Dom schadzek

Okładka książki Dom schadzek Alain Robbe-Grillet
Okładka książki Dom schadzek
Alain Robbe-Grillet Wydawnictwo: Czytelnik Seria: Nike literatura piękna
198 str. 3 godz. 18 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Nike
Tytuł oryginału:
La Maison de rendez-vous
Wydawnictwo:
Czytelnik
Data wydania:
1967-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1967-01-01
Liczba stron:
198
Czas czytania
3 godz. 18 min.
Język:
polski
Tłumacz:
Wiera Bieńkowska
Tagi:
literatura współczesna zagraniczna nouveau roman nowa powieść język francuski powieść fenomenologiczna
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
37 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1087
195

Na półkach: ,

To co rzuca na kolana w tej niby krótkiej powieści, jest tym samym, co może niejednego czytelnika szybko rozłożyć na łopatki. Zdarzenia są wariantywne, postaci mają alternatywne losy, pewne lejtmotywy są powtarzane obsesyjnie, a całość jest tak gęsta, że teraz zrozumiałe jest moje określenie rozmiarów książki jako "niby krótkiej", nie sposób czytaj jej bowiem szybko, wymaga skupienia, uwagi, dobrej pamięci, elastyczności w przyswajaniu faktów, przede wszystkim jednak potrzebna jest cierpliwość. A i tak spełniwszy wszystkie warunki nie ma pewności, że książka się spodoba. Tak rzeczy wyglądają w przypadku powieści eksperymentalnych. "Dom schadzek" przypomina labirynt czasu i przestrzeni, w którym spotyka się alternatywy, zmiany, wariacje, przeobrażenia. Forma jest tu równie istotna co treść.

To co rzuca na kolana w tej niby krótkiej powieści, jest tym samym, co może niejednego czytelnika szybko rozłożyć na łopatki. Zdarzenia są wariantywne, postaci mają alternatywne losy, pewne lejtmotywy są powtarzane obsesyjnie, a całość jest tak gęsta, że teraz zrozumiałe jest moje określenie rozmiarów książki jako "niby krótkiej", nie sposób czytaj jej bowiem szybko, wymaga...

więcej Pokaż mimo to

avatar
313
143

Na półkach:

"Dom schadzek" to wyśmienita książka, a pod wieloma względami wręcz unikatowa.

Fabuła – jeśli możemy o niej w ogóle mówić – jest bardzo prosta: bohater-narrator udaje się do Niebieskiej Willi na przyjęcie wydane przez Lady Awę, właścicielkę owego przybytku. Niebieska Willa to właśnie tytułowy dom schadzek.

Póki co – przyznacie – nic spektakularnego. Ale zaraz będzie się robić coraz ciekawiej.

Na początek postacie. Bohaterowie powieści Robbe-Grilleta przypominają manekiny lub figurki napędzane jakimś tajemnym mechanizmem. Ich egzystencja ogranicza się do odgrywania swojej roli i powtarzania wciąż tych samych czynności. Autor kompletnie pomija aspekty uczuciowe i emocjonalne, nie zajmuje się psychiką postaci. Jedyne, co go interesuje, to opisanie gestów, zachowań, czy pozycji, w jakich ułożyło się ciało gdy np. jeden z bohaterów zasnął na kanapie.

"W pozostałych częściach salonu kwitną jeszcze w najlepsze miejscowe intrygi, jak gdyby nic się nie stało. Na pierwszym planie na przykład, na prawo, dwie kobiety, dość blisko jedna od drugiej – wyraźnie związane jakąś chwilową sprawą, choć nie wydają się wcale zajęte rozmową (…). Starsza siedzi na kanapie obitej czerwonym – a raczej żółtym – aksamitem i z uśmiechem obserwuje młodszą, która stoi przed nią, zwrócona jednak profilem w inną stronę (…). Młoda kobieta robi krok w kierunku czerwonej kanapy i – bardzo powoli – miękkim i wdzięcznym ruchem lewego ramienia unosząc leciutko rąbek sukni, klęka na jedno kolano przed lady Awą".

Sposób prowadzenia narracji przypomina wyzutą z emocji relację sportową. Jeden kopnął do drugiego, trzeci szybko biegnie, a czwarty padł na murawę, bo łapią go skurcze. Tylko tyle i aż tyle – żadnej dramaturgii. Suche sprawozdanie, twarde fakty, zaburzona chronologia – na tym skupia się autor/narrator.

