Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/009-kiedy-zawodzi-grawitacja-george.html

Kiedy myślę o cyberpunku, przed oczami momentalnie staje mi obraz skrzącego się nachalnym blaskiem neonów miasta podobnego do Tokyo. Miasta, które nigdy nie śpi; zatłoczonego do granic możliwości, głośnego i hedonistycznego. Jeszcze nigdy nie zetknęłam się jednak z akcją osadzoną w arabskich realiach – przynajmniej do czasu, gdy w ręce wpadła mi książka Effingera.

Odwiedzany przez głównego bohatera Budajin to skupisko lokalów zapewniających różnorodne uciechy i, jak nietrudno się tego domyślić, miejsce spotkań ludzi o wątpliwej moralności. Marid ma zadatki nie tylko na cynicznego outsidera (z powodu swojego mieszanego pochodzenia), ale i narkomana. Często wspomaga się chemią regulującą reakcje jego ciała, jednak do tej pory konsekwentnie odmawiał poddania się ulepszeniom wymagającej większej ingerencji w organizm. Zostaje zmuszony do powtórnego przemyślenia tej kwestii, gdy zachipowany szaleniec odgrywający rolę Jamesa Bonda zabija jego niedoszłego pracodawcę, a sam Marid wplątuje się w zahaczającą o „wyższe sfery” intrygę mogącą poskutkować rozlewem krwi na brudnych ulicach Budajinu.

„Kiedy zawodzi grawitacja” to mieszanka powieści kryminalnej i cyberpunku. Napisana w 1987 roku książka porusza nie tylko charakterystyczne dla tego nurtu zagadnienia szybko postępującej technologii pozwalającej na daleko idące modyfikowanie swojego ciała – chipy zmieniające osobowość to tylko wierzchołek góry lodowej – ale też transseksualizmu. Marid Audran porusza się po barach i „salonach masażu”, w których często pierwsze skrzypce grają właśnie „przeróby”. Sam Marid zdaje się nie mieć z tym zjawiskiem absolutnie żadnego problemu, ale wygląda na to, że futurystyczny Islam czasami zostaje zmuszony do zweryfikowania swoich poglądów. Czy transseksualną kobietę należy traktować tak, jak przykazał Allach, czy też milsze Mu będzie uważanie jej za mężczyznę?

Szkoda, że podobne rozważania pojawiają się w książce jedynie raz na jakiś czas. Mam wrażenie, że autor nie do końca wykorzystał możliwości, które daje zestawienie ze sobą Islamu i cybertechnologii. Być może w dalszych częściach trylogii (do tej pory, niestety, nieprzetłumaczonych na język polski) zostanie na to położony trochę większy nacisk.

Futurystyczny kryminał z naleciałościami właściwymi dla stylu noir może podobać się nie tylko zatwardziałym fanom gatunku. „Kiedy zawodzi grawitacja” to nieprzekombinowana, solidna pozycja dostarczająca rozrywki z każdą przewróconą stroną.

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/009-kiedy-zawodzi-grawitacja-george.html

Kiedy myślę o cyberpunku, przed oczami momentalnie staje mi obraz skrzącego się nachalnym blaskiem neonów miasta podobnego do Tokyo. Miasta, które nigdy nie śpi; zatłoczonego do granic możliwości, głośnego i hedonistycznego. Jeszcze nigdy nie zetknęłam się jednak z akcją osadzoną w arabskich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/009-nocne-zwierzeta-patrycja-pustkowiak.html

Tamara Mortus to kobieta, która nie ma absolutnie żadnych oporów odrzuceniem zalotów znajomego i wyzwaniem go od „sflaczałych kutasów” w środku całkiem szykownej restauracji. Równie bezproblemowo przychodzi jej wychylenie całej butelki wina i zapijanie wódką rozmaitych narkotykowych koktajli, imprezowej mieszanki ketaminy i mefedronu zaserwowanej w słodkich oparach marihuany. Czasami miewa jednak trudności z rozpoznaniem twarzy ponuro spoglądającej na niej z lustra; pooranej drobnymi zmarszczkami cery, ust opuchniętych od otrzymanego ubiegłej nocy ciosu i rozszerzonych źrenic przywodzących na myśl studnie bez dna.

Czasami zastanawia się też, czy tak właśnie muszą czuć się seryjni mordercy. Wyalienowani. Niedopasowani do tego świata, zupełnie jakby byli jakimś wyszczerbionym puzzlem włożonym przez pomyłkę do złego pudełka. Gdzie w tym wszystkim sens? Na pewno nie na warszawskiej starówce, po której szlaja się z takim upodobaniem i przegląda w oknach sklepowych witryn.

