DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie

Okładka książki DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie John Romero
Okładka książki DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie
John Romero Wydawnictwo: Open Beta biografia, autobiografia, pamiętnik
528 str. 8 godz. 48 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Tytuł oryginału:
DOOM GUY: Life in First Person
Wydawnictwo:
Open Beta
Data wydania:
2023-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2023-01-01
Liczba stron:
528
Czas czytania
8 godz. 48 min.
Język:
polski
ISBN:
9788396567963
Tłumacz:
Karolina Piwowarczyk
Średnia ocen

8,1 8,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,1 / 10
26 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
202
85

Na półkach:

Uważam, że książka Davida Kushnera ("Masters of Doom") opowiada o tym temacie nieco ciekawiej. Pewnie dlatego, że skupia się mocno na holistycznym obrazie. Nie znaczy to jednak, że pozycja Romero jest zła - wręcz przeciwnie! Stanowi fajne uzupełnienie tamtej duo-biografii, dodając przy tym obfite rozdziały o przygodzie z Eidosem. Pewnie spodobałaby mi się jeszcze bardziej, gdyby wyszła wcześniej :)

Jeśli znasz wspomnianą książkę Kushnera i nadal ci mało - śmiało bierz się za "Doom Guy". Jeśli nie znasz historii id Software - zacznij od "Masters of Doom".

Uważam, że książka Davida Kushnera ("Masters of Doom") opowiada o tym temacie nieco ciekawiej. Pewnie dlatego, że skupia się mocno na holistycznym obrazie. Nie znaczy to jednak, że pozycja Romero jest zła - wręcz przeciwnie! Stanowi fajne uzupełnienie tamtej duo-biografii, dodając przy tym obfite rozdziały o przygodzie z Eidosem. Pewnie spodobałaby mi się jeszcze bardziej,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
56
17

Na półkach:

Mimo, że czasami czułem lekkie znudzenie to oceniam tą książkę bardzo pozytywnie.
Co istotne nigdy nie grałem w gry które są wymienione w tej książce, a mimo tego historia Johna Romero była dla bardzo dobrą i ciekawą lekturą.
Dla kogoś kto interesuje się grami i ich historią pozycja obowiązkowa :)

Mimo, że czasami czułem lekkie znudzenie to oceniam tą książkę bardzo pozytywnie.
Co istotne nigdy nie grałem w gry które są wymienione w tej książce, a mimo tego historia Johna Romero była dla bardzo dobrą i ciekawą lekturą.
Dla kogoś kto interesuje się grami i ich historią pozycja obowiązkowa :)

Pokaż mimo to

avatar
209
203

Na półkach:

UCZCIWIE O ŻYCIU PROGRAMISTY

"DOOM Guy. Życie w pierwszej osobie" to niecodzienna autobiografia, która zabiera czytelników w fascynującą podróż przez historię wielu gier, przekazując przy tej okazji głębsze prawdy na temat sensu życia i nieustępliwości w dążeniu do sukcesu. Książka ta stanowi nie tylko hołd dla fanów serii DOOM, ale także analizę jej wpływu na przemysł gier i popkulturę jako całość. Przede wszystkim jednak jest to przesłanie od Johna Romero, który ma nam sporo do powiedzenia.

Autor jest znany w środowisku graczy jako twórca nie tylko kultowego "DOOM'a" ale również "Quake'a", w którego grały miliony dzieciaków w latach 90-tych. Jego autobiografia jest pełna fascynujących anegdot, które rzucają światło na proces tworzenia gier i przemysłu rozrywkowego. Jednak to przede wszystkim relacja z własnego życia autora czyni tę książkę tak interesującą.

Książka "DOOM Guy. Życie w pierwszej osobie" zaczyna się od wspomnień Johna Romero z dzieciństwa. Zainteresowanie grami wideo, które wtedy się zrodziło, stawało się z czasem jego sposobem na życie. Dość lapidarnie streszcza wczesne lata kariery jako programisty, gdy pracował nad tytułami, które były prekursorami "DOOM'a". Ale to właśnie te początki tworzenia gier wideo, pełne nieprzespanych nocy, ukazują pasję i determinację Johna Romero. Czytelnicy dowiadują się, jak powstała idea "DOOM'a" i jakie wyzwania trzeba było pokonać, aby stworzyć grę, która zmieniła przemysł.

