-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2013-12-23
2013-01-30
2013-12-30
Tytułowe opowieści to kilkanaście dość krótkich epizodów, w większości rozgrywających się w okresie tzw. Złotej Ery piractwa. Każda z nich rozpoczyna się jak historia na dobranoc, tzn. od nakreślenia punktu wyjściowego w sposób typowo gawędowy; np. (przykład wymyślony) "Tego wieczoru na morzu wiał mocny wiatr, a na niebie zbierały się burzowe chmury. W takich warunkach ciężko jest żeglować po morzu, ale osoba X znała się na żeglowaniu jak mało kto." ...I dalej następuje opowieść o życiu/epizodzie z życia osoby X.
Słowem, lektura to lekka, ale i ciekawa, bo wybrane historie obfitują w przygody, czasem bardzo nietypowe. Oczywiście nie jest to nic wybitnie porywającego, ale przeczytać można, jeśli ktoś interesuje się tematem.
Plusem są też na pewno ładne, przejrzyste mapki z zaznaczonymi wyspami i portami, o których mowa w danej opowieści.
PS. Tak na zachętę: jeden rozdzialik dotyczy związanych z piratami przygód Miguela de Cervantesa! Powiem szczerze - nie wiedziałam, że ten pisarz miał tak niezwykłe przeżycia... A wy?
Tytułowe opowieści to kilkanaście dość krótkich epizodów, w większości rozgrywających się w okresie tzw. Złotej Ery piractwa. Każda z nich rozpoczyna się jak historia na dobranoc, tzn. od nakreślenia punktu wyjściowego w sposób typowo gawędowy; np. (przykład wymyślony) "Tego wieczoru na morzu wiał mocny wiatr, a na niebie zbierały się burzowe chmury. W takich warunkach...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-25
2013-11-03
To, co w tej książce jest najcenniejesze, to możliwość ujrzenia - poprzez zebrane tu fragmenty listów - wnętrza zaradnego człowieka przepełnionego głęboką wiarą oraz determinacją w dążeniu do celu. Święty Daniel Comboni wiele podróżował, a jego spostrzeżenia w czasie wypraw potrafią zaciekawić. W dodatku opisywany przez niego świat należy do minionej już epoki, co jeszcze dodaje całości egzotyczności. Najbardziej zajmuje jednak świętego dzieło nawracania Afryki i to o realizacji tego wielkiego projektu najwięcej tu poczytamy. W trakcie działań Comboniego przyjdzie mu czasem przeżyć niezwykłe przygody, ale też i głębokie wzruszenia - sporo listów bardzo mnie poruszyło, zarówno poprzez smutek opisywanej akurat sytuacji, jak i postawę świętego czy jego piękne medytacje... Naprawdę, nie sposób nie dopingować tego niestrudzonego człowieka z całych sił, śledząc kolejne trudności i zakręty na jego trudnej drodze.
Zgadzam się z opinią, że publikacja zyskałaby na zamieszczeniu dłuższej notki historyczno-biograficznej, ale i tak polecam szczerze lekturę. Trzeba dodać, że redakcja tekstu nie jest niestety najlepsza (przecinki!), ale można na to przymknąć oko z uwagi na to, że pozycja została wydana przez samych misjonarzy kombonianów.
Jeszcze raz polecam; w końcu najlepiej zgłębiać duchowość świętych przez ich zapiski.
To, co w tej książce jest najcenniejesze, to możliwość ujrzenia - poprzez zebrane tu fragmenty listów - wnętrza zaradnego człowieka przepełnionego głęboką wiarą oraz determinacją w dążeniu do celu. Święty Daniel Comboni wiele podróżował, a jego spostrzeżenia w czasie wypraw potrafią zaciekawić. W dodatku opisywany przez niego świat należy do minionej już epoki, co jeszcze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-21
Jest to pierwsza książka Mastertona, jaką czytałam i wcale nie spodziewałam się czegoś arcyciekawego, tylko przyjemnego czytadła. Nic z tego jednak!
