-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2019-03-22
2008-10-09
2009-03-26
2018-09-05
Życie Fitzgeralda i jego żony, Zeldy, to wdzięczny, jeśli nie wymarzony materiał dla biografa. Ich relacje utkane były z licznej korespondencji, rubryk towarzyskich, rodzinnych albumów, osobistych dzienników i oczywiście - prozy, dla której kanwą były ich intymne doświadczenia. Dziś już chyba nie sposób napisać tak "literackiej" biografii, ponieważ po nas zostaną tylko rzędy zer i jedynek, plik bankowych zestawień i parę fotek w sieci, opatrzonych lakonicznym komentarzem. To już nie ten sam jazz...
Milford koncentruje się na sportretowaniu swoich bohaterów (co ubierali, co jedli, na co chorowali, ile zarabiali itd.) i rekonstrukcji ich życia towarzyskiego, szczegółowo opisuje wrażenia, którymi się dzielą i punktuje każdy ważniejszy dzień w ich życiu. O ile czytelnik jest w stanie poczuć dekadenckie lata dwudzieste - to burzliwy okres w życiu Fitzgeraldów, o tyle potem świat Scotta i Zeldy jakby odkleja się od historii, przenika w literackie symulakry i rozmienia na listy i retrospekcje. Niewiele dowiemy się o charakterze kolejnych dekad, o Wielkim Kryzysie czy wojennej mobilizacji - to ledwie margines tej opowieści. Niebezpiecznie rozkołysany okręt ich wspólnego życia jest gdzieś obok, jakby w innym wymiarze, jeśli przepadnie wśród fal, to tylko przez ich własne, rozbudzone żywioły.
Wena to wymysł niedoszłych pisarzy - wyciągam wnioski z lektury. Istnieje tylko plan pracy, szkice, bagaż wspólnych doświadczeń (co do których Scott despotycznie rościł sobie prawo) i rachunki do opłacenia. Rachunki, rachunki i jeszcze raz... alkohol. Bowiem osuszanie kieliszka było losem pisarza w latach 30 i późniejszych (scheda po prohibicji!). I taki też był los Fitzgeralda.
A co z Zeldą? Czy to nie jej biografia? To ciekawe, ale czytając książkę łapałem się na tym, że wciąż wyglądam gdzieś ponad jej ramię i dziwaczny kapelusz, ciekaw czy Scott postawi ostatnią kropkę w swym opowiadaniu, czy przelicytuje Hemingwaya nakładem kolejnej powieści i czy dokończy swój czekoladowy batonik. Zelda nie ma tego "rozbiegu", jaki miał Scott, ani siły, by do niego przystąpić. Nie ma przestrzeni by rozbłysnąć. Ten świat przyjdzie dopiero po wojnie, wraz z emancypacją (o czym autorka nie pisze) i da szansę jej córce. Zelda dostała od życia inne karty niż otrzymał jej mąż, nie potrafiła nimi zagrać o miejsce na piedestale.
Porzućcie marzenia, że uda Wam się napisać swoje literackie opus magnum (jeśli takowe posiadacie), nie macie na to wątroby! - mają ją tylko nieliczni. A jeśli - jak ja - ubóstwiacie wielkich pisarzy (i ich omnipotentne wątroby), to zauważcie, że wyjątkowi wydają się jedynie przez pryzmat swojej uwodzicielskiej frazy. Ech, jak tu jednak nie dać się uwieść literaturze, gdy w życiu tylko te rachunki i rachunki... ;)
Życie Fitzgeralda i jego żony, Zeldy, to wdzięczny, jeśli nie wymarzony materiał dla biografa. Ich relacje utkane były z licznej korespondencji, rubryk towarzyskich, rodzinnych albumów, osobistych dzienników i oczywiście - prozy, dla której kanwą były ich intymne doświadczenia. Dziś już chyba nie sposób napisać tak "literackiej" biografii, ponieważ po nas zostaną tylko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-03
Główny bohater książki, bogacz o tajemniczej przeszłości, to postać-metafora, archetyp self-made mana, stanowiący zarazem klucz - na co wskazują ostatnie strony - do zrozumienia niespokojnego ducha amerykańskiego społeczeństwa, z jego kultem sukcesu i przyrodzoną mu etyką.
