rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Ostatnio było naprawdę głośno o książce "Girl online" napisanej przez vlogerkę Zoellę. Recenzje o niej były dosłownie na każdym blogu o tematyce książkowej oraz modowej. Gdy dowiedziałam się, że w Madame Tussauds powstaje figura woskowa Brytyjki, byłam lekko zaskoczona. Dodatkowo istnieje możliwość, że faktycznym autorem tej lektury nie jest Zoe Sugg, a ghostwriter! W mediach wrzało. Osoba, która była przyjaciółką wielu, mogła ich okłamać! Cały medialny szum nie zaszkodził sprzedaży- w pierwszym tygodniu sprzedało się aż 78 000 egzemplarzy publikacji! Nie miałam w planach kupna tej książki, ale gdy zauważyłam, że jest dostępna w bibliotece, długo nie wahałam się przed jej wypożyczeniem.

Główna bohaterka- tytułowa Girl Online - Penny, jest zwyczajną nastolatką, która nie ma szczęścia w życiu. Co chwilę przydarzają się jej upokarzające sytuacje. Dziewczyna postanawia założyć bloga, na którym dzieli się z czytelnikami swoimi myślami. Dziewczyna wraz z rodzicami wybiera się na Boże Narodzenie do Nowego Jorku, gdzie poznaje przystojnego Noah. Jednak chłopak ma sekret...

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to piękna okładka. Widzimy na niej kilka zdjęć, co jest nawiązaniem do hobby piętnastolatki, czyli fotografii. Na pierwszym wpisie na swoim blogu wspomina, że będzie na nim również zamieszczała zdjęcia. Niestety, w książce nie ma żadnych, co mnie lekko rozczarowało. Postać Penny jest typowa. Lubi zapachowe świeczki, nad łóżkiem mnóstwo kompleksów. Podsumowując, strasznie łatwo jest się z nią utożsamić. Mimo że narzeka na to, jak ma ciężko w życiu, w mojej ocenie, jest ono sielanką. O nie, czy jej najlepsza przyjaciółka zamieściła kompromitujący ją filmik? No nie, ja bym przeprowadziła się na drugi koniec świata i odcięła od internetu! Życie jest takie niesprawiedliwe! Fabuła również nie była wybitna, nie działo się nic zaskakującego. Jednak plusem tej powieści było nawiązanie do problemów takich, jak cyberprzemoc czy homoseksualizm. Niestety, wątki te nie zostały mocno rozbudowane. A szkoda, bo książka dużo by na tym zyskała! Akcja została osadzona w Brighton, czyli w nadmorskim miasteczku w Wielkiej Brytanii. Miałam okazję tam być i miejsowość ta oczarowała mnie. Posiada tyle urokliwych, wąskich uliczek, piękne parki, niezwykłe molo, plażę kamienistą, nad którą latają ogromne mewy... Tyle piękna do opisania, które zostało brutalnie pominięte. Byłam i nadal jestem tym faktem zbulwersowana! Język był banalny- mnóstwo nierozbudowanych zdań i słów ze slangu. Chociaż muszę przyznać, że pojawiło się kilka momentów, kiedy śmiałam się, przeważała nuda i walka z samą sobą, by powieść dokończyć. Nierealna była również postać Noah: proszę, osiemnastolatek grający na gitarze, ogromne "ciacho" (tak, takich słów było mnóstwo), zakochał się w ciągu dnia w piętnastolatce, która potyka się o własne nogi? Czy naprawdę miłość ma aż taką siłę?

Reasumując, fabuła była nierealna, świat wykreowany przez autorkę przesłodzony. Z drugiej strony, Zoella ma wiele fanek, które mogą sięgnąć po książkę, zamiast siedzieć przed komputerem. Jak tak teraz o tym myślę, to może gdybym była jedenastolatką, byłabym zachwycona tą publikacją? W takim razie polecam ją dla młodszej młodzieży, a tej starszej odradzam.

Ostatnio było naprawdę głośno o książce "Girl online" napisanej przez vlogerkę Zoellę. Recenzje o niej były dosłownie na każdym blogu o tematyce książkowej oraz modowej. Gdy dowiedziałam się, że w Madame Tussauds powstaje figura woskowa Brytyjki, byłam lekko zaskoczona. Dodatkowo istnieje możliwość, że faktycznym autorem tej lektury nie jest Zoe Sugg, a ghostwriter! W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Przebudzenie Arkadii" często widywałam na półkach w księgarniach. Książka ta prześladowała mnie, więc w końcu poddałam się jej fascynującej okładce i jakże tajemniczemu opisowi. Nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać, jednak ogrom emocji, jakich dostarczyło mi dzieło Kai Meyer był nieziemski.

Już od samego początku pokochałam dwójkę głównych bohaterów- niezwykle zbuntowaną Rosę, która przeprowadziła się z Nowego Jorku na Sycylię do ciotki, oraz Alessandro. Obydwoje są bardzo ważnymi postaciami w swojej rodzinie. Bowiem są następcami capo- przywódcy swojej rodziny. Mimo to zakochują się w sobie, chociaż są świadomi możliwych skutków. W tle wszystkich wydarzeń tkwi dawna legenda o Arkadii, której mieszkańcy potrafili zmieniać się w zwierzęta. Rosa musi odkryć co jest prawdą, a co nie. Dodatkowo dowiaduje się o "brudnych" interesach ciotki (obecnego capo jej rodziny). Poznaje ona świat na nowo w całkiem obcym dla niej miejscu. Musi ona odnaleźć się w pełnej przepychu i bogactwa rzeczywistości.

Ponieważ bohaterów już pochwaliłam, to teraz powiem coś o fabule. Bowiem jest ona fantastyczna! Pędzi niezwykle szybko i jest ciekawa. Autor nie szczędzi postaciom zawodu, złości. Grozy, lecz także charakteru nadaje legenda o Arkadii. Jednakże przeciwwagą do brutalnych wydarzeń jest w mistrzowski sposób opisany krajobraz Sycylii. Za każdym razem, gdy Kai Meyer opowiadał nieco o mieście, w którym rozgrywała się akcja, o wyspie należącej do Alessandro, czy też o ogrodzie przylegającym do plazzo rodziny Rosy, ja rozpływałam się i jak zahipnotyzowana, czytałam uważnie każde kolejne słowo. Jakie było moje zdziwienie, gdy podczas zbierania informacji do recenzji dowiedziałam się że tak bardzo ubóstwiany przeze mnie autor jest mężczyzną! Tym bardziej darzę pisarza ogromnym szacunkiem, gdyż wiele fragmentów jest niezwykle romantycznych, co pasuje mi tylko i wyłącznie do kobiet.

"Przebudzenie Arkadii" wywarło na mnie przeogromne wrażenie. Jednak uważam, że zakończenie w takim momencie podchodzi wręcz pod tortury. Jak najszybciej zamierzam zabrać się za czytanie kolejnej części trylogii. Polecam!

"Przebudzenie Arkadii" często widywałam na półkach w księgarniach. Książka ta prześladowała mnie, więc w końcu poddałam się jej fascynującej okładce i jakże tajemniczemu opisowi. Nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać, jednak ogrom emocji, jakich dostarczyło mi dzieło Kai Meyer był nieziemski.

Już od samego początku pokochałam dwójkę głównych bohaterów- niezwykle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Dopiero wtedy wiem, że mnie książka naprawdę zachwyciła, jeżeli po przeczytaniu myślę o jej autorze, że chciałbym z nim się przyjaźnić i móc po prostu telefonować do niego, ile razy przyjdzie mi ochota"

"Buszującego w zbożu" chciałam przeczytać już dawno temu, jednak zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. Nareszcie dane mi było zapoznać się z historią Holdena Caulfielda napisaną przez nieżyjącego już Jeromea Davida Salingera. Narratorem tej publikacji jest główny bohater. Zdołowany głupotą czyhającą na niego za każdym rogiem, postanawia uciec z college'u do Nowego Jorku. Czas spędzony podczas pobytu w tym mieście opisuje.

