Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zapadły kąt gdzieś w Polsce, dwie nastolatki, których przyjaźń zostanie wystawiona na przerażającą próbę i kilka dorosłych kobiet zaoranych przez życie, które już zapomniały, że kiedyś miały ambicje i marzyły o lepszym życiu. Tak w skrócie przedstawia się fabuła tej intrygującej powieści, nawiązującej chyba do mistrzów naturalizmu, jak Zola czy u nas Zapolska. Oczywiście autorce brakuje i doświadczenia pisarskiego, i umiejętności warsztatowych, ale stara się chwytać obrazki, migawki z życia polskiej prowincji z reporterską pasją, okraszając je niebanalnym, choć gorzkim humorem. Przypomniały mi się genialne ''Dziewczęta z Nowolipek" chyba przez postacie kilku głównych bohaterek próbujących z mniejszym lub większym powodzeniem wyrwać się z beznadziejnej rzeczywistości, ale radość czytania popsuło mi dziwaczne zakończenie. Czekając z wypiekami na twarzy na słodko - gorzki finał, znalazłam się w pewnym momencie w całkiem innej książce. Przeczytałam ostatnie strony jeszcze raz i jeszcze raz...no, nie, to nie sen. Tak się ten utwór kończy. Właściwie nawet nie wiem jak to określić: halucynacja, koszmarny sen, rzeczywistość równoległa? Szkoda, że autorkę tak poniosło, bo był materiał na całkiem udaną i nieszablonową współczesną prozę. Mimo wszystko warto sięgnąć, bo może inni czytelnicy znajdą w tym zakończeniu jakiś sens.

Zapadły kąt gdzieś w Polsce, dwie nastolatki, których przyjaźń zostanie wystawiona na przerażającą próbę i kilka dorosłych kobiet zaoranych przez życie, które już zapomniały, że kiedyś miały ambicje i marzyły o lepszym życiu. Tak w skrócie przedstawia się fabuła tej intrygującej powieści, nawiązującej chyba do mistrzów naturalizmu, jak Zola czy u nas Zapolska. Oczywiście...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Taki typowy miszmasz naszych czasów. Autor pozbierał trochę opinii na temat pandemii covid-19, dodał kilka własnych refleksji, zmieszał w dość nijaką papkę i rzucił na sklepowe półki w najgorętszym okresie koronaboomu. Widać pośpiech i chaos w pisaniu i kompletowaniu opinii "ekspertów". Jego teksty są banalne i niezbyt odkrywcze. Ja osobiście, nie chwaląc się, doszłam do bardziej błyskotliwych wniosków. "Eksperci" zaś zostali tak dobrani, że sami sobie nawzajem przeczą. Podsumowując: dobrze jest przeczytać tę książkę, ale jeszcze lepiej tego nie zrobić. Nic nie stracicie.

Taki typowy miszmasz naszych czasów. Autor pozbierał trochę opinii na temat pandemii covid-19, dodał kilka własnych refleksji, zmieszał w dość nijaką papkę i rzucił na sklepowe półki w najgorętszym okresie koronaboomu. Widać pośpiech i chaos w pisaniu i kompletowaniu opinii "ekspertów". Jego teksty są banalne i niezbyt odkrywcze. Ja osobiście, nie chwaląc się, doszłam do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczyna się obiecująco: Szczecin (wtedy niemiecki) tuż przed wybuchem I Wojny Światowej, tajemniczy doktor z Ameryki, który potrafi dosłownie wejrzeć w głąb duszy ludzkiej za pomocą specjalnego urządzenia o niezwykłych właściwościach oraz panna z dobrej niemieckiej rodziny, którą romantyczna polskość nieodparcie pociąga, choć sama o tym nie wie. Kiira Fersen rusza z "lekarzem ludzkich dusz", tudzież dziwaczną maszyną na podbój Europy. Ahoj, przygodo! Część mojej rodziny pochodzi z Pomorza, dziadek urodził się w Heinerode (Szychowo), więc tu woda na mój młyn. W dodatku fascynują mnie gryfy i jako mityczne zwierzęta, i jako symbole, więc spodziewałam się duchowej uczty. I po części tak jest, książka naprawdę dobrze zakotwicza, nomen omen, w realiach epoki. Sytuacja polityczna początków XX wieku jest zgrabnie nakreślona, a zarazem autorka dba, żeby to nie był podręcznik historii. Pojawiają się oczywiste pytania o granice ludzkich możliwości i kwestie choćby etyki - w końcu chodzi o czytanie w myślach. Przyjdzie też bohaterom zapłacić cenę za zabawę w Pana Boga. Natomiast rozczarowałam się pod względem przyczyny, dla której sięgnęłam po tę pozycję. Znak gryfa pojawia się na przedostatniej stronie i odnosi się do drugiej części tej historii, jeśli pani Agnieszka Gładzik ją kiedykolwiek napisze. Chwyt marketingowy znakomity, ale z drugiej strony...trochę to jednak podłe.

