rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Po pierwszym spotkaniu z Isabel Allende, a poznałam ją dzięki „Podmorskiej wyspie”, zakochałam się bez pamięci. Przez wiele lat moim jedynym obiektem literackiego uczucia był John Irving, poprzeczkę postawiłam wysoko, byłam tak oddana, że nie wyobrażałam sobie, aby ktoś mógł mu dorównać, równie mocno przemówić do moich emocji, zawładnąć moją uwagą, moim światem wewnętrznym. Nie szukałam nigdy drugiego Irvinga, nie chciałabym kogoś takiego znaleźć. Przez przypadek znalazłam kogoś zupełnie innego, ale ten ktoś porwał mnie w równym stopniu. I z każdą kolejną książką Isabel Allende moje oddanie rośnie w siłę. Cieszę się, że mogłam dowiedzieć się o niej czegoś więcej, co ją inspirowało, dzięki czemu powstały tak niesamowite opowieści.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/07/suma-naszych-dni-isabel-allende.html

Po pierwszym spotkaniu z Isabel Allende, a poznałam ją dzięki „Podmorskiej wyspie”, zakochałam się bez pamięci. Przez wiele lat moim jedynym obiektem literackiego uczucia był John Irving, poprzeczkę postawiłam wysoko, byłam tak oddana, że nie wyobrażałam sobie, aby ktoś mógł mu dorównać, równie mocno przemówić do moich emocji, zawładnąć moją uwagą, moim światem wewnętrznym....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie napiszę, że to zła książka, ale niestety zabrakło pomiędzy nami chemii. Nie tęskniłam za kolejną wolną chwilą, którą mogłabym jej poświęcić. Nie będę czule wspominać bohaterów, nie będę o nich opowiadać moim najbliższym książkożercom. I chociaż Eugenides pisze dobrze, zasługuje na to, aby go czytać, czytać i czytać, to nie podbił mnie tą historią. I trochę mi z tego powodu smutno, bo chciałabym móc zachwycić się jeszcze raz, tak jak przy pierwszym spotkaniu z jego twórczością. Bo „Przekleństwa niewinności” to było mistrzostwo, nadal gdzieś tam tkwią w mojej głowie, chociaż lektura już tak dawno skończona.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/07/intryga-mazenska-jeffrey-eugenides.html

Nie napiszę, że to zła książka, ale niestety zabrakło pomiędzy nami chemii. Nie tęskniłam za kolejną wolną chwilą, którą mogłabym jej poświęcić. Nie będę czule wspominać bohaterów, nie będę o nich opowiadać moim najbliższym książkożercom. I chociaż Eugenides pisze dobrze, zasługuje na to, aby go czytać, czytać i czytać, to nie podbił mnie tą historią. I trochę mi z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Główną bohaterką powieści jest Słaboniowa Teofila (lat, kto wie, może i ze sto), zamieszkała w Capówce, strzegąca wsi i jej mieszkańców przed przeróżnymi spiekładuchami, czarcimi pomiotami, zmorami. Bo tylko ona wie jak się z tym całym plugastwem obchodzić. I jak tylko pojawi się we wsi jakaś siła nieczysta, to każdy chce czy nie, rusza do Słaboniowej po radę i pomoc. Nic to, że oficjalnie nikt we wsi w te zmory nie wierzy, bo jakże to tak, toż to grzech. Nic to, że wiara w diabelskie pomioty nie przystoi zmieniającemu się powoli społeczeństwu, które już to i owo w telewizorze widziało i z tego telewizora świata już kawał zna i z dnia na dzień coraz więcej pojmuje. Nic to, że gdy Słaboniowa siedzi w swojej chałupie z kotem Mruczkiem u boku, to mijający ją sąsiedzi, po cichu szepcą, że to czarownica, a gdy tylko potrzebna im pomoc, to migiem czarownicą być przestaje. I tym szepcącym, i tym mądrym, i tym pobożnym Słaboniowa pomoże, bo jakże inaczej, toż już tylko ona jedna wie jak obchodzić się z przeróżnymi spiekładuchami, tylko ona jedna zna na nie sposób. A co będzie jak jej zabraknie? Strach pomyśleć, niebezpiecznie nawet sobie to wyobrażać. Bo tak to już jest, że zło czai się wszędzie i tylko wybiera sobie słabe, żeby je zaatakować. Ale póki Słaboniowa żyje i ma siły, pójdzie, pomoże i złe przegoni. Bo jak nie ona to kto?

