-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-05-25
2024-02-22
2024-02-21
Gdy po przeczytaniu książki ponownie patrzę na jej okładkę, uderza mnie jak dokładnie tytuł oddaje jej treść.
"Śmiertelni" – oto my wszyscy, ludzie. Ale nie tylko – to także poszczególni pacjenci, znajomi, przyjaciele, członkowie rodziny autora, który opowiada o ich trudnych (a bo i nie ma innych) doświadczeniach przed śmiercią. Przeprowadza czytelnika przez ich życie i śmierć, ukazując na ich przypadkach jak medycyna, system opieki paliatywnej oraz reakcje najbliższych mogą zawieść, jak i wesprzeć ludzi w ostatnich momentach życia. Szczególnie dotkliwa okazała się dla mnie lektura ostatnich rozdziałów, w których autor opowiada o własnym ojcu i o tym, jak lekarz i syn jednocześnie wspomagał go w tym okresie.
Dalej – "wyzwania medycyny", bo rzeczywiście reportaż przyjmuje głównie perspektywę systemową. Choć autor w pewnych fragmentach dzieli się prywatnymi przemyśleniami oraz osobistymi przeżyciami, to jednak głównym głosem przemawiającym w "Śmiertelnych" jest głos lekarza, głos specjalisty od zdrowia, powiernika najgorszych możliwych wiadomości, osoby, która powinna wspierać chorego oraz jego rodzinę w trudnych decyzjach "u schyłku życia".
A "u schyłku życia" znajdują się pacjenci z "wyrokiem", nieuleczalną chorobą, ale także osoby starsze i to im poświęcona jest, jak odczułam, duża część książki. Po krótkim przedstawieniu historycznego aspektu umierania i tego, jak współcześnie odczuwamy starość i związaną ze starością śmierć zupełnie inaczej niż w przeszłości, poznajemy system opieki nad osobami starszymi – domy opieki, ideę "assisted living" oraz inne pomysły organizacji życia u jego schyłku, które coraz bardziej się kurczy w swoich możliwościach, ale nigdy w swoich chęciach. Wciąż powracającym wątkiem, szczególnie w odniesieniu do ludzi z diagnozą nieuleczalnej choroby, jest niewyobrażalna trudność w określeniu momentu, gdy z trybu walki o życie należy przejść do trybu walki o obraz ostatnich dni, ponieważ to przejście jest równoznaczne z akceptacją końca, jak opisuje to autor – przestawienie się "z walki o czas na walkę o inne rzeczy, które mają dla niego [umierającego] wartość".
Książka, jak sądzę, szczególnie cenna dla praktykujących medycynę wszelkiego rodzaju, jednak ostatecznie napisana z myślą o każdym śmiertelnym odbiorcy. Po części specjalistyczna, po części filozoficzna, ponieważ nie da się pisać o śmierci bez pisania o życiu i o tym, co w nim jest prawdziwie wartościowe. Wielkim dokonaniem jest połączenie w spójną całość przez doktora Gawande wywiadów z pacjentami, rozmów z rodziną, przypadków wprost z sali operacyjnej (albowiem autor jest chirurgiem), przemyśleń lekarzy, pielęgniarek opieki paliatywnej, dyrektorów domów opieki i innych specjalistów, wniosków wyciągniętych z licznych badań statystycznych, wycieczek historycznych, socjologicznych i filozoficznych. Wśród pewnych zastrzeżeń jakie mam do reportażu są właśnie wątpliwości co do tych ostatnich wypraw filozoficznych, w których autor dość śmiało interpretuje pewne teorie dotyczące sensu życia człowieka, by zbudować jakąś spójną wizję tego, jak medycyna i inne systemy wsparcia mają pomagać umierającym.
Gdy po przeczytaniu książki ponownie patrzę na jej okładkę, uderza mnie jak dokładnie tytuł oddaje jej treść.
"Śmiertelni" – oto my wszyscy, ludzie. Ale nie tylko – to także poszczególni pacjenci, znajomi, przyjaciele, członkowie rodziny autora, który opowiada o ich trudnych (a bo i nie ma innych) doświadczeniach przed śmiercią. Przeprowadza czytelnika przez ich życie i...