Zaczyna się obiecująco: Szczecin (wtedy niemiecki) tuż przed wybuchem I Wojny Światowej, tajemniczy doktor z Ameryki, który potrafi dosłownie wejrzeć w głąb duszy ludzkiej za pomocą specjalnego urządzenia o niezwykłych właściwościach oraz panna z dobrej niemieckiej rodziny, którą romantyczna polskość nieodparcie pociąga, choć sama o tym nie wie. Kiira Fersen rusza z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Podobno najlepiej sprzedaje się pomieszanie religii z seksem, bo w tych dwóch rzeczywistościach najczęściej kumulują się nasze lęki, nerwice i frustracje. Nie wiem, nie jestem psychiatrą, wiem tylko, że co za dużo to i świnie...jak mawia ludowe powiedzenie. Komisarz Forst jako postać nawet mi się spodobał, tylko to wymyślanie mu bondowskich przygód, zupełnie nie przystających do polskich realiów, mocno mnie irytowało. Jakby nie musiał walczyć z całym światem też byłby fajny, a zyskałby na wiarygodności.

Podobno najlepiej sprzedaje się pomieszanie religii z seksem, bo w tych dwóch rzeczywistościach najczęściej kumulują się nasze lęki, nerwice i frustracje. Nie wiem, nie jestem psychiatrą, wiem tylko, że co za dużo to i świnie...jak mawia ludowe powiedzenie. Komisarz Forst jako postać nawet mi się spodobał, tylko to wymyślanie mu bondowskich przygód, zupełnie nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Janusza Kaweckiego, jak sam z dumą podkreśla, członka KRRiT, skupia się na obronie "niesłusznie obwinionego" o gromadzenie ogromnych prywatnych funduszy, ojca Tadeusza Rydzyka. Już sama dedykacja "Przewielebnemu Ojcu Dyrektorowi" zapowiada, że próżno tu będzie szukać merytorycznej dyskusji z oponentami. Autor odnosi się, co prawda do zarzutów, ale jego argumenty są wręcz zabawne. Np. pisząc o tajemniczo "znikniętych" pieniądzach ze składek na Społeczny Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej, zauważa, że przecież chcieli je oddać darczyńcom, ale nikt się nie zgłosił. Na pomysł, że można dać je władzom stoczni jakoś głupio nikt nie wpadł. Ojciec Rydzyk składa do różnych sądów różne pozwy o zniesławienie, które są oddalane, bo wredni sędziowie "się uwzięli, a prokuratura jest stronnicza". Jakoś trudno mi uwierzyć, że prokuratura w 2019 roku jest przeciwko ojcu redemptoryście. Zresztą po co od razu pozwy. Wystarczyłoby rzetelne rozliczenie podatkowe wszystkich swoich zbożnych "dzieł" i zamknąłby usta krytykom. I tak dalej, i tak dalej... Prześladowana TV TRWAM, którą oczywiście oglądają miliony telewidzów (zdaniem pana Kaweckiego nawet noworodki), uczelnia dostająca granty na projekty, których realizacji pies z kulawą nogą się nie doczekał. A na końcu sześć stron reklam "dzieł" ojca Tadeusza i każde z nich z kilkoma numerami kont, na które należy wpłacać datki.

Książka Janusza Kaweckiego, jak sam z dumą podkreśla, członka KRRiT, skupia się na obronie "niesłusznie obwinionego" o gromadzenie ogromnych prywatnych funduszy, ojca Tadeusza Rydzyka. Już sama dedykacja "Przewielebnemu Ojcu Dyrektorowi" zapowiada, że próżno tu będzie szukać merytorycznej dyskusji z oponentami. Autor odnosi się, co prawda do zarzutów, ale jego argumenty...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Obejrzałam ostatnio "Białego Oleandra" i przypomniałam sobie, że istnieje książka, na której podstawie powstał, więc sięgnęłam po nią, ale nie...to nie to. Męczyłam się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Tutaj panowie narzekają, że nie ma wznowień, że książka zapomniana. Wiecie co, jak macie sobie przyswoić taki obraz kobiet, jaki jest w tym powieścidle, to lepiej zapomnijcie o jego istnieniu.