W lekturze tej przede wszystkim pokochałam tok myślenia Holdena. Bardzo się z nim utożsamiłam. Jest on bardzo inteligentnym oraz wrażliwym nastolatkiem, który postanawia coś zmienić w swoim życiu, zbuntować się. Nie okłamuje czytelników, że coś jest w porządku, gdy tak nie jest. Opisuje swoje wszystkie uczucia bez wstydu, że jakieś może być nieodpowiednie. Odkrywa świat na nowo. Niby tylko kilka dni przebywa sam w wielkim mieście, jednak zauważa wiele rzeczy i uczy się je doceniać. Inni bohaterowie również są dobrze wykreowani, każdy o odmiennym charakterze. Co ciekawe, książka ta została napisana na podstawie kontrastu świata dorosłego ze światem dzieciństwa. Na Holdera przyszedł nieubłagany czas wstąpienia w świat dorosłych, jednak on opiera się mu jak tylko może. Widzi go jako zakłamany i pełen pozorów. Co rzuca się w oczy podczas czytania, to język, którym posłużył się autor. Jest w nim wiele "mocniejszych" słów, które w dzisiejszych czasach jeszcze nie są normą, więc mogę sobie wyobrazić, jak mocno sensacyjna musiała być ta publikacja w 1951 roku. Jednak mimo wszystko uważam, że przemyślenia Holdera są ponadczasowe. Wiele ułatwień, technologii, odkryć przybyło, jednak dojrzewanie oraz problemy nastolatków były, są i będą takie same bądź podobne. Jeśli chodzi o akcję, to tempo jej naprawdę nie jest jakieś zawrotne, tym bardziej że narrator dużo wspomina o swojej przeszłości. Jednak nie przeszkadzało mi to, bo tu nie akcja się liczy, a wnioski.

Serdecznie polecam tę książkę przede wszystkim nastolatkom, gdyż może wiele ona wnieść do naszego życia. Jest ona klasykiem z ogromnym morałem. Ponadto trzyma w napięciu do samego końca.

"Jeżeli ktoś umarł, to jeszcze nie powód, żeby go przestać lubić, zwłaszcza jeżeli to był ktoś tysiąc razy sympatyczniejszy niż inne znajome osoby, które żyją."

"Dopiero wtedy wiem, że mnie książka naprawdę zachwyciła, jeżeli po przeczytaniu myślę o jej autorze, że chciałbym z nim się przyjaźnić i móc po prostu telefonować do niego, ile razy przyjdzie mi ochota"

"Buszującego w zbożu" chciałam przeczytać już dawno temu, jednak zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. Nareszcie dane mi było zapoznać się z historią Holdena Caulfielda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"To niesamowite, jak zmienia się spojrzenie na wiele spraw, gdy się dowiadujesz, że może nie jesteś człowiekiem."

Mimo że nie jestem ogromną fanką fantasy, moją uwagę od wielu miesięcy przyciąga powieść "Urodzona i północy" niejakiej C.C. Hunter. Jednak jest to jej pseudonim. Naprawdę nazywa się Christie Craig i pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Książka ta jest pierwszą częścią serii "Wodospady cienia". Jest ona bestsellerem wg New York Times'a.

Podczas jej czytania przenosimy się w świat Kylie w jej chyba najtrudniejszym etapie życia. Jej ukochana babcia zmarła, rzucił ją chłopak, a jej rodzice rozwodzą się. Jest ona również świadkiem jak jej mama, którą często nazywa Królową lodu, smaży tacie majtki na grillu. Na domiar złego widzi żołnierza, którego nikt inny nie może zauważyć. Jej matka zaniepokojona dziwnym zachowaniem córki zapisuje ją do psychologa, zwanego przez główną bohaterkę świrologiem. Gdy wydaje się że wszystko w miarę wraca do normy, Kylie idzie na imprezę, na którą przyjeżdża policja, ponieważ wykrywa narkotyki. Z komisariatu odbiera ją mama, która oświadcza córce, że jedzie na obóz dla młodzieży z problemami. Na początku bardzo niezadowolona dziewczyna poznaje tajemniczego Lucasa- wilkołaka oraz przyjaznego półelfa- Derka. Następnie zaprzyjaźnia się z nowymi współlokatorkami - czarownicą Mirandą i wampirzycą Dellą.

Zupełnie nie zawiodłam się na tej lekturze! Emocje, które dostarczyła mi autorka były ogromne! Bałam się, że może wyjść z tego kopia "Zmierzchu", ale zupełnie nie miałam racji. Akcja pędzi, więc nie ma czasu na nudę. Wszystkie miejsca są opisane idealnie, nie przesadnie, lecz wystarczająco. Co prawda nie do końca polubiłam ciągle się nad sobą użalająca Kylie, jednak z biegiem fabuły coraz mniej mi to przeszkadzało. Pokochałam jej przyjaciółki Dellę i Mirandę, gdyż dają one wiele śmiechu i często się sprzeczają. Jeśli chodzi o innych bohaterów, to są oni przyzwoicie wykreowani. Wiele różnorodności dodaje to że każdy jest kimś innym: wampirami, elfami, czarownicami, wilkołakami, zmiennokształtnymi. Jednak na tym przetarte przez innych autorów książek fantszy szlaki się kończą, bo wszyscy uczestnicy obozu są potomkami bogów. Pisząc o bohaterach nie może również zabraknąć Lucasa i Derka, którzy wywołali ogromny chaos w sercu głównej bohaterki. Mimo to owy wątek miłosny nie występował na pierwszym planie, co mnie niezmiernie cieszy. Jednak mam jedną uwagę: podział książki na rozdziały. W jednym przypadku aż się prosiło o nowy rozdział, a w drugim rozmowa kończyła się w połowie i zaczynała dopiero w kolejnym dziale, co było bardzo denerwujące.

Jednak więcej uwag już nie mam, książkę czytało się bardzo przyjemnie podczas weekendu na Mazurach. Może nie poucza nas i nie wnosi nic wartościowego do naszego życia, to mimo wszystko miło z nią spędziłam czas. Już nie mogę się doczekać jak przeczytam kolejną część! Polecam!

"To niesamowite, jak zmienia się spojrzenie na wiele spraw, gdy się dowiadujesz, że może nie jesteś człowiekiem."

Mimo że nie jestem ogromną fanką fantasy, moją uwagę od wielu miesięcy przyciąga powieść "Urodzona i północy" niejakiej C.C. Hunter. Jednak jest to jej pseudonim. Naprawdę nazywa się Christie Craig i pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Książka ta jest pierwszą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka "Galop '44" została napisana przez Polkę- Monikę Kowaleczko-Szumowską. Pierwszy raz publikację tę zobaczyłam u mojego kolegi. Zafascynował mnie jej opis, tak więc postanowiłam ją nabyć. Po wyczerpującej konwersacji z mamą na temat zakupu, udało mi się ją ubłagać o wymarzony egzemplarz. Zafascynowana nową "zdobyczą" przerwałam czytanie wszystkich innych i zajęłam się niezwykle wzruszającą opowieścią o Mikołaju i Wojtku.

Chłopcy są braćmi, którzy nie mają ze sobą dobrego kontaktu.Rodzice zostawiają ich samych na parę dni, jednak stanowczo nakazują Wojtkowi zabrać młodszego brata do Muzeum Powstania Warszawskiego podczas obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Ponieważ mieszkają w stolicy, bohaterom miejsce to nie jest obce. Rozdzielają się, dzięki czemu Mikołajowi udaje się przenieść w czasy wcześniej już wymienionego Powstania Warszawskiego. Wojtek w poszukiwaniu brata również tam się udaje. To tu chłopcy poznają słodki smak zwycięstwa i gorycz porażki. Znajdują przyjaciół, spotykają nowych ludzi, od których otrzymują ogromną dawkę nauki o życiu. W powieści tej nie mogło również zabraknąć prawdziwej miłości.

Motywem przewodnim książki Moniki Kowaleczko-Szumowskiej jest podróż w czasie. Czytałam wiele publikacji o cofnięciu się w czasie, jednak "Galop' 44" jest jedyną taką w swoim rodzaju. Dowiadujemy się zarówno o wielu ważnych datach, jak i wydarzeniach. Jednak nie jest to podręcznik do historii o suchych faktach! Autorka napisała o wielu uczuciach towarzyszących bohaterom podczas Powstania, o Polkach służących Niemcom za żywe tarcze, o wycieczkach kanałami, zrzutach alianckich, dokładnie opisywała budynki zniszczone przez m.in. bombardowania. Genialnie wykreowała głównych bohaterów. Z każdą kolejną kartką było widać, że bracia czuli do siebie coraz to mocniejszą więź emocjonalną. Jeśli chodzi o inne postacie, to były one oparte na prawdziwych Powstańcach. Realizmu również dodawały skrawki notatek pisanych w tamtych czasach. Książka ta ukazuje też różnicę w słownictwie. Na początku Wojtkowi ciężko było się dogadać z jego rówieśnikami z 1944 roku, co dało autorce realistyczny efekt.

