-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Maisie straciła syna. Dwadzieścia lat później decyduje się stanąć przed grupą studentów i opowiedzieć im historię Jeremy'ego. Chce powiedzieć o dramacie, jaki spotkał jej rodzinę. O nieopisanym bólu, bo nie ma nic straszniejszego niż przeżyć śmierć własnego dziecka. O cierpieniu w czasach, kiedy jeszcze jej brutalny i nieobliczalny mąż sprawował rządy i budził terror w jej domu. Ale również o cieple domowego ogniska, radości, rodzinie, przywiązaniu i wierze, że każdy ma gdzieś własne szczęśliwe miejsce.
Książka traktuje o poważnych kwestiach. Pokazuje wnikliwy, psychologiczny obraz matki, której życie wciąż rzucało kłody pod nogi. Autorka nie boi się poruszać kontrowersyjnych tematów i tłumaczy, że mimo najlepszych starań nie da się być idealnym rodzicem. "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" to opowieść o wielkiej odwadze zwyczajnej kobiety.
To powieść pełna emocji, a jednocześnie humoru, który sprawia, że nawet najtrudniejsze tematy można poruszyć w przystępny sposób. Trudno nie kibicować bohaterce, mierzącej się z kolejnymi kłopotami, trudno także nie polubić jej dzieci nastoletnich Jeremy'ego i Valerie, przed którymi stoją najcięższe wyzwania dorastania.
Wszystko to sprawia, że powieść tętni życiem. I wzrusza, ponieważ jest bardzo realna, a bohaterowie wielowymiarowi. Książka zdecydowanie warta uwagi.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Maisie straciła syna. Dwadzieścia lat później decyduje się stanąć przed grupą studentów i opowiedzieć im historię Jeremy'ego. Chce powiedzieć o dramacie, jaki spotkał jej rodzinę. O nieopisanym bólu, bo nie ma nic straszniejszego niż przeżyć śmierć własnego dziecka. O cierpieniu w czasach, kiedy jeszcze jej brutalny i nieobliczalny mąż...
Tannie Maria uwielbia gotować. Jest prawdziwą wizjonerką we własnej kuchni, a dodatkowo zawsze znajduje sposób, żeby "dokarmić" swoich przyjaciół (nie żeby ktoś się opierał). Do tej pory prowadziła rubrykę kulinarną w miejscowej gazecie, jednak okazuje się, że czytelnicy bardziej niż pomocy w gotowaniu potrzebują porad miłosnych. Maria jest osobą doświadczoną przez życie, postawia zatem udowodnić niedowiarkom, że wiele kłopotów miłosnych można rozwiązać przy pomocy... jedzenia. Na skutek kolejnych listów, na które odpowiada każdego tygodnia, bohaterka uwikła się w sprawę, która zrobi się naprawdę niebezpieczna.
To powieść ciepła i pełna humoru, która sprawi, że nawet serca najtwardszych czytelników zmiękną. Napisana lekko i zabawnie, historia Tannie Marii pozwala nam wierzyć, że można wyjść obronną ręką nawet z sytuacji bez wyjścia, jeżeli tylko mamy pasję i zaufanie do własnej intuicji. Bohaterowie wzruszają, bawią albo denerwują, kiedy trzeba. To wszystko sprawia, że łatwo angażujemy się w losy postaci i kibicujemy im do samego końca.
Na końcu książki znajdziecie kilkadziesiąt przepisów na dania, które odegrały w powieści znaczną rolę. Bardzo fajny pomysł. Marzy mi się, żeby przeczytać powieść raz jeszcze i odpowiednich momentach przygotowywać konkretne potrawy, bo naprawdę można było się rozmarzyć, czytając obrazowe opisy tych wszystkich pyszności. Inna sprawa, że nie jestem przekonana, czy moje zdolności kulinarne na to pozwolą. A właściwie jestem przekonana, że nie.
Gwarantuję wam dobrą zabawę. To powieść idealna na ciepłe dni.