Wszystkie opowiadania na początku są wciągające, ale w miarę rozwoju akcji nieodmiennie zaczynają przynudzać, by mocno rozczarować końcówką. Szczerze? To początkowe zaciekawienie i fakt, że poszczególne opowieści są krótkie, to jedyne powody, dla których udało mi się wymęczyć cały zbiorek. Bo wad tu, panie, dostatek.
Główni bohaterowie często są irytujący i to tak bardzo, że aż ma się ochotę, by spotkało ich coś złego. Narracja wiele razy niebezpiecznie stacza się w stronę grafomanii (to opowiadanie o dzieciaku w szkole z internatem... Litości!), a gwoździem do trumny jest powtarzające sie umieszczanie w historyjkach konkretnych, stale tych samych fetyszy autora (ach, ten seks grupowy!) - zakrawa mi to na wypociny niewyżytego nastolatka. Nawet kobiety są z grubsza w tym samym typie...
Dodajmy do tego słaby hołd dla opowiadań Lovecrafta (i ja pisałam, że mi się te oryginalne nie podobały!) oraz - mój osobisty faworyt! - końcówkę "Korzenia wszelkiego zła", gdzie bohater ni stąd, ni zowąd pokonuje demona wykrzykując do niego frazesy o tym, że ludzie wszystkich ras są braćmi. A demon nawet na ten temat słówkiem nie pisnął wcześniej. Dobre, co? Panie Masterton, trzeba było po prostu napisać esej o tolerancji sam w sobie, a nie - wplatać go w finał krótkiej, horrorowej opowiastki. A to boli/śmieszy tym bardziej, że ta historyjka była akurat jedną z lepszych w zbiorku.
Znalazłam tylko jedno opowiadanie, które mi się naprawdę podobało, chociaż i ono zostało spraprane. Chodzi mi o "Dywan" - ciekawy pomysł na wilkołaki, atmosfera niepokoju (wreszcie!) i zagadka, której elementy musimy sami sobie poskładać do kupy, by... nic nam z tego nie wyszło. Próbowałam i próbowałam, ale gdy jedna teoria pasuje do retrospekcji, to "gryzie się" z końcówką, itd., itp. A zagadkę bez rozwiązania to sama mogłam sobie wymyślić, tylko po co? Niemniej koncepcja była fajna i szkoda, że nie było pomysłu na jej rozwinięcie.
Aha, polskie tłumaczenie dwa razy sprawiło, że zjeżyły mi się włosy na głowie (co w sumie pasuje do konwencji horroru): raz, gdy Piotruś Pan nazywany był "Peterem Panem"; a było to w opowiadaniu, które wiązało tę postać z bohaterem o imieniu Piotr, także sami rozumiecie, jak straszna to wtopa. Druga była jeszcze okrutniejsza - w historii, w której często i gęsto mówiono o żeńskich narządach rozrodczych, określające je angielskie słowo "sex" przetłumaczono nie jako chociażby "pochwę", albo trochę staromodne, ale najbliższe oryginałowi słowo "płeć" ale... "seks". Tak, dobrze przeczytaliście. Chyba nietrudno sobie wyobrazić, jak idiotycznie i nieprecyzyjnie brzmią po polsku zdania typu "jej seks był wilgotny".
W skrócie: nie polecam, strata czasu. Aż mi się recenzji nie chciało przez ponad miesiąc napisać, ale wypadało ostrzec innych czytelników. Nigdy więcej Mastertona!
Jest to pierwsza książka Mastertona, jaką czytałam i wcale nie spodziewałam się czegoś arcyciekawego, tylko przyjemnego czytadła. Nic z tego jednak!
Wszystkie opowiadania na początku są wciągające, ale w miarę rozwoju akcji nieodmiennie zaczynają przynudzać, by mocno rozczarować końcówką. Szczerze? To początkowe zaciekawienie i fakt, że poszczególne opowieści są krótkie,...
