Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Obiema rękami podpisuję się pod opinią Moniki - nic więcej nie ma do dodania.

Poza może tym, że bardziej emocjonalne bywają instrukcje obsługi do blenderów wszelakiej maści.

Chciałam onegdaj sięgnąć do innych pozycji Littella, a teraz już nie mam takiej pewności...

Obiema rękami podpisuję się pod opinią Moniki - nic więcej nie ma do dodania.

Poza może tym, że bardziej emocjonalne bywają instrukcje obsługi do blenderów wszelakiej maści.

Chciałam onegdaj sięgnąć do innych pozycji Littella, a teraz już nie mam takiej pewności...

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

ze smutkiem przyznaję, że jednak połączenie wojny i miłości to zupełnie nie moje klimaty – a tu mamy jak na złość jednego faceta i aż trzy miłości (w porywach do pięciu). no i wojnę oczywiście, a właściwie jej początki.

byłabym jednak głęboko niesprawiedliwa, gdyby mi choć przez myśl przeszło wyartykułować analogię do „Róży na chodniku”, mimo, że akcja toczy się w dość podobnych okolicznościach, a bohaterów łączą podobne losy.
główną postać opowieści, Edwarda – polskiego korespondenta – poznajemy wiosną w Lublanie, w okresie poprzedzającym secesję Słowenii i Chorwacji w 1991 roku. atmosfera gęstnieje w miarę narastania niepodległościowych dążeń wśród Słoweńców, mających masę pomysłów na „wolność” i znacznie mniej „na potem”. dzień po dniu zanurzamy się w wątpliwości dopadające tych co bardziej sceptycznych i jednocześnie dajemy się porwać entuzjastom zmian.
w tle rozwija się konflikt, najpierw ten krótkotrwały w Słowenii, a później normalna wojna w Chorwacji, w których Edward czynnie uczestniczy z różnymi grupami międzynarodowych korespondentów. jednak akcja toczy się na tyle powoli, że mamy czas ogarnąć zarówno okoliczności jak i sercowe rozterki Edwarda. a ponieważ tych ostatnich jest niemało, więc ich liczbę na początku podałam zupełnie orientacyjnie. co bardziej wnikliwi czytelnicy na pewno naliczą więcej.

mimo drobnych zastrzeżeń wyrażonych na początku, tę książkę, choć może bez fajerwerków, zwyczajnie daje się przeczytać

ze smutkiem przyznaję, że jednak połączenie wojny i miłości to zupełnie nie moje klimaty – a tu mamy jak na złość jednego faceta i aż trzy miłości (w porywach do pięciu). no i wojnę oczywiście, a właściwie jej początki.

byłabym jednak głęboko niesprawiedliwa, gdyby mi choć przez myśl przeszło wyartykułować analogię do „Róży na chodniku”, mimo, że akcja toczy się w dość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

moje dwa słowa o tej książce będą właściwie odpowiedzią na zawartość słowa wstępnego autorstwa Pana Dawida Warszawskiego, który – w dużym skrócie – w tymże słowie próbuje ostrzec czytelnika, że droga przez książkę będzie pełna ostrych wiraży i wybojów. różnego rodzaju i w wielu aspektach. dodatkowo, co mnie szczególnie dotknęło, Pan Warszawski niejako przeprasza w imieniu Autora, że ten bywa momentami nieokrzesany, szorstki i niemiły dla czytelnika, że padają gorzkie słowa, że Autor macha z politowaniem ręką nad ignorancją czytelnika, który nie ma prawa rozumieć, co świat traci tracąc Sarajewo.

Panie Dawidzie, po co Pan to robi? ja nie mam nic przeciwko temu, żeby być w ten sposób traktowana. przecież to ja ustami setek reporterów zadaję Autorowi wciąż to samo pytanie – czy nie marznie srogą zimą w mieszkaniu bez szyb i jak sobie daje radę stojąc codziennie z kanisterkiem w niekończących się kolejkach po wodę. rozumiem w pełni irytację Autora i usilne próby zwekslowania tematu z kwestii bytowych na egzystencjalne. pełna zgoda, rozmawiajmy o tym – to jemu podobne intelektualne elity dwóch co najmniej narodów ziejąc bez opamiętania ogniem nacjonalizmu były praprzyczyną tego, że znajduje się wraz z współobywatelami w takiej a nie innej sytuacji.

to nie ja i nie Pan stojąc przed swoim starym domem w Marindvorze i śledząc wzrokiem wyrwy pociskach nagle dostrzegamy, że „…attykowe zwieńczenie zdobią głowy z palonej gliny, że fasadę upiększono półkolumnami między poszczególnymi mieszkaniami, że każde piętro ma swój własny, odrębny rodzaj okien…”. to nie Pan i nie ja kaleczymy sobie palce usuwając z ram okiennych resztki szkła, żeby przypadkowy powiew wiatru nie dopełnił losu niedoszłej ofiary artylerii lub snajpera.

jakiż musiał być poziom desperacji Sarajewian, żeby powstał dowcip, że „…najistotniejszą różnicą między Oświęcimiem a Sarajewem jest to, iż w Oświęcimiu był gaz…”. i co? tym też mam się czuć urażona? i w czyim niby imieniu? swoim? czyimkolwiek innym? dlaczego? przecież tylko przypadkiem to nie moje miasto podzieliło los Sarajewa.

jednym słowem Pana wstęp, Panie Dawidzie, jest całkowicie zbędny

moje dwa słowa o tej książce będą właściwie odpowiedzią na zawartość słowa wstępnego autorstwa Pana Dawida Warszawskiego, który – w dużym skrócie – w tymże słowie próbuje ostrzec czytelnika, że droga przez książkę będzie pełna ostrych wiraży i wybojów. różnego rodzaju i w wielu aspektach. dodatkowo, co mnie szczególnie dotknęło, Pan Warszawski niejako przeprasza w imieniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

najostrzejszym z możliwych ceramicznym nożem – tnie nawet powietrze – skrupulatnie zabieram się za rozcinanie, próbując dobrać się do ukrytych treści (no, to mi się znowu egzemplarz trafił!). rozcinam zaledwie połowę i biorę się za lekturę.

