czy późniejszych epok, ale w gruncie rzeczy te anachronizmy bardzo mi się podobały. Tworzy to pewną więź między czytelnikiem a żyjącym dawno cesarzem, pomiędzy naszym światem a tamtym. Nie chodzi o uwspółcześnienie treści, a języka. Inaczej wszystko musiałoby być napisane starożytną łaciną.
Wszechobecne spiski, morderstwa, boska chwała i moralne zepsucie tamtych czasów to temat pomijany w szkole, gdzie uczymy się tylko o zwycięskich wodzach i cnotliwych poetach. Tutaj jednym kaprysem można pozbawić kogoś życia, majątku lub zrobić konia senatorem. A pamiętajmy, że czyjeś zachcianki z tej epoki sprawiły, że do dziś połowa świata ostatni miesiąc w roku nazywa "dziesiątym" (December).
Książka uświadamia nam, że czasy, w których dzieje się akcja, znamy znacznie mniej, niż nam się wydaje. Powieść najpierw te nieznane czasy przybliża, pozwala nam je zrozumieć, a potem pokazuje je z perspektywy osoby, która zupełnie do nich nie pasuje. Kogoś nijakiego, kto ma tylko jedno zainteresowanie, żadnych ambicji, żadnych pragnień, chce tylko mieć tzw. święty spokój. Kogoś, kto okazuje się fascynujący tylko dlatego, że kompletnie nie pasuje do swojej epoki. Myślę, że ten kontrast stanowi właśnie o wielkości tego dzieła.
Czasy, któe "wspominamy" jako najświetniejszy okres naszej cywilizacji, okazują się nie takie różowe, jak by się wydawało. Na głównego bohatera autor wybrał też mniej ciekawą postać, będącą przeciwieństwem wybitnych postaci z początków Cesarstwa Rzymskiego. Kulawy, jąkający się, uważany za przygłupa Klaudiusz z jednej strony jest ignorowany jako niestanowiący zagrożenia ...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-05
Językowo i stylistycznie czyta sią dobrze i przyjemnie (choć treść jest mniej przyjemna), chociaż nie ma głównego wątku. Utwór składa się jakby z szeregu opowiadań, których łączy postać narratora (rzadko kiedy jest głównym uczestnikiem zdarzeń, a jeśli nawet - to jego udział jest w jakiś sposób marginalizowany). Bohaterami są kolejni ludzie, których spotyka i w zasadzie wszyscy są źli.
Bohaterem-obserwatorem jest chłopiec i pewnie chodzi o to, że poznaje świat bez pewnych uprzedzeń, których każdy z nas z wiekiem nabywa. Tutaj doświadczenia przychodzą z każdym nowym etapem wędrówki, a każde kolejne jest gorsze od poprzedniego. Być może chodzi o to, że nie umiemy zobaczyć zła bez pewnego nabytego doświadczenia. Tutaj zaczynamy od męczenia zwierząt a kończymy na masowych morderstwach. Wszystko sprowadza się do nienawiści, bicia, zabijania a na drugim biegunie są różnego rodzaju aktywności seksualne, choć bez szczegółów, to budzące równe obrzydzenie jak i przemoc. Winni rzadko są ukarani, a jeśli nawet, to doświadczają większego zła, niż to, które samo wyrządzili. Ale zemsta jest zimna i nie przynosi ani radości, ani wyrzutów sumienia.
Współczuję autorowi albo tego, że sam tego doświadczył, albo tego, że zdołał to wszystko wysłuchać od innych i uznał za godne opisu, albo wreszcie współczuję chorego umysłu, który to wszystko wymyślił.
Akcja dzieje się w Polsce, chociaż kraj jest nienazwany, więc krytycy mogą pisać, że treść jest uniwersalna. Z kolei inni mogą pisać o polskiej zaściankowości, pogaństwie i zabobonach zestawionych z religijnością, o nienawiści do obcych. Niemcy są raczej dobzi, Rosjanie też, tylko "miejscowa ludność ze wschodniej Europy" jest taka zła i zdziczała, czasem bardziej niż najeźdźcy. Z kolei zbrodnia w Jedwabnem też się znikąd nie wzięła.
