rozwińzwiń

Podróż długa i dziwna. Drugie odkrywanie Nowego Świata

Okładka książki Podróż długa i dziwna. Drugie odkrywanie Nowego Świata Tony Horwitz
Okładka książki Podróż długa i dziwna. Drugie odkrywanie Nowego Świata
Tony Horwitz Wydawnictwo: W.A.B. historia
632 str. 10 godz. 32 min.
Kategoria:
historia
Tytuł oryginału:
A Voyage Long and Strange. Rediscovering the New World
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2011-01-12
Data 1. wyd. pol.:
2011-01-12
Liczba stron:
632
Czas czytania
10 godz. 32 min.
Język:
polski
ISBN:
9788374149044
Tłumacz:
Jarosław Mikos
Tagi:
historia Ameryki odkrycia geograficzne
Średnia ocen

7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
74 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
143
142

Na półkach: ,

Po raz pierwszy z pisarstwem Tony’ego Horwitza spotkałem się kilka lat temu, gdy do moich rąk trafiła jego poprzednia książka wydana w naszym kraju. Lekturę „Błękitnych przestrzeni. Śladami kapitana Cooka” – bo taki tytuł nosiła – wspominam bardzo miło, więc z nadzieją na co najmniej równie udaną czytelniczą przygodę zabrałem się za „Podróż długą i dziwną. Drugie odkrywanie Nowego Świata”. Z góry przyznam: nie zawiodłem się. To ten sam stary dobry Horwitz – ironiczny, dociekliwy, spostrzegawczy. Rasowy reporter, który równie dobrze odnajdzie się w rozdartym wojną domową Libanie, co w barze pełnym potężnie zbudowanych jasnowłosych i długobrodych potomków szwedzkich osadników, gdzieś pośród trawiastych równin Kansas. Nie ma dla niego świętości: pieczony indyk i ciasto z dyni głównymi składnikami uczty, na którą pielgrzymi z Plymouth zaprosili swoich indiańskich sąsiadów? Wolne żarty…

Książka Horwitza, tak jak „Błękitne przestrzenie…”, ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B. w serii „Terra incognita”. Myślę, że Czytelnikom naszego portalu nie trzeba tego cyklu bliżej przedstawiać. To w jego ramach wydano między innymi świetne reportaże Wojciecha Jagielskiego. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” i Tony Horwitz mają ze sobą więcej wspólnego niż tylko tego samego wydawcę w Polsce. Horwitz jest uznanym korespondentem wojennym, nagrodzonym Pulitzerem. Zanim postanowił zostać pisarzem, był dziennikarzem „The Wall Street Journal” i „The New Yorker”. W ciągu dziesięciu lat pracy w roli korespondenta relacjonował konflikty zbrojne między innymi w Zatoce Perskiej, Sudanie, Libanie, Bośni i w Irlandii Północnej.

Pewnego dnia autor z nieukrywanym wstydem zdał sobie sprawę, że jego wiedza o ponadstuletnim okresie dziejów Stanów Zjednoczonych – od odkryć Krzysztofa Kolumba po przybycie na początku XVII wieku na wschodnie wybrzeże pierwszych angielskich osadników – jest jak, co tu kryć, wielka czarna dziura. Wyruszył więc tropem tych Europejczyków, którzy dotarli do Ameryki Północnej przed pechowymi osadnikami z Jamestown. W poszukiwaniu śladów Wikingów Leifa Erikssona zmierzył się z nieprzyjaznym klimatem i uciążliwymi komarami Nowej Funlandii. Aby obejrzeć kości Kolumba, dotarł na Dominikanę, gdzie poznał (aż za dobrze) znaczenie dwóch kluczowych dla tego kraju terminów: ahorita („w jakimś nieokreślonym momencie między chwilą obecną a wiecznością”) i estamos jodidos („jesteśmy w d…”). W spiekocie arizońskiego słońca podążał szlakiem Francisca de Coronado, a wzorem Hernanda de Soto próbował przepłynąć Missisipi w canoe. I po co to wszystko? Z grubsza, aby pokazać zadufanym w sobie Amerykanom anglosaskiego pochodzenia, że historia osadnictwa na terenach USA nie zaczęła się wraz z pojawieniem się na horyzoncie żaglowca „Mayflower” z pielgrzymami na pokładzie. Dziedzictwo Hiszpanów i Francuzów (Wikingów, rzecz jasna, w trochę mniejszym stopniu),którzy przybyli do Ameryki Północnej przed 1607 rokiem (data założenia Jamestown),nie rozmyło się w zalewie kultury „angielskojęzycznej”.

