-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Nie sądziłem, że tak trudno będzie mi zrecenzować jedną z najważniejszych książek w historii literatury science-fiction, do dnia dzisiejszego stanowiącą źródło licznych inspiracji, odniesień i analiz, dla wielu wręcz świętą. A to przede wszystkim dlatego, że wciąż pozostaję pod wielkim wrażeniem ekranizacji z 1960 roku - może nieco cukierkowej w porównaniu ze swoim literackim pierwowzorem, ale jednak wciąż będącej dobrym filmem. Dlatego też do lektury podchodziłem z pewnymi oczekiwaniami i wyobrażeniami, które jednak nie znalazły potwierdzenia na kartach "Wehikułu czasu". Nie jest to jednak żaden powód, by książkę Wellsa przekreślać.
Do niewątpliwych plusów powieści zaliczyć należy umiejętne i wciągające czytelnika prowadzenie narracji oraz stopniowanie napięcia. Również wyczerpujące, plastyczne opisy świata przyszłości bez problemu pozwalają nam się tam przenieść wraz z Podróżnikiem w Czasie. Bardzo przekonujące i sugestywne jest też starcie racjonalnego, ścisłego umysłu z końca XIX stulecia z nowym, wcale-nie-wspaniałym światem, do którego nie pasują żadne, znane Podróżnikowi, definicje, wyobrażenia, teorie...
Momentami nieco nużące i dezorientujące są socjologiczno-społeczne przemyślenia i analizy głównego bohatera, stanowią one jednak nieodłączny i potrzebny element narracji. Podróżnik próbuje zracjonalizować i objaśnić otaczającą go rzeczywistość sobie i czytelnikom. Jednak dla mnie największą bolączką książki - i pod tym względem lepszy od niej okazuje się film.... - jest brak dogłębniejszego przedstawienia przebiegu wypadków, które w ostateczności doprowadziły do powstania ras Elojów i Morloków, i istniejącej między nimi zależności. W filmie nie ma wątpliwości, że wszystko rozpoczęła wojna atomowa z 1966 roku. W książce sugeruje się zupełnie inne powody (i wydaje się, że Autor skłania się raczej - w końcu żył w epoce pary, wynalazków i Darwina! - ku ewolucji, a nie wojnie i rewolucji, choć ubogość fauny w roku 802 701 każe myśleć jednak inaczej, a i widmo komunizmu krąży gdzieś w głowie bohatera...), jednak żaden nie znajduje pełnego potwierdzenia. Podróżnik nie odnajduje bowiem żadnych świadectw poprzednich wieków, a i sami Elojowie nie byli w stanie nic na ten temat powiedzieć. Bohater nie zatrzymuje się też w drodze do roku 802 701 ani razu... No i jakże brak mi opisu podziemnego świata Morloków...
Tym, co najbardziej rzuca się w oczy jest wielki pesymizm Autora co do kierunku rozwoju ludzkości i jej dalszego losu. Bo świat Elojów i Morloków to nie żadna "złota przyszłość", nad czym Podróżnik wyraźnie boleje. To świat regresu i upadku, który swój Złoty Wiek ma już dawno za sobą.... Ostatecznie 6/10.
Nie sądziłem, że tak trudno będzie mi zrecenzować jedną z najważniejszych książek w historii literatury science-fiction, do dnia dzisiejszego stanowiącą źródło licznych inspiracji, odniesień i analiz, dla wielu wręcz świętą. A to przede wszystkim dlatego, że wciąż pozostaję pod wielkim wrażeniem ekranizacji z 1960 roku - może nieco cukierkowej w porównaniu ze swoim...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-05-21
Gdybyście dostali niepowtarzaną szansę na zmianę biegu dziejów - co byście zrobili? Przed takim dylematem stają bohaterowie książki Marcina Ciszewskiego, przeniesieni wraz z najnowszym sprzętem Wojska Polskiego (i sojuszniczym oddziałem Amerykanów) z roku 2007 wprost do dnia 1 września roku 1939.
Batalistyka, język, postacie, dialogi, humor, wartka i trzymająca w napięciu akcja, znajomość wrześniowych realiów - to najmocniejsze punkty powieści. W zasadzie jedyne, co psuło mi przyjemność z lektury to - mniej lub bardziej rażące - nielogiczności fabuły (W jakim to języku gaworzyli sobie Nancy i Wilgat...? ;) Dlaczego Śmigły nie dociekał bardziej, że z przyszłości przybył na pomoc jedynie wzmocniony batalion? No i łatwość, z jaką dowodzący wspomnianym batalionem Jerzy Grobicki dawał się wodzić za nos autorom intrygi była momentami aż zastanawiająca...). Nie zmienia to faktu, że po książkę warto sięgnąć - podobnie, jak po kolejne części serii, aż do wielkiego, widowiskowego finału w roku 2012. Ostatecznie 7/10.