Jadnak, mimo wszystkich nieprzyjemnych opisów, nie żałuję lektury.
Językowo i stylistycznie czyta sią dobrze i przyjemnie (choć treść jest mniej przyjemna), chociaż nie ma głównego wątku. Utwór składa się jakby z szeregu opowiadań, których łączy postać narratora (rzadko kiedy jest głównym uczestnikiem zdarzeń, a jeśli nawet - to jego udział jest w jakiś sposób marginalizowany). Bohaterami są kolejni ludzie, których spotyka i w zasadzie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-02
Lepsza pozycja od poprzedniej, chociaż wciąż słaba. Niektóe błędy, rozwiązanie głównego wątku na zasadzie "deus ex machina". Przesłuchałem audiobook w podróży, trochę z przymusu - lektor całkiem niezły. To tyle, nic tu się już więcej nie da napisać, a i chyba nie warto.
Lepsza pozycja od poprzedniej, chociaż wciąż słaba. Niektóe błędy, rozwiązanie głównego wątku na zasadzie "deus ex machina". Przesłuchałem audiobook w podróży, trochę z przymusu - lektor całkiem niezły. To tyle, nic tu się już więcej nie da napisać, a i chyba nie warto.
Pokaż mimo to2023-12-04
Całkiem dobrze napisane.
Nie zgadzam się z opiniami, że Judym jest taki wspaniały. Raczej odbieram tę książkę przeciwnie - że gdy pojawiają się problemy, to jednak sobie nie radzi. Chyba wydaje mu się, że cała jego wspaniałość i wielkie ideały wymusza na nim określone zachowania, ale podejmowane decyzje są błędne (jak choćby w samym finale, ale i wcześniej), a usprawiedliwiane górnolotnymi dążeniami i jakimś takim umartwianiem.
Raczej odbieram to jako krytykę (bezmyślnego) pozytywizmu, a nie pochwałę "pracy u podstaw", czyli zupełnie inaczej niż mówiła Pani Profesor w szkole.
Całkiem dobrze napisane.
Nie zgadzam się z opiniami, że Judym jest taki wspaniały. Raczej odbieram tę książkę przeciwnie - że gdy pojawiają się problemy, to jednak sobie nie radzi. Chyba wydaje mu się, że cała jego wspaniałość i wielkie ideały wymusza na nim określone zachowania, ale podejmowane decyzje są błędne (jak choćby w samym finale, ale i wcześniej), a...
2023-12-04
Większej grafomanii dawno nie doświadczyłem.
Ma to być trochę pastisz książek kryminalnych (odcięte od świata miejsce, trup i zagadka), a staje się parodią samej siebie. Autor czasem sili się na kwieciste porównania, rozpisuje na tematy, na które się zna, delektując niczym Sapkowski łaciną w "Narrenturm". Autor pokazuje, jaki jest oczytany, ale tak naprawdę jest to jednak wiedza mocno pobieżna, wręcz encyklopedyczna i coś tam, co przypadkiem zostało ze szkoły. Mamy więc do czynienia z "szeryfem Nottinghamem", z bliźniętami jednojajowymi różnej płci, do jednego faceta (szwagra głównego bohatera) wszyscy mówią "szwagier", nawet jego matka i siostrzeniec, w jednym z dialogów autorowi pomyliły się imiona dwóch sióstr i używa ich zamiennie, podłączenie się do lampy ulicznej pozwala wyłączyć prąd w całym mieście i tym podobne bzdury. Co więcej, w którymś momencie odniosłem wrażenie, że wszyscy są tacy sami, jak główny bohater (swoją drogą jego przezwisko "Misiek" też po pewnym czasie wkurza), to znaczy wszyscy mówią jednakowo, w tym samym stylu. Poza jednym Stefanem autorowi nie chciało się nawet zadbać o jakieś powiedzonka, cechy charakteru, a jeśli już - są jacyś totalnie nieprawdziwi (Janusz, tancerz latynoamerykański, chodzący do solarium, jest przygaszony, nieobecny i bez jakiegokolwiek temperamentu).