Książkę Horwitza można odczytać na kilka sposobów. Z jednej strony to satyra na amerykański przemysł turystyczny, który z kawałka skały potrafi zrobić narodową relikwię i – rzecz jasna – wycisnąć z tego faktu tyle dolarów, ile tylko się uda. Inny Czytelnik może odebrać książkę jako relację z przyjemnej podróży po Ameryce Północnej, podróży pełnej soczystych anegdot (sam złapałem się kilka razy na głośnym śmiechu przy co zabawniejszych fragmentach) i nie mniej zabawnych indywiduów spotykanych przez autora na trasie. Jednak Horwitz dotyka też trudnych tematów, na przykład segregacji rasowej, której ofiarami padli nie tylko Afroamerykanie, ale także Indianie, których nierzadko wysiedlano daleko od swoich pierwotnych terytoriów. Ci, którym udało się wrócić, starają się pielęgnować tradycje swoich plemion. Pozostali, mieszkający obecnie w rezerwatach gdzieś na Środkowym Zachodzie, gnieżdżą się w osiedlach złożonych z przyczep kempingowych, lub – ci obrotniejsi – korzystają z zysków, które niesie prawo do prowadzenia kasyn.

Książkę wydano jak najbardziej poprawnie. Wśród ponad pięciuset stron w twardej oprawie znajdziemy reprodukcje rycin z epoki i kilkanaście map z wyznaczonymi trasami, którymi poruszali się wojownicy Odyna, hiszpańscy konkwistadorzy oraz francuscy i angielscy osadnicy. Osobiście na piórze Horwitza się nie zawiodłem, czego i Wam życzę.

Po raz pierwszy z pisarstwem Tony’ego Horwitza spotkałem się kilka lat temu, gdy do moich rąk trafiła jego poprzednia książka wydana w naszym kraju. Lekturę „Błękitnych przestrzeni. Śladami kapitana Cooka” – bo taki tytuł nosiła – wspominam bardzo miło, więc z nadzieją na co najmniej równie udaną czytelniczą przygodę zabrałem się za „Podróż długą i dziwną. Drugie odkrywanie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
133
132

Na półkach: ,

Amerykanie mają swój mit założycielski w postaci żaglowca "Mayflower", purytanów, Pocahontas, Święta Dziękczynienia i innych podobnych, znanych nam głównie z filmów tematów. Oczywiście tak naprawdę kolonia w Plymouth wcale nie była pierwszą na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, Pocahontas nie wyszła za Johna Smitha a na pierwszym Święcie Dziękczynienia nie jedzono indyków. W zasadzie to w ogóle nie wiadomo co jedzono ani kiedy to święto się odbyło. Hiszpanie zakładali swoje osiedla blisko sto lat wcześniej a ich wyprawy militarno-odkrywcze przecinały kontynent, docierając do Missisipi i amerykańskiej prerii w czasach gdy w Anglii nikt jeszcze nie słyszał o purytanach, nie mówiąc o ich prześladowaniu. Do dzisiaj w Stanach istnieją hiszpańskojęzyczne miejscowości, wcale nie zaludnione emigrantami z Meksyku tylko po prostu pamiętające czasy gdy tereny te należały do Hiszpanii. Przed "Mayflower" w Ameryce Północnej byli oprócz Hiszpanów także Holendrzy, Francuzi, Baskowie, inni Anglicy (tylko bardziej pechowi) a jeszcze wcześniej Wikingowie. Amerykanie jednak hołubią swój mit i pałaszują indyki.
Tony Horwitz przemierza więc Stany śladem pierwszym odkrywców. Na odkrywanie historii ma patent najprostszy jak się da. Zagaduje spotkanych ludzi, czasem naukowców, archeologów, historyków a czasem jakieś zupełnie zwyczajne postacie jak np. barman czy farmer. Rodzą się z tego ciekawe opowieści a sam autor i czytelnik trafiają w różne niesamowite miejsca, jak np. Faro a Colon na Dominikanie, Pueblo Acoma w Nowym Meksyku albo indiańska sauna na Labradorze. Horwitz jest takim ciekawskim, upierdliwym typem, czasami lekko szyderczym, często mocno krytycznym wobec swoich rodaków. Oczywiście nie chodzi w tym o żadne obalanie mitów czy poszukiwanie prawdy, bo ta jest od dawna znana i ...mało kogo interesuje. Horwitz skupia się więc na samym micie, przy okazji daje nam liznąć niesamowitych opowieści o dzielnych podróżnikach i dowiedzieć sporo o współczesności swojego kraju. Sposób w jaki Amerykanie "przecedzili" i urobili swoją historię jest naprawdę fascynujący i pouczający. Trzeba jednak przyznać, że tym co zostało im w głowach lubią się bawić na swój sposób - te wszystkie stowarzyszenia, kluby, rekonstrukcje, przebieranki, parki tematyczne, przedstawienia, interaktywne muzea, parady, święta itp.
Wracając do samej książki - dla mnie to idealny sposób na poznawanie historii - nie ma tu akademickiego przynudzania, ciągów dat i nazwisk. Jest ruch, podróż w nieznane, ciekawi ludzie i duch dawnej przygody. Bardzo polecam!