Tannie Maria uwielbia gotować. Jest prawdziwą wizjonerką we własnej kuchni, a dodatkowo zawsze znajduje sposób, żeby "dokarmić" swoich przyjaciół (nie żeby ktoś się opierał). Do tej pory prowadziła rubrykę kulinarną w miejscowej gazecie, jednak okazuje się, że czytelnicy bardziej niż pomocy w gotowaniu potrzebują porad miłosnych. Maria jest osobą doświadczoną przez życie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Waverly to dziewczyna o dwóch twarzach. W szkole wszyscy jest perfekcyjna w każdym calu - świetnie wygląda, biega na zawodach, otacza się wianuszkiem przyjaciółek i ma doskonałe wyniki w nauce. Nikt jednak nie wie, że nastolatka ma poważne problemy ze snem. Potrafi nie spać przez wiele dni, a kiedy wreszcie znajduje upragnioną metodę na pokonanie problemu zaczyna śnić o dość specyficznym chłopaku ze szkoły. Okaże się, że sny bywają bardziej realistyczne niż rzeczywistość.
Pomysł na książkę sam w sobie jest ciekawy - tematyka snu zawsze mnie interesowała i byłam ciekawa czym zaskoczy mnie autorka. Niestety, wątek snów bohaterki nie jest odpowiednio rozwinięty. Im dalej, tym autorka mniej się na tym skupia, pozostawiając miejsce jedynie dla uczucia rodzącego się między bohaterami. Nocne przechadzki dziewczyny nie są w żaden sposób wytłumaczone, nic się nie wyjaśnia, a czytelnik zostaje pozostawiony z niedosytem i rozczarowaniem. Sam pomysł na książkę (nawet jeśli jest dobry) to jednak trochę za mało. Waverly dla świata zewnętrznego zamyka się w swojej skorupce perfekcyjności, ale nawet kiedy zostaje sama ze swoimi myślami, nie jest ani trochę ciekawszą postacią.
"Wyśnione miejsca" to książka, która nie zapada w pamięci zbyt długo, ale czyta się nieźle. Niezobowiązująca powieść dla młodzieży, choć nic nadzwyczajnego.
Waverly to dziewczyna o dwóch twarzach. W szkole wszyscy jest perfekcyjna w każdym calu - świetnie wygląda, biega na zawodach, otacza się wianuszkiem przyjaciółek i ma doskonałe wyniki w nauce. Nikt jednak nie wie, że nastolatka ma poważne problemy ze snem. Potrafi nie spać przez wiele dni, a kiedy wreszcie znajduje upragnioną metodę na pokonanie problemu zaczyna śnić o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książki Jakuba Ćwieka mają to do siebie, że nieustannie mnie zaskakują. Tym razem autor zabiera nas w podróż do ponurej i przepełnionej grozą metropolii, w której panują skrajnie surowe zasady, a wszelkie błędy są bezwzględnie karane w okrutny sposób. Nagła i brutalna śmierć oficera policji Wolfa zbiega się z przybyciem do miasta Nowego Gracza, który od tej pory będzie chciał zaprowadzić w Grimm City nowe porządki.
Uwielbiam, kiedy autor w nieoczywisty sposób raz za razem odnosi się do kultury popularnej, dlatego połączenie popkultury z baśniami wydawało się bardzo obiecujące. Mam jednak wrażenie, że w przypadku "Grimm City" poszło to odrobinę za daleko - nawiązania są momentami trudne do wychwycenia, sam świat przedstawiony zaś tak brutalny, mroczny i złowrogi, że robi się naprawdę niepokojąco. Bardziej niż zwykle. I nie byłoby w tym nic złego, Ćwiek przyzwyczaił nas już do specyficznego budowania świata przedstawionego, ale całość wydaje się nieco chaotyczna.
Warto jednak zauważyć, że kryminał osadzony w złowrogim, ale nadal baśniowym świecie, to pomysł świeży i godny uwagi czytelnika. Podobnie, jak w przypadku "Chłopców", czy uwielbianej przeze mnie serii o "Kłamcy" również "Grimm City" czyta się szybko. Fabuła wciąga, a akcja toczy się w naprawdę zawrotnym tempie.
