-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
Interesująca perspektywa jaką przyjmuje autor, nie przełożyła się na dobrą literaturę wojenną.
Narratorem jest młody chirurg, uczestnik powstania warszawskiego. Ponieważ po intensywnych operacjach ratujących życie rannym powstańcom i cywilom ma nadwyrężone ścięgno, przełożony daje mu do ręki aparat fotograficzny, asystenta i kieruje do zupełnie innego, ważnego zadania: ma dokumentować zbrodnie esesmanów i Wermachtu w czasie powstania. Ten zupełnie niewiarygodny pomysł co prawda daje autorowi pretekst do pędzenia od jednego do drugiego miejsca walk i zbrodniczych mordów, ale w efekcie narracja także szybko biegnie od miejsca do miejsca, od sceny do sceny i nawet koszmarne zbrodnie czy śmierć kolejnych osób (także bliskich narratorowi) stają się w książce "migawkami" prezentującymi kolejne zbrodnie Niemców i bohaterstwo powstańców. Sporo także opisów interwencji lekarskich, ratowania rannych, operacji wykonywanych w polowych warunkach - autor to lekarz, chętnie wykorzystuje swoją fachową wiedzę tworząc takie opisy.
Paradoksalnie, mimo setek opisywanych ofiar i tragicznych scen, ta książka nie porusza. Może za dużo jest w niej słabo skrywanego ego autora, może zbyt sztuczny jest sam konstrukt narracyjny, a może brak czasu, skupienia na konkretnych postaciach, ich historiach, emocjach...
Szanując temat - literacko ta książka broni się słabo.
Interesująca perspektywa jaką przyjmuje autor, nie przełożyła się na dobrą literaturę wojenną.
Narratorem jest młody chirurg, uczestnik powstania warszawskiego. Ponieważ po intensywnych operacjach ratujących życie rannym powstańcom i cywilom ma nadwyrężone ścięgno, przełożony daje mu do ręki aparat fotograficzny, asystenta i kieruje do zupełnie innego, ważnego zadania: ma...
Chyba najtrudniejsza w odbiorze, ale bardzo dobra książka autorki. Tym razem ruszamy na północ Grenlandii, do niewielkich, najdalej na północ wysuniętych osad Innuitów. Struktura książki jest inna niż np. "Hen" - nie ma tu osobno prowadzonych, rozbudowanych opowieści o wyrazistych bohaterach. Osób przewija się tu kilka, jednak wątki ich życia przemieszane są ze sobą i z doświadczaniem polarnej codzienności w momencie zapadania arktycznej nocy. Autorka wycofuje się w tło, unika eksponowania siebie, dając przestrzeń na głosy bohaterów, ich doświadczenia, ich reakcje. Całość tworzy rodzaj kolażu postaw i życiowych wyborów ostatnich mieszkańców północnej Grenlandii, opisywanych subtelnie i bez prób dramatyzacji. Jest w tym miejsce na opowieści o zdobywaniu pożywienia - polowaniach , jest na gorycz osobistej straty, jest dojmujące poczucie samotności. Niełatwa, ale wartościowa lektura.
Chyba najtrudniejsza w odbiorze, ale bardzo dobra książka autorki. Tym razem ruszamy na północ Grenlandii, do niewielkich, najdalej na północ wysuniętych osad Innuitów. Struktura książki jest inna niż np. "Hen" - nie ma tu osobno prowadzonych, rozbudowanych opowieści o wyrazistych bohaterach. Osób przewija się tu kilka, jednak wątki ich życia przemieszane są ze sobą i z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Szybki przegląd maszyn (samochodów, samolotów, okrętów a nawet obiektów inżynieryjnych), które dobrze znany dziennikarz, celebryta i showman obdarza "duszą". Kryteria, jak to u Clacksona są czysto subiektywne - podoba mu się, fascynuje go, uważa konstrukcję za przełomową, albo... nieudaną, ale piękną. I już.