Do tego dochodzą różne dziwaczne wątki w rodzaju stawiania anteny na dachu, wyprawą do lasu po choinkę itp., co pewnie miało być taką niby groteską, a jest wątkiem wsadzonym na siłę, zapełniającym miejsce, w gruncie rzeczy wcale nie tworzącym wrażenia, że "jest ciężko, ale podczas wieczerzy wigilijnej wszystkie problemy się ładnie rozwiązują".
Słuchałem audiobooka w samochodzie i tylko ze względu na lektora daję dwie gwiazdki - bez niego wolałbym słuchać trzasków w radio. Do nagrania przyczepić się nie można. Szczerze życzę lektorowi, aby mógł czytać bardziej ambitne dzieła i gratuluję dobrze wykonanej pracy, bo i taką pracę przecież trzeba czasem wykonać, a jaka by nie była - profesjonalizm jest i to jak najbardziej, bez ironii, szanuję.
Podsumowując - książkę stanowczo odradzam. Jest to słabe dzieło, warte co najwyżej tego, żeby je słuchać w samochodzie o drugiej w nocy, żeby nie zdrzemnąć - czyli dla bezpieczeństwa własnego i innych. Poza tym jest ono do jak najszybszego zapomnienia, aczkolwiek chyba warto zapamiętać nazwisko redaktora i wydawcy. To, że autor jest grafomanem, to jeszcze można wybaczyć, ale że ktoś to zrecenzował, zatwierdził, wypuścił, rozreklamował i jeszcze sprzedaje - to prawie zbrodnia.
Większej grafomanii dawno nie doświadczyłem.
Ma to być trochę pastisz książek kryminalnych (odcięte od świata miejsce, trup i zagadka), a staje się parodią samej siebie. Autor czasem sili się na kwieciste porównania, rozpisuje na tematy, na które się zna, delektując niczym Sapkowski łaciną w "Narrenturm". Autor pokazuje, jaki jest oczytany, ale tak naprawdę jest to jednak...
2023-11-17
Nie jest to dzieło wybitne, ale czyta się przyjemnie. Chociaż opisów przyrody czy krajobrazów nie ma za dużo, autorowi udało się bez nich zbudować odpowiedni obraz Alaski i północnej Kanady.
Opowieść chociaż przedstawiona z pozycji psa, jest głównie o ludziach. Wydaje się, że nie są w stanie zrozumieć świata zwierząt, ich potrzeb i uczuć. Z drugiej strony, najwyraźniej autorowi ta sztuka się udała i stąd ta książka. Jest tu jakaś fascynacja dzikim światem, instynktami czy tytułowym "zewem krwi". Świat, kierowany tymi siłami, wydaje się znacznie ciekawszy, a jednocześnie tak dla nas niedostępny.
Nie jest to dzieło wybitne, ale czyta się przyjemnie. Chociaż opisów przyrody czy krajobrazów nie ma za dużo, autorowi udało się bez nich zbudować odpowiedni obraz Alaski i północnej Kanady.
Opowieść chociaż przedstawiona z pozycji psa, jest głównie o ludziach. Wydaje się, że nie są w stanie zrozumieć świata zwierząt, ich potrzeb i uczuć. Z drugiej strony, najwyraźniej...
2023-10-09
Nie zachwyciła mnie, może dlatego, że wiedziałem, jak ją odbierać ("lubię", gdy przedmowa zdradza treść i przesłanie książki). Niestety to był audiobook i nie zdążyłem przewinąć streszczenia.