Zachwyciło mnie w tej książce wszystko. I język, i fabuła, i poszczególni bohaterowie, i spiekładuchy w końcu. Doskonale wypoczęłam, uśmiałam się setnie, a jednocześnie poczułam się tak refleksyjnie i błogo. Byłam ciekawa każdego kolejnego czarta, a jeszcze bardziej historii samej Teofili. I moja ciekawość została tak wspaniale zaspokojona, taką niezwykłą opowieścią, tak przeszywającą na wskroś, tak wszystko wyjaśniającą. Zresztą pokochałam tę książkę już od ilustracji poprzedzającej pierwszy rozdział, która opatrzona była takim oto opisem: „Siadła przy piecu i jęła dumać…”. Zerknęłam na babuleńkę przy tym piecu i już wiedziałam, że ta książka skradnie mi serce. Nie broniłam się przed tym wcale.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/06/stara-saboniowa-i-spiekaduchy-joanna.html

Główną bohaterką powieści jest Słaboniowa Teofila (lat, kto wie, może i ze sto), zamieszkała w Capówce, strzegąca wsi i jej mieszkańców przed przeróżnymi spiekładuchami, czarcimi pomiotami, zmorami. Bo tylko ona wie jak się z tym całym plugastwem obchodzić. I jak tylko pojawi się we wsi jakaś siła nieczysta, to każdy chce czy nie, rusza do Słaboniowej po radę i pomoc. Nic...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Klasyka w czystej postaci, gdzie w każdym pojedynczym słowie czuć myśl, gdzie nie ma wyrazów przypadkowych i zdań nieprzemyślanych. Od pierwszego akapitu czujesz ten klimat, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Zaczynasz czytać i już wiesz, że to będzie literatura, która formuje i kształci.

Rzecz dzieje się na plebanii, za drzwiami stale zamkniętymi na świat zewnętrzny. I nawet nie o to chodzi, aby nikt nie dostał się do środka, ile o to, aby poza mury plebanii nie wydostały się jej sekrety i grzechy. A grzech rodzi się w samym sercu, którym na plebanii jest pastor Karel. Pastor, który rzuca światu w twarz, że Boga nie ma.

To nie jest łatwa książka, nie da się jej połknąć w jeden wieczór, chociaż liczba stron mogłaby sugerować, że to możliwe. Nie da się też po skończonej lekturze chwycić od razu za kolejną. To książka z gatunku tych, którym należy się czas – na przeczytanie i na „przetrawienie” treści.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/06/czas-anioow-iris-murdoch.html

Klasyka w czystej postaci, gdzie w każdym pojedynczym słowie czuć myśl, gdzie nie ma wyrazów przypadkowych i zdań nieprzemyślanych. Od pierwszego akapitu czujesz ten klimat, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Zaczynasz czytać i już wiesz, że to będzie literatura, która formuje i kształci.

Rzecz dzieje się na plebanii, za drzwiami stale zamkniętymi na świat...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Magiczna opowieść dla dzieci, a jednocześnie niezwykle mądra i bardzo współczesna książka dla dorosłych. O przyjaźni, oddaniu, sile wyobraźni, a przede wszystkim o tym ile znaczy nasz czas, kto i jak próbuje go nam odebrać i jakie są tego konsekwencje.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/06/momo-michael-ende.html

Magiczna opowieść dla dzieci, a jednocześnie niezwykle mądra i bardzo współczesna książka dla dorosłych. O przyjaźni, oddaniu, sile wyobraźni, a przede wszystkim o tym ile znaczy nasz czas, kto i jak próbuje go nam odebrać i jakie są tego konsekwencje.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/06/momo-michael-ende.html

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Widnokrąg” to opowieść utkana z emocji i wspomnień. Głównym jej bohaterem jest Piotr, ale Piotr nie byłby tym kim jest, gdyby nie jego ojciec i matka, dziadkowie, wujkowie i ciotki. I o nich też jest ta historia. I jeszcze o kolegach Piotra z czasów młodości i tych, które młodość poprzedzały. I jeszcze o dziewczynach i kobietach, które obserwował ukradkiem wkraczając w świat, w którym ciekawość tej przeciwnej płci stawała się z każdym dniem coraz większa. I w końcu o tej jednej, której spoglądał w oczy już całkiem odważnie, bo i ona patrzyła tylko na niego...