Całość prezentowała się naprawdę bardzo dobrze. Utożsamiłam się z głównym bohaterem, przez co zadałam sobie pytanie: "Czy byłabym w stanie walczyć o wolną Polskę z taką determinacją, jak moi rówieśnicy dawniej?". Myślę że tak, jednak nie mam ochoty przekonać się o tym na własnej skórze. Jednakże publikację tę gorąco polecam, ponieważ zmusza do głębokiej refleksji, uczy historii i, nie raz zakręci nam się przez nią w oku łza. Po jej przeczytaniu patrzę pod innym kątem na moją ojczyznę, miasto i wszelakie rocznice.

Książka "Galop '44" została napisana przez Polkę- Monikę Kowaleczko-Szumowską. Pierwszy raz publikację tę zobaczyłam u mojego kolegi. Zafascynował mnie jej opis, tak więc postanowiłam ją nabyć. Po wyczerpującej konwersacji z mamą na temat zakupu, udało mi się ją ubłagać o wymarzony egzemplarz. Zafascynowana nową "zdobyczą" przerwałam czytanie wszystkich innych i zajęłam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O "Tatuażu z lilią" stało się głośno jeszcze przed premierą tej książki, która miała miejsce 19 czerwca 2014 roku. Jej autorką jest Polka- Ewa Seno. Niestety za dużo o niej nie wiem, ale jedno jest pewne- jest to jej debiut. Lektura ta należy do serii Antilia. O publikacji naczytałam się wielu pozytywnych opinii, więc gdy zobaczyłam ją na półce biblioteki, nie wahałam się i wzięłam ją ze sobą do domu.

"Tatuaż z lilią" zainteresował mnie już od pierwszej strony. Poznałam Ninę, której świat wywraca się do góry nogami. Nie dość że przyłapała swojego chłopaka zdradzającego ją z najlepszą przyjaciółką w jej osiemnaste urodziny, to na domiar złego, tego samego dnia zginął jej tata. Na szczęście przygarnęła ją siostra jej zmarłej matki. Nina przeprowadziła się więc do Stanów, by tam zacząć swoje nowe życie. Jednak już podczas podróży poznała kogoś, kto zamiesza jej w głowie... Co prawda główna bohaterka ma cięty język i najpierw coś powie, a później pomyśli (skąd ja to znam?), ale podczas czytania nie denerwowały mnie jej wybory. Nie była ona również ideałem bez żadnej skazy. Fabuła nie stała w miejscu, autorka przyśpieszała ją poprzez dodawanie coraz to ciekawszych pikanterii. Genialnie wykreowała świat z którego pochodzi Nina. Mam jednak parę uwag. Po pierwsze- ta okładka! Główna bohaterka jest blondynką, a nie szatynką i tatuaż ma na nadgarstku, a nie na ramieniu. Po drugie- czemu jest ona tak cienka? Książkę tę udało mi się przeczytać w zaledwie jeden dzień, gdyż posiada ona tylko 288 stron. Nie wiem, jak wytrzymam do premiery kolejnej części!

Podsumowując, lektura ta dostarczyła mi wiele przyjemności. Mogłam się przy niej zrelaksować i odciąć od otaczającego mnie, nudnego świata. Pomimo pomyłki z okładką, na nowo zaczęłam ufać Polskim pisarzom. Gorąco polecam!

O "Tatuażu z lilią" stało się głośno jeszcze przed premierą tej książki, która miała miejsce 19 czerwca 2014 roku. Jej autorką jest Polka- Ewa Seno. Niestety za dużo o niej nie wiem, ale jedno jest pewne- jest to jej debiut. Lektura ta należy do serii Antilia. O publikacji naczytałam się wielu pozytywnych opinii, więc gdy zobaczyłam ją na półce biblioteki, nie wahałam się i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nie mam zamiaru marzyć o idealnym życiu. Wszystkie niepowodzenia to tak naprawdę sprawdziany, które zmuszają nas do wyboru pomiędzy rezygnacją a podniesieniem się z ziemi, otrzepaniem się z kurzu i stawieniem czoła sytuacji."

Książka "Hopeless" została napisana przez Colleen Hoover. Mieszka ona w Teksasie (Ameryka) i właśnie tam toczy się fabuła jej powieści. O jej dziele dowiedziałam się dużo wcześniej, niż była premiera i nie mogłam się doczekać, kiedy dostanę go w swoje ręce. Na początku zaciekawiła mnie okładka, moją ciekawość podsycił niezwykle tajemniczy opis. Jeszcze większego "apetytu" dostałam po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii. Nie widziałam ani jednej negatywnej! Na początku miałam problem z dostaniem jej, gdyż w sklepie, w którym byłam jeszcze nie wypakowali jej z kartonów. Jednak kiedy już ją zakupiłam, skończyłam ją tego samego dnia, kiedy zaczęłam.

Akcja opowiadana z perspektywy Sky- głównej bohaterki jest ciekawa i w ani jednym momencie mnie nie nudziła. Dziewczyna pewnego dnia poznaje Deana Holdera. Dzięki niemu odmienia swój styl życia. Po upływie czasu dowiaduje się, że chłopak zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Pierwsza rzecz, która bardzo rzuciła mi się w oczy jest piękny styl pisania, którym posłużyła Collen Hoover. Autorka genialnie połączyła język młodzieżowy z tym bardziej oficjalnym. Amerykanka umie również doskonale grać na emocjach czytelnika- co jakiś czas musiałam odpoczywać od czytania, ochłonąć, a z mojej twarzy rumieńce do teraz nie chcą zejść. Wydaje Ci się, że wiesz, co się dalej wydarzy, a pisarka, jakby chciała ci zrobić na złość, dodaje parę pikanterii, które obracają problemy do góry nogami. Jednak nie jest to typowo sielankowa lektura o miłości z typowym happy endem! O nie! Książka ta posiada wiele problemów zaczynających od alkoholizmu, a na autoagresji kończąc. Nie wiem czemu, momentami przypominała mi "Morze Spokoju". Jednak uznaję to za plus, gdyż zarówno to, jak i tamto dzieło wywarły na mnie ogromne wrażenie. Bardzo polubiłam wszystkich bohaterów, nawet "czarne charaktery", jednak szczególną sympatią darzę Sky. Miała ona cudowne poczucie humoru, już dawno nie śmiałam się tak przy książce. Nie zauważyłam, kiedy już miałam za sobą połowę książki, a gdy spostrzegłam, że powoli kończą się jeszcze nie przeczytane przeze mnie strony, w duchu modliłam się o cud, o kilkaset nowych stron. Niestety wszystko było na nic...

"Wsiada do samochodu i odjeżdża. A to oznacza, że mam wolną chatę. Większość nastolatków własnie w tej chwili wyjmowałaby komórki i zaczynała zapraszać znajomych na najbardziej czadową imprezę roku. Nie ja. Ja po prostu wchodzę do domu, a w mojej głowie rodzi się szatański plan: postanawiam upiec ciasteczka. Taka to już ze mnie zbuntowana nastolatka."

Jedyne, co teraz mogę zrobić, to gorąco polecić "Hopeless" . Jest to lektura, na którą warto zwrócić uwagę oraz poświęcić jej czas. Na pewno jeszcze nie raz do niej wrócę. Zamierzam ją również wychwalać na prawo i lewo moim koleżankom, ponieważ nie mogę dopuścić, by tak świetna książka przeszła im koło nosa!

"Nie mam zamiaru marzyć o idealnym życiu. Wszystkie niepowodzenia to tak naprawdę sprawdziany, które zmuszają nas do wyboru pomiędzy rezygnacją a podniesieniem się z ziemi, otrzepaniem się z kurzu i stawieniem czoła sytuacji."

