rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kiedy nadchodzi Miesiąc Duchów, uważaj! Nie zabieraj autostopowiczów, nie podróżuj taksówką, jeśli samochód to żółty garbus, strzeż się tych, którzy chcą płacić pieniędzmi umarłych... i przede wszystkim unikaj wujaszka Hana i jego podejrzanych interesów (do ostatniego punktu stosuj się przez cały rok!)
"Brudne sprawki wujaszka Hana" to niesamowity zbiór opowiadań, w całości osadzonych w kulturze azjatyckiej i garściami z niej czerpiący. Nawiązania do tradycji, religii, a także (moje ulubione!) do miejskich legend sprawiają, że całość zyskuje głębi. Świat z opowieści Aleksandry Bednarskiej to nie cukierkowa wersja Azji, tylko jej brudna, duszna odsłona. Nieszczęście czai się tu na każdym kroku, a granica między światami żywych i umarłych jest bardzo cienka... a często po prostu się zaciera. Każde z opowiadań to osobna historia, nad wszystkimi unosi się jednak duch tytułowego wujaszka Hana. Całość przypominała mi swoim klimatem azjatyckie horrory, które kiedyś uwielbiałam oglądać - filmy składające się z kilku krótszych, oddzielnych opowieści.
Po lekturze całości stwierdzam, że autorka nie tylko doskonale poradziła sobie z umieszczeniem akcji właśnie w Azji (co świadczy o ogromnej znajomości tematu), ale też z krótką i wymagającą formą, jaką jest opowiadanie. Znajdziecie tu dużo weird fiction, nieco humoru, sporo tajemnic i dusznego klimatu, a także motywy rodem z azjatyckich miejskich legend. Podobało mi się, choć nie obraziłabym się za jeszcze większą dawkę grozy 😁 Bardzo polecam ten zbiór i czekam na więcej 😁

Kiedy nadchodzi Miesiąc Duchów, uważaj! Nie zabieraj autostopowiczów, nie podróżuj taksówką, jeśli samochód to żółty garbus, strzeż się tych, którzy chcą płacić pieniędzmi umarłych... i przede wszystkim unikaj wujaszka Hana i jego podejrzanych interesów (do ostatniego punktu stosuj się przez cały rok!)
"Brudne sprawki wujaszka Hana" to niesamowity zbiór opowiadań, w całości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cyrus Haven to policyjny psycholog. To także mężczyzna, którego przeszłość zna niemal każdy w kraju - w końcu sprawa rzezi dokonanej na jego rodzicach oraz siostrach przez brata Cyrusa trafiła swego czasu na czołówki gazet. Evie Cormac to dziewczyna, która w przeszłości przeżyła piekło. Jej prawdziwa tożsamość nie jest znana. Nie wszyscy też wiedzą, że ma prawdziwy dar: bezbłędnie rozpoznaje, kiedy ktoś kłamie. Kiedy ścieżki tej dwójki się przetną, Cyrus postanowi uratować agresywną, raniącą wszystkich (ale głównie siebie) Evie. Nie będzie to jednak łatwe. Zwłaszcza, że równocześnie będzie pomagać policji w rozwiązaniu zagadki zabójstwa młodziutkiej mistrzyni łyżwiarstwa. Czy wszystkie tajemnice ujrzą światło dzienne? To wcale nie jest takie pewne.
Powieść Michaela Robothama to starannie skonstruowany kryminał, poruszający wiele wątków. Wszystkie z nich jednak łączą się za sprawą dwójki głównych bohaterów. Tak więc czytelnik jednocześnie z napięciem śledzi historię Evie oraz sprawę morderstwa Jodie. Autor sprawnie żongluje wątkami i snuje niesamowicie ciekawą opowieść. Jest to też bardzo przygnębiająca historia, w której zło czai się nawet w miejscach, w których najmniej się go spodziewamy.
Mogłoby się wydawać, że to powieść, jakich wiele w swoim gatunku. Im więcej jednak o niej myślę, tym bardziej przekonuję się, że "Dobra dziewczyna, zła dziewczyna" zdecydowanie się wyróżnia. Owszem, może i sprawa zabójstwa Jodie nie jest niesamowicie oryginalna, trzeba jednak przyznać, że autor stworzył tutaj naprawdę skomplikowaną historię. Tym jednak, co czyni tę książkę wyjątkową, są główni bohaterowie. Mrok tkwiący w ich przeszłości i ciągnący się za nimi przez całe życie. Sposoby radzenia sobie z ciągle powracającymi wspomnieniami. Ich szczególne wyczulenie na fałsz. Tajemnice, które nadal skrywają.
Sprawdziłam na Goodreads i okazuje się, że to pierwsza z serii książek o Cyrusie i Evie. Póki co powstały cztery. Mam szczerą nadzieję, że Znak Crime zdecyduje się wydać pozostałe, bo styl pisania Robothama naprawdę do mnie przemawia, a cała historia niesamowicie mnie wciągnęła. Póki co, sięgnijcie po "Dobrą dziewczynę, złą dziewczynę" jeśli lubicie wyjątkowo mroczne historie o zbrodniach, tajemnicach i kłamstwach. Bardzo polecam.

Cyrus Haven to policyjny psycholog. To także mężczyzna, którego przeszłość zna niemal każdy w kraju - w końcu sprawa rzezi dokonanej na jego rodzicach oraz siostrach przez brata Cyrusa trafiła swego czasu na czołówki gazet. Evie Cormac to dziewczyna, która w przeszłości przeżyła piekło. Jej prawdziwa tożsamość nie jest znana. Nie wszyscy też wiedzą, że ma prawdziwy dar:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Alicja Mort ma niezwykłą zdolność - potrafi "czytać" ludzi i doskonale wie, kiedy ktoś kłamie. Dawniej wykorzystywała te umiejętności w policji, dziś pracuje na własny rachunek. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć... Do Alicji trafia paczka zawierająca przedmiot, który jednoznacznie kojarzy się z pierwszą sprawą, w jakiej brała udział. To powinien być zamknięty rozdział, jednak z jakiegoś powodu ktoś chce zwrócić uwagę Mort na tamto morderstwo sprzed lat. Teraz kobieta, chcąc nie chcąc, musi odnowić swoje kontakty i zmierzyć się z trudną przeszłością.
Jednym z głównych plusów tej książki jest sama bohaterka. Alicja to kobieta, która doskonale radzi sobie z wykrywaniem kłamstw, co odróżnia ją od innych "standardowych" bohaterów kryminałów - zazwyczaj mężczyzn w średnim wieku, po przejściach. Chociaż Mort też nie jest już pierwszej młodości, a jej przeszłość skrywa pewne sekrety. Nie jest też kryształową postacią, zawsze uczciwą i prawą, co czyni ją jeszcze ciekawszą. Mogę jej jedynie zarzucić to, że zbyt często wspomina o swojej wyjątkowości.
Główna bohaterka to jedno, dodajmy do tego jeszcze skomplikowaną zagadkę kryminalną, dwa plany czasowe, akcję pędzącą na łeb na szyję... Wszystkie te elementy sprawiają, że "Asymetria" to lektura, od której naprawdę ciężko się oderwać.
Zakończenie mnie zaskoczyło, chociaż miałam wrażenie, że wszystko rozwiązało się nieco zbyt szybko, w jednym momencie.
Podsumowując: "Asymetria" to świetna powieść z nieszablonową główną bohaterką. Cieszę się, że to początek całego cyklu, tym bardziej że jestem ciekawa dalszych poczynań Alicji (zwłaszcza w świetle takiego, a nie innego zakończenia). Ostatnio czytałam "Nie chcesz wiedzieć" tego autora i chociaż książka mi się podobała, to... "Asymetria" to zupełnie inna jakość. Najnowsza powieść jest o wiele lepiej skonstruowana i sprawniej napisana. Polecam tę lekturę!