Nie zgadzam się, że książka ma być ostrzeżeniem przed zdziczeniem, przestrogą i tak dalej. Nie rozumiem, czemu powstały cywilizacje, skoro wszystkie zaczynały w punkcie, w którym bohaterowie kończą.
Jest trochę anachronizmów - niby akcja dzieje się w czasie II wojny światowej, ale wspominane są telewizory i samoloty odrzutowe. Może specjalnie, może ma to pokazać, że sytuacja może dotyczyć i współczesnego czytelnika?
Ciekawe są przedstawione psychologicznie postacie, ich motywy raczej jasne i zrozumiałe. Jednak czy można przenosić zachowanie i niedojrzałość chłopców na dorosłych, co sugerują opracowania? Oni po prostu potrzebują autorytetu, przywódcy, a opisana sytuacja wynika z ich braku życiowego doświadczenia. Moim zdaniem dorosłym to aż tak nie grozi.
Nie zachwyciła mnie, może dlatego, że wiedziałem, jak ją odbierać ("lubię", gdy przedmowa zdradza treść i przesłanie książki). Niestety to był audiobook i nie zdążyłem przewinąć streszczenia.
Nie zgadzam się, że książka ma być ostrzeżeniem przed zdziczeniem, przestrogą i tak dalej. Nie rozumiem, czemu powstały cywilizacje, skoro wszystkie zaczynały w punkcie, w którym...
2023-09-29
Czyta się to całkiem przyjemnie. Konwencja opisu wydarzeń przez dziecko chyba służy temu, żeby zatwardziałym konserwatystom uświadomić trudny problem, jakim jest rasizm.
Z mojego (polskiego) punktu widzenia stosunek białej ludności do Murzynów w międzywojennej Alabamie jest w gruncie rzeczy sprawą obojętną. My takich problemów nie mieliśmy, ale w Ameryce ciągną się one do dzisiaj.
Pewnie dlatego na świecie (=USA) ta książka jest taka ważna, natomiast na polskim czytelniku chyba nie zrobi aż takiego wrażenia i pewnie jej do końca nie zrozumie, tak samo jak amerykański czytelnik nie zrozumie "Potopu".
Nie przeszkadza to jednak w odbiorze; mimo trudności z zauważeniem drobnych i charakterystycznych szczegółów, ciągle czyta się to przyjemnie i nie żałuje straconego czasu.
Szkoda tylko, że pozytywni bohaterowie są aż tak na siłę pozytywni.
Czyta się to całkiem przyjemnie. Konwencja opisu wydarzeń przez dziecko chyba służy temu, żeby zatwardziałym konserwatystom uświadomić trudny problem, jakim jest rasizm.
Z mojego (polskiego) punktu widzenia stosunek białej ludności do Murzynów w międzywojennej Alabamie jest w gruncie rzeczy sprawą obojętną. My takich problemów nie mieliśmy, ale w Ameryce ciągną się one do...
2023-09-12
Cztery dość długie historie szpiegowskie, połączone wspólnym bohaterem - kimś w rodzaju ważnego pracownika brytyjskiego wywiadu. W zasadzie nie jest istotne, kim on jest, ani co robi i czy jego postać jest prawdziwa. Wciąga, jak to u Forsytha - ciekawie zbudowana intryga, dużo szczegółów, które może się przydadzą w głównym wątku, a może są tylko interesujące.
Ale z drugiej strony nie odczułem jakiegoś niesamowitego katharsis po lekturze. Ta książka jest "tylko" dobra.
Cztery dość długie historie szpiegowskie, połączone wspólnym bohaterem - kimś w rodzaju ważnego pracownika brytyjskiego wywiadu. W zasadzie nie jest istotne, kim on jest, ani co robi i czy jego postać jest prawdziwa. Wciąga, jak to u Forsytha - ciekawie zbudowana intryga, dużo szczegółów, które może się przydadzą w głównym wątku, a może są tylko interesujące.
