Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

"Afgańcy" to bez wątpienia rozbudowana, solidna i wyczerpująca analiza historyczna, polityczna i militarna minionej wojny w Afganistanie, pisana z dużym rozmachem i rzetelnością, ukazująca konflikt z wielu perspektyw. Na równi przytacza racje, opinie, wątpliwości i lęki szeregowego sołdata, afgańskiego bojownika jak i kremlowskiej wierchuszki. Przede wszystkim, książka winna być kluczem do rozwiązania zagadki wciąż niestabilnej, niemożliwej do opanowania współczesnej sytuacji w Afganistanie, a zarazem znakiem ostrzegawczym dla kolejnych pokoleń wojskowych i polityków, zakasujących rękawy do "niesienia demokracji" na muzułmańskie ziemie. Dzięki wnikliwości autora poznajemy od podszewki skomplikowany system zależności plemiennych i religijnych kraju oraz mentalność miejscowych, uzmysławiamy sobie całkowity brak płaszczyzn porozumienia między biegunowo różnymi społecznościami Europy i Bliskiego Wschodu. W świetle analizy Rodricka Braithwaite'a, dzisiejsza bezsilność Amerykanów usiłujących bezskutecznie zaprowadzić swoją koncepcję porządku w tym niegościnnym kraju znajduje głębokie uzasadnienie. Nie da się ukryć, że poznając historię, równie wiele dowiadujemy się o przeszłości, co o teraźniejszości, a nawet przyszłości.

"Afgańcy" to bez wątpienia rozbudowana, solidna i wyczerpująca analiza historyczna, polityczna i militarna minionej wojny w Afganistanie, pisana z dużym rozmachem i rzetelnością, ukazująca konflikt z wielu perspektyw. Na równi przytacza racje, opinie, wątpliwości i lęki szeregowego sołdata, afgańskiego bojownika jak i kremlowskiej wierchuszki. Przede wszystkim, książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeremy'ego Clarksona zazwyczaj wyobrażamy sobie za kierownicą jakiegoś kilkusetkonnego, plującego ogniem z rur wydechowych, płaskiego niczym deskorolka superauta pokroju Ferrari bądź Lamborghini, kręcącego kółka na torze wyścigowym z maniakalnym uśmiechem na twarzy. Dzięki tej książce frontman Top Geara przedstawia nam się z trochę innej strony: entuzjasty techniki jako takiej, doceniającego i szanującego dokonania z dziedzin innych, niż tylko motoryzacja. "Wiem, że masz duszę" to zbiór felietonów traktujących o wspaniałych, zapisanych na kartach historii maszynach. Pancernik Yamato, Boeing 747, karabin AK-47 - to tylko niektóre z wielkich konstrukcji, których dusze zgłębimy dzięki tej lekturze, w towarzystwie charakterystycznego poczucia humoru Clarksona, tu, jak się zdaje, nieco stonowanego, a może przyćmionego przez autentyczny, niekłamany zachwyt autora nad możliwościami współczesnej myśli technicznej. Jeśli maszyna nie musi być dla Ciebie tylko stertą blach, nitów i kabli, odnajdziesz się w tej książce.

Jeremy'ego Clarksona zazwyczaj wyobrażamy sobie za kierownicą jakiegoś kilkusetkonnego, plującego ogniem z rur wydechowych, płaskiego niczym deskorolka superauta pokroju Ferrari bądź Lamborghini, kręcącego kółka na torze wyścigowym z maniakalnym uśmiechem na twarzy. Dzięki tej książce frontman Top Geara przedstawia nam się z trochę innej strony: entuzjasty techniki jako...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Batman: Azyl Arkham Dave McKean, Grant Morrison
Ocena 8,0
Batman: Azyl A... Dave McKean, Grant ...

Na półkach: ,

Czy zakładający na siebie kostium nietoperza mulitimilioner-sierota, nie potrafiący oswobodzić się od demonów swojego dzieciństwa, budujący w piwnicach swej posiadłości tajemną jaskinię, spędzający noce tłukąc złoczyńców na miazgę niemal gołymi rękoma, jest człowiekiem normalnym? Czy jego zdrowie psychiczne nie powinno być poddane w wątpliwość, a on sam odizolowany od otoczenia dla jego dobra oraz dobra własnego? Tak złożone i poważne kwestie musi rozgrywać w swojej głowie Batman w tym komiksie, jednym z najważniejszych z mrocznym rycerzem w roli głównej. Zamaskowany bohater trafia do szpitala Arkham - między swoich psychicznie okaleczonych, pałających żądzą zemsty wrogów: spaczonych, wynaturzonych wyrzutków społecznych. Czy nie tam jest jednak jego miejsce?

To jeden z tych komiksów, które można przedstawić jako koronny argument przeciw obiegowym gadkom, jakoby historie obrazkowe z gruntu przeznaczone były dla dzieci i nastolatków. Trudno bowiem o bardziej dorosłą opowieść graficzną od "Azylu Arkham". Nacisk kładziony jest w głównej mierze na psychikę, dramaty rozgrywające się w głowie, nie w rzeczywistości. Pełno tu symboliki, monologów wewnętrznych, nieliniowej narracji, a już warstwa graficzna... ta jest wprost niebywała. Każda plansza to małe arcydzieło, lecz i tu wszystko szaleje: plamy odurzających barw na ciemnych, klaustrofobicznych tłach; groteskowa, wirująca kreska; cienie, dymy i mgły, spowijające kadry, odrealniające je do poziomu nocnego koszmaru. Wszystkie te zabiegi podkreślają buchającą emocjami, niezdrowymi i wypaczonymi jak mieszkańcy Arkham, fabułę.