Alicja Mort ma niezwykłą zdolność - potrafi "czytać" ludzi i doskonale wie, kiedy ktoś kłamie. Dawniej wykorzystywała te umiejętności w policji, dziś pracuje na własny rachunek. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć... Do Alicji trafia paczka zawierająca przedmiot, który jednoznacznie kojarzy się z pierwszą sprawą, w jakiej brała udział. To powinien być zamknięty...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak się nie dać psychopacie? Poznaj jego metody Daniel Boduszek, Żaneta Gotowalska-Wróblewska
Ocena 7,1
Jak się nie da... Daniel Boduszek, Ża...

Na półkach:

"Pamiętajmy, że prawdziwi psychopaci nie chcą być badani. Nie zgłaszają się do psychologów, nie trafiają do więzień. Są obecni wśród nas, piastują wysokie stanowiska. Nie jesteśmy też w stanie w pełni zdiagnozować kogoś jako psychopaty, dopóki nie poznamy jego ofiar"
Na hasło "psychopata" zazwyczaj pojawia nam się w głowie obraz mordercy, degenerata, zbrodniarza. Ale... co powiecie na to, że tak naprawdę w codziennym życiu, wśród zwyczajnych zdawałoby się osób, mamy mniej więcej taką samą szansę na spotkanie psychopaty, jak w więzieniu? Socjolożka i dziennikarka Żaneta Gotowalska-Wróblewska oraz psycholog kryminalny, profesor nauk społecznych Daniel Boduszek przedstawiają w swojej książce naprawdę niepokojący obraz: psychopaci są wśród nas. I doskonale się maskują.
W serii rozmów podzielonych na rozdziały i przeplatanych cytatami z literatury autorzy krok po kroku demaskują takie osoby, opisując ich najważniejsze cechy oraz sposoby zachowania. Skupiają się przy tym nie na kryminalistach, ale na zwykłych (z pozoru) ludziach. Podobało mi się, że dużą część rozważań poświęcono ofiarom psychopatów, zwykle ich partnerkom. Prof. Boduszek na co dzień pracuje z takimi właśnie osobami, dzięki czemu doskonale potrafi przedstawić mechanizm działania psychopaty w związku, a także zwrócić uwagę na to, jak pomóc konkretnej osobie w wyrwaniu się z toksycznej relacji.
Była to dla mnie interesująca książka, tak inna od skupiających się zazwyczaj tylko i wyłącznie na zbrodniarzach pozycji dotyczących psychopatów. Napisana przystępnym językiem, oferująca skondensowaną wiedzę. Całość czyta się błyskawicznie (choć niemała w tym zasługa bardzo dużej czcionki;) Po tej lekturze z pewnością nabierzecie ochoty na zgłębienie tematu. A także zaczniecie się zastanawiać, czy ktoś z waszego otoczenia może być psychopatą...

"Pamiętajmy, że prawdziwi psychopaci nie chcą być badani. Nie zgłaszają się do psychologów, nie trafiają do więzień. Są obecni wśród nas, piastują wysokie stanowiska. Nie jesteśmy też w stanie w pełni zdiagnozować kogoś jako psychopaty, dopóki nie poznamy jego ofiar"
Na hasło "psychopata" zazwyczaj pojawia nam się w głowie obraz mordercy, degenerata, zbrodniarza. Ale... co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy jeden opuszczony dom może być źródłem wielu ludzkich tragedii? A może samo miejsce nie ma z tym nic wspólnego, bo to, co naprawdę złe, tkwi w ludziach?
Ponad 20 lat temu Rafał popełnił samobójstwo. Znalazła go Lena, na której śmierć jej pierwszej miłości odcisnęła ogromne piętno. Teraz dorosła już kobieta musi zmierzyć się z zaginięciem syna oraz faktem, że jego dziewczyna odebrała sobie życie dokładnie w tym samym miejscu, co Rafał. Czy te wszystkie wydarzenia są ze sobą związane? Czy skrywane latami tajemnice ujrzą wreszcie światło dzienne?
To była mroczna i fascynująca lektura, łącząca w sobie kilka moich ulubionych wątków: sekrety z przeszłości, małą miejscowość i skomplikowane śledztwo z zaskakującym wyjaśnieniem. Weronika Mathia sprawnie lawiruje w gąszczu faktów oraz domysłów i serwuje czytelnikom powieść, od której trudno się oderwać. Bardzo podobało mi się to, że cała sprawa nie była prosta i jednoznaczna oraz że w książce przeplatały się wydarzenia z różnych planów czasowych, które ostatecznie ułożyły się w zgrabną, choć niesamowicie niepokojącą historię. I chociaż kilka elementów układanki udało mi się odgadnąć, to i tak czytałam z napięciem do samego końca. To tylko świadczy o tym, jak bardzo "Żar" mnie wciągnął i zafascynował 😉
Ta powieść to moim zdaniem świetny, emocjonujący debiut, który powinien spodobać się miłośnikom polskich kryminałów. Jestem pod wrażeniem sprawności pisarskiej autorki oraz tego, jak skomplikowaną fabułę potrafiła stworzyć. Jednocześnie nie miałam wrażenia, że w książce obecnych jest za dużo wątków, a samo wyjaśnienie historii (chociaż chciałabym, żeby poświęcono mu jeszcze więcej miejsca) było wiarygodne. Oraz bardzo mroczne...

Czy jeden opuszczony dom może być źródłem wielu ludzkich tragedii? A może samo miejsce nie ma z tym nic wspólnego, bo to, co naprawdę złe, tkwi w ludziach?
Ponad 20 lat temu Rafał popełnił samobójstwo. Znalazła go Lena, na której śmierć jej pierwszej miłości odcisnęła ogromne piętno. Teraz dorosła już kobieta musi zmierzyć się z zaginięciem syna oraz faktem, że jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Josie za wszelką cenę próbuje odciąć się od swojej przeszłości. Jest to jednak niesamowicie trudne. Jak pogodzić się z tym, że jej ojca zamordowano, siostra bliźniaczka zdradziła ją w najgorszy możliwy sposób, a matka po rodzinnej tragedii opuściła je obie i wstąpiła do sekty? Mimo wszystko dziewczyna powoli układa sobie życie na nowo i kiedy już czuje się choć trochę bezpiecznie... sprawa zabójstwa jej ojca staje się głównym tematem podcastu "Ponowne spojrzenie". Dziennikarka Poppy Parnell wyciąga z archiwum dawno już rozwiązaną sprawę (wszak winny od lat odsiaduje wyrok) i postanawia przyjrzeć się jej raz jeszcze. Prowadzi swoje własne śledztwo, które na bieżąco relacjonuje w podcaście i stara się odpowiedzieć na pytanie - czy 10 lat temu skazano właściwą osobę? Produkcja błyskawicznie zyskuje na popularności, w sieci mnożą się kolejne teorie, a sama Josie i jej rodzinna tragedia znów znajdują się w świetle reflektorów.
Powieść zainteresowała mnie głównie za sprawą wątku podcastu true crime - nie ukrywam, że jestem miłośniczką tego rodzaju produkcji. Tutaj jednak, choć fragmenty podcastu odgrywają w fabule ogromną rolę, opowieść skupia się na perspektywie rodziny ofiary. Osób, których nieszczęście jest na ustach całego kraju, których prywatność zostaje naruszona i o których można przeczytać w internecie mniej lub bardziej zgodne z prawdą plotki i teorie. Główna bohaterka, Josie, musi wrócić do rodzinnego miasteczka i zmierzyć się jeszcze raz z traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości, a także z osobami, od których przez ostatnie 10 lat za wszelką cenę próbowała się odciąć. W miarę rozwoju akcji poznajemy też kolejne odcinki podcastu, a oba wątki splatają się ze sobą i tworzą wciągającą opowieść o pozornie idealnej rodzinie z wieloma problemami, a także o rozgrzebywaniu cudzych tajemnic.
Muszę przyznać, że sama zagadka morderstwa była dosyć prosta do odgadnięcia. Nie zmienia to jednak faktu, że całą książkę czytałam z zainteresowaniem. Tak naprawdę sprawa zabójstwa, choć od niej wszystko się zaczęło, schodzi tu na drugi plan w obliczu skomplikowanych relacji rodzinnych i sekretów z przeszłości. Chociaż wątek podcastu zdecydowanie podkręca atmosferę, a treści zawarte w produkcji mają istotny wpływ na życie i wybory bohaterów.
To była dobra lektura, w sam raz na 2-3 popołudnia. Wciągająca, choć momentami przewidywalna. Dla miłośników mocnych wrażeń może być zbyt spokojna... ale ja jestem zadowolona.

