-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-01-22
2024-01-20
Do przeczytania "Krwawego południka" namówił mnie sam Larry McMurtry, autor poczytnego "Na południe od Brazos", który w posłowiu "Szlaku Umrzyka" wspomina o powyższym tytule Cormaca, jako inspiracji w utworzeniu w swojej powieści epizodu poświęconego jednym z łowców skalpów, Johnowi Joelowi Glantonowi, hersztowi wyjątkowo okrutnego gangu, który na przełomie lat 40 - tych i 50 - tych XIX wieku pustoszył południowo - zachodnie stany USA i Meksyku, z wyjątkowym okrucieństwem mordując osiadłych tam Indian. Dzieło Cormaca McMcarthy'ego ukazało się w tym samym roku co "Na południe od Brazos" jako powieść trudna w odbiorze, wyjątkowo pesymistyczna i krwawa ale też pełna odniesień biblijnych i literackich.
W sumie to dziwię się, że w ogóle chciałam przeczytać ten tytuł i gratuluję sobie, że wytrzymałam przebrnięcie przez tą ciężką, fantasmagoryczną prozę, która była moją drugą konfrontacją z twórczością McMcarthy'ego. Pierwsza była "Droga", jeszcze z czasów kiedy nie miałam konta na LC więc z góry domyślałam się z czym przyjdzie mi się tutaj zmierzyć. Proza Cormaca jest bardzo specyficzna. Przede wszystkim trudny i nieprzejrzysty język, choćby poprzez brak tłumaczenia hiszpańskich zwrotów, czy całkowity brak interpunkcji przy dialogach. Nie zdołałam wciągnąć się fabułę tak, jak,jak tego oczekiwałam. Po lekturę sięgałam bardziej z chęci szybszego skończenia i odstawienia na półkę mimo to doceniam zamysł ukazania przez autora krwawych korzeni Ameryki i odheroizowania legendy Dzikiego Zachodu, który przeraża i fascynuje jednocześnie ale dla mnie to jednak trochę za ciężkostrawna lektura i nie wydaje mi się, żebym była w stanie skusić się na inne dzieła autora.
Do przeczytania "Krwawego południka" namówił mnie sam Larry McMurtry, autor poczytnego "Na południe od Brazos", który w posłowiu "Szlaku Umrzyka" wspomina o powyższym tytule Cormaca, jako inspiracji w utworzeniu w swojej powieści epizodu poświęconego jednym z łowców skalpów, Johnowi Joelowi Glantonowi, hersztowi wyjątkowo okrutnego gangu, który na przełomie lat 40 - tych i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-01-14
Geniusz Lema mnie tutaj doprawdy zadziwia. To się wprost w głowie nie mieści, jaką Lem miał wyobraźnię oraz talent do zrozumiałego przekazywania swoich pomysłów. Najbardziej zafascynowała mnie odlingwistyczna futurologia, gdzie przewidywano rozwój języka, polegający na obmyślaniu nowych słów oraz ich potencjalnych znaczeń. Ilość wymyślonych przez autora nowych wariacji znanych już słów robi potężne wrażenie. I tak np. "myśliwy" oznacza plagiatora cudzych słów, "symulat" - obiekt nieistniejący, który udaje,że jest ; "smarkacz" - smarowniczy - robot albo "zmarskacz"- resuscytant, przywrócony do życia denat. Padają też wszelakie przedziwne pomysły, jak te o książkach, których się nie czyta, bo nie są z papieru lecz z informacyjnej substancji pokrytej lukrem. Uśmiałam się się setnie, jak przeczytałam co to jest "symkretyn", co oznaczało komputer udający durnia dla świętego spokoju. Słowotwórcza wirtuozeria - nic dodać, nic ująć.
Lektura zapada w pamięć, choć na swój sposób jest zabawna, ale i wnikliwa. Czuć w niej orwellowskie klimaty niezbyt świetlanej wizji upadku kultury, moralności i podstawowych systemów wartości.
