rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Annę Rozenberg uważam za jedną z najlepiej piszących autorów polskiej literatury kryminalnej, szeroko pojętej. Nie stosuję feminatywu rozmyślnie - nie uznaję podziału na płeć jeśli chodzi o pisanie, mam na myśli wszystkich autorów. To zdanie mam od czasu jej debiutanckiej powieści, z każdą kolejną w nim się utwierdzałem, a "Zawsze będziesz winna" tylko potwierdza to, co oczywiste. Gra mi w tej powieści wszystko: historia, język, konstrukcja fabularna, postaci, nie przeszkadzają oczywiste skróty, których nie da się uniknąć w tym gatunku. Gdyby nie te skróty, mielibyśmy historię o wiele głębszą, ale nie o to tu akurat chodzi. Zawsze mam zgryz, jeśli chodzi o poruszanie ważnych społecznie i emocjonalnie wątków w literaturze stricte rozrywkowej, do jakiej zaliczają się niewątpliwie thrillery. Zbyt łatwo się po nich prześliznąć, pójście w drugą stronę też może przynieść straty historii. Tu mamy idealne wyważenie środków wyrazu. Tempo, narracja, retrospekcje, wszystko jest spójne i zgrywa się na końcu jak w precyzyjnym mechanizmie. Historii podobnych tym, jaka przydarzyła się Helen jest niestety sporo w realnym świecie, a ta konkretna, mimo że fikcyjna, unaocznia nam jak bardzo człowiek może skrzywdzić innego człowieka. Co w nim drzemie, jak niewiele trzeba, żeby to obudzić, jak łatwo zamknąć oczy, kiedy widok boli, jak łatwo udawać, zwłaszcza przed bliskimi... To jest kawał świetnej literatury gatunkowej, może nie jestem wybitnym ekspertem, ale wartość tej powieści pod wieloma względami jest ogromna, zwłaszcza w zalewie tego typu historii obecnych na rynku wydawniczym. Niektóre są fatalne, inne średnie, jeszcze inne bardzo dobre. A "Zawsze będziesz winna" ma u mnie swoją wyjątkową kategorię. Jest jedną z tych, które mocno zapadają w pamięć.

Annę Rozenberg uważam za jedną z najlepiej piszących autorów polskiej literatury kryminalnej, szeroko pojętej. Nie stosuję feminatywu rozmyślnie - nie uznaję podziału na płeć jeśli chodzi o pisanie, mam na myśli wszystkich autorów. To zdanie mam od czasu jej debiutanckiej powieści, z każdą kolejną w nim się utwierdzałem, a "Zawsze będziesz winna" tylko potwierdza to, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tylko i aż osiem gwiazdek. Z uporem będę się trzymał swojej zasady, że 9-tki i 10-tki należą się książkom, które po prostu miały czas na dojrzenie, nie zestarzały się i faktycznie funkcjonują jako wybitne i arcydzieła. Jak będzie z najnowszą powieścią Leszka Hermana, czas pokaże, ale życzę jej jak najlepiej, bo na to zasługuje. Nie powiem, że jest odkrywcza, ale to nic nie szkodzi, bo nie miała taka być, o czym Autor uczciwie pisze w posłowiu. Pisze również o nawiązaniu do klasyków gatunku i jeśli o ten aspekt chodzi, to jest to nawiązanie bez mała mistrzowskie. O czym jest ta historia - można przeczytać w materiałach wydawcy. Jak jest napisana? Świetnie. Fantastycznie. Konstrukcyjnie - bez zarzutu, fabularnie - też pięknie. Dodam, ze jestem dość wybredny i raczej stary, a co za tym idzie czytelniczo doświadczony, więc niełatwo mnie zaskoczyć. Czytając ją cofałem się do lat 90-tych, kiedy jako nastolatek z wypiekami na twarzy pochłaniałem Folleta, Ludluma, MacLeana i innych (uwaga: literaturę tzw. wyższą też czytuję ;-) ). Sceneria "Sieci..." jest dość egzotyczna, w końcu niecodziennie pływa się promem, dlatego nie przeszkadzały mi dość szczegółowe opisy detali konstrukcyjnych lub procedur, które jednak bez wątpienia były bardzo istotne dla akcji. Może czepiałbym się przypisów, których wręcz organicznie nie znoszę, ale przecież można ich po prostu nie czytać, prawda? Specyficzny styl Hermana, znany z wcześniejszych powieści pozostaje, choć tu widać wyraźną poprawę warsztatową. O ile można by faktycznie zgodzić się z opinią, że objętość np. "Sedinum" i dówch następnych wynikała często z przegadania (choć to kwestia gustu), to w tym przypadku wszystkie strony wypełnia czysta akcja (nie mylić z akcją typu "zabili go i uciekł", o nie, to absolutnie nie ten poziom!). Herman stawia na realizm, i choć oczywiście zdarzają się cudowne zrządzenia losu, nie zaburzają całości i mieszczą się w granicach zdrowego rozsądku. Wtręty polityczno-światopoglądowe charakterystyczne chyba dla znakomitej większości polskich pisarzy są tu podane dość taktownie i nie natrętnie, za co chwała Autorowi. Miałem autentyczną frajdę z czytania "Sieci-widm" i jestem pewien, że ta historia zostanie ze mną dość długo. Polecam z czystym sumieniem i mam nadzieję, że za kilka lat dodam te dwie gwiazdki...