Gdybyście dostali niepowtarzaną szansę na zmianę biegu dziejów - co byście zrobili? Przed takim dylematem stają bohaterowie książki Marcina Ciszewskiego, przeniesieni wraz z najnowszym sprzętem Wojska Polskiego (i sojuszniczym oddziałem Amerykanów) z roku 2007 wprost do dnia 1 września roku 1939.
Batalistyka, język, postacie, dialogi, humor, wartka i trzymająca w napięciu...
Jak lubię twórczość Langenfelda (seria "Czerwona ofensywa", dokończone po Wolffie "Odległe rubieże") i jego wyczerpujące (i sto razy bardziej trafne, niż te płodzone przez "prawdziwych ekspertów" z byłymi wojskowymi na czele...) analizy bieżącej wojny ukraińsko-małpiej, tak "Pięciu i czołg" zmęczyło mnie i zawiodło niemal na całej linii. I to mimo świetnego materiału na potencjalnie wciągającą historię. Zawiodło tak bardzo, że byłem bliski odłożenia książki przed dobrnięciem do jej połowy. Nawet tę recenzję jakoś trudno mi pisać...
A to dlatego, że losy pięciu polskich pancerniaków i opis ich szlaku bojowego od Normandii do północnych Niemiec są po prostu nudne i zbyt długie. Sami bohaterowie też jakoś do siebie nie przekonują i trudno mimo wszystko poczuć z nimi jakąś więź czy wczuć się w ich przeżycia. Nie do końca podobają mi się też, dość często przez Autora wrzucane, retrospekcje, dzięki którym poznajemy epopeję dwóch głównych bohaterów i ich drogę ze związku sowieckiego do tworzących się w bólach Polskich Sił Zbrojnych. Do tego dochodzą opisy szkoleń, walki jednego z bohaterów o to, żeby w ogóle do załogi trafić... Dłuży się to i męczy. Tym bardziej, że na "prawdziwą" akcję musimy poczekać aż do okolic... 200 strony! To zdecydowanie za długo. Zbytnia rozwlekłość jest jedną z głównych bolączek tej książki. Mam tutaj na myśli przede wszystkim rozlazłe, powtarzalne opisy przeżyć i przemyśleń głównych bohaterów... A i sama batalistyka - kiedy wreszcie do niej dobrniemy - męczy niemiłosiernie w kółko powtarzanymi zwrotami, opisami, odczuciami bohaterów, filozofowaniem, zbędną poetyckością... Sam koniec książki też jakoś szczególnie nie powala. Choć Autorowi udało się chyba w jakiś sposób ukazać beznadziejność sytuacji niby zwycięskich bohaterów, z których wielu nie zdecydowało się na powrót do okupowanej przez czerwone małpy Ojczyzny.
Naprawdę jest mi trudno ocenić tę książkę. 3/10 będzie chyba - niestety - odpowiednią liczbą gwiazdek... Nie mogę się nawet wysilić na wymienienie jakichś plusów tej powieści. Może poza jednym - książek ukazujących losy żołnierzy PSZ powinno być jak najwięcej jako odtrutki i przeciwwagi dla wszelkiej maści Klossów, Szarików i całej tej peerelowskiej, zakłamanej mitologii. 3/10
Jak lubię twórczość Langenfelda (seria "Czerwona ofensywa", dokończone po Wolffie "Odległe rubieże") i jego wyczerpujące (i sto razy bardziej trafne, niż te płodzone przez "prawdziwych ekspertów" z byłymi wojskowymi na czele...) analizy bieżącej wojny ukraińsko-małpiej, tak "Pięciu i czołg" zmęczyło mnie i zawiodło niemal na całej linii. I to mimo świetnego materiału na...
więcej mniej Pokaż mimo to
Oto wreszcie mamy! Polski przekład pierwszego tomu "Historii Śródziemia" - dzieła dla zdecydowanej większości zagorzałych fanów twórczości Tolkiena fundamentalnego, jeśli chodzi o ukazanie ewolucji opowieści o silmarilach, pierścieniach, stworzeniu Ardy, elfów, krasnoludów i ludzi. W epoce miernych prób zawłaszczania i wykoślawiania Śródziemia przez wszelkiej maści amazony i netflixy propozycja jak znalazł.
Christopher Tolkien zabiera nas w podróż, w czasie której porządkuje, prezentuje i objaśnia najwcześniejsze wersje opowieści utkanych przez swojego Ojca. Które to opowieści w ciągu kolejnych lat zniknęły i nie weszły do kanonu, albo wyewoluowały w to, co znamy dzisiaj z kart opublikowanych książek. Znajdziemy więc znajome wątki i postacie, inne będą dla nas całkowicie nowe i zaskakujące. Z niecierpliwością będę czekał na kolejne tomy.
Mimo to oceniam książkę "jedynie" na 6. Dlaczego?
Bo książka jest trudna (a momentami wręcz męcząca...) do czytania nawet dla osoby wystarczająco dobrze zaznajomionej z tolkienowskim uniwersum, mającej za sobą kilkukrotną lekturę Hobbita, Władcy Pierścieni, Silmarilionu, Niedokończonych Opowieści, Encyklopedii Śródziemia i Atlasu Śródziemia. Główną przyczyna jest narracja. Czasami chaotyczna, czasami trudna do ogarnięcia i zrozumienia. A przede wszystkim zawiła, pełna wciąż zmieniających się imion, nazw miejscowych, wydarzeń... Sprawia to, że po niektórych fragmentach czytelnik jedynie "przelatuje" wzrokiem, bez ich głębszego zrozumienia. Mimo tej niedogodności możliwość śledzenia ewolucji jednego z najwspanialszych Mitów O Stworzeniu w dziejach literatury jest bezcenna.
6/10
Oto wreszcie mamy! Polski przekład pierwszego tomu "Historii Śródziemia" - dzieła dla zdecydowanej większości zagorzałych fanów twórczości Tolkiena fundamentalnego, jeśli chodzi o ukazanie ewolucji opowieści o silmarilach, pierścieniach, stworzeniu Ardy, elfów, krasnoludów i ludzi. W epoce miernych prób zawłaszczania i wykoślawiania Śródziemia przez wszelkiej maści amazony...
więcej mniej Pokaż mimo to
Historical-fiction, w której z każdą kartką coraz mniej historical, a coraz więcej fiction. I to mało prawdopodobnej fiction.
Rok 1944. Polski oddział specjalny likwiduje Adolfa Hitlera. Wydarzenie to rozpoczyna cały szereg zdarzeń, mających na celu iście osiemnastowieczne odwrócenie sojuszy i zmianę tego, co dla Europy i świata wydaje się nieuniknione.
Powieść sprawia wrażenie sklejonej z kilku, powiązanych ze sobą, wątków i scen. Autor bardziej skupia się na jednych, by inne pozostawić albo niedokończone, albo w ogóle nie rozpoczęte. Mimo to książka wciąga, a zaludniające jej karty postacie historyczne i fikcyjne są chyba najmocniejszym jej punktem. Nie można też odmówić Autorowi wiedzy historycznej i umiejętnie zbudowanego tła powieściowych wydarzeń. Czarnecki z pewnością zachęcił mnie też do zapoznania się z dalszymi losami swoich bohaterów. Tym bardziej, że kończy narrację tuż przed "wielkim uderzeniem".
Wbrew pompatycznie krzyczącej okładce - nie, ta historia nie mogła się zdarzyć. No, chyba że mowa o twórczości "historyka" Zychowicza, który gorąco poleca książkę. Co w sumie mnie nie dziwi - pasuje do jego pisanych pod tezy bredni, fantasmagorii i realizuje jego mokry, germanofilski sen. Bo o ile wywiad II RP rzeczywiście mieliśmy bardzo dobry, to wiara w jego wszechmoc jest mocno przesadzona. Jednak jeszcze większą bolączką jest naiwna i - w epoce wszelkiej maści rewizjonistów i szkodników - wręcz szkodliwa wiara w tak wielkie ustępstwa jakiegokolwiek rządu niemieckiego wobec Polski. I dotrzymanie obietnic oraz traktatów przez Berlin. Wystarczy poczytać, co o Polakach i wschodzie sądził jeden z bohaterów powieści, von Stauffenberg. Ostatecznie 6/10.
Historical-fiction, w której z każdą kartką coraz mniej historical, a coraz więcej fiction. I to mało prawdopodobnej fiction.
Rok 1944. Polski oddział specjalny likwiduje Adolfa Hitlera. Wydarzenie to rozpoczyna cały szereg zdarzeń, mających na celu iście osiemnastowieczne odwrócenie sojuszy i zmianę tego, co dla Europy i świata wydaje się nieuniknione.
Powieść sprawia...
Walczący z bezsennością, wykończony monotonnym, jednostajnym, pustym życiem Bezimienny-Bohater-Narrator spotyka na swej drodze Tylera Durdena. Nielegalne kluby walki, które wspólnie tworzą są ledwie wstępem do prawdziwej rewolucji i anarchii, wymierzonej w otaczający ich świat...
Książka trudna, udało mi się ją wreszcie przeczytać za trzecim podejściem. Sprawy nie ułatwia ani specyficzny język, ani nieco chaotyczna budowa fabuły, ani narracja głównego bohatera - sam tłumacz przyznał, że był to najtrudniejszy tekst, z jakim przyszło mu się zmierzyć. Nie każdemu może spodobać się sama tematyka powieści i to, czego dopuszczają się, co mówią i myślą jej bohaterowie.
Mimo to wciąga (nawet, gdy jako pierwszy obejrzeliśmy film i generalnie wiemy, o co chodzi...), nie można odmówić jej celnych komentarzy, przemyśleń, spostrzeżeń i... humoru. Czasem wulgarnego, czasem czarnego, ale humoru.
Nie sposób nie porównać książki do jej głośnej, wspomnianej wyżej, ekranizacji z Edwardem Nortonem i Bradem Pittem w rolach głównych. Ekranizacji, którą sam autor powieści uznał za lepszą, niż książka, którą stworzył. Zgadzam się z tą opinią. Film porządkuje fabułę, przedstawia ją w sposób bardziej przystępny i uporządkowany. Jednocześnie zmienia nieco i łagodzi sam wydźwięk tej historii. Na ekranie widzimy bowiem, jak bohaterowie chcą sobie coś powysadzać, coś zniszczyć, kogoś zastraszyć, ale generalnie to nie zamierzają tak naprawdę nikomu zrobić krzywdy. W książkowym oryginale jest zupełnie inaczej. Główny bohater i Tyler chcą krzywdzić innych. I robią to. Całkowita destrukcja jest ich celem, który bezwzględnie realizują. Papierowa wersja tej historii jest zdecydowanie bardziej dosadna, wulgarna i brutalna. Zupełnie inne jest również zakończenie przygód bohaterów. Ostatecznie - 7/10
Walczący z bezsennością, wykończony monotonnym, jednostajnym, pustym życiem Bezimienny-Bohater-Narrator spotyka na swej drodze Tylera Durdena. Nielegalne kluby walki, które wspólnie tworzą są ledwie wstępem do prawdziwej rewolucji i anarchii, wymierzonej w otaczający ich świat...
Książka trudna, udało mi się ją wreszcie przeczytać za trzecim podejściem. Sprawy nie ułatwia...
2022-06-27
2022-05-09
Antarktyda, zima 1982...
Spokój amerykańskiej stacji badawczej zakłóca niespodziewany wypadek, od którego rozpoczyna się seria przerażających zdarzeń. Wkrótce okazuje się, że wśród jej załogi ukrywa się COŚ. Coś z innego świata...
Nowelizacja, legendarnego już dzisiaj, dzieła Johna Carpentera z genialną muzyka Ennio Morriocne zaskakująco świetnie oddaje klimat i atmosferę filmu. Klaustrofobiczne, wąskie korytarze placówki badawczej, rosnące poczucie osaczenia i zagrożenia, paranoja i brak wzajemnego zaufania - kto jest kim... lub CZYM. No i samo TO. Kształt bez kształtu, którego każdą częścią kieruje instynkt przetrwania za wszelką cenę...
Powieść zawiera kilka scen, jakie nie ukazały się w jej filmowym pierwowzorze, a które z chęcią bym w nim zobaczył. Inne odbiegają nieco od tego, co mogliśmy obejrzeć na ekranie, ale nie stanowi to jakiejś wady. Generalnie jest to zaskakująco udana nowelizacja.
W zasadzie jedynym, do czego mogę się przyczepić jest - momentami - zbyt chaotyczna narracja oraz irytujący, błędny układ tekstu (np. brak odstępów tam, gdzie powinny być) na stronach, mocno dezorientujący czytelnika. Co w połączeniu z tą pierwszą sprawia, że niektóre fragmenty trzeba czytać po dwa razy. Ostatecznie 8/10.
Antarktyda, zima 1982...
Spokój amerykańskiej stacji badawczej zakłóca niespodziewany wypadek, od którego rozpoczyna się seria przerażających zdarzeń. Wkrótce okazuje się, że wśród jej załogi ukrywa się COŚ. Coś z innego świata...
Nowelizacja, legendarnego już dzisiaj, dzieła Johna Carpentera z genialną muzyka Ennio Morriocne zaskakująco świetnie oddaje klimat i atmosferę...