Jako całość to dzieło trudne w odbiorze. Przerażające i gwałtowne, jak wolne spadanie w studnię obłędu, duszące gęstą atmosferą, stawiające co i rusz przed obrazami i myślami w najlepszym wypadku niewygodnymi, w najgorszym - odrażającymi i potwornymi. Gwarantuję jednak, że wyrobionego czytelnika, którego nie odrzucą te trudności, i który poradzi sobie z wyrafinowaną formą, komiks zahipnotyzuje i wciągnie w trans, z którego obudzi się dopiero długo po dobrnięciu do ostatniej strony. Na tym właśnie polega sztuka.

Czy zakładający na siebie kostium nietoperza mulitimilioner-sierota, nie potrafiący oswobodzić się od demonów swojego dzieciństwa, budujący w piwnicach swej posiadłości tajemną jaskinię, spędzający noce tłukąc złoczyńców na miazgę niemal gołymi rękoma, jest człowiekiem normalnym? Czy jego zdrowie psychiczne nie powinno być poddane w wątpliwość, a on sam odizolowany od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Douglas Adams jest dla gatunku science-fiction tym, kim Terry Pratchett dla fantasy - prześmiewcą, satyrykiem, parodystą wręcz, operującym inteligentnym humorem, nierzadko odwołującym się do naszego, całkiem niemagicznego świata. Podobnie jak jest z książkami Pratchetta, ta ubawiła mnie do rozpuku, zadziwiła niewyczerpanymi pokładami szalonej wyobraźni pisarza i zaskoczyła liczbą otwartych odniesień lub ukrytych aluzji. Powieść zasłużenie wyrobiła sobie markę, trafiła do popkulturowego panteonu, a wiele odzywek i cytatów weszło do potocznego języka i doczekała się licznych nawiązań literackich, filmowych i nie tylko (kto grał w drugą część komputerowego Fallouta i trafiał na środku pustkowia na roztrzaskanego kaszalota i doniczkę, ten dowie się, skąd się tam wzięły). Pozycja obowiązkowa dla spragnionych komedii w fantastycznych realiach.

Douglas Adams jest dla gatunku science-fiction tym, kim Terry Pratchett dla fantasy - prześmiewcą, satyrykiem, parodystą wręcz, operującym inteligentnym humorem, nierzadko odwołującym się do naszego, całkiem niemagicznego świata. Podobnie jak jest z książkami Pratchetta, ta ubawiła mnie do rozpuku, zadziwiła niewyczerpanymi pokładami szalonej wyobraźni pisarza i zaskoczyła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z "Wojną światów" zetknąłem się pierwszy raz jako zdeklarowany już fan literatury science-fiction, zaznajomiony już z licznymi, kanonicznymi przedstawicielami gatunku. Nie da się ukryć, że nie spodziewałem się wiele - ot, ramotka, pewnie godna przeczytania dla samej wartości historycznej, ale zapewne niewiele ponadto.

Trudno znaleźć właściwy przymiotnik dla wyrażenia, w jak wielkim byłem błędzie. Książka wciągnęła mnie od pierwszych stron, hipnotyzując wręcz plastycznością i realizmem budowanych scen. Wojenna zamieć, rozpętana przez inwazję rasy dalece potężniejszej od ludzkiej, oddana jest z reporterską niemal precyzją i dbałością o detal. Kolumny uchodźców, opustoszałe miasteczka, bezsilność ludzi wobec wszechogarniającego koszmaru - wszelkie współczesne doniesienia z ogarniętych wojną regionów świata wydają się niezwykle bliskie obrazom zawartym u Wellsa. Nie dziwi fakt, że słuchowisko radiowe na podstawie tej powieści u mniej odpornych słuchaczy wywoływało ataki paniki, gdyż nawet dziś groza bijąca od tej zaskakująco spójnej i nowoczesnej wizji wojny totalnej robi wrażenie.

Kunszt pisarza wyraża się jednak nie tylko w obserwacjach natury dziennikarsko-społecznej. Nie będę odosobniony w zachwycie nad jego wyobraźnią techniczną - urządzenia, którymi dysponują obcy, oraz sam sposób prowadzenia przez nich ataku, sprawdziłyby się także i w literaturze XXI wieku (a także i w kinie, wszak filmowa interpretacja "Wojny światów" przez Stevena Spielberga czerpie z książki dużymi garściami). W istocie, klasyka nie zawsze rdzewieje i pokrywa się kurzem, nieraz także i po upływie całych epok nie traci nic na sile oddziaływania.

Z "Wojną światów" zetknąłem się pierwszy raz jako zdeklarowany już fan literatury science-fiction, zaznajomiony już z licznymi, kanonicznymi przedstawicielami gatunku. Nie da się ukryć, że nie spodziewałem się wiele - ot, ramotka, pewnie godna przeczytania dla samej wartości historycznej, ale zapewne niewiele ponadto.

Trudno znaleźć właściwy przymiotnik dla wyrażenia, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszą selekcją czytelników jest już sama okładka. Ci, którzy wiedzą, kim jest Stig, którzy rozpoznają biały kombinezon i kask ze zdjęcia, w lot pojmą, o kim i o czym traktować będzie książka. Tajemniczy kierowca testowy bijącego rekordy popularności magazynu motoryzacyjnego "Top Gear", o którym niektórzy mówią, że obie nogi ma hydrauliczne, a jego lewy sutek ma kształt toru Nürburgring przez lata ukrywał swoją tożsamość. Na łamach książki Ben Collins, jak naprawdę nazywa się szalony test-driver, opowiada o kulisach pracy nad programem, o złożonych powodach swojej decyzji upublicznienia wizerunku, ale także o życiu poza-telewizyjnym; a to okazuje się bogatsze, niż można było przypuszczać! Utalentowany kierowca wyścigowy i zawodowy żołnierz w jednym prezentuje się tu jako stuprocentowy łowca przygód i adrenaliny, zaciekawia krętymi losami swojej kariery i przyspiesza bicie serca barwnymi i szczegółowymi opisami zmagań na torze. Nie da się jednak ukryć, że magia tej lektury zadziała tylko na odbiorców telewizyjnego lub papierowego "Top Geara" - komu kult maszyny, koni mechanicznych i radość z pędu przed siebie są obce, nie znajdzie tu dla siebie źródła rozrywki, a wręcz się znuży. Wyznawców Stiga zaś przekonywać i namawiać nie będzie trzeba.