Nie uświadczymy nagłych zwrotów akcji, suspensów, czy przyspieszenia fabuły. Dom schadzek nie jest podzielony na rozdziały czy części – wydarzenia toczą się nieprzerwanie, kotłują się, zachodzą na siebie, znikają i pojawiają się na nowo.

Dziełko francuskiego pisarza jest tak inne od „zwyczajnych” książek, że trudno nawet wybrać reprezentatywny cytat. Kolejna rzecz na opak. Każdy cytat będzie jak śrubka wyjęta z wielkiego mechanizmu. Sama w sobie nijaka i drobna, kompletnie nieatrakcyjna, dopiero w towarzystwie sobie podobnych stworzy sensowną całość. Jednym słowem, nie da się poczuć niesamowitej mocy tej książki po kilku cytatach. Mogą one co najwyżej dać skromną próbkę stylu Robbe-Grilleta.

A jest on naprawdę nietuzinkowy. Czasem zachwycamy się powieściami szkatułkowymi. Przy Grillecie wszystkie te zachwyty są śmiechu warte. "Dom schadzek" to dopiero prawdziwa szkatuła! Posiada kilka, jeśli nie kilkanaście, warstw. Powtarzające się wątki pojawiają się regularnie, by po chwili zniknąć pod kolejną warstwą narracji.

"Kiedy służąca weszła do pokoju po raz drugi, lady Awa mogła się przekonać, że Kim sprawdziła szybkim spojrzeniem, czy paczka jest na miejscu. Gdyby skrytka znajdowała się w tym pokoju, koperta byłaby od dawna schowana, pomyślała dziewczyna, myśli lady Awa, mówi grubas o czerwonej twarzy, który właśnie opowiada tę historię swojemu sąsiadowi na widowni małego teatru".

Scena rzeczywista przechodzi w scenkę odgrywaną w teatrze, która widoczna jest w ilustracji na pierwszej stronie gazety wyrzuconej na bruk i oglądanej przez zamiatacza ulic; a wszystko to opowiada pewien grubas z czerwona twarzą i, jak się okazuje, kolejny akt tej historii przedstawiony jest na wyrzeźbionej scenie w pierścieniu osadzonym na palcu grubasa. I tak dalej, i tak dalej; niemożnością jest się połapać w tym galimatiasie i dojść do tego, która scena jest prawdziwa. Tym bardziej, że – jak już wspomniałem – autor ma w głębokim poważaniu chronologię i nieraz do opisu sceny, z przeszłości dokłada wydarzenie, które jeszcze nie miało miejsca.

Z czymś takim się jeszcze nie spotkałem. Francuski pisarz używa czasu jak plasteliny. Rozciąga go, ugniata i modeluje wedle swoich potrzeb, a wszystko z gracją prawdziwego zegarmistrza. Poszczególne sceny fantastycznie łączą się ze sobą.

Dlatego też lektura powieści Robbe-Grilleta jest wymagająca. Wymaga nie tylko czasu, ale przede wszystkim uwagi i skupienia. Najtrudniejszy jest początek. Mózg, z braku materiału porównawczego, nie wydziela endorfin, lektura książki nie czyni nas ani trochę szczęśliwszymi. Warto zawziąć się w sobie i w skupieniu przeć naprzód, jak toporny lodołamacz. Po pewnym czasie coś kliknie i zaskoczymy. Wtedy dopiero z jako taką swobodą zaczniemy się przemieszczać w tej gęstwinie wydarzeń, które się dzieją, działy lub zaczną dopiero dziać.

"Dom schadzek" to jeden wielki replay o iście teatralnej strukturze. Odgrywanie roli, gestykulacja, puste uśmiechy, podążanie za scenariuszem – i od nowa to samo. Przy czym każde kolejne powtórzenie tych samych scen jest nieco inne, różni się jakimś szczególikiem czy perspektywą. Coś jak słynne "Disintegration Loops" Williama Basinskiego w muzyce, gdzie każde kolejne odtworzenie tej samej taśmy powodowało jej stopniowy rozpad, z tym że u Grilleta jest odwrotnie.