po trzeciej stronie przecieram okulary, po piętnastej stronie powtarzam czynność – tym razem jednak nie mam wątpliwości – trzeci raz czytam to samo!

na okładce z tyłu stoi jak byk napisane: LIBERATURA – gatunek literacki, w którym tekst i materialna forma książki (łac. liber) stanowią integralną całość. Wszystkie elementy tak pojętego dzieła (WTF?? – to już ja) są podporządkowane wizji autorskiej. Koncepcję liberatury wprowadził w 1999 roku Zenon Fajfer. Seria prezentuje współczesnych twórców liberatury oraz prekursorów tego zjawiska.

no, nareszcie rozumiem o co chodziło z tym nożem. nadal jednak nie zbliżyłam się ani trochę do zrozumienia zawartości. dalej więc uparcie brnę w rozcinanie. gdyby przypadkiem ręka mi się omsknęła i trafiłabym w żyłę, śledczy mieliby łatwe zadanie. w jednym miejscu byłby sprawca, narzędzie i przede wszystkim motyw!

hamuję z piskiem i zawracam

panowie „Liberatorzy”, przestańcie pić, albo zacznijcie pić. któraś z tych opcji powinna pomóc

najostrzejszym z możliwych ceramicznym nożem – tnie nawet powietrze – skrupulatnie zabieram się za rozcinanie, próbując dobrać się do ukrytych treści (no, to mi się znowu egzemplarz trafił!). rozcinam zaledwie połowę i biorę się za lekturę.

po trzeciej stronie przecieram okulary, po piętnastej stronie powtarzam czynność – tym razem jednak nie mam wątpliwości – trzeci raz...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bałkany w XX i XXI wieku. Historia - polityka - kultura Szymon Sochacki, Hubert Stys
Ocena 7,0
Bałkany w XX i... Szymon Sochacki, Hu...

Na półkach: , , ,

uwielbiam wprost takie kompilacje materiałów powstałych jako efekt różnego rodzaju konferencji, spotkań, sympozjów. jest to tematycznie absolutna esencja wszystkiego tego, czego chcę się dowiedzieć nie spędzając długich godzin w archiwach, bibliotekach i nie zszywając z miliona części w miarę sensownej całości.

dlatego zawsze kiedy trafi się okazja, natychmiast obkładam się takimi pozycjami z co najmniej trzech względów – po pierwsze jak wyżej, po drugie zwykle zawierają masę przypisów i odwołań do publikacji, które muszę przeczytać, jeśli zagadnienie wymaga dalszego drążenia albo zwyczajnie mnie zainteresuje, i po trzecie wreszcie warto czasem skonfrontować własne oceny z opiniami ludzi zawodowo zajmującymi się daną tematyką, ponieważ zwracają oni często uwagę na aspekty, których samemu z różnych względów nie sposób dostrzec.

po tej lekturze na przykład pędzę od razu „odkurzyć” znów Vedranę Rudan, a i na kozy też będę patrzeć zupełnie inaczej…

Panie Szymonie, wielkie dzięki za udostępnienie mi tej i innych publikacji

uwielbiam wprost takie kompilacje materiałów powstałych jako efekt różnego rodzaju konferencji, spotkań, sympozjów. jest to tematycznie absolutna esencja wszystkiego tego, czego chcę się dowiedzieć nie spędzając długich godzin w archiwach, bibliotekach i nie zszywając z miliona części w miarę sensownej całości.

dlatego zawsze kiedy trafi się okazja, natychmiast obkładam...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Podróż przez Jugosławię czasu wojny Marcin Kowalczyk, Maciej Maciejewski
Ocena 7,3
Podróż przez J... Marcin Kowalczyk, M...

Na półkach: , , ,

już od pierwszych rozdziałów, widząc w jakim kierunku zmierza fabuła, zaczęłam się zastanawiać, czy ta książka w ogóle powinna była powstać. może i powinna była – ale na tamtym etapie było na nią grubo za wcześnie, zarówno pod względem umiejętności „pisania reportażu” przez naszych dziennikarzy, jak i ich własnych pseudofilozoficznych przemyśleń i ocen, od których na nieszczęście roi się w najmniej oczekiwanych i stosownych momentach. przypuszczam, że tuż po tym kiedy wojna została niejako „podsumowana”, udziałem autorów stał się permanentny stan zawstydzenia na myśl o tym, że kiedykolwiek ujrzały one światło dzienne.

podzieliłam książkę na dwie nierówne części. pierwsza, niestety większa część jest kompletnie niepotrzebna – panowie przepalają benzynę w tę i we wtę w poszukiwaniu tematów, które nie nadchodzą, a zamiast nich dostajemy właśnie wspomniane opinie i przemyślenia, z których najmniej rozsądne są chyba te, w których autorzy wielokrotnie podkreślają przyjazne nastawienie strony chorwackiej do zagranicznych obserwatorów tego konfliktu, w tym dla dziennikarzy, podczas gdy strona serbska poluje na prasę niczym na kaczki. jeśli większość ówczesnych przedstawicieli prasy tak myślała i tak tendencyjnie przedstawiała obraz tego konfliktu, jednoznacznie przypisując wszystko co złe Serbom, wówczas w ogóle nie dziwi los, który stał się udziałem autorów w części drugiej.

w drugiej części panowie autorzy udają się na „terytorium wroga” do Serbskiej Krajiny (bo do tej pory byli na terytorium przyjaznym!) i nareszcie doświadczają na własnej skórze tego bardziej prawdziwego oblicza wojny, kiedy fałszywe i absurdalne oskarżenia i czyjeś autorytarne osądy zastępują prawdę obiektywną, a strach o własne życie wypełnia każdą minutę długiego oczekiwania.