2013-09-14
Z jednej strony czytało mi się tę książkę dość szybko, a styl autora nie nużył; z drugiej jednak, naprawdę mocno czuć, że ta opowieść adresowana jest do młodszego odbiorcy.
Narrator "Świata zaginionego" to klasyczny przykład postaci stworzonej po to, by czytelnik poprzez utożsamianie się z nią miał wrażenie uczestnictwa w przygodzie reszty bohaterów. W praktyce oznacza to brak wyraźnie zarysowanego charakteru, wygłaszanie kwestii odpowiadających przemyśleniom czytających oraz miejscami infantylne, nieodpowiedzialne zachowanie. To ostatnie przenosi się zresztą często na inne postacie, przez co ciężko tu o jakiekolwiek złudzenie realizmu. Na szczęście pozostali podróżnicy (tzn. poza narratorem) nadrabiają chwilowe zaćmienia umysłu zróżnicowaniem osobowości. Ci odkrywcy to niezła galeria oryginałów i to właśnie mnie przy tej książce trzymało, gdy docierałam do mniej interesujących fragmentów. To i dinozaury!
No właśnie, kolejny problem, a nawet dwa, mam właśnie z dinozaurami. Mianowicie: fabuła rozkręca się na początku tak ospale, że sporo rozdziałów minie, nim znajdziemy się w świecie gadów; pierwsze spotkanie ze stworami ma miejsce dokładnie w połowie książki. Dodajcie do tego irytującego narratora i już wiecie, czemu ciężko mi było wciągnąć się szybko w lekturę. Druga sprawa związana z gadami to to, że książka zestarzała się pod względem naukowym: mamy jakieś autentycznie ciekawe spotkanie z dzikim zwierzem, aż tu nagle częstuje się nas opisem mówiącym, iż np. pterodaktyl siedział ze skrzyżowanymi ramionami, a jego skrzydła owijały go jak chusta. Oczywiście to nie wina autora, ale potrafiło mnie to wytrącić z klimatu sceny.
Jednak ogółem rzec biorąc, kończyłam lekturę z zaciekawieniem i sympatią do bohaterów (o dziwo, udało mi się trochę polubić narratora), zatem książka zła nie jest. Było nawet w "Świecie zaginionym" parę naprawdę fajnych pomysłów, ale ostatecznie jest to tylko niewymagająca historia dla młodszych. Ja niestety nie zdawałam sobie z tego sprawy przed lekturą i oczekiwałam czegoś dramatyczniejszego; w końcu mamy do czynienia z autorem serii kryminałów. Ale z drugiej strony nie żałuję poświęconego czasu, zwłaszcza dzięki postaci Challengera. :)
PS. Wydanie Interpressu zaskoczyło mnie negatywnie licznymi literówkami i brakiem podania nazwiska tłumacza(!). Ilustracje też nie są zbyt urodziwe, także lepiej poszukać innej edycji.
Z jednej strony czytało mi się tę książkę dość szybko, a styl autora nie nużył; z drugiej jednak, naprawdę mocno czuć, że ta opowieść adresowana jest do młodszego odbiorcy.
Narrator "Świata zaginionego" to klasyczny przykład postaci stworzonej po to, by czytelnik poprzez utożsamianie się z nią miał wrażenie uczestnictwa w przygodzie reszty bohaterów. W praktyce oznacza to...
2013-08-29
Uwielbiam sposób, w jaki napisane są książki H.G. Wellsa - świetna narracja (tutaj strasznie spodobało mi się np. ujawnienie narratora pierwszoosobowego dopiero po kilku stronach powieści), dający się lubić główny bohater i widoczne na każdym kroku starania, by swą fantastyczną wizję przedstawić w jak najbardziej wiarygodny sposób. Nie zabraknie też paru dociekań natury społecznej. No i coś, co bardzo cenię w opowieściach przygodowych - dbałość o szczegóły i logiczność wydarzeń.
