Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Wiedźmin. Rachunek sumienia Nikodem Cabala, Michał Gałek, Arkadiusz Klimek
Ocena 6,3
Wiedźmin. Rach... Nikodem Cabala, Mic...

Na półkach: , ,

Miły ten fanfik jest, chociaż nie wybitny. Udanie naśladuje manierę Sapkowskiego (kompozycja, powtarzanie tytułowej frazy), nawiązuje do pierwszych polskich komiksów o Wiedźminie, rysowany jest porządnie (ale znów: nie ponadprzeciętnie, raczej jak taki typowy komiks akcji, krew, flaki, biusty, żadnej większej ekspresji artystycznej), politycznie nie taki głupi vel zwraca trzeźwą uwagę na kilka problemów (chociaż jeden czy dwa dylematy naciąga). Ale nadal - nie, nie, nie, ja nie chcę, żeby REDzi czynili z Vergeńczyków takich durniów. Nawet jeśli to stylizowani na Polaków durnie. Chlip, chlip, chlip. Moje fanowskie serduszko chyba będzie musiało to uznawać za nieoficjalny wtręt do kanonu, żeby się nie złamać.;))

Miły ten fanfik jest, chociaż nie wybitny. Udanie naśladuje manierę Sapkowskiego (kompozycja, powtarzanie tytułowej frazy), nawiązuje do pierwszych polskich komiksów o Wiedźminie, rysowany jest porządnie (ale znów: nie ponadprzeciętnie, raczej jak taki typowy komiks akcji, krew, flaki, biusty, żadnej większej ekspresji artystycznej), politycznie nie taki głupi vel zwraca...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 400 (01/2016) Rafał Cywicki, Jacek Dukaj, Greg Egan, Ted Kosmatka, Ken Liu, Łukasz Orbitowski, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Brandon Sanderson
Ocena 7,1
Nowa Fantastyk... Rafał Cywicki, Jace...

Na półkach: , , , ,

Korekta się z okazji jubileuszu postarała. Bardzo.

Niestety, o reszcie tego powiedzieć nie mogę. W opowiadaniach nie jest źle - jest przeciętnie. Przeciętnie przy 400. numerze sprawia wrażenie "słabego", bo człowiek się nastawia wcześniej na epokowe odkrycia. ;)

Felietony słabsze niż zazwyczaj, podobnie jak artykuł Morana - sprowadzają się właściwie do jeremiad na upadek dziejów, jeremiad, które słyszeliśmy od wieków (i to w identycznej formie), jeremiad płaskich i mało wnikliwych, wynikających raczej z niezrozumienia i niechęci do zrozumienia zmian (albo stanowiska drugiej strony) niż jakiejkolwiek, wątłej choćby, refleksji nad nimi. Wywiad z kolei bardzo sympatyczny i interesujący.

Wróćmy do tej przeciętnej prozy. Dwa opowiadania się wybijają - Orbitowskiego (świetne, świetne po prostu, nie chcę tu spoilerować, ale zastosowanie realiów PRLu i pomieszanie ich z ludową fantastyką wyszło idealnie, człowiek niby cały czas się śmieje, ale czuje, że to więcej niż błaha komedyjka) i Kosmatki.

Co do Kosmatki, ujmę to tak: zwykle większości opowiadań z NF (albo innych periodyków literackich) nie pamiętam "z głowy", muszę sobie zerknąć na tytuły, żeby ustalić, co w danym numerze kilka miesięcy - lat - temu było. To opowiadanie wiem, że będę pamiętać długie lata, może do końca życia. A jest króciutkie. Jest genialne. Jest arcydzielne. Porusza też, prawda, wszystkie moje ulubione wątki i motywy* (to jest minimalnie psujący wchodzenie w nastrój spoiler, dlatego na dole), co może mi nieco psuje optykę, ale - czytelniku tej opinii, rzuć ją, nawet bez plusowania, biegnij przeczytać opowiadanie Kosmatki!

Poza tym mamy dwie rzeczy "solidne plus" - drabble Rafała Cywickiego, jak to zbiór, różnorakie i nie zawsze tak samo udane, ale koniec końców się bronią, także dbałością o formę. Oraz Kasandrę Kena Liu - jak to u niego: dobry pomysł, bardzo solidna realizacja, kilka fajnych sztuczek narracyjnych, kilka fajnych pytań.

Greg Egan daje nam z kolei solidną fantastykę naukową, idealną na okres świąteczny (chociaż końcówka moim zdaniem ewidentnie za krótka, za szybko przeleciał przez wydarzenia, jakby się mu czas kończył - albo znudził się opowiadaniem po przedstawieniu pomysłu - tak czy siak, nie ma napięcia). Dukaj, jak to Dukaj, są refleksje, czyta się lekko-zgrabnie-przyjemnie, ale miałam wrażenie, że to jednak powierzchowne i efekciarskie, takie granie na oczywistych metaforach i wątkach, które muszą wziąć, no bo (no bo Polska ;)). Pomysł na klamrę kompozycyjną - z kursem walut - bardzo dobry. No i nie pamiętałam, że ścięcie zer było w 1997, miałam wrażenie, że wcześniej. ;)

Sanderson - ech. Takie tam. Komedyjka, no, lekkie, przyjemne, ale nic specjalnego, powiedzmy szczerze, widać, że tekst ćwiczebny. I jak to teksty ćwiczebne lub okolicznościowe - no niby miło, mimo, ale jakoś słabo i widać, że niedopracowane.






* religia, fanatyzm, wiara, przesłuchania, wrogowie itd. Ale nauka tu jest konieczna, nie na doczepkę. Jaka to straszna wizja, ta z opowiadania.

Korekta się z okazji jubileuszu postarała. Bardzo.