Amerykanie mają swój mit założycielski w postaci żaglowca "Mayflower", purytanów, Pocahontas, Święta Dziękczynienia i innych podobnych, znanych nam głównie z filmów tematów. Oczywiście tak naprawdę kolonia w Plymouth wcale nie była pierwszą na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, Pocahontas nie wyszła za Johna Smitha a na pierwszym Święcie Dziękczynienia nie jedzono...

więcej Pokaż mimo to

avatar
448
95

Na półkach:

Pierwotnie oceniłem 7/10, ale po namyśle podwyższam ocenę. Tak się powinno pisać o historii! Z pomysłem i humorem, a jednocześnie rzetelnie i bazując na solidnej kwerendzie (to nie jest książka, która powstała w rok, zob. rozdział Bibliografia). Brawo dla Pana Horwitza. Z drugiej strony, czytało mi się tą książkę trudniej niż "Błękitne przestrzenie" miesiąc wcześniej. Obie prace opierają się na podobnym konspekcie, spoiwem jest Kapitan Cook i jego odkrycia na Pacyfiku ("Błękitne przestrzenie") oraz odkrywanie dzisiejszych terytoriów USA w latach 1492-1620 ("Podróż..."). Może w tym tkwił problem w odbiorze? "Podróż długa i dziwna" jest USA-centryczna. Momentami to przeszkadza, czytelnik europejski nie jest tak jak autor obeznany z geografią, historią i kulturą Stanów Zjednoczonych. Mimo że nie rozumiem (i raczej nie zrozumiem) Święta Dziękczynienia, wyniosłem z tej lektury dużo wiedzy i cennych historycznych przemyśleń Horwitza na temat pierwszych spotkań Europejczyków z Indianami. Na stronnicach jednej książki mamy okazję zapoznać się z całym przekrojem postaci (Coronado, de Soto, John Smith, Pocahontas i inni),miejsc (Jamestown, Plymouth, St. Augustine, Santo Domingo...) i zagadnień (historia wypraw i ich skutków, od Wikingów po Pielgrzymów) związanych z hiszpańską, francuską i angielską kolonizacją terytoriów amerykańskich. Warto!