Jakiś czas temu opisywałam swoje wrażenia po „Submarino” Bengtssona i pod koniec lektury nie mogłam wyjść z zachwytu nad wyjątkowo sugestywnie przedstawionym przez autora „brudnym” klimatem, toteż gdy w opiniach na temat „Nocnych zwierząt” coraz częściej zaczynały przewijać się określenia takie jak „odrażające”, „groteskowe” czy „ohydne” uznałam, że sięgnę po powieść Patrycji Pustkowiak przy najbliższej okazji. Miałam chęć sprawdzić, czy rzeczywiście zasługuje na tak mocne słowa.

Postać Tamary ciężko nazwać bohaterką – jeżeli już, to określenie „antybohaterka” byłoby bliższe prawdzie. Co jest bardziej zepsute – Tamara, czy reszta świata? Czasami zdarzają się postacie, które wzbudzają sympatię pomimo wątpliwej moralności, jednak wykreowaną przez Pustkowiak Tamarę ciężko do nich zaliczyć.

Specyficzny humor i światopogląd wyzierający ze stron „Nocnych zwierząt” mogą się w pewien sposób podobać. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to książka pozwalająca czytelnikowi wyć ze śmiechu, ale myślę, że bez większego problemu wywoła kilkanaście cynicznych uniesień kącika ust czy parsknięć. Zarówno Tamarę, jak i świat przedstawiony w książce należy traktować z lekkim przymrużeniem oka. Nie ma tu miejsca na poważne, wielostronicowe dysputy godne filozofów, ale na garść trafnych obserwacji poczynionych w bardzo przekornym stylu – jak najbardziej. Osoba oczekująca skomplikowanej fabuły i wyrafinowanego humoru powinna trzymać się z daleka od tego tytułu, ale ktoś, kto nie ma nic przeciwko nieprzebierającej w słowach formie, śmiało może wypatrywać „Nocnych zwierząt” na półkach swojej księgarni lub w pobliskiej bibliotece.

Szkoda tylko, że książka momentami sprawia wrażenie przekombinowanej, a wspomniane wcześniej „trafne spostrzeżenia” zamieniają się w wyścig na epatowanie niepotrzebną wulgarnością i pretensjonalnymi porównaniami. Nie czuję się zgorszona – do tego trzeba czegoś więcej, niż opisu pijackiego weekendu – ale czasami zastanawiam się, ile ciekawych maszynopisów dalej zalega w szufladach na rzecz tworów takich, jak „Nocne zwierzęta”.

Uprzedzam – ostrożnie z czytaniem w MPK. Chyba, że nie przeszkadzają Wam zbulwersowane spojrzenia starszych kobiecin, kur domowych z nieudaną trwałą i bogobojnym charakterem, które akurat odważyły się zajrzeć Wam przez ramię i przeczytać kilka zdań.

Tamarze na pewno by nie przeszkadzały.

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/009-nocne-zwierzeta-patrycja-pustkowiak.html

Tamara Mortus to kobieta, która nie ma absolutnie żadnych oporów odrzuceniem zalotów znajomego i wyzwaniem go od „sflaczałych kutasów” w środku całkiem szykownej restauracji. Równie bezproblemowo przychodzi jej wychylenie całej butelki wina i zapijanie wódką rozmaitych narkotykowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/007-sputnik-sweetheart-haruki-murakami.html

Książki Murakamiego są jak wino. Charakterystyczne, dziwnie nazwane, dobrze wyważone i podbite melancholijnym posmakiem. Można po prostu spędzić przy nich miłe popołudnie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wracać do nich raz za razem i się zachwycać.

Młody nauczyciel literatury opowiada nam historię Sumire, niespełnionej powieściopisarki przeżywającej fascynację starszą kobietą. Targana nie do końca zrozumiałymi namiętnościami Sumire zgadza się, gdy Miu proponuje jej wyruszenie do Grecji. Na tym etapie znajomości zrobiłaby wszystko, by tylko być bliżej ukochanej osoby. Ale czy ich relację można nazwać miłością? Niewątpliwie jest między nimi pewien magnetyzm, siła przyciągania zręcznie splatająca ze sobą los dwóch kobiet pochodzących z – mogłoby się zdawać – zupełnie innych światów. Gdy narrator zaczyna powoli godzić się z utratą pokrewnej duszy, jaką była dla niego Sumire, niespodziewanie odbiera telefon od towarzyszki dziewczyny. Zrozpaczona Miu informuje go o dość nietypowych wydarzeniach rozgrywających się na wyspie. Pewnej nocy Sumire po prostu znika bez śladu, nie zostawiając żadnych wyjaśnień.