Styl Jeremiego jest tak dobrze znany, że nie ma co o nim wspominać - jedni go lubią, drudzy nie znoszą. Ja stoję gdzieś pośrodku - czasem mnie bawi, chyba równie często irytuje. Może o to mu właśnie chodzi?
Zaletą książki jest zwrócenie uwagi na naprawdę ciekawe osiągnięcia inżynierii - niezwykłe, nie zawsze oczywiste przykłady sukcesów konstruktorów i projektantów wojennych okrętów czy samolotów, albo słynnych modeli samochodów. Wadą - ogromna powierzchowność opisów powstania każdego z tych cudów techniki. To w zasadzie tylko ciekawostki (często naprawdę zaskakujące), okraszone mniej lub bardziej rubasznym, czasem aroganckim humorem autora. Jako wstęp do dalszych poszukiwań - czemu nie? Ale jako wartościowa pozycja warta zatrzymania po jednorazowym przeczytaniu - nie sądzę.
Szybki przegląd maszyn (samochodów, samolotów, okrętów a nawet obiektów inżynieryjnych), które dobrze znany dziennikarz, celebryta i showman obdarza "duszą". Kryteria, jak to u Clacksona są czysto subiektywne - podoba mu się, fascynuje go, uważa konstrukcję za przełomową, albo... nieudaną, ale piękną. I już.
Styl Jeremiego jest tak dobrze znany, że nie ma co o nim...
Świadectw o tym co działo się w obozach koncentracyjnych systemów totalitarnych - tak nazistowskich jak i komunistycznych jest sporo, niektóre z nich należą do wybitnych osiągnięć literatury.
Ta niewielka książka, będąca efektem pobytu autora w Buchenwaldzie, przez kilka miesięcy na przełomie 1938 i 1939 roku, jest jednak wyjątkowa. Autor to Niemiec, popularny i ceniony w latach 20 i 30 pisarz pochodzący z Prus Wschodnich. Jego nieprzychylna nowej, hitlerowskiej władzy postawa skończyła się dla niego zamknięciem w miejscu, do którego w tym czasie trafiali nieprawomyślni obywatele III Rzeszy. Byli wśród nich komuniści, socjaliści, antyhitlerowcy, ale także Żydzi, homoseksualiści, niepełnosprawni umysłowo... i wreszcie zwykli przestępcy. W Polsce nie znamy tego etapu terroru, skierowanego przeciw własnym obywatelom. Naturalnie sytuujemy wszystkich Niemców tego czasu po stronie nazistów. Dlatego ta relacja jest unikalna, pokazuje system nazistowski w momencie narodzin, jeszcze przed wojną. Oglądamy go z pozycji rozgoryczonego kierunkiem jaki obrał jego własny kraj intelektualisty: osoby o wysokiej pozycji społecznej, upokarzanego i niszczonego (bezskutecznie) przez wyniesionych z dołów społecznych apologetów nowej władzy i zwykłych karierowiczów. Interesujące i napisane pięknym, literackim językiem, nawet jeśli chwilami nieco zadufane w swojej wierze w hart prawego, intelektualnego ducha.
Świadectw o tym co działo się w obozach koncentracyjnych systemów totalitarnych - tak nazistowskich jak i komunistycznych jest sporo, niektóre z nich należą do wybitnych osiągnięć literatury.
Ta niewielka książka, będąca efektem pobytu autora w Buchenwaldzie, przez kilka miesięcy na przełomie 1938 i 1939 roku, jest jednak wyjątkowa. Autor to Niemiec, popularny i ceniony w...
William Heinesen, znakomity, typowany kiedyś do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury pisarz farerski (z Wysp Owczych) tworzył świetne powieści historyczne, np. "Wyspy dobrej nadziei", a takze błyskotliwe opowiadania. Na tle innych przedstawicieli literatury farerskiej tłumaczonych na j. polski (Jørgen-Frantz Jacobsen, Heðin Brú), osadzonych mocno w tradycji naturalizmu i pozytywizmu, Heinesen przynosi świeże podejście. Jego język jest żywy, lekki, nie stroni od żartu i ironii. Historie, które nam przedstawia wyrastają na podglebiu bogatego wyspiarskiego folkloru, przypominając nieco folkowe wersje opowieści grozy. Jednak autor nie poprzestaje na tym, przełamując magiczny nastrój a to żartem, kpiną, a to celnymi obserwacjami społecznymi.