jednym z nielicznych jasnych punktów tej publikacji jest smutna i nareszcie trafna konstatacja, że strach nie jest największy pod gradem kul czy w obliczu bombardowania, ale wtedy, kiedy człowiek pewnego spokojnego, upalnego popołudnia zastanawia się już nawet nie czy, ale kiedy i w jaki sposób umrze.

niemniej jeden jasny punkt to stanowczo za mało, chyba lepiej byłoby, gdyby panowie poprzestali na krótkich relacjach prasowych. i zdecydowanie mniej oceniali...

już od pierwszych rozdziałów, widząc w jakim kierunku zmierza fabuła, zaczęłam się zastanawiać, czy ta książka w ogóle powinna była powstać. może i powinna była – ale na tamtym etapie było na nią grubo za wcześnie, zarówno pod względem umiejętności „pisania reportażu” przez naszych dziennikarzy, jak i ich własnych pseudofilozoficznych przemyśleń i ocen, od których na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Macedonia i Medycyna Ryszard Bilski, Emilia Kotewska-Avramčeva
Ocena 4,5
Macedonia i Me... Ryszard Bilski, Emi...

Na półkach: , , ,

„Macedonia i Medycyna” to bardzo specyficzna książka. Niespecjalnie lubię określenie „specyficzny”, ale w tym wypadku będzie ono jak najbardziej na miejscu, ponieważ książka nie daje się zaklasyfikować do jakiegokolwiek gatunku. A mimo to, a może właśnie dlatego jest dość ciekawa. Nie wiemy zupełnie czy na kolejnej kartce trafimy na fragment reportażu, autobiografii współautorki i jej rodziny, czy może dla odmiany wylosujemy mini przewodnik po wyjątkowych miejscach i smakach Macedonii…

Ale od początku – myślę, że pierwotnym zamiarem autorów było skupienie się na macedońskich korzeniach i niezwykłych dziejach imigracyjnych rodziny Pani Emilii – współautorki, której ojciec – Macedończyk Egejski, jako młody człowiek z partyzanckim życiorysem, w środku greckiej zawieruchy po drugiej wojnie światowej, po licznych prześladowaniach i z wiszącym nad nim wyrokiem śmierci (który nieuchronnie zostałby wykonany w razie ujęcia w kraju) jakimś cudem zdołał dostać się na statek z ocalałymi partyzantami greckimi i macedońskimi i dotarł do Polski.

Ten pierwotny zamiar, zapewne z uwagi na wielość wątków, które pojawiały się w trakcie powstawania książki, nie do końca się powiódł. Ale to dobrze, bo w ten sposób książka przybliża niewtajemniczonemu czytelnikowi poplątane losy Macedonii (kraju) i Macedonii (regionu), które po formalnie zakończonej II wojnie światowej, dalej trwały w stanie wojny, nawet bardziej krwawej i bratobójczej.

I tu, uwaga! ciekawostka. Pierwszego konia z rzędem temu, kto wiedział, że po II wojnie światowej na wyspie Wolin istniał tajny szpital wojskowy, który przyjmował i leczył rannych partyzantów z tamtego regionu. Drugiego konia z rzędem temu, kto wiedział jak wielką rolę odegrała Polska pod koniec lat czterdziestych, przyjmując pod swój dach ocalałych w podobnych okolicznościach zarówno bojowników jak i dzieci z ogarniętej wojną domową Grecji oraz jak wielu z uchodźców zostało później półoficjalnie zasymilowanych z naszym społeczeństwem, mimo licznych również półoficjalnych sprzeciwów władz greckich.

W międzyczasie w fabułę tej niezbyt obszernej książki wplecione zostają wątki kariery lekarskiej Pani Emilii w Polsce, dowiadujemy się również sporo o działalności Towarzystwa Polsko-Macedońskiego, poznajemy ciekawe zakątki Macedonii i możemy nawet spróbować macedońskiego burka przyrządzonego na milion sposobów.

Naprawdę specyficzny „patchwork”.

„Macedonia i Medycyna” to bardzo specyficzna książka. Niespecjalnie lubię określenie „specyficzny”, ale w tym wypadku będzie ono jak najbardziej na miejscu, ponieważ książka nie daje się zaklasyfikować do jakiegokolwiek gatunku. A mimo to, a może właśnie dlatego jest dość ciekawa. Nie wiemy zupełnie czy na kolejnej kartce trafimy na fragment reportażu, autobiografii...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wkurza was hałas w mojej głowie? Rockowe wspomnienia David Dalton, Steven Tyler
Ocena 7,6
Wkurza was hał... David Dalton, Steve...

Na półkach: , ,

A propos hałasu - zupełnie nie wiem, o co tyle hałasu z tą książką!

Zdecydowanie licealne ekscytacje muzykami w normalnym trybie zastąpiła w moim przypadku ekscytacja muzyką. Ufff, dzięki Bogu chyba dorosłam...

To tyle dobrych wiadomości. Złe wiadomości natomiast to forma i treść w jednym - kompletny bełkot nakierowany chyba wyłącznie na amerykańskiego odbiorcę, który wokół samej intonacji słowa "fuck" jest w stanie stworzyć sobie całą historię i życiorys opowiadającego. Ja niestety jestem całkowicie pozbawiona tej umiejętności, czego w sumie nie żałuję, dlatego wpasowując się w konwencję książki muszę stwierdzić, że ten "pierdolnik" zwyczajnie nie nadaje się do czytania.

A nie, jeszcze jedna dobra wiadomość - Stevenie, na szczęście Twoja muzyka przerosła Cię nawet nie o głowę, ale o całego człowieka!

A propos hałasu - zupełnie nie wiem, o co tyle hałasu z tą książką!