Pierwszą selekcją czytelników jest już sama okładka. Ci, którzy wiedzą, kim jest Stig, którzy rozpoznają biały kombinezon i kask ze zdjęcia, w lot pojmą, o kim i o czym traktować będzie książka. Tajemniczy kierowca testowy bijącego rekordy popularności magazynu motoryzacyjnego "Top Gear", o którym niektórzy mówią, że obie nogi ma hydrauliczne, a jego lewy sutek ma kształt...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Opowieści ze świata Wiedźmina Wołodymyr Arieniew, Andriej Bielanin, Maria Galina, Leonid Kudriawcew, Michaił Uspienski, Władimir Wasiliew, Olesandr Zołotko
Ocena 5,2
Opowieści ze ś... Wołodymyr Arieniew,...

Na półkach: ,

Ocena antologii, jak zawsze, jest niewdzięcznym zadaniem. Zwłaszcza, gdy składają się na nią opowiadania o wspólnym motywie przewodnim (potraktowanym jednak dość swobodnie, ale o tym dalej), lecz bardzo odmienne stylistycznie i gatunkowo. Okładka spoglądająca z półki zimnym wzrokiem Geralta musi przyciągnąć uwagę wiedźminofilskiej braci, ale trzeba zdać sobie sprawę, że to tylko wybieg. W istotnej roli Biały Wilk pojawi się bowiem w tylko jednym z opowiadań, a jeszcze dwa kolejne możemy uznać za uzupełnienia bądź dopowiedzenia wątków z sagi Sapkowskiego. Pozostałe pięć opowiadań to zdecydowanie wariacje na zadany temat, nie czołobitne naśladownictwo. Tym sposobem kupując "Opowieści ze świata wiedźmina" otrzymamy zróżnicowany i zaskakujący zbiorek. Niestety, stwierdzenie to tyczy się zarówno tematyki, jak i poziomu opowiadań.

Na pierwszy ogień idzie "Ballada o smoku" - przyjemna i dość wierna stylowi opowiadań z cyklu wiedźmińskiego opowiastka stawiająca w centrum wydarzeń Jaskra. Logicznie skonstruowana, nieco przewrotna, stanowi dobre rozpoczęcie książki.

Dalej - "Jednooki Orfeusz". Tu mamy do czynienia ze wspólną przygodą Geralta i jego nieodłącznego druha, Jaskra, luźno korzystającą ze znanej baśni o zaczarowanym flecie. Lekko napisana, z niemałą dozą humoru oraz ironicznym spojrzeniem na ograne już, zdawałoby się, motywy.

Przychodzi kolej na "Lutnię, i to wszystko". Ponownie w roli głównej bard Jaskier, oraz epizodyczna u Sapkowskiego, lecz dająca się zapamiętać Essi Daven, alias Oczko. Autorka rozwija wątek epidemii dżumy przywiezionej na pokładzie "Catriony", rozgrywając na tle pogrążonego w piekle czarnej śmierci miasta piękną, nastrojową, wręcz romantyczną, choć smutną opowieść. Mocny punkt tomu.

Po całkiem dobrym początku trafiamy na najdłuższe opowiadanie zbioru pod tytułem "Wesoły, niewinny i bez serca". Na wzór mistrza Sapkowskiego autor próbuje tu fantastycznej wariacji znanej baśni, w tym przypadku "Piotrusia Pana". Rezultat jest całkowicie nieudany. Tekst jest pisany niewprawnie, bez polotu, zwroty akcji są nachalnie sygnalizowane, a dialogi bohaterów mętne, pełne niejasnych skrótów myślowych i raczej męczące. Na domiar złego, realia świata wiedźmińskiego są tu w gruncie rzeczy na doczepkę - autor nijak nie korzysta z możliwości, jakie daje zbudowane z precyzją i szczegółowością uniwersum sagi; na dobrą sprawę, gdyby wyjąć parę nazw własnych, nie dałoby się dostrzec, że ta powieść ma z Sapkowskim cokolwiek wspólnego.

"Barwy braterstwa" to element znanego już na polskim rynku cyklu o wiedźminie z Wielkiego Kijowa. Dla mnie było to pierwsze zetknięcie z twórczością Wasiliewa, całkiem zachęcające zresztą - z chęcią sięgnę w przyszłości po inne utwory z serii. Wizja wiedźminów - łowców maszyn w mieszającym futuryzm z klasycznym fantasy opakowaniu trafiła do mnie, pomimo zaledwie czterdziestu stron lektury. Wciąż nie mogąc się otrząsnąć z nieudolności poprzedzającego opowiadania, pocieszam się, że lepsze jednak krótkie, a dobre czytadło, niż długie, a mierne.

"Okupanci". Tu jestem nieco rozdarty w ocenie, pełen sprzecznych odczuć. Ta nasuwająca nieco skojarzeń ze "Żmiją" Sapkowskiego konstrukcja fabularna, godząca autentyczne historyczne wydarzenia i miejsca z fikcją, świat zawodowego żołnierza ze światem mitycznych stworzeń jest ciekawa i intrygująca; jednocześnie jest też trochę dęta i przegadana, a autor wyraźnie przemyca swoje przemyślenia na temat sytuacji politycznej Związku Radzieckiego i Polski po drugiej wojnie światowej. Jego opinie mogą być dla polskiego czytelnika trudne do przyjęcia i kontrowersyjne. Ja wszelkiemu politykowaniu na łamach, bądź co bądź, rozrywkowej lektury mówię nie.