Uczciwie dorzucę jednak, że głównemu bohaterowi zdarza się mieć nieziemskiego farta nie tyle nawet graniczącego, co zwyczajnie stanowiącego deus ex machina. Mimo to powieść czytało mi się bardzo dobrze - ba, lepiej, niż się spodziewałam po zorientowaniu się, jak wygląda przyszłość wg autora. Żal mi tylko, że świat jutra jest raczej nakreślony w swych ramach niż dogłębnie opisany. Oczywiście odpowiada to koncepcji książki (podróżnik w czasie nie poznaje od razu wszystkiego), ale pozostawia wrażenie strasznej prostoty Ziemi przyszłości. Choć, rzecz jasna, być może takie było zamierzenie Wellsa; ja i tak odczuwam lekki niedosyt.
Dodam jeszcze, że bardzo spodobało mi się zakończenie. Zwłaszcza epilog, w którym (wg mnie nie zdradzam tu fabuły, ale czytacie na własną odpowiedzialność :)) autor wymienia swe różne domysły co do przebiegu pewnego wydarzenia, a przy tym jakby celowo "zapomina" napomknąć o najbardziej prawdopodobnej opcji, cisnącej się do głowy czytelnika, dając przez to do zrozumienia - przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie - że to ona jest odpowiedzią na postawione pytanie.
Słowem - Herbert George Wells w formie; książka potrafi wciągnąć, choć fabuła jest dość prosta.
Uwielbiam sposób, w jaki napisane są książki H.G. Wellsa - świetna narracja (tutaj strasznie spodobało mi się np. ujawnienie narratora pierwszoosobowego dopiero po kilku stronach powieści), dający się lubić główny bohater i widoczne na każdym kroku starania, by swą fantastyczną wizję przedstawić w jak najbardziej wiarygodny sposób. Nie zabraknie też paru dociekań natury...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-08-07
2013-05-17
Książka podzielona jest na 8 części, z czego dwie pierwsze są zdecydowanie najlepsze - traktują one o źródłach legend o fantastycznych stworzeniach takich jak np. jednorożec, a także o zwierzętach, które żyją na Ziemi od pradawnych czasów (rozdział o latimerii raz za razem zaskakuje; te ryby są niesamowite!).
Następnie mamy najgrubszy segment książki, traktujący o niektórych kryptydach (właściwie wyłącznie o tych wodnych oraz troszkę o rzekomo wciąż żyjących dinozaurach). Tutaj książka traci na aktualności (wiele zdjęć zostało w międzyczasie zdemaskowanych jako fałszywki), a nawet na rzetelności (inne okazały się spreparowane już przed wydaniem książki, a jednak autor nic o tym nie wspomina), ale cóż - czytanie relacji o Nessie i jej krewniakach po prostu wciąga, niezależnie od tego, czy takie istoty faktycznie istnieją, czy nie. :)
Następne dwie części opisują ograniczenia życia na Ziemi i wszelakie stworzonka, które sobie z tych teoretycznych ustaleń nic nie robią i żyją dalej w ekstremalnych środowiskach. Niestety, tutaj robi się nudnawo, gdyż mamy do czynienia z litanią coraz to bardziej "hardkorowych" zwierząt i roślin, co dla mnie było dość monotonne w momencie, gdy autor wchodził na poziom bakterii.
Ostatni fragment książki ("Właściwości życia") to niestety paplanina, z której niewiele treściwego wynika, za to sporo mamy (tak jak w części o kryptydach) naciąganych wniosków autora, wypływających z dziwnych założeń typu "życie organiczne pasożytuje na materii nieożywionej" (i to nie była metafora!), choć słowo "pasożyt" odnosi się przecież do organizmu żyjącego kosztem innego organizmu, a zatem czegoś żywego.