Nie zrozumcie mnie źle. "Grimm City. Wilk!" to dobry i warty uwagi kryminał, mimo że tym razem bohaterowie nie urzekli mnie w podobnym stopniu, jak w przypadku choćby "Kłamcy". Właściwie największy problem jaki mam z tą pozycją polega na tym, że rzeczywiście (trochę naiwnie) spodziewałam się czegoś innego. Bardziej baśniowego, mimo ironicznego zapewnienia autora już na okładce ("Przyznaj, spodziewasz się baśni"), które w oczywisty sposób wskazuje, że na kartach powieści wcale nie czeka na nas sympatyczny i przyjazny świat.
Książkę polecam fanom gatunku. Ale uważajcie, Grimm City to naprawdę ponure, choć niewątpliwie ciekawe miejsce.
Książki Jakuba Ćwieka mają to do siebie, że nieustannie mnie zaskakują. Tym razem autor zabiera nas w podróż do ponurej i przepełnionej grozą metropolii, w której panują skrajnie surowe zasady, a wszelkie błędy są bezwzględnie karane w okrutny sposób. Nagła i brutalna śmierć oficera policji Wolfa zbiega się z przybyciem do miasta Nowego Gracza, który od tej pory będzie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po świątecznym zbiorze opowiadań "Podaruj mi miłość" z niecierpliwością oczekiwałam swoistej kontynuacji, tym razem osadzonej w jeszcze bardziej beztroskim, wakacyjnym klimacie. Tak jak poprzednio autorami okazali się najsłynniejsi amerykańscy twórcy powieści dla młodzieży - między innymi Veronica Roth ("Niezgodna") czy znana z "Darów Anioła" Cassandra Clare. I choć także tym razem nie zawiodłam się na miłosnych uniesieniach dorastających ludzi, to największe wrażenie zrobiły na mnie historie autorów, o których nigdy wcześniej nie słyszałam.
W zbiorze "Ktoś mnie pokocha" znajdziecie nie tylko typowo letnie przygody, ale również przepełnione magią opowieści, w których roi się od nadprzyrodzonych zjawisk czy igraszek z czasem. Same historie miłosne między młodymi ludźmi bywają naiwne i przesłodzone, jednak w żadnym wypadku nie można odmówić im uroku. Zwłaszcza, że okres letni to czas, kiedy można pozwolić sobie na nieco więcej swobody i beztroski, a także - więcej wyrozumiałości.
Z drugiej strony uważam, że nie wszyscy autorzy poradzili sobie z tym niewątpliwie trudnym gatunkiem, jakim są krótkie formy pisarskie. O ile jestem miłośniczką twórczości Cassandry Clare, o tyle tutaj jej opowiadanie "Całkiem nowe atrakcje" nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. Z kolei Lev Grossman i jego "Mapa maleńkich wspaniałości" na tyle przypadło mi do gustu, że natychmiast zaczęłam szukać innych książek autora, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam.
Wydaje mi się, że każdy miłośnik literatury młodzieżowej znajdzie w tym zbiorze coś dla siebie. Od tej książki naprawdę bije ciepło oraz prawdziwa magia upalnych letnich dni i nocy.
Na szczególną uwagę zasługują opowiadania:
1. "Ostatni bój w Horrelaksie" - Libba Bray
2. "Za półtorej godziny skręć na północ" - Stephanie Perkins
3. "Mapa maleńkich wspaniałości" - Lev Grossman
Po świątecznym zbiorze opowiadań "Podaruj mi miłość" z niecierpliwością oczekiwałam swoistej kontynuacji, tym razem osadzonej w jeszcze bardziej beztroskim, wakacyjnym klimacie. Tak jak poprzednio autorami okazali się najsłynniejsi amerykańscy twórcy powieści dla młodzieży - między innymi Veronica Roth ("Niezgodna") czy znana z "Darów Anioła" Cassandra Clare. I choć także...
więcej mniej Pokaż mimo to
Astrid, odkąd pamięta, jest zafascynowana wyścigami Tytanów - półmechanicznych tworach, które każdego roku zmagają się w derbach. Mimo braku środków do zainwestowania we własnego Tytana i zgłoszenia się do zawodów, dziewczyna otrzymuje szansę na wzięcie udziału w wyścigu. Dla Astrid to nie tylko szansa na sławę i zyski, ale przede wszystkim walka o lepsze życie.