Ale z drugiej...
Opowieść ciekawa, niekiedy zaskakująco poprowadzona narracja (np. historia "Patny"). Niestety postać tytułowego bohatera - idealnego - męczy przy dłuższym obcowaniu.
W pewnym momencie wiedziałem już, jak się to skończy, bo chyba mogło się skończyć tylko w ten jeden sposób.
Opowieść ciekawa, niekiedy zaskakująco poprowadzona narracja (np. historia "Patny"). Niestety postać tytułowego bohatera - idealnego - męczy przy dłuższym obcowaniu.
W pewnym momencie wiedziałem już, jak się to skończy, bo chyba mogło się skończyć tylko w ten jeden sposób.
2023-07-08
Moje pierwsze podejście do tego autora okazało się nieudane. Intryga wydziwiona, co kilka rozdziałów następuje wymiana głównego bohatera. Kilka wątków niedomkniętych.
Rozczarowałem się.
Moje pierwsze podejście do tego autora okazało się nieudane. Intryga wydziwiona, co kilka rozdziałów następuje wymiana głównego bohatera. Kilka wątków niedomkniętych.
Rozczarowałem się.
2023-05-19
Jednak nie dla mnie. Intryga nawet może i dość ciekawa, ale w gruncie rzeczy typowe "zabili go i uciekł".
Przedstawione sytuacje tworzą problemy moralne, których rozwiązanie mi się nie podobało. Główny bohater jest po prostu mordercą, bez skrupułów, ale jest dobry, bo kocha żonę i córkę. Scena egzekucji w St. Petersburgu też jakoś taka moralnie dwuznaczna. Wydaje się, że powinna zostawić dużo większe wrażenie, a autor po prostu się trochę prześlizgnął. Chyba na tym trzeba było coś więcej zbudować - a tak wychodzi, że skazaniec naprawdę umarł na darmo, i w książce, i w naszym prawdziwym życiu.
Poza tym źli są źli, a dobrzy są dobrzy, piękni i mają wielu przyjaciół. Zaskakujące zwroty akcji (zły okazuje się być dobrym, albo złym z innej frakcji, albo dobry - złym) nie zaskakują.
Na końcu pewnie dobro zwycięża, ale już się chyba nie dowiem, bo przerwałem w około 2/3. W ogóle mnie nie interesuje, czy wybuchnie wojna atomowa. Ani też to dobro i zło do mnie nie przemawia.
Jednak Archer się do tego typu książek chyba nie nadaje. To jest materiał na dwugodzinny film z Mattem Damonem a nie na kilkanaście godzin czytania.
Jednak nie dla mnie. Intryga nawet może i dość ciekawa, ale w gruncie rzeczy typowe "zabili go i uciekł".
Przedstawione sytuacje tworzą problemy moralne, których rozwiązanie mi się nie podobało. Główny bohater jest po prostu mordercą, bez skrupułów, ale jest dobry, bo kocha żonę i córkę. Scena egzekucji w St. Petersburgu też jakoś taka moralnie dwuznaczna. Wydaje się, że...
2023-05-09
Niestety w książce panuje ogromny bałagan, włączając w to sam tytuł. Akcja dzieje się na przestrzeni kilku dekad i główna bohaterka tylko w bodajże jednym rozdziale ma trzydzieści lat. Może chodziło też o jej córki, którym autor też poświęca trochę czasu?
Nie udało mi się ani współczuć bohaterom, ani jakoś ich usprawiedliwić, ani potępić, ani niczego od nich wziąć (morału chyba nie ma). Po prostu - każdy w jakiś sposób zmarnował sobie życie. Niewiele robił, by to zmienić, a orientował się dopiero pod koniec życia. Może to właśnie jest morał?
Niestety w książce panuje ogromny bałagan, włączając w to sam tytuł. Akcja dzieje się na przestrzeni kilku dekad i główna bohaterka tylko w bodajże jednym rozdziale ma trzydzieści lat. Może chodziło też o jej córki, którym autor też poświęca trochę czasu?