W skrócie - polecam lekturę pierwszych dwóch rozdziałów, ale odradzam czytanie ostatniego. Ze środkiem można się zapoznać, jeśli się lubi współczesne legendy (bo raczej tym jest kryptozoologia); trzeba jedynie zweryfikować przytoczone przez autora "fakty". Całość czytało mi się szybko i przyjemnie, nie licząc nieszczęsnej końcówki.
Książka podzielona jest na 8 części, z czego dwie pierwsze są zdecydowanie najlepsze - traktują one o źródłach legend o fantastycznych stworzeniach takich jak np. jednorożec, a także o zwierzętach, które żyją na Ziemi od pradawnych czasów (rozdział o latimerii raz za razem zaskakuje; te ryby są niesamowite!).
Następnie mamy najgrubszy segment książki, traktujący o...
2013-07-11
Te krótkie opowieści z japońskiego folkloru mają swój urok, to pewne. Potrafią wciągnąć ("Rokuro-Kubi"), wzruszyć ("Oshidori") i zaniepokoić ("Mujina" - brr!).
Najlepsze wg mnie opowiadanie z tego zbiorku znajduje się już na samym jego początku ("Opowieść o Mimi-Nashi-Hoichi"), co pozytywnie nastraja do dalszej lektury. Całość jest zresztą napisana w oszczędny a b.klimatyczny sposób, dzięki czemu poznawanie japońskiego folkloru w tym wydaniu to czysta przyjemność. A do tego mamy stylizowane na klasyczną sztukę japońską ilustracje - super!
Łyżką dziegciu był dla mnie jednak końcowy esej filozoficzny autora pt. "Mrówki"; co chwila zaliczałam przy jego lekturze facepalma... Żadnych wyjaśnień, czemu fakt A miałby pociągnąć za sobą zjawisko B, a całość brzmi jak jedna wielka antyutopia - z tym, że sam autor postrzega ją jako utopię.
Panie Hearn, ja zdecydowanie wolę, jak pan opowiada japońskie baśnie!
Te krótkie opowieści z japońskiego folkloru mają swój urok, to pewne. Potrafią wciągnąć ("Rokuro-Kubi"), wzruszyć ("Oshidori") i zaniepokoić ("Mujina" - brr!).
Najlepsze wg mnie opowiadanie z tego zbiorku znajduje się już na samym jego początku ("Opowieść o Mimi-Nashi-Hoichi"), co pozytywnie nastraja do dalszej lektury. Całość jest zresztą napisana w oszczędny a...
2013-06-30
Interesuje mnie Afryka, lubię czytać wspomnienia, a tutaj mamy do czynienia z uznanym twórcą opisującym swoje i (w większej części) swego ojca życie w Afryce - zatem teoretycznie powinnam była nie móc się oderwać od tej książki. Nic z tego, niestety.
Proza Le Clézio jest bowiem bardzo melancholijna, a do tego "Afrykanin" pełen jest natchnionych rozmyślań pisarza. Nie byłoby to coś złego, gdyby nie to, że tych rozmyślań jest w cienkiej książce niemalże więcej niż samych wspomnień, przez co ciężko się porządnie wczuć w snutą opowieść. Takie jest przynajmniej moje wrażenie; nie byłam w stanie przeczytać w jednym ciągu więcej niż jeden rozdział, a przecież całość jest krótka.
Z drugiej strony, muszę uczciwie przyznać, że sama postać ojca autora i jego historia jest b.ciekawa i z pewnością warto o niej poczytać. Przyznam też, że końcówka książki wzruszyła mnie, a to z pewnością również świadczy na jej korzyść.
Zatem: dobra, ale nie b.dobra.
Interesuje mnie Afryka, lubię czytać wspomnienia, a tutaj mamy do czynienia z uznanym twórcą opisującym swoje i (w większej części) swego ojca życie w Afryce - zatem teoretycznie powinnam była nie móc się oderwać od tej książki. Nic z tego, niestety.