Orzeźwieniem po tej przyciężkiej atmosferze jest humoreska o przydługim tytule "Zawsze jesteśmy odpowiedzialni za tych, których...". Choć utwór jest niewiele dłuższy niż sam tytuł (10 stron, przy dość dużej czcionce), to bawi i zaskakuje. Geralt w kapciach ekscytujący się doniesieniami z porannej gazety, eksterminujący robactwo zagnieżdżone w zsypie i susząca mu głowę gospodyni domowa Yennefer: taki obrazek świadczy o sporej wyobraźni i poczuciu humoru pisarza.

Książkę kończy cyberpunkowy odjazd. "Gry na serio" przypominają skrzyżowanie filmowego "Matrixa" z naszym "Wiedźminem", co samo w sobie jest pomysłowe i interesujące. Gorzej jest z realizacją. Jeszcze raz trzeba borykać się z rozmowami, które trudno zrozumieć, toczonymi przez jednakowe, płaskie postacie, a wszystko jest podlane ciężkostrawnym sosem chałupniczej filozofii, jakby autor zamiast opowiadania ciekawej historii postawił sobie za cel dopisać do niej drugie dno, co nie wychodzi na zdrowie ani opowiadaniu, ani czytelnikowi. Ambitna porażka.

Jak zatem podsumować taki kolaż? Niewątpliwie jest to pozycja fanowska, przeznaczona dla zdeklarowanych miłośników "Wiedźmina". Niektóre z zawartych tu dziełek bronią się dobrze także bez nawiązań do Sapkowskiego, lecz innym nawet one nie pomagają. Zamiast szukać fan-fiction w bezdennym worze Internetu lub polować na fanziny, można dać szansę twórczości zebranej w tej książce. Oczekiwać jednak poziomu na miarę oryginału nie należy, a wręcz nie wolno.

Ocena antologii, jak zawsze, jest niewdzięcznym zadaniem. Zwłaszcza, gdy składają się na nią opowiadania o wspólnym motywie przewodnim (potraktowanym jednak dość swobodnie, ale o tym dalej), lecz bardzo odmienne stylistycznie i gatunkowo. Okładka spoglądająca z półki zimnym wzrokiem Geralta musi przyciągnąć uwagę wiedźminofilskiej braci, ale trzeba zdać sobie sprawę, że to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy zobaczyłem tę książkę na empikowej półce, natychmiast poczułem silną potrzebę nabycia jej i przeczytania - ogromną sympatią darzę bowiem jej autora, a pobieżne przekartkowanie zawartości upewniło mnie w przekonaniu, że nie będę się przy tej lekturze nudził. Z właściwą sobie swadą, błyskotliwym, lecz wyważonym humorem, Wojciech Mann odsyła nas opowiadaniem w czasy swoich radiowo-telewizyjnych początków, przybliża kulisy wielu ważnych wydarzeń (nie epatując przy tym plotkarstwem i głupkowatym szerzeniem sensacji), a przed wszystkim dzieli się i zaraża ogromną pasją do muzyki. Są tu koncerty, wywiady, zdobywane niczym Święty Graal rzadkie winyle, wyczekiwane z niezłomną cierpliwością audycje w radiu - wszędzie słychać tu dawne melodie i riffy, czuć zapał charakterystyczny dla oddanego fana żyjącego w czasach, gdy muzyka była czymś znacznie większym i ważniejszym niż tylko prostą rozrywką przy okazji. Inspirująca i zarazem relaksująca lektura.

Kiedy zobaczyłem tę książkę na empikowej półce, natychmiast poczułem silną potrzebę nabycia jej i przeczytania - ogromną sympatią darzę bowiem jej autora, a pobieżne przekartkowanie zawartości upewniło mnie w przekonaniu, że nie będę się przy tej lekturze nudził. Z właściwą sobie swadą, błyskotliwym, lecz wyważonym humorem, Wojciech Mann odsyła nas opowiadaniem w czasy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Druga część komiksowego pamiętnika młodej Iranki Marji, której poprzedni tom zakończył się pożegnaniem z rodzinnym krajem i wyjazdem w nieznane. Bohaterka poznaje obcy świat, dowiadując się również bardzo wiele o sobie samej. Tym razem tematem przewodnim jest bowiem dojrzewanie, na tle dość bolesnego zderzenia trudnych do pogodzenia kultur. Autorka snuje tą autobiograficzną opowieść z dużą otwartością i odwagą, dając ujście swojemu zagubieniu, wątpliwościom i rozterkom. Całość wybrzmiewa bardziej gorzko i dużo poważniej niż "Historia dzieciństwa", pozostając jednak głęboko osobistym i bardzo wciągającym opowiadaniem. Warstwa graficzna również jest niezmieniona i tu także zasługuje na brawa. Doskonały, dorosły komiks dla dorosłego odbiorcy.