Josie za wszelką cenę próbuje odciąć się od swojej przeszłości. Jest to jednak niesamowicie trudne. Jak pogodzić się z tym, że jej ojca zamordowano, siostra bliźniaczka zdradziła ją w najgorszy możliwy sposób, a matka po rodzinnej tragedii opuściła je obie i wstąpiła do sekty? Mimo wszystko dziewczyna powoli układa sobie życie na nowo i kiedy już czuje się choć trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przed lekturą tej książki niewiele wiedziałam o scjentologii. Moje główne skojarzenia to oczywiście Tom Cruise oraz niejasne praktyki mające na celu pracę nad swoją osobowością. Obszerny reportaż Lawrence'a Wrighta sprawił jednak, że dowiedziałam się o tej religii (a może raczej sekcie) wielu rzeczy. Faktów, które wprost nie mieszczą się w głowie.
Autor na podstawie licznych materiałów źródłowych oraz rozmów z byłymi i obecnymi scjentologami stworzył kompleksowy obraz tego ruchu religijnego. Poczynając od przedstawienia L. Rona Hubbarda, jego założyciela, którego życiorys mógłby stanowić podstawę całego cyklu powieści przygodowych, przez opisanie zasad, którymi kierują się scjentolodzy, aż po historie osób należących do tej organizacji. Wright szczegółowo przedstawia początki tej religii oraz drogę, jaką musi przejść każdy, kto chce do niej dołączyć. Coś, co początkowo wygląda na doskonały sposób, żeby pracować nad rozwojem osobistym i zrobić coś dobrego dla ludzkości, to tak naprawdę skomplikowany mechanizm mający na celu złapanie w swoje sidła jak największej ilości osób. Bo scjentologia to świetny biznes, a ten, kto raz do niej przystąpi, będzie mieć ogromny problem aby opuścić szeregi organizacji. Liczne oszustwa, zmuszanie ludzi do pracy, znęcanie się nad nimi, odcinanie ich od rodziny... a to wszystko w imię "wyższych wartości". Niewiarygodne, a jednak...
Wright wykonał ogrom pracy, wszystko jest poparte mnóstwem przypisów i materiałów źródłowych (wystarczy spojrzeć, ile stron liczy sama bibliografia), a całość nie jest nużącym, akademickim tekstem, tylko wciągającym, świetnie napisanym reportażem. Reportażem o sprawach i wydarzeniach mogących brzmieć dla czytelnika absurdalnie (jak choćby wiele wydarzeń z życia L. Rona Hubbarda i sam fakt, że tyle osób uwierzyło w jego kłamstwa i manipulacje), a jednak będących rzeczywistością. Szokująca i niesamowicie interesująca lektura. Oby więcej tak napisanych reportaży!

Przed lekturą tej książki niewiele wiedziałam o scjentologii. Moje główne skojarzenia to oczywiście Tom Cruise oraz niejasne praktyki mające na celu pracę nad swoją osobowością. Obszerny reportaż Lawrence'a Wrighta sprawił jednak, że dowiedziałam się o tej religii (a może raczej sekcie) wielu rzeczy. Faktów, które wprost nie mieszczą się w głowie.
Autor na podstawie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytułowa żałobnica to Anna. Kobieta, która właśnie straciła w tragicznym wypadku męża i pasierbicę. Anna rozpacza, ale... na ile z żalu za mężem (bo na pewno nie za rozpuszczoną nastolatką, która jej nienawidziła) a na ile za wygodnym życiem? Tak czy inaczej, musi teraz ułożyć sobie wszystko na nowo. A nie będzie to łatwe, tym bardziej że na jaw zaczynają wychodzić głęboko skrywane tajemnice z przeszłości.
To moje pierwsze spotkanie z autorem i nie jestem pewna, czy wybrałam na początek właściwy tytuł. Może lepiej było zacząć od kryminału, a nie od thrillera psychologicznego? Odnośnie "Żałobnicy" mam mieszane uczucia...
Anna to dobrze wykreowana postać, główna bohaterka, z którą jednak (celowo) ciężko się utożsamić, trudno też ją polubić. Jest za bardzo skupiona na sobie, skrywa zbyt wiele tajemnic. Przyznaję, że początkowo myślałam o porzuceniu lektury, sprawa wypadku na przejeździe kolejowym oraz jego konsekwencji nie zainteresowała mnie jakoś szczególnie. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy autor krok po kroku zaczął odsłaniać przeszłość Anny i traumatyczne wydarzenia, których uczestnikiem była przed laty. Ten wątek sprawił, że dalsza lektura poszła mi już bardzo sprawnie. Chociaż wyjaśnienie całej tajemnicy lekko mnie rozczarowało.
"Żałobnica" to dobra powieść o stracie, osamotnieniu i tajemnicach z przeszłości, od których nie sposób uciec. U mnie tym razem obyło się bez literackich zachwytów, za to samą lekturę oceniam na tyle dobrze, że chętnie sięgnę po inne książki tego autora. Jestem nim zaintrygowana.

Tytułowa żałobnica to Anna. Kobieta, która właśnie straciła w tragicznym wypadku męża i pasierbicę. Anna rozpacza, ale... na ile z żalu za mężem (bo na pewno nie za rozpuszczoną nastolatką, która jej nienawidziła) a na ile za wygodnym życiem? Tak czy inaczej, musi teraz ułożyć sobie wszystko na nowo. A nie będzie to łatwe, tym bardziej że na jaw zaczynają wychodzić głęboko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy Wy też zaczytywaliście się za młodu w książkach o Panu Samochodziku? Czy chcieliście być jak on, podróżować, odkrywać nowe miejsca i rozwiązywać zagadki? Dzięki książce Jakuba Kuzy te marzenia mogą się, chociaż w pewnym stopniu, urzeczywistnić;)
"Tajemnicza Polska" to zbiór reportaży poświęconych niezwykle interesującym miejscom w naszym kraju. Nazistowskie mauzoleum w Wałbrzychu, wawelski czakram, nietypowe toruńskie więzienie - to tylko kilka z nich. Autor osobiście odwiedził wszystkie te lokalizacje, opisał ich historię oraz stan obecny, rozmawiał z miejscowymi i z naukowcami badającymi poszczególne obiekty. Nie jest to jednak sucha opowieść, zwykły przewodnik po "ciekawych" miejscach wartych zobaczenia. Teksty Jakuba Kuzy przenoszą nas w przeszłość, przedstawiają teraźniejszość i - co najważniejsze - dekonstruują mity narosłe wokół konkretnych obiektów. Co nie znaczy, że poszczególne lokalizacje zdradziły autorowi wszystkie swoje tajemnice...
Podczas lektury miałam wrażenie, że podróżuję po Polsce wraz z autorem - jego styl jest bardzo lekki, a każdy reportaż stanowi fascynującą opowieść pozwalającą poczuć się tak, jakby osobiście było się w danym miejscu. Faktycznie przychodziły mi też na myśl książki Nienackiego, chociaż Jakub Kuza nie miał aż takich przygód, jak Pan Samochodzik;) Ale sama atmosfera przygody, tajemnicy i odkrywania zagadek z przeszłości niesamowicie mi się podobała. Dobrze byłoby kiedyś odwiedzić opisane w "Tajemniczej Polsce" miejsca, zwłaszcza będąc bogatszą o wiedzę zawartą w tej publikacji - czuję, że gdybym np. o Ślęży czytała jedynie w zwykłym przewodniku, podczas pobytu tam mogłoby mi umknąć mnóstwo niuansów, zwyczajnie nie zwróciłabym uwagi na pewne rzeczy.
Książkę polecam osobom, które lubią zbaczać z głównych, turystycznych tras i mają w sobie żyłkę odkrywcy;)