„Sputnik Sweetheart” to opowieść o spektrum ludzkiej seksualności, przyjaźni i samotności. Główni bohaterowie pozostają uwikłani w dość nietypowy trójkąt miłosny, jednak każdy z nich zdaje się poruszać po własnej orbicie, nie zawsze pozostając w zgodzie z rzeczywistością. Zniknięcie Sumire jest niczym niespodziewana kraksa zmuszająca ich do obrania nowego kursu i rozliczenia się z własnymi ambicjami, pragnieniami oraz wyrzutami sumienia.

Oniryczny klimat jest jednym z największych plusów powieści Murakamiego. Zgrabnie opisany przez niego świat chwilami wydaje się wręcz namacalny, tylko po to, by na następnej stronie przekroczyć barierę oddzielającą jawę od snu i przekształcić w coś nie do końca wytłumaczalnego, za nic mając sobie prawo przyczyny i skutku.

Podobnie jak w pozostałych powieściach tego pisarza, mamy tu do czynienia z kilkoma elementami charakterystycznymi dla jego twórczości: miłością do muzyki (na pierwsze miejsce wysuwa się tu klasyka), dużymi ilościami kotów, kobietą znikającą w tajemniczych okolicznościach i nieco zagubionym w całym tym rozgardiaszu narratorem szukającym własnego miejsca w życiu. Wszystkie te składniki współgrają ze sobą zaskakująco dobrze, dzięki czemu czas spędzony na lekturze Murakamiego z pewnością nie jest czasem straconym.

Przy okazji – czytałam tę książkę również po angielsku i muszę przyznać, że było to naprawdę ciekawe przeżycie. Ogromne brawa dla tłumacza! Być może to tylko moja opinia, ale wydaje mi się, że Murakami „podany” w tym języku ma w sobie jeszcze więcej uroku, niż w polskim przekładzie.

- Sometimes I feel so - I don’t know - lonely. The kind of helpless feeling when everything you’re used to has been ripped away. Like there’s no more gravity, and I’m left to drift in outer space with no idea where I’m going.
- Like a little lost Sputnik?
- I guess so.

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/007-sputnik-sweetheart-haruki-murakami.html

Książki Murakamiego są jak wino. Charakterystyczne, dziwnie nazwane, dobrze wyważone i podbite melancholijnym posmakiem. Można po prostu spędzić przy nich miłe popołudnie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wracać do nich raz za razem i się zachwycać.

Młody nauczyciel literatury opowiada...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/006-wurt-jeff-noon.html

Kot Gracz zaprasza czytelnika do zanurzenia się w świat niesionych hajem mieszkańców Manchesteru. Wurtujesz? Tutaj każdy rozpuszcza sobie na języku różnobarwne piórka, które pozwalają na przeżywanie skrzętnie dopracowanych scenariuszy. Narkotyczne wizje dzielą się na podkategorie; niektóre z nich, szczególnie egzotyczne i niebezpieczne, sprzedawane są jedynie spod lady, a zdobycie okazów kolekcjonerskich graniczy z cudem.

Łagodne, błękitne marzenia nie są w stanie zaspokoić wymagań niektórych z klientów. Różowe pornopiórka mogą znudzić powtarzalnością sztucznie podkręconych bodźców. Pogrążenie się w hipnotycznym świecie narkotycznych wizji otwiera wiele nowych możliwości, grożąc jednak zagubieniem.

Doświadcza tego Desdemona – siostra Skryby, głównego bohatera, będąca mu jednocześnie kochanką. Wplątuje się w niebezpieczną grę; zażywa Żółć, rozpoczynające grę na śmierć i życie piórko nieposiadające zaimplementowanej opcji odskoczenia, mokry sen każdego poszukiwacza wrażeń. Skryba i jego dość nietypowa kompania – razem z tajemniczym Stworem z Kosmosu, który zgodnie z zasadą równowagi zajął miejsce Desdemony – ruszają na ratunek dziewczynie uwięzionej gdzieś na granicy światów i doznań.