Tylko i aż osiem gwiazdek. Z uporem będę się trzymał swojej zasady, że 9-tki i 10-tki należą się książkom, które po prostu miały czas na dojrzenie, nie zestarzały się i faktycznie funkcjonują jako wybitne i arcydzieła. Jak będzie z najnowszą powieścią Leszka Hermana, czas pokaże, ale życzę jej jak najlepiej, bo na to zasługuje. Nie powiem, że jest odkrywcza, ale to nic nie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zabójczy pocisk. Polska krew Krzysztof Bochus, Max Czornyj, Marta Guzowska, Grzegorz Kalinowski, Tomasz Konatkowski, Agnieszka Lingas-Łoniewska, Marta Matyszczak, Katarzyna Berenika Miszczuk, Jacek Ostrowski, Alek Rogoziński, Maciej Siembieda, Magda Stachula, Bartosz Szczygielski, Jakub Żulczyk
Ocena 6,4
Zabójczy pocis... Krzysztof Bochus, M...

Na półkach:

O wiele lepsza, niż pierwsza część. Opowiadania na różnym poziomie, jak to zwykle w antologiach bywa, ale ogólny poziom, w porównaniu z poprzednim tomem o niebo lepszy. Szczygielski mnie nie zawiódł, Małecki też nie, Żulczyk świetny i o nich warto wspomnieć. Reszta bez szału, choć opko Marty Guzowskiej o nodze również warte zauważenia. Nad pomyłkami nie będę się znęcał, w sumie nie było tak źle. Ciekawe, jak z następnym?

O wiele lepsza, niż pierwsza część. Opowiadania na różnym poziomie, jak to zwykle w antologiach bywa, ale ogólny poziom, w porównaniu z poprzednim tomem o niebo lepszy. Szczygielski mnie nie zawiódł, Małecki też nie, Żulczyk świetny i o nich warto wspomnieć. Reszta bez szału, choć opko Marty Guzowskiej o nodze również warte zauważenia. Nad pomyłkami nie będę się znęcał, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczynałem pełen sceptycyzmu: oto kopia Kinga. Pierwsze nieodparte wrażenia: oto kopia Kinga. Potem kopie zeszły na dalszy plan, choć porównania do mistrza są nieuniknione: to poniekąd przecież JEST kopia Kinga, czyż nie? Ale nic to, sprawiłem sobie powrót do czasów młodości. Ze wszystkich czterech najlepszym opowiadaniem zbioru jest Naładowany, co potwierdza wiele opinii na LC: zgadzam się z nimi. Porządna historia, fajnie opowiedziana i(uwaga: spojler)kończy się źle. Reszta też sprawiła mi jakąś czytelniczą przyjemność (małe rozczarowanie zakończeniem historii o chmurze), choć ochów i achów nie było. Zamiast tego parę wpadek tłumacza i redakcji, ale dziś to jest chyba niestety standard - za mało czasu, za dużo roboty.

Zaczynałem pełen sceptycyzmu: oto kopia Kinga. Pierwsze nieodparte wrażenia: oto kopia Kinga. Potem kopie zeszły na dalszy plan, choć porównania do mistrza są nieuniknione: to poniekąd przecież JEST kopia Kinga, czyż nie? Ale nic to, sprawiłem sobie powrót do czasów młodości. Ze wszystkich czterech najlepszym opowiadaniem zbioru jest Naładowany, co potwierdza wiele opinii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Vonnegut. I wszystko...

Vonnegut. I wszystko...

Pokaż mimo to

Okładka książki Zabójczy pocisk Wojciech Chmielarz, Ryszard Ćwirlej, Marta Guzowska, Jakub Małecki, Robert Małecki, Marta Matyszczak, Remigiusz Mróz, Joanna Opiat-Bojarska, Łukasz Orbitowski, Katarzyna Puzyńska, Małgorzata Rogala, Olga Rudnicka, Tomasz Sekielski, Bartosz Szczygielski
Ocena 6,3
Zabójczy pocisk Wojciech Chmielarz,...