Czy Wy też zaczytywaliście się za młodu w książkach o Panu Samochodziku? Czy chcieliście być jak on, podróżować, odkrywać nowe miejsca i rozwiązywać zagadki? Dzięki książce Jakuba Kuzy te marzenia mogą się, chociaż w pewnym stopniu, urzeczywistnić;)
"Tajemnicza Polska" to zbiór reportaży poświęconych niezwykle interesującym miejscom w naszym kraju. Nazistowskie mauzoleum w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy żona ma swoją cenę? Naprawdę można ją kupić? A może zawarte w tytule pytanie to rodzaj przenośni? Czy w dzisiejszych czasach wartość kobiety nadal jest definiowana przez to, czy "należy" do jakiegoś mężczyzny? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w książce Violetty Rymszewicz.
Zaczyna się dosyć niewinnie. Może nawet nieco zabawnie. Na początku reportażu poznajemy mężczyzn, dla których żona idealna to... silikonowa lalka. I tak, taką kobietę, zaprojektowaną odpowiednio do potrzeb klienta, można kupić. Trochę się śmiejemy, trochę dziwimy, a trochę współczujemy tym mężczyznom, którzy czują się tak niepewnie w obecności prawdziwych kobiet, że wolą nieme silikonowe towarzyszki. Szybko jednak przechodzimy do poważniejszej tematyki. Poznajemy dziewczyny wystawione na targu żon w Bułgarii. A także żony wybierane z katalogu, dostępne dla każdego mężczyzny, który jest w stanie zapłacić odpowiednią kwotę. Śledzimy poszukiwania żon w Chinach i Indiach, gdzie jest zdecydowanie więcej mężczyzn niż kobiet (co wcale nie poprawia sytuacji tych ostatnich). Przyglądamy się życiu żon i wdów w różnych miejscach na świecie, a także poznajemy historię instytucji małżeństwa oraz uwarunkowania społeczne i kulturowe, mające na nią wpływ. Czytamy też o środowisku inceli, nieprzychylnych kobietom (delikatnie mówiąc) i wyznających dosyć kontrowersyjną filozofię.
Muszę przyznać, że w większości nie są to wesołe historie. Często są brutalne, wstrząsające, zmuszające do refleksji.
Autorka zdecydowała się podejść do tematu kompleksowo. Korzystała z wielu źródeł, stąd też obszerna bibliografia. Reportaż stanowi świetne wprowadzenie do całego zagadnienia, a każdy jego rozdział mógłby tak naprawdę stać się podstawą odrębnego opracowania. Mnogość poruszanych tematów i liczba opisywanych indywidualnych historii z jednej strony działa na korzyść książki (dowiadujemy się tak wielu rzeczy!), z drugiej może wprowadzić lekki chaos. Autorka ma jednak dobre pióro i nie gubi się w gąszczu przedstawianych faktów. A cały reportaż jest wspaniałą inspiracją do sięgnięcia po kolejne źródła dotyczące tego tematu.
Na jakiej zasadzie ludzie dobierają się w pary? Czy dobra żona to żona posłuszna, której głównym zadaniem jest dbanie o dom i rodzinę? Czy przemoc wobec kobiet jest wpisana w różne kultury? Sięgnijcie po reportaż Violetty Rymszewicz i przekonajcie się sami!

Czy żona ma swoją cenę? Naprawdę można ją kupić? A może zawarte w tytule pytanie to rodzaj przenośni? Czy w dzisiejszych czasach wartość kobiety nadal jest definiowana przez to, czy "należy" do jakiegoś mężczyzny? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w książce Violetty Rymszewicz.
Zaczyna się dosyć niewinnie. Może nawet nieco zabawnie. Na początku reportażu poznajemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Sylwia, ta z lasu. Martwa już ona, ale była dobra. Jedzenie mu dawała. Dwa razy mu dała jedzenie. Do lasu mu przyniosła, co już nie wyszła z niego wtedy. Chleb i pasztetową. Szkoda, że nie żyła już potem ona, ale to nie była jego wina. Stało się tak i tyle".
Leszek Pękalski. Wampir z Bytowa. Przyznał się do kilkudziesięciu morderstw, udowodniono mu i skazano go tylko za jedną zbrodnię. Wszystko wskazuje jednak na to, że morderstw faktycznie było więcej. W większości na tle seksualnym. Jak było naprawdę? Na to pytanie, w fabularyzowanej opowieści o Pękalskim, stara się odpowiedzieć Magda Omilianowicz.
Od dzieciństwa na uboczu. Niekochany, wyśmiewany, lekceważony. Tułający się po zakładach opiekuńczych. Stwierdzono u niego niepełnosprawność intelektualną w stopniu lekkim. Sam o sobie mówi, że jest sierotą, że ma chorobę psychiczną, że nikt go nie chce, a on tak bardzo chciałby mieć żonę. Temat znalezienia żony przewija się obsesyjnie we wszystkich jego rozmowach ze znajomymi i nieznajomymi. Mówi też o sobie, że wierzy w Boga. Nie przeszkadzało mu to jednak mordować. Atakował głównie kobiety. Czasami najpierw zagadywał, proponował seks, małżeństwo. Oczywiście spotykał się z odmową, często też z wyśmianiem (w końcu utykał, mówił do siebie, w ogóle nie dbał o higienę). Wtedy zabijał, a już po wszystkim wykorzystywał seksualnie. Przez lata nikt go nie podejrzewał, wymykał się policji. Na swój sposób był niezwykle sprytny.
Magda Omilianowicz w niezwykle sugestywny sposób przedstawia tę historię. Oferuje czytelnikowi wniknięcie do umysłu mordercy, wyjątkowo szokujące, makabryczne, niewygodne. To coś więcej niż reportaż (zresztą tak naprawdę reportażem nie jest, choć opowiada o prawdziwych wydarzeniach. Zbrodnie Pękalskiego były okrutne, obrzydliwe i bezsensowne. I chociaż oczywiście wiemy, że nie wszystko było dokładnie takie, jak to opisała autorka, to cała historia jest niezwykle mocno osadzona w rzeczywistości.
Muszę przyznać, że ta lektura wywołała we mnie więcej emocji, niż typowe reportaże o seryjnych mordercach. A to chyba dobra rekomendacja.

