Robinson w Bolechowie

- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- ...archipelagi...
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2017-11-16
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-11-16
- Liczba stron:
- 384
- Czas czytania
- 6 godz. 24 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328046306
- Tagi:
- arystokracja dzieło sztuki II wojna światowa literatura polska PRL tajemnica terror
- Inne
Nowa powieść Macieja Płazy, nominowanego do Nagrody Literackiej „Nike” 2016 za książkę pod tytułem „Skoruń”.
Robinson w Bolechowie opowiada rodzinną historię rozpoczynającą się tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej. Bolechowski hrabia, właściciel pałacu i kolekcji dzieł sztuki, skrzętnie ukrywa bezcenne skarby, by nie dostały się w ręce okupanta. Kiedy hrabia zginie z rąk hitlerowca, strażnikiem kolekcji zostaje pałacowy ogrodnik…
Główny bohater Robert, ceniony malarz, wraca do Bolechowa po kilku latach nieobecności. Na miejscu wspomina bolechowskie perypetie, które zagadkowo go pociągają, i próbuje odkryć największą tajemnicę swojego życia. Na tle posępnego świata wojennej i powojennej grozy i tułaczki stopniowo odsłania się historia dwu rodzin: Roberta oraz miejscowego kamieniarza o niejasnej przeszłości.
Proza Macieja Płazy opowiedziana jest zmysłowym, bogatym i sugestywnym językiem, pełna niezwykłych postaci, prowincjonalnych zdarzeń i obrazów. Na scenie, której centrum stanowi bolechowski pałac, rozgrywają się nieproste historie, z motywem miłości, zdrady, śmierci i lęku.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Polecane księgarnie
Pozostałe księgarnie
Informacja
Oficjalne recenzje
Skąd wziąć artystę?
Wydany przed dwoma laty „Skoruń” był nie lada wydarzeniem. Maciej Płaza, znany do tej pory jako tłumacz i naukowiec związany z literaturą, zdobył za swój debiutancki zbiór opowiadań Nagrodę Gdynia oraz Nagrodę Kościelskich, był także nominowany do Nike. Czy jego pierwsza powieść ma szansę powtórzyć te sukcesy?
Pierwszy kontakt z „Robinsonem w Bolechowie” może niektórych czytelników zaskoczyć, bo od samego początku widać, że Płaza to jeden z ostatnich, co tak pióro wodzi: język powieści bardzo daleki jest od – ukochanej zarówno przez wielu autorów, jak i dużą grupę odbiorców – przezroczystości. Tam gdzie poradniki każą frazę rozcieńczać, nagle się ona zagęszcza, a gdy zgodnie z prawidłami kreatywnego pisania (wynikającymi z absolutnego zakazu zmuszania czytelnika do intelektualnego wysiłku) powinien wystąpić podsumowujący kilka ostatnich wydarzeń dialog, Płaza co najwyżej zaczyna nowy długi akapit. Czy to zbyt wiele kombinowania? Czy to przerost formy nad treścią? W żadnym wypadku, do tego jeszcze bardzo daleko. To po prostu styl, który stylem rzeczywiście można nazwać; zestawianie słów w sposób nieoczywisty i wynikający z przyjętej estetyki oraz założeń światotwórczych, przekaz jasny i klarowny, wzbogacony jeszcze – a nie tylko ozdobiony – o walory artystyczne. „Robinson w Bolechowie” napisany został bardzo dobrze, co, paradoksalnie, może zniechęcić odbiorców nadmiernie przyzwyczajonych do automatycznego przewracania monotonnie zapisanych stron.