Na półkach:

Z całym szacunkiem dla pozycji, którą osiągnęli niektórzy z autorów zawartych w antologii opowiadań: zbiór jest (jak mawia mój ojciec) cieniutki jak polsilver. Orbitowski, obaj Małeccy (Robert i Jakub) dają radę, Szczygielski - najlepsze opko w zbiorze, może jeszcze zaskoczeniem (pozytywnym) była Marta Matyszczak: kompletnie nie moja bajka, ale sympatycznie i z jajem napisane. Reszta niestety rady nie dała, a w niektórych przypadkach zastanawiam się, czy autorzy sięgnęli po wprawki z lat szkolnych czy to ja jestem wrednym, czepialskim sukinsynem? Krótka fabuła na zadany temat (prawdziwe sprawy kryminalne poruszające cały kraj) jest niezłym sprawdzianem dla "kryminalistów", ale w mojej opinii tylko czterech wyżej wymienionych zdało go pozytywnie. Reszta poległa z kretesem. Jeśli osiągnęło się pewien poziom, to niestety drodzy Państwo, ale trzeba się mocno starać, żeby go utrzymać. Inaczej dyskwalifikacja, niektórzy czytelnicy nie wybaczają TAKICH błędów. Pisanie na kolanie, bez pomysłu, może bez formy - ja rozumiem, można mieć słabsze dni, ale trzeba umieć przyznać przed samym sobą, że coś, co się stworzyło jest słabe i niekoniecznie nadaje się do publikacji. Zawsze można napisać od nowa... Nie będę się więcej znęcał. Cztery gwiazdki za czterech autorów wartych przeczytania. Marcie Matyszczak zamiast gwiazdki otwieram kredyt zaufania :-)
I jeszcze jedno, nie mogę się powstrzymać, po prostu nie mogę: okładka - po co ktoś wtyka łuskę w przestrzelinę???

Z całym szacunkiem dla pozycji, którą osiągnęli niektórzy z autorów zawartych w antologii opowiadań: zbiór jest (jak mawia mój ojciec) cieniutki jak polsilver. Orbitowski, obaj Małeccy (Robert i Jakub) dają radę, Szczygielski - najlepsze opko w zbiorze, może jeszcze zaskoczeniem (pozytywnym) była Marta Matyszczak: kompletnie nie moja bajka, ale sympatycznie i z jajem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

KV wielkim pisarzem był. Nie chce mi się więcej pisać, w roku 1001986 i tak nikt nie będzie o tym pamiętał, zajęty łapaniem ryb i unikaniem żarłaczy. Trochę słabsza z jego najlepszych kawałków, ale jak dla mnie, to wciąż poziom mistrzowski. Ubawiłem się przez łzy.

KV wielkim pisarzem był. Nie chce mi się więcej pisać, w roku 1001986 i tak nikt nie będzie o tym pamiętał, zajęty łapaniem ryb i unikaniem żarłaczy. Trochę słabsza z jego najlepszych kawałków, ale jak dla mnie, to wciąż poziom mistrzowski. Ubawiłem się przez łzy.

Pokaż mimo to


Na półkach:

A ja pod prąd... Nie rozumiem, czemu ta historia określana jest jako dystopia/antyutopia, a nie po prostu utopia? Dystopia to wizja czarna,posepna i przeważnie beznadziejna. A tu? Narracja nie jest dosłownie krytyczna wobec kreowanej rzeczywistości. Patrzymy na świat, w którym wszyscy są szczęśliwi, rządzony przez kilku inteligentnych, znających historię i jej konsekwencje ludzi, którym na sercu leży dobro i tego świata i jego mieszkańców. To oni biorą na siebie ciężar wiedzy o starym świecie, który się nie sprawdził i odpowiedzialności za świat nowy. Świat owszem, sztuczny, ale idealny. Bez wojen, starości z jej wszystkimi brudnymi konsekwencjami, bez chorób, bez lęku przed śmiercią traktowaną jako coś normalnego, z narkotykiem bez skutków ubocznych i seksem bez ograniczeń... Że ludzie są warunkowani i nie mają wyboru, kim będą w życiu? Przecież są szczęśliwi, będąc tymi, którymi ich stworzono! Że nie ma miłości, a jedynie jej surogat, namiastka w seksie? Naprawdę wolimy żyć w świecie wojen, chorób, nienawiści, wyścigu szczurów? W strachu przed śmiercią i przed drugim człowiekiem? W nowym, wspaniałym świecie, w przeciwieństwie do wizji dystopijnych jednostka ma możliwość ucieczki w indywidualizm, jeśli tylko chce (np. zesłanie na Islandię lub pozostanie w rezerwacie "dzikich") i nie zostanie za to unicestwiona. Nie można dyskutować o indywidualizmie w świecie, w którym jest ona przypadkowym błędem w procesie tzw. butlacji czy warunkowania. To jak w mrówczym kopcu, gdzie wszystkie mrówki pracują dla dobra i na rzecz mrowiska, a dobro kopca jest nadrzędne. Złapałem się na pewnej myśli, która teraz drąży mój mózg. Jeśli konflikt polega wyłącznie na rezygnacji z wolności jednostki w imię pokoju i szczęścia dla wszystkich, to czy nie chciałbym z niej zrezygnować? W końcu zrobiłbym to również dla siebie... Ale spokojnie: mam świadomość, że utopie to też pułapki, a tak naprawdę wyboru nie ma żadnego... Polecam te książkę, poluję taż na "raport rozbieżności", czyli weryfikację dokonaną przez Huxleya 30 lat później. A więc już po II wojnie, co zapewne przewartościowało wszystko.