"Sylwia, ta z lasu. Martwa już ona, ale była dobra. Jedzenie mu dawała. Dwa razy mu dała jedzenie. Do lasu mu przyniosła, co już nie wyszła z niego wtedy. Chleb i pasztetową. Szkoda, że nie żyła już potem ona, ale to nie była jego wina. Stało się tak i tyle".
Leszek Pękalski. Wampir z Bytowa. Przyznał się do kilkudziesięciu morderstw, udowodniono mu i skazano go tylko za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Reportaż Christiny Lamb to zbiór bardzo trudnych historii. Czytało mi się go niezwykle ciężko, chociaż nie ze względu na sposób, w jaki jest napisany (nie mam żadnych uwag ani do autorki, ani do tłumaczki). Jednak zmierzenie się z tyloma szokującymi i poruszającymi historiami było dla mnie nie lada wyzwaniem.
Autorka oddaje głos kobietom z różnych stron świata, które podczas konfliktów zbrojnych doświadczyły przemocy seksualnej. Mamy więc opowieści jezydek więzionych przez ISIS, "pocieszycielek" japońskiej armii, uczennic porwanych przez Boko Haram, kobiet z plemienia Tutsi, ale też tych (geograficznie nam bliższych), które ucierpiały podczas wojny na Bałkanach.
Wojna już w swojej istocie niesie ze sobą ogrom cierpienia. Zmuszanie ludzi do opuszczenia własnych domów, ludobójstwa, gwałty... To właśnie na tych ostatnich koncentrują się wszystkie opowieści. Okazuje się, że to powszechna praktyka podczas konfliktów zbrojnych, sposób na upokorzenie, złamanie, zniszczenie. Lamb przytacza jedną koszmarną opowieść za drugą i kiedy już myślimy, że nie mogło wydarzyć się nic gorszego, serwuje nam następną. I jeszcze jedną. I kolejną. Ta skala przemocy seksualnej, jej brutalność, a także kierowanie jej nie tylko wobec dojrzałych kobiet, ale też dzieci, są przerażające. Wstrząsające jest również to, że ofiarom tak ciężko uzyskać sprawiedliwość, a często wręcz są one wykluczane ze swojej społeczności i uważane za "nieczyste". Często tym skrzywdzonym osobom chodzi już tylko o przyznanie, że to im stała się krzywda i nie są niczemu winne. Oczywiście marzą też o ukaraniu sprawców, ale to właściwie nigdy się nie udaje.
To ważna i potrzebna książka, w której nie chodzi o deprecjonowanie innych ofiar wojny. Chodzi o zwrócenie uwagi na problem przemocy seksualnej podczas konfliktów zbrojnych, o umożliwienie dotkniętym nią kobietom opowiedzenia swojej historii. Może tym razem coś się zmieni...
Naprawdę warto przeczytać, choć jest to niezwykle trudna i poruszająca lektura.

Reportaż Christiny Lamb to zbiór bardzo trudnych historii. Czytało mi się go niezwykle ciężko, chociaż nie ze względu na sposób, w jaki jest napisany (nie mam żadnych uwag ani do autorki, ani do tłumaczki). Jednak zmierzenie się z tyloma szokującymi i poruszającymi historiami było dla mnie nie lada wyzwaniem.
Autorka oddaje głos kobietom z różnych stron świata, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

" - Przecież oni nie żyją... - przekonywał się. - NIE ŻYJĄ!
Echo rozniosło te słowa po doku. Słowa dziwne, straszne.
I nieprawdziwe."

Mężczyzna nurkujący u wybrzeży Coquiny, małej karaibskiej wysepki, odkrywa wrak statku podwodnego i wydobywa go na powierzchnię. Łódź pochodzi z czasów II wojny światowej,ale wydaje się być w doskonałym stanie. Wkrótce okazuje się, że załoga U-Boota nadal znajduje się na pokładzie. I w dalszym ciągu stanowi zagrożenie...

Nawiedzone okręty to znany motyw. Tutaj jednak mamy do czynienia z jego małą modyfikacją: U-Bootem widmo i zombie-załogą na pokładzie. Dorzućmy do tego szczyptę voodoo, "klasyczną" konstrukcję samej historii (wszystko zgodnie z regułami horroru), dokładne opisy poszczególnych scen i otrzymamy dobry materiał na film. Mam wrażenie, że powieść McCammona całkiem nieźle sprawdziłaby się na srebrnym ekranie.

Nie przeszkadzała mi przewidywalność tej powieści, wręcz przeciwnie: czytając najpierw o zatonięciu statku, później o jego "niespodziewanym" wynurzeniu się, następnie widząc oczami wyobraźni dramatyczną scenę, w której U-Boot taranuje samotnego rybaka w łódce, dobrze się bawiłam (Bo wiedziałam, że to tylko fikcja. A fabuła była rodem z kinowych horrorów z lat 80., co uznałam za urocze) Kiedy jeszcze pojawił się groźny kaznodzieja (voodoo, ale zawsze), wieszczący zagładę, jeśli wyspiarze nie pozbędą się łodzi, nie mogłam przestać się uśmiechać.

Niestety, drugą połowę powieści czytało mi się już gorzej. Może po prostu poczułam się zmęczona tym schematem i dziwnym sposobem narracji ("Zanim Cheyne zdążył odezwać się, dziewczyna stanęła przed nim tak blisko, aż musiał cofnąć się"). Nie ukrywam też, że kiedy jeszcze nie wiedziałam dokładnie kto (lub co) czai się w U-Boocie, książka była o wiele ciekawsza. Potem z łodzi podwodnej wyskoczyli zombie-naziści, czytelnik mógł poznać ich całą historię i atmosfera tajemniczości zniknęła. Ale przyznaję, że cały pomysł ma w sobie coś przerażającego. Autorowi należy się również plus za finał powieści, w którym nie oszczędza swoich bohaterów. Nie wszystkich czeka cukierkowy happy-end.

Mam wrażenie, że od "Widma" do "Łabędziego śpiewu" Robert McCammon przebył długą drogę. I znacznie poprawił swój styl (wprawdzie nie czytałam tej drugiej powieści ale podejrzewam, że zachwyty nad nią są chociaż w pewnej mierze uzasadnione). Mimo wszystko, "Widmo" może spodobać się miłośnikom horroru, którzy chcą poczuć klimat produkcji grozy powstałych w latach 80. (książkę wydano po raz pierwszy w 1980 roku).
Jest w tej historii coś strasznego (i nie piszę tylko o strasznej - chwilami - konstrukcji zdań). Są tez dobrze znane fanom gatunku motywy i konwencje. Wszystko razem chwilami wywołuje uśmiech politowania. A chwilami sprawia, że z zapałem śledzimy akcję powieści. Chociaż i tak domyślamy się, co będzie dalej.

Recenzja opublikowana także na moim blogu: http://miros-de-carti.blogspot.com/2014/08/robert-r-mccammon-widmo.html

" - Przecież oni nie żyją... - przekonywał się. - NIE ŻYJĄ!
Echo rozniosło te słowa po doku. Słowa dziwne, straszne.
I nieprawdziwe."

Mężczyzna nurkujący u wybrzeży Coquiny, małej karaibskiej wysepki, odkrywa wrak statku podwodnego i wydobywa go na powierzchnię. Łódź pochodzi z czasów II wojny światowej,ale wydaje się być w doskonałym stanie. Wkrótce okazuje się, że załoga...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Może czasami człowiek nosi w sobie tajemnice, o których nawet nie wie?" /s. 37/

To już ostatnia powieść z Kurtem Wallanderem w roli głównej. Smutno...
Tym razem Kurt prowadzi śledztwo związane nie ze swoją pracę, lecz z rodziną. Przyszły teść Lindy, emerytowany oficer marynarki wojennej, niespodziewanie znika. Wcześniej, bardzo zaniepokojony, opowiada Wallanderowi o tajemniczej sprawie sprzed lat - związanej z pojawieniem się na szwedzkich wodach obcego okrętu podwodnego. Teraz komisarz, na prośbę bliskich, angażuje się nieoficjalnie w poszukiwania zaginionego. Przez tę sprawę, a także w związku z problemami zdrowotnymi, nie może w pełni cieszyć się nowo zakupionym domem na wsi i psem, o którym zawsze marzył.

To dosyć przygnębiająca powieść. Ostatnia z cyklu, jak już wiadomo. Praktycznie na każdej stronie Wallander podkreśla, jak bardzo staro się czuje. Nękają go dziwne problemy z pamięcią. Nadużywa alkoholu. Narzeka. A mimo to po raz kolejny udaje mu się rozwiązać sprawę, nad którą bezskutecznie pracowało wielu innych policjantów...