Książka bardzo inteligentna, przewrotna i bardzo aktualna w swojej tematyce.
Geniusz Lema mnie tutaj doprawdy zadziwia. To się wprost w głowie nie mieści, jaką Lem miał wyobraźnię oraz talent do zrozumiałego przekazywania swoich pomysłów. Najbardziej zafascynowała mnie odlingwistyczna futurologia, gdzie przewidywano rozwój języka, polegający na obmyślaniu nowych słów oraz ich potencjalnych znaczeń. Ilość wymyślonych przez autora nowych wariacji...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-06
Stany Zjednoczone, lata 30. XX wieku. Wielki Kryzys zbiera tragiczne żniwo. Kraj pogrąża się w biedzie, lawinowo rośnie liczba zadłużonych rolników masowo wysiedlanych ze swoich rodzinnych stron przez brak możliwości spłaty swoich długów. Wielu z nich w poszukiwaniu pracy decyduje się na opuszczenie rodzinnej Oklahomy i przeniesienie się do oddalonej o setki kilometrów sąsiedniej Kalifornii ale - jak się później okazuje - kalifornijska rzeczywistość nie ma nic wspólnego z krainą mlekiem i miodem płynącej, znanej im z reklamowych ulotek...
Moje wrażenia z lektury "Na wschód od Edenu" przeczytanej już jakiś czas temu, uplasowały się dużo poniżej oczekiwań. Nie wiem dlaczego mi ta powieść nie podpasowała, kompletnie jej nie czułam więc możliwe, że jeszcze wtedy do niej nie dojrzałam. Może za jakiś czas ponownie do niej wrócę z zamiarem przekonania się czy po "Gronach gniewu" mój odbiór okaże się inny i lepszy. Chciałabym, bo "Grona....' mimo, że niełatwe w odbiorze, to przez wzgląd na wagę poruszonej tutaj tematyki jak i sposób jej przekazania, ukazujący spektrum dramatu ludzkiej jednostki, skrzywdzonej głodem, bezradnością i ogromnym wyzyskiem, zasługuje na moje najwyższe uznanie a przecież to temat ciągle na czasie, może już nie tak kontrowersyjny jak w tamtych czasach ale ciągle aktualny.
Steinbeck pisze prosto, oszczędnie a przy tym realistycznie aż do bólu i mimo poczucia ludzkiej bezsilności, która wyziera z większości kart tej książki, nie pozbawia swoich bohaterów ostatnich resztek nadziei nawet wtedy, gdy czują się oni mniej warci niż najzwyklejsza skrzynka owoców...
Stany Zjednoczone, lata 30. XX wieku. Wielki Kryzys zbiera tragiczne żniwo. Kraj pogrąża się w biedzie, lawinowo rośnie liczba zadłużonych rolników masowo wysiedlanych ze swoich rodzinnych stron przez brak możliwości spłaty swoich długów. Wielu z nich w poszukiwaniu pracy decyduje się na opuszczenie rodzinnej Oklahomy i przeniesienie się do oddalonej o setki kilometrów...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-24
2019-03-25
2023-03-27
Krótka historia na pozór zwyczajna, nieskomplikowana za to bardzo esencjonalna, dająca pola do nieco większej interpretacji. Niesamowite jest to, jak wiele zasadniczych kwestii o fundamentalnym znaczeniu dla każdego człowieka, zawarł autor w tak krótkiej opowiastce w której każda rozmowa i każde działanie bohaterów ma ukryte znaczenie. Piękna jest relacja dwójki głównych bohaterów - Lenniego i George'a, jednak czuć w niej również dużo smutku, tęsknoty i melancholii, bo "Myszy i ludzie" to opowieść nie tylko o niespełnionych marzeniach, przyjaźni ponad wszystko w czasach Wielkiego Kryzysu ale i też o trudnych moralnie wyborach, które czasem trzeba podjąć.