A ja pod prąd... Nie rozumiem, czemu ta historia określana jest jako dystopia/antyutopia, a nie po prostu utopia? Dystopia to wizja czarna,posepna i przeważnie beznadziejna. A tu? Narracja nie jest dosłownie krytyczna wobec kreowanej rzeczywistości. Patrzymy na świat, w którym wszyscy są szczęśliwi, rządzony przez kilku inteligentnych, znających historię i jej konsekwencje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna odsłona traktatu o złu, na który składają się powieści McCarthyego, tym razem we współczesnych realiach. Chciwość, bezprawie, śmierć, koszmarne konsekwencje złych wyborów oraz przypadek. A pośród nich zmęczony życiem straznik prawa, pechowiec, który sądzi, że jest szczęściarzem oraz psychopata, niczym kompilacja ślepego losu i anioła zemsty; kolejne wcielenie sędziego Holdena z "Krwawego południka". U McCarthyego nigdy nie wie się, co wypadnie: orzeł czy reszka... Film braci Coen polecam również.

Kolejna odsłona traktatu o złu, na który składają się powieści McCarthyego, tym razem we współczesnych realiach. Chciwość, bezprawie, śmierć, koszmarne konsekwencje złych wyborów oraz przypadek. A pośród nich zmęczony życiem straznik prawa, pechowiec, który sądzi, że jest szczęściarzem oraz psychopata, niczym kompilacja ślepego losu i anioła zemsty; kolejne wcielenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka nietypowa pod wieloma względami. Utkana z opowieści przekazywanych przez żywych i umarłych; opowieści składających się na kilkadziesiąt lat historii Jamajki. O czym jest ta powieść opisano powyżej, nie będę się powtarzał. Nie przeszkadzał mi język niektórych bohaterów (brawa dla tłumacza), za to mnogość wątków i tych bohaterów: owszem. Gdyby nie lista postaci na początku, pogubiłbym się. A może nawet to się stało. Na pewno warta przeczytania, choć miejscami mocna i brutalna. Znów można przekonać się, że polityka to brud, że biedni i słabi zawsze będą mieli pod górę, pod ta samą, pod którą bogaci pną się na ich plecach. Egzotyka jest tam egzotyką wyłącznie dla białych. Truizmy, ale ubrane w słowa, które mogą zachwycić. Dałbym osiem gwiazdek, gdyby nie te tłumy...

Książka nietypowa pod wieloma względami. Utkana z opowieści przekazywanych przez żywych i umarłych; opowieści składających się na kilkadziesiąt lat historii Jamajki. O czym jest ta powieść opisano powyżej, nie będę się powtarzał. Nie przeszkadzał mi język niektórych bohaterów (brawa dla tłumacza), za to mnogość wątków i tych bohaterów: owszem. Gdyby nie lista postaci na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli na podstawie książek, tak jak z puzzli można stworzyć sobie obraz człowieka, to "Krwawy południk" jest tym kawałkiem układanki, po ułożeniu którego uświadamiasz sobie, że obraz wcale nie będzie przedstawiał człowieka, tylko potwora; wcielone zło.
Historia prosta, typowa dla McCarthy'ego, ale prosta wyłącznie fabularnie: podążamy śladem oddziału najemników polującego na Indian. Zimne noce i koszmarnie upalne dni na pustyni albo w górach, leniwe tygodnie przerywane masakrami Indian, Meksykanów, aż w końcu wąż połyka własny ogon i spirala śmierci kręci się nie rozróżniając już, kto swój, a kto nie.
Osadzenie akcji na pograniczu amerykańsko-meksykańskim w połowie XIX wieku nie ma tak naprawdę znaczenia: takie rzeczy wciąż dzieją się w każdym miejscu na świecie: potępiane przez jednych, pochwalane przez drugich, a efekt jest zawsze ten sam. Śmierć i zniszczenie. Brudny i prosty świat i tacy sami ludzie tamtych czasów i krajów. To upraszcza w jakiś sposób kwestie moralne, lecz wyłącznie na zasadzie: nie zabijesz, to zabiją ciebie. Jak się okazuje postęp i cywilizacja tak naprawdę niewiele zmieniły, co widać w innych książkach Cormaca, chociażby "To nie jest kraj dla starych ludzi". I nie tylko w książkach. Bo zło tkwiące w człowieku jest proste i niewyszukane, jest w każdym i tylko od nas zależy, do jakiego momentu jesteśmy w stanie powstrzymać jego upust. Dzieciak, bohater "Południka" ma w sobie chyba najmniej zła. Najzabawniejsze, jeśli w ogóle cokolwiek może być zabawnego w tej książce, jest fakt, że uwagę na to zwraca ktoś, kto jest złem w najczystszej postaci. Sędzia Holden; niedookreślona, wzbudzająca strach postać, ni to wampir, ni to diabeł, obserwujący ludzkość z zacięciem antropologa, dokumentując i równocześnie niszcząc wszelkie ślady czy przejawy człowieczeństwa. Smutna i piękna książka. Nie dla każdego, ale polecam, jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o człowieku, a może nawet o sobie... "Plus" za plastyczne opisy przyrody.