Jednym z najważniejszych aspektów tej książki jest opis samego procesu tworzenia "DOOM'a". John Romero szczegółowo opisuje techniczne trudności, z jakimi musiał się zmierzyć, i jakie innowacje wprowadził w grze. Dla fanów serii jest to nieoceniona wiedza o kulisach powstawania jednej z najważniejszych gier w historii.

Książka ta ukazuje także relacje i dynamikę w zespole tworzącym tę klasyczną "strzelankę". Czytelnicy dowiadują się o nieuniknionych konfliktach jakie miały miejsce, ale także jakie były sposoby, by je przezwyciężyć. To wszystko składa się na fascynujący portret twórców gry i proces tworzenia niezapomnianego dzieła. John Romero analizuje, jak seria ta wpłynęła na rozwój przemysłu gier wideo, a także jakie były jej konsekwencje dla szeroko pojętej kultury masowej. "DOOM" to gra, która w znaczący sposób przyczyniła się do popularyzacji gier akcji, a jej wpływ jest nadal widoczny w wielu współczesnych produkcjach.

Książka jest także nasycona różnymi anegdotami i opowieściami, które ucieszą każdego fana serii. Autor dzieli się historiami związanymi z graczami, turniejami, spotkaniami i wydarzeniami promującymi grę. Te opowieści dodają książce nieco luzu i pozwalają poczuć unikalną atmosferę czasów gdy na rynku było znacznie mniej gier, a ich premiery były niemalże świętem. Łezka kręci się w oku gdy człowiek przypomina sobie czasy sprzed szerokopasmowego Internetu, gdy gry kupowało się na płytach CD.

Jednak książka nie jest tylko sentymentalnymi wspomnieniami. John Romero nie unika mówienia o trudnościach i niepowodzeniach, które towarzyszyły tworzeniu gier i rozwojowi jego kariery. To uczciwe podejście do tematu czyni tę książkę bardziej osobistą i wiarygodną. Pisze szczerze nie tylko o wzlotach, ale również o upadkach. Życia autora nie było usłane różami - sporo w nim cierni, które utrudniały parcie naprzód. Można wiele się od niego nauczyć, nie tylko jako od programisty, ale przede wszystkim jako od drugiego człowieka, pełnego pasji i... pokory.

Jestem zaskoczony jak dobrze się czytało tę biografię. To prawdopodobnie połączenie talentu Romero do snucia narracji, oraz wysiłków wydawcy - w nasze ręce oddano książkę, która wciągnie nie tylko miłośników gier. "DOOM Guy" to ciekawe spotkanie z arcyciekawym człowiekiem.

PS. Nie bójcie się, że zgubicie się w trakcie lektury. Nawet fragmenty, które tyczą się typowo programistycznych zagwozdek napisane zostały w taki sposób, aby osoby "nie siedzące w temacie" wszystko zrozumiały.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

UCZCIWIE O ŻYCIU PROGRAMISTY

"DOOM Guy. Życie w pierwszej osobie" to niecodzienna autobiografia, która zabiera czytelników w fascynującą podróż przez historię wielu gier, przekazując przy tej okazji głębsze prawdy na temat sensu życia i nieustępliwości w dążeniu do sukcesu. Książka ta stanowi nie tylko hołd dla fanów serii DOOM, ale także analizę jej wpływu na przemysł...

więcej Pokaż mimo to

avatar
201
197

Na półkach:

John Romero „Doom guy. Życie w pierwszej osobie”, czyli wow!

„Akt tworzenia czegoś niczego sprawia, że człowiek czuje, że ma moc. Dzieciaki w pewnym momencie to odkrywają. Rysowanie dostarcza im natychmiastowej gratyfikacji, zwłaszcza jeśli robi się to dobrze. Kiedy dorosły zachwyca się twoimi pracami, dokłada się do tej satysfakcji. Protest tworzenia to często istota zabawy. Nieważne, czy bawisz się lalkami w dom, w przebieranki, czy też w policjantów i złodziei, albo - jak w moim przypadku - rysujesz wyścigówki i osiemnastokołowe”. [s.35]

Prawdę mówiąc nie wiem, czego się spodziewałam po autobiografii jednej z ikon świata gier? Nadmuchanego ego? To na pewno. Smaczków zza kulis? No pewnie! Ale żeby wciągającej historii? No, to już niekoniecznie. No tak, a co mam Wam powiedzieć? Że spodziewałam się ciekawej narracji? No nie 🤷🏼‍♀️. Jednak przyznaję się do pomyłki: „Doom guy” Johna Romero bardzo, ale to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Kilkoma rzeczami.

