-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1189
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać447
Biblioteczka
2022-12-11
2021-09-16
Prawie 100 lat temu, w świecie, który właśnie próbował zrozumieć, jak mogło dojść do wybuchu pierwszej wojny światowej, Herbert George Wells postanowił napisać... utopię. Jego niezachwiana wiara w możliwość polepszenia społeczeństwa doprowadziła do powstania książki, w której autor spogląda okiem satyryka na swoich brytyjskich ziomków i przeciwstawia współczesną mu Wielką Brytanię światu perfekcyjnemu.
Powiem całkiem szczerze: „Ludzie jak bogowie” nie porywa. Obrany przez Wellsa sposób prowadzenia narracji (praktycznie ciągłe rozmowy protagonistów, nierzadko w postaci kilkustronicowych monologów) trąci dzisiaj mocno myszką. Eteryczni, pokojowo nastawieni Utopianie, chodzący (o zgrozo!) półnago po przekształconej w jeden wielki raj bez niebezpiecznych zwierząt i (co o wiele ważniejsze) bez niebezpiecznych ludzi krainie, to obraz równie sielski co naiwny. Starałem się oddzielić samą narrację książki od treści, które Wells chciał za jej pomocą przekazać. Muszę wprawdzie przyznać, że Brytyjczyk jest i tym razem bardzo wnikliwym obserwatorem a poruszone tematy są jak najbardziej warte przemyślenia. Jednak fabuła „Ludzi jak bogów” skutecznie torpeduje moje dobre chęci.
Utopie (od Platona począwszy) to zazwyczaj modele społeczne, od których wieje grozą. Ich urzeczywistnienie spowodowałoby unieszczęśliwienie olbrzymiej liczby ludzi. Nie inaczej jest i u Wellsa.
Prawie 100 lat temu, w świecie, który właśnie próbował zrozumieć, jak mogło dojść do wybuchu pierwszej wojny światowej, Herbert George Wells postanowił napisać... utopię. Jego niezachwiana wiara w możliwość polepszenia społeczeństwa doprowadziła do powstania książki, w której autor spogląda okiem satyryka na swoich brytyjskich ziomków i przeciwstawia współczesną mu Wielką...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-05-30
Na temat tego eseju napisano już, jak dobitnie udowadnia posłowie Cezarego Błaszczyka, całą górę prac. Fakt ten wykazuje, jak ważnym tekstem jest „Dusza...” dla europejskiej myśli politycznej. Zauroczył mnie on na dobre, bo zachęca do obierania szczytnych, bardzo trudnych do osiągnięcia celów. Próbowali tego buntownicy roku 1968, być może uda się zbliżenie do takich celów również nowym ruchom politycznym kontynentu. Życząc im tego, pozostaję z cytatem z „Duszy...”:
„Nie warto nawet spojrzeć na taką mapę świata, która nie zawiera Utopii, pomija bowiem ten kraj, na którego brzegach Ludzkość zawsze ląduje. A kiedy już tam wyląduje, rozgląda się i, widząc kraj lepszy jeszcze, rozwija żagle. Postęp to wprowadzanie w życie kolejnych Utopii.”
Na temat tego eseju napisano już, jak dobitnie udowadnia posłowie Cezarego Błaszczyka, całą górę prac. Fakt ten wykazuje, jak ważnym tekstem jest „Dusza...” dla europejskiej myśli politycznej. Zauroczył mnie on na dobre, bo zachęca do obierania szczytnych, bardzo trudnych do osiągnięcia celów. Próbowali tego buntownicy roku 1968, być może uda się zbliżenie do takich celów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-05-27
Wyobrażam sobie Adę Palmer jak przygotowywała się do napisania tej książki: przemierzając supermarket pomysłów literatury SF wrzucała do kosza na zakupy przeróżne tła historyczne, zabiegi stylistyczne i figury protagonistów. Od czasu napisania „Micromegasa” sporo tego się nazbierało, więc było z czego wybierać!