Niestety, o reszcie tego powiedzieć nie mogę. W opowiadaniach nie jest źle - jest przeciętnie. Przeciętnie przy 400. numerze sprawia wrażenie "słabego", bo człowiek się nastawia wcześniej na epokowe odkrycia. ;)

Felietony słabsze niż zazwyczaj, podobnie jak artykuł Morana - sprowadzają się właściwie do jeremiad na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Może gdybym była bardziej zainteresowana ideami genderu i feminizmu ta książka przypadałby mi do gustu - w większości nowelek poruszane są bowiem tematy tożsamości kobiecej, kobiecej roli w społeczeństwie itd., z tej perspektywy patrzy się też na np. zderzenie kultur.

Z drugiej strony - tak przedstawiony program brzmi przecież fascynująco i "w wydaniu" np. Doris Lessing, także uważanej za pisarkę feministyczną, ciekawi mnie, wciąga, porusza. A tutaj nic. Scenki i postaci są starannie wykreowane, prawdziwe, narracja ma zwykle oko do znaczących szczegółów, mały realizm bije z tej książki i należy go uznać udanym.

Tylko udanym. Ot, porządna, przeciętna, staranna książka. Styl zwłaszcza, bezbarwny, styl bez właściwości. To pewnie zamysł, oddanie szarości życia szarością języka, ale całość jest w efekcie nawet nie tyle męcząca, ile całkowicie kompletnie nieinteresująca.

Tutaj mam wrażenie, że część winy spoczywa na przekładzie. Pewne rozwiązania składniowe, monotonia budowy zdań itd. to rzeczy normalne dla angielskiego (tam właściwie to nie jest monotonia, tylko po prostu, tak działa język), a po polsku, być może, przyczyniły się do tego wrażenia starannej przeciętności.

Może gdybym była bardziej zainteresowana ideami genderu i feminizmu ta książka przypadałby mi do gustu - w większości nowelek poruszane są bowiem tematy tożsamości kobiecej, kobiecej roli w społeczeństwie itd., z tej perspektywy patrzy się też na np. zderzenie kultur.

Z drugiej strony - tak przedstawiony program brzmi przecież fascynująco i "w wydaniu" np. Doris Lessing,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Legendy polskie Elżbieta Cherezińska, Rafał Kosik, Jakub Małecki, Łukasz Orbitowski, Radek Rak, Robert M. Wegner
Ocena 6,1
Legendy polskie Elżbieta Cherezińsk...

Na półkach: , ,

Poza ostatnim opowiadaniem, Orbitowskiego, które jest autentycznie poruszające, broniłoby się wszędzie i "robi coś" z językiem - coś bardzo ciekawego - pracuje jakoś nad nim, to cóż: to przeciętnie.

Mamy tutaj właściwie mniej bądź bardziej zgrane wprawki literackie, ćwiczenia stylistyczne, które coś tam z legendami robią, niektóre więcej (Cherezińska - bardzo ciekawy world-building, szkoda, że fabuła się zagubiła, szkoda, że niektóre wątki całkowicie niepotrzebne), niektóre mniej, niektóre wręcz ten swój retelling przeprowadzają tak schematycznie, po linii oporu tak małego, że aż boli (Śnięci Rycerze, na przykład - chociaż tutaj trzeba pochwalić próbę zrobienia czegoś z językiem - czy pierwsze opowiadanie, o Panu Twardowskim, które wali odbiorcę kliszami tak niskimi, bohaterami tak płaskimi, stylem tak bezbarwnem, że chce się wyć... pozostałe opowiadania nie są tak złe, na szczęście).

Retelling sam w sobie nie jest sztuką znów wybitnie trudną - ma się już linię fabularną. Ale jak to z prostymi rzeczami bywa, zrobić go naprawdę dobrze jest już trudno.

Za to ujawniony już film - Smok - naprawdę się mi podoba. Fajnie odchodzi od opowiadania, które ekranizuje. Odchodzi z sensem, bo usuwa to, czego w takiej krótkiej formie wizualnej nie dało się po prostu ciekawie opowiedzieć. Wrzuca za to celną krytykę/ironię na media społecznościowe, której w oryginale nie ma - i ogólnie zdecydowanie z większym biglem ta narracja w filmie leci, fabułą jest wyraźniejsza, zdecydowanie pomogło też zrezygnowanie z ramy powieści w postaci opowieści przedszkolanki (która to rama jest w samym opowiadaniu po prostu fatalna; zabija napięcie, rozbija tekst, zabiera znaki, które można było wrzucić na jaśniejsze nakreślenie bohaterów, a poza tym wali nas tym Wawelskim po głowie, jakby autor sądził, że czytelnicy to durnie). Ma trochę problemów z językiem (jak i oryginalne opowiadanie zresztą), styl gdzieniegdzie kuleje, ale to bardzo porządny kawałek lekkiej rozrywki. Technicznie sprawny.

Jak z drugim filmem będzie - się przekonamy.

EDIT: z drugim filmem jest tak, że znowu interpretuje najpierw legendę, a potem to nowe opowiadanie ZNACZNIE lepiej niż samo opowiadanie. Efekty ładne, przeniesienie akcji już po dobrze "skraca" fabułę, od razu nas wrzuca w środek wydarzeń, a te wszystkie typowo polskie akcenty na Księżycu - herbata w kubeczkach z koszyczkiem! dywan! - plus ścieżka dźwiękowa (w pierwszym filmie też bardzo dobra) - fantastyczne.

Gdyby miało angielskie podpisy, to bym próbowała wokół tego rozkręcić jakiś mały, okołoyuletidowy fandom w przyszłym roku. ;)

Poza ostatnim opowiadaniem, Orbitowskiego, które jest autentycznie poruszające, broniłoby się wszędzie i "robi coś" z językiem - coś bardzo ciekawego - pracuje jakoś nad nim, to cóż: to przeciętnie.

Mamy tutaj właściwie mniej bądź bardziej zgrane wprawki literackie, ćwiczenia stylistyczne, które coś tam z legendami robią, niektóre więcej (Cherezińska - bardzo ciekawy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Już to, co jest na skrzydełkach, i streszczenie na stronie zdradzają zbyt wiele (jak słusznie napisano w drugiej recenzji) - bo to powieść przewrotna, co chwila zmienia bieg, istny Proteusz! Kiedy już ustalimy, jaki jest jej główny motyw, co chce nam przekazać i w jakie idee się wplątać, natychmiast przemienia swoją postać.

Tak, tu jest dużo kpiny i ironii. Niewątpliwie. Na służby, na intelektualistów, na pisarzy, na literaturę (i jej chwyty, zwłaszcza te metaliterackie - to wszak powieść o pisaniu powieści), na nowoczesne społeczeństwo, na sztukę - i na samą siebie. Bardzo to inteligentna ironia, wykorzystująca różne chwytu i formy, które znamy właśnie z literatury, pokazująca nam je jakby na dowód swej biegłości. Inteligentna. Wciągająca. A przy tym z jasną linią fabularną, ciekawymi bohaterami, umiejąca logicznie prowadzić akcję, doskonale skomponowana (klamra kompozycyjna - kilka klamer nawet - jest tu po prostu piękna). Tak się powinno pisać powieści o rzeczach ważnych: by pozostały historia, opowieściami, nie zmieniały się w eseje i festiwale nawiązań (w twą stronę patrzę, o polski mainstreamie!).

Co ważne: to nie jest książka złośliwa. Możemy zrozumieć bohaterów i na końcu, tak samo jak oni zwiedzeni talentem autora i zmiennością kształtów książki, nie patrzymy na nich z pogardą, nie czujemy się wyżej od nich. Przeciwnie. Czujemy doskonale, że jesteśmy im równi.

To jest piękna cecha, cecha, którą bardzo cenię - jeśli powieść nie wywołuje w nas wzgardy, tylko ponownie włącza w obręb wspólnoty ludzkiej, uświadamia, że jest się tylko - i aż - człowiekiem. Jak wszyscy.

Bardzo dobra książka. A przy tym, że wydawnictwo małe i pisarz egzotyczny, obawiam się, że przejdzie bez echa. Czytelniku: odmelduj się i czyń swoją powinność!

Już to, co jest na skrzydełkach, i streszczenie na stronie zdradzają zbyt wiele (jak słusznie napisano w drugiej recenzji) - bo to powieść przewrotna, co chwila zmienia bieg, istny Proteusz! Kiedy już ustalimy, jaki jest jej główny motyw, co chce nam przekazać i w jakie idee się wplątać, natychmiast przemienia swoją postać.

Tak, tu jest dużo kpiny i ironii. Niewątpliwie....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 399 (12/2015) Anna Kańtoch, Geoffrey A. Landis, Iwona Michałowska, K.J. Parker, Adam Podlewski, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Anna Starobiniec
Ocena 6,6
Nowa Fantastyk... Anna Kańtoch, Geoff...

Na półkach: , , ,

Na początek, tradycyjnie, o korekcie: jest nieźle! ;)

Numer świąteczny z ducha. Znaczy: miło, lekko, przyjemnie.

Dwa pierwsze opowiadania polskie są króciutkie. Wolę to pierwsze, lekkie, pełne wiary w człowieka, obyczajówka z ociupinką sci-fi w stylu Her. Drugie to niby komizm, pastisz niemal, i absurdalna fabuła, ale czułam w nim dużo goryczy.

Opowiadanie trzecie to kolejna nowelka o D.Jordanie i to naprawdę wszystko, co trzeba o nim wiedzieć, bo rzecz jest po prostu kolejną bardzo porządną odsłoną cyklu. Wprowadza trochę nowych elementów world-buildingu, zapowiada nowe wątki, ale rewolucji nie ma co się spodziewać. Niemniej: przyjemny kryminał.

"Granica" - fajny motyw przewodni i ten sci-fi pomysł (pociągi! uwielbiam pociągi, a jakoś takie niedocenione), dużo drobnych obserwacji obyczajowych, które pewnie każdy, kto kiedykolwiek pociągiem podróżował, rozpozna; wątek romantyczny dyskretnie nam śmiga, do tego zagranie z motywem urban legends... Bardzo dużo rzeczy udało się upchnąć w tym krótkim opowiadaniu.

"Hotel na Antarktydzie" - opowieść na Święta, po prostu. Po pierwsze: śnieg. Po drugie: wymowa. Wymowa jest, mimo wszystko, krzepiąca (i to nawet nie jest spoiler, bo to czuć od pierwszego zdania). Jak na fantastykę, to zaskakująco mało kopie kapitalizm. Można wręcz rzec, że klepie po łebku. ;)

"Spotkałem człowieka..." - miałam problem, żeby sobie przypomnieć to opowiadanie. Nie dlatego, że było złe, pewnie raczej z powodu tytułu. ;) Opowiadanie jest zręczne. Rozrywkowe. Takie czytadło z narratorem, który ma wiele wad, ale akurat narrację to umie prowadzić uroczą i zabawną. Twist na twiście fabularnym, jak to w rozrywce bywa.

Na początek, tradycyjnie, o korekcie: jest nieźle! ;)

Numer świąteczny z ducha. Znaczy: miło, lekko, przyjemnie.

Dwa pierwsze opowiadania polskie są króciutkie. Wolę to pierwsze, lekkie, pełne wiary w człowieka, obyczajówka z ociupinką sci-fi w stylu Her. Drugie to niby komizm, pastisz niemal, i absurdalna fabuła, ale czułam w nim dużo goryczy.

Opowiadanie trzecie to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 398 (11/2015) Elizabeth Bear, John Chu, Rich Larson, Adam Przechrzta, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Michał Rybiński, Han Song
Ocena 6,4
Nowa Fantastyk... Elizabeth Bear, Joh...

Na półkach: , , ,

Korekta znów w gorszej formie. Ale jeszcze nie najgorszej. ;)

To jest numer opowiadań bardzo, bardzo solidnych, czytanych z dużą przyjemnością, trochę się bawiących gatunkiem, ale głównie skupionych na starannej, zręcznej realizacji swojego podtypu gatunkowego. I z dominantą elementów obyczajowych, co mnie samej odpowiadało.

Najlepszym chyba opowiadaniem jest "Zapalę ci znicz" i piszę to z dużą przyjemnością, bo to w końcu nasze. Fajnie wykorzystany element "odwiedzania zmarłych" i cała otoczka Zaduszek (można powiedzieć, że nowoczesność sprawia w tym opowiadaniu, że pewne rzeczy cofają się do Zaduszek), ciekawi bohaterowie, wątki intrygi ładnie się łączą. Do tego w dialogach oraz akcji mamy sporo humoru. Z biglem napisane.

Opowiadanie Przechrzty jest chyba jednym, w której wątek obyczajowy nie gra specjalnej roli - chociaż pewnie dałoby się odszukać. To dosyć solidna, rutyniarska niemal powieść, solidnie mieszająca gatunkowe schematy (strefy X) z historycznymi realiami (zabory). I "solidna" to naprawdę najlepsze słowo. Nic tu nie zachwyca, wszystko leci schematami, ale są to schematy znane i lubiane, a przetworzone zręcznie.

"Ta przypadkowa planeta" - bardzo subtelna fantastyka w tle opowieści całkiem obyczajowej. Ładnie napisanej i szybko się to czyta, bohaterce szczerze kibicujemy (psu też trudno nie kibicować, oto element, który zawsze zadziała!). Znów: solidne.


"Pokój w izolacji" - dosyć niezręcznie przetłumaczony tytuł, rzekłabym. I znów obyczajówka, chociaż na tle spraw politycznych (powojenne układy pokojowe). Szukanie miejsca, wychodzenie z bezpiecznej bańki, poznawanie nowych ludzi, zakochiwanie się ewidentne w podtekście... W sztafażu, który w tym opowiadaniu spodobał się mi bardziej niż sama ta obyczajówka. Nadludzie są tutaj do bólu ludzcy, może szybciej myślą, może są silniejsi, ale już od pierwszych zdań narracja pokazuje nam ich jako całkiem ludzkich. Dla niektórych to pewnie zaleta, dla niektórych wada. Mnie to nieco zgrzytało. Kolejne z opowiadań, które są dobrze zrobione, ale raczej bez błysku.

"Wczepiony" - czysta obyczajówka, ale tutaj z kolei ten element - relacje rodzinne - zagrał idealnie. Całkiem wzruszające. Może dlatego, że opowiadania nie umieszczono na tle wydarzeń potencjalnie wielkiej wagi, których pokazanie przez romanse i więzi czasem "upupia", rozsentymentalnia, spłaszcza. Tłem jest wydarzenie zupełnie codzienne, kontrakt (z kluczowym elementem wczepienia), fantastyka kryje się tutaj w detalach codzienności... więc i codzienne, zwyczajne relacje między ludźmi mogą spokojnie wybrzmieć, wydają się "na miejscu", harmonijnie dopasowane. Błysk jest, moim zdaniem, coś więcej niż "solidne" - bo jakoś wzrusza i wywołuje melancholię.

"Kontrola bezpieczeństwa" - interesujące (i solidne... no co ja poradzę, numer sponsorują literki "s" i "o"), chociaż pomysł wyjściowy ograny. Najpierw wydaje się prostą zamianą biegunów - skojarzeń i waloryzacji powiązanych z konkretnymi krajami - potem się okazuje czymś ciut głębszym, sprzeciwem bardziej ogólnym, systemowym. Sporo czarnego humoru w tym wszystkim. Też schematy, też solidne. Nie wszystko autora wydają w Chinach - wcale się nie dziwię. Czytelnikom starszym mogą się przypomnieć opowiadania z PRLu. Jak w całym numerze: nacisk na warstwę obyczajową, człowieka i jego relacje z innymi.

Korekta znów w gorszej formie. Ale jeszcze nie najgorszej. ;)

To jest numer opowiadań bardzo, bardzo solidnych, czytanych z dużą przyjemnością, trochę się bawiących gatunkiem, ale głównie skupionych na starannej, zręcznej realizacji swojego podtypu gatunkowego. I z dominantą elementów obyczajowych, co mnie samej odpowiadało.

Najlepszym chyba opowiadaniem jest "Zapalę ci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sam utwór, jaki jest, każdy wie. Satyra może grubo ciosana, ale napisana tak zręcznie, że przechodzi w rejona wybitności. Celnie notuje obrazki codzienności, językowo zachwyca, do tego czuć w niej żar uczuć, szczere zaangażowanie. Dobrze oddany stan przejścia i rozczarowania - między dawnym światem a światem pieniądza (który to może panował już od ładnych paru dekad, ale tak wielkie zmiany dokonują się wiekami - i nawet dzisiaj trudno powiedzieć, żeby przeciętny człowiek nie miewał odruchu "mierzwi mnie" przy kontakcie z co bardziej wybujałymi przejawami kapitalizmu).

Tutaj jeszcze dodatkowy plus za naprawdę ładne, przemyślane wydanie. Ilustracje pasują tak w formie, jak w treści, do tego nawet samodzielnie, bez tekstu, stanowiłyby ładny kawałek sztuki użytkowej - i krzyczały treścią.

Sam utwór, jaki jest, każdy wie. Satyra może grubo ciosana, ale napisana tak zręcznie, że przechodzi w rejona wybitności. Celnie notuje obrazki codzienności, językowo zachwyca, do tego czuć w niej żar uczuć, szczere zaangażowanie. Dobrze oddany stan przejścia i rozczarowania - między dawnym światem a światem pieniądza (który to może panował już od ładnych paru dekad, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cztery w jednym, rzecze autor. Seria w której "publikujemy pisarzy stroniących od literackiego mainstreamu".

Z tym drugim trudno się mi zgodzić - i obraz, i wiersze, i utwór dramatyczny (tytułowy) należą, moim zdaniem, do stylu mainstreamu akademickiego. Są to wszakże dobre, ciekawe przykładu mainstreamu akademickiego, więc nie mam pretensji do twórców serii. ;)

Obraz na okładce - interesujący, granie między realizmem a (pozornie? czy ja się doszukuję?) abstrakcyjnym gąszczem kresem. Na żywo z pewnością robi większe wrażenie.

Wiersze - bardzo porządne rzemiosło, powyżej mainstreamowej średniej, chociaż cały czas na te same tematy: trochę meta (poezji o poezji oraz o poetach), dużo o miłości (w wariancie: Ta Straszna Kobieta porzuciła), kilka ładnych i zwięzłych obrazków z rzeczywistości też się znalazło.

Dramat - również bardzo porządne rzemiosło, chyba nawet z błyskiem czegoś więcej. Utwór naprawdę nadający się na scenę, przemyślany, z żywymi bohaterami, jasną - i iście dramatyczną - sytuacją (dowódca wojskowy, doradcy, decyzje, zdrada w tle), kontrowaną humorem (świetny! już dawno mnie tak czytany dramat nie ubawił) i absurdalną, surrealistyczną atmosferą snu. A może nawet snu we śnie, takiej Incepcji? ile warstw jawy i snu tak naprawdę odkrywamy w dramacie? Nie wiadomo. Plącze się i zostawia nas niepewnymi. Ale chociaż plącze się główna refleksja, to nie sam dialog, dialog pozostaje jędrny, przykuwający uwagę, linia fabularna jasna. Znaczy, wszystko jak w /dobrym/ mainstreamie być powinno.

Cztery w jednym, rzecze autor. Seria w której "publikujemy pisarzy stroniących od literackiego mainstreamu".

Z tym drugim trudno się mi zgodzić - i obraz, i wiersze, i utwór dramatyczny (tytułowy) należą, moim zdaniem, do stylu mainstreamu akademickiego. Są to wszakże dobre, ciekawe przykładu mainstreamu akademickiego, więc nie mam pretensji do twórców serii. ;)

Obraz na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Właściwie proceder wydawania nowelek w pojedynczych tomach - i żądania za to 15 złotych - jest sam w sobie naganny. No ale to nie autora wina.

Sama nowelka jest przyjemna. Napisana dla bibliofilów, badaczy i innych namiętnych czytelników, ciekawie przedstawia kilka fantazji (wielkie księgozbiory, magiczna moc książek) - i koszmarów (ogień! niedbalstwo! pytanie o sens! niemożność przeczytania wszystkiego! zwątpienie!) - które pewnie żadnemu przedstawicielowi tych grup nie są obce. Mnoży wątki, ale ostatecznie zręcznie je zamyka (chociaż zakończenie nie przynosi odpowiedzi na wszystkie pytanie, to całość prowadzona jest w ten sposób, że właściwie od początku wiadomo, że coś musi pozostać tajemnicą). Czyta się lekko, chociaż w pierwszej połowie zdarzały się zdania dość niezręczne - nie ma też tych świadczących o geniuszu korytarzy, o których wspomina narrator ;) - ale mam wrażenie, że to raczej sprawka tłumacza.

Właściwie proceder wydawania nowelek w pojedynczych tomach - i żądania za to 15 złotych - jest sam w sobie naganny. No ale to nie autora wina.

Sama nowelka jest przyjemna. Napisana dla bibliofilów, badaczy i innych namiętnych czytelników, ciekawie przedstawia kilka fantazji (wielkie księgozbiory, magiczna moc książek) - i koszmarów (ogień! niedbalstwo! pytanie o sens!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Starannie to napisane, z jednej strony. Szybko się czyta, sporo akcji i portretu bohaterów (czy raczej tej jednej bohaterki) udało się zmieścić w cieniutkiej książce. Styl umiejętnie łączy dziecinność, naiwność z pewną suchością, oddawaniem faktów, tworzy dzięki temu niepokojące wrażenie. Na plus także próba zrozumienia bohaterki, nieosądzania. Empatia.

Z drugiej strony - zakończenie, choć zapowiadane od początku, sprawia wrażenie nieco nagłego. I cały mam wrażenie, że patrzę na staranny, ale powierzchowny bibelot. Pozłotkę. Że książka nie umie poruszyć. Przy wszystkich próbach zrozumienia zdarzają się też momenty zaskakująco stereotypowe, których autor nie umie uczynić więcej niż kliszą, czymś żywym.

Starannie to napisane, z jednej strony. Szybko się czyta, sporo akcji i portretu bohaterów (czy raczej tej jednej bohaterki) udało się zmieścić w cieniutkiej książce. Styl umiejętnie łączy dziecinność, naiwność z pewną suchością, oddawaniem faktów, tworzy dzięki temu niepokojące wrażenie. Na plus także próba zrozumienia bohaterki, nieosądzania. Empatia.