Książka "Hopeless" została napisana przez Colleen Hoover. Mieszka ona w Teksasie (Ameryka) i właśnie tam toczy się fabuła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Czytanie sprawia, że człowiek czuje się połączony z doświadczeniami innych i dzięki temu mniej dziwny."

Często myślimy o przyszłości. Jak bardzo zmieni się świat za sto lat? "Nieskończoność" napisana przez Holly-Jane Rahlens pokazuje nam, jak może wyglądać rzeczywistość. Akcja książki rozgrywa się w roku 2264. Zaimek osobowy "ja" wyszedł już z użycia,a ludzie myślą za pomocą mózgołącza. Finn- młody, aspirujący historyk, znawca wymarłego języka niemieckiego dostaje zlecenie. Ma on przetłumaczyć pamiętnik nastolatki z XXI wieku. Jakiś czas później ma okazję osobiście poznać jego autorkę. Co wyniknie z tego spotkania?

Pierwsza połowa książki strasznie mnie nudziła. Czytałam ją chyba przez tydzień i okropnie się z nią męczyłam. Jednak postanowiłam kontynuować ją, gdyż byłam ciekawa, co wydarzy się następnie. Gdy zaczęłam czytać drugą połowę zrozumiałam, o co chodziło autorce. Otóż z pierwszej części wyłączone są uczucia. To radość, smutek, frustracja, gniew, miłość nadają życiu kolorów. Początkowo ciężko było mi się przyzwyczaić do wielu przyrządów z przyszłości. Jednak, gdy już przywykłam, lekturę tę czytało się naprawdę przyjemnie. Co prawda, czytałam inne dzieła, które bardziej mną poruszyły, jednak to dało mi wiele do myślenia.

Ogromne brawa należą się zarówno autorce- za bujną fantazję oraz lekkość pisania, jak i Wydawnictwu Egmont za przepiękne wydanie. "Nieskończoność" polecam osobom, które lubią zadawać pytania i eksperymentować. Mi książka przypadła do gustu i oceniam ją na 7/10.

"Czytanie sprawia, że człowiek czuje się połączony z doświadczeniami innych i dzięki temu mniej dziwny."

Często myślimy o przyszłości. Jak bardzo zmieni się świat za sto lat? "Nieskończoność" napisana przez Holly-Jane Rahlens pokazuje nam, jak może wyglądać rzeczywistość. Akcja książki rozgrywa się w roku 2264. Zaimek osobowy "ja" wyszedł już z użycia,a ludzie myślą za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Czasami łatwiej udawać, że wszystko jest w porządku niż zmierzyć się z faktem, że nic nie jest takie, jakie powinno, ale nic nie możesz z tym zrobić."
"Morze spokoju" napisane przez Katję Millay przeczytałam dzięki mojej koleżance, która wychwalała ją na prawo i lewo.Już wcześniej zwróciłam uwagę na tę publikację, gdyż przez długi czas była Bestsellerem Empiku. Autorka, a właściwie Nastia opowiada nam o swoim beztroskim dotychczas życiu. Jednak jeden wieczór wystarczył, by jej marzenia legły w gruzach. Załamana, przestaje mówić, przeprowadza się do domu cioci i zaczyna życie na nowo. W szkole poznaje Josha- chłopaka, który stracił praktycznie całą rodzinę. Jest on typem samotnika. Nastolatkowie dalej mają szansę na odbudowanie swojego szczęśliwego życia. Czy im się to uda?
"Morze spokoju" już od pierwszych stron całkowicie zawładnęło moimi myślami. Kolejne strony przewracałam coraz to szybciej. Akcja osiągała zawrotne tempo, a Katja Millay co chwile rzucała nastolatkom kłody pod nogi. Podczas czytania, śmiałam się w wniebogłosy, ale również łza w oku nie raz się zakręciła. Zdecydowanie odradzam czytania tej książki w szkole, bo jak ja to robiłam, to ludzie zaczęli się na mnie dziwnie patrzeć, podczas gdy ja uśmiechałam się jak głupi do sera. Rozdziały podzielone są tak, że w jednym wypowiada się Nastia, a w drugim Josh. Z kolejnymi stronami dowiadujemy się szczegółów o przeszłości tych dwojga. Wszystko łączy się w jedną całość. Autorka użyła prostego, młodzieżowego języka, lecz efekt końcowy jest genialny! Mimo to w książce tej nie brak mądrych stwierdzeń. Niektórym może przeszkadzać to, że w opowiadaniu przewija się wiele przekleństw. Mi to zupełnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, nadaje to specyficznego stylu tej publikacji. Na okładce napisane jest" złamie Twoje serce i sklei je na nowo". Na początku, gdy tylko zauważyłam ten tekst pomyślałam, że nie jest to możliwe. Jednak jak bardzo myliłam się... Jest to bardzo niezwykłe, tym bardziej, że już tyle różnorodnych tematów zostało opisanych w lekturach."Ludzie mówią, że miłość jest bezwarunkowa, ale to nie prawda, a nawet gdyby była, to nigdy nie za darmo. Zawsze wiąże się z jakimiś oczekiwaniami.Wszyscy chcą czegoś w zamian. Jakby wymagali,żeby ta druga osoba była szczęśliwa, przez co automatycznie staje się odpowiedzialna za ich szczęście, bo nie mogą być szczęśliwi, póki ona nie będzie szczęśliwa."
Polecam "Morze spokoju" każdemu, zarówno nastolatkom, jak i dorosłym. Lecz od razu ostrzegam, że po zaczęciu wciągania się w fabułę, może być taka sytuacja, że nie oderwiesz się od tej publikacji. Jest to jedna z lepszych książek, jaką kiedykolwiek przeczytałam i na pewno długo o niej nie zapomnę!

"Czasami łatwiej udawać, że wszystko jest w porządku niż zmierzyć się z faktem, że nic nie jest takie, jakie powinno, ale nic nie możesz z tym zrobić."
"Morze spokoju" napisane przez Katję Millay przeczytałam dzięki mojej koleżance, która wychwalała ją na prawo i lewo.Już wcześniej zwróciłam uwagę na tę publikację, gdyż przez długi czas była Bestsellerem Empiku. Autorka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę pt. "Łza" autorstwa Lauren Kate przeczytałam, po mieszanych uczuciach co do serii "Udręka" tej samej autorki. Lektura ta opowiada o losach Euredyki Boudreaux, której trudno jest się pogodzić z utratą matki. Przez całe życie stosuje się do jej słów:„Nigdy, przenigdy nie płacz” . Jednak pewnego dnia poznaje tajemniczego, wysokiego blondyna o imieniu Ander. Dzięki niemu odkrywa prawdę o swoich mocach i o swoim rodzie. Nie wszystko jest tak, jakby mogła sobie zaplanować Euredyka...

Czytając tę powieść mocno związałam się emocjonalnie z główną bohaterką. Nie jest ona idealna, ale przypomina mi mnie. Może poza małym drobiazgiem, że przeszła próbę samobójczą. Ale poza kompleksami, myślę, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić. Za co ją jeszcze mocniej polubiłam, ona również uwielbia biegać na długie dystanse. Ander natomiast skradł moje serce. Nie wiem czemu, ale już od pierwszego o nim zdaniu wiedziałam, że go polubię. Inne postacie wykreowane przez Lauren Kate mają różne charaktery, co oceniam na plus. Tak naprawdę autorka stworzyła nowy element fantasy, bo jeszcze nigdy nie czytałam o dziewczynie, której łzy mogą zmienić coś. Co do wydania, nie widziałam żadnych "literówek", a okładka naprawdę przykuwa uwagę i jest idealnie dobrana tematycznie. Genialny jest też pomysł na Tragarzy Ziarna- nazwa ta wywodzi się z ziarna wiedzy, które ci ludzie posiadają.

Pozycja ta średnio mi się spodobała, bo choć bohaterzy są przecudowni, to występuje parę niedociągnięć w fabule. Istnieją też nudniejsze momenty, w których omijałam niektóre zdania. Jednak mam nadzieję, że w kolejnej części Lauren Kate doprawi tę historię o kilka zagadek lub innych przeszkód.

