rozwińzwiń

Przyjaźń na dwie ręce i cztery łapy. Jak wychować szczeniaka na miłego, mądrego i zrównoważonego psa

Okładka książki Przyjaźń na dwie ręce i cztery łapy. Jak wychować szczeniaka na miłego, mądrego i zrównoważonego psa Agnieszka Ornatowska, Ewa Pikulska
Okładka książki Przyjaźń na dwie ręce i cztery łapy. Jak wychować szczeniaka na miłego, mądrego i zrównoważonego psa
Agnieszka OrnatowskaEwa Pikulska Wydawnictwo: Septem poradniki
328 str. 5 godz. 28 min.
Kategoria:
poradniki
Wydawnictwo:
Septem
Data wydania:
2022-06-28
Data 1. wyd. pol.:
2022-06-28
Liczba stron:
328
Czas czytania
5 godz. 28 min.
Język:
polski
Tagi:
psy
Średnia ocen

4,7 4,7 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
4,7 / 10
13 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
0
0

Na półkach:

Jestem szczerze zdziwiona tak negatywnymi ocenami tej książki.

Dla mnie była to najlepsza książka traktująca o relacji człowiek-pies, jaką przeczytałam. Oczywiście nie zgadzam się ze wszystkimi zdaniami, za którymi stoją autorki, jednak w większej mierze mamy zbliżone poglądy.

Według mnie największym walorem tej książki jest przedstawienie zachowania wyważenia wobec tresury psa, a obdarzaniem go potrzebną dozą zaufania i miłości. Dania mu przestrzeni, którą w dobie dzisiejszych czasów tak często zabieramy, nawet z wydawać by się mogło - dobrych, naszym zdaniem, pobudek.

Wartościowa pozycja.

Jestem szczerze zdziwiona tak negatywnymi ocenami tej książki.

Dla mnie była to najlepsza książka traktująca o relacji człowiek-pies, jaką przeczytałam. Oczywiście nie zgadzam się ze wszystkimi zdaniami, za którymi stoją autorki, jednak w większej mierze mamy zbliżone poglądy.

Według mnie największym walorem tej książki jest przedstawienie zachowania wyważenia wobec...

więcej Pokaż mimo to

avatar
24
5

Na półkach:

W tej recenzji zacznę od przedstawienia kim jest Pani Ewa Pikulska, bo ja osobiście wcześniej jej nie znałam. Nie będę tu przytaczać opisu z okładki, ale w trakcie czytania dowiadujemy się, że Pani Pikulska ma duży problem z trenerami psów, a już zwłaszcza z tymi błaznami ze szkoły pozytywnej, co by tylko wszystko chcieli żarciem załatwiać i robić z psów cyrkowe małpki. W wolnym tłumaczeniu nie uznaje trenowania psa i wykorzystywania go „do spełnienia własnych ambicji” (spełnianie własnych ambicji = angażowanie go w psie sporty). Prowadzi hotel dla zwierząt w którym „naprawia” wszystkie przypadki zepsute przez trenerów szkoły pozytywnej i awersyjnej, ogólnie każdej innej niż jej. Ewidentne jakiś trener stanął Pani Ewie na samym środku odcisku i dodatkowo posypał jej jakąś ranę solą, bo nienawiści do wszelkich innych ludzi naprawiających psy, ma w sobie ogrom.

A jaka jest szkoła Ewy Pikulskiej? I to jest właśnie ta najbardziej niebezpieczna kwestia tego „poradnika”. Bo o ile w pozostałych aspektach książka irytuje do tego stopnia, że każdy opiekun lubiący robić rzeczy ze swoim psiakiem się zagotuje, o tyle argument, że pies powinien mieć spacery tylko dla siebie na reset i zrzucenie emocji już do Was przemawia, nie? Albo to, że psie wybiegi to w przeważającej mierze źródło frustracji, bardzo niezdrowych emocjonalnie kontaktów, a nawet agresji, też brzmi legitnie? No ja osobiście się kłócić z tym nie będę. Ale wtedy pojawia się stwierdzenie, że pies, który (niezależnie od wszystkiego) trzymany jest w większości na smyczy, to więzień. Że 30 lat temu, to po Warszawie psy luzem biegały i się nie gryzły, a teraz to te smycze i agresje i psy pobudliwe jakoś niezdrowo. Że nikt psom być psami nie pozwala, a one na łąki, na pola, do lasów i jakby im na to pozwolić i dać im tę wolność, to one by żadnych problemów behawioralnych nie miały, nawet te z traumami. Ale żaden trener to Wam tego nie powie, bo przecież nie będzie klientów sobie odbierał, nie myślcie sobie, głupi nie są. I jeśli chcecie znać źródło problemów Waszego psa, to spójrzcie w lustro. Tak tak, wszystko to twoja wina człowieku, niezależnie jak bardzo się starasz, to dopóki trzymasz psa na smyczy i nie pozwalasz mu doświadczać świata „po psiemu”, tak jak on ma na to ochotę, to nie dziw się, że masz psa z problemami.

