Teatr ryb. Podróże po Nowej Fundlandii i Labradorze John Gimlette 6,5
ocenił(a) na 66 lata temu (Theatre of Fish: Travels Through Newfoundland and Labrador)
Włóczęga śladami dwóch misjonarzy-medyków, pradziadka autora i Willfreda Grenfella –rozpoczęta w marcu 2002, a po przerwie kontynuowana latem tego samego roku. (Czyli przed wielkim kryzysem, i po zburzeniu WTC). Samotna wyprawa dookoła wyspy, wzdłuż postrzępionych wybrzeży, z plecakiem i namiotem – zwykle autostopem, łajbą, autokarem lub wynajętym samochodem; analogicznie w części poświęconej Labradorowi*.
Gimlette jest z natury towarzyski, dużo rozmawia, prowadzi notatki, stara się wyczuć miejscowych, poznać ich korzenie i codzienność. Podróżuje nieśpiesznie. Zdarza mu się spotykać potomków pacjentów swego pradziadka, myśliwych i rybaków, członków rodzin żyjących na Północy* od pokoleń, mniej lub bardziej wymieszanych między sobą Anglików, Szkotów, Irlandczyków, Frankofonów i Indian. Ludzi naznaczonych tragediami, wtopionych w lokalne realia.
Książka Gimlette’a jest wręcz przeładowana absurdem i groteską. Dobrze się to czyta, ironia jest zawsze zdrowsza niż patos, ale kiedy pisarza nieco ponosi, faktyczny kształt zdarzeń mocno się zaciera. Można też mieć wątpliwości co do trafnego odczytywania psychologii niektórych postaci. Żeby zyskać pełniejszy obraz, trzeba by sięgnąć do źródeł i materiałów encyklopedycznych – zapewne mniej przyjemnych w odbiorze niż „Teatr ryb” – ale coś za coś. Inteligentna książka podróżnicza z elementami reportażu i eseju historycznego. Przydałoby się więcej konkretów, ale i tak to co jest robi wrażenie.
Polskie wydanie wypada bardzo dobrze – Gimlette wygenerował od kilku do kilkunastu frapujących trudności translatorskich, podczas pisania nie stronił od zabawy językiem i raczej nie myślał o przyszłych rozterkach tłumacza, ale Hanna Pustuła-Lewicka wyszła z tego obronną ręką. Jej przekład jest bardzo wysmakowany, robiony z dużym zaangażowaniem. Translatorka dysponuje świetnym warsztatem i bardzo wysokim poziomem angielskiego. (Korekta tekstu jest wręcz wzorowa, niewiele warto zmieniać przy okazji kolejnego wydania*** – przyjemnie mieć coś takiego na półce).
•
Kiedyś wszystko w opisywanym regionie kręciło się tu wokół połowów (stąd tytuł). Dziś, w wieku grabieżczej eksploatacji oceanu, pływających mega-ubojni i maksymalizacji zysków – ocean opustoszał. Warto przeczytać tę książkę, bo obok dobrej rozrywki, pewnej dawki wiedzy odnośnie sytuacji bieżącej i przeszłości, uwrażliwia też na kruche piękno natury,
cierpienie ludzi i zwierząt.
„Teatr ryb” przypomina książki Ilony Wiśniewskiej i Tony’ego Horwitza. (Zarówno pod względem podejmowanej tematyki jak i stylu przedkładania informacji).
* Kanadyjska prowincja Newfoundland and Labrador.
** NF leży na tej samej szerokości geograficznej co Bretania i Irlandia, ale dominuje tam tundra i tajga, a zimą przyłażą białe niedźwiedzie...
*** Uwagi: str. 64 – kamerą? A nie aparatem?; str. 187 – pomieszanie czasu; str. 192 – autor pisze że to była ciekawa wiosna, wcześniej padło zaś że aktualnie panuje zima – owszem, w marcu jak w garncu... ale wypadałoby zachować jakąś konsekwencje; str. 245 – „toporki cięły ciało i ból” – cięły ból (!); str. 248 – „mamuśki ze Stepford” – tu by się przydał przypis, „Żony ze Stepford” w wersji filmowej (czy to z 1975 czy 2004) wielu pewnie zna, książkę (wydaną u nas w 1992) ktoś tam pewnie czytał... ale dwudziestolatki nie kojarzą niekiedy nawet takich klasyków jak „Powrót do przeszłości” – a im więcej się kręci filmów, i im bardziej pop-kultura się rozrasta – tym trudniej będzie młodemu przerobić „lektury obowiązkowe”; str. 307 – 13 linijka od końca – to, że to wybrzeże NF (konkretnie NF) można było pominąć, wynika to z kontekstu; około str. 300 – pada że sznycle z morświna to danie rybne... kontekst nie wskazuje że jest to żart... zatem mała pomyłka (chyba); str. 389 – autor pisze że Eskimosi z braku drewna wykonywali broń z tego co było pod ręką, np. kości SŁONIOWEJ; str. 402 – w przypisie tłumaczka przekłada Sniffer Hill na Wzgórze Wąchaczy, tymczasem mamy tu liczbę pojedynczą więc WZGÓRZE WĄCHACZA; str. 405 – „po dawnych ogrodach nie zostało śladu” – zjedzone ANI, ewentualnie – nic nie zostało/nie ostał się żaden ślad (potem to samo na str. 525); str. 419 – w potocznym rozumieniu superlatywy to słowa wyrażające zachwyt, stopień najwyższy przymiotników – np. najlepszy, największy etc., tutaj Gimlette przypomina że mogą funkcjonować także w znaczeniu ujemnym („najgorsze”); str. 457 – je (go); str. 463 – „śpiąca wśród orgii płyt wiórowych” – ?! – niestety nie pada przy tym tajemniczym określeniu nic co podpowiadałoby co autor ma na myśli; str. 471 – w ciężarówce (ciężarówkę); str. 471 – Gimlette pisze że na South Coast nie ma żadnych zbiorników wodnych, ale kilka zdań dalej wspomina o stawach i jeziorach, może w oryginale chodziło o drogi wodne... (Wcześniej coś podobnego pada przy okazji opisu autochtonów – raz przedstawia ich jako ludzi dla których morderstwa to norma, standardowy sposób rozwiązywania problemów na który jest społeczne przyzwolenie, później jako ludzi uznających zabójstwo za rzecz haniebną, nie do przyjęcia... opinie odmienne o 180 stopni!); mapa ze strony 498 powinna być wstawiona wcześniej, przy okazji opisu włóczęgi po północno-wschodnim Labradorze...
Mało o próbujących osiąść na NF wikingach, właściwie tyle co nic. W dodatku w dość kpiarskim tonie, jak gdyby mowa była o urojeniach w rodzaju odwiedzin Ameryki przez Fenicjan/Egipcjan/Walijczyków/Zaginione Plemię Izraela. I to pomimo tego, że w tekście pada kilka razy nazwisko człowieka który napisał na ten temat obszerne opracowanie – „Westviking. The Ancient Norse in Greenland and North America” (wydanie polskie – „Wyprawy Wikingów”). Dziwne że Gimlette tak stawia sprawę. Z tego co zamieścił w jednym z rozdziałów wynika że nie tylko wątpi iż trafili na wyspę, ale że w ogóle dopłynęli na kontynent... a przecież rzut oka na mapę (porównanie odległości),wczytanie się w świadectwa zawarte w sagach i zapoznanie z analizami materiałów wykopaliskowych – przemawiają za tym że faktycznie tak było. To nie jest nawet kontrowersyjne.