Zdecydowanie licealne ekscytacje muzykami w normalnym trybie zastąpiła w moim przypadku ekscytacja muzyką. Ufff, dzięki Bogu chyba dorosłam...

To tyle dobrych wiadomości. Złe wiadomości natomiast to forma i treść w jednym - kompletny bełkot nakierowany chyba wyłącznie na amerykańskiego odbiorcę, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

prawdę powiedziawszy spodziewałam się znacznie więcej po tej pozycji. pewnie podświadomie oczekiwałam, że odnajdę w niej analogie czasu, miejsca i okoliczności, że porwie mnie i wciągnie jak Juli Zeh („Cisza jest dźwiękiem”), że pozwoli mi wszystkiego dotknąć, powąchać i posmakować. tymczasem nic takiego nie miało miejsca, nawet nie było blisko.

może to kwestia męskiego punktu widzenia, a może tego, że autor w gruncie rzeczy podróżował po tamtych terenach w konkretnym misyjno-zawodowym celu, miał do zrealizowania zadania, projekty, ciągle coś się nie udawało albo nie do końca się udawało, piętrzyły się przeszkody, brakowało pieniędzy itd., bywał więc zmęczony, podenerwowany, chaotyczny i pobieżny, tak w działaniach jak w pisaniu.
z drugiej jednak strony przebywał wśród długoletnich znajomych i przyjaciół – o których ostatecznie niczego się nie dowiedziałam, a jestem przekonana, że było o czym napisać.
brakuje temu właśnie chyba tej magicznej otoczki, drobnych dygresji, wycieczek w przeszłość i historii ludzi, którzy się przez książkę przewijają. cała relacja dzieje się w czasie rzeczywistym, dziś się wszyscy urodzili, nie mają żadnych życiorysów i występują jedynie od pierwszej do ostatniej strony.

reasumując, od literata i poety oczekiwałam nieco większej wrażliwości, szerszego spojrzenia, lekkości i tego, że czasem pozwoli czytelnikowi i sobie zwyczajnie „odpłynąć”. tymczasem odnoszę wrażenie, że autor nie dość, że bezustannie kontroluje każdą myśl, która ma ujrzeć światło dziennie, to dodatkowo uczynił z siebie i swoich przemyśleń istotę tej opowieści. co absolutnie nie byłoby niczym nagannym, gdyby w zasięgu wzroku nie było nic ciekawszego. jednak w tym przypadku to stanowczo nie był najlepszy pomysł.

prawdę powiedziawszy spodziewałam się znacznie więcej po tej pozycji. pewnie podświadomie oczekiwałam, że odnajdę w niej analogie czasu, miejsca i okoliczności, że porwie mnie i wciągnie jak Juli Zeh („Cisza jest dźwiękiem”), że pozwoli mi wszystkiego dotknąć, powąchać i posmakować. tymczasem nic takiego nie miało miejsca, nawet nie było blisko.

może to kwestia męskiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

ten stosunkowo krótki zbiór reportaży w odbiorze przypomina album fotograficzny – dostajemy do rąk serię scen, którą autor wypełnia treścią. ale czy aby na pewno tylko autor? gdy patrzymy na fotografię, wypełniamy ją sobie różną treścią w zależności od tego, czy oglądamy zdjęcie z lewej do prawej, czy z dołu do góry. każdy z tych obrazów-historii jest inny w zależności od tego, z czyjej perspektywy będzie oglądany – Serba, Chorwata, Muzułmanina, czy nie daj Boże Jugosłowianina.

idąc tym tropem, czy ja, z perspektywy czytelnika potrafiłabym dziś współczuć gówniarzowi, który żądny wrażeń postanawia zostać snajperem, w efekcie czego dręczony wyrzutami sumienia, koszmarami i obrazami ofiar przestaje spać i na koniec wariuje? otóż NIE. czy potrafiłabym współczuć Muzułmaninowi, który niemalże w przededniu ślubu cichaczem opuszcza Sarajewo, pozostawiając bez słowa wyjaśnienia serbską narzeczoną, potem dzwoni i pisze, przeprasza i płacze, kocha z daleka, a na koniec żeni się z powodu prawa stałego pobytu z mieszkanką bezpiecznego Zachodu? tym bardziej NIE. czy potrafiłabym współczuć kolejnemu snajperowi, który schwytany przez mieszkańców miasta poddany zostaje dwukrotnie powszechnemu prawu ciążenia na odcinku stanowisko strzelnicze – ziemia? w ogóle NIE.

a ONI, tam, w Sarajewie, podczas trwającej prawie 4 lata wycieńczającej walki o przetrwanie i żyjąc w stanie bezustannego zagrożenia, mimo wszystko potrafili…

w zasadzie całą tę opinię można by zastąpić jednym krótkim cytatem z książki: „…w piekle wojny dobrzy ludzie stają się jeszcze lepsi, a ci niedobrzy – jeszcze gorsi…”

ten stosunkowo krótki zbiór reportaży w odbiorze przypomina album fotograficzny – dostajemy do rąk serię scen, którą autor wypełnia treścią. ale czy aby na pewno tylko autor? gdy patrzymy na fotografię, wypełniamy ją sobie różną treścią w zależności od tego, czy oglądamy zdjęcie z lewej do prawej, czy z dołu do góry. każdy z tych obrazów-historii jest inny w zależności od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

zmęczyła mnie ta książka niewyobrażalnie, tak fizycznie jak psychicznie. począwszy od bardzo drobnego druku, poprzez szeroko omawianą tematykę I wojny światowej, która zawsze dla mnie była flagowym przykładem komplikowania już skomplikowanego, a skończywszy na języku, który przywołuje natychmiast obrazy mąk piekielnych na lekcjach historii w liceum. chciałam zwalić na tłumacza, ale się nie da. pozostaje mi jedynie głęboko mu współczuć, że musiał się z tym tekstem męczyć na płaszczyznach, których nawet nie próbuję sobie wyobrażać…

a z tytułowym Sarajewem 99% treści ma mniej więcej tyle samo wspólnego, co rzeczone z wybuchem I wojny światowej – czyli nic.