Obejrzałam ostatnio "Białego Oleandra" i przypomniałam sobie, że istnieje książka, na której podstawie powstał, więc sięgnęłam po nią, ale nie...to nie to. Męczyłam się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Tutaj panowie narzekają, że nie ma wznowień, że książka zapomniana. Wiecie co, jak macie sobie przyswoić taki obraz kobiet, jaki jest w tym powieścidle, to lepiej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytam tę książkę już po raz któryś i wciąż wspominam jak bardzo się zdziwiłam, kiedy sięgnęłam po nią po raz pierwszy. Miałam w pamięci film Michaela Caton - Jonesa z Liamem Neesonem i Jessicą Lange i oczekiwałam, że głównym bohaterem będzie dzielny szkocki góral walczący z tyranią Anglików. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Protagonista to przedstawiciel najeźdźców, lecz ukazany jako wrażliwy młodzieniec Frank Osbaldystone prześladowany przez wrednego szkockiego kuzyna Rasleigha. Rob Roy, prawie bohater narodowy Szkocji, pląta się gdzieś w barwnym tle tej przygodowej opowieści, ze swoją żoną naśladującą lady Makbet i całą galerią mniej lub bardziej oryginalnych postaci. Obrazuje to pewien konformizm autora, który będąc Szkotem z urodzenia i szanując dziedzictwo swojej Ojczyzny, zbratał się jednak ze zwycięskimi Anglikami i nie chciał ich rozdrażniać. Jest to jednak mimo wszystko kawał dobrej powieści przygodowej, pełnej intryg, napięcia, niespodziewanych zwrotów akcji i urokliwego humoru.

Czytam tę książkę już po raz któryś i wciąż wspominam jak bardzo się zdziwiłam, kiedy sięgnęłam po nią po raz pierwszy. Miałam w pamięci film Michaela Caton - Jonesa z Liamem Neesonem i Jessicą Lange i oczekiwałam, że głównym bohaterem będzie dzielny szkocki góral walczący z tyranią Anglików. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Protagonista to przedstawiciel najeźdźców,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Motyw wzlotu i upadku tytułowej bohaterki tak mnie w 2003 roku zafascynował, że napisałam na jej temat rozprawkę, która niestety nie spodobała się wykładowcy, bo "na teologii powinno się pisać o teologii, a nie literaturze", mimo że temat był dowolny. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią. W beletrystyce znajdziemy nieraz więcej prawd moralnych i wyrażonych bardziej przystępnie, niż w niejednym napuszonym "etycznym" dziele. Kraszewski perfekcyjnie odmalował zgubny wpływ zepsutych i nikczemnych ludzi na cnotliwą, ale żyjącą w odosobnieniu, trochę dziką i nieprzygotowaną do odpierania pokus, kobietę. Zadał pytanie aktualne do dzisiaj. Czy można potępić człowieka, który nie znalazł w swoim otoczeniu ani jednej życzliwej, mądrej osoby, która by go pokierowała na właściwą ścieżkę? Kogo Anna miała za przyjaciela? Męża, który ją zamykał, zamiast poświęcić choć odrobinę uwagi i troski? Fałszywe przyjaciółki, które tylko czyhały, aby zająć jej miejsce u boku króla? Zaklika to bardziej wierne zwierzę niż roztropny mentor, więc naprawdę nie ma o czym mówić. I autor to bardzo starannie udokumentował, pozostawiając ocenę swojej bohaterki czytelnikom.