Płaza wcale wgryzienia się w powieść nie ułatwia, bo jej początek to istny kalejdoskop: co rozdział zmienia się narrator, czas akcji na kilka chwil niemożebnie przyspiesza, żeby nagle jedna ze scen mogła rozciągnąć się w nieskończoność. Wszystko to jednak dosyć szybko zostaje wygaszone, a poszczególne wątki-dopływy skupiają się w jeden centralny strumień, który w dodatku płynie potem jasno wytyczonym – na usta ciśnie się: klasycznym, choć to pojęcie w odniesieniu do rzeki wydaje się nieco chybione – korytem; jasno wytyczonym, czyli zgodnym z prawidłami następstwa czasowego i logicznego. Zdarza się Płazie bawić z chronologią, zwykle w przypadku oczywistych retrospekcji, nieco rzadziej wybiera gry subtelniejsze (choć trzeba przyznać, że wyrwana poza ramy czasowe scena z udziałem Julii i Roberta to prawdziwy majstersztyk, który robi oszałamiające wrażenie; jedna z najlepszych scen w polskiej prozie ostatnich lat), ale w gruncie rzeczy trzyma się tradycyjnej formy.
O tym jednak, czy przerasta ona treść – a takie zarzuty wobec „Robinsona w Bolechowie” można usłyszeć – nie decyduje tylko owa forma; przecież coś ją musi wypełniać. Nie uważam jednak, żeby Maciej Płaza miał się czego wstydzić. Akcja zaplanowana została bardzo dobrze, choć nie wybitnie: ciekawy kontekst historyczny pozostaje tylko kontekstem, który otacza klasyczny raczej bildungsroman. Autor modyfikuje jego schematy wykorzystując powołanie głównego bohatera, wybitnego malarza, ale używa tego łomu przy wyważaniu fabularnych furtek i igraniu z językiem – refleksja nad ogólnie pojętym losem artysty nie należy raczej do najważniejszych tematów „Robinsona w Bolechowie”. Można czepiać się kilku fabularnych kiksów (najpoważniejszym z całą pewnością jest wyświechtane zaginięcie Roberta), można mieć pretensje, że Płaza zdecydowanie lepiej radzi sobie z tą częścią akcji, która osadzona została w Bolechowie, a z Poznania, wzorem protagonisty, szybko ucieka, że niektóre wątki zbyt pospiesznie domyka. Wszystko to jednak szczegóły, bo historia jako całość broni się bez trudu – przyciąga intymnym magnetyzmem i kilkukrotnie naprawdę zaskakuje, mimo iż elementy typowe dla literatury kryminalnej i sensacyjnej pojawiają się w niej sporadycznie.
„Robinson w Bolechowie” to najlepsza polska powieść, jaką przeczytałem w ostatnim czasie. Maciej Płaza udowadnia tym samym, że wszystkie zaszczyty, który spotkały go przy okazji „Skorunia” nie były przypadkiem, a rodzima literatura wzbogaciła się o kolejnego wartego śledzenia pisarza.
Bartosz Szczyżański
Popieram [ 19 ] Link do recenzji
OPINIE i DYSKUSJE
„Bolechów mieścił w sobie wszystko: gospodarską wieś, pegeerowskie miasteczko ze szkołą na skraju, nasz pałac na wzgórzu i to drugie wzgórze, Franciszkowe”.
Jednak we wspomnieniach jednego z bohaterów powieści to dużo później. Na początku był cichy folwark, jeszcze cichszy pałac (raczej z nazwy, bo bardziej przypominał dworek) i wioska rozsypana po stokach pałacowego wzgórza.
I był hrabia.
I jego ogrodnik ze swoim synem. I była wojna, „która przyprawiła hrabiego o śmierć, a Stefana z syna parkowego ogrodnika dźwignęła do kustoszowania”. To oni dali początek sukcesji majątku po hrabim, którego znali sekret miejsca ukrycia przed Niemcami, a potem Rosjanami. To z tej linii dziedzictwa narodziło się pałacowe muzeum, a potem malarz światowej sławy, początkowo traktowany przez wiejskie środowisko jak odmieniec. To tutaj przybył kolejny – Franciszek. Niemowa o mrocznej przeszłości. To wokół tych dwóch rodzin połączonych tajemnicą, narastała bujna, wielowątkowa opowieść malowana słowami dosłownie i metaforycznie. Jednak największy wpływ na splątanie ich dziejów miał wir historii, który je rozpoczął i klamrą kończył ku zrozumieniu. Słowami wprawiającymi w zagubienie i praprzyczynę wszystkich następstw – „Urodził się, gdy któregoś razu przestrzeń rozwarła się z hukiem do góry i w bok, do środka buchnął mróz, ludzką plątaninę rozwlekło po ziemi, maznęło krzykiem po śniegu. Płakało, nie on, płakało dookoła. Ręka matki zakryła mu oczy”.