Z drugiej strony -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

/Uwaga na marginesie/ Pierwsze dwie trzeci bardzo słabe, dopiero garść ostatnich wierszy, tych ostatnich, trochę ratuje. Ale niestety oceniamy całość.

/Uwaga na marginesie/ Pierwsze dwie trzeci bardzo słabe, dopiero garść ostatnich wierszy, tych ostatnich, trochę ratuje. Ale niestety oceniamy całość.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To byłby porządny kryminał - końcówka co prawda deus ex machina, ale już bohaterowie bardzo wiarygodni i jakoś ludzcy (chociaż nijak nie potrafię zrozumieć, czemu jedna z postaci pobocznych, młoda kobieta bez jednej nogi, jeździ na wózku i ogólnie zachowuje się, jakby się dla niej życie skończyło, a narracja vel bohaterowie nie wyrażają tym zdziwienia, ba, mnożą jakieś stereotypy typu "nie może tańczyć", "nie może uprawiać seksu" etc.; toż nawet u nas, a "socjal" mamy niższy, państwo funduje ludziom protezy, które umożliwiają im normalne życie, tańczenie, wychodzenie, pracę i wszystko; ze związkami, wedle mojej wiedzy, też nie ma problemu... być może bohaterka miała też mieć rozwalony kręgosłup, ale jakoś nie zauważyłam tego w książce), do tego śledztwo ciekawe, całość wciągająca - i w ramach bonusu, bardzo ładny sposób opisywania rzeczywistości, taki plastyczny. Oraz całkiem realistycznie przedstawiony bohater dziecięcy.

Czemu więc tylko cztery gwiazdki? Bo tłumaczenie czy raczej - by nie obwiniać tłumacza, który zawsze zrobi jakieś kalki, to nieuniknione - brak porządnej korekty i redakcji (tak to jest, jak korektę, skład i druk robią jakieś bezimienne firmy...). Mamy więc zjedzone półpauzy dialogowe, narrację wskakującą w dialogi i sporo kalek językowych bądź konstrukcji brzmiących po polsku... niefortunnie. Liczba tych potknięć rośnie pod koniec książki, a ja mam przed oczyma tego biednego tłumacza, któremu pewnie dali tydzień na całą książkę, który klnie, próbując w ostatnich godzinach przełożyć końcówkę, który już w efekcie, niedospany i nafaszerowany kawą, przekłada jak automat, na takie drobiazgi jak styl nie zwracając uwagi...

To bolesna wizja. I winą za błędy przekładu tutaj - podpowiada mi intuicja (oraz lektura) - należy raczej obarczyć nasz rynek wydawniczy niż tłumacza. Ale jednak książka na tym wiele traci, potykanie się o potknięcia techniczne i stylistyczne irytuje. Szkoda, bo brzmiała, jakby w oryginale mogła być napisana naprawdę ładnym językiem (te opisy!).

To byłby porządny kryminał - końcówka co prawda deus ex machina, ale już bohaterowie bardzo wiarygodni i jakoś ludzcy (chociaż nijak nie potrafię zrozumieć, czemu jedna z postaci pobocznych, młoda kobieta bez jednej nogi, jeździ na wózku i ogólnie zachowuje się, jakby się dla niej życie skończyło, a narracja vel bohaterowie nie wyrażają tym zdziwienia, ba, mnożą jakieś...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Fantastyka Wydanie Specjalne 4(49) 2015 Holly Black, K.M. Ferebee, Przemysław Karbowski, Derek Künsken, Chen Qiufan, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Sebastian Uznański, Neil Williamson, Przemysław Zańko-Gulczyński
Ocena 6,7
Fantastyka Wyd... Holly Black, K.M. F...

Na półkach: , , ,

Korektę znowu wcięło, co boleśnie widać w tłumaczeniach - jeszcze z jedno przejrzenie by się zdecydowanie przydało, wyeliminowałoby niektóre kalki.

Pierwsze opowiadanie polskie jest moim zdaniem bardzo, bardzo, bardzo słabe, najsłabsze, jakie od miesięcy czytałam. Zwłaszcza w warstwie stylistycznej, ona aż prosi o redaktora (rozumiem pomysł na stylizację, ale on nie wyszedł).

Dwa pozostałe z kolei - bardzo udane, "Pajęczarka" jest zaskakująco feministyczna w wymowie, ciekawie używa konwencji steampunku. "Syn Archanioła" to z kolei bardzo porządne igranie z historią i tematami u nas chyba nadal najważniejszymi (Ojczyzna! Polityka a moralność!), silnie osadzone w historii regionu. Prawdopodobnie tłumaczyć by się tego bez tony przypisów nie dało, ale to według mnie raczej plus.

Zagraniczne opowiadania trzymają równy niezły poziom. "Pyłek z przyszłych zbiorów", jedyne opowiadanie dłuższe, jest niesamowity pod względem... wyobraźni, fantazji w kreowaniu świata. Nie mnie oceniać jego prawdopodobieństwo, ale konsekwencje, jakie ze swoich założeń wyciąga autor, nie tylko wciągają czytelnika, nie tylko sprawiają wrażenie logicznych (i na tyle innych, by ciekawić), ale także odbijają się w tematyce opowiadania, sposobie kreacji bohaterów, zmianach ich charakteru... To bardzo kompletne, harmonijne opowiadanie, którego kolejne warstwy i aspekty odbijają się w sobie, jedne wnoszą coś do rozumienia drugich. Bardzo to ładne, nie tak często w literaturze popularnej spotykane. No i lubię, kiedy ktoś momenty przełomowe pokazuje niejako od kuchni, przez działania i dramaty (lub sukcesy) pojedynczych ludzi. Miałam co prawda wrażenie, że jeden pomysł, ekhm, obyczajowy (nie chcę spoilerować) nie został do końca wykorzystany, że to trochę taki ornamencik, a trochę dążenie do harmonii formalnej właśnie - ale za mało rozwinięte, więc nieco sztuczne - ale to drobiazg.