Świetna lektura nie tylko dla fanów literatury nordyckiej, ale także realizmu magicznego.
William Heinesen, znakomity, typowany kiedyś do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury pisarz farerski (z Wysp Owczych) tworzył świetne powieści historyczne, np. "Wyspy dobrej nadziei", a takze błyskotliwe opowiadania. Na tle innych przedstawicieli literatury farerskiej tłumaczonych na j. polski (Jørgen-Frantz Jacobsen, Heðin Brú), osadzonych mocno w tradycji naturalizmu i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Brutalne emocjonalnie. Bezpośrednio. W mocnym rytmie. Bez znieczulenia, choć także bez niepotrzebnego epatowania krwią i śmiercią.
I szczęśliwie krótko. Znakomite jest wyczucie autora, który był w stanie powściągnąć potrzebę opisywania kolejnych i kolejnych trudnych sytuacji. Ta formuła nie tylko wyczerpywałaby się dosyć szybko, ale także osłabiała wymowę obrazów, które zdarzyliśmy zobaczyć na stu kilkunastu stronach.
To nie jest wielka literatura, autor nie ma pióra wybitnych reportażystów. Ale ma bardzo autentyczne, bezpośrednie doświadczenia, którymi sugestywnie się dzieli. Przez krótki, ale intensywny czas lektury czułem, że niemal jestem obecny w karetce, wraz z ekipą Pogo.
Brutalne emocjonalnie. Bezpośrednio. W mocnym rytmie. Bez znieczulenia, choć także bez niepotrzebnego epatowania krwią i śmiercią.
I szczęśliwie krótko. Znakomite jest wyczucie autora, który był w stanie powściągnąć potrzebę opisywania kolejnych i kolejnych trudnych sytuacji. Ta formuła nie tylko wyczerpywałaby się dosyć szybko, ale także osłabiała wymowę obrazów, które...
Gorzka opowieść o biedzie, dumie, a także sile tradycji, która daje psychiczne oparcie ale więzi w nieracjonalnych, nieelastycznych zachowaniach.
Opowieść słusznie jest porównywana w recenzjach na tym portalu do polskich lektur szkolnych - tak, ma w sobie coś z dobitności obserwacji epoki realizmu i krytycznego spojrzenia pozytywistów. Mogłaby znaleźć się gdzieś między "Antkiem" i "Jankiem Muzykantem", jako przykład opisu trudów życia najniższych warstw społecznych.
Krótka książka opisuje historię długu - specyficznego, bo wziętego w formie mięsa walenia, niegdyś podstawy diety Farerów. To, co nie zostało przyznane rybakom - myśliwym bezpośrednio zaangażowanym w połów poddane zostaje licytacji. Honor tytułowego biedaka (pobudzony nadmiarem alkoholu) każe mu zadeklarować kwotę znacznie większą, niż będzie mógł zarobić na sprzedaży ryb i ptasich jaj. Co skończy się miesiącami fizycznej walki o przeżycie. Uparty, dumny, pracowity ale nie zawsze rozsądny stary Ketil wraz ze swoim niezbyt rozgarnętym, najmłodszym i wciąż mieszkającym z rodzicami synem żyje w biedzie, ale i robi sporo by mimo pracowitości biedę pogłębić. W tle pojawiają się postaci jego starszych dzieci - zrazu odbieramy ich jako zarozumiałych, nieczułych na biedę rodziców egoistów. Z czasem jednak widzimy ze sytuacja nie jest jednoznaczna. Upartość i brak elastyczności starych Farerów także odgrywają tu swoją rolę.