Matczyne miłosierdzie nie obroniło go jednak przed złożonym w nim wówczas brzemieniu.
Autor stworzył dzieje dwóch rodzin, które nieustannie doświadczane przez toczącą się w tle historię od ziemiaństwa, wojny, komunę, przemianę ustrojową do czasów współczesnego kapitalizmu, próbowały przetrwać i żyć. Dostosować się do zmiennych warunków społecznych na każdym etapie zmian, nie gubiąc przy tym siebie. Każdy z członków obu rodzin czynił to na swój sposób i możliwości. Na miarę własnych planów i marzeń. Obciążeni przeszłością, obarczani teraźniejszością wchodzili w przyszłość z coraz większym bagażem sekretów, tajemnic, niedomówień, podejrzeń i nadinterpretacji, przeciwstawiając się determinizmowi czynników zewnętrznych.
W dużej mierze wykorzystując okoliczności zależne od nich samych.
Od możliwości, jakie niosło życie, które jawiło się im niczym okrutna „zabawa”. Gra, w której zasady musieli dobrze wmyślić się, by nauczyć się wygrywać. Przeważać szalę śmierci w czasie wojny, przymierza „kryminalnych sił biznesu i państwa” w czasie komuny czy bezwzględnego kapitalizmu, na własną korzyść.
A jak to było opowiedziane!
W tekst wchodziłam bardzo powoli. Przyjemnie brnęłam niczym zauroczony pionier nieznanego Interioru w gąszcz pojęć, słów zapomnianych, łączeń tworzących nowe rozumienie, rozsmakowując się w sugestywnym stylu narracji. W opisy miejsc, krajobrazów, rozgrywanych sytuacji przedstawianych, a raczej odmalowywanych bardzo szczegółowo, detalicznie, z częstymi zbliżeniami, które niosły nowe, kolejne nawiązania, konteksty i skojarzenia. Niezwykle plastyczne, sensualne i impresjonistyczne w przekazie. Z dialogów na poły zewnętrznych, na poły monologów wewnętrznych mających więcej myśli i emocji niż przejawianych w zdystansowanych, powściągliwych zachowaniach postaci, które pośrednio, ale skutecznie i dokładnie, odzwierciedlały i tłumaczyły ich przyczyny. Zwłaszcza podejmowane wybory i decyzje. To proza skryta, chłodna i rzeczowa w kreśleniu postępowania skrzywdzonego człowieka-gracza, a jednocześnie kipiąca kolorami, smakami, zapachami i emocjami kłębiącymi i buzującymi w umysłach i sercach każdej z postaci.
Zatopiłam się w bolechowickich pejzażach i zakątkach!
Chłonęłam czynności bohaterów, przynoszące ukojenie poczucia trwania i stwarzania. Zachwycałam się symbiozą literatury (nawiązania do odkrywania!), języka literackiego i malarskiego procesu tworzenia, które tutaj budowały przenikającą się i nierozerwalną jedność dla dobrego zrozumienia opowieści o Bolechowicach, ale przede wszystkim jego mieszkańcach. Robinsonów kolejnych pokoleń wyrzucanych na jego brzeg przez nieustanne sztormy historii. W ten sposób autor przewartościował pojęcie domu jawiącym się tutaj tylko miejscem, do którego prowadził nieustanny ruch, a istotą trwania było to, co człowiek stale nosił w sobie – pamięć siebie.
Tożsamość.
„Czyste ognisko nieustającego” według Grzegorza Kaźmierczaka, którego słowa autor przytoczył jako motto do swojej powieści. To ono jest najważniejsze. Niezmienna i konieczna stała w budowaniu kolejnego domu, na kolejnym brzegu, w nieustannym procesie przemian w tle.
W tej grze życia, w której wszyscy jesteśmy Robinsonami.
naostrzuksiazki.pl
„Bolechów mieścił w sobie wszystko: gospodarską wieś, pegeerowskie miasteczko ze szkołą na skraju, nasz pałac na wzgórzu i to drugie wzgórze, Franciszkowe”.
więcej Pokaż mimo toJednak we wspomnieniach jednego z bohaterów powieści to dużo później. Na początku był cichy folwark, jeszcze cichszy pałac (raczej z nazwy, bo bardziej przypominał dworek) i wioska rozsypana po stokach pałacowego...
