-
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać2 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać468
Biblioteczka
2020-01-19
2020-04-28
2020-04-21
2020-06-14
Przeczytałam, zachwyciłam się i znowu przeczytałam. W jedno popołudnie. Takie to było dobre. Moon Knight to jeden z najlepszych komiksów, jakie było mi dane przeczytać. Lubiłam poprzednie historie tego bohatera wydane w ramach Marvel Now, ale dopiero Lemire — do spółki ze Smallwoodem, który stworzył fantastyczne rysunki — pokazał pełen potencjał tej postaci, wydobył to, co w niej najlepsze. Nie brak tu mitologii, szalonych wizji, nieco superbohaterszczyzny, ale i zgłębiania przeszłości Spectora oraz jego relacji z Khonshu. Z tych elementów Lemire tworzy opowieść, której najważniejszą konkluzją jest uświadomienie sobie i zaakceptowanie przez bohatera choroby. A ostatnie strony komiksu to emocjonalne katharsis zarówno dla samego Spectora, jak i czytelnika. Moon Knight to komiks, na który bardzo czekałam (w moim osobistym rankingu prawdopodobnie najbardziej oczekiwana premiera tego roku) i nie zawiodłam się. Po lekturze zostałam z głową pełną przemyśleń i uczuciem ogromnej czytelniczej satysfakcji. I silnym pragnieniem, by okleić ściany pokoju poszczególnymi stronami, tak pięknie się prezentuje. Czytajcie go, bo Moon Knight to czyste dobro! (A Khonshu to buc).
Przeczytałam, zachwyciłam się i znowu przeczytałam. W jedno popołudnie. Takie to było dobre. Moon Knight to jeden z najlepszych komiksów, jakie było mi dane przeczytać. Lubiłam poprzednie historie tego bohatera wydane w ramach Marvel Now, ale dopiero Lemire — do spółki ze Smallwoodem, który stworzył fantastyczne rysunki — pokazał pełen potencjał tej postaci, wydobył to, co...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-11
Spodziewałam się kolejnej, mało oryginalnej historii o epidemii zombie, a zostałam mile zaskoczona. Dzięki konstrukcji książki (wywiady z ocalałymi przeprowadzane już po zakończeniu tytułowej wojny Z) czyta się ją niemal jak zbiór reportaży, z tą różnicą, że mamy tu dodatkowy element horrorowy, jakim jest plaga zombie. Autor podzielił książkę na kilka segmentów, m.in.: wspomnienia osób z różnych zakątków świata z początku epidemii, zanim zrozumiano, z czym się wszyscy mierzą (dużym plusem jest to, że Brooks dostarcza nam relacje osób z różnych krajów, a nie tylko z Ameryki, jak jest w przypadku jakichś 90% historii o zombie), początki walki z zainfekowanymi, reakcje różnych rządów na tę sytuację, a także – już powojenne – rozliczenie z przeszłością. Najciekawsze jest to, że źródłem największego napięcia i grozy nie są żywe trupy, a właśnie inni ludzie (chociaż schemat "największym potworem jest człowiek" wałkowano już na 1000 sposobów, tutaj wydaje się bardzo świeży i jest świetnie wykorzystany). Chociaż książka ukazała się w 2006 r., wciąż jest warta uwagi. To świetnie przemyślany, wciągający tytuł.
Spodziewałam się kolejnej, mało oryginalnej historii o epidemii zombie, a zostałam mile zaskoczona. Dzięki konstrukcji książki (wywiady z ocalałymi przeprowadzane już po zakończeniu tytułowej wojny Z) czyta się ją niemal jak zbiór reportaży, z tą różnicą, że mamy tu dodatkowy element horrorowy, jakim jest plaga zombie. Autor podzielił książkę na kilka segmentów, m.in.:...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-10
"Nocą drony są szczególnie głośne" W. Bauera to kolejny zbiór świetnie napisanych (i przetłumaczonych), nierzadko wstrząsających reportaży. Jak pisze sam autor, teksty te "opowiadają o miejscach, w których świat się rozpada albo już się rozpadł". Są próbą uwrażliwienia czytelnika na cierpienie i zło, które dotyka ludzi niezależnie od tego, czy mieszkają na Bliskim Wschodzie, u wybrzeży Morza Japońskiego, na Krymie czy w Rosji. To właśnie jest najważniejsze w tych tekstach — ludzie, których Bauer spotyka na swojej drodze, ich cierpienie, strach o przyszłość. To nie jest lekka lektura na wakacje — prawdopodobnie Was zasmuci, wywoła bezsilną złość i frustrację spowodowane niesprawiedliwością, jaka spotyka bohaterów tych artykułów, ale zdecydowanie warto po nią sięgnąć.
"Nocą drony są szczególnie głośne" W. Bauera to kolejny zbiór świetnie napisanych (i przetłumaczonych), nierzadko wstrząsających reportaży. Jak pisze sam autor, teksty te "opowiadają o miejscach, w których świat się rozpada albo już się rozpadł". Są próbą uwrażliwienia czytelnika na cierpienie i zło, które dotyka ludzi niezależnie od tego, czy mieszkają na Bliskim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-15
2020-08-15
2020-08-15
2020-08-30
Chociaż Cress nie jest tak dobra jak 1 część Sagi Księżycowej, to wciąż bardzo przyjemna młodzieżówka i pomysłowy retelling znanych baśni. Wątki miłosne są dość schematyczne i stanowią najsłabszy element powieści (i w sumie całej serii), jednak sama fabuła okazała się na tyle interesująca, że nie nudziłam się podczas lektury. Największym plusem jest moim zdaniem rzeczywistość wykreowana przez Marissę Meyer - każdy tom odsłania kolejny kawałek tego fascynującego świata, w którym narastający konflikt między tajemniczymi Księżycowymi a ludźmi wpływa na życia wszystkich bohaterów. To właśnie ciekawy setting sprawia, że cała saga wyróżnia się na tle pozostałych książek young adult. Myślę, że będziecie się dobrze bawić, zwłaszcza jeśli podobały Wam się poprzednie tomy. Cress to przyjemna, wakacyjna lektura. W sam raz, gdy szukacie czegoś lżejszego na wieczór.