Książkę pt. "Łza" autorstwa Lauren Kate przeczytałam, po mieszanych uczuciach co do serii "Udręka" tej samej autorki. Lektura ta opowiada o losach Euredyki Boudreaux, której trudno jest się pogodzić z utratą matki. Przez całe życie stosuje się do jej słów:„Nigdy, przenigdy nie płacz” . Jednak pewnego dnia poznaje tajemniczego, wysokiego blondyna o imieniu Ander. Dzięki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na "Ostatnią Spowiedź" polowałam od dłuższego czasu. Wiedziałam, że jest to jedna z najpopularniejszych książek, natomiast ciężko jest ją gdziekolwiek zdobyć. Zdałam sobie sprawę, jak mocno jestem przywiązana do Matrasa, Empika i Biblioteki Elbląskiej. Koniec końców wymieniłam się z innym czytelnikiem i użytkownikiem portalu Lubimy Czytać. Moja lektura pochodzi aż z Bielska- Białej! Jednak przez pare tygodni kurzyła się na półce i czekała na swoją kolej. W ciemno pożyczyłam ją mojej koleżance, która była nią zachwycona i z wielką niecierpliwością oczekuje na mój zakup II części. Po usłyszeniu tak pozytywnej opini i ja postanowiłam zapoznać się z treścią "Ostatniej Spowiedzi". Warto na wstępie dodać, iż autorką tej pozycji jest Nina Reichter, z wykształcenia prawniczka. Jest to jej debiut.

Autorka przenosi nas do smutnej codzienności Ally, która pod przymusem matki musi być z Christophem. Dziewczyna na lotnisku poznaje Bradina- piosenkarza jednego z rockowych zespołów. Na szczęscie ich znajomość się na tym nie kończy, bowiem Ally i Bradin utrzymują kontakt telefoniczny. Warto tu dodać, że studentka nie ma pojęcia, że chłopak, którego poznała jest obiektem westchnień wielu nastolatek. Jak potoczy się ich przyszłość? Czy Ally dowie się całej prawdy o piosenkarzu?

Narracja jest pierwszoosobowa, prowadzona z punktu widzenia Ally i Bradina. Byłam bardzo ciekawa tej książki, bo wszystkie, dosłownie wszystkie recenzje, które czytałam na jej temat były pozytywne. Jednak po jej przeczytaniu zrozumiałam, że inaczej nie można, bowiem historia napisana przez Ninę Reichter wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Głównym tematem tego dzieła jest miłość, jednak ukazuje ono nam również ciemne strony sławy i mocne ingerowanie w nasze życie rodziców. NIe jest to jednak zwykłe, nudne i schematyczne romansidło, bowiem na każdym kroku na głównych bohaterów czeka jakaś przeszkoda, i gdy wydaje się, że wszystko jest dobrze, akcja zmienia się. Przez cały ten czas, gdy pochłaniałam kolejne literki, a kartki przewracałam jak najszybciej się dało, by dowiedzieć się, co było dalej uśmiech nie schodził mi z twarzy. Bowiem już dawno nie czytałam tak genialnej i trzymającej w napięciu lektury, jak ta. Koniec jest naprawdę niezwykle nieprzewidywalny. Myślę, że żaden z czytelników by go nie przewidział! Autorka stworzyła coś dotąd niespotkanego.

Podziwiam autorkę za tak wspaniały pomysł. Pokochałam tę trylogię i jak najszybciej planuję zabrać się za drugą część. Bez wahania "Ostatnią spowiedź" polecam każdemu, gdyż jest piękna, interesująca i ciekawa. Jednak ostrzegam, przed wulkanem emocji, który może w Was wybuchnąć podczas jej czytania.

Na "Ostatnią Spowiedź" polowałam od dłuższego czasu. Wiedziałam, że jest to jedna z najpopularniejszych książek, natomiast ciężko jest ją gdziekolwiek zdobyć. Zdałam sobie sprawę, jak mocno jestem przywiązana do Matrasa, Empika i Biblioteki Elbląskiej. Koniec końców wymieniłam się z innym czytelnikiem i użytkownikiem portalu Lubimy Czytać. Moja lektura pochodzi aż z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę "Perfekcjonistka" napisaną przez Iwonę Sobolewską przeczytałam przypadkowo. Bardzo spodobał mi się opis umieszczony z tyłu okładki, a główna bohaterka już od samego początku kojarzyła mi się z bliską mi osobą. Pani Iwona niedawno skończyła maturę, więc nie jest ona osobą w podeszłym wieku. Jednak nie jest to jej debiut. Jest to jej już trzecie dzieło! Autorka przenosi nas do życia tytułowej perfekcjonistki- Julity. Po zerwaniu z Maćkiem- jej chłopakiem zakrywała swój ból serca idealną fryzurą, makijażem, nienagannym ubiorem itd. Jednak po balu sylwestrowym, na który ciężko było ją namówić nastolatka zmienia swój styl bycia, co prawda powoli, ale jednak.

W publikacji tej występuje narracja pierwszoosobowa, prowadzona z punktu widzenia Julity. Co do języka autorki nie mam żadnych uwag. Był poprawny, ale też bez jakiś fajerwerków. Nie przywiązałam się do żadnego z bohaterów, choć najbardziej z nich wszystkich polubiłam Dawida, chłopaka, którego Julita poznała na balu sylwestrowym. Fabuła jest płynna. Mogłoby na pierwszy rzut oka wydawać się, że "Perfekcjonistka" to zwykłe, przereklamowane romansidło. Ale jednak pozycja ta ukazuje problemy nastolatków. Jak przez jedną osobę, która nas zraniła możemy stać się... nikim. Szufladkujemy wtedy ludzi i nie przepadamy za tymi z tej samej kaszty, co nasz wróg. Ciężko nas wtedy przekonać do tego typu istot. Właśnie o tym chce nas uświadomić autorka. No, a że przy okazji występuje Dawid, to daje fabule płynności i przykuwa większą uwagę czytelnika. Poza tym, która lektura dedykowana dla nastolatek nie jest o miłości? Myślę, że bardzo ciężko byłoby taką znaleźć, gdyż takowych jest niewiele.

Podsumowując, pozycja ta była ciekawa, przykuła moją uwagę, ale czytałam zdecydowanie ciekawsze egzemplarze. Jednak jestem zadowolona, że miałam możliwość przeczytania jej. Dodatkowo świetnie się przy niej bawiłam i zrelaksowałam. Skutecznie zabiła nudę, która nękała mnie od dłuższego czasu.

Książkę "Perfekcjonistka" napisaną przez Iwonę Sobolewską przeczytałam przypadkowo. Bardzo spodobał mi się opis umieszczony z tyłu okładki, a główna bohaterka już od samego początku kojarzyła mi się z bliską mi osobą. Pani Iwona niedawno skończyła maturę, więc nie jest ona osobą w podeszłym wieku. Jednak nie jest to jej debiut. Jest to jej już trzecie dzieło! Autorka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Szukając Alaski" to debiutancka książka Johna Greena. Opowiada ona o losach Milesa (Kluchy), który poszukuje swojego "Wielkiego Być Może" w nowej szkole w zupełnie obcym dla niego mieście. Nie jest osobą doświadczoną towarzysko, gdyż w rodzinnym mieście nie miał kolegów, a swój wolny czas wypełniał czytaniem biografii znanych ludzi. Właśnie w nowej szkole poznaje Alaskę- ładną i odważną dziewczynę, Pułkownika- jego współlokatora, a zarazem najlepszego przyjaciela oraz Takumiego- tajemniczego, ale rozrywkowego Japończyka. Wszystko było by wieczną sielanką, gdyby nie pewien wypadek, po którym wiele rzeczy nie będzie już takie, jak dawniej.