Po pierwsze - i tu kłaniam się wydawnictwu Openbeta - książka jest dobrze wydana. Tłumaczenie jest płynne, redakcja niezwykle staranna. Jeśli myślicie, że to nie ma znaczenia i że w żaden sposób nie zmienia oceny książki, weźcie do ręki źle przygotowaną pozycję, a sami się przekonacie. Dodatkowo język „Doom guy” jest przystępny. A to ważne, jeśli nie programujesz, a twoja znajomość technologii ogranicza się do umiejętności obsługi laptopa czy komórki. Owszem, Romero nie unika używania pojęć technologicznych, ale jak inaczej mógłby opisać, jak tworzył i jak tworzy się gry? No właśnie. Robi to jednak - wyjaśnia i opowiada o procesie - cały czas starając się, by czytelnik za nim nadążał. Czyli nie, nie pogubicie się. Co najwyżej poszerzycie słownik, jak ja to zrobiłam.

Po drugie autor nie nadyma się i nie stara się zrobić z siebie tytana, herosa itp. Pokazuje siebie (z pewnością nie całego i nie w 100%, ale nikt nie jest takim ekshibicjonistą, żeby wszystko na stół wywalać przed obcymi sobie ludźmi, prawda?) zarówno w najlepszych jak i w najgorszych momentach. Owszem, sporo czasu poświęca radości tworzenia swoich najbardziej rozpoznawalnych gier: DOOM, Quake, Wolfensteina 3-D (a jest autorem lub współautorem jeszcze jakich 130 innych tytułów),kasie, która z tego płynęła i płynie, współpracy z innymi topowymi twórcami, rywalizacji, poczuciu tryumfu z zakończenia pracy i wydania świetnej gry i satysfakcji z udanych premier. No pewnie, dostajemy to wszystko.
Ale widzimy też trudne dzieciństwo, poranione przyjaźnie, zakończone związki, skopane gry, rozwalone zespoły, nieudane firmy. Nie ma lukru i narracji typu: od trudnych początków bez przeszkód i przerw do pełni chwały. Nie.
Wspomnienia Romero pokazują raczej, że ile razy w życiu zaczyna być super, to zawsze się coś rozwali. Bo świat jest światem, a ludzie są ludźmi, a i Romero jest człowiekiem i bierze na swoje plecy sporo z tego, co uznaje za porażki biznesowe. (Co zrobić, żeby odnieść sukces Romero zebrał w punktach na s. 456. Warto rzucić okiem.)

„Najkrócej mówiąc, to ja zawaliłem. Podczas pisania tego fragmentu mojej historii ujrzałem to jasno i wyraźnie. Dostrzegłem pewne wzory zachowań, których kurczowo się trzymałem, a których wcześniej nie zauważałem. Kiedy byłem dzieckiem, w każdej sytuacji kryzysowej siedziałem cicho i starałem się przeczekać. Kiedy Carmack rozesłał do nas cenzurki, siedziałem cicho i starałem się to przeczekać. Kiedy ludzie wyrażali swoje niezadowolenie z sytuacji w Ion Storm, siedziałem cicho i starałem się to przeczekać. To, co działo się w Ion Storm, było bezpośrednim rezultatem mojej strategii przetrwania. Gdybym podejmował stosowne działania, gdybym rozmawiał z ludźmi, gdybym zduszał problemy w zarodku, w moim życiu zawodowym i osobistym wiele rzeczy potoczyłoby się inaczej i wielu ludziom oszczędziłbym stresu i cierpienia”. [s.454]