Książka jest uważana za jedną z najważniejszych, a nawet najważniejszą w literaturze farerskiej. Warto ją przeczytać - nawet jeśli walorami literackimi nie wybija się ponad znane pozytywistyczne kanony, opisuje świat niezwykły, nie znany nam. Życie przed stu laty na Wyspach Owczych było być może równinie ciężkie jak w tym samym czasie w wioskach bagnistego Polesia czy beskidzkich bezdroży, ale z racji położenia na skalistych, wyizolowanych wyspach na Północnym Atlantyku jest dla nas bardzo egzotycznym, ciekawym obrazem.
Gorzka opowieść o biedzie, dumie, a także sile tradycji, która daje psychiczne oparcie ale więzi w nieracjonalnych, nieelastycznych zachowaniach.
Opowieść słusznie jest porównywana w recenzjach na tym portalu do polskich lektur szkolnych - tak, ma w sobie coś z dobitności obserwacji epoki realizmu i krytycznego spojrzenia pozytywistów. Mogłaby znaleźć się gdzieś między...
Mam kłopot z oceną tej ksiązki. Z jednej strony daje się zauważyć olbrzymią wiedzę i jeszcze większą fascynację autora Wyspami Owczymi: ich geografią, kulturą, historią, językiem, problemami, wyzwaniami i sukcesami. To nie jest książka z powierzchownymi refleksjami turysty, a zestaw wiedzy o dziesiątkach tematów związanych z Wyspami Owczymi i Farerami.
Z drugiej strony sposób przygotowania i podania tego materiału wydaje się nieoptymalny - różnej długości "wpisy" o kolejnych tematach sytuują książkę gdzieś między "Farerską Wikipedią" a zestawem osobistych impresji i doświadczeń Macieja Brencza. W efekcie nie czytamy "Farerskich kadrów" jak dobrego reportażu, a raczej katalog notek - fiszki na wiele tematów. Może wynika to z faktu, że Maciej to także autor bloga o Wyspach (o tej samej nazwie) - takie wpisy w formie blogowej, czytane od czasu do czasu mają sens.
W książce za to poszczególne zagadnienia zebrane w jednym miejscu wydają się niedopasowane do siebie i bardzo nierówno potraktowane; jedne zdawkowo - inne bardzo szczegółowo, z fragmentami wywiadów z mieszkańcami Wysp.
Nie czyta się tego dobrze ciągiem.
Natomiast jako lektura do której wracamy od czasu do czasu, niekoniecznie strona po stronie, może się sprawdzić. Zabrałem ją na mój, niestety tylko tygodniowy wyjazd na te piękne wyspy i książka bardzo pomogła mi lepiej zrozumieć to miejsce.
Mam kłopot z oceną tej ksiązki. Z jednej strony daje się zauważyć olbrzymią wiedzę i jeszcze większą fascynację autora Wyspami Owczymi: ich geografią, kulturą, historią, językiem, problemami, wyzwaniami i sukcesami. To nie jest książka z powierzchownymi refleksjami turysty, a zestaw wiedzy o dziesiątkach tematów związanych z Wyspami Owczymi i Farerami.
Z drugiej strony...
Krótka (może zainspirowana kompaktowością kryminalnych książek samej Agathy Christie) biografia jednej z najsłynniejszych autorek powieści detektywistycznych w historii. Nie jest to fascynująca stylem, wciągająca opowieść o życiu A. Christie, które jest tak ciekawe, że z powodzeniem mogłoby dostarczać pożywki dla takiej biografii.
To raczej "grzeczne" przejście przez kolejne etapy życia i twórczości bohaterki, z wymienionymi szczegółowo chyba wszystkimi utworami i okolicznościami ich powstania.
Dla fanów pisarki pozycja może być ciekawa: to interesujące, jak wydarzenia w życiu osobistym, sytuacja rodzinna, sąsiedzi, podróże wpływały na kolejne pomysły literackie Christie. Natomiast dla kogoś kto mniej jest zainteresowany samą twórczością pisarki, a bardziej jej życiem w kontekście przemian jakim podlega brytyjskie społeczeństwo, książka będzie rozczarowująca.