Doktorze , oto moje oczy
tlen mi nie pomaga
Doktorze to coś między żebrami
to chyba jest lód
tak mówią ludzie
Doktorze pomóż bo jest źle
pośpiesz się póki nie zwieję
Doktorze potrzebuję pomocy
szybko bo czas ucieka
we mnie jest chłód
atakuje kiedy widzi Słońce
chłód jest tu we mnie
Doktorze zrób coś
to nie jest normalne
Cold Cold Cold CAGE THE ELEPHANT
No tak...Golem rzucił mnie na kolana ( a nie przepadam) a Robinson jest taki...hmm jaki jest. ...świetny początek , mroczny i cormactowy....a potem cóż...saga nietypowej rodzinki osadzonej w naszej popieprzonej historii...Tajemnica ,która nie jest tajemnicą , błąkanie się po życiu z pędzlem w łapie i coś co było, i niepotrzebnie jest traktowane jako wina , błąd , pomyłka...to chyba da się uprościć...autor chciał opowiedzieć coś nietypowego a tu cholera życie...i hmm...proza panie Macieju , proza ...
Doktorze , oto moje oczy
więcej Pokaż mimo totlen mi nie pomaga
Doktorze to coś między żebrami
to chyba jest lód
tak mówią ludzie
Doktorze pomóż bo jest źle
pośpiesz się póki nie zwieję
Doktorze potrzebuję pomocy
szybko bo czas ucieka
we mnie jest chłód
atakuje kiedy widzi Słońce
chłód jest tu we mnie
Doktorze zrób coś
to nie jest normalne
Cold Cold Cold CAGE THE ELEPHANT
No...
Trudna książka, nieoczywista. Historia panów i chłopów, którzy byli i będą, niezależnie od czasów, w których się żyje.
Wszystko tu się pętli. Każdy rozdział jest jak obraz albo scena
w filmie, gdzie pierwsze zdanie wrzuca w sam środek, bez specjalnie zarysowanego czasu ani tła, każdy z innym narratorem. Dialogi wplecione w narrację, w zdania. Można się pogubić, kim są "on" albo "ona", o których mowa / którzy mówią. Trudno zobaczyć zależności między ludźmi i zdarzeniami, trzeba rozwiązywać supły, domyślać się. Co nie jest zarzutem, chyba nie można powiedzieć, że to przerost formy nad treścią, bo treści też jest dużo. Myślę, że obie rzeczy są równoważne, chociaż o formie ciągle się myśli czytając. Nie daje odetchnąć, co może być trochę męczące po jakimś czasie.
Polszczyzna cudowna! Ma się wrażenie, że to jakiś nowy piękny język. Dziwna sprawa, niby to ciągle polski, a jednak nie całkiem. Ultragęsty, aż pęcznieje. No i książka jest bardzo intertekstualna, nawet nie próbuję udawać, że umiem wyłapać wszystkie nawiązania do literatury, a już do malarstwa zupełnie nie.
Bardzo wymagająca, ale zachwycająca i inna od wszystkiego, co czytałam do tej pory.
Trudna książka, nieoczywista. Historia panów i chłopów, którzy byli i będą, niezależnie od czasów, w których się żyje.
więcej Pokaż mimo toWszystko tu się pętli. Każdy rozdział jest jak obraz albo scena
w filmie, gdzie pierwsze zdanie wrzuca w sam środek, bez specjalnie zarysowanego czasu ani tła, każdy z innym narratorem. Dialogi wplecione w narrację, w zdania. Można się pogubić, kim są...
Ciężko jest ocenić książkę którą przeczytało się w połowie.....i bynajmniej nie zamierzam jej dokończyć......