Motyw wzlotu i upadku tytułowej bohaterki tak mnie w 2003 roku zafascynował, że napisałam na jej temat rozprawkę, która niestety nie spodobała się wykładowcy, bo "na teologii powinno się pisać o teologii, a nie literaturze", mimo że temat był dowolny. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tą opinią. W beletrystyce znajdziemy nieraz więcej prawd moralnych i wyrażonych bardziej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio obejrzałam "Kod Leonarda da Vinci" w telewizji i znowu nie mogłam się przemóc, żeby nie przeskakiwać na inne kanały, choć lubię Toma Hanksa i Audrey Tautou, uwielbiam Jeana Reno i uważam, że dobrze zagrali, ale poziom absurdalności fabuły, który w filmie jest nawet wyższy niż w książce, gdzie skupiałam się na zagadkach i pytaniu co będzie dalej, zwyczajnie mnie pokonał.
Zadałam sobie pytanie jakbym odbierała tę książkę, gdyby nie opowiadała o związku Jezusa Chrystusa z Marią Magdaleną? Na pewno treść jest interesująca, nawet wciągająca, rozdziały krótkie, więc nie nużą. Akcja pędzi do przodu niczym rollercoaster. Może chwilami nawet za bardzo, bo człowiek by się wolał skupić na detalach historycznych, zamiast gnać przed siebie jak dziki osioł.
Ale to chyba celowy zabieg, bo gdy się ma czas na analizę "faktów" zawartych w tym wiekopomnym dziele, to się jednak trochę człowiek dziwi. Dlaczego Sophie Neveu grozi, że przebije kolanem obraz "Madonna w grocie", który jest namalowany na desce, a nie płótnie, więc chyba raczej piłą by go należało potraktować? Albo z ilu elementów jest zbudowana Piramida Luwru? Albo dlaczego Langdon, Teabing i reszta towarzystwa, traktują "Ostatnią Wieczerzę" jakby to była relacja naocznego świadka ostatniego posiłku Jezusa z uczniami, a nie artystyczna interpretacja malarza, który żył półtora tysiąca lat później. Czemu się tym sugerować? Jakbym była złośliwa, to bym powiedziała, że dlatego, że mają go u siebie Dominikanie, a katolikom zawsze trzeba przykopać. No miał pecha Leonardo, bo gdyby posunął się w artystycznej interpretacji tak daleko jak np. Caravaggio, to by dostał ochrzan od papieża i mógłby sobie co najwyżej swój bluźnierczy fresk położyć nad łóżkiem w buduarze Salaia. A tu grzecznie dał im czego chcieli i masz, wszystkie jego sekretne znaki przechowały się do czasów współczesnych, gdyż oczywiście żaden z pobożnych braciszków, nawet sam przeor nie wpadł na to, że sekret, za który wyrzynały się i ginęły te wszystkie tajne organizacje mają nomen omen na talerzu!
Lubię rozkoszne absurdy, nawet w książkach rzekomo opierających się na faktach, ale tu jest ich za wiele. Kiedy Teabing mówi, że Biblia to historyczny zapis burzliwych czasów, coś we mnie skowycze, bo uświadamiam sobie, że ten ceniony profesor i kopalnia wiedzy wszelakiej, jest zwyczajnym ignorantem. I, że Biblii nie miał nigdy w ręku. Bo akurat ściśle historycznych ksiąg jest w Piśmie Świętym niewiele. Może dwie Machabejskie, dwie Kronik, miejscami Królewskie i coś z Tory by się wygrzebało, a w Nowym Testamencie Dzieje Apostolskie, choć nieznacznie. A gatunków literackich jest od groma. Pieśni, psalmy, przysłowia, kroniki historyczne, proroctwa, poematy, przypowieści, dzienniki, treny, legendy, hymny. Można by wymieniać bez końca. I co to znaczy "burzliwe czasy"? A spokojnych tam nie było?
Poza tym autor jest po prostu niekonsekwentny. Najpierw poświęca mnóstwo czasu i energii Roberta Langdona i innych książkowych mądrali na zakwestionowanie najpierw istnienia Jezusa Chrystusa (bo Ewangelie kłamią, bo zostały wybrane z powodów politycznych, a nie teologicznych), potem Jego boskości (Zmartwychwstania nie było, bo nikt go nie widział, więc Jezus to tylko charyzmatyczny przywódca religijny, którego mit został wykorzystany przez wyznawców, żeby przejąć władzę w Rzymie), po czym z niezmąconym spokojem powołuje się na te odrzucone i ośmieszone źródła, żeby uwiarygodnić Jego związek z Marią Magdaleną.
Czyli, podsumowując, jest to zgrabne czytadło, umiarkowanie wiarygodne w kwestii faktów historycznych oraz zupełnie niewiarygodne w kwestii faktów religijnych.