Do przeczytania tej publikacji zachęciły mnie wcześniejsze pozycje Johna Greena, które bez najmniejszego problemu szybko pochłonęłam. "Wielokrotnie nagradzany debiut młodego amerykańskiego pisarza Johna Greena to książka wyjątkowa, literatura na najwyższym poziomie, która dotyka sedna życia młodych ludzi. Której się nie zapomina"- przemawiał do mnie napis na tylniej okładce "Szukając Alaski". Pierwsze, co od razu rzuciło mi się w oczy to piękny język autora, zawierający nie tylko wiele epitetów i porównań bo również slangu młodzieżowego. Fabuła była bardzo ciekawa, od pierwszych stron już bardzo mnie wciągnęła. Motyw przewodni wydawać by się mógł banalny: przyjaźń, problemy rodzinne, dorastanie. Jednak Amerykanin stworzył coś niepowtarzalnego i niebanalnego. Dobrą decyzją było wprowadzenie narracji pierwszoosobowej, w której wypowiadał się Klucha. Łatwiej było postawić się w jego miejscu i odczuwać to, co on. Bardzo polubiłam Laurę, dziewczynę Milesa. Miała ona śmieszny akcent, gdyż pochodziła z innego kraju i pomagała swojemu chłopakowi w trudnych sytuacjach. Drugą osobą, z którą utożsamiłam się była Alaska. Była ona nastolatką owianą mgiełką tajemniczości, może też grozy. Miała duże wahania emocji. Jednak nie raz pomagała współlokatorom pogodzić się. Nie była do końca grzeczną osóbką, gdyż nielegalnie paliła papierosy i piła różowe wino. Jednak gdzieś, głęboko w sercu czuję, że wiele nas łączy. Ponieważ książka samymi pozytywami nie żyje, tak i w tej pojawiły się drobne mi przeszkadzające elementy. Pierwszym z nich było wydanie. Wydawnictwo Znak ładnie wszystko oprawiło graficznie, lecz publikacja ta miała małe litery i ciężko się ją czytało. Drugim natomiast było to, że akcja ciągnęła się jak na mój wybredny gust za długo. Choć lektura ta podobała mi się, to po przeczytaniu "Gwiazd naszych wina" i "Papierowych miast" postawiła bym ją na miejscu trzecim. Jednak z wielką niecierpliwością czekam na "19 razy Katherine"- czwartą książkę Johna Greena.

Na zakończenie pragnę pogratulować autorowi tak wspaniałej i niebanalnej fabuły. Na pewno musiała to być ciężka i czasochłonna praca. Jednak jej efekty widoczne są gołym okiem. Pomimo paru wcześniej przeze mnie wymienionych wad, całość wywarła na mnie ogromne wrażenie. Pozycje tę polecam zarówno młodzieży jak i dorosłym. Ma głębokie przesłanie i zawiera naprawdę bardzo mądre słowa.

"Szukając Alaski" to debiutancka książka Johna Greena. Opowiada ona o losach Milesa (Kluchy), który poszukuje swojego "Wielkiego Być Może" w nowej szkole w zupełnie obcym dla niego mieście. Nie jest osobą doświadczoną towarzysko, gdyż w rodzinnym mieście nie miał kolegów, a swój wolny czas wypełniał czytaniem biografii znanych ludzi. Właśnie w nowej szkole poznaje Alaskę-...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O publikacji "Król Kruków" autorstwa Maggie Stiefvater dowiedziałam się zupełnie przypadkowo przez internet. Zaciekawił mnie tajemniczy, może wręcz mroczny opis. Książka ta opowiada o Blue- córce wróżki. Dziewczyna jako jedyna w domu nie może przepowiadać przyszłości, jest jednak kimś w rodzaju wzmaczniacza. Przy jej obecności mocniej odczuwalna jest magia. Jednak Blue nie ma łatwo, nie może nikogo pocałować, bo w innym wypadku tej drugiej osobie grozi śmierć. Poznje ona trzech najlepszych kolegów uczących się w elitarnej szkole: Adama, Gadseya oraz Roana. Przyjaciele poza nauką poszukują lini mocy. Córka wróżki przyłącza się do poszukiwań. To, co odkryją zaskoczy nawet najbardziej wytrawnego smakosza literatury.

Z twórczością Pani Maggie Stiefvater miałam już doczynienie wcześniej. "Ukojenie" i "Niepokój" z tego co pamiętam mocno przypadły mi do gustu. "Królem Kruków" również się nie zawiodłam. Pierwsze, co się mocno rzuca w oczy to zachwycający styl pisania autorki. Akcja nie stoi w miejscu, ale też nie pędzi jak szalona. Wszystko opisane jest precyzyjnie. Każdy z bohaterów ma swój odmienny styl i charakter. Widać, że pisarka wszystko miała dokładnie rozplanowane. Polubiłam główną bohaterkę- Blue. Jest pożądna i poukładana. Wie, czego chce w życiu i twardo stąpa po ziemi. Do gustu przypadł mi również Gadsey. Choć mógłby pozwolić sobie na najnowsze BMW, on woli stare auto. Jest wyrafinowany, grzeczny, mądry i wie, że nic nie bierze się samo z siebie, na sukces trzeba zapracować. Jednak żal mi, że nikt nie wspomniał o Noahu. Jak dla mnie jest to jeden z kluczowych bohaterów, a wydawca tak po prostu o nim nie napisał... Jego również polubiłam. Podoba mi się też porównanie Noaha do labradora. Całość komponuje się fantastycznie! Podziwiam Panią Maggie za tak ogromną wyobraźnię. Stworzyła ona również wątek miłosny, co prawda w tej pozycji zsuwał się on na drugi plan, ale mam nadzieję, że w kolejnej części rozkwitnie on. Bajeczna jest również okładka. Przedstawia ona kruka na białym tle. Jednak ma ona w sobie coś orginalnego i jedynego w swoim rodzaju. Napisy na niej są wypukłe.

Serdecznie polecam "Króla Kruków", gdyż książka ta potrafi oczarować na tyle mocno, że nie można się od niej oderwać aż do ostatniej kropki. Jest w niej magia i legenda. Lektura te jest jedyna w swoim rodzaju i naprawdę warto poświęcić jej czas. A ja niecierpliwie czekam na premierę w Polsce drugiej części!

O publikacji "Król Kruków" autorstwa Maggie Stiefvater dowiedziałam się zupełnie przypadkowo przez internet. Zaciekawił mnie tajemniczy, może wręcz mroczny opis. Książka ta opowiada o Blue- córce wróżki. Dziewczyna jako jedyna w domu nie może przepowiadać przyszłości, jest jednak kimś w rodzaju wzmaczniacza. Przy jej obecności mocniej odczuwalna jest magia. Jednak Blue nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Pocztówkę z Toronto" to krótka i lekka w odbiorze publikacja autorstwa Dariusz Rekosza. Przeczytałam ją, ponieważ wcześniej miałam okazję zapoznać się z inną pozycją z serii Niebieskie Migdały, do której "Pocztówka z Toronto" należy. Książeczka ta opowiada o losach Moniki, której rodzina nie za dobrze radzi sobie finansowo. Gdy pewnego dnia do jej szkoły przychodzi nowy uczeń- Dominik wiele rzeczy się zmieni. Czy główna bohaterka ulegnie wpływom chłopaka z Warszawy, czy też nie i co nowego wniesie Warszawiak?

Po przeczytaniu streszczenia myślałam, że książka ta będzie o zupełnie czymś odmiennym. Jednak nie powiem, że historia Moniki mnie zawiodła, czy wywarła jakieś emocje. Czytało się ją tak... zwyczajnie. Była bardzo przewidywalna i banalna. Jednak uświadomiła mi ile nastolatkowie mogą poświęcić dla pieniędzy. Nie uwiązałam się emocjonalnie z żadnym z bohaterów. Niektórzy irytowali mnie bardziej, inni mniej. Wiele osób stworzonych na potrzebne tego dzieła było lekkomyślnych, naiwnych i najzwyczajniej głupich. Jedyną postacią, o której mogę powiedzieć dobrze jest mama Moniki. Myślę, że pomysł na fabułę jest ciekawy, aczkolwiek wiele psuje język. Jakoś nie mogłam go strawić. Za to przyciąga ładna, dziewczęca okładka (choć niewiele ma wspólnego z treścią).

"Pocztówki z Toronto" ani nie odradzam, ani nie polecam. Nie rzuca na kolana, ale można miło przy niej wypocząć. Jest krótka, lekka i może zachęcać jej cena- 9 zł.