Krótka (może zainspirowana kompaktowością kryminalnych książek samej Agathy Christie) biografia jednej z najsłynniejszych autorek powieści detektywistycznych w historii. Nie jest to fascynująca stylem, wciągająca opowieść o życiu A. Christie, które jest tak ciekawe, że z powodzeniem mogłoby dostarczać pożywki dla takiej biografii.
To raczej "grzeczne" przejście przez...
Wojciech Mann przegląda swoje stare zdjęcia, z humorem (ale i sentymentem) je komentując, co układa się w lekką opowieść o jego życiu.
1. Urocze, mimo że chwilami banalne.
2. Banalne, choć chwilami urocze.
Zależnie od poziomu sympatii do Wojtka Manna, wybierzesz pierwszą lub drugą opcję opinii.
Wojciech Mann przegląda swoje stare zdjęcia, z humorem (ale i sentymentem) je komentując, co układa się w lekką opowieść o jego życiu.
1. Urocze, mimo że chwilami banalne.
2. Banalne, choć chwilami urocze.
Zależnie od poziomu sympatii do Wojtka Manna, wybierzesz pierwszą lub drugą opcję opinii.
Erskine Caldwell był jednym z najchętniej tłumaczonych i wydawanych amerykańskich pisarzy w okresie PRL. Być może ze względu na kwestie wydawniczo - kosztowe, a może dlatego, że w jego książkach obraz amerykańskiego Południa jest dosyć krytyczny: przemoc, rasizm, zbrodnie, bieda skontrastowana ze (zwykle nieuczciwie zdobytym) bogactwem.
Mimo pojawiających się czasem porównań do W. Faulknera czy T. Williamsa (głównie ze względu na osadzenie powieści w podobnej przestrzeni - miasteczek i osad tzw. Głębokiego Południa USA), to jednak zupełnie inny kaliber literacki.
Dowodzi tego także ta niewielka powieść, która jest raczej klimatycznym thrillerem erotycznym niż ponadczasową literaturą. Autor koncentruje się na dramatycznych wydarzeniach rozgrywających się pomiędzy kilkoma osobami w upalną, burzliwą noc sierpnia, nie stroni od mocno erotycznych (a z dzisiejszej perspektywy - nawet nieco seksistowskich w sposobie portretowania kobiet) wątków, gwałtownie zmienia akcję będąc bliżej "pulp fiction" niż powieści społecznej lub psychologicznej. Postaci są zarysowane dosyć stereotypowo, wręcz kliszowo, ich motywacje niezależnie od czasem bezpośrednich wyjaśnień narratora, pozostają niezbyt wiarygodne.
Mimo tych mankamentów, powieść czyta się szybko i lekko, a klimat amerykańskiej prowincji w latach 60 ubarwia historię. Jako wakacyjny przerywnik od poważniejszych lektur "Ostatnia noc lata" może się sprawdzić.
Erskine Caldwell był jednym z najchętniej tłumaczonych i wydawanych amerykańskich pisarzy w okresie PRL. Być może ze względu na kwestie wydawniczo - kosztowe, a może dlatego, że w jego książkach obraz amerykańskiego Południa jest dosyć krytyczny: przemoc, rasizm, zbrodnie, bieda skontrastowana ze (zwykle nieuczciwie zdobytym) bogactwem.
Mimo pojawiających się czasem...
Styl. To on definiuje odbiór tej książki, bo jest wyrazisty, rzadko stosowany w polskim reportażu i nie każdemu przypadnie do gustu. LeDuff pisze w pierwszej osobie, nie stroniąc od wulgaryzmów, ostrych ocen, osobistych wtrętów zarówno komentujących zjawiska, jak i personalnie atakujących dziennikarzy czy polityków.
Jest w tym trochę kozaczenia, "kowbojskiej" pewności siebie, trochę pozowania na chłopaka z ulic (upadającego Detroit), w opozycji do wymuskanych dziennikarzy z Waszyngtonu czy Manhattanu.