Fitzgerald barwnie i potoczyście odmalowuje cienie i blaski drogi wiodącej na szczyt, a znając ciekawość czytelnika, celebruje każdą odkrywaną kartę. Przedstawia Gatsby'ego, swoje literackie alter ego, bez widocznego sentymentu - niełatwo go nawet polubić (pieniądze wszak nie budzą sympatii) i oceniać jego postępowanie. To postać stale rozmyta, jakby nieuchwytna - to niewątpliwie walor tej powieści. Czytelnik jest zmuszony wciąż od nowa układać w głowie jego portret, co nie jest łatwe, ponieważ wskazówek jest wiele a perspektyw tyle, ilu bywalców na bajecznych imprezach. A gdyby jeszcze zastanowić się nad trafnością przynajmniej niektórych wniosków narratora, Nicka... Który przecież, w chwili słabości, mógł ulec sugestii wprawionego, wielkiego gracza.
"Wielki Gatsby" to historia współczesnej wyprawy po złote runo; usilnej gonitwy za największym marzeniem, które - przez swoją rangę - konstytuuje i odmienia samego człowieka. Ten pryncypalny cel wprawdzie pozwala dostrzec jakiś sens i nadać życiu konieczny dynamizm, lecz z drugiej strony - zdaje się wątpić Fitzgerald - czyż jednocześnie nie może okazać się najgorszą pułapką?
Główny bohater książki, bogacz o tajemniczej przeszłości, to postać-metafora, archetyp self-made mana, stanowiący zarazem klucz - na co wskazują ostatnie strony - do zrozumienia niespokojnego ducha amerykańskiego społeczeństwa, z jego kultem sukcesu i przyrodzoną mu etyką.
Fitzgerald barwnie i potoczyście odmalowuje cienie i blaski drogi wiodącej na szczyt, a znając...
2018-07-25
Nieczęsto napotykam książkę, które tak dobitnie zachęcałby czytelnika - za sprawą licznych introspekcji głównego bohatera i toczonych przez niego rozmów - do refleksji na temat sensu ludzkiej egzystencji i tworzenia swojej postawy wobec życia.
Można kreować własny stosunek do świata, jakby za przykładem aktora, budującego rolę sceniczną - można dobierać przemawiające do nas poglądy, wartości i zasady postępowania, by realizować siebie i odpowiadać na liczne wyzwania. Jest to niełatwa droga indywidualisty, człowieka zachodu (kolektywistyczny Wschód jest tylko kontrapunktem dla refleksji młodego Amerykanina). To implikuje niemal nieograniczoną wolność (podobną do tej, którą znamy dzisiaj w naszej części Europy), przygodę, ale też nierzadko - rozczarowanie i frustrację, ponieważ by "dobrze" wybrać, wiele trzeba pojąć, doświadczyć i z wieloma sprawami się pogodzić. (Oho, wkradła mi się tutaj patetyczna nuta...)
Najpierw młody Amory Blaine uczy się sztuki życia od matki, która wznieca w nim poczucie własnej wartości oraz uczy go... pozowania w towarzystwie (to swego rodzaju piętno bohatera, eh, i to jego imię...). Dzięki szkole sięga wreszcie po wiedzę i bliżej poznaje zasady życia społecznego, zyskuje pierwszych wrogów i sprzymierzeńców, uczy się filozofii życia od swoich mentorów i - co szczególnie mnie urzekło - z licznych książek. Nawet gdy czuje niechęć do niektórych oświeconych przedstawicieli katedry, czy do przedmiotów ścisłych, to z czytelniczą pasją oddaje się literaturze; popada w zachwyt na nią, polemizuje z myślą autora i znajduje interlokutorów do rozprawiania o nich. Swych kolegów podziwia (choć niechętnie), gdy zdają się lepsi w budowaniu spójnych poglądów i bardziej świadomi mechanizmów społecznych. Z kolei każda młodzieńcza miłość uczy go czegoś nowego na temat piękna i płci. "Testuje" więc rożne poglądy i postawy, znając intelektualny dorobek minionych epok stara się obrać własną drogę. Jego atutem nie są trwałe poglądy, pozostaje zmienny, ale za to - wytrwale poszukujący.
Siłą powieści Fitzgeralda nie jest fabuła czy akcja, jest nią raczej - niepozbawiona walorów literackich - próba uchwycenia zmieniającej się w czasie podmiotowości, która wraz z pogłębiającą się świadomością usiłuje sprostać kolejnym życiowym potyczkom oraz własnym ambicjom.
Nieczęsto napotykam książkę, które tak dobitnie zachęcałby czytelnika - za sprawą licznych introspekcji głównego bohatera i toczonych przez niego rozmów - do refleksji na temat sensu ludzkiej egzystencji i tworzenia swojej postawy wobec życia.
Można kreować własny stosunek do świata, jakby za przykładem aktora, budującego rolę sceniczną - można dobierać przemawiające do...