Napisany w 1993 roku „Wurt” zaskakuje niebanalnymi pomysłami świetnym przelaniem ich na papier. Z każdej kolejnej strony powieści wyziera nabuzowana, „nadżemowana” adrenaliną akcja. Tutaj, podobnie jak w piórkowych światach, nie ma czasu na nudę czy odpoczynek. Razem ze Skrybą zostajemy wrzuceni w wir nie zawsze zrozumiałych wydarzeń i całego multum niezwykłych postaci; można się w tym pogubić i zostać oszołomionym nietypowością świata stworzonego przez Jeffa Noona – być może właśnie taki był jego cel.

„Wurt” to wymykająca się wszelkim etykietkom książka-doświadczenie, która z pewnością zasłużyła sobie na umieszczenie w „Uczcie Wyobraźni”. Cyberpunk? Nie do końca, raczej jakaś luźna wariacja na jego temat. Dystopia? Ciężko stwierdzić, w końcu tutaj szczęśliwość społeczeństwa mierzy się w ilości i jakości posiadanych piórek. Przebrnięcie przez pierwsze kilkadziesiąt stron może być nieco problematyczne z uwagi na nieustannie mnożące się neologizmy, warto jednak zacisnąć zęby i dostroić się do wurtowego świata. Warto.

Bądźcie przy tym jednak bardzo, bardzo ostrożni. „Wurt” to wymieszany w idealnych proporcjach koktajl futuryzmu, prochów i pozostających w nieustannym ruchu fraktalnych form.

~ …czytający recenzję wysuwa piórko z ust. ~

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/006-wurt-jeff-noon.html

Kot Gracz zaprasza czytelnika do zanurzenia się w świat niesionych hajem mieszkańców Manchesteru. Wurtujesz? Tutaj każdy rozpuszcza sobie na języku różnobarwne piórka, które pozwalają na przeżywanie skrzętnie dopracowanych scenariuszy. Narkotyczne wizje dzielą się na podkategorie; niektóre z nich, szczególnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/005-basniarz-antonia-michaelis.html

Czasami natrafia się na książki, które po przewróceniu ostatniej strony wywołują myśl: co ja właśnie przeczytałam? Zareagowałam tak kończąc lekturę „Baśniarza”, książki o zgniłozielonej okładce i enigmatycznym opisie z tyłu.

„Baśniarz” pozwala nam poznać Annę, dziewczynę żyjącą, w jak sama to nazywa, „mydlanej bańce”. Poraża niewinnością, wydaje się być ułożoną, młodą kobietą o jasnych priorytetach. Jej życie wypełnione jest przygotowaniami do nadchodzącej matury i ćwiczeniem gry na flecie. Pewnego dnia znajduje podniszczoną lalkę należącą do młodszej siostry Abla - tytułowego Baśniarza, buntowniczo nastawionego do życia chłopaka o niejasnej przeszłości i równie niejasnych źródłach dochodów.

Zaczęta w ten sposób znajomość nie może być zwykła, toteż Anna, pomimo ostrzeżeń znajomych, nie jest w stanie oprzeć się narastającej fascynacji jego postacią. Stopniowo odkrywa, że sytuacja, w jakiej się znalazł jest tak daleka od bajki, jak to tylko możliwe. Kierowana niejasnymi emocjami decyduje się pomóc mu w wychowywaniu młodszej siostry, jednocześnie pozostając pod wielkim wrażeniem poświęcenia i skrzętnie skrywanej wrażliwości chłopaka. Uciekają w świat wyobraźni razem z sześcioletnią Michi, nie mając jeszcze pojęcia, że w każdej bajce kryje się ziarno prawdy...

Antonia Michaelis mami słowami wkładanymi w usta Abla zarówno Annę, jak i czytelnika.

„Baśniarz” to oniryczna, balansująca na granicy jawy i snu powieść będąca w stanie poruszyć do głębi. Nie jest to opowiastka na dobranoc; mroczna, klaustrofobiczna atmosfera zdaje się gęstnieć z każdym kolejnym rozdziałem. Nie jest to też słodka historia ukazująca modelowy związek dwójki młodych ludzi. „Baśniarz” dotyka trudnych tematów, lecz czyni to z wdziękiem, momentami wręcz maskuje przykrą prawdę za fasadą starannie dobranych słów. Podpowiada, w którą stronę patrzeć, ale nie pokazuje jednoznacznie na cel.