Po trzecie nie epatuje czytelnika swoimi stanami duszy. Może dlatego, że cierpi na coś, co sam nazywa „zespołem programistycznej niewrażliwości na niuanse”, a może bo po prostu docelowego czytelnika autobiografii twórcy DOOM-a warstwa emocjonalna może specjalnie nie interesować. Owszem, John Romero pisze, że tu kogoś poznał, tu się zakochał, tu małżeństwo, dwójka synów, potem rozejście się, potem kolejny związek, wicie gniazda, potem kolejne rozstanie, potem znowu kolejna rodzina i tak dalej. Czyli pokazuje, co działo się w jego życiu rodzinnym. Jednak ani nie wywleka życia innych ludzi (swoich byłych partnerek) na wierzch, ani nie chce opowiadać ich historii, ani nie dzieli się własnymi emocjami jakoś przesadnie. Zaznacza tylko, że czas poświęcał nie tylko pisaniu i tworzeniu gier, ale i normalnemu ludzkiemu życiu. Jest ojcem, jest mężem, przeprowadzał się, projektował dom, przeprowadzał się znowu, kupował samochody, uczył dzieci kodować, grał z nimi w gry. Ok, tak jest i tak było. Ale nie jest to esencja książki. I dobrze.
To, co Romero naprawdę opowiada, to proces twórczy i okoliczności powstawania tych jego ikonicznych tytułów. I szanuję go za to. John Romero w „Doom guy” sprzedaje swoje wspomnienia, a nie siebie, kreśli opowieść o pionierach gier i o samych grach, nie naruszając przy tym prywatności bliskich mu osób.

Po czwarte: Romero pisze tak, żeby nie znudzić laika. Ja wiem, że życie ma takie, że trudno w nim o nudę, przynajmniej z punktu widzenia zapalonego gracza, ale umówmy się: Romero pisze o tworzeniu gier! O pisaniu linijek kodu, jedna za drugą. O miesiącach nauki, przygotowań, poznawaniu nowych technologii. Gra się cudownie, koduje się gry z radością (jeśli się to lubi robić, tak przynajmniej wynika z doświadczeń Johna Romero),ale żeby opisać te dni, tygodnie i miesiące znoju i żeby nie znudzić czytelnika? Zwłaszcza laika? I żeby nie pozwolić mu pogubić się w detalach, które mogą być mu obce? No, to spora sztuka, która się Johnowi Romero udała.

„Ponieważ byłem programistą, wiedziałem, na co w teorii może pozwolić kod, dlatego byłem w stanie przesuwać granice projektowania gier. Bezwględnie ufałem Cormackowi. Jeśli on mówił, że coś się da zrobić, to tak było. Z kolei Cormack wierzył w moje wizje twórcze. Kiedy mówiłem, że coś będzie zajebiste, ufał mi i wiedział, że uda mi się to zrealizować. Wspaniale się uzupełnialiśmy, ponieważ doskonała technologia bez doskonałego projektu to jedynie ciekawe doświadczenie. Z kolei doskonały projekt bez doskonałej technologii (a przynajmniej: bez właściwej technologii) po prostu nie wypali”. [s.124]

Po piąte i ostatnie: Romero ma naprawdę ciekawe życie, zdecydowanie warte opisania. I nie „ma”, że niby spadło na niego z nieba i jakimś przypadkiem mu się tak zdarzyło, że w jego życiu dużo się wydarzyło. Nie. To, co Romero ma i co posiada, co zdobył i czego się nauczył - zawdzięcza sobie. Swojej pasji, skupieniu, trochę espapizmowi, bo gry były dla niego formą ucieczki przed trudami dorastania. To książka, która pokazuje walor zaangażowania, miłości do tego, co się robi. To pomaga przetrwać najgorsze rzeczy i pozwala przepłynąć oceany nudy, która zawsze się pojawia, nawet jeśli robimy coś, co naprawdę lubimy. Romero tę pasję, ten ogień, tę chęć do bycia lepszym każdego dnia, do ciągłego uczenia siebie i innych cały czas podkreśla. I ja wiem, że to nie pozytywizm i że książki niekoniecznie muszą być edukacyjne i nie zawsze muszą pomagać nam stać się „lepszymi wersjami samych siebie” (bo to b…shit),ale autobiografia Johna Romero naprawdę pokazuje, że warto zacisnąć pośladki i się postarać. Że to daje efekty.
Żeby już nie przedłużać: to książka zdecydowanie warta przeczytania. NIe tylko dla fanów gier, ale i dla tych, którzy są ciekawi, skąd biorą się innowacje. A portalowi nakanapie.pl dziękuję za książkę do oceny.

John Romero „Doom guy. Życie w pierwszej osobie”, czyli wow!