Jeśli na podstawie książek, tak jak z puzzli można stworzyć sobie obraz człowieka, to "Krwawy południk" jest tym kawałkiem układanki, po ułożeniu którego uświadamiasz sobie, że obraz wcale nie będzie przedstawiał człowieka, tylko potwora; wcielone zło.
Historia prosta, typowa dla McCarthy'ego, ale prosta wyłącznie fabularnie: podążamy śladem oddziału najemników polującego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To w gruncie rzeczy bardzo prosta historia o pewnym człowieku. Tak prosta, jak prostym człowiekiem był jej bohater.
Zastanawiam się, czy Lester Ballard był człowiekiem złym, czy tylko tak straszliwie nieskomplikowanym, a przy tym przytłoczonym okolicznościami życia, odrzuconym przez wszystkich, z konieczności i wyboru związanym w niemal symbiotyczny sposób wyłącznie z naturą. W takiej sytuacji zło kiełkuje w człowieku, jest obroną i krzykiem rozpaczy jednocześnie. Lester, targany niezaspokojonymi popędami gwałci i zabija, a raczej na odwrót, ale to nie jest tak, że zmienia się z ofiary w bestię. On nigdy nie przestaje być ofiarą. Pytanie, czy był wcześniej również bestią, a jeśli nie, to kiedy ona w nim się obudziła? Wpływ popkultury na człowieka jest ewidentny: jesteśmy przyzwyczajeni, że bestie rodzą się w człowieku z powodu przeżyć, których nie da się pojąć; wynaturzeń, przeżytej w dzieciństwie niewyobrażalnej traumy. Albo jej zarodkiem była choroba, jakieś ostre zaburzenie. Jak się okazuje, naprawdę niewiele trzeba, żeby bestię w człowieku obudzić.
McCarthy zmusza nas, by jakiś chory sposób stawać choć trochę po stronie Lestera, czuć przynajmniej odrobinę empatycznej więzi, tłumaczyć go, albo chociaż próbować. Powieść nie jest pogłębioną analizą stanu psychicznego seryjnego mordercy. Jest pięknym i wstrząsającym równocześnie opisem ścieżki, jaką Ballard podążał ku zagładzie. Tu nie ma bohaterów ewidentnie złych i dobrych. Tu są okoliczności, jak kamień toczący się zboczem; nigdy nie wie się, którym wyżłobieniem skały potoczy się przez kolejne kilka metrów. Nie ma w tej historii absolutnie nic zbędnego. Opisy przyrody są oszczędne, ale wyczerpujące i budzące zachwyt. Dialogi krótkie, ale treściwe.
Cudowna i smutna książka. Do ideału brakuje jednej gwiazdki. Tylko dlatego, że to historia, w której znów człowiek okazał się gorszy od zwierzęcia. I nie mówię tu wyłącznie o Lesterze Ballardzie...