Książka na samym początku bardzo dużo obiecuje, jest ciekawa historia człowieka który wiedział za dużo i z tą tajemnicą się bynajmniej nieodpowiednim osobom nie wydał, nie opowiadał...inna historia człowieka który się pogubił, ale to bardzo się pogubił i zaczął w końcu prostować swoją krętą drogę życia....jest i inny człowiek obserwator, artysta, przenoszący to wszystko co widzi i dostrzega na papier, niezwykle wrażliwy.....każdego z nich cechuje wyjątkowa wrażliwość/ każdego inna , paradoks, ale coś ich łączy /, obserwacja życia, silna potrzeba odnalezienia siebie samego i świata który nas otacza..., niezrozumienie, niedopasowanie do tego akurat świata otoczenia które nas obejmuje... kobiety jakże różne jakże kobiece, tajemnicze, znajome i nieznajome....ludzie tacy jak wszędzie.....świat pełny, inny, inaczej obserwowany, inaczej, różnorako odbierany..... a potem jest już nudno….za dużo słów…..domysłów……nie dałem rady. Za pierwszą połowę pozwolę sobie wystawić wysoką notę……za drugą opuszczę kotarę milczenia….
Ciężko jest ocenić książkę którą przeczytało się w połowie.....i bynajmniej nie zamierzam jej dokończyć......
więcej Pokaż mimo toKsiążka na samym początku bardzo dużo obiecuje, jest ciekawa historia człowieka który wiedział za dużo i z tą tajemnicą się bynajmniej nieodpowiednim osobom nie wydał, nie opowiadał...inna historia człowieka który się pogubił, ale to bardzo się pogubił i zaczął w...
Mocna ósemka! Powieść w stylu jaki lubię: pełna niedopowiedzeń, tajemnic i przemilczeń, przez co trudna w odbiorze. Ale to literatura wyższych lotów. Zdziwiło mnie jedynie to, że została przeceniona na 9,99 zł w... Biedronce. Na pewno jest warta o wiele, wiele więcej. Pozostaję w zachwycie i urzeczeniu!
Mocna ósemka! Powieść w stylu jaki lubię: pełna niedopowiedzeń, tajemnic i przemilczeń, przez co trudna w odbiorze. Ale to literatura wyższych lotów. Zdziwiło mnie jedynie to, że została przeceniona na 9,99 zł w... Biedronce. Na pewno jest warta o wiele, wiele więcej. Pozostaję w zachwycie i urzeczeniu!
Pokaż mimo toPierwsza polska książka nagrodzona Angelusem nie może być zła, myślałem sobie, albo może nie myślałem, tylko przeczuwałem, albo przynajmniej wydawało mi się, że myślę lub przeczuwam, pewność odeszła na zawsze albo i zawsze była ułudą. Dokoła hula wiatr, porywa drobinki piasku i kurzu, układa je w w chwilowe konfiguracje, które na pewno coś znaczą, ale nie potrafię odgadnąć, co ani dlaczego.
Trochę zaniepokoiła mnie wzmianka autora o zawartych w książce nawiązaniach do innych tekstów kultury, wsparta ochoczym wyliczeniem tychże przez Marcina Bełzę w recenzji zamieszczonej w Małym Formacie. W ich świetle intertekstualność "Robinsona" wyrastała na jego główny filar, gdy tymczasem powieść powinna się bronić jako samodzielne dzieło. Na szczęście "Robinson" broni się znakomicie.
To spójna, antyheraklitejska w wymowie opowieść o pozorności zmiany, o powtarzaniu społecznych schematów pod nowymi nazwami. Ale i doskonałe, autorskie wygranie starego motywu samotności artysty, niejako mimochodem kwitujące polskie doświadczenie XX wieku, spisane przy użyciu bogatego i melodyjnego języka. Od dziś wiem, że Płaza - znaczy fraza.
Pierwsza polska książka nagrodzona Angelusem nie może być zła, myślałem sobie, albo może nie myślałem, tylko przeczuwałem, albo przynajmniej wydawało mi się, że myślę lub przeczuwam, pewność odeszła na zawsze albo i zawsze była ułudą. Dokoła hula wiatr, porywa drobinki piasku i kurzu, układa je w w chwilowe konfiguracje, które na pewno coś znaczą, ale nie potrafię odgadnąć,...
więcej Pokaż mimo toZadziwiające, jak bardzo mnie to wszystko nie obeszło. Ale po kolei...