„Akt tworzenia czegoś niczego sprawia, że człowiek czuje, że ma moc. Dzieciaki w pewnym momencie to odkrywają. Rysowanie dostarcza im natychmiastowej gratyfikacji, zwłaszcza jeśli robi się to dobrze. Kiedy dorosły zachwyca się twoimi pracami, dokłada się do tej satysfakcji. Protest tworzenia to często istota...

więcej Pokaż mimo to

avatar
589
533

Na półkach:

Gry wideo towarzyszyły mi praktycznie od zawsze. Większość moich wczesnych wspomnień, powiązana jest z różnymi, starszymi tytułami. Od Space Invaders poprzez Dune 2 do Wolfenstein 3D, gry były gdzieś przy ważnych momentach moich pierwszych lat na Ziemi. Dlatego dobrze pamiętam moment, w którym pierwszy raz odpaliłem wersje shareware gry Doom. Ten tytuł powalił mnie na kolana i uczynił fanem FPS. Dlatego z wielką chęcią sięgnąłem po biografię współtwórcy tej przełomowej produkcji.

DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie to autobiografia Johna Romero. Legendarny twórca gier wideo i współzałożyciel id Software, które odpowiada za kilka z najbardziej wpływowych gier w historii. Książka licząca pona 500 stron opisujących życie, wzloty i upadki twórcy została wydana przez Open Beta.

Tytuł zaczyna się ciekawą anegdotą o pewnym wystąpieniu Romero przed młodszymi deweloperami. Legenda miała przygotować prezentacje na temat swojego życia i tego, co ukształtowało wybitnego twórcę FPS. Nikt z zebranych nie spodziewał się opowieści o rodzinie pełnej przestępców, handlu narkotykami i morderstwach. Okazuje się, że życie Johna Romero nie przypominało amerykańskiego snu. Już kilka stron później czytamy o tym, że podczas pracy nad grą Empire of the Sin Romero dowiedział się, ze jego prababcia była wpływową burdelmamą, a wujkowie handlowali i przemycali narkotyki. Takie otwarcie ukazuje nam jak niezwykłym tytułem jest DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie. Nie jest to zwykła, grzeczna autobiografia utalentowanego programisty, który zrewolucjonizował jeden z najpopularniejszych obecnie gatunków gier wideo. Mamy opowieść o niezwykłym człowieku wyrastającym w dosyć unikatowych warunkach.

John Romero jest niezwykłym osobnikiem nie tylko ze względu na swoje zasługi dla branży gier wideo. Okazuje się, że twórca ma hipermnezję, czyli niemal idealną zdolność do odtwarzania swoich wspomnień. Dzięki temu ta autobiografia oferuje nie tylko unikatowe spojrzenie na tworzenie gier wideo, ale rzuca nowe światło na pewne sprawy powiązane z id Software.

Całość pierw opisuje trudną młodość Romero, który wychowywał się w kiepskich warunkach. Pierw z ojcem niestroniącym od przemocy, a później ojczymem, który wprowadził do życia wojskowy rygor. Dowiadujemy się jak, John zafascynował się gram, przeniósł do Kalifornii i jak rozpoczął naukę programowania. Później pojawiają się pierwsze gry i sukcesy w latach 80 takie jak stworzenie gry Major Mayhem, a także wejście do branży jako pracownik Origin.

Śledzimy dalsze perypetie Romero z wyżynami, jakimi było powstanie id Software i seria sukcesów z rewolucyjnym Doom na czele. Jest też miejsce na opisanie, jak wszystko się posypało i twórcy hitu rozeszli się po wewnętrznych sporach i problemach z wizją.

Nie brakuje też wątków o chudych latach w Ion Software, gdzie Daikatana stała się powodem upadku Romero. W tej części książki nie mogło zabraknąć wzmianki o niesławnej reklamie gry, która trochę pogrążyła twórcę i uczyniła z niego postać niezbyt lubianą w branży. Po wpadce z Daikataną Romero nie miał zbyt wiele szczęścia i jego kariera nie toczyła się już jakoś wybitnie. Gwiazda stała się kimś zaliczającym serię wpadek, kto najlepsze lata ma za sobą. Niezbyt udane produkcje, nieudana kampania na platformie Kickstarter.

Całość nie kończy się jednak jak typowa opowieść o kimś, kto osiągnął szczyt i spadł na samo dno. Wynika to z tego, ze ostatni rozdział książki to powrót do korzeni Romero i praca nad WADem do gry Doom. SIGIL to rozszerzenie/dodatkowy epizod do kultowej gry, który wyszedł wyśmienicie i udowodnił, że John Romero nadal potrafi stworzyć coś świetnego. Dzięki temu wiemy, ze ten twórca się nie wypalił i jeszcze może dostarczyć nam ciekawe projekty.