Przyznaję, że przez pierwsze kilkadziesiąt stron ten styl reportażu, zwany gonzo drażnił mnie, zniechęcając do lektury. Im dalej brnąłem jednak w książkę, nabierałem szacunku dla autora. Jego sposób opisywania Ameryki epoki kryzysu - nie z perspektywy "gównoburz" wywoływanych przez obie strony politycznego sporu i często dotyczących spraw w istocie drugorzędnych, a z perspektywy "common people" jak mawiają Anglicy okazał się ożywczy. To nie jest Ameryka startupów, efektywnych koncernów, skutecznych miliarderów i kwitnącego show-biz. To Ameryka przemocy rasowej, frustracji upadającej klasy robotniczej, dominacji koncernów, braku zaplecza socjalnego, korupcji i problemów społecznych dewastujących "podstawy" amerykańskiego społeczeństwa. LeDouff pokazuje te zjawiska "z pierwszej ręki", rozmawiając z robotnikami Pasa Rdzy, mieszkańcami pogranicza z Meksykiem, czarnymi i Latynosami skonfliktowanymi na terenach podupadających metropolii...
Obraz wyłaniający się z książki, napisanej tuż przed dojściem do władzy Trumpa świetnie tłumaczy sukces tego populisty, choć pokazuje także naiwność nadziei jakie wiążą z nim jego wyborcy. Mocną stroną książki nie jest jej obiektywizm - bo autor ma bardzo wyraźnie eksponowane stanowisko - a umiejętne krytyczne spojrzenie ponad piekiełkiem sporów kulturowych nakręcanych przez obie amerykańskie partie i stojące za nimi media. Autor wie, czego nie lubi i co krytykuje w obecnej Ameryce, ale trudno nie zauważyć, że nie jest "po stronie" Demokratów czy Republikanów i w tym sensie zachowuje niezależne, choć jednoznaczne stanowisko.
Zdecydowanie polecam, to pouczająca książka tak o Stanach, jak i potencjalnych podobnych kryzysach jakie grożą dojrzałym i mniej dojrzałym (jak nasza) demokracjom.
Styl. To on definiuje odbiór tej książki, bo jest wyrazisty, rzadko stosowany w polskim reportażu i nie każdemu przypadnie do gustu. LeDuff pisze w pierwszej osobie, nie stroniąc od wulgaryzmów, ostrych ocen, osobistych wtrętów zarówno komentujących zjawiska, jak i personalnie atakujących dziennikarzy czy polityków.
Jest w tym trochę kozaczenia, "kowbojskiej" pewności...
Kolejna (po pięknych "Pająkach pana Roberta") erudycyjna zabawa Roberta Pucka ze światem owadów, ich badaczy, historii odkryć entomologów i motywów kulturowych w których pewną rolę grały łuskoskrzydłe. Proza Pucka jest bardzo specyficzna, łączy w sobie poetycki namysł, faktograficzną drobiazgowość znaną z "Szaleństwa katalogowania" Eco, fascynację światem natury, obserwacyjny talent i odrobinę humoru. Rzecz nie dla każdego, bo nie są to opowieści przyrodnicze traktowane "wprost", a wielopoziomowa zabawa humanisty z przyrodniczym tematem i historią nauki zarazem. Lubię, choć poprzednia książka poświęcona pająkom zachwyciła mnie bardziej.
Kolejna (po pięknych "Pająkach pana Roberta") erudycyjna zabawa Roberta Pucka ze światem owadów, ich badaczy, historii odkryć entomologów i motywów kulturowych w których pewną rolę grały łuskoskrzydłe. Proza Pucka jest bardzo specyficzna, łączy w sobie poetycki namysł, faktograficzną drobiazgowość znaną z "Szaleństwa katalogowania" Eco, fascynację światem natury,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Niewiele się zmieniło od pierwszej części osadzonych na Podlasiu historii, mieszających absurd, czarny humor i groteskę. Nowa książka M. Miniszewskiego to kontynuacja "Opowieści ze wsi obok".
Magiczne zdolności strażniczek podlaskich lasów i moczar bronią tę krainę poczciwych, ale i do zabawy skłonnych mieszkańców przed niecnymi wybrykami faszystów, myśliwych i urzędników.