To moje czwarte spotkanie z Myśliwskim i już nie mam żadnych wątpliwości, tego uczucia nie da się pomylić z żadnym innym – znowu się zakochałam. I pragnę smakować każde jego słowo, cieszyć się każdym zdaniem i zachłannie krzyczeć „chwilo trwaj”, gdy już coraz mniej stron do końca opowieści.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/06/widnokrag-wiesaw-mysliwski.html

„Widnokrąg” to opowieść utkana z emocji i wspomnień. Głównym jej bohaterem jest Piotr, ale Piotr nie byłby tym kim jest, gdyby nie jego ojciec i matka, dziadkowie, wujkowie i ciotki. I o nich też jest ta historia. I jeszcze o kolegach Piotra z czasów młodości i tych, które młodość poprzedzały. I jeszcze o dziewczynach i kobietach, które obserwował ukradkiem wkraczając w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dopóki mamy twarze” to opowieść o mitycznej krainie Glome, z bogami, królami, kapłanami, całą masą wierzeń i legend. To opowieść o świecie dobra i zła – charakteryzującego zarówno bogów, jak i ludzi. To świat emocji, nadziei i rezygnacji, radości i bólu, wiary i zwątpienia, mitu i kultu wiedzy.

W Glome pierwszym, największym, najważniejszym władcą nie jest król, a okrutna bogini Ungit. To ona decyduje o wszystkim, odbiera i daje, kiedy przyjdzie jej na to ochota, bywa zazdrosna i bezduszna, grzech przeciwko bogini Ungit nie należy do kategorii tych, które mogą uzyskać rozgrzeszenie. Boją się jej prości ludzie, kłaniają się jej kapłani, lęka się jej król. Znajduje się jednak ktoś, kto sprzeciwia się bogini, występuje przed nią ze zwojem żalów i oskarżeń. Tym kimś jest głos tej opowieści, głos, którym przemawia Orual – królewska córka.

Orual nie jest księżniczką do jakich przywykliśmy w innych baśniach. Nie dla niej piękne suknie i przystojny książę, starający się o rękę i połowę królestwa. Król królestwem nie podzieliłby się z nikim, a suknie nijak nie pasowałyby do jej twarzy, w której próżno doszukiwać się piękna. Uroda przypadła w udziale jej dwóm pozostałym siostrom – olśniewająco pięknej Rediwal i przyćmiewającej swą urodą nawet bogów – Istrze, zwanej również Psyche. A równanie się z bogami prędzej czy później musi spotkać kara. Czy to w micie, czy w rzeczywistości.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/05/dopoki-mamy-twarze-clive-staples-lewis.html

„Dopóki mamy twarze” to opowieść o mitycznej krainie Glome, z bogami, królami, kapłanami, całą masą wierzeń i legend. To opowieść o świecie dobra i zła – charakteryzującego zarówno bogów, jak i ludzi. To świat emocji, nadziei i rezygnacji, radości i bólu, wiary i zwątpienia, mitu i kultu wiedzy.

W Glome pierwszym, największym, najważniejszym władcą nie jest król, a okrutna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Niech się panu darzy” to książka niewielka objętościowo, ale zdecydowanie pełna treści. Trzy krótkie opowiadania, trzech bohaterów, każdy z nich jest już w słusznym wieku i każdy z nich, z perspektywy swoich lat, ogląda się wstecz. Bo to co jest dziś, zaistniało dzięki temu lub przez to, co wydarzyło się kiedyś. A nawet to co pozornie nie miało wpływu, może okazać się jednym z najważniejszych wspomnień, do którego trzeba powrócić i uczcić je po latach, nie pozwolić przeszłości odejść w zapomnienie, ocalić w sobie tych ludzi, te miejsca…

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/05/niech-sie-panu-darzy-antoni-libera.html

„Niech się panu darzy” to książka niewielka objętościowo, ale zdecydowanie pełna treści. Trzy krótkie opowiadania, trzech bohaterów, każdy z nich jest już w słusznym wieku i każdy z nich, z perspektywy swoich lat, ogląda się wstecz. Bo to co jest dziś, zaistniało dzięki temu lub przez to, co wydarzyło się kiedyś. A nawet to co pozornie nie miało wpływu, może okazać się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jak dla mnie to była opowieść o zwykłych szarych ludziach, którzy oszukują siebie i innych, nie wiedzą czego chcą, co jest dla nich dobre i jak nie postąpić źle wobec innych. To opowieść o ludziach, którzy nie zastanawiają się nad konsekwencjami. A one będą się odbijały czkawką w ich późniejszym życiu. Któryś z bohaterów na pewno miał wzbudzić moja sympatię, ale bycie młodą, śliczną dziewczyną o smutnych oczach czy przystojnym, niespełnionym perkusistą o dobrym sercu to trochę za mało. Czepiam się, a w gruncie rzeczy książka jest dobrze napisana. Zabrakło mi tylko w niej celu. A może to ja go nie odnalazłam? Nie wiem do jakich refleksji miała mnie skłonić ta opowieść. Moja krytyka wynika z tego, że nie skłoniła do żadnych.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/05/taft-ann-patchett.html