idę się zresetować "Opowieściami z mchu i paproci..."

zmęczyła mnie ta książka niewyobrażalnie, tak fizycznie jak psychicznie. począwszy od bardzo drobnego druku, poprzez szeroko omawianą tematykę I wojny światowej, która zawsze dla mnie była flagowym przykładem komplikowania już skomplikowanego, a skończywszy na języku, który przywołuje natychmiast obrazy mąk piekielnych na lekcjach historii w liceum. chciałam zwalić na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

właściwie niewiele więcej można napisać ponad to, co już zawiera rozbudowany opis pozycji, a który moim zdaniem jest wyjątkowo trafny i niemal całkowicie wyczerpuje jej merytoryczną zawartość.

od siebie mogę jednak dodać, że wbrew akademickiemu w zamyśle charakterowi książki, jej problematyka podana jest niezwykle przystępnie, mimo, że zawiera ogromną liczbę cytatów i odwołań do publikacji, w oparciu o które autorka buduje swój wywód w tym obszernym i trudnym temacie. przeciwnie, w tym przypadku jest to wręcz zaleta.

szczególnie polecam pozycję wszystkim, którzy chcą się dowiedzieć, dlaczego Chorwaci są tak zwariowani na punkcie swojej tożsamości narodowej i kulturowej, jakie tak naprawdę treści próbuje nam przemycić tak chętnie ostatnio czytany Miljenko Jergović, a także jakich tamtejszych autorów wypada, a jakich wręcz nie powinno się czytać na chorwackich plażach.

Pani Magdo, kawał dobrej roboty!

właściwie niewiele więcej można napisać ponad to, co już zawiera rozbudowany opis pozycji, a który moim zdaniem jest wyjątkowo trafny i niemal całkowicie wyczerpuje jej merytoryczną zawartość.

od siebie mogę jednak dodać, że wbrew akademickiemu w zamyśle charakterowi książki, jej problematyka podana jest niezwykle przystępnie, mimo, że zawiera ogromną liczbę cytatów i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

ODoniemienie mnie wreszcie dostąpiło, więc pozwolę sobie na parę słów wątpliwości, przede wszystkim co do zawartości, ponieważ klęska formy na tle holokaustu treści już nawet nie zwraca uwagi.

i tak – niech mnie ktoś łaskawie pojaśni – ktoś, kto kiedykolwiek zetknął się na jakiejkolwiek płaszczyźnie z Panem Autorem, albo najlepiej mieszka w tej samej klatce schodowej, czy on sobie tę opowiastkę od początku do końca stworzył we własnej głowie i na koniec sam w nią uwierzył, a na co dzień jest miłym, nieśmiałym i cokolwiek nudnawym Panem Kaziem, niemniej z bujną wyobraźnią, zwłaszcza erotyczną??

czy to jest w ogóle możliwe, żeby oprócz wakacyjnych wyjazdów do Jugosławii, Pan Autor kiedykolwiek zmaterializował w pobliżu tego, co tam się w latach 90tych działo, a pisał przez 183 strony O DUPIE??

jak to jest w ogóle możliwe, żeby zdrowy na umyśle człowiek, który spotyka najpierw w Požarevacu Slobodana Miloševicia – JEŚLI W OGÓLE, potem na zgliszczach Vukovaru i w Sarajewie Željka „Arkana” Ražnatovicia – JEŚLI W OGÓLE, a na deser jeszcze w sarajewskim tunelu Aliję Izetbegovicia – JEŚLI W OGÓLE, pisał przez 183 strony O DUPIE??

na Boga, przecież już wokół jednej krótkiej rozmowy z którąkolwiek z tych postaci byłoby dość materiału na książkę! a tymczasem Pan Autor jest – JEŚLI W OGÓLE – świadkiem kiełkowania kariery politycznej młodego Miloševicia, z młodym Ražnatoviciem najpierw w czynie społecznym odbudowuje Jugosławię, a potem we wspomnianych wyżej okolicznościach – JEŚLI W OGÓLE – kilkakrotnie próbuje prowadzić męskie rozmowy „przy wódce“ po tym wszystkim, co już do tamtej pory stało się udziałem tego ostatniego na niwie bezprzykładnego okrucieństwa i zbrodni wojennych. i co robi Pan Autor? uparcie przez 183 strony pisze O DUPIE!

już nie mówię, że rasowy reporter, ale najbardziej skundlony dziennikarzyna wycisnąłby podobne okoliczności jak cytrynę, do ostatniej kropli i zrobił z tego opowieść życia, dlatego otwarcie wątpię w cokolwiek, co Pan Autor serwuje – no, może oprócz rzeczonej DUPY, w nią już nawet uwierzyłam, wykonując w tym miejscu głęboki ukłon w stronę Pani Małżonki Pana Autora.

reasumując, fabuła – do złudzenia przypominająca casus Forresta Gumpa między wielkimi tego świata – to od początku do końca marudzenie starego dziada – oczywiście O DUPIE – który po kilkudziesięciu latach poczuł potrzebę, żeby powspominać swoją wakacyjną miłostkę i kolejny raz poczuć ten dreszczyk emocji, który – JEŚLI W OGÓLE – stał się jego udziałem dawno temu, a najlepiej w towarzystwie nieświadomego niczego, Bogu ducha winnego czytelnika (taki widocznie fetysz).

jak to było? możemy różnić się pięknie? nie w tym przypadku niestety, nie mogę bowiem liczyć na wzajemność

ODoniemienie mnie wreszcie dostąpiło, więc pozwolę sobie na parę słów wątpliwości, przede wszystkim co do zawartości, ponieważ klęska formy na tle holokaustu treści już nawet nie zwraca uwagi.