Niepokojący klimat, intensywne emocje i trudne decyzje – tak można podsumować tę książkę. Nie umiem jednoznacznie określić jej gatunku, podobnie jak i nie umiem przewidzieć, czy się Wam spodoba. Istnieje ryzyko, że pozostawi po sobie niesmak i/lub książkowego kaca, pustkę czekającą na zapełnienie jakimś lżejszym czytadełkiem. Tak, jak Anna miewa problemy z odróżnieniem szczęścia od smutku, tak i czytelnik będzie targany sprzecznymi emocjami aż do samego końca.

O ile w pierwszej połowie akcja toczy się mniej-więcej stałym rytmem, to w dalszej jej części zdecydowanie przyśpiesza. Motywy bohaterów nie zawsze są do końca zrozumiałe, a reakcje zdają się nie do końca przemyślane. Choć wszystkie wątki ostatecznie splatają się w całość, podczas czytania towarzyszyło mi wrażenie, że od pewnego miejsca autorka pędziła „na łeb, na szyję” do zakończenia swojej opowieści niespecjalnie licząc się z wrażeniem, jakie podobny zabieg wywrze na czytelniku.

Czy żałuję, że sięgnęłam po „Baśniarza”? Zdecydowanie nie. Czyta się go szybko, jednak jest to książka trudna zarówno do oceny, jak i do dogłębnego zrozumienia. Polecam miłośnikom słodko-gorzkich, wyjątkowych historii o drugim, a może nawet trzecim dnie. Niektóre wątki mogą razić, a sama fabuła zdawać się miejscami przekombinowana - ale niewątpliwie jest to tytuł wzbijający się ponad przeciętność, wymagający uwagi i skierowany do starszego odbiorcy.

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/08/005-basniarz-antonia-michaelis.html

Czasami natrafia się na książki, które po przewróceniu ostatniej strony wywołują myśl: co ja właśnie przeczytałam? Zareagowałam tak kończąc lekturę „Baśniarza”, książki o zgniłozielonej okładce i enigmatycznym opisie z tyłu.

„Baśniarz” pozwala nam poznać Annę, dziewczynę żyjącą, w jak sama to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/07/004-utrata-rachel-van-dyken.html

Zawsze z pewną nieśmiałością sięgam po książki wychwalane pod niebiosa w internetowych recenzjach. Z jednego prostego powodu - obawiam się rozczarowania. Muszę się Wam przyznać, że z nurtem Young Adult nie jest mi zbytnio po drodze, a w przypadku "Utraty" i okładka nie nastrajała optymistycznie. Ot, młodociany playboy przygryzający kciuk w geście mającym powalać na kolana i bijący po oczach tytuł.

Wydarzenia rozgrywające się w "Utracie" poznajemy z perspektywy dwóch osób, Kiersten i Westona. Kiersten to pochodząca z małego masteczka, osiemnastoletnia dziewczyna, której sen spędza z powiek nie tylko wizja rozpoczęcia nauki w collegu - prześladują ją koszmary związane z wypadkiem, w którym straciła rodziców. Weston zdaje się być królem życia - jest popularny, wygląda niczym z pierwszych stron gazet, tworzy się wokół niego tłum skrycie podkochujących się dziewczyn z pierwszego (i nie tylko) roku, a jego życie śledzą paparazzi. Kiersten poznaje Westona już w pierwszym dniu nauki. Trzeba jej przyznać, że robi to w dość efektowny sposób. Wpada na niego (dlaczego wszystkie bohaterki YA muszą być tak niezdarne?) i przy okazji... Liczy mu mięśnie brzucha.

Zaczyna się na tyle banalnie, że w pierwszym odruchu miałam ochotę po prostu przerwać czytanie. Wyglądało to tak, jakby Rachel Van Dyken brała udział w konkursie na umieszczenie jak największej ilości rzeczy charakterystycznych dla YA na jak najmniejszej liczbie stron. Mamy więc bohaterkę cierpiącą na depresję i niską samoocenę, współlokatorkę i jej buntowniczego kuzyna próbujących wyciągnąć Kiersten z kompleksów, miłość od pierwszego wejrzenia i szkolnego przystojniachę mającego wszystko. Szybko okazuje się jednak, że Westonowi brakuje najważniejszego - czasu. I to nie przez natłok obowiązków właściwych dla Opiekuna Roku...