Druga część komiksowego pamiętnika młodej Iranki Marji, której poprzedni tom zakończył się pożegnaniem z rodzinnym krajem i wyjazdem w nieznane. Bohaterka poznaje obcy świat, dowiadując się również bardzo wiele o sobie samej. Tym razem tematem przewodnim jest bowiem dojrzewanie, na tle dość bolesnego zderzenia trudnych do pogodzenia kultur. Autorka snuje tą autobiograficzną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wbrew tytułowi, książka Piotra Frankowskiego, znanego miłośnikom motoryzacji z polskiego wydania popularnego miesięcznika "Top Gear" i kilku innych branżowych magazynów, wcale nie jest poradnikiem dotyczącym tego, jak bić rekordy prędkości i szpanować osiągami swojej maszyny. Nie ma tu szczeniackiego zachłyśnięcia się szybkością, głupkowatego licytowania się na konie mechaniczne, tak częstych przywar wśród maniaków wysokooktanowych wrażeń. Zamiast tego otrzymujemy wyważony, wręcz instruktażowy zbiór porad i wskazówek dotyczących szeroko pojętej techniki jazdy. Mamy więc metody pokonywania różnorodnych zakrętów, zakładania kontr, kontrolowania poślizgów, a wszystko okraszone bardzo dobrej jakości fotografiami. Świetny prezent dla początkującego kierowcy, a także dla bardziej doświadczonego, ale takiego, któremu staż za kółkiem nie odebrał jeszcze zdolności przyznania się, że czegoś jeszcze nie opanował do perfekcji. Po wnikliwej lekturze tej niezbyt długiej książki rzeczywiście można stać się nieco lepszym kierowcą, choć poszukiwacze moto-adrenaliny mogą czuć się zawiedzeni.

Wbrew tytułowi, książka Piotra Frankowskiego, znanego miłośnikom motoryzacji z polskiego wydania popularnego miesięcznika "Top Gear" i kilku innych branżowych magazynów, wcale nie jest poradnikiem dotyczącym tego, jak bić rekordy prędkości i szpanować osiągami swojej maszyny. Nie ma tu szczeniackiego zachłyśnięcia się szybkością, głupkowatego licytowania się na konie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Duch w sieci. Autobiografia największego hakera wszechczasów Kevin Mitnick, William L. Simon
Ocena 7,4
Duch w sieci. ... Kevin Mitnick, Will...

Na półkach:

W tej autobiografii wielce uzdolnionego hakera więcej jest z thrillera lub powieści sensacyjnej, niż z biografii. Kevin Mitnick bez wahania opisuje początki swoich hakerskich eskapad, swoje pierwsze konflikty z prawem, w końcu przeradzające się w otwartą wojnę z policją i FBI. Nieuchwytny i przewidujący, sprytnie gubi tropy, mąci, ucieka, choć jednocześnie za każdym razem z porażającą konsekwencją i brakiem instynktu samozachowawczego, graniczącym z głupotą, wpada z powrotem w tarapaty, nie potrafiąc uwolnić się od potrzeby hakowania.

Ta niewytłumaczalna u, inteligentnego przecież, Mitnicka tendencja do wywoływania demonów połączona z całkowitym brakiem autorefleksji, wręcz bolesnym pominięciem wątków osobistych, opisów przeżyć wewnętrznych, psychologii, wywołuje niestety wrażenie obcowania z książką o człowieku tak zakochanym w maszynach, iż sam stał się jedną z nich. Można podziwiać jego biegłość, zachwycać się cwaniactwem, emocjonować szybkim rozwojem wydarzeń, lecz nie sposób dzięki tej lekturze zgłębić duszy tego dziwnego człowieka. Ale czy on ją w ogóle ma?

W tej autobiografii wielce uzdolnionego hakera więcej jest z thrillera lub powieści sensacyjnej, niż z biografii. Kevin Mitnick bez wahania opisuje początki swoich hakerskich eskapad, swoje pierwsze konflikty z prawem, w końcu przeradzające się w otwartą wojnę z policją i FBI. Nieuchwytny i przewidujący, sprytnie gubi tropy, mąci, ucieka, choć jednocześnie za każdym razem z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Komiks kojarzy się większości dorosłych raczej stereotypowo: dynamiczna, niekonieczne sensowna opowiastka, z superbohaterami, magicznymi mocami, dobra dla nastolatków. "Persepolis" autorstwa Marjane Satrapi jest wymarzoną odtrutką na tak krzywdzący pogląd, którą warto zaaplikować tym, którzy wciąż nie dostrzegli w opowieściach graficznych pełnoprawnej gałęzi literatury.

Bohaterka tej historii, kilkuletnia dziewczynka, staje się świadkiem przemian kulturowych i społecznych w swoim ojczystym Iranie. Obserwuje wszystkie związane z tym paradoksy i okrucieństwa, niektórych doświadczając na własnej skórze. Postrzega przy tym świat oczyma dziecka, starając się znaleźć własne wytłumaczenia dla toczących się zdarzeń, szukając sensu i logiki zrozumiałej dla jej niedoświadczonego umysłu. Taka formuła dodaje tej w gruncie rzeczy niezmiernie smutnej i przygnębiającej fabule pewnej lekkości, wraz z małą Marjane zdajemy się wmawiać sobie, że pewne rzeczy dzieją się obok, że można je zignorować, albo łatwo naprawić. Dziecięca naiwność i prostolinijność staje się filtrem, przez który łatwiej jest odbierać wydarzenia, a przy tym stanowi źródło delikatnego, nienachalnego humoru, zaznaczającego mocno swą obecność na kartach książki.

Osobna wzmianka należy się warstwie graficznej. Rysunki są proste, kreska mało wyrafinowana, przypomina nieco dawne książeczki dla maluchów. Dojmujące wrażenie robi absolutny brak koloru - całość jest czarno-biała, pozbawiona nawet odcieni szarości. Ta surowość obrazów wcale nie osłabia ich oddziaływania, a wręcz przeciwnie - wzmacnia je, stanowi o sile przekazu. Charakterystyczne rysunki bardzo zapadają w pamięć, jakby odrysowane na siatkówce od kalki.