i tak – niech mnie ktoś łaskawie pojaśni – ktoś, kto kiedykolwiek zetknął się na jakiejkolwiek płaszczyźnie z Panem Autorem, albo najlepiej mieszka w tej samej klatce schodowej, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wiedeń pierwszej połowy dwudziestego wieku widziany oczyma Mile, który służy nam za przewodnika, jest fascynujący, pełen tajemnic i jednocześnie powszechnie znanych faktów historycznych. oprowadzając czytelnika po wybranych zakątkach tego wspaniałego miasta autor równocześnie przemyca swoje nostalgiczne przemyślenia przymusowego imigranta, wyrzuconego - jak wielu jemu podobnych - dożywotnio poza nawias dawnego społeczeństwa i brutalnie wymazanego gumką nacjonalizmów z panteonu literatów jugosłowiańskich. kolejny człowiek bez kraju, bez przyszłości, za to z przeszłością, do której uporczywie powraca, próbując stworzyć sobie chociażby namiastkę dawnego życia. na pierwszy rzut oka nie jest to trudne – Wiedeń wszak pełen jest jego rodaków, którzy podzielili ten sam los, albo wcześniej jako gastarbeiterzy za czasów Tity, przyczyniając się zupełnie anonimowo do rozwoju miasta albo równocześnie z autorem jako azylanci po 1992 roku.

oprócz wątków osobistych opowieść pełna jest smaczków i mało znanych szczegółów z życia barwnych przedstawicieli sztuki, architektury i władzy, którzy swoje życie i poczynania związali z Wiedniem. taka mnogość osobowości zebrana w jednym miejscu i niemalże w jednym czasie stanowi o wyjątkowości tego miejsca wówczas, a dla współczesnego czytelnika może być właściwym początkiem do zgłębienia biografii wspomnianych zaledwie przez autora postaci.

w pewnym sensie można doszukiwać się podobieństw zarówno w kontekście emigracyjnych losów, jak i na płaszczyźnie stylu narracji i postrzegania świata pomiędzy Stojiciem a chociażby Dubravką Ugrešić (pazur i ironia) czy Mirko Kovačem (melancholia). ale to już chyba jest regułą, że ludzie o określonym poziomie wrażliwości podobne okoliczności odbierają i interpretują w podobny sposób. różnica tkwi jedynie w ładunku emocjonalnym i osobistym stopniu pogodzenia z losem.

co mi właśnie przypomniało, że nie mogłam się pogodzić z faktem, że ta naprawdę wyjątkowa wycieczka była taka krótka...

Wiedeń pierwszej połowy dwudziestego wieku widziany oczyma Mile, który służy nam za przewodnika, jest fascynujący, pełen tajemnic i jednocześnie powszechnie znanych faktów historycznych. oprowadzając czytelnika po wybranych zakątkach tego wspaniałego miasta autor równocześnie przemyca swoje nostalgiczne przemyślenia przymusowego imigranta, wyrzuconego - jak wielu jemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

opowieść zaczyna się nieźle – głównego bohatera i jednocześnie narratora poznajemy przykutego kajdankami do łóżka w belgradzkim szpitalu, z raną postrzałową głowy, w której dodatkowo tkwi jeszcze pocisk. wokoło kłębią się naprzemian lub równolegle lekarze, pielęgniarki, sędzia śledczy i wreszcie obrońca. okazuje się, że Raszy – bo tak ma na imię bohater – nie powiódł się do końca zamiar podwójnego samobójstwa, skutkiem czego staje się oskarżonym o morderstwo wywodzącej się ze znanej i cieszącej się powszechnym szacunkiem lekarskiej rodziny młodziutkiej Tisy…

Raszy nie sposób nie pokochać od pierwszych akapitów. dlatego, że jest prawdziwy! mimo, że zrodził się w głowie kobiety, jest mężczyzną „swoich czasów” z krwi i kości, cokolwiek bezwolnym, zagubionym, niesionym prądem przypadków i wydarzeń, na które we własnym przekonaniu nie do końca ma wpływ oraz namiętności, do których być może nie ma prawa…
szpitalna teraźniejszość odsłania jego czarny humor doprawiony dodatkowo potężną dawką autoironii, pomimo niewesołych okoliczności, w których się znajduje.

w dalszej części autorka powoli tworzy portret psychologiczny Raszy na tle wydarzeń, które doprowadziły go do punktu, w którym go poznajemy. dość znamienna jest scena, w której młody Rasza w dniu przybycia do Belgradu, bez grosza przy duszy, za to z cokolwiek przyciężkim bagażem oczekiwań rodziny, spotyka w parku prostytutkę. zapytana przez niego dlaczego wybrała takie życie odpowiada: czy myślisz, że człowiek cokolwiek wybiera, ty ośle z prowincji? naprawdę tak myślisz?
i właściwie według tego modelu toczy się cała akcja powieści – przypadkowa praca, przypadkowe małżeństwo, przypadkowi znajomi, przypadkowy pistolet, a nawet i Tisa…

pewnie można by powiedzieć, że Grozdana w swojej opowieści nie zawarła nic odkrywczego, że to wszystko już było. i to jest prawda. niemniej ta właśnie historia osadzona w realiach ex-Jugo wydaje mi się jednak dość wyjątkowa. nie ma w niej postaci jednoznacznie złych lub dobrych, a do stworzenia portretów bohaterów autorka z dużą wprawą wykorzystała szeroką gamę szarości. broń Boże nie mylić z nudą.