Krótka historia na pozór zwyczajna, nieskomplikowana za to bardzo esencjonalna, dająca pola do nieco większej interpretacji. Niesamowite jest to, jak wiele zasadniczych kwestii o fundamentalnym znaczeniu dla każdego człowieka, zawarł autor w tak krótkiej opowiastce w której każda rozmowa i każde działanie bohaterów ma ukryte znaczenie. Piękna jest relacja dwójki głównych...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-03-09
Powieść, która bardzo daleko wykracza poza ramy małostkowego romansu jest w zasadzie powieścią historyczno-fantastyczną ze sporym naciskiem na psychologię postaci i można analizować ją na różnych płaszczyznach.
Akcja powieści ma charakter wspomnień/relacji, której narratorem jest niejaki Ruprecht, powracający do ojczyzny po dziesięcioletnim wojowaniu, jako lancknecht. Podczas jednego z noclegów w zajeździe poznaje Renatę, trochę wiedźmę, trochę czarownicę obdarzoną niezwyklymi zdolnościami parapsychologicznymi, która twierdzi, że jest regularnie nawiedzana przez świetlistego anioła, w którym się obsesyjnie zakochuje. Nawiązanie znajomości z Ruprechtem wzbudza w niej chorobliwą wręcz determinację na odzyskanie ukochanego anioła co w efekcie prowadzi do kontynuacji poszukiwań Madiela przy pomocy zakochanego w niej, mężczyzny....
Renata jest idealnym przykładem postaci wielowymiarowej, złożonej i niejednoznacznej. Na pewno jest też postacią tragiczną, rozchwianą emocjonalnie z symptomami rozwijającej się choroby psychicznej, której tragizm nie polega tylko na jej smutnym zakończeniu, ale też na uzależnieniu swoich losów od postaci, która mogła być jedynie wytworem jej chorej wyobraźni. I tutaj przyznaję, że nie wiem, kto mnie w tej książce bardziej denerwował... czy intencje i motywacje Renaty, za którymi ona sama już nie nadążała, czy sposób rozumowania Ruprechta nad którym on też już nie panował bo nijak się tu jego serce z rozumem dogadać nie może...
Rzadko sięgam po literaturę rosyjską więc ta raczej też nie była w moich planach, nawet o niej nie słyszałam. Przypadkiem spotkana na dniach pewna pani doktor ze studiów, której w swoim czasie tłumaczyłam teksty z języka rosyjskiego, poleciła mi tę książkę. Średniowieczne Niemcy to nie są klimaty w których bym się lubowała, ale nawet ja byłam zaskoczona, że tak dobrze mi się to czytało.
Powieść, która bardzo daleko wykracza poza ramy małostkowego romansu jest w zasadzie powieścią historyczno-fantastyczną ze sporym naciskiem na psychologię postaci i można analizować ją na różnych płaszczyznach.
Akcja powieści ma charakter wspomnień/relacji, której narratorem jest niejaki Ruprecht, powracający do ojczyzny po dziesięcioletnim wojowaniu, jako lancknecht....
2023-01-27
"Upiór w operze" to historia do której podchodzę dość sentymentalnie od czasu jak przed wielu laty obejrzałam ekranizację z 1990 roku o nieszczęśliwej miłości zdeformowanego, genialnego kompozytora, żyjącego w podziemiach Paryskiej Opery, do ślicznej solistki, Christiny. Wbrew pozorom ta powieść nie jest typową opowiastką o miłości, trzeba się wysilić, żeby zrozumieć jej przesłanie, które zawiera o wiele głębszy sens.