2018-07-11
Nie wiem ile razy zamykałem tę książkę z uczuciem niedosytu, a chwilami nawet - rozczarowania. Po pierwszym tomie, w którym zgromadzono chyba wszystkie opowiadaniowe perełki Fitzgeralda, spodziewałem się erupcji literackiego kunsztu, ferii znakomitych pomysłów i błyskotliwych puent. A tu nic z tego, posucha, sezon ogórkowy i czytelniczy zawód.
Ale nie poznawczy, o nie.
W sukurs zdesperowanemu czytelnikowi przychodzi posłowie wraz biograficzną notą pisarza. Błysk zrozumienia, nagle wszystko staje się jasne. Kluczem do zaprezentowanych tu historii - tych lepszych (a jest ich kilka) i tych gorszych - są doświadczenia życiowe człowieka, który twórczym wysiłkiem najpierw zdobył "wszystko" i osiągnął literacki parnas, a potem stoczył się niemal na dno egzystencji; w alkoholizm i rozpacz. By uniknąć banału, za przyczynę życiowego niepowodzenia Fitzgeralda, odrzuconego przez czytelników u schyłku swojego życia (tak!), lepiej chyba wskazać prozaiczny, chciałoby się rzec - nowelowy, tok ludzkiego losu; z młodzieńczą siłą i niezachwianą wiarą w twórcze możliwości u początku kariery, lekkomyślnością i słabością ciała u jego schyłku.
Tylko oddany czytelnik amerykańskiego pisarza oraz ktoś, kogo interesuje w jaki sposób życie twórcy przenika na karty jego prozy, nie powinni być rozczarowani sentymentalnymi historiami o Basilu i Józefinie, zaledwie anegdotami o hollywoodzkim scenarzyście, Pacie Hobby czy opowiadaniami: "Popołudnie pisarza" i "Historia jednego wyjazdu" - te dwa ostatnie najbardziej przypadły mi do gustu.
Dalki jestem od bicia pokłonów i głośnych zachwytów (a nie zachęcają do tego także błędy edytorskie, które nie łatwo przegapić... Czyżby samo wydawnictwo potraktowało tę część twórczości pisarza po macoszemu?), ale doceniam te opowiadania w pełniej rozciągłości jako świadectwo zmagania się (nietuzinkowego przecież) pisarza z doczesnością, próbę swoistej terapii przez literaturę i snucia refleksji nad rzeczywistością. Innymi słowy, jestem wdzięczny autorowi, że opowiedział mi o sobie.
Miło było Cię poznać, Scott.
Nie wiem ile razy zamykałem tę książkę z uczuciem niedosytu, a chwilami nawet - rozczarowania. Po pierwszym tomie, w którym zgromadzono chyba wszystkie opowiadaniowe perełki Fitzgeralda, spodziewałem się erupcji literackiego kunsztu, ferii znakomitych pomysłów i błyskotliwych puent. A tu nic z tego, posucha, sezon ogórkowy i czytelniczy zawód.
Ale nie poznawczy, o nie.
W...
2017-10-16
2018-06
F. Scott Fitzgerald nadał jej liryczny tytuł i uważał za swoje najlepsze dzieło. Poświęcił na jej pisanie dziewięć trudnych lat życia. Przez ten czas wiodło mu się nie najlepiej – pisał mało, męczył go alkoholizm i niespokojne relacje z neurotyczną żoną, uwierały scysje, które nierzadko sam podsycał. Dla mnie lektura książki "Czuła jest noc" była jednak utrapieniem i czytelniczą próbą. Wiele razy zadawałem sobie pytanie, o czym właściwie jest ta chwilami nużąca historia. A jednak, po długim czasie nieciągłej lektury, nie zamknąłem jej po prostu z westchnieniem ulgi. Zaintrygował mnie przekaz tej gorzkiej powieści. W końcu zrozumiałem dlaczego była taka ważna.
Moja recenzja:
https://agitacjakulturalna.blogspot.com/2019/03/recenzja-ksiazki-czula-jest-noc.html
Zapraszam.
F. Scott Fitzgerald nadał jej liryczny tytuł i uważał za swoje najlepsze dzieło. Poświęcił na jej pisanie dziewięć trudnych lat życia. Przez ten czas wiodło mu się nie najlepiej – pisał mało, męczył go alkoholizm i niespokojne relacje z neurotyczną żoną, uwierały scysje, które nierzadko sam podsycał. Dla mnie lektura książki "Czuła jest noc" była jednak utrapieniem i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to