Opowieści są nieco dłuższe niż w poprzednim tomie, dzięki czemu mniej drażni wrażenie czytania w kółko tego samego, ale wciąż to rubaszno-groteskowa karykatura, bliższa absurdalnemu kabaretowi niż czarnemu realizmowi magicznemu jaki reprezentuje choćby Adam Bodor w pięknych i strasznych opowieściach karpackich.
Jak dla mnie - strata czasu, ale co kto lubi. Czyta się szybko;)
Niewiele się zmieniło od pierwszej części osadzonych na Podlasiu historii, mieszających absurd, czarny humor i groteskę. Nowa książka M. Miniszewskiego to kontynuacja "Opowieści ze wsi obok".
Magiczne zdolności strażniczek podlaskich lasów i moczar bronią tę krainę poczciwych, ale i do zabawy skłonnych mieszkańców przed niecnymi wybrykami faszystów, myśliwych i urzędników....
Absurd został wykorzystany przez autora do snucia straszno-śmiesznych opowiastek o podlaskiej wsi, gdzie współczesność, nowe trendy, polityka i życie codzienne zderzają się z sielską, a nawet magiczną kulturą tradycyjną. Trochę groteski "Konopielki", sporo surrealizmu i czarnego humoru R. Topora, a przede wszystkim satyra rysowana bardzo grubą kreską. Całość mnie akurat średnio przekonuje. Opowiastki powtarzają schemat i w efekcie przestają zaskakiwać. Żart opowiadany kilka razy, choćby udany, już nie śmieszy. Szkoda, że autor nie spróbował stworzyć w tej konwencji mniej, za to nieco dłuższych opowieści, tak by powstały historie bardziej zróżnicowane, a zarazem dopracowane.
Ale jak widać w ocenach - wielu czytelnikom właśnie taka krótka i dosadna forma historyjek odpowiada. I dobrze. Możemy się pięknie różnić w tym, co nas bawi.
Absurd został wykorzystany przez autora do snucia straszno-śmiesznych opowiastek o podlaskiej wsi, gdzie współczesność, nowe trendy, polityka i życie codzienne zderzają się z sielską, a nawet magiczną kulturą tradycyjną. Trochę groteski "Konopielki", sporo surrealizmu i czarnego humoru R. Topora, a przede wszystkim satyra rysowana bardzo grubą kreską. Całość mnie akurat...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Tajemnica ukryta w dziecięcych wspomnieniach, przenikająca całe dorosłe życie narratora fascynuje nas od samego początku powieści i pozostaje z nami - jak i z narratorem - nierozwikłana i dręcząca długo po zakończeniu lektury.
Intrygujący obraz życia we wciąż zrujnowanym, ale powoli zmieniającym się Gdańsku w latach 50, widziany oczyma chłopca z przeciętnej ówcześnie -czyli biednej, robotniczej rodziny. Ale to nie tło społeczne, a emocje i niezwykły, na swój sposób magiczny ton opowieści sprawia, ze czyta się ją z niesłabnącą fascynacją.
Tajemnica ukryta w dziecięcych wspomnieniach, przenikająca całe dorosłe życie narratora fascynuje nas od samego początku powieści i pozostaje z nami - jak i z narratorem - nierozwikłana i dręcząca długo po zakończeniu lektury.
Intrygujący obraz życia we wciąż zrujnowanym, ale powoli zmieniającym się Gdańsku w latach 50, widziany oczyma chłopca z przeciętnej ówcześnie -czyli...
Niewielka, niedokończona zresztą książka J.F. Jacobsena to klasyczna, podstawowa pozycja w ramach skromnej liczebnie, ale ciekawej literatury farerskiej, reprezentującej mały archipelag Wysp Owczych. Wprawdzie napisana w j. duńskim, nie farerskim, ale i tak niezwykle ważna w dorobku tego nielicznego, dziś ledwo pięćdziesięciotysięcznego narodu.