Proza Le Clézio jest bowiem bardzo melancholijna, a do tego "Afrykanin" pełen jest natchnionych rozmyślań pisarza. Nie...
2013-06-11
Pierwsza i trzecia część książki, czyli wspomnienia z dzieciństwa, niesamowicie przypadły mi do gustu. Dzięki szczegółowości opisów i - przede wszystkim - różnorodności tematów miałam wręcz wrażenie, że znam narratora osobiście. Na pewno wpływ na to uczucie miał u mnie fakt, że sporo przemyśleń czy sytuacji tam zawartych kojarzyło mi się z moimi własnymi doświadczeniami sprzed lat. Do tego dochodzi piękny, malowniczy styl pełen wnikliwych porównań - coś wspaniałego!
Moi znajomi z roku uważali jednak w większości, że te fragmenty książki są nudne jak flaki z olejem, a część środkowa jest od nich lepsza. U mnie było dokładnie odwrotnie! Jak "Combray" i "Imiona miejscowości: imię" dały mi mnóstwo radości z lektury, tak "Miłość Swanna" wymęczyła mnie niemiłosiernie... W dużej mierze dlatego, że nie znoszę opowiastek o arystokracji i jej miłostkach, za wiele takich musiałam przeczytać na studiach. Owszem, postać Swanna była ciekawa i współczułam mu, ale uważam, że w krótszej formie ta część byłaby bardziej interesująca. Oczywiście rozumiem, że miało to być studium różnych faz miłości, ale cóż z tego, skoro wlecze się to strasznie, a intryga... cóż, nie intryguje! ;)
Myślę, że moja ocena byłaby sporo niższa, gdyby "Milość Swanna" kończyła ten tomik, ale na szczęście tak nie jest i ostatnia część powieści wróciła mi moje pozytywne wrażenia. Aż chce się poznać, co było dalej... Może kiedyś!
Polecam, a jeśli ktoś "zatnie się" na części środkowej, jak mnie się to zdarzyło, to informuję, że ominięcie jej jest praktycznie bez znaczenia dla dalszej fabuły tego tomu (aczkolwiek nie wiem, jak z dalszymi).
Pierwsza i trzecia część książki, czyli wspomnienia z dzieciństwa, niesamowicie przypadły mi do gustu. Dzięki szczegółowości opisów i - przede wszystkim - różnorodności tematów miałam wręcz wrażenie, że znam narratora osobiście. Na pewno wpływ na to uczucie miał u mnie fakt, że sporo przemyśleń czy sytuacji tam zawartych kojarzyło mi się z moimi własnymi doświadczeniami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-03-22
Z przykrością stwierdzam, że po kapitalnej "Wojnie światów" tego samego autora, "Wyspa..." w pewnym sensie rozczarowała mnie. W pewnym sensie, ponieważ książka była bardzo wciągająca, owszem... Myślę jednak, że to zasługa bardziej samej tematyki i naprawdę dobrej narracji, a mniej - fabuły jako takiej.
Żebyśmy się źle nie zrozumieli - zawiązanie intrygi i same postacie są świetne. Problem w tym, że po odkryciu przez narratora całej prawdy o naturze dziwnych mieszkańców wyspy napięcie wyraźnie spada, a akcja postępuje trochę jakby bez celu.
W sumie moje niezadowolenie bierze się najbardziej z tego, że kilka motywów zostało zwyczajnie zmarnowanych. Szczególnie żal było mi kierunku, w który poszły wątki relacji Montgomery'ego z jego służącym i postępującego zdziczenia Zwierzoludzi. Można by z tego wyciągnąć coś naprawdę dramatycznego/wstrząsającego (byłam pewna, że tak będzie), ale zamiast tego autor kończył opisywać te sprawy, zanim ich potencjał mógł się zrealizować. Wielka szkoda...