Ostatnio obejrzałam "Kod Leonarda da Vinci" w telewizji i znowu nie mogłam się przemóc, żeby nie przeskakiwać na inne kanały, choć lubię Toma Hanksa i Audrey Tautou, uwielbiam Jeana Reno i uważam, że dobrze zagrali, ale poziom absurdalności fabuły, który w filmie jest nawet wyższy niż w książce, gdzie skupiałam się na zagadkach i pytaniu co będzie dalej, zwyczajnie mnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Papież Aleksander VI miał wszystko, mógł mieć też własną, osobistą trucicielkę. Polubiłam tę powieść za jej bezpretensjonalność. Jest taka sobie, ale nie usiłuje być niczym więcej, jak tylko zgrabnym czytadłem do pociągu lub poczekalni na lotnisku, a bohaterka po prostu próbuje przetrwać w skrajnie nieprzyjaznym (zwłaszcza kobietom) środowisku.

Papież Aleksander VI miał wszystko, mógł mieć też własną, osobistą trucicielkę. Polubiłam tę powieść za jej bezpretensjonalność. Jest taka sobie, ale nie usiłuje być niczym więcej, jak tylko zgrabnym czytadłem do pociągu lub poczekalni na lotnisku, a bohaterka po prostu próbuje przetrwać w skrajnie nieprzyjaznym (zwłaszcza kobietom) środowisku.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O pracy nowojorskiej giełdy z tego misterium samouwielbienia autora zbyt wiele się nie dowiedziałam, choć o swoje firmie brokerskiej Stratton Oakmont pisze on bardzo dużo. Głównie jednak skupia się na tym jaki to z niego geniusz strategii i szachraj wszechczasów, że udało mu się tego czy owego naciągnąć na grube miliony i posłać do rynsztoka. To, że czyta się tę książkę z prawdziwą przyjemnością, wynika pewnie stąd, że nie potrafimy się nadziwić jakim cudem taki pajac zdołał okantować mądrzejszych od siebie. I zarobić na jacht, ferrari, rezydencję w dzielnicy nowobogackich, tudzież złotą deskę sedesową. Humor jest tu na wagę złota, co po mistrzowsku wydobył Leonardo di Caprio, kreując postać Jordana Belforta w ekranizacji "Wilka Wall Street". Reszta to tylko niesmaczne wynurzenia zadufanego w sobie dupka, który - co jest typowo amerykańską, nieznośną manierą - nie potrafi się powstrzymać od rejestrowania swego życia z najdrobniejszymi detalami, nawet takimi jak czynności fizjologiczne.

O pracy nowojorskiej giełdy z tego misterium samouwielbienia autora zbyt wiele się nie dowiedziałam, choć o swoje firmie brokerskiej Stratton Oakmont pisze on bardzo dużo. Głównie jednak skupia się na tym jaki to z niego geniusz strategii i szachraj wszechczasów, że udało mu się tego czy owego naciągnąć na grube miliony i posłać do rynsztoka. To, że czyta się tę książkę z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czarne nenufary. Czy takie istnieją w naturze? Jak mogą wyglądać? Czy Monet faktycznie je namalował? Mała dziewczynka próbuje znaleźć odpowiedzi na te pytania w urokliwym francuskim miasteczku Giverny. Sama jest utalentowaną malarką, spieszy się by oddać pracę na konkurs organizowany przez jej szkołę. Ten konkurs to szansa Fanette (bo takie nosi imię) by wyrwać się z prowincjonalnej dziury i zaistnieć w wielkim świecie. A tymczasem wydarza się zbrodnia, potem jeszcze kilka innych i Fanette przestaje szukać mroku w dziełach Moneta, bo odnajduje go wystarczająco wiele w swoim życiu.
Większość czytelników tej książki zwraca uwagę na zaskakujące zakończenie, które dla mnie było do przewidzenia, ale tylko dlatego, że sobie wcześniej zapisałam kilka możliwych scenariuszy i to był jeden z nich. Romans też mi się wydał banalny, choć przystojny, błyskotliwy inspektor pewnie i mnie by zauroczył. Ale dziewczynki żal, bo mogłaby swój talent wykorzystać do radowania oczu i uzdrawiania dusz, a na skutek splotu nieszczęśliwych okoliczności zmuszona jest go "zakopać".