Książka jest dziś podwójnie historyczna - po pierwsze, wydana została w roku 1939 i po sposobie jej napisania widać, że nawet wtedy była powieścią raczej tradycyjną, niż awangardową. Po drugie, w założeniu to powieść historyczna, opowiadająca o życiu na odległym, smaganym wiatrem i deszczem atlantyckim archipelagu w wieku XVIII. Wszystko to nie umniejsza czytelniczej przyjemności, o ile akceptuje się jej historyczną konwencję.
Historia Barbary, kobiety pięknej, fascynującej mężczyzn a także kochliwej, łatwo ulegającej emocjom, może dziś, w czasach mocnych postaci kobiecych brzmieć nieco staroświecko. Jednak sukcesem Jacobsena jest spojrzenie na bohaterkę jako postać tragiczną, a nie jak patrzono na jej pierwowzór - żonę pewnego pastora sprzed stuleci - niemoralną. Barbara jest uwięziona między własną emocjonalnością, potrzebą prawdziwej, wielkiej miłości, a siłami, które wydają się mocniej niż ona sama determinować jej los: purytańskim społeczeństwem Wysp, pozycją jaką kultura w osiemnastowiecznej Europie wyznaczała kobietom, prowincjonalizmem i brakiem alternatyw w miejscu, w którym żyje.
Polecam zagorzałym fanom dawniejszej literatury krajów północy (np. piękne opisy farerskiej przyrody), ale także czytelnikom lubiącym dramaty miłosne w historycznym sztafażu.
Niewielka, niedokończona zresztą książka J.F. Jacobsena to klasyczna, podstawowa pozycja w ramach skromnej liczebnie, ale ciekawej literatury farerskiej, reprezentującej mały archipelag Wysp Owczych. Wprawdzie napisana w j. duńskim, nie farerskim, ale i tak niezwykle ważna w dorobku tego nielicznego, dziś ledwo pięćdziesięciotysięcznego narodu.
Książka jest dziś podwójnie...
Zbiór opowiadań nieco już zapomnianej autorki, której szczyt popularności przypadał na lata 60 i 70. Nowele zebrane w tomie dzielą się wyraźnie na dwa zbiory, odpowiadające także głównym wątkom w całej twórczości Z. Lorentz.
Pierwsza grupa to opowiadania o wojennej traumie. Ponad 20 lat po wojnie wciąż otwierają się niezagojone rany, straszne wspomnienia wracające pod wpływem miejsc, sytuacji, niemieckiego języka słyszanego gdzieś na ulicy. Fabuła nie jest w tych utworach skomplikowana, to bezpośredni zapis reakcji i przywoływanych wspomnień.
Z kolei druga część opowiadań, takich jak "Nie zauważyli", "Sześciornica" czy "Nowoczesność" to proza o tematyce współczesnej autorce w momencie pisania. To historie o zaniedbanych, odrzucanych społecznie dzieciakach, o trudnych relacjach między młodymi "z marginesu" i młodymi z "normalnych domów". A także o trudności we wzajemnym zrozumieniu miedzy pokoleniem już tracącym swą społeczną rolę i pokoleniami młodszymi.
Proza Lorentz nie "frunie", nie zaskakuje ani narracją ani unikalnością języka, jest formalnie raczej poprawna i przewidywalna. Na poziomie treści mówi o rzeczach ważnych, unikając przesadnego dydaktyzmu. Czytana dziś, po ponad 50 latach od wydania, wciąż może być interesująca, chyba nawet bardziej w przypadku opowiadań o tematyce społecznej (wiele wątków nieustannie aktualnych), niż wojenno - martyrologicznej.
Zbiór opowiadań nieco już zapomnianej autorki, której szczyt popularności przypadał na lata 60 i 70. Nowele zebrane w tomie dzielą się wyraźnie na dwa zbiory, odpowiadające także głównym wątkom w całej twórczości Z. Lorentz.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPierwsza grupa to opowiadania o wojennej traumie. Ponad 20 lat po wojnie wciąż otwierają się niezagojone rany, straszne wspomnienia wracające pod...