Pisarz od czasu do czasu dorzuca jakiś nowy szczegół – i jestem pewien, że robi to celowo. Przykładowo, najpierw czytamy o bliżej niezidentyfikowanym Amerykaninie, który w jednym z kolejnych wariantów tej samej historii zyskuje nazwisko: Johnson, a w jakiś czas później jest już sir Ralfem Johnsonem. Podobnie drobna eurazjatycka służąca o kamiennej twarzy – wpierw bezimienna, przy kolejnych odtworzeniach wiemy już, że na imię jej Kim. Ktoś upuszcza na ziemię kieliszek, który tłucze się na tysiąc kawałków; później dowiadujemy się kto i dlaczego to zrobił. Itd., itp. Chociaż dzieje się z grubsza rzecz biorąc ciągle to samo, to jednak wiemy coraz więcej. Dzięki temu zabiegowi cała to złożona struktura nabiera kształtów z każdą kolejną stroną. To tak, jakby rozmazany widok z lornetki stopniowo się wyostrzał, stopniowo ukazując wszystkim cierpliwym coraz więcej szczegółów.

Ten zabieg powoduje, że lektura książki jest niezwykłym doświadczeniem. Czymś odświeżającym, zmuszającym do przyjęcia nowej perspektywy. Podane w oryginalny sposób bodźce ubogacają i rozwijają mózg czytelnika. Przeczytałem w swym życiu tysiące książek, ale z czymś takim się jeszcze nie spotkałem. Pozorna bezduszność narracji powoduje, iż zamiast podlegać emocjom opisanym przez autora, wytwarzamy je sami, by choć w niewielkim stopniu zapełnić tę ziejącą pustkę, która wylewa się z każdej strony. Dzięki temu – i być może zgodnie z planem autora – sami angażujemy się w rozpisane przez niego przedstawienie, śmiejemy się, gdy zamiatacz analfabeta kolejny raz podniesie gazetę, z której nic nie zrozumie, wzruszamy nad losem Loraine, być może poczujemy nawet dreszcz grozy napotykając postać Dziwnego Taksówkarza (jak sam go sobie nazwałem).

"- Dlaczego objechał pan bez pasażera budynek aż do skweru, który się znajduje z tyłu, zamiast czekać na postoju przed hotelem?
Chińczyk znów chytrze i trochę niepokojąco mruży oko: „Mam nosa – mówi. – Policyjnego nosa”. I wybucha swoim piskliwym śmiechem.

Amerykanin wysiada z samochodu i odchodzi, nie wiedząc co robić. (…) Niepokoi go ten taksówkarz, który nie odjeżdża, ale stoi ciągle przy chodniku. Kiedy decyduje się rzucić okiem w jego stronę, żeby się przekonać, na co Chińczyk czeka, przednie drzwiczki wozu uchylają się i mały człowieczek wysuwa głowę i rękę wskazując uprzejmie wejście; lęka się pewnie, aby jego klient nie zgubił się w słabo oświetlonej alei (…)".

Jakby tego wszystkiego było mało, mamy w "Domu schadzek" również wątek quasi-kryminalny: tajemniczy zgon (morderstwo?) Edwarda Mannereta, lokalnego bogacza, artysty i naukowca. Dlaczego zginął?

Wreszcie coś świeżego, coś innego! – aż się chce krzyknąć. Jedyne, czego mi brakuje, to jakiś mocniejszy akcent na koniec, może jakiś morał, mocniejsza puenta. Ale i tak jest świetnie.

Francuski pisarz wręcza nam niezbędne rekwizyty i gdy już zaczniemy krążyć po orbicie powtarzających się wydarzeń, w emocjonalnej pustce, sami zaczniemy ją zapełniać. W sumie po co ma to robić za nas autor? Robbe-Grillet jest nowatorski, frapujący i oschły. Tak właśnie zostałem literackim fetyszystą: nie potrafiłem – i nie chciałem! - przestać się ocierać o jego szorstką prozę.

Na dziś jest to najlepsza książka, jaką przeczytałem w tym roku. Chapeau bas, panie Robbe-Grillet.

"Dom schadzek" to wyśmienita książka, a pod wieloma względami wręcz unikatowa.

Fabuła – jeśli możemy o niej w ogóle mówić – jest bardzo prosta: bohater-narrator udaje się do Niebieskiej Willi na przyjęcie wydane przez Lady Awę, właścicielkę owego przybytku. Niebieska Willa to właśnie tytułowy dom schadzek.

Póki co – przyznacie – nic spektakularnego. Ale zaraz będzie się...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1132
673

Na półkach:

Gdybym ograniczył się do stwierdzenia, że powieść Alaina Robbe-Grilleta ocieka erotyzmem i pełna jest kryminalnych intryg niewątpliwie powiedziałbym prawdę, ale jednocześnie zwiódłbym wielu spragnionych sensacyjnej lektury czytelników. Konstrukcja fabularna tej niedługiej powieści czołowego twórcy nouveau roman zapewne odstręczyłaby odbiorców, którzy pragną jedynie by autor snuł dla nich opowieści. Bo Robbe-Grillet robi coś zupełnie innego.