2021-08
2021-11
2018
2019
2021-03-06
2020
2018
2018
2017
2017
2016
2017
2020-10
2021-03-05
Najważniejszą cechę tej książki odkrywa przed nami jej oryginalny angielski tytuł - "The Road to Jonestown". Jest to właśnie opis długiej podroży Jima Jonesa oraz jego wyznawców do 18. listopada 1978 roku. Kto spodziewał się ostatniej chwili i ostatnich rozmów z pewnością się zaskoczył. Najciekawsza, a zarazem najstraszniejsza jest właśnie droga do Jonestown.
Wiedzie ona przez parę stanów, wiele pokoleń i tysiąc zdarzeń, które kształtują umysł jednego, z pewnością wyjątkowego, człowieka. Od wyprawiania pogrzebów zmarłym, bezpańskim zwierzętom, przez walkę o równość rasową w Indianapolis, aż do jądra ciemności gęstej, gujańskiej dżungli.
Autorowi udało się połączyć skrupulatność reportera (zawartą w ponad 700 przypisach) z uważnością psychologa, który stara się stworzyć portret psychologiczny osoby zdolnej do wielkich, ale i strasznych rzeczy.
Książka Jeffa Guina gwarantuje długą, długą podróż przez wszystkie okoliczności prowadzące do tragedii, przy okazji okazując się być zaskakująco dobrym podręcznikiem współczesnej historii Stanów Zjednoczonych i burzliwych wydarzeń okresu walk o prawa obywatelskie, a także przyspieszonym rajdem przez zagadnienie amerykańskiej duchowości. Świetnie pokazuje to, że żadne wydarzenie kulturowe i polityczne nie może być zrozumiane bez analizy szerokiego kontekstu społecznego, który i Jim Jones wykorzystywał do swoich celów.
Zdecydowanie książka zasłużyła sobie na miano "kompendium Jonestown". Po jej zakończeniu czytelnik zostanie zaopatrzony w znajomość każdego istotnego nazwiska tej historii, każdego decydującego zdarzenia. Bogactwo luźnych wspomnień z życia Świątyni Ludu tworzy barwny obraz życia nie tylko wielkiej organizacji i jej ekscentrycznego przywódcy, ale przede wszystkim zwykłych ludzi, których do wspólnoty przyciągnęła chęć czynienia dobra.
Ogrom pracy autora nie może być pominięty, jednak im bliżej finalnego rozwiązania, im bardziej emocjonalny staje się czytelnik, lecz reportaż aż do ostatnich swoich zdań nie zmienia swojego rzeczowego tonu i jakby na powrót dystansuje się od sprawy. Autor nie poświęca wiele czasu na wspólne z czytelnikiem rozważania. Kończy krótko i zwięźle, nie dając możliwości wybrzmieć setkom uczuć, które rozbudził wcześniej, opisując tę wielką tragedię. Pozostaje niedosyt, pozostają pytania. Nie oddał głosu żadnemu psychologowi, socjologowi czy filozofowi, a może właśnie ich spojrzenie pozwoliłoby przedrzeć się przez historyczności opisu i choć trochę zbliżyć do zrozumienia tego niesamowitego umysłu, który poprowadził do Jonestown.
Najważniejszą cechę tej książki odkrywa przed nami jej oryginalny angielski tytuł - "The Road to Jonestown". Jest to właśnie opis długiej podroży Jima Jonesa oraz jego wyznawców do 18. listopada 1978 roku. Kto spodziewał się ostatniej chwili i ostatnich rozmów z pewnością się zaskoczył. Najciekawsza, a zarazem najstraszniejsza jest właśnie droga do Jonestown.
Wiedzie ona...
Drobna książka, drobne miasteczko, jeden bohater. Świetnie opanowana przez autorkę forma mikropowieści. Jest w niej powiedziane dokładnie tyle, ile założono (jak sądzę). Narracja miała w sobie coś ujmująco wrażliwego, a jej tempo dokładnie oddawało nieśpieszny charakter irlandzkiego zimowego krajobrazu.
Polecam poświęcić jeden wieczór na "Drobiazgi...", warto.
Drobna książka, drobne miasteczko, jeden bohater. Świetnie opanowana przez autorkę forma mikropowieści. Jest w niej powiedziane dokładnie tyle, ile założono (jak sądzę). Narracja miała w sobie coś ujmująco wrażliwego, a jej tempo dokładnie oddawało nieśpieszny charakter irlandzkiego zimowego krajobrazu.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPolecam poświęcić jeden wieczór na "Drobiazgi...", warto.