Zacznę od tego, że mamy tutaj do czynienia z niebywale specyficznym typem narracji: potok słów, skąpe dialogi, chaos fabularny, płynne zmiany percepcji. Momentami trudno zorientować się, kto jest kim i jakie zależności łączą poszczególne postaci. Słowem, jeden wielki bałagan. Co gorsza, autor jedynie odhacza pewne sytuacje oraz fragmenty z życia bohaterów, nie zatrzymując się w nich na dłużej. Ten zabieg tylko pogłębia wrażenie szczątkowości i fragmentaryczności całej historii – trochę jak 3-godzinny film puszczony w trybie przyspieszonym. Na dodatek, z marnie wykreowanymi postaciami, które nijak nie zachęcają do pozostania w tym świecie, bo tutaj także o żadnym pogłębionym rysie nie może być mowy.
Tytułowy bohater, Robert, jest utalentowanym malarzem, którego rola sprowadza się wyłącznie do biernej obserwacji. Jego osobowość wydaje się całkowicie rozmyta i wyblakła, o czym najdobitniej świadczy fakt, że więcej wiemy o namalowanych przez niego twarzach, niż o nim samym. Mężczyzna godzi się na wszystko, co podsuwa mu los, nie ma w nim żadnej ikry i samoświadomości. Do samego końca nie wyjawia zresztą, czym podyktowane są jego decyzje oraz wybory życiowe (o ile w ogóle działaniom tym towarzyszy jakaś refleksja). Krótko mówiąc, w życiu Roberta rzeczy się po prostu dzieją – zupełnie bez udziału jego woli.
Najbardziej tajemniczą postacią, mającą zarazem największy potencjał, jest Franciszek; mężczyzna zepchnięty na margines z uwagi na swoje mało chlubne wyczyny i gwałtowny charakter. Czytelnik nie ma wglądu w jego odczucia, o ile w ogóle takowe posiada. Nie wie, co go napędza i definiuje jako człowieka. Przyznaję, do pewnego momentu udało mu się podtrzymać moje zainteresowanie. Szkoda tylko, że na przestrzeni lat ta postać w ogóle nie ewoluuje. O Franciszku nie wiemy zatem nic; od początku do końca stanowi jedną wielką niewiadomą, a to może powodać lekki zawód. Co zaś się tyczy postaci żeńskich, dopiero w połowie nabierają wyraźniejszych zarysów, ale to i tak za mało, by ich los miał mnie w jakimkolwiek stopniu obejść.
Cały ten potok słów jest jak jeden wielki bełt; liczne powtórzenia i rwane dialogi nie mają żadnego uzasadnienia fabularnego, chyba że głównym założeniem było wzniecenie irytacji w czytelniku. Gdzie tu zamysł? Dokąd ta historia zmierza? Czyżby chodziło wyłącznie o odmalowanie barwnego tła epoki? Jeżeli tak, dobór środków wyrazu był kompletnie nietrafiony.
Zadziwiające, jak bardzo mnie to wszystko nie obeszło. Ale po kolei...
więcej Pokaż mimo toZacznę od tego, że mamy tutaj do czynienia z niebywale specyficznym typem narracji: potok słów, skąpe dialogi, chaos fabularny, płynne zmiany percepcji. Momentami trudno zorientować się, kto jest kim i jakie zależności łączą poszczególne postaci. Słowem, jeden wielki bałagan. Co gorsza, autor jedynie...
Brak słów, by oddać zachwyt nie popadając w banał.
Wszystkie czytelnicze zmysły zostały dopieszczone.
Uwielbiam takie pisanie!
Brak słów, by oddać zachwyt nie popadając w banał.
Pokaż mimo toWszystkie czytelnicze zmysły zostały dopieszczone.
Uwielbiam takie pisanie!
Skoruń lepszy.
Skoruń lepszy.
Pokaż mimo toKsiążka bardzo dobrze napisana, ale wymagająca cierpliwości. trzeba się w nią wgrać.
Książka bardzo dobrze napisana, ale wymagająca cierpliwości. trzeba się w nią wgrać.
Pokaż mimo to