"Dom schadzek" napisany jest jednym ciągiem, bez najmniejszej przerwy na rozdziały przez bez mała 200 stron. Zapomnijcie o klasycznej akcji.Wprawdzie mamy tu kilka wątków rodem z rasowego kryminału, pojawia się też tradycyjne pytanie "kto zabił", ale nie ma ani jednej jednoznacznej odpowiedzi. W tym ciągu widzimy powracające wariacje tych samych wydarzeń, za każdym razem dowiadujemy się czegoś innego, co przeczy temu, co już przeczytaliśmy. Odrzucona zostaje jedność przyczynowo-skutkowa. Powstaje ślepy i bezduszny chaos. Widzimy go nie tylko w serii powtarzających się w innych wersjach kryminalnych wypadków, ale i w obrazie życia elit Hong Kongu gdzie króluje bogactwo, luksus, przemoc, narkotyki i wyuzdane gierki seksualne.

Dopiero gdy spojrzeć całościowo na wizję powieściową francuskiego twórcy, pojawia się jego właściwy cel: ukazanie pustki i absurdu świata opisywanego. Dom schadzek nie czyta się łatwo, mniej cierpliwi cisną książkę precz, ale ja uważam ją za pasjonującą lekturę, która głęboko wyrywa się w pamięci. Albowiem zerwanie z tradycją literacką ma swój cel: zaszokować, przerazić czytelnika wizją absurdalnej rzeczywistości.
Do tego prowadzą takie właśnie środki artystyczne.

Gdybym ograniczył się do stwierdzenia, że powieść Alaina Robbe-Grilleta ocieka erotyzmem i pełna jest kryminalnych intryg niewątpliwie powiedziałbym prawdę, ale jednocześnie zwiódłbym wielu spragnionych sensacyjnej lektury czytelników. Konstrukcja fabularna tej niedługiej powieści czołowego twórcy nouveau roman zapewne odstręczyłaby odbiorców, którzy pragną jedynie by autor...

więcej Pokaż mimo to

avatar
375
134

Na półkach: , , ,

Przypadkowy czytelnik tej książki może dostać nielichego rozstroju nerwowego. Może, ale nie musi. Kręcąc się w wirze czasu opowieści i na karuzeli mnogości wariantów tej samej historii traci się zupełnie orientację. Co jednak zbawiennie wpływa na całkowite kilkugodzinne wyizolowanie się odbiorcy z otaczającej go rzeczywistości.

Przypadkowy czytelnik tej książki może dostać nielichego rozstroju nerwowego. Może, ale nie musi. Kręcąc się w wirze czasu opowieści i na karuzeli mnogości wariantów tej samej historii traci się zupełnie orientację. Co jednak zbawiennie wpływa na całkowite kilkugodzinne wyizolowanie się odbiorcy z otaczającej go rzeczywistości.

Pokaż mimo to

avatar
119
14

Na półkach:

Podróż daleka, ale nie daremna.

Podróż daleka, ale nie daremna.

Pokaż mimo to

avatar
204
102

Na półkach:

Książka to niezwykły kryminał. Dosyć ciężko czytać, jeżeli jest się przyzwyczajonym do standardowej formy, linearnej fabuły. Realizm miesza się z surrealizmem - niejednokrotnie rzewistość przekształca się w odgrywaną sztukę. Poszczególne elementy zagadki możemy dowolnie łączyć, przestawiać. Dosyć lakoniczne opisy, wręcz fotograficzne.

Wysoce ciekawa pozycja, mając na uwadze zabawę z formą. Smakowity i wymagający kąsek

Książka to niezwykły kryminał. Dosyć ciężko czytać, jeżeli jest się przyzwyczajonym do standardowej formy, linearnej fabuły. Realizm miesza się z surrealizmem - niejednokrotnie rzewistość przekształca się w odgrywaną sztukę. Poszczególne elementy zagadki możemy dowolnie łączyć, przestawiać. Dosyć lakoniczne opisy, wręcz fotograficzne.

Wysoce ciekawa pozycja, mając na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
719
343

Na półkach: ,

Dobra.

Dobra.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    90
  • Przeczytane
    55
  • Posiadam
    18
  • 2019
    2
  • Chcę w prezencie
    2
  • Literatura francuska
    2
  • Seria Nike
    2
  • 2023
    2
  • Lektury na studiach
    2
  • S: Nike
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Dom schadzek


Podobne książki

Przeczytaj także