"Masz jedną cechę, za którą nigdy nie przepadałam. To twoje dramatyzowanie, gdy chodzi o poważne sprawy." /s. 360/

Tytułowy "Niespokojny człowiek" to nie tylko zaginiony oficer, ale przede wszystkim Wallander. Niektórych to jego miotanie się pomiędzy rodziną, domem, śledztwem, samotnością itd. może irytować. Ale taki jest Kurt. W tej powieści pojawiają się również Mona i Baiba, czyli dwie kobiety jego życia. Można odnieść wrażenie, że komisarz przy okazji tego ostatniego śledztwa porządkował również swoje życie osobiste.

Powieść nie jest do końca dopracowana, można w niej zauważyć kilka błędów logicznych. Samej zagadce zniknięcia Hakana von Enke i związanemu z nią wątkowi politycznemu można natomiast zarzucić to, że jest zbyt łatwa do rozwiązania - przynajmniej była taka dla mnie. Wprawdzie autorowi dosyć długo udało się skutecznie odwracać moją uwagę od rzeczywistego wyjaśnienia, jednak ostatecznie odgadłam całość przed końcem lektury.
Mam jeszcze jeden zarzut, który jednak nie ma związku z merytoryczną oceną książki. Chodzi o sposób, w jaki Mankell potraktował Kurta Wallandera i o przyszłość, jaką dla niego przewidział. Za bardzo lubię tego bohatera, żeby bez sprzeciwu przyjąć opis jego dalszych losów.

"Niespokojny człowiek" to dobra powieść, niepozbawiona jednak kilku drobnych wad. Mimo wszystko to pozycja obowiązkowa dla fanów cyklu o Kurcie Wallanderze. Czy tylko mnie zaskoczył fakt, że w tej części Kurt mógł obejść się bez kawy?

Recenzja dostępna również na moim blogu: http://miros-de-carti.blogspot.com/2014/01/henning-mankell-niespokojny-czowiek.html

"Może czasami człowiek nosi w sobie tajemnice, o których nawet nie wie?" /s. 37/

To już ostatnia powieść z Kurtem Wallanderem w roli głównej. Smutno...
Tym razem Kurt prowadzi śledztwo związane nie ze swoją pracę, lecz z rodziną. Przyszły teść Lindy, emerytowany oficer marynarki wojennej, niespodziewanie znika. Wcześniej, bardzo zaniepokojony, opowiada Wallanderowi o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wcisnął głowę i ramiona w wąski, kamienny korytarz opadający lekko w dół. I wtedy zdał sobie sprawę, że nie jest już sam. Coś mrocznego i zimnego jak komora, w której się znalazł, czaiło się obok, rozbudzone i głodne"

Przeczytaj horror o wampirach, mówili. Będzie fajnie, mówili.
Bzdura. Fajnie nie było. Zaczęło się jednak obiecująco. Rumunia, rok 1941, opuszczona twierdza gdzieś w górach Transylwanii. Oddział niemieckich żołnierzy pod dowództwem kapitana Woermanna otrzymuje rozkaz zajęcia warowni. Wydawałoby się, że nie powinno być z tym żadnych problemów. Jednak ktoś - a może coś - zaczyna zabijać Niemców, jednego każdej nocy. Na pomoc zostaje wysłany major Kaempffer z oddziałem Einsatzkommando. Żołnierze sprowadzają też z Bukaresztu profesora Cuzę (wraz z opiekującą się nim córką), który podobno wie o twierdzy wszystko. Ale czy to wystarczy?

Początek powieści mnie zafascynował. I nawet nieco przestraszył. Dopóki tajemniczy wróg się nie ujawnił, było naprawdę ciekawie. Niestety potem książka robiła się coraz dziwniejsza i o ile zaprezentowane przez autora rozwiązania zyskały grono zwolenników, mi w ogóle nie przypadły do gustu.
Bardzo liczyłam na klasyczny horror o wampirach. Tym bardziej, że miejscem akcji była Rumunia (skojarzenia były więc oczywiste). Niestety, zawiodłam się. Paul Wilson wymyślił coś o wiele bardziej skomplikowanego. I zwyczajnie przekombinował (czy w ogóle istnieje takie słowo?).

Ogromnie denerwowała mnie Magda, córka profesora Cuzy. Potrafiła zadawać niesamowicie głupie pytania (a podobno była bardzo mądrą kobietą) oraz nie zauważać oczywistych rzeczy. I chodzić sama w miejsca, których nie powinna odwiedzać. Ale w końcu w każdym horrorze znajdzie się ktoś taki. Niepotrzebny był również wątek miłosny pomiędzy Magdą a jednym z głównych bohaterów (nie, nie był to Niemiec). Dobrze, że nie widzieliście mojego wyrazu twarzy podczas czytania odpowiednich fragmentów...

Wymieniłam całą listę wad. A co z zaletami? Początek powieści był bardzo udany. Autorowi udało się też kilka razy zmylić czytelnika, wprowadzając nowe wyjaśnienia całej sytuacji, książka nie była więc monotonna. O ile nie spodobała mi się całość fabuły, to nie mogę odmówić Wilsonowi przemyślanego pomysłu na książkę.

Powinniście pamiętać, że wielu osobom "Twierdza" bardzo się podoba, więc nie warto się sugerować tylko moją opinią. Możecie przekroczyć próg twierdzy, jeśli chcecie. Nie jestem jednak pewna, czy wyjdziecie z tego cało...

http://miros-de-carti.blogspot.com/2014/01/francis-paul-wilson-twierdza.html

"Wcisnął głowę i ramiona w wąski, kamienny korytarz opadający lekko w dół. I wtedy zdał sobie sprawę, że nie jest już sam. Coś mrocznego i zimnego jak komora, w której się znalazł, czaiło się obok, rozbudzone i głodne"

Przeczytaj horror o wampirach, mówili. Będzie fajnie, mówili.
Bzdura. Fajnie nie było. Zaczęło się jednak obiecująco. Rumunia, rok 1941, opuszczona twierdza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ona jednak szukała innych rzeczy niż my. Cel Giny był mocno osadzony w przeszłości - dotrzeć do niestałego w uczuciach chłopaka. Mój też - znaleźć niestałą w uczuciach matkę. Candy szukała przyszłości." s. 411

Na zakończenie szkoły Shelby dostaje samochód - pięknego, żółtego mustanga. Postanawia wyruszyć nim w podróż i przejechać całą Amerykę aby gdzieś w Kalifornii odnaleźć matkę, która porzuciła ją, gdy dziewczyna miała pięć lat. Razem z nią wyrusza Gina - jej była przyjaciółka, która chce powstrzymać swojego ukochanego przed ślubem z inną. Po drodze Shelby, wbrew wcześniejszym ustaleniom, zabiera autostopowiczkę - dziewczynę o imieniu Candy. Ta jedna decyzja ma kluczowe znaczenie dla całego późniejszego życia każdej z nich...

Cała historia opowiedziana jest z perspektywy Shelby. Powieść zaczyna się w momencie, w którym podróż dziewcząt właściwie dobiegła końca, a sama Shelby jest w trudnej, wręcz dramatycznej sytuacji. Następnie wracamy do początku wyprawy i od tej pory poznajemy wszystkie wydarzenia w kolejności chronologicznej. Dzięki temu zabiegowi czytelnik czyta powieść z dużym zaciekawieniem - chce się dowiedzieć, jak doszło do takiej sytuacji i co właściwie stało się potem.