To w gruncie rzeczy bardzo prosta historia o pewnym człowieku. Tak prosta, jak prostym człowiekiem był jej bohater.
Zastanawiam się, czy Lester Ballard był człowiekiem złym, czy tylko tak straszliwie nieskomplikowanym, a przy tym przytłoczonym okolicznościami życia, odrzuconym przez wszystkich, z konieczności i wyboru związanym w niemal symbiotyczny sposób wyłącznie z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po raz kolejny (w moim odczuciu oczywiście) Palahniuk udowadnia swoje mistrzostwo. Powieść "Opętani" ewidentnie świadczy o tym, że ten człowiek ma wyjątkowo chorą wyobraźnię. Ta przypadłość sprawia, że nie waha się przekroczyć żadnej granicy. Zastanawiając się nad tym fenomenem stwierdzam, że przekracza granice wcale nie dlatego, że ich nie zauważa. On ich po prostu nie uznaje. Plus kilka, a może kilkaset spostrzeżeń dotyczących nienajlepszej kondycji człowieka jako jednostki ułomnej pod każdym niemal względem. Jak to u Palahniuka. Kolejna książka mojego życia. Jest jak tykający aparat, który w niej wystąpił. Każdy, kto do niego zajrzał, kiedy przestawał tykać stawał się inną osobą. Ze mną po jej przeczytaniu chyba stało się to samo, przynajmniej odrobinę... Polecam do niej zajrzeć i sprawdzić samemu. Historia nie dla każdego, ale mimo to polecam.

Po raz kolejny (w moim odczuciu oczywiście) Palahniuk udowadnia swoje mistrzostwo. Powieść "Opętani" ewidentnie świadczy o tym, że ten człowiek ma wyjątkowo chorą wyobraźnię. Ta przypadłość sprawia, że nie waha się przekroczyć żadnej granicy. Zastanawiając się nad tym fenomenem stwierdzam, że przekracza granice wcale nie dlatego, że ich nie zauważa. On ich po prostu nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Palahniuk się nie p..doli. Taak, to dobre określenie. Opowiadania ociekające wszystkimi płynami, jakie wydziela z siebie człowiek zarówno w życiu jak i po śmierci. Są opowieści świetne, są i słabsze, jak w każdym zbiorze, dlatego 7/10, ale wiem jedno: wyobraźnia tego człowieka jest tak samo chora jak niesamowita. Uwielbiam go. Bajkowa alegoryczność, skrajny pesymizm, dystans do samego siebie, swojego życia i orientacji seksualnej. Humor tak czarny jak wnętrze jego dupy, w której tkwi wszelaka poprawność. Mistrz.
Aha: nie jestem specjalistą, ale za przekład Agacie Napiórskiej też należą się brawa.

Palahniuk się nie p..doli. Taak, to dobre określenie. Opowiadania ociekające wszystkimi płynami, jakie wydziela z siebie człowiek zarówno w życiu jak i po śmierci. Są opowieści świetne, są i słabsze, jak w każdym zbiorze, dlatego 7/10, ale wiem jedno: wyobraźnia tego człowieka jest tak samo chora jak niesamowita. Uwielbiam go. Bajkowa alegoryczność, skrajny pesymizm,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moje pierwsze spotkanie z Żulczykiem. Pewnie nie ostatnie. Ale mam problem z tą historią. Rzuciłem ją w połowie. Jest pięknie napisana, chociaż opisuje brud. Są dłużyzny, lecz choćby dla języka warto ją przeczytać, albo chociaż spróbować. Ale to nie mój świat. Też oczywiście chodziłem do liceum,żyłem w matriksie wiary w człowieka i przekonania o jego wartości, ale też miałem w otoczeniu oryginałów, przychodzących do budy we włosienicy z worka po kartoflach i fuckających the system. To były czasy, w których jeszcze niewielu miało cokolwiek ponadto, co mieli inni. Ale to nawet nie o to chodzi, że świat opisany w "Radiu..." to nie mój świat. Razi mnie to, że młodzi ludzie z historii Żulczyka są martwi za życia. Boli mnie, że w takim wieku można być pustym i wypalonym w środku. Że nie cieszy już nic, nie ma piękna, nie ma miłości, nie ma radości, a jedyna rzecz jaka trzyma przy życiu to sprzeciw. Wobec wszystkiego i wszystkich, utożsamianych z "systemem", czymkolwiek by on nie był. Sprzeciw dla zasady. To straszne, że udziałem dzieci stają się emocje właściwe raczej starcom przeoranym życiem. Ja wiem, że tak naprawdę świat wokół jest brudniejszy, niż ten w opowieściach Żulczyka. Ale w tym świecie, realnym świecie mimo wszystko można znaleźć coś pozytywnego. Można chociaż chcieć to znaleźć. W "Radiu..." tego nie znalazłem i jego bohaterowie też nie. Nawet nie chcieli. Może dlatego,że nie doczytałem do końca...

Cóż... Boję się, że jeśli doczytam, nic się nie zmieni.