Nie było to moje pierwsze spotkanie z autorką, Victorią Scott, która wcześniej bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie serią "Ogień i woda". Miałam wrażenie, że "Tytany" to taka trochę wariacja na temat przygodowych młodzieżówek, książka podobna nieco w swojej strukturze do "Ognia i wody". I nie pomyliłam się - "Tytany" nie odbiegają od schematu, ale to udoskonalona wersja poprzedniej serii autorki, z ciekawszą bohaterką i znacznie lepszym pomysłem na siebie. Tytułowe Tytany to naprawdę niesamowite istoty, szkoda jednak, że jedynie maszyna Astrid różniła się od innych tytanów biorących udział w wyścigu. Gdyby więcej stworzeń miało coś na kształt sztucznej inteligencji, a nawet rzeczywistych emocji, byłoby znacznie ciekawiej. Mimo to "Tytany" bronią się świeżym pomysłem.
Wspomniałam, że powieść jest nieco schematyczna i w dużej mierze przewidywalna, jednak wiele elementów książki odbiega od utartych schematów. Na przykład wątek romantyczny, tu potraktowano go w ciekawy sposób (mocno na drugim planie). Astrid, przygotowując się do derbów, poświęca swojemu Tytanowi cały swój czas i trzeba przyznać, że nie dość, że jej relacja ze Skoblem rozwija się w ciekawy sposób, to dodatkowo ten motyw wypadł bardzo realistycznie, na korzyść powieści.
Autorka jednocześnie powiela i przełamuje utarte schematy, ale całość wypada zaskakująco dobrze. "Tytany" może specjalnie nie zaskakują czytelnika, ale z pewnością pochłaniają bez reszty na długie godziny. Powieści paradoksalnie najbardziej szkodzi poprzednia seria Victorii Scott, bo jest momentami bardzo podobna.
Jeżeli "Ogień i woda" przypadły wam do gustu, to nie będziecie rozczarowani - "Tytany" są jeszcze lepsze. A jeśli jesteście po prostu fanami przygodowych powieści dla młodzieży, także nie powinniście żałować.
http://recenzje-popkultury.blogspot.com/
Astrid, odkąd pamięta, jest zafascynowana wyścigami Tytanów - półmechanicznych tworach, które każdego roku zmagają się w derbach. Mimo braku środków do zainwestowania we własnego Tytana i zgłoszenia się do zawodów, dziewczyna otrzymuje szansę na wzięcie udziału w wyścigu. Dla Astrid to nie tylko szansa na sławę i zyski, ale przede wszystkim walka o lepsze życie.
Nie...
Film, dla którego inspirację stanowiły odkrycia zespołu dziennikarzy amerykańskiego "Boston Globe", dotyczące molestowań i zbrodni popełnianych przez księży i prawników, został uznany za najlepszy obraz 2015 roku na tegorocznych Oscarach. Teraz macie okazję do dokładniejszego zapoznania się z historią, która parę lat temu wstrząsnęła światem.
Z jednej strony to straszna opowieść - zatrważająca, napełniająca czytelnika bólem i niedowierzaniem, że takie wydarzenia naprawdę mają miejsce w dzisiejszym świecie. Z drugiej strony to godny podziwu popis dziennikarzy, którzy ukazali prawdę - rzetelną i bezkompromisową. Ukazali zawód dziennikarza w lepszym, zapomnianym już nieco świetle, oddzielając fakty od opinii. Nie szukali taniego skandalu, ale starali się przekazać światu tylko i aż prawdę. To wydaje się być pozornie najważniejszą powinnością dziennikarza, ale coraz rzadziej jest oczywiste. Dlatego to powieść ważna. Owszem, opisy zbrodni i molestowań, nie należą do przyjemności, ale nie takie jest ich zadanie. Kolejne historie, choć pozbawione literackich ozdobników, silnie oddziałują na wyobraźnię czytelnika, sprawiając, że opisywane wydarzenia stają się jeszcze straszniejsze, jednak do bólu prawdziwe. Przestępstwa na tle seksualnym nawet w XXI wieku wciąż są tematem tabu, dlatego tak ważne jest, aby mówić o nich głośno i bezkompromisowo.
