-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
Przesłuchałem tej książki czytanej przez syntezator mowy Ivona, choć nie wiem, czy ten konkretny syntezator mowy nazywał się Ivona. Myślę, że najlepiej tak słuchać tej książki, właśnie czytanej przez Ivonę. Bawiła mnie, a momentami bardzo i nie wiem czy to na miejscu. Zastanawiałem się, czy słuchać tej książki ironicznie, metaironicznie, postironicznie czy serio - bo nie wiem do końca, co znaczą te terminy, ale któryś na pewno pasuje. 9 gwiazdek na zachętę i pozdrawiam.
Przesłuchałem tej książki czytanej przez syntezator mowy Ivona, choć nie wiem, czy ten konkretny syntezator mowy nazywał się Ivona. Myślę, że najlepiej tak słuchać tej książki, właśnie czytanej przez Ivonę. Bawiła mnie, a momentami bardzo i nie wiem czy to na miejscu. Zastanawiałem się, czy słuchać tej książki ironicznie, metaironicznie, postironicznie czy serio - bo nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08-15
Książka jest bardzo ładnie wydana. Zawiera sporo ilustracji: zdjęć, reprodukcji obrazów, które świetnie kontrapunktują tekst, na każdej z nich można się dłużej zatrzymać.
"Pigułka" pozwala nakreślić albo odświeżyć mapę niektórych najbardziej znanych idei Junga, takich jak jego koncepcja nieświadomości, cień, typy osobowści, archetypy, anima i animus. Jest to "pigułka", więc siłą rzeczy wszelkie idee są traktowane pobieżnie, a nawet płytko, ale za to przystępnie. Każdy rozdział zawiera też sporo sugestii, gdzie można dalej pogłębiać każdy z poruszonych tematów. Zaletą jest też kompozycja. Omawiając dane zagadnienie, Bobroff wplata istotne elementy biografii Junga, między innymi jego relacji z Freudem i Toni Wolff. Na końcu każdego rozdziału znajdziemy krótkie podsumowanie najważniejszych pojęć, które się w nim pojawiły.
Przyczepiłbym się do tłumaczenia. Parę zdań zostało raczej niezgrabnie przełożonych, na zasadzie kalki, i zastanawiałem się, jak to mogło brzmieć po angielsku, żeby zrozumieć sens. A już zupełnie nie wiem, dlaczego wyjaśniając greckie słowo "khemeia" tłumaczka oznajmiła, że pochodzi od niego angielskie "chemistry". Czy tłumacząc na polski nie lepiej byłoby napisać, że "khemeia" to po prostu polska "chemia"?
Poza tym czytało się szybko i przyjemnie, teraz czas sięgnąć po samego Junga.
Książka jest bardzo ładnie wydana. Zawiera sporo ilustracji: zdjęć, reprodukcji obrazów, które świetnie kontrapunktują tekst, na każdej z nich można się dłużej zatrzymać.
"Pigułka" pozwala nakreślić albo odświeżyć mapę niektórych najbardziej znanych idei Junga, takich jak jego koncepcja nieświadomości, cień, typy osobowści, archetypy, anima i animus. Jest to...
Sięgnąłem po tę książkę ze względu na postać Susan Sontag - kultowej intelektualistki z Nowego Jorku, z burzą gęstych siwiejących włosów, spoglądającą na nas nonszalancko z artystycznych, czarno-białych portretów, obowiązkowo z papierosem. Ponoć pracując, zamykała się na kilka miesięcy w mieszkaniu, nie wychodziła stamtąd zanim skończyła pracę. Sama Sontag i jej umysł interesowała mnie bardziej niż temat.
Jedna z kwestii, które Sontag roztrząsa: jeśli przyczyna choroby nie jest dotąd poznana, jej pochodzenie jest tajemnicą, nie ma na nią leku, uruchamia się wtedy jej potencjał metaforyczny. Choroba może być karą, albo nadprzyrodzoną, albo sprowadzoną na chorującego przez niego samego jako skutek jego wypaczonego charakteru. Zarówno niegdyś gruźlikom, jak i do dziś rakowcom, przypisywało się konkretne cechy osobowości, które chorobę powodują. Do dziś zresztą utrzymuje się, że wiele chorób ma podłoże psychosomatyczne. Kiedy choroba przestaje być "tajemnicza", odkrywana jest jej biologiczna przyczyna, jak np. bakterie powodujące gruźlicę, znajdujemy lekarstwo i cała teoria o "charakterze gruźliczym" przestaje mieć sens. W slangu używa się określenia, że coś jest rakiem. Rakiem może być post, opinia, czyjeś zachowanie, zjawisko społeczne. "Chore" może być państwo, społeczeństwo, idea, pomysł: jest to tak wyświechtana, naturalna metafora, że nawet jej nie zauważamy. Sontag dogłębnie analizuje ten metaforyczny potencjał choroby i związane z nim konsekwencje - choćby winy, którą przypisuje się choremu.