Pierwotnie oceniłem 7/10, ale po namyśle podwyższam ocenę. Tak się powinno pisać o historii! Z pomysłem i humorem, a jednocześnie rzetelnie i bazując na solidnej kwerendzie (to nie jest książka, która powstała w rok, zob. rozdział Bibliografia). Brawo dla Pana Horwitza. Z drugiej strony, czytało mi się tą książkę trudniej niż "Błękitne przestrzenie" miesiąc wcześniej. Obie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
425
225

Na półkach: ,

Wspaniała książka. Świetny zamysł, realizacja i punkt wyjścia do snucia opowieści mało znanej. Tony Horwitz jako człowiek wykształcony (dziennikarz, pisarz) zauważa, że jego wiedza na temat początków kolonizacji kontynentu amerykańskiego wydaje się mocno ograniczona. Została, bowiem, zredukowana do dwóch dat, które budują fundament dzisiejszej Ameryki i tradycji społeczeństwa amerykańskiego. Pierwsza z nich – 1492 to odkrycie Kolumba i druga z nich - 1620, dotarcie grupy pielgrzymów na statku MAYFLOWER w okolice dzisiejszego Bostonu (Plymouth dokładnie). Te dwie daty dzieli 100 lat z okładem. I te 100 lat jakby gumką wymazane. Udział Hiszpanów i Francuzów w odkrywaniu, podbijaniu i kolonizowaniu (krwawym i brutalnym, a jakże!) nowych ziem.

I właśnie tym stu latom ta książka jest poświęcona – zapomnianej historii XVI wiecznego podboju dzisiejszego terytorium USA. Pozycja jest świetnie napisana, to w połowie traktat historyczny, a w połowie reportaż – autor przemierza Amerykę, próbując odtworzyć szlaki Kolumba, Cabeza de Vaca, Coronada czy de Sota. Tropi ich ślady, szuka ich obecności. Anglicy pojawiają się na kontynencie prawie 100 lat po Hiszpanach. I właśnie to jest powód dla których te 100 lat jest ignorowane w amerykańskiej tradycji. Autor pisze wprost, że za takie postrzeganie tego okresu w historii Ameryki odpowiedzialna jest polityka historyczna, która w czasie rewolucji amerykańskiej i później potrzebowała silnego mitu założycielskiego, a częścią tego mitu nie mogli przecież być katoliccy Hiszpanie.

Dla mnie osobiście ogromne odkrycie – nigdy nie interesowałem się tym okresem historii tego obszaru świata. Świadectwem mojej ignorancji niech będzie przyznanie się, że do tej pory traktowałem Pocahontas jako postać na poły legendarną. A ona nie dość że prawdziwa, to jeszcze zdążyła odwiedzić Europę , a jej jedyny, zachowany do dzisiaj portret przedstawia ją jako angielską damę.

Wspaniała książka. Świetny zamysł, realizacja i punkt wyjścia do snucia opowieści mało znanej. Tony Horwitz jako człowiek wykształcony (dziennikarz, pisarz) zauważa, że jego wiedza na temat początków kolonizacji kontynentu amerykańskiego wydaje się mocno ograniczona. Została, bowiem, zredukowana do dwóch dat, które budują fundament dzisiejszej Ameryki i tradycji...

więcej Pokaż mimo to

avatar
381
380

Na półkach:

Horwitz w swojej „długiej i dziwnej podróży” niestrudzenie przedziera się przez cztery stulecia niebezpiecznych geograficznych odkryć, zaskakujących obserwacji antropologicznych, naocznych świadectw i późniejszych opracowań, fakty i mity związane z wybranymi epizodami z początków kolonizacji Ameryki Północnej. Skupia się na obecnym terytorium Stanów Zjednoczonych. W związku z takim zamysłem, mamy tu omówione kwestie wypraw wikingów, ich krótkiej bytności na terenie obecnej Kanady (czyli faktycznego odkrycia kontynentu północnoamerykańskiego),a także sukcesywnego przejmowania kontroli nad Karaibami przez Królestwo Hiszpanii, ale poza tym reszta tyczy się już wyłącznie południa USA, historycznej Kalifornii i Wschodniego Wybrzeża. Nie znajdziemy tu ani Ameryki Południowej, ani Środkowej – książka powstała z myślą o Amerykanach, z intencją uzupełnienia ich wiedzy o niebytujących w powszechnej świadomości, zapomnianych bądź ignorowanych korzeniach kraju. Często wstydliwych, nierzadko też kłopotliwych bądź mało heroicznych. Tekst wyszedł w USA w 2008, nasze tłumaczenie (całkiem udane) jest z 2011 i odpowiada za nie Jarosław Mikos.
Narracja historyczna przeplata się tu z podróżniczymi obserwacjami autora, który aby doświadczyć trudów dawnych odkrywców, i na własne oczy zobaczyć co zostało z tego co ukazało się ich oczom, odbywa mniejsze i większe podróże ich śladem: do umownej kolebki swego kraju w Nowej Anglii, po Dzikim Zachódzie, do Nowej Fundlandii czy na Haiti. Jeśli to możliwe, stara się poznać stosunek współczesnych mieszkańców do lokalnych wydarzeń sprzed lat.
Tekst podzielony jest chronologicznie na trzy części: Odkrycie, Podbój i Osadnictwo. Z jednej strony materiału jest dużo, z drugiej jednak czuć pewien niedosyt, bo mamy świadomość, że wiele pominięto: samo wytyczanie szlaków na zachód, dla polskiego czytelnika ciekawe, a dla amerykańskiego dosyć dobrze znane – zostało całkowicie pominięte. Jednak wybór Horwitza jest sensowny, raz że pisze dla szerokiego grona odbiorców z własnego kraju, więc kieruje się ich stanem wiedzy, dwa że książka unika w ten sposób wtórności, o które nietrudno wziąwszy pod uwagę historię europejskich wypraw. Książka nie jest tak zabawna jak poprzednio wydane u nas „Błękitne przestrzenie”, ale czyta się dobrze. Bezsprzecznie autor ma talent i nie robi niczego na siłę, co ważne – podpiera to co wykłada obszernym materiałem bibliograficznym i unika prezentacji treści niepewnych bądź nieweryfikowalnych. Jest umiarkowany, uczciwy w osądach oraz zwraca uwagę na ciekawe niuanse.

Tytuł książki odwołuje się do fragmentu eseju Evana Connella*: „[Kolumb] i jego ludzie [...] uklękli i ucałowali piasek, »dziękując Bogu, który ich wynagrodził po podróży tak długiej i dziwnej«”.

W ramach uzupełnienia warto zapoznać się z książką „1491. Ameryka przed Kolumbem” autorstwa Charlesa C. Manna, który sprawnie porządkuje kluczowe informacje z zakresu prehistorii i późniejszego bytowania tamtejszych populacji, czasów świetności i upadku, oraz tego jak się ów upadek dokonał. Oraz z jego artykułem zamieszczonym na łamach National Geographic: „Ameryka, biuro rzeczy znalezionych” (nr 5 maj 2007),traktującym o tych zmianach w ekosystemie na Wschodnim Wybrzeżu za które odpowiadają wyłącznie koloniści (o dżdżownicach, tytoniu, pszczołach i połowach). Jest to pisarstwo popularnonaukowe. Horwitz poleca „1491” wymieniając źródła z jakich korzystał.

W pierwszym rozdziale, omawiającym wikińskie wyprawy za ocean, pełno jest cytatów z wydanej w 1965 roku, znakomitej książki Farleya Mowata, opublikowanej u nas pod nieco mylącym tytułem „Wyprawy wikingów”, sugerującym że chodzi ogólnie, o wszelką handlowo-zbójecką działalność Skandynawów poza rodzimymi ziemiami. Tymczasem tytuł oryginału brzmi: „Westviking: The Ancient Norse in Greenland and North America” i od razu zdradza treść całości. Czyta się to świetnie, książka szeroko omawia realia tamtych czasów, obszernie cytuje dawne sagi, mówi o typach statków, wyżywieniu, zwyczajach, nawigacji, mentalności oraz panującym wówczas klimacie. Dobra, przystępna monografia tematu. Polska wersja została wydana niestety w formie kieszonkowej, druk prawie tak mały jak w Biblii, ale i tak warto. Nie jest to pozycja typowo akademicka, raczej popularnonaukowa, a jednak na tyle solidna że można się nią podeprzeć pisząc na temat pierwszych spotkań Skandynawów ze Skraelingami**.
Chcąc poczytać o tym co było w książce zaledwie wspominane, można sięgnąć po liczne pseudonaukowe pozycje, traktujące o zaginionych plemionach i domniemanych Walijczykach na amerykańskiej ziemi, lub powstałe w kontraście do nich pozycje typu: „Największe zagadki przeszłości” Jamesa i Thorpa czy cykl sceptycznych analiz Briana Haughtona („Ukryta historia”, „Tajemnicze miejsca”, „Tajemnicze historie” i insze). Świetna zabawa.
Jeżeli z kolei kogoś ujęły osobiste doświadczenia podróżnicze autora, może sięgnąć po takie książki jak „Podróże z Charleyem” Steinbecka czy „Hartland” Buschera.