To moje pierwsze spotkanie z Żulczykiem. Pewnie nie ostatnie. Ale mam problem z tą historią. Rzuciłem ją w połowie. Jest pięknie napisana, chociaż opisuje brud. Są dłużyzny, lecz choćby dla języka warto ją przeczytać, albo chociaż spróbować. Ale to nie mój świat. Też oczywiście chodziłem do liceum,żyłem w matriksie wiary w człowieka i przekonania o jego wartości, ale też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla mnie - genialna. Rollercoaster. Ani jednego zbędnego słowa. Fantastyczna konstrukcja fabuły. Nieograniczona wyobraźnia. Kolejny powód, by wątpić w człowieka i kolejna książka mojego życia...

Dla mnie - genialna. Rollercoaster. Ani jednego zbędnego słowa. Fantastyczna konstrukcja fabuły. Nieograniczona wyobraźnia. Kolejny powód, by wątpić w człowieka i kolejna książka mojego życia...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejne odkrycie czytelnicze. Moje. Sam nie wiem, jak opisać czym jest "Kołysanka": ironicznym spojrzeniem na chaotyczny świat wrogich sobie istot ludzkich czy terapią mającą pomóc w ukojeniu bólu po stracie bliskich i zrozumieniu tego? Wiem tylko, że Palahniuk zagości na dłużej na moich półkach. I mam nadzieję, że się nie rozczaruję. Mocne 8/10

Kolejne odkrycie czytelnicze. Moje. Sam nie wiem, jak opisać czym jest "Kołysanka": ironicznym spojrzeniem na chaotyczny świat wrogich sobie istot ludzkich czy terapią mającą pomóc w ukojeniu bólu po stracie bliskich i zrozumieniu tego? Wiem tylko, że Palahniuk zagości na dłużej na moich półkach. I mam nadzieję, że się nie rozczaruję. Mocne 8/10

Pokaż mimo to


Na półkach:

Szymona Teżewskiego wypatrzyłem kiedyś przypadkiem na "esensji", gdzie opublikowano jego opowiadania "Żytnia" i "Nowotwór". To drugie opko znajduje się w moim prywatnym top5 najlepszych opowiadań czytanych ever, i to bynajmniej nie na piątym miejscu. Ale do rzeczy: "Eteromanka" to dla mnie czysta egzotyka. Przede wszystkim ze względu na miejsce akcji: tamta część Polski (oraz z oczywistych względów czas) to nigdy niewidziany przeze mnie świat, o którym słyszałem, że jest wyjątkowy i piękny, co opowieść może tylko potwierdzić. Klimat Podlasia, Augustowa i czasu, a właściwie czasów, w których toczy się akcja; klimat jaki tworzy w swojej historii autor jest bardzo autentyczny, także za sprawą języka, którym posługuje się nadzwyczaj sprawnie (właśnie złapałem się na tym, że zwykle czytając taki banał w recenzjach uśmiecham się kątem ust, ale tak się składa, że tu tak właśnie jest. Po prostu jest). Nawet nielubiane przeze mnie w książkach retrospekcje: nie bezpośredni opis historii z miejsca akcji i czasu, w których się działy, tylko wkładanie w usta ludzi swoistych świadectw nie brzmiały tutaj sztucznie.
Prosta historia o nieprostych rzeczach, trochę mroku, język, swada i przyszłość, jaką widzę przed autorem. Czekam na coś dłuższego i coś mi się wydaje, że Szymon Teżewski zmierza drogą, którą kiedyś przeszedł Szczepan Twardoch (to moja prywatna opinia i nie każdy musi się z nią zgadzać, zdaję sobie sprawę :-) ) I tak, dodam ósmą gwiazdkę. Jeszcze o Teżewskim usłyszymy i mam nadzieję, że nie w kolorowych magazynach, tylko w programach, które w telewizji pojawiają się w nocy*. Chociaż życzę mu takiej popularności, jaką mają bohaterowie tych pierwszych. Pisarze do piór!

*wyłapałem niezamierzoną dwuznaczność - chodzi o programy kulturalne, oczywiście... :-)