na pewno będę chciała jeszcze kiedyś wrócić do tego szkicu w ołówku…

opowieść zaczyna się nieźle – głównego bohatera i jednocześnie narratora poznajemy przykutego kajdankami do łóżka w belgradzkim szpitalu, z raną postrzałową głowy, w której dodatkowo tkwi jeszcze pocisk. wokoło kłębią się naprzemian lub równolegle lekarze, pielęgniarki, sędzia śledczy i wreszcie obrońca. okazuje się, że Raszy – bo tak ma na imię bohater – nie powiódł się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

niebywale ciężko jest nawet nie tyle oceniać, co komentować w ogóle tego typu książki. na pierwszy rzut oka bowiem odnosi się wrażenie, jakby nigdy zamysłem autorki nie było udostępnienie zawartości szerszemu gronu odbiorców, że to typowy pamiętnik, który ma jej pomóc po latach odtworzyć nie tylko wszystkie te smaki, zapachy i kolory miejsc, które odwiedziła, ale przede wszystkim różne odczucia, które towarzyszyły tej podróży na poszczególnych jej etapach.

to zupełnie jak z fotografią. większość zdjęć z podróży, nawet nie wiem jak fajnych, tylko nam coś przypomina, dla nas coś znaczy, z czymś się kojarzy i powoduje emocje, których próżno szukać u zewnętrznych odbiorców.
dla mnie jednak właśnie to jest niezwykle cenne, ponieważ w ten sposób powstające wypowiedzi są najszczersze. nieoszlifowane na potrzeby rynku są tym samym pozbawione przymusu podobania się każdemu bez wyjątku, a nawet jeśli czasem są chropowate i zostawiają czytelnika daleko w tyle, to bardzo dobrze. niech podobną podróż każdy odbędzie sam…

Boże, ja muszę zobaczyć w końcu te stećci!!! bez dwóch zdań zabieram na wyspę!

niebywale ciężko jest nawet nie tyle oceniać, co komentować w ogóle tego typu książki. na pierwszy rzut oka bowiem odnosi się wrażenie, jakby nigdy zamysłem autorki nie było udostępnienie zawartości szerszemu gronu odbiorców, że to typowy pamiętnik, który ma jej pomóc po latach odtworzyć nie tylko wszystkie te smaki, zapachy i kolory miejsc, które odwiedziła, ale przede...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W cieniu Świętej Księgi Kevin Frazier, Arto Halonen
Ocena 6,6
W cieniu Święt... Kevin Frazier, Arto...

Na półkach: , , , ,

dość dawno, bo chyba latem pozostawiłam „W cieniu…” po pierwszych kilkudziesięciu stronach, żeby się „odleżała”. dlatego głównie, że szczerze mówiąc na początku była dla mnie kompletnie niestrawna, nieskładna i właściwie „o niczym”. odsądziłam od czci i wiary moją biedną intuicję, która kiedyś koniecznie kazała mi wejść w jej posiadanie.

ale kilka dni temu, kiedy pod poduszką narosły stosy niechybnie prowadzące do deformacji szyjnego odcinka kręgosłupa, z czystego pragmatyzmu postanowiłam zacząć w momencie, w którym przerwałam. zmęczyłam jeszcze kilka stron książki i nagle tadaaaa! jakby ktoś inny zaczął ją pisać. książka niespodziewanie zrobiła się „na temat” i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przeniosła mnie do Turkmenistanu końca wieku XX i początków XXI, w realiach którego życie z punktu widzenia normalnego człowieka wydawało się zupełnie niemożliwe.

o samym Turkmenistanie wcześniej niewiele wiedziałam, poza tym, że jest jedną z byłych republik dawnego ZSRR i mniej więcej znałam jego położenie geograficzne. incydentalnie docierały z mediów wzmianki o przypadkach łamania tam praw człowieka czy też o zagrożonej wolności słowa. jednak ani ówczesny ustrój polityczny Turkmenistanu, ani warunki życia Turkmenów z jakichś nieznanych mi bliżej przyczyn nie stanowiły przedmiotu zainteresowania światowej opinii publicznej. ot, był sobie taki pustynny kraik, o którym się niewiele mówiło, niewiele pisało i rzadko słyszało, bo też i o czym miało być głośno? w dobie konfliktu bałkańskiego i późniejszych wojen w państwach powstałych po rozpadzie ZSRR, które to tematy zajmowały gros miejsca we wszystkich bez wyjątku mediach, żadne warte czasu antenowego sensacje stamtąd nie docierały. a tymczasem z dala od zgiełku wydarzeń przełomu wieków rósł sobie po cichu egzotyczny, trujący grzybek…

cokolwiek dalej napiszę, będzie spoilerem, zatem cicho sza. skupię się natomiast na tym, co mi przeszkadzało.

najbardziej chyba to, że problem Turkmenistanu zupełnie niepotrzebnie zestawiony został nachalnie z etyką wielkiego światowego biznesu, bo takie podejście do tematu w sposób straszny zaciemniło przekaz, a problem w istocie miał o wiele głębszy i poważniejszy wymiar. dotyczył bowiem notorycznego i zakrojonego na szeroką skalę zjawiska łamania praw człowieka, inwigilacji, wyzysku i ogłupiania obywateli, w tym dzieci, zastraszania, więzień, tortur i ogólnie całego wachlarza metod stosowanych z niesłabnącym powodzeniem przez ustroje totalitarne. doprawdy nie wiem czy taka prezentacja tematu była intencją autorów, czy tylko robili to, na czym wydawało im się, że się znają.
no i ta etyka wielkiego biznesu! będę się trzymać zasady, że o nieobecnych się nie rozmawia. tak wtedy, jak i dziś.

reasumując, ktoś powinien panom autorom solidnie przetrzepać tyłki zarówno za ten odstręczający wstęp poświęcony autoprezentacji i kładący zbyt duży nacisk na ich wcześniejsze dokonania (who cares?!), jak i za ostatnią część, która jest – niechętnie używam tego sformułowania – zwyczajnie nudna, choć bez cienia wątpliwości uważam, że można było jeszcze o wielu ciekawych rzeczach napisać.