Chociaż Cress nie jest tak dobra jak 1 część Sagi Księżycowej, to wciąż bardzo przyjemna młodzieżówka i pomysłowy retelling znanych baśni. Wątki miłosne są dość schematyczne i stanowią najsłabszy element powieści (i w sumie całej serii), jednak sama fabuła okazała się na tyle interesująca, że nie nudziłam się podczas lektury. Największym plusem jest moim zdaniem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-13
Choć “Potworny regiment” nie zachwycił mnie tak jak "Straż Nocna" czy inna moja ulubiona część, "Pomniejsze bóstwa", to dostarczająca wielu ciekawych przemyśleń powieść. Może nawet jest jedną z najlepszych części cyklu. Stanowi kolejny dowód na to, jak uważnym obserwatorem rzeczywistości jest Pratchett. Wykorzystując jako przykład wiecznie walczący ze swoimi sąsiadami, absurdalnie wręcz konserwatywny kraj, autor rozprawia się ze stereotypami, zwłaszcza tymi dotyczącymi roli kobiet w społeczeństwie. Nie brak też refleksji nad bezsensownością wojny. Nawet jeśli z wielu poruszanych tu kwestii czytelnik może zdawać sobie sprawę, Pratchett prezentuje te spostrzeżenia w tak interesującej formie, za pomocą tak wciągającej fabuły, że lektura nadal prowokuje do przemyśleń i daje wiele satysfakcji. Mimo dość ponurej tematyki nadal też jest obecny typowy dla autora humor (choć jest go tu jakby mniej).
Warto na marginesie dodać, że choć “Potworny Regiment” jest samodzielną częścią i nie należy do żadnego z podcykli, małe cameo ma kilka znanych i lubianych postaci. To miły akcent, który pokazuje, jak cały Świat Dysku jest połączony.
Mogę szczerze polecić tę książkę fanom Pratchetta i stworzonego przez niego Świata Dysku.
Choć “Potworny regiment” nie zachwycił mnie tak jak "Straż Nocna" czy inna moja ulubiona część, "Pomniejsze bóstwa", to dostarczająca wielu ciekawych przemyśleń powieść. Może nawet jest jedną z najlepszych części cyklu. Stanowi kolejny dowód na to, jak uważnym obserwatorem rzeczywistości jest Pratchett. Wykorzystując jako przykład wiecznie walczący ze swoimi sąsiadami,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-29
Znacie to szczególne uczucie, jakie ogarnia po skończeniu pewnych książek? Ta taka bliżej nieokreślona czytelnicza satysfakcja, gdy dany tytuł okazał się jeszcze lepszy, niż myśleliście, a po przewróceniu ostatniej strony zostaje się z głową pełną przemyśleń i czystym uczuciem radości, bo w danej książce WSZYSTKO idealnie zagrało. Ja tak miałam ze „Strażą nocną”. To jedna z tak wciągających lektur, że czytasz do rana, a nawet jeśli jakimś cudem oderwiesz się od lektury, to ciągle myślisz o tym, co właśnie się wydarzyło, zastanawiasz się nad słowami bohaterów i nie możesz się doczekać, kiedy znów weźmiesz książkę do ręki. Czytanie Pratchetta to niesamowite doświadczenie i literacka przygoda. Umie on tworzyć świetnych bohaterów, a „Straż nocna” doskonale pokazuje, jak fantastyczną postacią jest Vimes. To nie geniusz w stylu Holmesa, ale po prostu sprytny i diabelnie inteligentny facet. Cyniczny i przeorany przez życie, ale wciąż wierny określonym zasadom moralnym i starający się postępować właściwie. Nie brak mu wad, ale dzięki temu jest jeszcze bardziej ludzki i łatwiej z nim sympatyzować.
Nikt inny nie umie tak balansować między humorem a powagą jak Pratchett. Uwielbiam, gdy bawi się znanymi motywami, przetwarza je, uzyskując coś wyjątkowego. Ta książka jednak, choć wciąż nie brak tu typowo Pratchettowskich żartów, jest wyraźnie mroczniejszą częścią cyklu. W usta Sama Vimesa, który przenosi się w czasie i ląduje w mieście tuż przed przewrotem, autor wkłada gorzką refleksję na temat natury rewolucji i tego, ile w tym faktycznie jest bohaterstwa. Nie brak też rozważań nad naturą samego człowieka. „Straż nocna” to proza w najlepszym wydaniu i (kolejna) fantastyczna książka ze Świata Dysku.
Znacie to szczególne uczucie, jakie ogarnia po skończeniu pewnych książek? Ta taka bliżej nieokreślona czytelnicza satysfakcja, gdy dany tytuł okazał się jeszcze lepszy, niż myśleliście, a po przewróceniu ostatniej strony zostaje się z głową pełną przemyśleń i czystym uczuciem radości, bo w danej książce WSZYSTKO idealnie zagrało. Ja tak miałam ze „Strażą nocną”. To jedna z...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to