Jak dla mnie to była opowieść o zwykłych szarych ludziach, którzy oszukują siebie i innych, nie wiedzą czego chcą, co jest dla nich dobre i jak nie postąpić źle wobec innych. To opowieść o ludziach, którzy nie zastanawiają się nad konsekwencjami. A one będą się odbijały czkawką w ich późniejszym życiu. Któryś z bohaterów na pewno miał wzbudzić moja sympatię, ale bycie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Legion” to hołd oddany polskiej partyzantce czasów II wojny światowej, ukłon przed prawdziwymi bohaterami tamtych czasów, którym bohaterstwa odmawiano. To opowieść o wielkich dowódcach i ich żołnierzach, o ludziach, którzy nade wszystko kochali swój kraj – miłością szczerą, bezinteresowną, nieskażoną politykowaniem, ważeniem korzyści, kalkulowaniem z kim i jak należy rozmawiać, żeby niekoniecznie wywalczyć coś dla kraju, ale raczej ugrać coś dla siebie. W książce pada takie zdanie, że dowódców dzieli się „na tych, co przed atakiem zajmują pozycję i krzyczą: „Walczcie za Ojczyznę!”, i tych, co stają na czele, krzycząc: „Za mną, chłopcy!”. I to ku pamięci tych drugich jest ta książka. Ku pamięci też tych, którzy poszli za nimi i walczyli z nimi ramię w ramię. Dla nich nie było ważne czy nazywają się NSZ czy AK, dla nich był ważny wspólny cel i to kto ich do tego celu prowadzi.

A do zwycięstwa prowadzą tacy wodzowie jak Żbik, Ząb Zub-Zdanowicz, Jaxa. I mają tylko jeden cel – walczyć o wolną Ojczyznę. I nie powinno nikogo dziwić, że cel może uświęcać środki, gdy jest on właśnie taki. Bohaterowie „Legionu” na drodze do tego celu nie poddają się nikomu i zwyciężają. I należy im się szacunek i pamięć. Należy im się ta opowieść!

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/05/legion-elzbieta-cherezinska.html

„Legion” to hołd oddany polskiej partyzantce czasów II wojny światowej, ukłon przed prawdziwymi bohaterami tamtych czasów, którym bohaterstwa odmawiano. To opowieść o wielkich dowódcach i ich żołnierzach, o ludziach, którzy nade wszystko kochali swój kraj – miłością szczerą, bezinteresowną, nieskażoną politykowaniem, ważeniem korzyści, kalkulowaniem z kim i jak należy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dotyk” to piękna opowieść o świecie, w którym rzeczywistość miesza się z magią, czyli takim, który istnieje wokół nas, jeśli tylko pozwolimy sobie to dostrzec. Bo historia każdego człowieka jest pełna duchów, legend, opowieści, w których nie wiadomo ile jest prawdy, a ile fantazji utkanych przez czas.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/05/dotyk-alexi-zentner.html

„Dotyk” to piękna opowieść o świecie, w którym rzeczywistość miesza się z magią, czyli takim, który istnieje wokół nas, jeśli tylko pozwolimy sobie to dostrzec. Bo historia każdego człowieka jest pełna duchów, legend, opowieści, w których nie wiadomo ile jest prawdy, a ile fantazji utkanych przez czas.

z mojego bloga:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciągle w drodze, wciąż przed czymś uciekając, chwytając z locie najpotrzebniejsze rzeczy, tylko te, bez których nie da się ruszyć w dalszą drogę. A ta zdaje się nie mieć końca. Dlatego lepiej się nie przywiązywać, nie przyzwyczajać, nie nawiązywać bliższych relacji, bo już jutro miejsce, które wczoraj zdawało się być domem, będzie jedynie kolejnym punktem na mapie przeszłości. Ojciec i syn, niczym baśniowy król i książę, uciekają przed tajemniczą białą królową i jej orszakiem. I nigdy nie wiadomo gdzie i kiedy natkną się na kogoś z białych. Nie wiadomo gdzie przyjdzie im szukać kryjówki i kim będą w tym nowym miejscu. Bo aby zmylić białą królową, trzeba zacząć wszystko od nowa, stać się kimś zupełnie innym.