Seryjny morderca z sercem w stylu „Dextera”? Super, tego właśnie potrzebuję! Oświeceniowy sposób prowadzenia narracji? Tyż piknie, w końcu na coś musi się ten doktorat przydać, co nie? Rozmaite elementy graficzne w celu przedstawienia dialogów w różnych językach? Dlaczego nie! Kilkustronicowe dialogi po łacinie (częściowo w dwóch różnych wersjach)? Zajefajnie! Tabele? C'est très chic, tego mało kto stosował w beletrystyce! Dziecięcy Kwisatz Haderach? A jakże! Możliwie zagmatwane rozmowy o wszystkim i niczym, mające na celu znużyć czytelnika, aby, broń Boże, nie zmiarkował zbyt szybko, że fabuły w książce jest tyle, co kot napłakał? Ależ oczywiście! Elementy neutralizujące wpływ rodzajów w języku? Jej, ale będę modna (przepraszam: modne)! Przykładów takich można by przytoczyć prawie ad infinitum.
Ta książka to mokry sen naukowca-humanisty w utopijnej tradycji Morusa, Campanelli lub Bacona. I tym samym spore zaskoczenie, bo myślałem, że tego typu literatura skończyła się z wydaniem w roku 1974 „Wydziedziczonych” Ursuli K. Le Guin. I podobnie jak dzieła przytoczonych „utopistów” mamy w przypadku „Do błyskawicy podobne” do czynienia z książką poruszającą bardzo ważne tematy, starającą się pokazać możliwości wyjścia z socjopolitycznego impasu naszych czasów. Z książką fascynującą rozmachem wizji i zasięgiem futurologicznej ekstrapolacji. A równocześnie tak chaotycznie skonstruowaną, że jej narrację porównać można do kakofonicznego jazgotu orkiestry synfonicznej strojącej instrumenty na krótko przed początkiem koncertu.
Patrick Hayden, redaktor Ady Palmer, był podekscytowany myślą, „że znalazł książkę mówiącą o utopii, postępie i bólach towarzyszących rodzeniu się przyszłości, zamiast katastrof i dystopii, które tak bardzo zdominowały współczesną narrację”. Tak, to prawda, postapo króluje i nie jestem z tego powodu bynajmniej w skowronkach. Pewna dawka utopii przyda się fandomowi bez wątpienia. Tylko czy Ada Palmer zdoła zanegować wypowiedź Thomasa Hardy'ego: „Wojna tworzy fascynujące historie, podczas gdy pokój to słaby temat na książkę.”? Cóż, jeszcze mnie nie przekonała, ale następne części cyklu „Terra Ignota” są już w drodze...
Wyobrażam sobie Adę Palmer jak przygotowywała się do napisania tej książki: przemierzając supermarket pomysłów literatury SF wrzucała do kosza na zakupy przeróżne tła historyczne, zabiegi stylistyczne i figury protagonistów. Od czasu napisania „Micromegasa” sporo tego się nazbierało, więc było z czego wybierać!
Seryjny morderca z sercem w stylu „Dextera”? Super, tego...
2017-10-05
Akcja tej powieści została osadzona w roku 2017. Nie było więc lepszego terminu do sprawdzenia, czy Konstanty Ciołkowski był równie dobrym pisarzem jak naukowcem i dydaktą.
100 lat dla książki to spory szmat czasu. Nie dziwi więc, że sposób tworzenia fabuły i styl w "Poza Ziemią" trącą przysłowiową myszką. Porównywalne powieści o lotach kosmicznych pisali już, na stylistycznie lepszym poziomie, Verne i Wells.