Anioł Muzyki, ujęty w postać oszpeconego Eryka to uosobienie nieszczęśliwego, odrzuconego przez społeczeństwo geniusza, który pragnie tylko odrobiny czułości, ciepła i bliskości. Wyszydzany, odrzucony przez własnych rodziców kryje się przed ludźmi w spowitych mrokiem podziemiach Opery, którego jedyną radością jest muzyka. Postać skrzywdzona a jednocześnie bardzo trudna. Niejednoznaczna. Mimo, że nosi znamiona cech demonicznych, to ciężko ocenić Eryka jako postać definitywnie złą, gdyż jest on bardziej skomplikowany niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka....
Ta książka to doskonały przykład gotyckiego romansu grozy i posiada wszystkie elementy charakterystyczne dla tego gatunku - nieszczęśliwą miłość, zjawiska nadprzyrodzone, bohaterów o przeciwstawnych cechach, posępny klimat i aurę zwiastującą nadchodzące nieszczęście. I tak jak katedra Notre-Dame ma swojego Dzwonnika, tak dzięki Leroux'owi paryska opera ma swojego upiora, który obdarzył ją ponadczasowym mitem....
P.S. Przeczytane na "szybko" między "Gułagiem" a "Brazosem" z doskoku.... 🤦 I chcę ją do swojej biblioteczki. I koniecznie z Vespera ....
"Upiór w operze" to historia do której podchodzę dość sentymentalnie od czasu jak przed wielu laty obejrzałam ekranizację z 1990 roku o nieszczęśliwej miłości zdeformowanego, genialnego kompozytora, żyjącego w podziemiach Paryskiej Opery, do ślicznej solistki, Christiny. Wbrew pozorom ta powieść nie jest typową opowiastką o miłości, trzeba się wysilić, żeby zrozumieć jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-04-11
2018-01-06
2022-09-24
Ten tytuł zna chyba każdy więc nie będę się tutaj jakoś specjalnie rozpisywać nad fabułą. Przed laty miałam okazję podziwiać filmową adaptację dziejów rodziny Corleone po której ten tytuł znalazł się obowiązkowo na mojej liście "must read" i doczekał się przeczytania DOPIERO po.....30 latach. Ech, doprawdy niezbadane są wyroki mola książkowego 😎.
Klasyk gatunku w której trup ściele się gęsto jednak trochę toporny i niełatwy w odbiorze, brakło lekkości która uczyniłaby tę powieść bardziej atrakcyjną językowo dla współczesnego czytelnika. Napisana w sposób iście "dżentelmeński" zawierająca sporo rozważań o honorze, wartości człowieka i znaczeniu rodziny, której każde znieważenie musi zostać zmyte krwią...
Ten tytuł zna chyba każdy więc nie będę się tutaj jakoś specjalnie rozpisywać nad fabułą. Przed laty miałam okazję podziwiać filmową adaptację dziejów rodziny Corleone po której ten tytuł znalazł się obowiązkowo na mojej liście "must read" i doczekał się przeczytania DOPIERO po.....30 latach. Ech, doprawdy niezbadane są wyroki mola książkowego 😎.
Klasyk gatunku w której...
2019-11-07
2019-11-07
2019-11-07
2018-12-24
2018-10-24
2018-04-11
2021-08-08
Po tylu wysokich i pozytywnych opiniach na LC, spodziewałam się naprawdę czegoś bardzo wybitnego, ale prawda jest taka, że Steinbeckowi tą powieścią jakoś nie udało się do mnie trafić. Pomimo, że to powieść z "rozmachem" i świetnym szkicem obyczajowo - historycznym tamtych lat, to jednak nie przykuła mojej uwagi i zainteresowania - fabuła w mojej ocenie okazała się zbyt rozwlekła i zwyczajnie o niczym, co uważam za główny powód psujący cały potencjał tej historii. Przeczytałam, ponieważ miałam ją na "celowniku" już od jakiś 15 lat i gdyby nie była "hitowym" klasykiem, to z pewnością nie zwróciłabym na nią uwagi. Chciałam się przekonać co to za cudo i się przekonałam, choć w moim przekonaniu ta pozycja wcale cudem nie jest - bardzo niechętnie powracalam do jej czytania. Jedynym pozytywnym i ciekawym akcentem, który dodał trochę "ikry" do tej monotonnej fabuły jest postać Cathy - postaci skrajnie amoralnej i może ciut diabolicznej, której wątek mnie naprawdę zaciekawił, ale to tyle jeśli chodzi o pozytywy.