Nie zmienia to faktu, że "Wyspa doktora Moreau" jest b.ciekawym kawałkiem fantastyki, niepozbawionym do tego szczypty dociekań głębszej natury. Zwłaszcza pierwsza połowa książki jest naprawdę klimatyczna i dlatego zdecydowanie warto zapoznać się z tym tytułem.
Z przykrością stwierdzam, że po kapitalnej "Wojnie światów" tego samego autora, "Wyspa..." w pewnym sensie rozczarowała mnie. W pewnym sensie, ponieważ książka była bardzo wciągająca, owszem... Myślę jednak, że to zasługa bardziej samej tematyki i naprawdę dobrej narracji, a mniej - fabuły jako takiej.
Żebyśmy się źle nie zrozumieli - zawiązanie intrygi i same postacie są...
2013-02-01
Krótkie, lecz zdecydowanie klimatyczne opowiadanie. Już na początku bardzo mnie wciągnęło (w zasadzie od pierwszej strony) dzięki wspaniałej atmosferze tajemnicy, mniej więcej w połowie było nawet w stanie mnie zaniepokoić, a choć im bliżej końca, tym bardziej "Horla" wydawała mi się przedobrzona, to i tak polecam ją wszystkim miłośnikom gatunku.
Słowem - warto, gdyż w rzeczy samej Guy de Maupassant wielkim nowelistą był. :)
Krótkie, lecz zdecydowanie klimatyczne opowiadanie. Już na początku bardzo mnie wciągnęło (w zasadzie od pierwszej strony) dzięki wspaniałej atmosferze tajemnicy, mniej więcej w połowie było nawet w stanie mnie zaniepokoić, a choć im bliżej końca, tym bardziej "Horla" wydawała mi się przedobrzona, to i tak polecam ją wszystkim miłośnikom gatunku.
Słowem - warto, gdyż w...
2013-06-20
Ta autobiograficzna mikropowieść napisana jest sprawnie, Annie Ernaux z pewnością umie snuć opowieść. Jednak podczas lektury odrzucał mnie stosunek, jakiego autorka nabrała do własnych rodziców (prostych ludzi) z chwilą, gdy "przestąpiła próg świata wykształconej burżuazji". Szczególnie niegodnym i niskim był wg mnie fakt, iż po ślubie odwiedzała ona rodzinę sama, bez męża, gdyż... a zresztą, oddam głos autorce:
"Jeździłam do nich sama, ukrywając prawdziwe powody obojętności ich zięcia, powody, o których nie mówiliśmy między sobą, a które przyjęłam jako coś zupełnie oczywistego. Jakże człowiek pochodzący ze środowiska burżuazji z dyplomami (...) mógł czuć się dobrze w towarzystwie poczciwców, których serdeczność doceniał wprawdzie, ale nie na tyle, by mogła mu zastąpić ten brak, w jego oczach zasadniczy: niemożność prowadzenia z nimi błyskotliwych rozmów."
Tak jest, panie i panowie. Zrozumiałabym, jeśli mąż wyraziłby taką opinię i po dyskusji/kłótni stanęłoby na tym, że on zostaje. Ale nie, jak pisze Ernaux, dla niej to się rozumiało samo przez się, o nic nie pytała i to był wg niej najwyraźniej dobry powód, by nie jeździć do rodziców swej drugiej połówki. Autorka pisze też, że jej wykształcenie i obracanie się w środowisku mieszczańskim sprawiło, że sama nabrała pogardy do swego dawnego środowiska, co było powodem zepsucia jej relacji z ojcem.
Jak dla mnie, po takich wyznaniach jasne staje się, że komuś tu poradzenie sobie w życiu uderzyło do głowy. Niestety, to chyba powszechne...
Ocena w miarę wysoka - to za warsztat i wzruszający opis śmierci ojca; żal mi było tego człowieka.