Szymona Teżewskiego wypatrzyłem kiedyś przypadkiem na "esensji", gdzie opublikowano jego opowiadania "Żytnia" i "Nowotwór". To drugie opko znajduje się w moim prywatnym top5 najlepszych opowiadań czytanych ever, i to bynajmniej nie na piątym miejscu. Ale do rzeczy: "Eteromanka" to dla mnie czysta egzotyka. Przede wszystkim ze względu na miejsce akcji: tamta część Polski...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno ocenić tę książkę pod względem literackim, w dodatku na moją ocenę miał zapewne wpływ mój osobisty stosunek do tego miasta. Uwielbiam je. Uwielbiam je za to właśnie, o czym pisze Hein na stronach swojego nieco zgryźliwego "przewodnika". Cudzysłów jak najbardziej zasadny, a może lepszy byłby nawias, bo miasto Berlin w ujęciu tego człowieka (berlińczyka) pokazane jest w nim nie jako poszczególne elementy tkanki miejskiej z ważnymi elementami "mustsee". Nie, Berlin jest tu zbiorem anegdot i opisem przywar, lekkim i zabawnym daniem przyprawionym szczyptą humoru, z lekką nutą dystansu, którą w przeciwieństwie do większości swoich pobratymców ma do siebie Hein. Takiego Berlina nie zobaczy się z piętrowego autobusu zaliczającego kolejne punkty na trasie zwiedzania, o tym nie opowie przewodnik. Takie miasto zobaczy się wyłącznie samemu, włócząc się po nim o różnych porach, zaglądając w miejsca, o których przewodnicy nie mają pojęcia, a nawet jeśli mają, to nie mówią o nich z dwóch powodów: albo nie chcą narażać turystów na niespodzianki (przeróżne) albo w trosce o to, by pozostały one takimi, jakimi są. Warto przeczytać, zanim odwiedzi się to miasto. Pozwoli to spojrzeć na nie z nieco innej perspektywy. Jeszcze jedno: jeżeli NAPRAWDĘ chcecie wiedzieć jak wyglądają PRAWDZIWI hipsterzy, pojedźcie zobaczyć ich właśnie tam.

Trudno ocenić tę książkę pod względem literackim, w dodatku na moją ocenę miał zapewne wpływ mój osobisty stosunek do tego miasta. Uwielbiam je. Uwielbiam je za to właśnie, o czym pisze Hein na stronach swojego nieco zgryźliwego "przewodnika". Cudzysłów jak najbardziej zasadny, a może lepszy byłby nawias, bo miasto Berlin w ujęciu tego człowieka (berlińczyka) pokazane jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka, która ryje beret. Zabierałem się do niej od lat, teraz też, jak pies do jeża. Dopiero perspektywa rychłego terminu zwrotu do biblioteki zmusiła mnie do przeczytania, bo wiedziałem, że następnej szansy może "... pomarańcza" nie dostać. I wsiąkłem. Czytałem wersję "R" (czyli z rusycyzmami, ale mam wrażenie, że aktualniejsza mimo wszystko byłaby wersja "A", z anglicyzmami: w końcu mamy walle, szerowanie, fejsy, kołczing, branding i tak dalej). Pierwsza rzecz: należy przeczytać również posłowie tłumacza (R. Stillera). Wtedy odbiór jest pełniejszy, wtedy wiemy, co spieprzył Kubrick i wiemy, kim w istocie był Burgess. Niektórzy mogą również z posłowia dowiedzieć się, że sf to nie tylko roboty, świetlne miecze i podróże w czasie :-)

Dystopijna wizja pełnego bezsensownej przemocy świata. 15-letni Alex, bywalec domów poprawczych, dokonuje z koleżkami napadów, z których jeden kończy się śmiercią staruszki. Skazany na długoletnie więzienie, ma szansę odkupić swoje winy poddając się forsowanej przez ministerstwo spraw wewnętrznych terapii tzw. techniką Ludovycka. Terapia jest koszmarem, a jej efekt to organiczne obrzydzenie agresją i przemocą - na samą myśl o tym Alex dostaje mdłości i odczuwa przymus czynienia dobra. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie okazało się, że powrót do świata "normalności" i tak jest niemożliwy. Powyższy opis to mniej więcej tak, jakby opisać sagę "Gwiezdne wojny": walka ciemnej i jasnej strony mocy na różnych planetach, w której występuje księżniczka, kosmiczny wagabunda, czarny charakter i dwa roboty. Bo "...pomarańcza" to książka trochę o pozbawianiu człowieka możliwości wyboru i wolnej woli; o brudnych politykach wpychających swoje łapska wszędzie tam, gdzie zwęszą dobry interes i o tym, że człowiek jest zły. Oraz fantastyczny eksperyment lingwistyczny (sztuczny slang "nadsat", stworzony przez Burgessa), gdzie tłumacza należy postawić na piedestale może nie razem z autorem, ale naprawdę niedaleko niego. Polecam. Zastanawialiście się kiedyś, skąd Myslovitz wziął do jednego ze swoich albumów nazwę Korova Milky Bar? A grupa Moloko? Tak, to z "Mechanicznej pomarańczy". I nie tylko to...

Książka, która ryje beret. Zabierałem się do niej od lat, teraz też, jak pies do jeża. Dopiero perspektywa rychłego terminu zwrotu do biblioteki zmusiła mnie do przeczytania, bo wiedziałem, że następnej szansy może "... pomarańcza" nie dostać. I wsiąkłem. Czytałem wersję "R" (czyli z rusycyzmami, ale mam wrażenie, że aktualniejsza mimo wszystko byłaby wersja "A",...

więcej Pokaż mimo to