"Pocztówkę z Toronto" to krótka i lekka w odbiorze publikacja autorstwa Dariusz Rekosza. Przeczytałam ją, ponieważ wcześniej miałam okazję zapoznać się z inną pozycją z serii Niebieskie Migdały, do której "Pocztówka z Toronto" należy. Książeczka ta opowiada o losach Moniki, której rodzina nie za dobrze radzi sobie finansowo. Gdy pewnego dnia do jej szkoły przychodzi nowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę pt. "Rywalki" autorstwa Panie Kierry Cass przeczytałam dzięki wielu reklamom. Nie można zaprzeczyć, że ostatnimi czasy było o niej dosyć głośno. Do kupienia jej również zachęciła przecudowna okładka. Jest taka dziewczęca, ale nie jest na niej za dużo obrazów nałożonych tak, by człowiek mógł dostać "oczopląsu". Opinie na temat "Rywalek" były naprawdę sprzeczne ze sobą. Jednak ja już od dzieciństwa uwielbiałam klimaty księżniczek, pałaców i dzielnych książąt z bajek i jeszcze wiele z malucha mi zostało. Publikacja ta opowiada o Americe Singer, która zakochana jest w Aspenie. Niestety chłopak jest niższy od niej rangą i niebyli by oni razem dobrze odbierani przez społeczeństwo. Spotykają się więc nielegalnie w kryjówce pozostałej z młodości głównej bohaterki- domku na drzewie. America dostaje list, w którym informują ją o możliwości wzięcia udziału w tzw. "Eliminacjach", podczas których wyłoniona ma zostać przyszła królowa i żona księcia Maxona. Dziewczyna niechętnie zgłasza się do tego rodzaju konkursu i ku jej zdziwieniu przechodzi dalej. Wszystko to, co dzieje się po tej decyzji zarządu, jest dla bohaterki zupełnie czymś "z innej planety". Na koniec jeszcze dodam, iż "Elita", to pierwsza część trylogii napisanej przez Kierrę Cass. Druga będzie nosiła tytuł "Elita", a jej polska premiera zapowiedziana jest na końcówkę czerwca.

Lektura ta jest lekka i przyjemna. Przeczytałam ją jednego dnia. Ma przecudowną oprawę graficzną, co jest niewątpliwa zasługą wydawnictwa Jaguar. Bardzo polubiłam główną bohaterkę- Americę. Tak bardzo przypomina mi mnie. Przede wszystkim pokochałam ją za to, że tak jak ja ma burzę włosów, których nie może opanować. Nie cierpię przebierać się w suknie, nakładać na siebie makijaż i czesać się w finezyjne fryzury. Dla mnie ważne jest, by było czysto i schludnie, ponieważ: "Nie piękno jest ważne, a serce człowieka, bo serce zostaje, a piękno ucieka". Staram się kierować właśnie tym cytatem w swoim życiu, no i bezdyskusyjnie spodnie są o wiele wygodniejsze od sukni, a w adidasach, bądź trampkach jest się bardziej zaradnym, niż w szpilkach na nogach. Dodatkowo nie wypina się z tym, że ma okazję żyć w luksusach, a pomaga pokojówką, które traktuje jako jej przyjaciółki. Jest miła, sympatyczna, wygadana i łatwo nawiązuje nowe znajomości. Zaciekawiła mnie postać księcia Maxona. Jest on tajemniczy, ale nie jestem fanką ani jego, ani Aspena. Nie umiałabym wybrać... Ani jeden, ani drugi nie mieli "tego czegoś", aby mnie do siebie przekonać. Rodzice Americi bardzo przypominają mi moich. Mama wymaga od niej jak najwięcej, nie pytając się swojej córki o zdanie, a jej tato po prostu chce, by jego dziewczynka była szczęśliwa i rozsądna. Fabuła książki była ciekawa, lecz czasem banały i kompletnie niepotrzebny tekst ciągnęły się niemiłosiernie długo. Sam pomysł jest ciekawy i niecodzienny. Autorka opisała pałac tak, że czułam się, jakbym w nim była. Jednak zakończenie pierwszej części jest bardzo tajemnicze, przez co mam wielką ochotę na delektowanie się kolejną.
Podsumowując "Rywalki" podobały mi się, lecz miały parę wad (mało książek ich nie ma). Z ogromną niecierpliwością czekam na jej kontynuację. Polecam tę pozycję przede wszystkim marzycielkom, które zawsze gdzieś głęboko w podświadomości czekać będą na swojego księcia na białym rumaku :) .

Książkę pt. "Rywalki" autorstwa Panie Kierry Cass przeczytałam dzięki wielu reklamom. Nie można zaprzeczyć, że ostatnimi czasy było o niej dosyć głośno. Do kupienia jej również zachęciła przecudowna okładka. Jest taka dziewczęca, ale nie jest na niej za dużo obrazów nałożonych tak, by człowiek mógł dostać "oczopląsu". Opinie na temat "Rywalek" były naprawdę sprzeczne ze...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Z innej bajki Jodi Picoult, Samantha van Leer
Ocena 6,6
Z innej bajki Jodi Picoult, Saman...

Na półkach:

„Akt czytania, to partnerstwo. Pisarz stawia dom, ale to czytelnik się do niego wprowadza”

Na książkę pt. „Z innej bajki” natknęłam się przypadkowo podczas wizyty w bibliotece. Zachęciła mnie przepiękna okładka, a przekonał patronat mojej ulubionej witryny internetowej- lubimyczytac.pl . Publikacja ta napisana została przez matkę i córkę: Jodi Picoult, Samantha van Leer. Opowiada ona o losach piętnastoletniej Delilah McPhee, która niekoniecznie jest lubiana przez rówieśników, niepocieszająca jest również jej sytuacja rodzinna. Co prawda ma troskliwą matkę lecz jej ojciec odszedł do innej kobiety i córka wraz z tatą nie widzieli się przez pięć lat. Tylko jej mama utrzymuje rodzinę, sprzątając po domach Deliah znajomych. Pewnego dnia dziewczyna zamierza przeczytać bajkę. Ku jej zdziwieniu, nie może się od niej oderwać. Podczas czytania dziewczyna słyszy głos głównego bohatera- księcia Olivera, który chciałby przedostać się do rzeczywistości nastolatki. Czy piętnastolatka mu pomoże, a jeśli tak, to czy im się uda?

Jak już wcześniej napomniałam, do przeczytania tej lektury zachęciła mnie okładka. Wydawnictwo Prószyński i Spółka mocno napracowali się. Efekty graficzne wyszły genialnie! Każdy rozdział zaczyna się ślicznym malowidłem, następnie czarną czcionką są pojedyncze strony z bajki o Oliverze. Następnie na niebiesko o swoich przeżyciach wypowiada się książę. Natomiast napisy zielone to przeżycia Deliah. Praktycznie na każdej stronie pojawiają się malutkie obrazki. Co do treści, to nie jest już tak kolorowo... Publikacja ta nudziła mnie z każdą stroną coraz to bardziej. Była błaha i przewidywalna. Myślę, że sam pomysł jest ciekawy i inny niż wszędzie pojawiające się wampiry, aczkolwiek nie został on dobrze wykorzystany. Co prawda, pojawiło się parę ciekawych zwrotów akcji, ale ja jednak oczekiwałam troszeczkę więcej. Pozycja ta nie zmusza do refleksji, ale również dzięki niej nie można przenieść się do świata marzeń. Jednak język, jakim została ona napisana jest lekki i swobodny.

„Z innej bajki” zupełnie nie przypadło mi do gustu i z wielką niechęcią ją czytałam. Za wielki sukces uważam, że dobrnęłam do samego końca. A szkoda, bo pomysł ten miał ogromny potencjał...

„Akt czytania, to partnerstwo. Pisarz stawia dom, ale to czytelnik się do niego wprowadza”

Na książkę pt. „Z innej bajki” natknęłam się przypadkowo podczas wizyty w bibliotece. Zachęciła mnie przepiękna okładka, a przekonał patronat mojej ulubionej witryny internetowej- lubimyczytac.pl . Publikacja ta napisana została przez matkę i córkę: Jodi Picoult, Samantha van Leer....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

(...)Niebo jest wszędzie, zaczyna się u twoich stóp.