Nie udało mi się ani współczuć bohaterom, ani jakoś ich usprawiedliwić, ani potępić, ani niczego od nich wziąć (morału...
2023-05-13
W porównaniu z dwiema poprzednimi częściami ma wyższy poziom, aczkolwiek pierwszy tom podobał mi się bardziej. Mimo wszystko autorowi udało się zakończyć w taki sposób, że chyba przesłucham kolejną część, gdy powstanie (uważam, że pani Lektorka audiobooka daje bardzo dużo od siebie i gdyby można było oceniać sam sposób czytania, to dla wszystkich części dałbym 10 gwiazdek).
W porównaniu z dwiema poprzednimi częściami ma wyższy poziom, aczkolwiek pierwszy tom podobał mi się bardziej. Mimo wszystko autorowi udało się zakończyć w taki sposób, że chyba przesłucham kolejną część, gdy powstanie (uważam, że pani Lektorka audiobooka daje bardzo dużo od siebie i gdyby można było oceniać sam sposób czytania, to dla wszystkich części dałbym 10 gwiazdek).
Pokaż mimo to2023-04-29
Nieco inna tematyka niż w poprzednich tomach, typowy czeski bałagan i gang Olsena w jednym. Nawet śmieszne, ale trochę nie na temat. Rozczarowałem się.
Nieco inna tematyka niż w poprzednich tomach, typowy czeski bałagan i gang Olsena w jednym. Nawet śmieszne, ale trochę nie na temat. Rozczarowałem się.
Pokaż mimo to
Autorowi najwyraźniej spodobał się musical "Upiór w operze", może był pod wrażeniem spotkania z Andrewem Lloyd Webberem, i wymyślił, że napisze dalszą część. Wynika z treści i języka, że chciał pobawić się formą i nawet to ciekawie wyszło. W każdej kolejnej części narratorem jest inna osoba i opowiada zdarzenia w innych okolicznościach. Struktura tego opowiadania też przypomina operową: w gruncie rzeczy krótka historia rozwleczona do granic wytrzymałości, ale to też się jakoś broni.
Nie broni się jednak kompletny brak sensu i prawdopodobieństwa. Nawet, jeśli uznamy, że to, że główny bohater szybko dorobił się majątku w Ameryce to też zabieg operowy, to jednak cały wstęp Autor poświęcił analizie, że cała historia z musicalu (czy też wcześniejszej książki) była jednak prawdopodobna i nawet wykazał, kiedy się musiała(by) wydarzyć. O ile dzięki tym zabiegom w akcję z Paryża można uwierzyć, to ta w Nowym Jorku jest już kompletnie bez sensu.
Jak wspomniałem, Autor pobawił się formą i tu powinien był skończyć i schować zapiski do szuflady lub wrzucić do pieca. A jeśli już koniecznie chciał puścić to w obieg, to chociaż trzeba było przeczytać po napisaniu i poprawić różne błędy, np. jak ten z relacji dziennikarza, który opisuje intymną rozmowę dwojga Francuzów. Rozmowy toczonej oczywiście po angielsku, bo dziennikarz po francusku nie umie. To przecież takie naturalne, że Francuzi rozmawiają w swoim gronie po angielsku.
Podsumowując: to nie jest to, co Forsyth umie i nie jest to też to, co mu się wydawało, że też umie.
Autorowi najwyraźniej spodobał się musical "Upiór w operze", może był pod wrażeniem spotkania z Andrewem Lloyd Webberem, i wymyślił, że napisze dalszą część. Wynika z treści i języka, że chciał pobawić się formą i nawet to ciekawie wyszło. W każdej kolejnej części narratorem jest inna osoba i opowiada zdarzenia w innych okolicznościach. Struktura tego opowiadania też...
więcej Pokaż mimo to