-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-11-10
2012-09-29
Słowo „poganin” kojarzy nam się jednoznacznie - przedstawiciel innej religii niż chrześcijańskiej. To właśnie chrześcijanie w naszym kręgu kulturowym opisywani są jako wierzący w jedynego, prawdziwego Boga. Co jednak, jeśli ktoś określi chrześcijan poganami? Najcięższa z możliwych herezja?
Chrześcijanie nie mają lekko. Stale są wystawiani na ośmieszenie i podważenie swej wiary. Najwięcej kontrowersji od wieków budzi boskie pochodzenie Jezusa, jego cuda, śmierć i zmartwychwstanie. Robert Graves, angielski poeta i pisarz urodzony pod koniec XIX wieku, w swej powieści historycznej „Król Jezus” ustami niejakiego Agabusa Dekapolitańczyka opowiada swoją wizję życia Chrystusa, a wizja ta daleko mija się z tekstem Nowego Testamentu.
Agabus Dekapolitańczyk kreśli dzieje Jezusa od 89 roku, kilkadziesiąt lat po jego śmierci. Narrator już od pierwszej karty swej historii wyjawia istotę teorii autora i przedstawia Jezusa jako prawowitego dziedzica Heroda, króla Żydów, cudotwórcę, którego obecnie „sekta znana jako chrestiańscy poganie” czci. Jezus jest tu istotą „człowieczego pochodzenia” i jako syn Antypatra II – najstarszego syna Heroda – prawowitym dziedzicem tronu. Co więcej, osobą, która nigdy nie uważała siebie za Syna Boga w dosłownym tego rozumieniu.
Wraz z następnymi kartami powieści, obalane są kolejne twierdzenia chrześcijan. Dowiadujemy się o mitycznym pochodzeniu niektórych chrześcijańskich obrzędów czy o poważnych przekręceniach znaczeń treści Testamentów, lub zbyt dosłownym ich rozumieniu. Największą kontrowersją, w moim odczuciu, jest sposób przedstawienia śmierci Jezusa i jej okoliczności. Nie zdradzając szczegółów, co bardziej wrażliwych chrześcijan teoria Gravesa może zszokować.
Powieść składa się głównie z dialogów między prorokami i innymi bohaterami przytoczonych przez rzymskiego hagiografa. Na początku autor opowiada o czasach panowania Heroda i wyjaśnia świeckie korzenie Chrystusa, następnie zaś nakreśla historię jego dzieciństwa, młodości, aż po wiek średni i jego działalności jako proroka, aż po śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie.
Graves przyznaje w posłowiu, że każdy element historii jest oparty na tradycji i pokaźnej historycznej dokumentacji, na temat której niestety niczego więcej nie mówi. Autor wiele czerpie z apokryfów, w tym z chyba najsłynniejszej Ewangelii Judasza, wiedzy historycznej, ksiąg judaizmu – w tym Talmud (pisząc na przykład o Marii Magdalenie, jako czarownicy Miriam zwanej układaczką włosów) oraz oczywiście samej Biblii. Jest to więc nie tylko powieść biograficzna, w której wiedza historyczna na temat Jezusa uzupełniana jest hipotezami i fikcją (nieraz mocno wybujałą), ale także pokaźne źródło wiedzy na temat potomków Dawida.
„Król Jezus” to arcydzieło. Mając w pamięci książki starające się dorównać skandalowi powieści Gravesa – piszę to nie bez kozery. Do rewelacji o Jezusie należałoby jednak lepiej podchodzić chłodno i czerpać przyjemność z doskonale, kunsztownie wręcz, opisanych czasów biblijnych. Przeniesiona w czasie do początku naszej ery mogłam się tylko poddać magii opisywanych wydarzeń, życia i obyczajów ówczesnych ludzi misternie przekazanych w archaizującej formie, które doskonale oddał tłumacz – Maciej Świerkocki. Jeśli chodzi zaś o bulwersujące - określane mianem heretyckie - tezy Gravesa – lepiej traktować je, jako zaproszenie do konstruktywnej polemiki, niż jako próba obalenia podwalin całego chrześcijaństwa.