Komiks kojarzy się większości dorosłych raczej stereotypowo: dynamiczna, niekonieczne sensowna opowiastka, z superbohaterami, magicznymi mocami, dobra dla nastolatków. "Persepolis" autorstwa Marjane Satrapi jest wymarzoną odtrutką na tak krzywdzący pogląd, którą warto zaaplikować tym, którzy wciąż nie dostrzegli w opowieściach graficznych pełnoprawnej gałęzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka - paradoks; powieść wojenna, z której każdą stronicą płynie tak silna tęsknota za pokojem, że pomimo wszechobecnego na kartach mordowania, huku wystrzałów, sypiących się szybciej niż grad naboi komend, odczytuje się ją jako manifest pacyfistyczny.

Nikt nie pozostaje człowiekiem na wojnie. Nie ma "dobrych" i "złych", nie ma przyjaciół i wrogów, bohaterowie Jamesa Jonesa cierpią zbiorowo cierpią samotność, rozpaczliwie szukają punktu zaczepienia w rzeczywistości, która ich przerasta. Armia jest tu jak żarna, które wszystkich bez wyjątku i litości ścierają na jednolitą masę. Patriotyzm, bohaterstwo, wojna sprawiedliwa - to wobec bezmiaru potworności, w który rzucono młodych mężczyzn puste słowa, istotne tylko dla pozostawionych w domach cywili. Dola żołnierza, zwłaszcza zwykłego, frontowego pionka, po lekturze "Cienkiej czerwonej linii" będzie łatwiejsza do zrozumienia dla tej szczęśliwej większości z nas, którzy nie doświadczyli jej na własnej skórze.

Książka - paradoks; powieść wojenna, z której każdą stronicą płynie tak silna tęsknota za pokojem, że pomimo wszechobecnego na kartach mordowania, huku wystrzałów, sypiących się szybciej niż grad naboi komend, odczytuje się ją jako manifest pacyfistyczny.

Nikt nie pozostaje człowiekiem na wojnie. Nie ma "dobrych" i "złych", nie ma przyjaciół i wrogów, bohaterowie Jamesa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cokolwiek nie powiedzieć o Kaziku Staszewskim, trzeba się zgodzić, że jest postacią nietuzinkową i ogromnie wyrazistą. Nie można więc być zaskoczonym zawartością jego felietonów prasowych, zebranych w tym pokaźnym tomie w jedną, ogromną dawkę. Pisane ze swadą, ironicznym humorem, czasami z wyraźną emocją i zaangażowaniem, prześlizgują się po bardzo różnorodnych tematach, z ogromnie szerokiego przedziału czasowego, stąd nieuniknione zdeaktualizowanie się części z nich. Krąg zainteresowań Kazika jego fani z pewnością dobrze znają choćby z tekstów piosenek, tak jak obyci są z jego radykalnymi i twardymi poglądami, ale ta mieszanka, podlana komizmem i okraszona miejscami komentarzem po fakcie, może też zdobyć tych, którzy z muzyką Kultu nie byli dotąd za pan brat. Niezależnie jednak od poziomu sympatii dla Kazika, książkę łatwo przedawkować - nie nadaje się raczej do czytania ciągiem, ale umiejętnie dawkowana bawi wielce.

Cokolwiek nie powiedzieć o Kaziku Staszewskim, trzeba się zgodzić, że jest postacią nietuzinkową i ogromnie wyrazistą. Nie można więc być zaskoczonym zawartością jego felietonów prasowych, zebranych w tym pokaźnym tomie w jedną, ogromną dawkę. Pisane ze swadą, ironicznym humorem, czasami z wyraźną emocją i zaangażowaniem, prześlizgują się po bardzo różnorodnych tematach, z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Desperado. Autobiografia Rafał Księżyk, Tomasz Stańko
Ocena 7,3
Desperado. Aut... Rafał Księżyk, Toma...

Na półkach:

Jazzu zacząłem słuchać dosyć późno i w pełni uprawnione będzie nazwanie mnie początkującym w tej dziedzinie. Moja wiedza o Tomaszu Stańce była znikoma, nieporównywalna z moim podziwem dla jego twórczości. Stąd wziął się pomysł zdobycia autobiografii.

W pierwszym kontakcie z książką - zaskoczenie. Nie wiedzieć czemu, zakładałem, że będzie to narracja, płynna opowieść, ewentualnie rodzaj pamiętnika; okazało się, że forma jest całkiem inna - wywiad-rzeka, swobodnie płynąca rozmowa, bez określonego porządku chronologicznego, z umownym jedynie podziałem na rozdziały. Ze swojej roli "przesłuchiwanego" muzyk wywiązał się co najmniej dobrze. Nie uchyla się od odpowiedzi na pytania, szczerze i bez ogródek ani kompromisów opowiada o muzyce, występach, przyjaźniach i miłości, inspiracjach, ale także o alkoholu i prochach, o ciężkich emocjach nie znajdujących ujścia, o nagromadzeniu okropności, które towarzyszyły jego dojrzewaniu muzycznemu i wewnętrznemu.

Przyjęta konwencja męskiej rozmowy ma swoje minusy i ograniczenia. Dyskusja meandruje, wpada w nieraz długie dygresje, faluje. Pewne ucięte nazbyt wcześnie wątki proszą się o rozwinięcie, inne zaś zdają się nadmiernie rozbudowane. Osobiście zaczynałem popadać w znużenie, gdy zbyt wiele miejsca poświęcano rozprawom na tematy filozoficzne, egzystencjonalne, nader odległe od muzyki, zaś ożywałem, kiedy do niej wracano. Najsilniej przy książce trzymały mnie bowiem właśnie opisy koncertów, przygotowań do nich, spotkań z innymi jazzmanami; niezwykle barwne i prawdziwe, dawały namiastkę uczestniczenia w wydarzeniach, przyglądania się im z perspektywy pierwszoosobowej. Za tę ekscytującą wycieczkę po czasach, miejscach i melodiach zatrzymam książkę w pamięci na długo.