Z perspektywy fana gier wideo mocnym atutem DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie jest to, że Romero przechodzi przez swoje perypetie z grami. Wizyty w salonach arcade, katowanie u kumpli, którzy mieli systemy w domu i opisywanie popularnych produkcji. Pojawiają się też wątki grami fabularnymi, filmami i wszystkim innym co teraz jest ogólnie nazywane jako nerdowska czy geekowska kultura. Jest to niezwykle ciekawe z dwóch powodów. Po pierwsze przypomina dorastanie wielu osób fascynujących się grami. Mimo różnicy pokoleń wszystko wygląda podobnie i towarzyszy nam ta sama fascynacja co młodemu Johnowi. Oczywiście z tą różnicą, ze obecnie dostęp do wszystkiego jest znacznie łatwiejszy i rzeczy, o których wspomina Romero to mainstream. Fajnie poczytać o tym, jak to wszystko wyglądało kiedyś.

Drugim ważnym powodem jest świetne ukazanie podróży od fana do twórcy. Autor trochę przez przypadek trafia do sali komputerowej uczelni. Jako nastolatek dowiaduje się o możliwości tworzenia gier poprzez programowanie i zaczyna się uczyć odpowiednich języków. Zmienia to jego życie w niewyobrażalny sposób. Zainteresowanie grami jest więc ukazane jako coś pozytywnego i motywującego, a nie strata czasu jak często mawiają ludzie ze starszych pokoleń.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie sprawdza się świetnie jako uzupełnienie innej książki o historii id Software - Masters of Doom: O dwóch takich, co stworzyli imperium i zmienili popkulturę. Romero przedstawia pewne wydarzenia ze swojej perspektywy i dzieli się sporą ilością dodatkowych informacji o powstawaniu konkretnych map czy sporach, jakie przyczyniły się do exodusu z firmy po Quake.

DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie to naprawdę ciekawą książką, która zawiera w sobie masę intrygujących informacji. Jest tutaj sporo o powstawaniu klasyków takich jak Wolf3D, Quake czy Doom, które docenią fani tych gier. Całość to jednak coś więcej niż tylko sucha opowieść o tworzeniu kultowych i wpływowych produkcji. Mamy tutaj historię chłopaka wyrastającego w trudnych warunkach, który zakochał się w grach wideo i one w pewien sposób uratowały jego życie. Wisienką na torcie jest zobrazowanie historii branży od wczesnych lat z perspektywy fana, a później twórcy.
DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie mogę śmiało polecić każdemu, bo to kawał wyśmienitej lektury, po którą warto sięgnąć.

Gry wideo towarzyszyły mi praktycznie od zawsze. Większość moich wczesnych wspomnień, powiązana jest z różnymi, starszymi tytułami. Od Space Invaders poprzez Dune 2 do Wolfenstein 3D, gry były gdzieś przy ważnych momentach moich pierwszych lat na Ziemi. Dlatego dobrze pamiętam moment, w którym pierwszy raz odpaliłem wersje shareware gry Doom. Ten tytuł powalił mnie na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
101
19

Na półkach: , ,

Bardzo dobre dopełnienie książki Davida Kushnera "Masters of Doom", a nawet w paru sprawach John Romero konfrontuje informacje zawarte w książce Kushnera.
Nie jest to jakieś arcydzieło, ale kawał porządnej autobiografii.

Książkę czytało mi się przyjemnie, a ukończenie jej zajęło mi trzy popołudnia.

Bardzo dobre dopełnienie książki Davida Kushnera "Masters of Doom", a nawet w paru sprawach John Romero konfrontuje informacje zawarte w książce Kushnera.
Nie jest to jakieś arcydzieło, ale kawał porządnej autobiografii.

Książkę czytało mi się przyjemnie, a ukończenie jej zajęło mi trzy popołudnia.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    47
  • Przeczytane
    31
  • Posiadam
    9
  • Teraz czytam
    4
  • 2024
    3
  • Chcę w prezencie
    2
  • Półka retro/Półka Geeka
    1
  • 1.2024
    1
  • Do przeczytania
    1
  • 5. Papier
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki DOOM Guy: Życie w pierwszej osobie


Podobne książki

Przeczytaj także