Czarne nenufary. Czy takie istnieją w naturze? Jak mogą wyglądać? Czy Monet faktycznie je namalował? Mała dziewczynka próbuje znaleźć odpowiedzi na te pytania w urokliwym francuskim miasteczku Giverny. Sama jest utalentowaną malarką, spieszy się by oddać pracę na konkurs organizowany przez jej szkołę. Ten konkurs to szansa Fanette (bo takie nosi imię) by wyrwać się z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako magister teologii stwierdzam, że tę książkę napisano chyba po to, żeby wkurzyć ludzi prawdziwie wierzących, choć autor upiera się, że miał szczytny cel przyczynienia się do rehabilitacji Pryscyliana. Kim był Pryscylian? Przywódcą religijnym z z IV wieku, oskarżonym o uprawianie magii, tajemne obrzędy nago przy udziale nagich kobiet, z którymi potem spółkował oraz nadmierną ascezę prowadzącą aż do podważania zmartwychwstania Jezusa. I gdyby się nie uparł, że chce być sądzony przez cesarza pewnie zostałby po prostu wyrzucony z Kościoła i utonął w mrokach historii. Niestety cesarz Maksymus skazał go na śmierć, a po siedemnastu wiekach jakiś idiota wyobraził sobie, że skoro Dan Brown zyskał sławę wrzucając kamienie do kościelnego ogródka, to on też tak może. I ugotował zupę z prześladowanego (oczywiście niesłusznie) przez wredną eklezjalną hierarchię, mędrca, dorzucił, bez minimalnego szacunku dla faktów, romans z ówczesną podróżniczką, przyprawił wszystko tandetną ideologią New Age (bo to teraz modne), po czym swoim wiekopomnym dziełem pochwalił się światu, oczekując krociowych zysków na koncie.
"Kod Leonarda da Vinci" miał przynajmniej tę zaletę, że krótkie rozdziały napisane wartkim językiem pochłaniało się w jeden wieczór. Alberto S. Santos męczy nas rozwlekłymi opisami "światłych" przemyśleń głównego bohatera, jego plątania się bez ładu i składu po starożytnej Europie i bliskim Wschodzie, retrospekcji i retrospekcji w retrospekcjach oraz bezwzględnych prześladowań ze strony władz kościelnych, choć do jego śmierci przyczyniła się władza świecka. Nie polecam, chyba, że ktoś naprawdę lubi sobie głowę bzdetami nabijać, w dodatku podanymi w niestrawny, łopatologiczny i nużący sposób.

Jako magister teologii stwierdzam, że tę książkę napisano chyba po to, żeby wkurzyć ludzi prawdziwie wierzących, choć autor upiera się, że miał szczytny cel przyczynienia się do rehabilitacji Pryscyliana. Kim był Pryscylian? Przywódcą religijnym z z IV wieku, oskarżonym o uprawianie magii, tajemne obrzędy nago przy udziale nagich kobiet, z którymi potem spółkował oraz...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdyby to była po prostu saga rodzinna z protagonistką trzymającą się uporczywie jakiejś mrzonki, nawet jeśli przez to rozwala sobie całe życie,jeszcze bym przebolała, bo Sarita Mandanna ma talent do zapierających dech w piersiach opisów i snucia ciekawych opowieści, choć może trochę zbyt przygnębiających. Ale autorka uparła się postawić diagnozę społeczną, wedle której całym złem tego świata i przekleństwem bohaterów jest biały człowiek.
Biali przynoszą ze sobą wszystkie plagi, jakie tylko może pomieścić to epokowe dzieło: zanieczyszczenie środowiska, choroby, zboczenia, głód, wojnę, itd. Już pomijam scenę z wiewiórką, którą oczywiście morduje biały degenerat. Ja rozumiem, że Hindusi mogą mieć wiele za złe brytyjskim kolonizatorom, którzy ich gnębili przez niemal stulecie, ale chyba zapomniała, albo nie doczytała, że biali to nie tylko Anglicy.
A tu pani Mandanna jest o krok od stwierdzenia, że gdyby nie ci jaśniejsi, to by wszystko było pięknie: Dewi wyszłaby za Maću, żyliby razem długie lata w szczęściu i zdrowiu, Deewanna nigdy by się nie poważył dotknąć swojej księżniczki, wielbiąc ją jedynie z daleka...no, cud, miód i orzeszki. A tak, nawet się głupek porządnie zabić nie umiał, żeby zejść Dewi z drogi do spełnienia jej egoistycznych zachcianek, bo użył broni białego człowieka, która oczywiście, jak wszystko, co białego człowieka, była do d...