Później jest na szczęście lepiej, a wprowadzenie naprzemiennej narracji pozwala czytelnikowi wczuć się w każdą ze stron. "Utrata" to zgrabnie napisana powieść młodzieżowa, która z pewnością spodoba się wielbicielom gatunku. Razem z bohaterami przeżywamy nie tylko miłosne uniesienia; poznajemy też znaczenie lęku, choroby, śmierci... I przede wszystkim wewnętrznej siły, która pozwala nam przetrwać nawet w sytuacjach - zdawałoby się - beznadziejnych. "Utrata" mówi też o podejmowaniu ważnych wyborów i braniu za nie odpowiedzialności oraz docenianiu swoich bliskich.

Podczas lektury nie znalazłam żadnych rażących błędów czy nieścisłości, mimo, że patos pobrzmiewający w dialogach Westona czasami kłuł w oczy. Rachel Van Dyken udało się wykreować na tyle wiarygodnych i dających się lubić bohaterów, by z przyjemnością przewracać kolejne strony i z zaciekawieniem dążyć do finału. Z pewnością nie jest to kolejna tandetna historyjka obliczona jedynie na wyciągnięcie pieniędzy od spragnionych gorącego romansu nastolatek. W odróżnieniu od większości takich tytułów, jej lektura zmusza do kilku cięższych refleksji i w dość dobitny sposób pokazuje, że nigdy nie należy się poddawać.

"Utrata" to literacki odpowiednik piwa z sokiem. Słodko-gorzkie, skierowane raczej do kobiet, idealne na chwilę relaksu. Mogę wypić jedno dla smaku, ale przy większych ilościach groziłoby mi przesłodzenie. A następnym razem sięgnę raczej po bardziej standardowe trunki, spychając lekturę kolejnych części cyklu na dalszy plan.

"Żegnaj - ktokolwiek wymyślił to słowo, powinien smażyć się w piekle".

Ocena: 6/10*

* oceniając tylko w gatunku - 7/10, może nawet 7 z plusem.

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/07/004-utrata-rachel-van-dyken.html

Zawsze z pewną nieśmiałością sięgam po książki wychwalane pod niebiosa w internetowych recenzjach. Z jednego prostego powodu - obawiam się rozczarowania. Muszę się Wam przyznać, że z nurtem Young Adult nie jest mi zbytnio po drodze, a w przypadku "Utraty" i okładka nie nastrajała optymistycznie. Ot,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/07/003-cwaniary-sylwia-chutnik.html

Życie chuliganki nie jest łatwe, szczególnie gdy spod starej koszulki wystaje niedający się już ukryć brzuszek. Ósmy miesiąc. Pamiątka po ukochanym, po facecie z którego życie uleciało przez jedenaście ran zadanych nożem w warszawskiej bramie. Nie ma ani chwili wytchnienia nawet podczas wizyt na cmentarzu. Tatuaże i widoczna ciąża wywołują poruszenie wśród moherowej loży szyderców. Jak ona to wszystko znosi? Siłą napędową Haliny Żylety jest pragnienie słodkiej wendetty, zwodnicze podszepty nakłaniające do ruszenia na ustawkę po wlaniu w siebie "małpki" kupionej podstępem w monopolowym. Dla chorej babci na żylaki, wiadomo. Żeby świat był troszkę łatwiejszy do zniesienia, a ten cholerny autobus aż tak się nie spóźniał.

Halina i Celina z pogłębiającym się sfrustrowaniem patrzą na koleżanki, które usiłują zakryć wstyd "pudrem ze słów", zaatakować jej uszy bezlitosnym trajkotaniem mającym odciągnąć uwagę od kwitnących na przedramionach sińców czy rozciętych warg; wstydzą się swoich mężów czy chłopaków. Nie mówią jednak nic, Celina tylko bezwiednie zaciska pięści, zupełnie jakby za moment miała zamachnąć się na jednego z domowych oprawców. Może to wcale nie jest taki głupi pomysł? Ale póki co nie ma czasu na zastanawianie się nad tym - trzeba przytemperować jakiegoś młodzieńca wulgarnie proponującego jej stosunek seksualny z okna przejeżdżającego obok tramwaju. Kawałek odłupanego chodnika rzucony w stronę gówniarza powinien być OK.

W "Cwaniarach" jest szybko i brutalnie, jest też bardzo trafnie. Groteskowe podejście do tematu czasami zdoła bez większego trudu unieść kąciki ust czytelnika w uśmiechu. Należy się jednak zastanowić, czy nie jest to przypadkiem uśmiech smutny. Chutnik porusza i zwraca uwagę na problemy współczesnych ludzi z właściwym sobie awanturniczym wdziękiem. Wykreowane przez nią postacie są żywe i wiarygodne, a ilustracje Marty Zabłockiej są doskonałym podsumowaniem treści książki.