Uwagi: str. 19 – RÓWNO (RÓWNIE); str. 27 – „szlak wikingów” to dwa słowa, nie jedno – w nawiasie powinno być oryginalne wyrażenie; str. 211 – „błękit malachitu” – no cóż, malachit jest zielony. Kiedy wpisze się w google-obrazy „błękit malachitu” wyskakuje kilka fotografii malachitu połączonego z azurytem – który jest niebieski. Ale czy to aby o to chodzi? Str. 248 – tytuł „Coronado: Knight of Pueblos and Plain” przetłumaczono jako „Coronado. Książę puebli i równin” – pomijając zagadkową zmianę dwukropka na kropkę, rycerz to nie książę; str. 315 – „Cotton King” (Król-bawełna, Bawełna Król) przetłumaczono na „Potęga bawełny”. Czyli jak wyżej, choć tu ma to uzasadnienie, bo oddaje sens tytułu publikacji. [Sytuacja podobna jak w przypadku terminu GOLD RUSH, GORĄCZKa ZŁOTA, której nikt nie tłumaczymy dosłownie jako pęd do złota, choć nie ma tam słówka FEVER]
* Fragment cytowany jest na str. 90, informacja o źródle na str. 550.
** Odległość między Grenlandią i kontynentalną Ameryką a Skandynawią jest niewielka. Pominąwszy trudne warunki żeglugi – mieli blisko i podróż w te rejony była tylko kwestią czasu.

Horwitz w swojej „długiej i dziwnej podróży” niestrudzenie przedziera się przez cztery stulecia niebezpiecznych geograficznych odkryć, zaskakujących obserwacji antropologicznych, naocznych świadectw i późniejszych opracowań, fakty i mity związane z wybranymi epizodami z początków kolonizacji Ameryki Północnej. Skupia się na obecnym terytorium Stanów Zjednoczonych. W związku...

więcej Pokaż mimo to

avatar
384
182

Na półkach:

Bardzo dobra książka. Jeśli ktoś chciał by się dowiedzieć czegoś o prawdziwej historii Ameryki Północnej i USA a nie tej przekłamanej polecam szczególnie. Czyta się jak najlepszą powieść.
Nie mogłem się oderwać.

Bardzo dobra książka. Jeśli ktoś chciał by się dowiedzieć czegoś o prawdziwej historii Ameryki Północnej i USA a nie tej przekłamanej polecam szczególnie. Czyta się jak najlepszą powieść.
Nie mogłem się oderwać.

Pokaż mimo to

avatar
260
229

Na półkach:

Zabawny mądrala z tego Horwitza.

Zabawny mądrala z tego Horwitza.

Pokaż mimo to

avatar
5
1

Na półkach: ,

Absolutna rewelacja! Nie mogłam się oderwać od każdej z niemal 600 stron! :) Połknęłam jak najlepszy przysmak ;)

Absolutna rewelacja! Nie mogłam się oderwać od każdej z niemal 600 stron! :) Połknęłam jak najlepszy przysmak ;)

Pokaż mimo to

avatar
64
50

Na półkach:

Trochę wstyd, że Amerykanin musi odkrywać takie fakty przez śledztwo dziennikarskie. Dobrze się czyta.

Trochę wstyd, że Amerykanin musi odkrywać takie fakty przez śledztwo dziennikarskie. Dobrze się czyta.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    241
  • Przeczytane
    90
  • Posiadam
    30
  • Historia
    10
  • USA
    6
  • Teraz czytam
    6
  • Ulubione
    6
  • Chcę w prezencie
    5
  • Reportaż
    4
  • Do kupienia
    3

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Podróż długa i dziwna. Drugie odkrywanie Nowego Świata


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne