Miasto trumien Gary Braunbeck 5,0
ocenił(a) na 63 lata temu Wydane w 2008 roku „Miasto Trumien” to horror nowoczesny, horror XXI wieku, łączący element nadprzyrodzony z realistyczną grozą wywoływaną przez współczesne masowe zbrodnie.
+
W mieście Cedar Hill zwanym również „Miastem Trumien” (od czasu katastrofy z lat 60tych XX wieku, kiedy to wyleciała w powietrze miejscowa fabryka trumien, rozrzucając swe produkty po całej okolicy) dochodzi do krwawej łaźni - nieznany morderca ogniem pistoletu maszynowego zabija wszystkich klientów i obsługę lokalu pod nazwą „Knajpa Dawnych Indian”.
Efekty policyjnego śledztwa są szokujące - znalezione na miejscu masakry odciski palców pasują do…zmarłych oraz do odcisków najsłynniejszych seryjnych morderców w USA. Badanie akt wskazuje, że do kolejnych masakr dochodzi w niepokojąco podobnych okolicznościach, zupełnie tak, jakby były one częścią jakiegoś większego planu.
W międzyczasie w mieście wybucha prawdziwa epidemia zbrodni. W serii brutalnych zabójstw giną kolejni mieszkańcy miasta. Żądza mordu przenosi się niczym Covid-19, a między ludźmi zaczyna krążyć dawna miejska legenda o seryjnym mordercy zwanym „Pałączydłem”,
Jakby tego było mało, na jednym z miejskich cmentarzy pojawia się ni stąd ni zowąd kilkanaście nieoznaczonych grobów, które, wraz z kolejnymi ofiarami, ponownie znikają
Prowadzący śledztwo policjant łączy siły z księdzem, kanonikiem w kościele przy cmentarzu, który zdaje się mieć jakąś wiedzę o źródle całego tego szaleństwa i pomysł na dalsze działania…
+
„Miasto Trumien” to pozycja nierówna. Braunbeck znakomicie sobie radzi z makabrą. Sceny kolejnych morderstw są rewelacyjnie opisane, pełne ultra-przemocy i efektów gore. Wybornie wypadają liczne jump scare’y. Bardzo dobry jest również główny pomysł na powieść, intrygujący, niebanalny, taki „z rozmachem”.
Niestety, po słabej stronie jest konstrukcja. Szarpana, rwąca się narracja, niezbyt wdzięczny styl, co rusz grzęznący na jakichś fabularnych manowcach. Do tego niechlujność opowieści - niepokończone, urwane w pół wątku motywy, kiepsko rozegrane sytuacje. W konsekwencji powyższych wad w opowiadaną historię wkrada się czasami chaos. Do tego dochodzą niezbyt udani, nieprzekonujący bohaterowie.
Mam wrażenie, że Braunbeck za bardzo się spieszył pisząc „Miasto Trumien”. Materiał tak obszerny i wielowątkowy wymagałby znacznie większego, „kingowskiego” rozmiaru. Wtedy znalazłaby się odpowiednia przestrzeń i na bogaty „background” opowieści i na rozbudowaną, wielowątkową fabułę z wieloma postaciami.
A tak, to autor gna przez książkę czasami na grube skróty na przełaj przez te pieczarki, od jednej makabrycznej sceny do drugiej a zdezorientowany czytelnik czasami sam siebie pyta „ale o co tutaj chodzi?”
„Miasto Trumien” nie jest powieścią złą, co to to nie, zresztą była ona nominowana do Bram Stoker Award w roku 2009 - zatem warto przeczytać, ale ma się wrażenie, że to trochę zmarnowany potencjał na Naprawdę Dobry Horror.
Bardzo niewielką powieść uzupełniają dwa opowiadania osadzone e Cedar Hill, ale też nie wnoszą nic szczególnie ciekawego.
Pierwsze, „Zagram Ci Bluesa”, zbudowane jest na kanwie znanej bluesowej legendy (tej z „Crossroad Blues” Roberta Johnsona) - aniołowie światła i ciemności grają co jakiś czas w lokalnej knajpie bluesa na gitarach, by dać ludzkości rozkosz muzyki (sic!),a drugie, „Składka Związkowa” to dość licha kopia z ligottiańskiego korpo-horroru (bo bez jego talentu) z banalną konstatacją , że „człowiek to fabryka”.