"Cwaniary" to nie tylko łobuzerska historia o blokowiskach, patologii i szarej rzeczywistości od której usiłujemy odwracać wzrok, zapatrując się na kolorowe, przyjazne witryny mijanych sklepów - jest to książka kładąca duży nacisk na zjawisko, które mogłoby być żartobliwie nazwane "solidarnością jajników".

Prawdą jest to, że przemoc rodzi przemoc. Tak samo prawdziwe jest jednak stwierdzenie, że czasami zdrowy rozsądek schodzi gdzieś na bok i po prostu trzeba wziąć sprawy w swoje ręce, nie przejmując się możliwością połamania sobie paznokci.

Alkoholizm, przemoc, tramatyczne wspomnienia z dzieciństwa, choroby, śmierć. Halina, Celina, Stefania i Bronka - bo tak właśnie mają na imię bohaterki "Cwaniary" - mierzą się codziennie z różnymi problemami. Istnieje jednak coś, co je łączy. To właśnie odwaga jest spoiwem dla kobiet sportretowanych w tej książce, kobiet przeobrażających się pod osłoną nocy w buntowniczki walczące o lepsze jutro. Nie trzeba chyba dodawać, że rzadko odbywa się to zgodnie z zasadami fair play.

"Stare przysłowie gospodyń domowych mówi, że jeśli umiesz upiec ciasto, poradzisz sobie z każdym zabójstwem."

Ocena: 7/10

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/07/003-cwaniary-sylwia-chutnik.html

Życie chuliganki nie jest łatwe, szczególnie gdy spod starej koszulki wystaje niedający się już ukryć brzuszek. Ósmy miesiąc. Pamiątka po ukochanym, po facecie z którego życie uleciało przez jedenaście ran zadanych nożem w warszawskiej bramie. Nie ma ani chwili wytchnienia nawet podczas wizyt na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/2015/07/002-zota-tapeta-yellow-wallpaper.html

Czy można napisać zajmujące opowiadanie oparte na motywie tapety ściennej?

Choć „Żółta tapeta” może być interpretowana na różne sposoby, zaczyna się dość niewinnie i zwyczajnie – przeżywająca załamanie nerwowe bohaterka przyjeżdża do wiejskiej posiadłości, którą zatroskany mąż – znany i szanowany lekarz - wynajął specjalnie dla niej.

Zmartwiony stanem żony, kategorycznie zabrania jej podejmowania się jakichkolwiek obowiązków domowych, a opiekę nad nowonarodzonym dzieckiem zleca siostrze. Jest więcej niż przekonany, że świeże powietrze i spokój stanowią remedium na przypadłość ukochanej, za najgorsze rozwiązanie uważając wszelkie próby zgłębienia tych histerycznych stanów.

Opowiadanie ma formę wpisów z dziennika potajemnie prowadzonego przez bohaterkę, która już w pierwszych dniach pobytu zauważa nietypową aurę panującą w domu i porównuje go do nawiedzonego dworku. Jej niepokój budzą kraty zamieszczone w oknach sypialni i łóżko przytwierdzone na stałe do podłogi; największym utrapieniem okazuje się być jednak tytułowa żółta tapeta, która z czasem staje się obsesją kobiety. Poświęca całe dnie na studiowanie wijącego się na niej desenia, w nocy zaś leży bez ruchu i wodzi wzrokiem po ścianach, usiłując dostrzec jakąkolwiek regułę bądź powtarzalność nim rządzącą.

Florystyczne motywy i nierówne, żółte ubarwienie budzą odrazę mieszającą się z niezdrowym zaciekawieniem. Wymykają się wszelkim prawidłom i przymiotnikom; na dodatek kobieta jest skłonna przysiąc, że czasami dostrzega za nimi jakiś ruch.

Stan kobiety, pomimo troski męża, nie ulega jakiejkolwiek poprawie. Stopniowo pogrąża się w delirycznym świecie wypełnionym przez urojenia swojego niespokojnego umysłu. Nie opuszcza już nawet sypialni, a w działaniach najbliższych dostrzega jedynie spiski.