Lektura mimo, że jest najdłuższym, najbardziej osobistym i ambitnym dziełem Steinbecka nie zrobiła na mnie wrażenia takiego, jak oczekiwałam. Doceniam ją jednak za ogromny wkład autora wniesiony w konstrukcję tej powieści, przedstawiającą rozległą panoramę Kalifornii i jej mieszkańców wynikającą z głębokiego zaangażowania pisarza w tym temacie.
Mocne 6.
Po tylu wysokich i pozytywnych opiniach na LC, spodziewałam się naprawdę czegoś bardzo wybitnego, ale prawda jest taka, że Steinbeckowi tą powieścią jakoś nie udało się do mnie trafić. Pomimo, że to powieść z "rozmachem" i świetnym szkicem obyczajowo - historycznym tamtych lat, to jednak nie przykuła mojej uwagi i zainteresowania - fabuła w mojej ocenie okazała się zbyt...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-31
Nie zamierzałam czytać tej książki ale podczas jednej z rozmów z @madeline, postanowiłyśmy wspólnie przeczytać ten tytuł jako wstępne wprowadzenie do "Drooda" Simmonsa, którego już od jakiegoś czasu miałyśmy w planach na przeczytanie.
Samo wejście łatwe nie było bo jak tylko poczułam pierwsze "takty" tych poniekąd freudowskich wywodów, pomyślałam sobie, że chyba porwałam się z motyką na słońce. Faza wstępna była dla mnie na tyle chaotyczna i pozbawiona punktu zaczepienia, że podchodziłam do niej kilka razy bo nie mogłam "wskoczyć" w klimat fabuły, która w zamyśle miała być kryminałem i to pierwszym popełnionym przez Dickensa. Jednak zanim pojawi się tutaj jakakolwiek zagadka do rozwikłania (gdzieś po ponad połowie książki) czytelnik musi przejść przez wszystkie etapy szczegółowych relacji Edwina i Rosie dlatego też trudno mi było z początku myśleć o tym tytule w kategorii kryminału. Odczucia te zmieniają się jednak diametralnie w chwili zaginięcia Edwina Drooda i od tego momentu zaczyna robić się już bardziej ciekawie - zajmująca zagadka zniknięcia tytułowego bohatera i brak jej rozwiązania, ponura aura i klimat wiktoriańskiej tajemniczości to największe atuty tej pozycji ale nie da się ukryć, że przerwana fabuła w wyniku nagłej śmierci Dickensa rodzi poczucie niedosytu. Powieść bowiem urywa się w krytycznym momencie przez co stała się jeszcze bardziej tajemnicza, frapująca i zachęcająca do rozważań nad możliwym, planowanym przez autora, zakończeniem. Muszę przyznać, że czuję zaabsorbowana tym, co mogłoby się tutaj wydarzyć i jak tę historię pociągnie dalej Simmons. I jest więcej jak pewne, że "Drood" będzie następnym tytułem za który się wezmę...
Nie zamierzałam czytać tej książki ale podczas jednej z rozmów z @madeline, postanowiłyśmy wspólnie przeczytać ten tytuł jako wstępne wprowadzenie do "Drooda" Simmonsa, którego już od jakiegoś czasu miałyśmy w planach na przeczytanie.
więcej Pokaż mimo toSamo wejście łatwe nie było bo jak tylko poczułam pierwsze "takty" tych poniekąd freudowskich wywodów, pomyślałam sobie, że chyba porwałam...