Gdyby to była po prostu saga rodzinna z protagonistką trzymającą się uporczywie jakiejś mrzonki, nawet jeśli przez to rozwala sobie całe życie,jeszcze bym przebolała, bo Sarita Mandanna ma talent do zapierających dech w piersiach opisów i snucia ciekawych opowieści, choć może trochę zbyt przygnębiających. Ale autorka uparła się postawić diagnozę społeczną, wedle której...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Delia się dobrze bawi, dręcząc Charlottę, która sama nieopatrznie weszła jej w szpony. To prawdziwa diablica, a taka wydawałoby się miła i słodka.Los się naprawdę do niej uśmiechnął. Nie dość, że ma beztroskie i wygodne życie (nawet pewną niezależność finansową) to jeszcze może pognębić osobę, która wzięła porzuconego przez nią mężczyznę. Czytam "Starą pannę" trochę jak thriller psychologiczny, bo takich słodkich koteczek o futerku z aksamitu i pazurach jak brzytwa mam w otoczeniu całe tabuny.

Delia się dobrze bawi, dręcząc Charlottę, która sama nieopatrznie weszła jej w szpony. To prawdziwa diablica, a taka wydawałoby się miła i słodka.Los się naprawdę do niej uśmiechnął. Nie dość, że ma beztroskie i wygodne życie (nawet pewną niezależność finansową) to jeszcze może pognębić osobę, która wzięła porzuconego przez nią mężczyznę. Czytam "Starą pannę"...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka nudnawa i przewidywalna, mocno się zestarzała, ale ma ten plus, iż zainspirowała szereg o wiele lepszych i bardziej przerażających dzieł, nie tylko film "Rebeka" Alfreda Hichcocka, ale na przykład bardzo klimatyczną i budzącą dreszcz grozy telenowelę "Manuela".

Książka nudnawa i przewidywalna, mocno się zestarzała, ale ma ten plus, iż zainspirowała szereg o wiele lepszych i bardziej przerażających dzieł, nie tylko film "Rebeka" Alfreda Hichcocka, ale na przykład bardzo klimatyczną i budzącą dreszcz grozy telenowelę "Manuela".

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W plątaninie wątków można się zgubić, ale ta prowansalska historia inspirowana bardzo mocno "Rebeką" Daphne du Maurier i "Wichrowymi wzgórzami" Emily Bronte ma w sobie pewien potencjał, choć zgadzam się, że nie do końca wykorzystany. Wśród opinii, które dotąd przeczytałam panuje zgoda, że nie widać nawiązań do WW. Jak to nie? Pierre Lincel to wręcz wykapany Heathcliff ze swoją mentalnością typu: "Nie znam cię, ale cię nienawidzę i muszę zrobić ci krzywdę". Fakt, że Emily Bronte potrafiła temu bohaterowi nadać ludzki wymiar i spowić go w aurę tajemniczości, nie oznacza, że był aniołem.
Ja to widzę tak: pani Lawrenson zadała sobie pytanie co by było gdyby Rebecca de Winter, którą własny kochający mąż nazwał diabłem, była trochę bardziej ludzka, a Heathcliff trochę mniej? Książka "Latarnia" jest jej próbą odpowiedzi na takie pytanie. Czasami bardziej, czasami mniej udaną, ale bez wątpienia interesującą.