Jazzu zacząłem słuchać dosyć późno i w pełni uprawnione będzie nazwanie mnie początkującym w tej dziedzinie. Moja wiedza o Tomaszu Stańce była znikoma, nieporównywalna z moim podziwem dla jego twórczości. Stąd wziął się pomysł zdobycia autobiografii.

W pierwszym kontakcie z książką - zaskoczenie. Nie wiedzieć czemu, zakładałem, że będzie to narracja, płynna opowieść,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W XXI wieku, czasie kryzysu finansowego, jesteśmy zewsząd zasypywani informacjami o potrzebie znalezienia nowych źródeł i form pozyskiwania energii, wobec niknących zasobów naturalnych planety. Dyskusje na temat energetyki jądrowej, gazu łupkowego, ogniw wodorowych czy też elektrycznych samochodów przestały być li tylko domeną ekologów i inżynierów, stały się globalną, społeczną kwestią, której świadome są już nawet dzieci. Tym samym, odnalezienie niewyczerpanego zasobu darmowej, czystej energii zapewniłoby ludzkości spokój i dobrobyt, a życie na Ziemi zamieniło w raj... nieprawdaż?

Z taką koncepcją polemizuje w swej powieści Isaac Asimov, wybitny przedstawiciel gatunku "twardej", technicznej science-fiction, obdarzony wiedzą i wyobraźnią kreującą niezwykle oryginalne, ale przy tym bardzo wiarygodne scenariusze przyszłości człowieka, ze szczególnym uwzględnieniem dalekosiężnych konsekwencji postępu technologicznego.

"Równi Bogom" odsyła nas na Ziemię przyszłości z populacją błogosławioną wynalazkiem pompy protonowej, gwarantującej nieprzerwany dopływ energii z równoległego wszechświata (dokonuję tu kolosalnego uproszczenia, zawiłości działania maszyny są wyczerpująco i precyzyjnie rozrysowane). Niemal cała ludzkość wychwala pod niebiosa tę cudowną maszynę oraz jej pomysłodawcę i konstruktora. Niemal, gdyż każdy medal, nawet najpiękniej lśniący, ma swoją drugą stronę.

Nie chcę zdradzać tu nawet zrębów fabuły, która jest utkana z maestrią. Poznajemy ją stopniowo, z perspektywy kilku różnych bohaterów, a nawet poprzez cały rozdział (jeden z trzech) poświęcony para-ludziom, inteligentnej cywilizacji zamieszkującej równoległy wszechświat, spięty z naszym wspomnianą pompą. To ten rozdział jest najbardziej niezwykły, kreatywność pisarza wzbiła się tu na wyżyny, produkując niespotykanie oryginalną koncepcję obcej formy życia.

Intryga snuta jest niespiesznie, z dużą wprawnością, wytracając nieco napięcia dopiero pod koniec książki, gdy główny wątek zaczyna zbyt zdecydowanie zmierzać ku rozwiązaniu. Obok tajemnicy, popisu naukowo-technicznego oraz inspirującego wyobraźnię obrazu alternatywnego świata, jak zwykle u Asimova wielką rolę odgrywa człowiek - urażone ambicje, pęd ku sławie, mściwość: paleta emocji i zachowań, przeczących zdrowemu rozsądkowi, ale tak bardzo prawdziwych i ludzkich, jest tu motorem napędowym osi fabularnej. Tym samym, obok amatorów fizyki (której minimalne podstawy są wskazane, aby czytelnik nie zagubił się w pewnych aspektach powieści), książka trafi do odbiorców o zacięciu humanistycznym, zwłaszcza socjologicznym i psychologicznym. Poprzez tematykę zaś, wspomnianą na wstępie, mamy wrażenie obcowania z lekturą bardzo nam współczesną, jakby uszytą na miarę dnia dzisiejszego, nie powstałą w latach 70-tych ubiegłego stulecia.

W XXI wieku, czasie kryzysu finansowego, jesteśmy zewsząd zasypywani informacjami o potrzebie znalezienia nowych źródeł i form pozyskiwania energii, wobec niknących zasobów naturalnych planety. Dyskusje na temat energetyki jądrowej, gazu łupkowego, ogniw wodorowych czy też elektrycznych samochodów przestały być li tylko domeną ekologów i inżynierów, stały się globalną,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Potworny regiment" to jeden ze słabszych przedstawicieli cyklu o Świecie Dysku, jakie wpadły w moje ręce. Książka osadzona w wojskowych realiach daje bezlik pretekstów do żartów z armii i jej członków, lecz tu humor jest dyskretniejszy, mniej obecny niż w dotychczasowych dziełach Pratchetta. Częściej przebija poważny ton, niż nieskrępowana satyra, żary są subtelniejsze, nierzadko bazujące na drobnych aluzjach i odniesieniach do historii, jak choćby sama okładka, parodiująca słynne zdjęcie amerykańskich marines z Iwo Jimy. Niestety, Pratchett jest lepszym humorystą niż moralizatorem, a na dokładkę pewien powtarzający się motyw fabularny (którego nie chcę zdradzać nieznającym jeszcze książki) skutkuje przewidywalnością i niemal całkowitym brakiem zaskoczeń. Kiepski Pratchett to wciąż jednak Pratchett, a zatem dla mnie, oddanego fana, wymienione minusy nie zrujnowały przyjemności z lektury. Inni wychowani na Świecie Dysku też zapewne są gotowi wiele wybaczyć.