Słowo „poganin” kojarzy nam się jednoznacznie - przedstawiciel innej religii niż chrześcijańskiej. To właśnie chrześcijanie w naszym kręgu kulturowym opisywani są jako wierzący w jedynego, prawdziwego Boga. Co jednak, jeśli ktoś określi chrześcijan poganami? Najcięższa z możliwych herezja?
Chrześcijanie nie mają lekko. Stale są wystawiani na ośmieszenie i podważenie swej...
Biorę książki do ręki i układam się wygodnie na leżance pod oknem. Obok stoi już gotowa herbata z cytryną. Z głośników sączy się muzyka chilloutowa. Czas na lekturę.
Po przeczytaniu kilku stron, zaczyna mnie jednak mierzić spokój i luksusowa wygoda. Czytając o wojnie zawsze mam ochotę stać na baczność. I tak do ostatniej strony.
Kiedy oglądałam w telewizji relacje z frontu, wywiady z uchodźcami, czy zdjęcia ze zbrojnych ataków, zawsze zastanawiałam się kim są ci ludzie po drugiej stronie szklanego ekranu i jak wygląda praca korespondenta wojennego. Kiedyś naiwnie myślałam, że dziennikarze, tak jak lekarze, są niezniszczalni i nie mogą zostać postrzeleni, bo za co? Za przekazywanie informacji lub ratowanie życia?
Potem dowiedziałam się, że reporterzy narażają życie by pokazać nam w krótkiej, 1-2 minutowej relacji, życie na zupełnie obcej planecie. Bo przecież ja tu siedzę wygodnie w fotelu, a wojna toczy się gdzieś daleko, daleko...
Anna Wojtacha jest jedną z niewielu kobiet – korespondentek wojennych, które wkraczają w samo epicentrum wojny, skąd cywile panicznie uciekają, gdzie zostają sami żołnierze i... oczywiście dziennikarze. Jak wygląda praca człowieka codziennie ocierającego się o śmierć? O tym pisze w swej książce „Kruchy lód. Dziennikarze na wojnie”.
W „Kruchym lodzie” Wojtacha opisuje swe przeżycia w Afganistanie (2007), w Osetii południowej w trakcie wojny gruzińsko-rosyjskiej (2008), podczas zamachu terrorystycznego w Mumbaju (2008), masowych protestów w Tajlandii (2008) oraz konfliktu w Strefie Gazy (2009).
Każda z historii przypomina relacje na żywo. Pisane jakby w pośpiechu, krótkimi i celnymi zdaniami, momentalnie przenoszą czytelnika w odległe miejsca pogrążone w chaosie i wypełnione zapachem trotylu. W takich warunkach dziennikarze żyją od lajfu do lajfu. Zazwyczaj nie ma czasu na refleksję, czy zadumę nad ludzkim losem. Zamiast tego są trafne, nieraz też cyniczne, spostrzeżenia okiem zawsze czujnego i przenikliwego dziennikarza.
Szczera i pisana bez ogródek, wręcz prostymi żołnierskimi słowami, narracja w pełni obrazuje życie reporterów wojennych i co istotne – odpowiada na chyba wszystkie, albo prawie wszystkie nurtujące pytania o dziennikarstwo wojenne.
Korespondenci wojenni stąpają po „kruchym lodzie”. Ładują się w najbardziej niebezpieczne miejsca i pozornie nie boją się niczego, a już najmniej – śmierci. Ich praca jest misją, choć wielokrotnie są nazywani hienami z dewizą: „im więcej krwi tym lepiej”.
Myślę jednak, że dzięki takim książkom bardziej zaczniemy szanować osoby, które mimo strachu, chcą nam przekazać relacje z piekła. Bo kto jeśli nie oni?
Biorę książki do ręki i układam się wygodnie na leżance pod oknem. Obok stoi już gotowa herbata z cytryną. Z głośników sączy się muzyka chilloutowa. Czas na lekturę.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo przeczytaniu kilku stron, zaczyna mnie jednak mierzić spokój i luksusowa wygoda. Czytając o wojnie zawsze mam ochotę stać na baczność. I tak do ostatniej strony.
Kiedy oglądałam w telewizji relacje z...