W plątaninie wątków można się zgubić, ale ta prowansalska historia inspirowana bardzo mocno "Rebeką" Daphne du Maurier i "Wichrowymi wzgórzami" Emily Bronte ma w sobie pewien potencjał, choć zgadzam się, że nie do końca wykorzystany. Wśród opinii, które dotąd przeczytałam panuje zgoda, że nie widać nawiązań do WW. Jak to nie? Pierre Lincel to wręcz wykapany Heathcliff ze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tyle się już napisało o fatalnie przetłumaczonych angielskich tytułach, czy to książek czy filmów,a ja w przypadku powieści pani Riley, padłam ofiarą odwrotnego zjawiska. Tajemnice i w dodatku zamek... Już sobie wyobrażałam ogrom tych sekretów: ukryte przejścia, zapomniane skarby, wskazówki prowadzące do celu, listy, pamiętniki, klucze do ogrodów, studnie skrywające szkielety, a być może nawet duchy i zjawiska nadprzyrodzone. Opis na okładce, zapowiadający dwa plany czasowe, jeszcze mnie w tym oczekiwaniu utwierdził. Tymczasem...dostałam w podarunku od Lucindy wojenny harlequin z "niezapomnianymi" postaciami dobrego i złego nazisty. Tak! Zdaniem autorki dobrzy naziści istnieli w czasie II Wojny Światowej. Nad Emilią, której ja osobiście nie zapisałabym w spadku nawet pudła na kapelusze, mniejsza, że jest moją jedyną dziedziczką, nie będę się już pastwić. A wystarczyło przetłumaczyć jako "Światło za oknem" i książka zostałaby w sklepie.

Tyle się już napisało o fatalnie przetłumaczonych angielskich tytułach, czy to książek czy filmów,a ja w przypadku powieści pani Riley, padłam ofiarą odwrotnego zjawiska. Tajemnice i w dodatku zamek... Już sobie wyobrażałam ogrom tych sekretów: ukryte przejścia, zapomniane skarby, wskazówki prowadzące do celu, listy, pamiętniki, klucze do ogrodów, studnie skrywające...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zakończenie jest naprawdę wstrząsające i dla niego warto przebrnąć te kilkadziesiąt stron irytujących powtórzeń oraz banalnych spostrzeżeń autora. Zresztą w tym szaleństwie jest metoda. Zdawało mi się, że - pomimo znużenia - czytałam uważnie i wnikliwie,a potem wróciłam do tych fragmentów, które bezpośrednio wiązały się z finałową konfrontacją i zobaczyłam jak wiele mi umknęło.

Zakończenie jest naprawdę wstrząsające i dla niego warto przebrnąć te kilkadziesiąt stron irytujących powtórzeń oraz banalnych spostrzeżeń autora. Zresztą w tym szaleństwie jest metoda. Zdawało mi się, że - pomimo znużenia - czytałam uważnie i wnikliwie,a potem wróciłam do tych fragmentów, które bezpośrednio wiązały się z finałową konfrontacją i zobaczyłam jak wiele mi umknęło.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabuła tej książki jest genialnie prosta: czterech nastolatków: "Ciamcia", "Słaby", "Pędzel" i Zasępa (który, nie wiedzieć czemu, jako jedyny nie ma ksywki) podpada nauczycielom z powodu swego nieuctwa, co samo w sobie nie byłoby takim dramatem, ale uczęszczają do tzw. szkoły z tradycjami i ich rażąca ignorancja powoduje, że uciskani są także inni uczniowie. Dostają zatem ultimatum - albo w ciągu miesiąca "coś z tym zrobią", albo szkolna Święta Inkwizycja przywróci spokój siłą (bynajmniej nie intelektu). Bohaterowie nie mają innego wyjścia, jak tylko kupić SPOSÓB na któregoś nauczyciela, a że pieniędzy mają niewiele, starcza im jedynie na safandułę Tymoteusza Misiaka zwanego "Alcybiadesem".
To jedna z tych książek, które się nie starzeją i nawet czytając ją po raz kolejny po wielu latach, odkąd sama opuściłam szkolne mury, w niektórych momentach zdrowo się uśmiałam. Ale przy okazji odkryłam, że prócz błyskotliwej narracji i świetnego humoru, powieść zawiera także szereg uniwersalnych prawd o życiu, które nigdy nie tracą na aktualności. Na przykład:
- Musisz się, bracie, nauczyć znosić takich typów,jak Kicki.
- Po co?
- Nie zawsze można od razu uruchomić pięści i nie do wszystkiego można dojść przez pięści. Grunt to zimna krew. (...)
Po prostu perełka. I takich perełek jest o wiele więcej.

Fabuła tej książki jest genialnie prosta: czterech nastolatków: "Ciamcia", "Słaby", "Pędzel" i Zasępa (który, nie wiedzieć czemu, jako jedyny nie ma ksywki) podpada nauczycielom z powodu swego nieuctwa, co samo w sobie nie byłoby takim dramatem, ale uczęszczają do tzw. szkoły z tradycjami i ich rażąca ignorancja powoduje, że uciskani są także inni uczniowie. Dostają zatem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to