„Baśń” to historia o tym jak dzieciństwo kształtuje dorosłość, jak dorosłe ręce rodzica, niczym dłonie rzeźbiarza, za pomocą przez siebie tylko wybranego rodzaju dłuta, kują, szlifują, polerują. I czasem nie da się stworzyć siebie na nowo, bo dłuto to weszło tak głęboko, że już nie sposób zmienić raz nadanego kształtu. Można co nieco podszlifować, ale i tak na zawsze pozostanie się synem swojego ojca. Tak właśnie jest w tej historii. Nawet jeżeli Peter przestanie uciekać przed białą królową, to na pewno znajdzie sobie swojego upiora. Czy uda mu się go pokonać? A może niektóre z lęków da się jedynie oswoić? Właśnie o tym jest ta opowieść.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/04/basn-jonas-t-bengtsson.html

Ciągle w drodze, wciąż przed czymś uciekając, chwytając z locie najpotrzebniejsze rzeczy, tylko te, bez których nie da się ruszyć w dalszą drogę. A ta zdaje się nie mieć końca. Dlatego lepiej się nie przywiązywać, nie przyzwyczajać, nie nawiązywać bliższych relacji, bo już jutro miejsce, które wczoraj zdawało się być domem, będzie jedynie kolejnym punktem na mapie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Piąta aleja, piąta rano” to nie tylko książka o powstawaniu filmu, który stworzył Audrey Hepburn, to zarys kulturalnej i obyczajowej historii Ameryki w latach 50-tych. Ameryki, która tak różni się do tej, którą obserwujemy współcześnie. Dziś aż trudno uwierzyć, że Truman Capote miał tyle trudności z publikacją swojej powieści, bo krytyka uważała ją za zbyt dwuznaczną, uczynienie zaś główną bohaterką dziewczyny dalece odbiegającej od obrazu porządnej żony i matki, wprost nie mieściło się w głowie. W dodatku jego bohaterowie mieli inklinacje seksualne, o których w tamtym czasie wolano nawet nie myśleć, a co dopiero budować na tym opowieść, którą miał pokochać czytelnik. Przedstawienie tego wszystkiego na wielkim ekranie, jeszcze bardziej mogłoby namieszać w głowie wbitemu w pewne ramy społeczeństwu. A w zasadzie tych ram miały trzymać się przede wszystkim kobiety. Bo głównym zadaniem każdej z nich było pełnienie roli pani domu, ubranej w lekkie, pastelowe sukienki, czekającej na męża powracającego z pracy, zawsze z gorącym obiadem na stole i promiennym uśmiechem na twarzy. Nijak miał się do tego obraz dogadzającej sobie singielki, mającej na swoim koncie kilkunastu kochanków, łamiącej zasady i schematy, a jakby tego jeszcze było mało ubranej w czarne dopasowane sukienki (bo te zarezerwowane były tylko i wyłącznie dla czarnych charakterów). Fantastycznym wydawał się pomysł, że widz mógłby ją pokochać, a już na pewno nikt nie spodziewał się, że zmieni ówczesne kobiety, stanie się dla nich wzorem stylu, a także wpłynie w pewnym stopniu na ich mentalność.

A jednak „Śniadanie u Tiffany’ego” z Audrey Hepburn w roli głównej zmieniło Amerykę, zmieniło Europę, nieodwracalnie wpłynęło na świat mody. To obraz, który sprzedał się wtedy i na którym zarabia się dzisiaj. Cieszę się, że dzięki Samowi Wassonowi mogłam znaleźć się za kulisami „Śniadania u Tiffany’ego”. Teraz widzę więcej i to co widzę jeszcze bardziej mi się podoba.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/04/piata-aleja-piata-rano-sam-wasson.html

„Piąta aleja, piąta rano” to nie tylko książka o powstawaniu filmu, który stworzył Audrey Hepburn, to zarys kulturalnej i obyczajowej historii Ameryki w latach 50-tych. Ameryki, która tak różni się do tej, którą obserwujemy współcześnie. Dziś aż trudno uwierzyć, że Truman Capote miał tyle trudności z publikacją swojej powieści, bo krytyka uważała ją za zbyt dwuznaczną,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lubię sagi rodzinne, historie o zawiłych relacjach międzyludzkich, szczególnie wśród tych, którzy powinni być sobie bliscy, a jednak nie potrafią. Szkoda, że Kesey zamiast skupić się na niewątpliwie fascynującej historii, tyle energii poświecił skomplikowaniu narracji, czyniąc powieść trudną w odbiorze, momentami wręcz męczącą. Szkoda… to byłaby wspaniała historia. Żałuję, że ważniejszy był dla autora eksperyment literacki i językowy, a nie ludzie i ich emocje.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/04/czasami-wielka-chetka-ken-kesey.html