Uderza erudycja autorki. Krótki tekst jest wysycony tak ogromną ilością informacji, cytatów, faktów, idei, że czytało mi się go ciężko - trudno to wszystko na raz przetrawić. Autorka przechodzi od dzieła do dzieła, od cytatu do cytatu - czasami trudno się połapać, jaki w danym momencie wątek porusza. Znajdziemy tu wiele oryginalnych myśli i niuansów, które wytrącają nas z potocznego myślenia, zdecydowanie wnoszą coś nowego, ale zarazem Sontag skacze po nich tak, że mamy wrażenie nadmiaru. Czuć przy tym, że jest to owoc bogatego i niespokojnego, choć pozornie chłodnego umysłu. Trudno mi tę książkę jednoznacznie ocenić. Z jednej strony - rozległa wiedza i oświecające spojrzenie, z drugiej - styl dość suchy i bezosobowy, jakby autorka chowała się za swoją erudycją. Co jest też w tym wszystkim intrygujące. Na pewno sięgnę po coś jeszcze, choć nieprędko.
Sięgnąłem po tę książkę ze względu na postać Susan Sontag - kultowej intelektualistki z Nowego Jorku, z burzą gęstych siwiejących włosów, spoglądającą na nas nonszalancko z artystycznych, czarno-białych portretów, obowiązkowo z papierosem. Ponoć pracując, zamykała się na kilka miesięcy w mieszkaniu, nie wychodziła stamtąd zanim skończyła pracę. Sama Sontag i jej umysł...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na początek: chapeau bas dla tłumacza – Adama Pomorskiego. Jeżeli ktoś chciałby sięgać po tę książkę, to szczególnie polecam to nowe tłumaczenie. Nie znam rosyjskiego, ale czuję, że udało się uchwycić tłumaczowi ducha oryginału, a jednocześnie jest na tyle współczesne, że czyta się je wartko i z przyjemnością.
Ta powieść to arcydzieło. Liczy sobie prawie 1000 stron, więc lektura to wymagająca i na pewno trzeba znaleźć na nią więcej czasu, żeby móc ją spokojnie chłonąć.
Po pierwsze, Dostojewski jako opowiadacz jest mistrzem. Narracja jest gęsta i niespieszna, fabuła jest rozciągnięta i pełna dygresji, ogromna liczba wątków, które się ze sobą splatają. Jakież to cudownie inne od tych wszystkich porwanych post-modernistycznych dekonstrukcji!
Po drugie, niech nikogo nie zmyli gatunek, z jakim mamy do czynienia. Jest to, co prawda, powieść, ale jak na dziewiętnastowieczną powieść przystało, jest to gatunek bardzo pojemny. To, co Dostojewski wyraża na kartach „Braci Karamazow”, z powodzeniem można by rozpisać na kilkanaście opowiadań, esejów, traktatów, a może nawet i prac naukowych.
Postaci Dostojewskiego wcielają rozmaite idee filozoficzne, które podówczas krążyły po Europie i zachowują się tak, jakby te idee odgrywały w działaniu. Każda z postaci reprezentuje jakąś ludzką cechę, jakiś szczególny rys osobowości: mamy starego rozpustnika – Fiodora Karamazowa i jego synów: uduchowionego Aloszkę, porywczego Mitię, ironicznego intelektualistę – Iwana. Są tu i mistycy i szaleńcy, neurotycy i psychotycy, święci i grzeszni, bogacze i biedacy, nie brakuje chyba nikogo w tym kalejdoskopie charakterów.
Choć powieść wydana dwadzieścia lat przed pierwszą głośną publikacją Freuda, jest w gruncie rzeczy o tym samym – to analiza ludzkiej duszy. Koncepcje, które Freud wprowadził do psychologii, u Dostojewskiego są rozgrywane przed nami jak w teatrze (mamy tu przecież edypalne morderstwo, całe spektrum neuroz, religijne superego i penetrację najciemniejszych zakamarków id).
Po trzecie, a jakże by inaczej, sążnisty spór o istnienie Boga, prowadzony w wielogłosie. Mówią tu i nowocześni, liberalni ateiści, mnisi, prosty, rosyjski prawosławny lud, przewijają się wolteriańskie idee oświeceniowe, nietscheański nihilizm, darwinizm i rozmaite tradycje chrześcijańskie – prawosławne, katolickie i kto wie, co jeszcze. Dostojewski roztrząsa sprawę wiary i niewiary oraz ich konsekwencji. W przeciwieństwie jednak do współczesnych, prostych, historycznie niedoinformowanych awanturek o religię, mamy tutaj ten spór przeniesiony w zupełnie inny, głębszy wymiar – wymiar ludzkiej duszy, czy jak ktoś woli, psychiki.