dawno nie czytałam tak nierównej książki, oddaję bez żalu

dość dawno, bo chyba latem pozostawiłam „W cieniu…” po pierwszych kilkudziesięciu stronach, żeby się „odleżała”. dlatego głównie, że szczerze mówiąc na początku była dla mnie kompletnie niestrawna, nieskładna i właściwie „o niczym”. odsądziłam od czci i wiary moją biedną intuicję, która kiedyś koniecznie kazała mi wejść w jej posiadanie.

ale kilka dni temu, kiedy pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

jak na podręcznik akademicki to całkiem przyjemna w odbiorze pozycja, napisana w sposób przejrzysty i nieskomplikowany. ok, jak na podręcznik.

czytałam dość długo, ponieważ niektóre przedstawione w niej zagadnienia niejednokrotnie wymagały sięgnięcia do innych źródeł, niemniej podchodzę do tego z pełną wyrozumiałością, bo: a) tytuł uprzedza, że nie będzie obszernie i b) nietrudno sobie wyobrazić jaką objętość bądź ile tomów musiałaby mieć „Historia”, żeby każdy czuł się w miarę usatysfakcjonowany.

z całą pewnością nie polecam książki ani do poduszki, ani tym bardziej na początek przygody z Bałkanami, ale w innych okolicznościach jak najbardziej. warto jej poświęcić uwagę, nawet z przerwami na coś innego

jak na podręcznik akademicki to całkiem przyjemna w odbiorze pozycja, napisana w sposób przejrzysty i nieskomplikowany. ok, jak na podręcznik.

czytałam dość długo, ponieważ niektóre przedstawione w niej zagadnienia niejednokrotnie wymagały sięgnięcia do innych źródeł, niemniej podchodzę do tego z pełną wyrozumiałością, bo: a) tytuł uprzedza, że nie będzie obszernie i b)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

romans historyczny? gdyby mi tę książkę ktoś tak opisał, w życiu bym po nią nie sięgnęła. na szczęście tym razem obyło się bez doradców i w ten oto sposób się zaczytałam…

ale od początku. myślę, że każdy zainteresowany zarówno tematyką bałkańską, jak i historią Bałkanów znajdzie u Šenoi coś dla siebie. powieść zawiera bowiem odpowiednią porcję historii Chorwacji XVI wieku, barwne charakterystyki warstw społecznych i stosunków międzynarodowych ówczesnej Chorwacji borykającej się z inwazją Turków, i wreszcie całą gamę sposobów uprawiania lokalnej polityki z wszystkimi jej cieniami (konformizmem, cwaniactwem, manipulatorstwem, konfliktami i egzotycznymi sojuszami), które autor próbuje niekiedy łagodzić postawami głębokiego patriotyzmu lub chociażby zwykłą ludzką przyzwoitością…

wątek trudnej miłości pięknej zagrzebskiej mieszczki Doricy Krupiciovej i szlachetnego Pavla Gregorijanca – starszego syna porywczego włodarza pobliskiego Medvedgradu – pomimo tego, że jest ciekawie poprowadzony i obfituje w liczne zwroty akcji odbieram jako poboczny, acz niewątpliwie wartościowy w kontekście zarysowania zwyczajów i mentalności ówczesnego społeczeństwa. nawet jeśli czasem zachowanie i motywy postępowania tytułowej bohaterki oraz jej otoczenia mogą wydawać się niezrozumiałe, kompletnie oderwane od modelu jaki znamy i praktykujemy dziś, a dialogi często wywołują uśmiech, zaryzykuję stwierdzenie, że znowu nie aż tak wiele się od tamtych czasów zmieniło.
w szczególności zaś, gdy ojciec młodego Pavla nienawidzi Zagrzebia i jego mieszkańców całym sercem, a w sprawę zamieszają się odrzuceni zalotnicy płci obojga…

przepis na dobrą książkę jest stary jak świat – wszystko w odpowiednich proporcjach. moim zdaniem wyszło smakowicie

romans historyczny? gdyby mi tę książkę ktoś tak opisał, w życiu bym po nią nie sięgnęła. na szczęście tym razem obyło się bez doradców i w ten oto sposób się zaczytałam…

ale od początku. myślę, że każdy zainteresowany zarówno tematyką bałkańską, jak i historią Bałkanów znajdzie u Šenoi coś dla siebie. powieść zawiera bowiem odpowiednią porcję historii Chorwacji XVI wieku,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

specyficzny – to pierwsza rzecz jaka przychodzi mi na myśl odnośnie tego zbiorku. i bynajmniej dlatego, że jest mi obca mentalność chorwacka, a już w szczególności w wyspiarskim wydaniu.

zgoda, niektóre puenty są genialne. tak w swojej prostocie jak w celności. ale w kontekście całości to dla mnie trochę mało. identyczne bowiem wrażenie mógłby odnieść dowolny cudzoziemiec w kontakcie z chociażby lwią częścią twórczości Nienackiego, w żadnym wypadku niczego nie ujmując wyżej wspomnianemu.

zamknięta społeczność poruszająca się po trójkącie, no, niekiedy po kwadracie. lokalne problemy przez bardzo małe „p”, lokalny folklor i smaki. czyli nic nowego. pięć gwiazdek? seriously? wyłącznie za sprawą licznych, pozostawionych bez przekładu elementów gwarowych, ale to raczej gwiazdki dla tłumaczki i JEJ pomysłu na wersję polską

specyficzny – to pierwsza rzecz jaka przychodzi mi na myśl odnośnie tego zbiorku. i bynajmniej dlatego, że jest mi obca mentalność chorwacka, a już w szczególności w wyspiarskim wydaniu.

zgoda, niektóre puenty są genialne. tak w swojej prostocie jak w celności. ale w kontekście całości to dla mnie trochę mało. identyczne bowiem wrażenie mógłby odnieść dowolny cudzoziemiec...

więcej Pokaż mimo to