„Żółta tapeta” to niepokojące, zawierające elementy autobiograficzne, pochodzące z 1892 roku opowiadanie dotykające problemu chorób psychicznych i tzw. „baby blues”, zjawiska depresji poporodowej. Charlotte Perkins Gilman zwraca uwagę nie tylko na kwestię bagatelizowania ich przez lekarzy, ale także ograniczenie roli kobiet głównie do macierzyństwa i brak przyzwolenia na realizowanie się zgodnie z własnymi pragnieniami w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn.

"You know the place is doing you good," he said.

Ocena: 7 / 10

http://bookfinity.blogspot.com/

http://bookfinity.blogspot.com/2015/07/002-zota-tapeta-yellow-wallpaper.html

Czy można napisać zajmujące opowiadanie oparte na motywie tapety ściennej?

Choć „Żółta tapeta” może być interpretowana na różne sposoby, zaczyna się dość niewinnie i zwyczajnie – przeżywająca załamanie nerwowe bohaterka przyjeżdża do wiejskiej posiadłości, którą zatroskany mąż – znany i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

http://bookfinity.blogspot.com/

"Submarino - metoda tortur polegająca na przytrzymywaniu głowy człowieka pod wodą, dopóki nie zacznie tonąć". Gdyby ktoś z Was jeszcze się nad tym zastanawiał - nie, to nie jest dobry tytuł na niedzielny relaks z książką. Bengtsson po mistrzowsku tworzy klimat wszechobecnej beznadziejności i brudu, pokazująć świat, z którego można chcieć jedynie uciec. Szare dni wypełnione są brutalnym seksem, narkotykami i nieustanną walką o zaczerpnięcie choć odrobiny powietrza, pochwycenie ulotnej nadziei mogącej dać wyniszczonym bohaterom szansę na lepsze jutro.

W pierwszej części książki zapoznajemy się z historią Nicka, który właśnie wyszedł z więzienia po odsiedzeniu wyroku za ciężkie pobicie. Nie ma własnego dachu nad głową, "tymczasowo" przebywa w obskurnym hostelu opłacanym przez opiekę społeczną. Jego życie upływa w rytmie schadzek z sąsiadką, treningów na siłowni i taniego piwa. Sąsiadką jest Sofia, kobieta chora na samotność, która próbuje przelać na Nicka choć odrobinę swoich problemów. Nick w międzyczasie zostaje samozwańczym mentorem Ivana, brata swojej byłej dziewczyny. Próbuje wprowadzić go w świat płatnego seksu, stopniowo posuwając się do zachowań coraz bardziej wyzutych z moralności. Jakby tego było mało, brat Nicka jest samotnym ojcem sześcioletniego Martina i heroinistą. Choć sam nie zaznał ciepła rodzinnego, stara się zapewnić swojemu synowi możliwie jak najlepszy start, w konsekwencji decydując się na wejście w półświatek dealerów narkotyków.

"Submarino" to precyzyjnie napisana, niezwykle dobitna książka zwracająca uwagę na to, od czego zazwyczaj staramy się odwracać wzrok. Każda z przedstawionych w niej postaci ma swoje traumy, dążenia i grzechy. Bengtsonn uderza w czytelnika z pełną mocą, nie dając mu zapomnieć o wykreowanych przez siebie sytuacjach nawet po zakończeniu lektury. Co zrobilibyśmy, będąc na miejscu brata Nicka? Czy sam Nick zasługuje na miano zwykłego kryminalisty? I jak powinniśmy osądzić Sofię? W "Submarino" nic nie jest czarno-białe, a z każdej kolejnej strony wyziera ogrom ludzkich tragedii, nieszczęść i niespełnionych ambicji.

Bengtsson bezlitośnie wgryza się w umysł czytelnika, jednocześnie serwując mu turpistyczną ucztę na najwyższym poziomie. Mocna, bezkompromisowa i chwytająca za gardło rzecz zmuszająca do refleksji nad własnym (i nie tylko) życiem.

"Nikt z nas nie jest niegroźny. Niektórzy po prostu nie mieli szansy na skrzywdzenie innych."

http://bookfinity.blogspot.com/2015/07/001-submarino-jonas-t-bengtsson.html

http://bookfinity.blogspot.com/

"Submarino - metoda tortur polegająca na przytrzymywaniu głowy człowieka pod wodą, dopóki nie zacznie tonąć". Gdyby ktoś z Was jeszcze się nad tym zastanawiał - nie, to nie jest dobry tytuł na niedzielny relaks z książką. Bengtsson po mistrzowsku tworzy klimat wszechobecnej beznadziejności i brudu, pokazująć świat, z którego można chcieć...

więcej Pokaż mimo to