Amerykański pisarz i scenarzysta. Urodził się w rodzinie niemieckojęzycznych rosyjskich Żydów jako Nathan Wallenstein Weinstein.
Po ukończeniu Brown University pracował między innymi jako nocny kierownik hotelu. To wtedy, nocami, powstała powieść Miss Lonelyhearts (1933). Wkrótce trafił do Hollywood jako scenarzysta. Książki nie sprzedawały się dobrze, scenariusze były klasy B (około dziesięciu). Za to napisał najbardziej znaną swoją powieść, Dzień szarańczy (1939).
Zginął w spowodowanym przez siebie wypadku samochodowym dzień po śmierci swojego przyjaciela Francisa Scotta Fitzgeralda.
Ameryka, którą opisywał, była krajem gospodarczego kryzysu.
Całkiem oryginalna opowieść o tym, jak ludzie stają się niewolnikami własnych marzeń i pragnień. Niektórzy z nich, w desperackiej drodze do ich spełnienia, potrafią wykorzystywać innych, szczególnie wrażliwszych i bawić się ich uczuciami. Ale maszyna Hollywood wszystkich traktuje równie surowo. Choć tylko nieliczni zaznają smaku sławy, blichtru i uwielbienia mas, setki aspirujących do lepszego życia wciąż napływają i spotykają się z odrzuceniem, nudą, zniechęceniem, stając się zdesperowanym tłumem goniącym za uchwyceniem choć blasku bijącego od tych, którym się udało.
Fabuła nie zamula, tłumaczenie Marii Skibniewskiej na bardzo wysokim poziomie. Warto sięgnąć.
Na wstępie warto dodać, że są to dwie książki. Obydwie pisane w dobie kryzysu, amerykańskiego snu, myślach o sławie. Mamy tu Hollywood. Jakże współczesny, a raczej "nic się nie zmieniło". Dalej balują, wstęp do sławy przez łóżko. West był przyjacielem i wielkim fanem Fitzgeralda i to widać w jego powieściach. Czasami, jak się czytało, to miało się wrażenie, że jest się w książce, stoi obok bohatera, widzi to co on, wącha się te same kwiatki.
Tłumaczem była Maria Skibniewska, ta od Tolkiena. To zaszczyt, czytać książki przetłumaczone właśnie przez nią.