Książka skupia się w dużej mierze na zbrodniach księży i pokazuje postawę Kościoła Katolickiego, który przez dziesiątki lat ukrywał przestępstwa na tle seksualnym, nawet, gdy zdawał sobie z nich sprawę.
"Spotlight" to nie tylko przestroga. Wstrząsające śledztwo dziennikarzy udowadnia, że dla dzisiejszego dziennikarstwa wciąż jest nadzieja. Że dobrze poprowadzona sprawa ma ogromną siłę przebicia, nawet w dobie Internetu, gdzie odbiorca coraz słabiej reaguje na jakiekolwiek informacje, nie dowierzając i odcinając się od newsów, które bezpośrednio go nie dotyczą.
Ta historia nie pozwala przejść obojętnie.
Film, dla którego inspirację stanowiły odkrycia zespołu dziennikarzy amerykańskiego "Boston Globe", dotyczące molestowań i zbrodni popełnianych przez księży i prawników, został uznany za najlepszy obraz 2015 roku na tegorocznych Oscarach. Teraz macie okazję do dokładniejszego zapoznania się z historią, która parę lat temu wstrząsnęła światem.
Z jednej strony to...
Pamiętacie "Fangirl" Rainbow Rowell? Ta książka parę lat temu podbiła serca wszystkich miłośniczek popkultury i do dziś pozostaje moją ulubioną powieścią autorki. Jak być może pamiętacie, główna bohaterka pisała fanfiction na dużą skalę, zrzeszając wielkie grono własnych fanów. Już wtedy mieliśmy okazję dotknąć świata przygód Simona Snowa oraz jego największego wroga i zarazem współlokatora, Baza. Chłopców, mimo początkowej niechęci, zaczyna łączyć uczucie (jak to w fanfikach często bywa), a dalej to już w ogóle jest wesoło. Wszyscy wiemy, że jeśli chodzi o fabułę fan-fiction, to działo się już wszystko i w naszych fantazjach ogranicza nas wyłącznie nasza wyobraźnia.
Muszę przyznać, że fabuła się broni. Oczywiście, mamy kilka absurdów, ale całość jest tak zabawna i przyjemna w odbiorze, że można darować parę niedoskonałości. Nie mogłam się oderwać, a to zdarza mi się ostatnio coraz rzadziej. Między Bazem i Simonem autentycznie jest chemia, obserwowanie ich losów jest czystą przyjemnością. Rainbow Rowell zdecydowanie ma dar uwodzenia czytelnika. Wiele wątków należy jednak traktować z przymrużeniem oka, ale nie ma w tym nic złego. Nietrudno również zauważyć wielu nawiązań do cyklu o Harrym Potterze, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że najwięcej fan-fiction tworzonych jest właśnie w tym uniwersum.
Ta powieść to przede wszystkim wielki ukłon autorki w stronę fanów. Ile razy marzyliśmy żeby książka opisywana w naszej ulubionej powieści, ukazała się naprawdę!
Jeżeli polubiliście "Fangirl", to "Nie poddawaj się" jest lekturą obowiązkową. Myślę jednak, że opowieść radzi sobie również całkiem nieźle jako odrębna całość. Ja zaś chętnie poczytałabym jeszcze o wzlotach i upadkach Simona i Baza, nawet jeśli to wszystko jest w pewnym sensie "guilty pleasure", jak wszystkie fanfiki zresztą. Ale nie szkodzi, moi drodzy. Podobno najważniejsza jest przyjemność z lektury, a jej braku z pewnością "Nie poddawaj się" nie można zarzucić
Pamiętacie "Fangirl" Rainbow Rowell? Ta książka parę lat temu podbiła serca wszystkich miłośniczek popkultury i do dziś pozostaje moją ulubioną powieścią autorki. Jak być może pamiętacie, główna bohaterka pisała fanfiction na dużą skalę, zrzeszając wielkie grono własnych fanów. Już wtedy mieliśmy okazję dotknąć świata przygód Simona Snowa oraz jego największego wroga i...
więcej Pokaż mimo to