Na „Niebo jest wszędzie” natknęłam się przypadkowo w bibliotece. Bardzo zafascynował mnie jej opis, a okładka zachęcała do wzięcia ze sobą. W ten właśnie sposób uległam jej. Jednak przez długi czas leżała u mnie na półce z książkami i czekała na swój moment. Gdy przyszła jej kolej, w pewien piątkowy wieczór, skończyłam ją w ten sam dzień, tylko że parę godzin później. Publikacja opowiada o losach siedemnastoletniej Lennie, której ukochana siostra umarła. Jedyną osobą, która doskonale ją rozumie jest chłopak jej siostry. Podczas rozpaczy, nastolatkowi niebezpiecznie się do siebie zbliżają. Przy nim dziewczyna może zapomnieć o całym świecie i problemach, jednak bez niego gryzą ją przeogromne wyrzuty sumienia. Sytuacji ten nie ułatwia nowy chłopak, który przeprowadził się z Paryża. Lennie nie może sobie wybaczyć, że gdy ona odczuwa jej radość, jej siostrze nie będzie to już dane. Publikacja ta została entuzjastycznie przyjęta przez Brytyjczyków. Została ona nominowana do najwyższej brytyjskiej nagrody literackiej.


Już dawno nie byłam tak mocno emocjonalnie powiązana z książką. Nie potrafiłam się od niej oderwać! Czytając co chwile musiałam się uspokajać. Śmiałam się i płakałam, pierwszy raz poleciały mi łzy przy książce. Na policzkach miałam uparty rodzaj rumieńca, który nie chciał zejść. Treść lektury posiadała wachlarz emocji. Autorka użyła prostego i zrozumiałego języka, nie obyło się również bez slangu młodzieżowego. Co chwile pojawiały się też francuskie słowa, które były przetłumaczone na nasz język. Akcja szybko rozwijała się i nie nudziła. Ogromne brawa należą się również Wydawnictwu Amber, za doskonałą oprawę graficzną. Bowiem czcionka jest granatowa, a każdy rozdział poprzedza kartka niebem i białymi, puszystymi obłoczkami. Autorka dała nam wiele powodów do rozmyślania „Za każdym razem kiedy ktoś umiera, płonie biblioteka” oraz do uśmiechu do samego siebie „W fabryce ludzi ktoś musiał coś schrzanić i zwyczajnie dać mu trochę więcej życia niż reszcie z nas.”
Inspirujące było też to, że Lennie pisała swoje przemyślenia na przypadkowych powierzchniach, na przykład papierowy kubek, serwetka, papierek po cukierku. Dzięki temu mogliśmy się poczuć tak, jak ona się czuje i dowiedzieć się wiele o jej przeszłości.


Lekturę tą polecam zarówno nastolatką jaki i starszym osobą. Zapiera ona dech w piersiach i odbiera mowę. Zmusza do refleksji jak i do uśmiechu. Jestem pełna podziwu dla autorki, która koniec publikacji dodała: „Zdradzę wam tajemnicę, najlepsze pomysły w tej opowieści są prawdziwe: piramidy, antypechowe oczyszczanie domu i ten najważniejszy: zrozpaczona dziewczyna, która rozrzuca wiersze po całym mieście.”

(...)Niebo jest wszędzie, zaczyna się u twoich stóp.


Na „Niebo jest wszędzie” natknęłam się przypadkowo w bibliotece. Bardzo zafascynował mnie jej opis, a okładka zachęcała do wzięcia ze sobą. W ten właśnie sposób uległam jej. Jednak przez długi czas leżała u mnie na półce z książkami i czekała na swój moment. Gdy przyszła jej kolej, w pewien piątkowy wieczór, skończyłam...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Krąg Sara Bergmark Elfgren, Mats Strandberg
Ocena 7,3
Krąg Sara Bergmark Elfgr...

Na półkach:

„Krąg” widziałam nie raz na półkach bibliotek i księgarni, ale nigdy nie zwróciłam na niego większej uwagi. Jednak po świetnej opinii Marty zdecydowałam zapoznać się z jego treścią. Książka jest pierwszą częścią trylogii napisaną przez Matsa Strandberga oraz Sarę B. Elfgren. Opowiada ona o sześciu dziewczynach, których nic ze sobą nie łączy. Jednak pewnego dnia spotykają się przy świetle czerwono-krwistego księżyca. Odkrywają, że posiadają moce i ich życiu zagraża niebezpieczeństwo...


Na samym początku czytanie tej publikacji szło mi opornie. Gubiłam się w imionach aż sześciu dziewczyn oraz w ich problemach. Jednak szybko sobie poradziłam z tą niedogodnością. Nastolatki borykały się z wieloma problemami od narkotyków, alkoholizmu, aż po anoreksję. Żadna z bohaterek nie była wyidealizowana, każda miała jakąś wadę, działała pochopnie i przeklinała. Jednak najbardziej do gustu przypadły mi Minoo, która jest prymuską i podkochuje się w młodym nauczycielu i Rebeca, która jest popularna i ma boskiego chłopaka. Na nerwy działała mi Anna- Karin, która jest naiwna i coś mi w niej nie pasuje. Miłą odskocznią było to, że akcja nie dzieje się gdzieś w USA, tylko w Szwajcarii , w miasteczku Engelsfors. Język, którym autorzy się posłużyli jest płynny i młodzieżowy. Opisy plastyczne, dzięki którym bez problemu przenosiłam się do miejsc wraz z głównymi bohaterkami. Temat używany w wielu lekturach. Ratowanie świata, praktycznie co druga pozycja boryka się z taką problematyką. Jednak „Krąg” ma w sobie to coś szczególnego, coś, co wyróżnia ją na tle innych.


Mam mieszane uczucia jeśli chodzi o ostateczną ocenę. Odczuwałam jedynie złość i frustrację, gdyż jedna z moich ulubienic zginęła. Początek nie zapowiadał fabuły dobrze, a tu proszę, jakie zaskoczenie, pod koniec nie można mnie było rozdzielić z „Kręgiem”. Jeszcze nie teraz, ale może za rok zamierzam wrócić do tej serii i mam nadzieję, że kolejna część, „Ogień” pozytywnie mnie zaskoczy i zmotywuje do ukończenia całej trylogii.

„Krąg” widziałam nie raz na półkach bibliotek i księgarni, ale nigdy nie zwróciłam na niego większej uwagi. Jednak po świetnej opinii Marty zdecydowałam zapoznać się z jego treścią. Książka jest pierwszą częścią trylogii napisaną przez Matsa Strandberga oraz Sarę B. Elfgren. Opowiada ona o sześciu dziewczynach, których nic ze sobą nie łączy. Jednak pewnego dnia spotykają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na publikację „Cień anioła” napisaną przez Iwonę Czarkowsą natknęłam się zupełnie przypadkowo. Bardzo lubię książki, w których występują nieludzkie stworzenia, wiec zdecydowałam się ją wypożyczyć. Przekonała mnie również tajemnicza okładka i mroczny tytuł. Lektura ta opowiada o Karolu, który pewnego dnia zaczyna widzieć skrzydlatych przyjaciół.

Pozycję tę czytało się lekko i przyjemnie, aczkolwiek tak naprawdę nic ciekawego nie działo się. Po prostu główny bohater zaczyna widzieć anioły, które o dziwo mają tylko jedno skrzydło. Co mi się bardzo nie podobało, to że autorka próbowała być na czasie i co chwilę pojawiały się takie słowa, jak: „miszczu”, „brachu”, „lala”. A najbardziej denerwujące było to pierwsze, bo Staszek (kolega Karola) mówił tak do każdego, więc wyraz ten pojawiał się w praktycznie każdym zdaniu wypowiadanym przez niego. Jednak autorka poruszyła temat narkotyków i samobójstwa, które popełniła na końcu jedna z moich ulubionych postaci z całego opowiadania. O dziwo bohater pierwszoplanowy w ogóle się nią nie przejął. Mały zasób słów autorki dał o sobie znać.

Nie jest to jakaś mocno wybitna lektura, ale da się ją przeczytać. Jednak jeśli ktoś oczekuje od niej czegoś w stylu „Tam, gdzie spadają anioły”, to może być mocno rozczarowany.

Na publikację „Cień anioła” napisaną przez Iwonę Czarkowsą natknęłam się zupełnie przypadkowo. Bardzo lubię książki, w których występują nieludzkie stworzenia, wiec zdecydowałam się ją wypożyczyć. Przekonała mnie również tajemnicza okładka i mroczny tytuł. Lektura ta opowiada o Karolu, który pewnego dnia zaczyna widzieć skrzydlatych przyjaciół.

Pozycję tę czytało się...

więcej Pokaż mimo to