"Dziesięć zasad..." - to taka stereotypowa literatura popularna, lekka, łatwa, przyjemna, nic więcej. Młodzieżówka.

"Ziemie i wszystko, co pod nią" - cudowny klimat, ciekawy world-building - czy raczej "szkicowanie świata", bo to jedna z tych opowieści, które nic nie wyjaśniają, tylko mnożą pytania. Ale jednak kończyłam ją usatysfakcjonowana, bo sama opowieść się zamknęła. Bohaterka się zmieniła. Zmieniły się relacje jej z otoczeniem. I jednak tropów było dość, by czytelnik pi razy załapał, o co chodzi: a czasem nie trzeba znać technicznych detali działania przysłowiowej magii w świecie przedstawionym. Nastrój i rysunek postaci, i "psychologia" tego opowiadania mnie urzekły.

"Towarzystwo smogowe" - całkiem ciekawe. Krzepiące. Ktoś powie "naiwne", ktoś powie "młodzieńcze". To taka "bliska fantasy", która bierze zjawiska już nam znane i tylko trochę je powiększa lub przesuwa.

"Euonimista" - ciekawy pomysł wyjściowy, wiarygodny i sympatyczny główny bohater, rodzina wokół niego takoż. Polityka galaktyczna i polityka rodzinna ładnie się tutaj przeplatają (że nie wspomnę o polityce z naszego tu i teraz, która na powstanie opowiadania widocznie wpłynęła). Też krzepiące.

Korektę znowu wcięło, co boleśnie widać w tłumaczeniach - jeszcze z jedno przejrzenie by się zdecydowanie przydało, wyeliminowałoby niektóre kalki.

Pierwsze opowiadanie polskie jest moim zdaniem bardzo, bardzo, bardzo słabe, najsłabsze, jakie od miesięcy czytałam. Zwłaszcza w warstwie stylistycznej, ona aż prosi o redaktora (rozumiem pomysł na stylizację, ale on nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Chaotyczne, zdecydowanie nie recenzja: no mnie oczywiście najbardziej żal jest tych wszystkich ludów rdzennych (poza Sinym Kaczorem, rzecz jasna ;)). Ale i bohaterów, bo każdy tu jest inny, każdy bardzo starannie wykreowany, wielowymiarowy, warstwa po warstwie można nich rozbierać, ciągle znajdując coś nowego. A przy tym są to postaci z krwi i kości, z życia wzięte, chociaż z oddali, póki ich nie poznamy, mogą wyglądać jak westernowe archetypy.

Tak samo zresztą można rozbierać prerię, ten "Dziki Zachód" - od jego społeczności i warunków, jakie tworzą, po pięknie, prosto, ale poetycko, opisane zjawiska pogodowe. Narracja przypomina kamerę reportera w tym sensie, że prostymi, surowymi zdaniami - takimi samymi zdaniami - opisuje wędrówkę krów, burzę, potyczkę i śmierć człowieka. Nie zmienia tonu. A przy tym jednak nie nudzi. Fascynujący zabieg, zwłaszcza w czasach rozszalałego postmodernizmu, parodii, gry i grania w stu tonacjach (też lubię!).

Co ważne - narrator ani razu nie spada w psychologię czy socjologię, nie ucieka do "naukowych" schematów opisywania ludzkiej duszy, nie używa żadnej metody, poza tą podstawową - pragnieniem uchwycenia prawdy, po prostu opisem. Z łatwością umyka dzięki temu rafom banału, prostackości i pewnego naciągania życia pod typy, na których to rafach ląduje 95% współczesnej prozy. Narrator nie próbuje nam nic na siłę wyjaśnić. Po prostu ukazuje życie.

Melancholijna to książka i szarpie duszę, oczywiście, i łamie serce, chociaż bardzo jest piękna (jak ta opisywana dama lekkich obyczajów mniej więcej ;)), no ale o życiu też nic innego nie da się powiedzieć. ;)

Fascynujące są tu, bardzo silne, choć każda w całkiem inny sposób, postaci kobiece. Proza ostatnich lat, nawet ta najbardziej programowo feministyczna, nie ma tutaj lotu (być może tak się kończą wszystkie programy w sztuce).

Niewątpliwie współczesna proza amerykańska sporo autorowi zawdzięcza.

Chaotyczne, zdecydowanie nie recenzja: no mnie oczywiście najbardziej żal jest tych wszystkich ludów rdzennych (poza Sinym Kaczorem, rzecz jasna ;)). Ale i bohaterów, bo każdy tu jest inny, każdy bardzo starannie wykreowany, wielowymiarowy, warstwa po warstwie można nich rozbierać, ciągle znajdując coś nowego. A przy tym są to postaci z krwi i kości, z życia wzięte, chociaż...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 397 (10/2015) Jeff Carlson, Ted Chiang, Piotr Nesterowicz, Michał Protasiuk, Zhang Ran, Redakcja miesięcznika Fantastyka
Ocena 6,7
Nowa Fantastyk... Jeff Carlson, Ted C...

