Stéphane Fert należy do nowej generacji autorów, którzy szybko zdobywają francuski rynek. Mieszka w Pyrénées-Atlantiques. Ukończył studia artystyczne i animację, a od kilku lat para się komiksem i ilustracją. W jego stylu widoczne są wpływy rysunkowe Mary Blair, Mike'a Mignoli, Lorenzo Mattottiego, Alberto Breccii, Frederika Peetersa, Arta Spiegelmana, Cyrila Pedrosy i Taiyô Matsumoto. Malarstwo zajmuje także bardzo ważne miejsce w jego inspiracjach, choćby: Gauguin, Matisse czy Cézanne.
Dość nietypowa historia, trochę mroczna ale ze znakomitym humorem. Inna niż wszystkie. Miałem mieszane uczucia jak zacząłem ja czytać. Zarówno do kreski jaki i do historii. Ale muszę przyznać ze im dalej czytałem tym bardziej mi się podobała. Jest cięty zart, są ciekawe zwroty, jest wartka akcja, przygoda, horror, dramat, odrobina erotyki No i magii :) świetna pozycja. Na pewno do niej wrócę. Osobiście polecam :) ale zdaje sobie sprawę ze nie każdemu zie spodoba.
Zacznę od kreski, a właściwie od akwarelowej plamy, bo to jest technika, którą wykorzystała autorka. Obraz może nie jest najpiękniejszy, lecz również nie odstręcza czytelnika. Jeśli zaś chodzi o treść, to z nią bywa różnie. Otóż, wyraźnie widać paralele do baśni. W szczególność baśni braci Grimm. W sposób bezpośredni, ponieważ książka o tym tytule pojawia się na kartach komiksu, jak i pośredni – aluzje do sukni spakowanej w skorupce orzecha, ubranie uszyte ze skór zwierząt, miłość, bynajmniej nie rodzicielska, ojca do córki. I mimo tego, że nie miałam problemu z rozszyfrowaniem natchnienia autorki, to jakoś treść mnie nie porwała. Nawet pomimo pojawiającego się tu i ówdzie żartu. Może to kwestia nieporadnego tłumaczenia. A może feministyczne poglądy, które dość często wysuwały się na pierwszy plan. Nie ośmielę się zachęcać do lektury.