Rok 2020. Kilka miesięcy przed okrągłą rocznicą zwycięskiej Bitwy Warszawskiej terrorystyczny kraj paranoików i zbrodniarzy znów daje o sobie znać. "Bunt" w Królewcu (w poprzednich latach poprzedzony licznymi akcjami terrorystyczno-dezinformacyjnymi, zerwaniem stosunków dyplomatycznych i cierpliwymi przygotowaniami) przeradza się w kolejną wojnę z Polską. Stawka – oderwanie od Rzeczypospolitej Warmii, Mazur i kawału Podlasia z Suwalszczyzną na czele… Uzbrojone w świeżo zakupiony (używany, ale wciąż nowocześniejszy, niż rosyjskie złomy) sprzęt Wojsko Polskie rusza do boju.
O ileż przyjemniej czyta się tę książkę, niż dużo słabszą "Sprawę generała", która dość skutecznie zniechęciła mnie do twórczości Langera – inne pozycje tego Autora wciąż czekają na swoją kolej…
Bo historia przedstawiona przez Langera, choć momentami sprawiająca wrażenie nieco naiwnej, naprawdę wciąga. Szczególnie pierwsze rozdziały, w kontekście bieżących wydarzeń, w sposób dość realistyczny pokazują eskalację i drogę do wojny.
Co również bardzo mi się podoba, Langer wprowadza silne postacie kobiece – jest agentka wywiadu, jest pilot myśliwca, są dowódcy oddziałów z WOT-u i Straży Granicznej. I robi to bez żadnego feminazistowskiego zadęcia. Panie robią swoją robotę. I robią ją dobrze.
A propos WOT. Ktoś tu poniżej strzelił bzdurny zarzut, że Autor faworyzuje tę formację i przypisuje jej decydującą rolę w zwycięstwie… Pozostawię bez komentarza. I nie, w książce, w żadnym punkcie WOT nie walczy ze specnazem, bo ten wchodzi do akcji z desantem tylko raz i nie ma szansy nawet w Polsce dobrze wylądować… O walce ze specnazem wspomina Autor przy okazji wciąż zmienianych koncepcji wykorzystania Wojsk Obrony Terytorialnej.
Na plus należy zaliczyć również fakt, że Autor nie jest zaczadzony (jak wielu naszych analityków i byłych wojskowych, mądrzących się przed kamerami) onucową propagandą sukcesu i nie jest wyznawcą mitu "niezwyciężonej armii czerwonej", która w starciu z armiami zachodnimi i nowoczesną techniką jest – na szczęście – bez szans.
Niestety, książką Langera ma zasadniczą, aż nadto widoczną, przypadłość. O ile jej część pierwsza (czyli droga do wojny) jest wciągająca, wielowątkowa i umiejętnie buduje napięcie, to w drugiej (czyli wojnie) Langer łapie zadyszkę i traci impet. Zaskakuje przede wszystkim dysproporcja „sił” między częścią pierwszą, a drugą – na korzyść tej pierwszej… Jest zupełnie tak, jakby Langer tę wojnę chciał jak najszybciej zakończyć i nie rozpisywać się o niej. A szkoda, bo zaproponowany przez niego temat ma naprawdę wielki potencjał na dłuższą i bardziej rozbudowaną historię… Tak, osobiście uważam, że książką powinna być nieco dłuższa. I bardziej emocjonująca, bo Autor opisuje wszystko całkowicie beznamiętnie.
Jednak najbardziej nieprawdopodobnym elementem książki jest zaangażowanie (nie sam fakt szybkiej reakcji Sojuszu) w wojnę pewnych krajów, nominalnie będących członkami NATO, a w istocie rzeczy będących kretami moskwy. Mam tu na myśli szczególnie sąsiada zza Odry… Śmieszy mnie też naiwna wiara w to, że moskwa zostawiłaby swoich na pastwę zachodu i z taką lekkością oddała pola NATO. Choć, w obliczu całkowitej klęski „buntowników” z Królewca…
Ostatecznie: 6/10
Rok 2020. Kilka miesięcy przed okrągłą rocznicą zwycięskiej Bitwy Warszawskiej terrorystyczny kraj paranoików i zbrodniarzy znów daje o sobie znać. "Bunt" w Królewcu (w poprzednich latach poprzedzony licznymi akcjami terrorystyczno-dezinformacyjnymi, zerwaniem stosunków dyplomatycznych i cierpliwymi przygotowaniami) przeradza się w kolejną wojnę z Polską. Stawka – oderwanie...
więcej Pokaż mimo to