Lubię sagi rodzinne, historie o zawiłych relacjach międzyludzkich, szczególnie wśród tych, którzy powinni być sobie bliscy, a jednak nie potrafią. Szkoda, że Kesey zamiast skupić się na niewątpliwie fascynującej historii, tyle energii poświecił skomplikowaniu narracji, czyniąc powieść trudną w odbiorze, momentami wręcz męczącą. Szkoda… to byłaby wspaniała historia. Żałuję,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Kot i mysz” to opowieść o dojrzewaniu w czasie drugiej wojny światowej, to opowieść o Gdańsku z niemieckimi ulicami i zgermanizowanymi nazwiskami w tle. To historia dojrzewania, kiedy sytuacja wymaga, aby być już dorosłym, a jednak nie chce się młodości utracić i pod płaszczem dojrzałości cały czas skrywa się nastoletnie tęsknoty i fantazje. To kartka z kalendarza, na której udało się uchwycić młodość, której już powoli zaczyna brakować beztroski.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/04/kot-i-mysz-gunter-grass.html

„Kot i mysz” to opowieść o dojrzewaniu w czasie drugiej wojny światowej, to opowieść o Gdańsku z niemieckimi ulicami i zgermanizowanymi nazwiskami w tle. To historia dojrzewania, kiedy sytuacja wymaga, aby być już dorosłym, a jednak nie chce się młodości utracić i pod płaszczem dojrzałości cały czas skrywa się nastoletnie tęsknoty i fantazje. To kartka z kalendarza, na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść „Trzy silne kobiety” została wyróżniona w 2009 r. Nagrodą Goncourta (francuska nagroda literacka). Cóż… Woody Allen kiedyś powiedział, że uważa się go za intelektualistę, ponieważ nosi okulary, a jego filmy za wartościowe, bo trzeba do nich dopłacać. Lubię Allena, szczególnie filmy, w których trzymał się Nowego Jorku, powyższą samokrytykę uważam za kokieterię, ale coś jest w tym co powiedział. Marie NDiaye napisała, po pierwsze – książkę o kobietach, czyli coś dla rzeszy feministek, a po drugie – kobietach pochodzących z Afryki, a więc jak nie polubisz, to można ci będzie zarzucić, w najlepszym wypadku, zasługujące na potępienie uprzedzenia i nietolerancję. Oczywiście tytułowe kobiety nie mają w życiu lekko i jakoś muszą sobie z tym radzić. Tymczasem nijak sobie nie radzą! Chyba ten przymiotnik w tytule, to tylko jakiś element dopingu, żeby zaczęły.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/04/trzy-silne-kobiety-marie-ndiaye.html

Powieść „Trzy silne kobiety” została wyróżniona w 2009 r. Nagrodą Goncourta (francuska nagroda literacka). Cóż… Woody Allen kiedyś powiedział, że uważa się go za intelektualistę, ponieważ nosi okulary, a jego filmy za wartościowe, bo trzeba do nich dopłacać. Lubię Allena, szczególnie filmy, w których trzymał się Nowego Jorku, powyższą samokrytykę uważam za kokieterię, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za każdym sukcesem mężczyzny stoi silna, mądra i nierzadko piękna kobieta.

Początek XVI wieku, cała Hiszpania opętana gorączką złota, Francisco Pizarro wyrusza na podbój Peru, które jawi się Hiszpanom jako kraina nieopisanego wprost bogactwa. Nie inaczej Pedro de Valdivia postrzega Chile. Planuje je zdobyć, odnaleźć złoto (co do istnienia którego, w imponujących ilościach, nikt nie ma najmniejszych wątpliwości), a przede wszystkim zyskać sławę i zaszczyty. W tym samym czasie do Ameryki przybywa Ines Suarez w poszukiwaniu swojego męża Juana de Málagi, który opuścił ją i Hiszpanię w pogoni za przygodami i bogactwem, które miały nań czekać w Nowym Świecie. Jak się dowiadujemy, zbyt wielu przygód nie było dane przeżyć Juanowi. Ines tuż po dotarciu do celu swej podróży, dowiaduje się, że jest już wdową. I w tym to momencie rozpoczyna się jej nowe, prawdziwe życie, w którym może być wolna, może sama o sobie decydować. W tym nowym życiu czeka ją wielka miłość oraz udział w konkwiście Chile. Gdyby u boku Pedra de Valdivii zabrakło Ines uczestnicy wyprawy pomarliby z głodu i pragnienia albo od ran odniesionych w licznych bitwach z Indianami. Gdyby zabrakło kobiety, która potrafiła znaleźć wodę na pustyni, nie powstałoby miasto Santiago, stolica Chile.

Nie znałam historii Ines Suarez, nie wiedziałam jak potoczyły się losy Pedra de Valdivii, dlatego też książkę czytałam z wypiekami na twarzy, ciekawa co będzie dalej i z zaskoczeniem przyjmowałam każdy nowy rozdział w ich biografii. A po skończonej lekturze, zaczęłam szukać dodatkowych informacji na temat pozostałych bohaterów opowieści, szukałam podobizn Ines, Pedra, Rodrigo. Kiedyś nie pasjonowała mnie historia, gdyby szkolne podręczniki pisała Isabel Allende, nie opuściłabym ani jednej lekcji.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/03/ines-pani-mej-duszy-isabel-allende.html

Za każdym sukcesem mężczyzny stoi silna, mądra i nierzadko piękna kobieta.

Początek XVI wieku, cała Hiszpania opętana gorączką złota, Francisco Pizarro wyrusza na podbój Peru, które jawi się Hiszpanom jako kraina nieopisanego wprost bogactwa. Nie inaczej Pedro de Valdivia postrzega Chile. Planuje je zdobyć, odnaleźć złoto (co do istnienia którego, w imponujących ilościach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na okładce rekomendacje Newsweeka, The Guardian, The Sunday Tribune i wiele innych, zgodnie z którymi książka jest „Szokująca”, „Ciepła, mądra i świetnie napisana”, „Ambitna i odważna”, „Nie do zapomnienia”. Taki sam wydźwięk mają recenzje na blogach, które prześledziłam. A ja zmęczyłam się i wynudziłam. Zbyt naiwne, zbyt proste, zbyt czarno-białe.

Zabrakło mi tu prawdy, zabrakło gorzkiej prawdy, która powinna pojawić się w takiej opowieści. Bohaterki nierzeczywiste – Sara bez mrugnięcia okiem odcina sobie palec (i nie wiem czy chciała ocalić człowieka czy zaimponować charakterem), z kolei Pszczółka w obozie dla uchodźców, gdzie była dwa lata, opanowała perfekcyjnie angielski, którym posługiwała się lepiej niż niejeden Anglik. Nic dziwnego, w końcu za wzór stawiała sobie cały czas królową Elżbietę i jej maniery. Do tego wszystko pisane w taki sposób, żeby nawet dziecko zrozumiało lekturę, a ja nie lubię, gdy mówi się do mnie wielkimi literami, bo może to o czym się mówi jest za trudne, aby zrozumieć, gdy powie się o tym w języku na jaki opowieść zasługuje. Poza tym, skoro już i tak się czepiam, sama historia relacji dwóch kobiet grubymi nićmi szyta. I to jak się poznały, i to jak odnalazły się po latach, i w końcu to, jak bardzo do siebie po tym spotkaniu przylgnęły.

Nie lubię, gdy dzieli się świat i ludzi tylko na dwie części, gdzie po jednej jest czarne, a po drugiej białe, gdzie coś jest tylko dobre albo do szpiku kości złe i nie ma nic pośrodku. A tak właśnie wygląda ta opowieść. Mnie nie wzrusza, nie porusza, nie przeraża. Rekomendacje na okładce trafiają jak kulą w płot.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/03/miedzy-nami-chris-cleave.html

Na okładce rekomendacje Newsweeka, The Guardian, The Sunday Tribune i wiele innych, zgodnie z którymi książka jest „Szokująca”, „Ciepła, mądra i świetnie napisana”, „Ambitna i odważna”, „Nie do zapomnienia”. Taki sam wydźwięk mają recenzje na blogach, które prześledziłam. A ja zmęczyłam się i wynudziłam. Zbyt naiwne, zbyt proste, zbyt czarno-białe.

Zabrakło mi tu prawdy,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Czternastoletni Erik jest regularnie bity przez swojego ojca. Codziennie budzi się ze świadomością, że zostanie za coś ukarany, może okazać się na przykład, że ma już za długie włosy, ale niewykluczone też, że po wizycie u fryzjera ich długość nadal nie będzie do zaakceptowania i wtedy trzeba wymierzyć kolejne 20 batów. To zresztą najniższy wymiar kary, od tego zawsze się zaczyna. Dzień w dzień. Bo powodów jest wiele – a to Erik źle trzyma widelec, a to po prostu jest. Erik nauczył się znosić ból, nauczył się też ból zadawać. Po wyjściu z domu, w którym nie ma wyboru i zawsze musi być ofiarą, udaje się do szkoły, w której to on demonstruje swoją siłę. Ale Erik nie jest zły. Nie chce bić, ale też nie wie jak od przemocy uciec. Po wydaleniu ze szkoły podstawowej w Sztokholmie, trafia do prywatnej szkoły z internatem w Stjärnsbergu. To miejsce budzi nadzieję na nowe lepsze życie, na życie bez przemocy. Nikt tu nic o nim nie wie, może być inny, może skupić się na swojej edukacji, bo wykształcenie to jedyne na czym mu teraz zależy, bo aby być kimś musi mieć dyplom. Poza tym to miejsce jest z dala od domu, z dala od ojca, a i tutejsi nauczyciele nie stosują kar cielesnych. Wydaje się, że tu będzie inaczej, lepiej. Wydaje się tak tylko przez moment…

Po pierwszych czterdziestu stronach myślałam, że nie dam rady czytać dalej, doświadczenia Erika mnie przerastały, nie potrafiłam udźwignąć tego co przeżywa, nie chciałam na to patrzeć. Jednocześnie jednak nie potrafiłam odłożyć tak genialnej książki, tak dobrze napisanej, tak do bólu plastycznej. Czułam tą złość, gniew, przerażenie i bezradność. Polubiłam Erika, rozumiałam go i czułam żal, że brak tego zrozumienia wokół. Czułam to najlepsze słowo, aby krótko zrecenzować tą powieść.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/03/zo-jan-guillou.html

Czternastoletni Erik jest regularnie bity przez swojego ojca. Codziennie budzi się ze świadomością, że zostanie za coś ukarany, może okazać się na przykład, że ma już za długie włosy, ale niewykluczone też, że po wizycie u fryzjera ich długość nadal nie będzie do zaakceptowania i wtedy trzeba wymierzyć kolejne 20 batów. To zresztą najniższy wymiar kary, od tego zawsze się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia rozpoczyna się od sceny pocałunku. Mężczyzna całuje kobietę, słyszy dziwny gwizd, wybiega na ulicę i zostaje potrącony przez samochód. Przed chwilą całowana kobieta nie wpada w histerię, nie wzywa pomocy, nie zalewa się łzami, a dyskretnie oddala się z miejsca wypadku. Nie może być przy nim, bo oficjalnie nie istnieje. To jest ta trzecia. Zaraz po żonie i córce.

Simon, mężczyzna który uległ wypadkowi, leży w śpiączce, a o relacjach z nim opowiadają trzy kobiety – kochanka, żona i córka. W zasadzie to opowiadają po prostu o sobie, a wydarzenia, które ostatnio miały miejsce są dobrą okazją, aby się nad sobą zastanowić. To nie są optymistyczne opowieści, każda z historii zawiera w sobie ból, poczucie osamotnienia, tęsknotę za tym co utracone lub tym czego nigdy nie było. Każda z nich potrzebuje drugiego człowieka, ale żadna nie potrafi nawiązać bliskości z ludźmi obok. Bohaterki tej powieści to kobiety głęboko nieszczęśliwe, nie potrafią odnaleźć i nazwać tego co w ich życiu jest najważniejsze. Obserwując je niemalże czuje się ciężar, który każdą z nich przygniata. Ciężar milczenia, którym same się obarczyły.

z mojego bloga: http://zmiloscidoslowa.blogspot.com/2014/03/lewa-reka-przez-prawe-ramie-selma.html

Historia rozpoczyna się od sceny pocałunku. Mężczyzna całuje kobietę, słyszy dziwny gwizd, wybiega na ulicę i zostaje potrącony przez samochód. Przed chwilą całowana kobieta nie wpada w histerię, nie wzywa pomocy, nie zalewa się łzami, a dyskretnie oddala się z miejsca wypadku. Nie może być przy nim, bo oficjalnie nie istnieje. To jest ta trzecia. Zaraz po żonie i...

więcej Pokaż mimo to