Ta autobiograficzna mikropowieść napisana jest sprawnie, Annie Ernaux z pewnością umie snuć opowieść. Jednak podczas lektury odrzucał mnie stosunek, jakiego autorka nabrała do własnych rodziców (prostych ludzi) z chwilą, gdy "przestąpiła próg świata wykształconej burżuazji". Szczególnie niegodnym i niskim był wg mnie fakt, iż po ślubie odwiedzała ona rodzinę sama, bez męża,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-06-12
2013-06-06
2013-06-03
2013-04-20
"Afryka" to druga książeczka z serii pana Kraśko, z jaką miałam przyjemność się zapoznać i muszę przyznać, że podobała mi się nawet bardziej od "Bliskiego Wschodu".
Tym razem autor nie przeskakuje już tak bardzo między przedstawianymi krajami i skupia się na trzech: Kenii, Rwandzie oraz Kongu. Pierwsza połowa książki, bardziej przygodowa, przybliża nam piękną i dziką Afrykę naszych wyobrażeń, podczas gdy druga jest już poważniejsza - opisuje wojnę w Rwandzie i jej konsekwencje. Trzeba przyznać, że kontrast między tą bajkowością a tragediami mocno uderza, a przecież obie te rzeczywistości są częścią Afryki...
Tomik odkładałam wobec tego z pewnym przygnębieniem, ale przecież pozwolił mi on też poczuć magię przygody, urzekł opisami cudów natury i rozweselił wywodami niejakiego Sundaya. Słowem, autorowi udało się zawrzeć naprawdę sporo w tej z założenia niezbyt obszernej publikacji. Do tego całość napisana jest sprawnie i zawiera wiele b.dobrych zdjęć - nie pozostaje mi nic innego, jak polecić lekturę.
"Afryka" to druga książeczka z serii pana Kraśko, z jaką miałam przyjemność się zapoznać i muszę przyznać, że podobała mi się nawet bardziej od "Bliskiego Wschodu".
Tym razem autor nie przeskakuje już tak bardzo między przedstawianymi krajami i skupia się na trzech: Kenii, Rwandzie oraz Kongu. Pierwsza połowa książki, bardziej przygodowa, przybliża nam piękną i dziką...
Książka jest króciutka, także jej lektura to szybka sprawa. Autor pisze całkiem sprawnie, a tytułowy pan Sommer zaciekawia, więc czytało mi się dość przyjemnie. Piszę "dość", bo choć treścią książki są wspomnienia pewnego chłopca, to wiele sytuacji było wg mnie ciut przejaskrawionych (zwłaszcza dialogi ojca), co burzyło iluzję prawdziwości.
W sumie byłaby to prosta historyjka o dzieciństwie, gdyby tylko nie była ona tak smutna - przez większą część czasu śledzimy postać narratora, ale czytelnik i tak ciągle ma w głowie przejmującą postać pana Sommera... Powieść (opowiadanie?) kończy się w zapadający w pamięć sposób, choć jednocześnie dla mnie był on trochę niesatysfakcjonujący ze względu na niedopowiedzenia.
Okładka z rysunkiem Sempégo i prosty tytuł zdają się zapowiadać pogodną opowiastkę, ale nie dajcie się zwieść; ta tutaj jest raczej przygnębiająca. W sumie trochę żałuję, że ją przeczytałam, bo nie lubię historii o tego typu bohaterach co pan Sommer. Za bardzo mi potem smutno.
Ocena w miarę wysoka, bo całość wywołała u mnie sporo emocji.
Książka jest króciutka, także jej lektura to szybka sprawa. Autor pisze całkiem sprawnie, a tytułowy pan Sommer zaciekawia, więc czytało mi się dość przyjemnie. Piszę "dość", bo choć treścią książki są wspomnienia pewnego chłopca, to wiele sytuacji było wg mnie ciut przejaskrawionych (zwłaszcza dialogi ojca), co burzyło iluzję prawdziwości.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW sumie byłaby to prosta...