Nie polubiłam zbytnio głównych bohaterek. Chociaż w każdej z nich można było odnaleźć dobre cechy, miałam wrażenie, że te złe częściej dochodziły do głosu. Nawet jeszcze zanim cała podróż się zaczęła...
"Przed wyjazdem nie sprawdziłyśmy z Giną listy zabieranych rzeczy. Powinnyśmy i chciałyśmy, ale byłyśmy obie bardzo zajęte. Poszłam na cztery imprezy, potem było rozdanie świadectw, piknik, bal, pakowanie, planowanie. Nie miałyśmy czasu. Nie zadbałyśmy o to, by go mieć." s. 52

Z jednej strony planowanie, z drugiej - przerażająca wręcz lekkomyślność. Nieustanne kłócenie się i godzenie...
Zdecydowanie najciekawszą postacią była Candy. Siedemnastoletnia autostopowiczka, w wyzywającym stroju, z tatuażami i masą taniej biżuterii. Dziewczyna, która wcześnie rzuciła szkołę, która nie znała popularnych programów telewizyjnych i przebojów muzycznych. Za to umiała na pamięć wszystkie biblijne psalmy. To bardziej skomplikowana postać, jednak jej historia opowiadana jest stopniowo przez całą powieść. Dlatego nie chcę zdradzać zbyt wiele.

Miałam problem z tą książką. Z jednej strony motyw przejazdu przez cały kraj, takiej niezwykłej wakacyjnej podróży, bardzo mi się spodobał. Z drugiej - zachowanie bohaterek często pozostawiało wiele do życzenia (żeby nie powiedzieć: było głupie) i na pewno nie było wzorem do naśladowania. Czytając, nie można było też oprzeć się wrażeniu, że Stany Zjednoczone to bardzo przygnębiające miejsce - a to wszystko dzięki opisom mijanych przez dziewczyny miejsc i ludzi. Mimo wszystko powieść czytało się szybko, a wcześniejsze rozczarowania zrekompensowało mi zakończenie. Poza tym odkryłam, że tytuł - "Droga do raju" - może mieć różne znaczenie, w zależności od tego, do której z bohaterek go odniesiemy. Podobało mi się to.

Oceniam tę powieść Paulliny Simons pozytywnie. Czy polecam? Może... Na pewno nie warto sugerować się opisem na okładce. I może lepiej zapoznać się przed lekturą z opiniami na Lubimy Czytać - które w zdecydowanej większości nie zachęcają do sięgnięcia po tę książkę.

"Ależ z ciebie głupie, smutne stworzenie - powiedziała, patrząc na mnie dziwnie miękko. - Nawet mając świadomość, że ocalono cię przed życiem w nieszczęściu, nadal pragniesz, by było inaczej." s. 409

Recenzję można również przeczytać na moim blogu: http://miros-de-carti.blogspot.com/2013/05/paullina-simons-droga-do-raju.html

"Ona jednak szukała innych rzeczy niż my. Cel Giny był mocno osadzony w przeszłości - dotrzeć do niestałego w uczuciach chłopaka. Mój też - znaleźć niestałą w uczuciach matkę. Candy szukała przyszłości." s. 411

Na zakończenie szkoły Shelby dostaje samochód - pięknego, żółtego mustanga. Postanawia wyruszyć nim w podróż i przejechać całą Amerykę aby gdzieś w Kalifornii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Last night I dreamt I went to Manderley again. /
Śniło mi się tej nocy, że znowu byłam w Manderley."
To rozpoczynające powieść zdanie stało się już słynne. Ale po kolei. Czym jest Manderley? Kim jest tytułowa Rebeka?

Narratorką powieści jest młoda kobieta. Podczas pracy jako dama do towarzystwa pani van Hopper poznaje ona Maxima de Wintera - bogatego wdowca, właściciela posiadłości Manderley. Szybko zaczyna spędzać z nim coraz więcej wolnych chwil. Po pewnym czasie de Winter - ku zaskoczeniu głównej bohaterki - oświadcza się jej. Zostaje przyjęty. Młoda para po spędzeniu miesiąca miodowego w Wenecji wraca do Anglii, do Manderley. Wydawałoby się, że to powinien być koniec całej historii - biedna dziewczyna znalazła już przecież swojego księcia z bajki, który uczynił ja szczęśliwą i bogatą. Jednak nieśmiała kobieta musi teraz poradzić sobie z zupełnie nową dla niej rolą. Dodatkowo ze wszystkich stron atakują ją wspomnienia o Rebece - pierwszej żonie Maxima, która zginęła w tragicznym wypadku na morzu. Rebeka, jak wynika z opowieści innych, była osobą idealną - piękną, odważną, kochaną przez wszystkich. Jakby tego było mało, gospodyni - pani Danvers - jest wyraźnie wrogo nastawiona wobec nowej pani domu i na każdym kroku podkreśla, jak bardzo jest ona do niczego. Czy można wygrać z czyimś duchem?

"Rebeka, zawsze Rebeka! Dokądkolwiek bym poszła, gdziekolwiek bym usiadła, nawet w moich myślach i moich snach, spotykałam Rebekę." /s.224/

Jeżeli pomyśleliście, że jest to zwykły romans - pomyliliście się. I to bardzo. Książka zawiera w sobie również elementy kryminału oraz powieści gotyckiej. Mamy więc naiwną dziewczynę, która poznaje przystojnego mężczyznę i zakochuje się w nim. Mamy tajemniczą posiadłość. Mamy wreszcie zagadkę z przeszłości. Ponieważ tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego część osób w ogóle nie chce mówić o Rebece. Nie wiadomo również, jak doszło do wypadku, w którym zginęła Rebeka.

Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę oraz sam klimat powieści - atmosfera napięcia, niepewności, tajemnicy... Trzeba wiedzieć, że tę historię docenił też Alfred Hitchcock, który nakręcił na jej podstawie film nagrodzony później dwoma Oscarami. A inny tekst Daphne du Maurier - opowiadanie "Ptaki" - stał się podstawą do nakręcenia jednej z jego najsłynniejszych produkcji.

Jedyna rzecz, która nie podobała mi się w "Rebece", to naiwność i skłonność do marzeń głównej bohaterki (której imię ani razu nie zostało wymienione, określana jest głównie jako "pani de Winter"). Czytanie o sytuacjach, które sobie wyobrażała, mogło być czasami nieco irytujące.

Cóż mogę powiedzieć...ta powieść to już klasyka. Jest dobra historia (choć pojawiło się podejrzenie o plagiat), jest klimat. I jest bardzo dobra realizacja, która sprawia, że po ponad 70 latach (powieść po raz pierwszy wydano w 1938 r.) "Rebeka" nadal jest doceniana przez wielu czytelników. Polecam.

Recenzję można przeczytać też na moim blogu: http://miros-de-carti.blogspot.com/2013/05/daphne-du-maurier-rebeka.html

"Last night I dreamt I went to Manderley again. /
Śniło mi się tej nocy, że znowu byłam w Manderley."
To rozpoczynające powieść zdanie stało się już słynne. Ale po kolei. Czym jest Manderley? Kim jest tytułowa Rebeka?

Narratorką powieści jest młoda kobieta. Podczas pracy jako dama do towarzystwa pani van Hopper poznaje ona Maxima de Wintera - bogatego wdowca, właściciela...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Piosenka za szóstkę, kieszeń żyta i
Zapiekanych w cieście kosów mendle trzy.
Przekrojone ciasto, ptaszków zabrzmiał chór.
Co za pyszne danie na królewski dwór!
Król był w skarbcu, liczył tam pieniądze swe,
Królowa w komnacie bułkę z miodem je.
Służebna w ogrodzie wietrzy ubrań stos,
Wtem przyleciał ptaszek, oddziobał jej nos."

To tylko dziecięca rymowanka. Pozornie bez znaczenia. Jednak okazuje się, że nawet tak teoretycznie błaha rzecz może pomóc w złapaniu mordercy...

Rex Fortescue, bogaty londyński przedsiębiorca, zostaje otruty przy pomocy jagód cisa. Inspektor Neele przybywa do jego rezydencji, nazywanej notabene "Domkiem pod Cisami", żeby zbadać całą sprawę. Na miejscu zastaje rodzinę denata, która wcale nie żałuje jego śmierci. Części osób mogła ona nawet przynieść korzyść. Wkrótce dochodzi do kolejnych morderstw. Wtedy w "Domku pod Cisami" zjawia się panna Marple. Jak zwykle z zamiarem rozwiązania zagadki. Dopiero ona dostrzega, że wszystkie wydarzenia bardzo pasują do tekstu starej rymowanki. Ale czy ma to jakiś sens?