"Potworny regiment" to jeden ze słabszych przedstawicieli cyklu o Świecie Dysku, jakie wpadły w moje ręce. Książka osadzona w wojskowych realiach daje bezlik pretekstów do żartów z armii i jej członków, lecz tu humor jest dyskretniejszy, mniej obecny niż w dotychczasowych dziełach Pratchetta. Częściej przebija poważny ton, niż nieskrępowana satyra, żary są subtelniejsze,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Druga część cyklu "Ziemiomorze" Ursuli Le Guin, rozpoczętego porywającym "Czarnoksiężnikiem z Archipelagu", może przynieść zaskoczenie zaznajomionym z pierwszym tomem. Centralną postacią nie jest już Ged zwany Krogulcem, odsunięty na dalszy plan przez nową bohaterkę - kapłankę Arhę. Z powieści zniknął geograficzny rozmach i czasowa rozpiętość "Czarnoksiężnika", zastąpiony duszną, klaustrofobiczną atmosferą mrocznego labiryntu. Również sposób narracji jest odmienny - spokojniejszy, wręcz powolny, choć w żadnym razie ślamazarny czy nudny. Tym sposobem utrzymujemy bliższy, bardziej intymny kontakt z bohaterami, na co wpływ ma również dojrzalszy, mądrzejszy z wiekiem Ged, nie nacechowany już młodzieńczą zapalczywością i porywczością, a racjonalny i wyważony.

Inne wcale nie oznacza gorsze. "Grobowce Atuanu" to bardzo udana, trafna kontynuacja opowieści, ukazująca dalszą przemianę bohatera, a zarazem wprowadzająca nowe środki, odmienne sposoby zdobywania czytelnika i podsycania jego ciekawości. Dzięki temu nie ma mowy o monotonii, powtarzalności, które tak często są zgubą dla cyklu literackiego. Ten, nawet po latach, wciąż zdaje się nieśmiertelnym.

Druga część cyklu "Ziemiomorze" Ursuli Le Guin, rozpoczętego porywającym "Czarnoksiężnikiem z Archipelagu", może przynieść zaskoczenie zaznajomionym z pierwszym tomem. Centralną postacią nie jest już Ged zwany Krogulcem, odsunięty na dalszy plan przez nową bohaterkę - kapłankę Arhę. Z powieści zniknął geograficzny rozmach i czasowa rozpiętość "Czarnoksiężnika", zastąpiony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krótka przypowieść o ludzkim życiu jako nieznaczącym pyłku w trybach bezdusznej, państwowej machiny, osnuta na autentycznych wydarzeniach z niedawnej historii Albanii. Oszczędny w środkach język i krótka forma pozwalają skupić się na istocie opowieści - atmosferze lęku i zagrożenia, poczuciu bezradności wobec rozgrywających się wydarzeń, wewnętrznych rozterkach bohaterów. Tak zaserwowany portret totalitaryzmu niezawodnie kojarzy się z kafkowskim "Procesem" i w rzeczy samej nie będzie to chybione skojarzenie. Co więcej, można miejscami przyłapać się na tym, że czyta się książkę, którą już w pewnym stopniu się zna... czy to poważna wada, niech każdy czytelnik zadecyduje sam. Mnie do lektury nie zniechęciła, a czasu na nią poświęconego nie uważam za stracony.

Krótka przypowieść o ludzkim życiu jako nieznaczącym pyłku w trybach bezdusznej, państwowej machiny, osnuta na autentycznych wydarzeniach z niedawnej historii Albanii. Oszczędny w środkach język i krótka forma pozwalają skupić się na istocie opowieści - atmosferze lęku i zagrożenia, poczuciu bezradności wobec rozgrywających się wydarzeń, wewnętrznych rozterkach bohaterów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W obrębie szeroko pojętej literatury fantasy istnieje pewien podgatunek. Należą do niego powieści traktujące o niezmordowanych wojownikach z wielkimi mieczami w umięśnionych ramionach, bez mrugnięcia okiem radzących sobie z każdą przeciwnością losu, w międzyczasie okrywając się chwałą, decydując o losach królestw lub światów i chędożąc na lewo i prawo omdlewające dziewoje. Nie jest to moja nisza, więc "Achają" rozczarowałem się sromotnie. Rozczarowanie było tym większe, że naszym bezlitosnym rębajłą na miarę Conana jest tu... kobieta.

Nie ma, naturalnie, nic zdrożnego w wyborze niewiasty na główną postać powieści fantastycznej. Należy jednak wtedy dołożyć wszelkich starań, by poza wyglądem różniła się czymś od stereotypowego bohatera męskiego, a na tym wyzwaniu autor poległ sromotnie. Nie można polubić tak karykaturalnej postaci. Nie pomagają również liczne niekonsekwencje fabularne, niewyszukany język utworu (na domiar złego, zupełnie niezróżnicowany, ma się wrażenie, że wszystkie kwestie wypowiada jedna postać), zupełne lekceważenie detalu, a czasem także logiki i psychologii. Mamy tylko skrzywdzoną księżniczkę-terminatora, wydostającą się z każdej opresji. Poboczny, rozwijany równolegle wątek maga Mereditha nie jest wiele lepszy, natomiast z pewnością pozwala odetchnąć od obcowania z jednowymiarową do bólu zębów bohaterką.

Nie chcę się pastwić nad książką, inni ochoczo zrobią to za mnie. Zastanawia mnie jedynie popularność tej pozycji, która moim zdaniem w niczym nie przewyższa odmóżdżających, Conanopodobnych historyjek fantasy z muskularnym wojownikiem na okładce i obowiązkową, półnagą dziewoją. Kto bawi się dobrze przy takich lekturach, bez wahania może przystąpić do czytania "Achai". Ja poprzestanę na pierwszym tomie.

W obrębie szeroko pojętej literatury fantasy istnieje pewien podgatunek. Należą do niego powieści traktujące o niezmordowanych wojownikach z wielkimi mieczami w umięśnionych ramionach, bez mrugnięcia okiem radzących sobie z każdą przeciwnością losu, w międzyczasie okrywając się chwałą, decydując o losach królestw lub światów i chędożąc na lewo i prawo omdlewające dziewoje....

więcej Pokaż mimo to