Na półkach: , ,

Uwagi chaotyczne:
dział zagraniczny "tylko" w porządku ("Wielka cisza" ładna i poetycka, "Dalekowzroczność" solidna, "Eter" ciekawy zwłaszcza w detalach - i w sile uczuć/entuzjazmu - chociaż pod koniec ciut łopatologiczny), za to w prozie polskiej dwa naprawdę świetne opowiadania. Zwłaszcza pierwsze, skupione na kwestiach socjologii i politologii, doskonale wpisuje się i w czas, i w debaty ustrojowe, które sobie nauki społeczne od paru lat toczą (te o końcu polityki głównie).
Liczba błędów redakcyjnych też spadła, najwyraźniej korekta wróciła do formy.

Uwagi chaotyczne:
dział zagraniczny "tylko" w porządku ("Wielka cisza" ładna i poetycka, "Dalekowzroczność" solidna, "Eter" ciekawy zwłaszcza w detalach - i w sile uczuć/entuzjazmu - chociaż pod koniec ciut łopatologiczny), za to w prozie polskiej dwa naprawdę świetne opowiadania. Zwłaszcza pierwsze, skupione na kwestiach socjologii i politologii, doskonale wpisuje się i w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

/notatki chaotyczne/ Mam wrażenie, że to całkiem niezła książka (tematyka, logika historii, zakończenie, oś fabularna, kilka różnych planów - rzecz z pewnością nieskończona, niewygładzona, ma się wrażenie, że po tych wszystkich aspektach tylko się przemyka, ale spory potencjał jest), która została słabo przetłumaczona. Zdania są szkolne, brak w nich uroku, giętkości, jakiegoś polotu czy choćby soczystego rytmu.

/notatki chaotyczne/ Mam wrażenie, że to całkiem niezła książka (tematyka, logika historii, zakończenie, oś fabularna, kilka różnych planów - rzecz z pewnością nieskończona, niewygładzona, ma się wrażenie, że po tych wszystkich aspektach tylko się przemyka, ale spory potencjał jest), która została słabo przetłumaczona. Zdania są szkolne, brak w nich uroku, giętkości,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ech, jakie to niemożebnie, niemożebnie głupie.

Czego tu nie ma... A, kryminału (w sensie: rozwiązywania zagadki). Poza tym mamy wszystko: nieprawdopodobną, oderwaną od jakichkolwiek realiów i zasad logiki intrygę; zwrot akcji, który pozbawia rzeczoną strzępek prawdopodobieństwa i czyni książkę groteską; romans sztuczny, wymuszony i tak drętwy, jak policzek pacjenta po wyrywaniu zębów ze znieczuleniem; słaby, nudny styl, nieudolnie naśladujący (krótkie zdanie, oh yeah) amerykańskie powieści; fatalne dialogi. No i nuda, co w powieści popularnej jest grzechem pierwszym.

Nade wszystko jednak - ta powieść tak się odkleja od cienia śladu półtonu rzeczywistości, że po prostu się staje farsą. Tu nic nie jest prawdziwe - ani Polska, ani grupa społeczna zwana prawnikami (tak zawodowo, jak prywatnie), ani stosunki w niej panujące, ani samo prawo, ani sądy, ani więzienia, ani gangsterzy, ani biznes, ani nawet - olalala! - zamknięte osiedla i kluby fitness. To jest raczej wizja pt. "jak siedmioletnia dziewczynka wyobraża sobie życie arystokratów/biznesmenów/prawników/żołnierzy/jakiejkolwiek mitycznej dla niej grupy społecznej". Jakby autor żył w kompletnie innej Polsce, w jakiejś rzeczywistości alternatywnej na stu poziomach - ale to nie jest Polska środowiska, które opisuje.

Czytałam znacznie lepiej "zresearchowane", lepiej zbudowane fabularnie i psychologicznie fanfiki.

Groteska z tej powieści przednia, człowiek umiera ze śmiechu nad tymi farsowymi, zupełnie oderwanymi od świata przypadkami. Ale chyba nie o to chodziło.

Ech, jakie to niemożebnie, niemożebnie głupie.

Czego tu nie ma... A, kryminału (w sensie: rozwiązywania zagadki). Poza tym mamy wszystko: nieprawdopodobną, oderwaną od jakichkolwiek realiów i zasad logiki intrygę; zwrot akcji, który pozbawia rzeczoną strzępek prawdopodobieństwa i czyni książkę groteską; romans sztuczny, wymuszony i tak drętwy, jak policzek pacjenta po...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nowa Fantastyka 392 (5/2015) Neil Gaiman, Jacek Komuda, Sunny Moraine, Barbara Pławska, Redakcja miesięcznika Fantastyka, Istvan Vizvary, Peter Watts
Ocena 6,5
Nowa Fantastyk... Neil Gaiman, Jacek ...

Na półkach: , , ,

/uwagi rozproszone/ Ech, opowiadania wyjątkowo fajne, ale coś się chyba korekcie i redakcji stało, bo ilość literówek, zjedzonych znaków i ogólnie błędów edytorskich była wyjątkowa, mocno utrudniała czytanie i irytowała.

/uwagi rozproszone/ Ech, opowiadania wyjątkowo fajne, ale coś się chyba korekcie i redakcji stało, bo ilość literówek, zjedzonych znaków i ogólnie błędów edytorskich była wyjątkowa, mocno utrudniała czytanie i irytowała.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Interesujące. Prace debiutantów, nadesłane w konkursie, złożyły się na numer o klasę-dwie lepszy od innych, wypełnionych opowiadaniami pisanymi przez uznanych pisarzy. Jeden z najlepszych numerów.

Interesujące. Prace debiutantów, nadesłane w konkursie, złożyły się na numer o klasę-dwie lepszy od innych, wypełnionych opowiadaniami pisanymi przez uznanych pisarzy. Jeden z najlepszych numerów.

Pokaż mimo to