Kolejny kryminał Agathy Christie, który przeczytałam. Jak zwykle mogłam liczyć na interesującą i trudną do rozwikłania zagadkę morderstwa. Jak zwykle nie udało mi się wymyślić przed końcem książki, kto zabił.

Każdy z członków rodziny Fortescue jest nieco inny. Już na początku poznajemy ich główne cechy. Jednak okazuje się, że nie wszystkie osoby są takie, jakie się wydawały...
Zabrakło mi bardziej szczegółowej charakterystyki postaci. Również obecność panny Marple nie była zbytnio w tej powieści odczuwalna. Mimo wszystko pojawiała się ona w kluczowych momentach i kierowała śledztwo na właściwe tory.

"Kieszeń pełna żyta" to dobry, klasyczny kryminał. Dostrzegam w nim pewne niedociągnięcia, nie przeszkadzały one jednak w lekturze. Dlatego polecam tę powieść - przede wszystkim miłośnikom Agathy Christie.

Recenzję można również przeczytać na moim blogu: http://miros-de-carti.blogspot.com/2013/05/agatha-christie-kieszen-pena-zyta.html

"Piosenka za szóstkę, kieszeń żyta i
Zapiekanych w cieście kosów mendle trzy.
Przekrojone ciasto, ptaszków zabrzmiał chór.
Co za pyszne danie na królewski dwór!
Król był w skarbcu, liczył tam pieniądze swe,
Królowa w komnacie bułkę z miodem je.
Służebna w ogrodzie wietrzy ubrań stos,
Wtem przyleciał ptaszek, oddziobał jej nos."

To tylko dziecięca rymowanka. Pozornie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia, biblioteki, zabytkowe książki, Rumunia, Dracula i tajemnicze wydarzenia. Czego więcej może chcieć taka miłośniczka wyżej wymienionych rzeczy, jak ja?

Młoda dziewczyna odkrywa w bibliotece ojca dziwną książkę z wizerunkiem smoka i stos starych listów. Dzięki nim, oraz dzięki opowieściom snutym (choć niechętnie) przez ojca, zaczyna poznawać przeszłość swoich rodziców, jak również historię Draculi - Vlada Palownika. Czy to możliwe, że zło zapoczątkowane przez Draculę przetrwało do dzisiaj? Jeżeli tak, to w jaki sposób je powstrzymać?

Jak wspomniałam na początku, książka Elizabeth Kostovy zawiera w sobie kilka elementów, które szczególnie mnie interesują. Jednak nie są to jej jedyne zalety. Akcja toczy się na kilku płaszczyznach czasowych - poznajemy różne wydarzenia bezpośrednio z opowieści głównej bohaterki, listów innych bohaterów czy też ich ustnych relacji. Nie stwarza to jednak wrażenia chaosu, wręcz przeciwnie - wszystko czyta się płynnie. Na plus należy też zaliczyć ciekawą fabułę, pełną zaskakujących wydarzeń, oraz dające do myślenia zakończenie. Z punktu widzenia (przyszłej) bibliotekarki muszę jeszcze dodać, że bohaterowie "Historyka" często przesiadują w bibliotekach i archiwach, zawierających naprawdę cenne zbiory. I nie mają problemów z posługiwaniem się katalogami bibliotecznymi;) Ehh, chciałoby się samemu mieć dostęp do takich skarbnic wiedzy;)

Polecam "Historyka" wszystkim miłośnikom tajemnic z przeszłości, Draculi, starych bibliotek... To ponad 600 stron dobrej opowieści.

Historia, biblioteki, zabytkowe książki, Rumunia, Dracula i tajemnicze wydarzenia. Czego więcej może chcieć taka miłośniczka wyżej wymienionych rzeczy, jak ja?

Młoda dziewczyna odkrywa w bibliotece ojca dziwną książkę z wizerunkiem smoka i stos starych listów. Dzięki nim, oraz dzięki opowieściom snutym (choć niechętnie) przez ojca, zaczyna poznawać przeszłość swoich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O czym jest „Siekierezada”? Patrząc na okładkę spodziewałam się czegoś innego, myślałam że będą w niej opisane jakieś straszne, wstrząsające wydarzenia. Ale Stachura pozostał Stachurą i ta powieść w 100% pasuje do jego twórczości.

Janek Pradera, wędrujący po kraju kiedy akurat nie może przebywać ze swoją Gałązką Jabłoni (na co nie pozwala mu „ta mgła ta mgła”) trafia gdzieś na zachód Polski. Dokładniej do wsi Bobrowice, gdzie zatrudnia się przy wyrębie lasu. Zamieszkuje na kwaterze u babci Oleńki, zaprzyjaźnia się z innymi robotnikami oraz córką leśniczego – Grażynką. Poznaje nowych ludzi. Zachwyca się światem, każdą jego najmniejszą cząstką. Chyba, że akurat cały świat przesłania mu mgła.

Ten opis może być niejasny dla kogoś, kto nie czytał „Siekierezady” albo przynajmniej nie zetknął się wcześniej z twórczością Stachury. No cóż, myślę że chyba trzeba samemu zapoznać się z tą powieścią, żeby dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi. Chociaż podczas lektury mogą pojawić się nowe pytania.
Jakie? Na przykład:
- kim jest Gałązka Jabłoni, której zadedykowano książkę? (akurat to pytanie szybko doczeka się odpowiedzi)
- kim jest emanuel delawarski? (z przewijającego się w książce zdania „zawsze i teraz absolutnie służy tobie emanuel delawarski”)
- czym jest „ta mgła ta mgła”?

Czytając, automatycznie stawiałam znak równości między Jankiem Praderą, głównym bohaterem i narratorem, a Edwardem Stachurą. Chociaż powtarzałam sobie, że nie powinnam tego robić, nie powinnam przecież patrzeć na twórczość Stachury jak na jego autobiografię.. Ale teraz mogę powiedzieć, że chociaż w pewnym sensie miałam rację – sam Stachura też przez jakiś czas pracował przy wyrębie lasu. Zamieszkał na kwaterze u babci Olechny. Rozmawiał z robotnikami, zaprzyjaźnił się też z leśniczym i jego rodziną, w szczególności z trzynastoletnią wówczas córką Grażynką. Brzmi znajomo? Powinno. Właśnie w ten sposób Stachura zbierał materiały do „Siekierezady”. Dowiedziałam się o tym już po przeczytaniu powieści, ze strony http://stachuriada.pl/stachura/, a konkretniej ze skanu pewnego artykułu, który znajdziecie pod tym adresem http://stachuriada.pl/stachura/skany/artykuly/lubelska.jpg.

Książka jest naprawdę specyficzna. Pisana „dziwnym” językiem, przybierającym czasem formę strumienia świadomości (przynajmniej tak mi się wydaje). Pewne wyrażenia czy zdania często się powtarzają i to może być męczące. „Siekierezada” nie wszystkim się spodoba. Miłośnicy twórczości Stachury powinni ją jednak docenić. Polecam ją też tym, którzy dopiero chcieliby zagłębić się w ten dziwny, ale jedyny w swoim rodzaju świat opisany przez Steda.

O czym jest „Siekierezada”? Patrząc na okładkę spodziewałam się czegoś innego, myślałam że będą w niej opisane jakieś straszne, wstrząsające wydarzenia. Ale Stachura pozostał Stachurą i ta powieść w 100% pasuje do jego twórczości.

Janek Pradera, wędrujący po kraju kiedy akurat nie może przebywać ze swoją Gałązką Jabłoni (na co nie pozwala mu „ta mgła ta mgła”) trafia...

więcej Pokaż mimo to