Co jednak w powieści Ciołkowskiego zdumiewa, to nieujarzmiony pionierski duch autora, jego spore umiejętności dydaktyczne oraz naukowe. W "Poza Ziemią" zostaje opisany cały szereg zagadnień związanych z astronautyką. Na wiele problemów autor miał już na początku XX-go wieku celne odpowiedzi, które w toku rozwoju tej dziedziny nauki zostały (z małymi, wybaczalnymi błędami) potwierdzone. Ciołkowski-pionier to po prostu genialny naukowiec, który swoją pasję zdołał znakomicie przekazać zainteresowanym tematyką lotów w kosmos laikom.
Nieco gorzej wygląda sprawa z Ciołkowskim-futurologiem. Jego utopiczne zapatrywania na podbój Układu Słonecznego przez zjednoczoną politycznie ludzkość zostały niestety w brutalny sposób zrewidowane przez historię XX-go i XXI-go wieku. Z drugiej strony można jednak argumentować, że trafne przepowiedzi przyszłego rozwoju ludzkości to rzecz co najmniej rzadka, jeśli nie unikatowa.
Podsumowując, mogę polecić tą powieść czytelnikom zainteresowanym początkami astronautyki oraz amatorom wczesnych klasyków literatury science fiction.
Akcja tej powieści została osadzona w roku 2017. Nie było więc lepszego terminu do sprawdzenia, czy Konstanty Ciołkowski był równie dobrym pisarzem jak naukowcem i dydaktą.
100 lat dla książki to spory szmat czasu. Nie dziwi więc, że sposób tworzenia fabuły i styl w "Poza Ziemią" trącą przysłowiową myszką. Porównywalne powieści o lotach kosmicznych pisali już, na...
2018-12-26
Tytuł książki ("A Modern Utopia") mówi właściwie wszystko. Jeden, jeśli nie TEN z ojców science fiction podjął się w niej odwiecznego tematu: Jak powininno wyglądać idealne społeczeństwo? Czy cel, jaki już w starożytności wyznaczył Platon, jest możliwy do zrealizowania? Czy taka "nowoczesna" utopia jest osiągalna?
Z powodu samego zagadnienia "A Modern Utopia" jest na pewno pozycją interesującą. Tym niemniej na tematyce futurologicznej potraciło zęby już wielu uznanych naukowców i pisarzy. Czy H. G. Wells jest wyjątkiem od reguły?
Niestety nie. Uwzględniając rok wydania tej książki trzeba wprawdzie przyjąć pewną poprawkę. Ale i tak autor nie zdołał unieść tematu. Utopie mają to do siebie, że są zazwyczaj niesamowicie nudne. Dzieło Wellsa muszę również podobnie ocenić. Przy tym autor nie ułatwił mi zadania, bo postanowił napisać coś na kształt eseju socjologiczno-futurologicznego, wprasowanego w gorset raczej miałkiej narracji. ANi to więc prawdziwa powieść, ani traktat naukowy. Wells tłumaczy się gęsto i raczej mętnie, dlaczego wybrał taką a nie inną formę dla tej książki. W odbiorze to nijak nie pomaga.
Przy tym "A Modern Utopia" to pozycja napisana z rozmachem. Wells poświęca miejsce na praktycznie wszystkie dziedziny codziennego życia Utopian, przenosi akcję jednak na planetę krążącą wokół Syriusza. Ta druga Ziemia nie różni się zbytnio od naszej staruszki - alter ego Wellsa spotyka tam nawet własnego sobowtóra.
Beletrystyczne elementy tego tekstu nie grają jednak większej roli. To zaledwie sztafaż, na którym autor "rozpina" swoje tezy. Oceniając postulaty tekstu nie mogę oprzeć się jednej przemożnej myśli: Jak to dobrze, że świat nie rozwija się po myśli pana Wellsa! Jego pomysły na utopię unieszczęśliwiłyby wielu, wielu ludzi...
Tytuł książki ("A Modern Utopia") mówi właściwie wszystko. Jeden, jeśli nie TEN z ojców science fiction podjął się w niej odwiecznego tematu: Jak powininno wyglądać idealne społeczeństwo? Czy cel, jaki już w starożytności wyznaczył Platon, jest możliwy do zrealizowania? Czy taka "nowoczesna" utopia jest osiągalna?
Z powodu samego zagadnienia "A Modern Utopia" jest na pewno...
2017-09-28
Niemiecki "Leksykon literatury science fiction" opisuje Scheerbarta jako "nietypowego prekursora science fiction, który w swoich dziełach zawarł taką dozę dziwacznej fantazji, że budzi zazdrość u wielu innych autorów gatunku".
Dla mnie "Lesabéndio" to jedna z najpogodniejszych powieści SF, które dotychczas przeczytałem. Nie chodzi jednak o humor czy groteskę: Protagonistami książki są Pallazjanie, rasa obcych pięknoduchów, przeobrażających powoli ich ojczyznę, asteroid Pallas, w jedno wielkie dzieło sztuki. Pallazjanie żyją dla sztuki i wiedzy, technika jest podporządkowana ich twórczości. Mają sporą wiedzę o Układzie Słonecznym, wiedzą o Ziemii i ich mieszkańcach. Tym niemniej Ziemianie nie grają w ich życiu (i w całej powieści) żadnej roli.
Wielkiemu technikowi Lesabéndio udaje się przekonać innych Pallazjan o konieczności budowy olbrzymiej wieży, która umożliwi im zbadanie jasnej chmury, wiszącej nad Pallas. Czy mieszkańcy asteroidu osiągną ich cel? Co zobaczą po drugiej stronie? Jak zmieni się ich postrzeganie świata po ewentualnym zakończeniu dzieła? Pytania się mnożą, zostaną w toku akcji powieści jednak odpowiedziane.
Przy tym nie będą to odpowiedzi jednoznaczne i wygodne dla czytelnika. Scheerbart pozostaje wprawdzie do samego końca wierny swojemu światopoglądowi, pozostaje "pogodnym fantastą", ale odkryta przez Lesabéndio prawda o istocie życia, aczkolwiek doprawdy dziwna, rzuca ponury cień na przyszłość samego autora: "Tylko ten, który cierpi, może się rozwijać", mówi nam Scheerbart, człowiek, który w 1915 roku rozpoczął śmiertelnie konsekwentny strajk głodowy na znak protestu przeciwko wybuchowi pierwszej wojny światowej.
Niemiecki "Leksykon literatury science fiction" opisuje Scheerbarta jako "nietypowego prekursora science fiction, który w swoich dziełach zawarł taką dozę dziwacznej fantazji, że budzi zazdrość u wielu innych autorów gatunku".
Dla mnie "Lesabéndio" to jedna z najpogodniejszych powieści SF, które dotychczas przeczytałem. Nie chodzi jednak o humor czy groteskę:...
2019-06-09
Książki Edgarda Rice Burroughsa, mimo ich sporego wieku, są drukowane i czytane nadal, a kino podjęło już wiele prób ich ekranizacji. Postaci Tarzana i Johna Cartera znane są z pewnością wielu fanom literatury fantastyczno-przygodowej. W przypadku angielskiego lorda wychowanego przez małpy można nawet mówić o ikonie popkultury, porównywalnej do Supermana czy Conana.
Kim zatem jest Mark Wicks? I dlaczego rozpoczynam recenzję jego książki od dzieł zupełnie innego pisarza?
Otóż zarówno Burroughs jak i Wicks tworzyli w tym samym czasie (początki XX-go wieku) i obrali sobie za temat przewodni Czerwoną Planetę, czyli Marsa. Fascynacja tym globem nie była zapewne przypadkowa – od czasu ogłoszenia przez Giovanniego Schiaparelliego w 1877 roku istnienia na tej planecie nitkowatych struktur geologicznych, które Włoch nazwał w swoim opracowaniu „canali” (co błędnie przetłumaczono na angielski jako „canals”), rozgorzała zacięta dyskusja na temat możliwości istnienia istot inteligentnych na Marsie.
Zagorzałym zwolennikiem teorii kanałów wodnych na Marsie był Percival Lowell, astronom i budowniczy słynnego obserwatorium we Flagstaff, Arizona. Dzięki jego wpływowi – oraz żądnej sensacji prasie – wielu zainteresowanych kosmosem i astronomią ludzi imaginowało całe cywilizacje Czerwonej Planety. Edgar Rice Burroughs miał na tyle talentu oraz bujnej wyobraźni, aby stworzyć jeden z najbarwniejszych cyklów science fiction jej wczesnego okresu. Inaczej potoczyły się losy Marka Wicksa, którego jedyna znana książka została praktycznie zupełnie zapomniana. Autorom niemieckiego „Leksykonu literatury SF” jest ona warta zaledwie jednego, bardzo ogólnego wspomnienia.
Czy zasłużenie? Niestety, tak. Gdzie Burroughs postawił na przygodę, Wicks cytuje suche dane naukowe. Gdzie twórca postaci Johna Cartera rzuca swojego bohatera w wir dramatycznych wydarzeń, tam Wicks komentuje lot trzech angielskich wynalazców na Marsa w taki sposób, że ma się wrażenie śledzenia porannej przejażdżki konnej po podlondyńskich laskach. Najdramatyczniejszymi wydarzeniami całej wyprawy jest zatrucie jednego ze śmiałków przez gaz rozweselający (facet dostaje głupawki) oraz żądanie powrotu na Ziemię przez drugiego po odkryciu braku odpowiednich zapasów tytoniu do jego ulubionej fajki na pokładzie kosmolotu.
Wicks nuży przy tym stałym podkreślaniem zasadności teorii Lowella, stawiając przeciwników istnienia jakichkolwiek kanałów na Marsie w złym świetle. Sama „To Mars Via the Moon” jest zresztą dedykowana temu astronomowi, co nie pozostawia żadnych wątpliwości co do zapatrywań jej autora. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby Wicks miał tylko nieco więcej talentu pisarskiego. Jego narracja jest sucha, przeładowana, brzmi często sztucznie lub, z dzisiejszej perspektywy, wręcz śmiesznie.
Nie pomógł książce również pomysł Wicksa na samych Marsjan. Relacja spotkania ziemskich astronautów z przedstawicielami tej rasy posiada wyraźne cechy utopii: mieszkańcy tego globu żyją w społeczeństwie, które zrealizowało najlepsze postulaty ziemskich komunistów. Nie ma zatem żadnej szansy na stworzenie jakiegokolwiek napięcia, bo Marsjanie to stworzenia łagodne jak baranki, przy tym mądre, sprawiedliwe i współczujące udręczonej ludzkości.
Paradoksalnie najlepszą częścią „To Mars Via the Moon” jest narracja wydarzeń, które mają miejsce po powrocie śmiałków na Ziemię: Łasi na przejęcie majątku krewni przekonują lekarzy o konieczności osadzenia jednego z nich w azylu dla lunatyków. Jako powód przytaczają przy tym relację z podróży, którą opowiedział im nierozważny (ale za to majętny) astronauta. Typowo dla Wicksa, nawet ten skromny wątek zostaje odarty z jakiegokolwiek napięcia, ponieważ wszystko się dobrze kończy a pierwsi ludzie na Marsie robią fortunę na przywiezionej z Czerwonego Globu technologii.
Poza funkcją popularyzującą astronomię oraz loty kosmiczne trudno zatem dzisiaj znaleźć w prozie Marka Wicksa coś fascynującego. Kosmolot jego protagonistów odstawiono z powrotem do szopy, w której powstał – a „To Mars Via the Moon” powędrowała zasłużenie do lamusa fantastyki naukowej.
Książki Edgarda Rice Burroughsa, mimo ich sporego wieku, są drukowane i czytane nadal, a kino podjęło już wiele prób ich ekranizacji. Postaci Tarzana i Johna Cartera znane są z pewnością wielu fanom literatury fantastyczno-przygodowej. W przypadku angielskiego lorda wychowanego przez małpy można nawet mówić o ikonie popkultury, porównywalnej do Supermana czy Conana.
Kim...
2019-11-10
W roku 1906 Wells był już uznanym autorem, którego jedyny znaczący konkurent, Jules Verne, zmarł właśnie przed rokiem. Pozornie pałeczka została więc symbolicznie przekazana w ręce Anglika i literacki świat Wielkiej Brytanii z napięciem oczekiwał następnych futurystycznych powieści pióra „ojca science fiction”.
Ale Wells rozwinął się w międzyczasie nie tylko jako autor fantastyki naukowej, lecz przede wszystkim jako myśliciel-socjalista. W nowych tekstach porzuca on getto SF i eksploruje odwieczny temat, który nurtował już starożytnych filozofów: jak stworzyć utopię? Powieść „W dni komety” wpisuje się, podobnie jak jego poprzednie dzieło, „A Modern Utopia”, całkowicie w ten okres twórczości Wellsa.
Niestety, nie jest to dobry tekst. Przede wszystkim poraża on naiwnością i brakiem rozeznania na temat ludzkich zachowań. Wells pisze bez zdecydowania, lawiruje między powieścią obyczajową rodem z końca XIX-go wieku a traktatem socjologicznym oraz tekstem czysto futurologicznym. Nie wychodzi to „W dni komety” na dobrze. Właściwie można by zrezygnować z lektury pierwszej części książki (rzewny wątek nieszczęśliwej miłości biedaka, który przegrywa w konkurencji o kobietę z bogaczem i postanawia zabić swój obiekt adoracji) i przejść do wydarzeń bezpośrednio po opadnięciu oparów przelatującej w pobliżu komety na Ziemię. Gazy te zmieniąją skład ziemskiej atmosfery i wywołują u ludzi niezwykłe efekty: już w kilka godzin po tym wydarzeniu Wielka Brytania i Niemcy zawierają rozejm (akcja toczy się w czasie wojny, którą Wells trafnie przepowiedział). Wielkie marzenie każdego socjalisty spełnia się praktycznie „z marszu”: ludzie stają się altruistycznymi braćmi i siostrami, którzy porzucają natychmiast złe nawyki przeszłości i ruszają ku świetlanej przyszłości światowej utopii. Strasznie to wszystko naiwne, jak większość takich tekstów.
W sumie Wells zaszkodził swojej karierze publikując „W dni komety”, ponieważ zawarł w tej powieści nawet tak daleko idące tezy (przynajmniej dla ówczesnego społeczeństwa) jak pochwałę wolnej miłości i otwartych zwiazków. Wielu zapiętych na ostatni guzik sztywniaków nie mogło mu tego wybaczyć. Czas zrelatywował i ten aspekt powieści, sprawiając, że dzisiejszy czytelnik nie może inaczej, jak pochylić się z politowaniem nad tym tekstem i odłożyć go pośpiesznie do lamusa.
Jak się okazało, prawdziwe laury w brytyjskiej social fiction zbiorą dopiero przedstawiciele następnej generacji autorów - czarnowidzący dystopiści w rodzaju George'a Orwella czy Aldousa Huxleya.
W roku 1906 Wells był już uznanym autorem, którego jedyny znaczący konkurent, Jules Verne, zmarł właśnie przed rokiem. Pozornie pałeczka została więc symbolicznie przekazana w ręce Anglika i literacki świat Wielkiej Brytanii z napięciem oczekiwał następnych futurystycznych powieści pióra „ojca science fiction”.
Ale Wells rozwinął się w międzyczasie nie tylko jako autor...
2017-11-24
PRABABCIA "LOST-ów"
Grupa kobiet-rozbitków przybija do brzegu pacyficznej wyspy i zakłada na niej utopijne państwo o matrialchalnym ustroju. Gerhart Hauptmann pisał "Cud..." raczej ku pokrzepieniu serc, obserwując uważnie zmiany w niemieckim społeczeństwie po klęsce I. wojny światowej: Niedobór mężczyzn oraz ruch emancypacyjny, znacznie wzmocniony przez wzrastający udział kobiet w produkcji przemysłowej.
Stosunkowo archaiczny styl powieści oraz raczej mało interesujące (na dzisiejsze czasy) podejście do tematu nie zachęcały raczej do lektury. Jednak w pewnym momencie doznałem takiego małego olśnienia: "Zaraz, zaraz! Tajemnicza wyspa? Dziwna flora i fauna? Dawni bogowie, stąpający po ziemii i płodzący z rozbitkami półboskie potomstwo? Toż to wątki z serialu LOST!!!"
Od tego momentu lektura bardzo się usamodzielniła. Straciłem wszelką kontrolę i rozpocząłem poszukiwania wątków, miejsc i postaci, które w podobnej formie wykorzystano w amerykańskim blockbusterze. A jest ich całkiem sporo.
Hauptmann stworzył coś na kształt utopii w stylu fantasy, okraszonej nieco elementami mystery. Jedyna znacząca różnica w stosunku do "Lost" to fakt, że serial wymienił większość motywów fantasy na science fiction.
Książkę mogę polecić tylko warunkowo. Potrzeba jednak nieco samozaparcia, aby przebrnąć przez ten zdezaktualizowany tekst.
PRABABCIA "LOST-ów"
Grupa kobiet-rozbitków przybija do brzegu pacyficznej wyspy i zakłada na niej utopijne państwo o matrialchalnym ustroju. Gerhart Hauptmann pisał "Cud..." raczej ku pokrzepieniu serc, obserwując uważnie zmiany w niemieckim społeczeństwie po klęsce I. wojny światowej: Niedobór mężczyzn oraz ruch emancypacyjny, znacznie wzmocniony przez wzrastający udział...
Ciekawa książka, skonstruowana jako opowiedziana w fikcyjnej przyszłości historia ludzkości (future history). Uderza niezwykła mieszanka absolutnie poprawnie przewidzianych wydarzeń (wybuch drugiej wojny światowej jako napaść Niemiec na Polskę, proliferacja konfliktu na cały świat, zastosowanie broni masowej zagłady) oraz wynalazków (łodzie podwodne i samoloty jako nosiciele broni rakietowych, znaczenie lotnictwa w konfliktach zbrojnych) z nieco mętnymi opisami utopicznie szczęśliwego społeczeństwa, które powstało dziesiątki lat po destrukcji starego, opartego na kapitaliźmie i imperialiźmie świata.
Wells podchodzi do tematu całościowo; jego fikcyjna książka historyczna komentuje różne aspekty rozwoju społeczeństwa od lat 40-tych ubiegłego wieku do roku 2106. Nie czyta się tego łatwo. Czytelnik zbyt często jest konfrontowany z pomysłami i zapatrywaniami, które powodują, że futurologia w wykonaniu Wellsa wywołuje podziw – lub zdecydowany sprzeciw (w zależności od poruszanego tematu).
Ze względu na znaczenie dla rozwoju SF Złotego Wieku jest to pozycja obowiązkowa dla zainteresowanego historią gatunku. Dla wszystkich innych czytelników będzie to chyba nużąca lektura.
Ciekawa książka, skonstruowana jako opowiedziana w fikcyjnej przyszłości historia ludzkości (future history). Uderza niezwykła mieszanka absolutnie poprawnie przewidzianych wydarzeń (wybuch drugiej wojny światowej jako napaść Niemiec na Polskę, proliferacja konfliktu na cały świat, zastosowanie broni masowej zagłady) oraz wynalazków (łodzie podwodne i samoloty jako...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to