Po czwarte, jest to książka o braciach i zawiłych relacjach między nimi, ale i o braterstwie. Zarówno tym duchowym, głoszonym przez Jezusa, jak i o sloganie wyniesionym na sztandary wiodące lud na barykady. Słychać echa rewolucji francuskiej, powstania dekabrystów i przedśpiew zbliżającej się rewolucji październikowej, która wkrótce przewróci znany porządek świata.
Mógłbym jeszcze dodać po piąte, szóste i dziesiąte, ale na tym poprzestanę. Widzę w opiniach, że nie wszystkim książka przypadła do gustu i rozumiem to. Ja sam zacząłem ją parę lat temu i przerwałem w połowie – nie byłem na nią jeszcze gotowy. Warto dodać te pozycję na listę, niech sobie czeka, aż dojrzeje. Mam wrażenie, że tak jak dobra psychoterapia, taka literatura zmienia coś w człowieku i po uważnej lekturze nie jesteśmy już tacy sami jak przed nią.
Na początek: chapeau bas dla tłumacza – Adama Pomorskiego. Jeżeli ktoś chciałby sięgać po tę książkę, to szczególnie polecam to nowe tłumaczenie. Nie znam rosyjskiego, ale czuję, że udało się uchwycić tłumaczowi ducha oryginału, a jednocześnie jest na tyle współczesne, że czyta się je wartko i z przyjemnością.
Ta powieść to arcydzieło. Liczy sobie prawie 1000 stron, więc...
2018
2005
Próba odpowiedzi na pytanie o orientację seksualną czy tożsamość płciową osób żyjących przed rewolucją seksualną, czy nawet - jak w przypadku Rodziewiczówny - w XIX wieku, jest ryzykowne. Głównie dlatego, że takie kategorie jeszcze wtedy nie istniały. Łatwo tutaj popaść w anachronizm, w pochopne, nie poparte źródłami domysły, myślenie ideologiczne. Ruch LGBT+ czy queer potrzebuje swojej historii, swoich bohaterów - łatwo tutaj popaść w naginanie historii czy biografii dla potrzeb politycznych.
Emilia Padoł podchodzi do tematu niezwykle uczciwie, udaje się jej uniknąć anachronizowania czy zbytniej ideologizacji dyskursu. Przedstawia fakty, cytuje źródła, analizuje postaci powieści, stawia wiele pytań - ale nie udziela na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Owszem, posługuje się współczesnymi kategoriami - próbuje postawić niejednoznaczną tożsamość płciową bohaterki i jej orientacji seksualnej w świetle obecnych norm kulturowych i społecznych, sięga po ekspertyzę seksuologów. A jednak jej nie nagina - wyjaśnia, czym jest identyfikacja płciowa i unika jednoznacznej odpowiedzi co do Rodziewiczówny, gdyż tylko ona mogłaby na to pytanie odpowiedzieć.
To ważny, ale oczywiście tylko jeden z wątków tej biografii. Autorka kreśli szeroki kontekst kulturowy, który dzisiejszemu czytelnikowi jest raczej obcy: polskie ziemiaństwo między uwłaszczeniem chłopów a odzyskaniem niepodległości. Bez tego trudno zrozumieć złożoność tej postaci - katoliczki, patriotki, ale i antysemitki. Nie wybiela jej, ale i pochopnie nie ocenia. Przedstawia jej złożoną osobowość na tle rozmaitych uwarunkowań kulturowych, w które jest mimowolnie uwikłana. Rysuje ją na tle dynamicznych przemian społecznych - w świetle feminizmu, dyskursu postkolonialnego, adaptowanego do sytuacji polskich chłopów i ich uprzedmiotowienia.
To jest też moim zdaniem książka dobra literacko, czyta się ją dobrze.
Trzeba nam więcej takich książek.
Próba odpowiedzi na pytanie o orientację seksualną czy tożsamość płciową osób żyjących przed rewolucją seksualną, czy nawet - jak w przypadku Rodziewiczówny - w XIX wieku, jest ryzykowne. Głównie dlatego, że takie kategorie jeszcze wtedy nie istniały. Łatwo tutaj popaść w anachronizm, w pochopne, nie poparte źródłami domysły, myślenie ideologiczne. Ruch LGBT+ czy queer...
więcej Pokaż mimo to