Kolejny spisek, czyli chwyt marketingowy, który wprawia psy w cierpnie - szelki. Jeśli chcieliście kupić to narzędzie szatana, bo jakiś fizjoterapeuta powiedział Wam, że są lepsze niż obroża i równomiernie rozkładają siły na kośćcu Waszego pupila, to porzućcie ten pomysł zanim zrobicie swojemu psu krzywdę. Szelki zostały wymyślone dla wygody człowieka, na pewno nie dla psa. Ty sobie wyobraź głupiutka istoto, że Tobie by ktoś kazał chodzić w sztywnej i niedopasowanej bieliźnie, w której nie dałoby się normalnie chodzić. Fajnie by Ci było kacie? Oczywiście proszę brać ten fragment z dystansem, to mój śmiech przez łzy. Ktoś chyba robiąc research do tej książki poszedł do jakiegoś dużego zoologa, w którym są np. Karmy zawierające „produkty pochodzenia zwierzęcego” i to jest najbliższe mięsa w składzie, i zobaczył cały regał z szelkami norweskimi - dygresja, szelki norweskie negatywnie wpływają na aparat ruchu, ponieważ blokują możliwość swobodnego kroczenia przednimi łapami oraz siły przykładane są na mięśnie, a nie na kości, więc takie szelki, faktycznie są dla psa niewygodne. Ale, jak ze wszystkim, istnieją też alternatywy i obecnie na rynku jest mnóstwo szelek, które dobrze dobrane, są dla psa jak druga skóra, czy mówiąc językiem Pani Ewy, jak bielizna ekskluzywna.

Autorka krytykuje również przewożenie psa przypiętego pasem bezpieczeństwa - jak masz tak wozić pupila, to już lepiej luzem. I to już jest nawet nie śmieszne, bo posłuchanie takiej rady może się skończyć śmiercią nie tylko psa, ale też Was, w przypadku wypadku. Zachęcam do zapoznania się z filmikiem, udostępnionym przez lekarza weterynarii (ale co tam on się zna) pokazujący co się dzieje z bezwładnym, niezabezpieczonym ciałem dziecka w trakcie wypadku samochodowego. Na oko dziecko waży tyle co drobny Golden Retriever, a fizyka niezależnie od gatunku, działa tak samo. https://www.instagram.com/reel/CqxKX-RIK57/?igshid=MzRlODBiNWFlZA==

Czytając tą książkę musiałam zrobić sobie pół roku przerwy, bo tak się zagotowałam. Byłam już zmęczona tym, co tam jest serwowane i w jakiej formie nam się to podaje. Nie ma strony, żeby pies nie został porównany do dziecka czy nastolatka na zasadzie: Żeby zobrazować jak czuje się pies ograniczany przez człowieka zasadami, smyczami i trenowaniem, autorka odwołuje się do naszego sumienia, żebyśmy wyobrazili sobie „Czy gdyby Twoi rodzice do 18. Roku życia nie pozwalali Ci nigdzie wyjść samemu, mało tego: trzymaliby Cię non stop za rękę, to czułbyś się bezpiecznie?” Czy takie porównywanie psa do dorosłego już człowieka jest adekwatne pozostawiam Waszej ocenie, bo gdybym miała wypisać, co według mnie jest nie tak z tym porównaniem, to napisałabym na ten temat książkę. I zaryzykuję stwierdzenie, że byłaby lepsza, a na pewno rzetelniejsza od tej. Natrafiamy też na stwierdzenie, że nie dopuszczając do kontaktów pomiędzy psami wychowujemy psy słabe, lękowe i znerwicowane, a przecież psy nawet jak warczą na siebie, albo nawet się gryzą, to muszą mieć kontakty społeczne. I chociaż ubrane w bardzo nietrafiony sposób, nawet można by się z tym zgodzić, bo to, że nasz pies nie polubi się z jednym psem, nie powinno oznaczać, że zabronimy mu innych kontaktów, należy po prostu następnym razem lepiej się do tego przygotować i zabezpieczyć, skoro wiemy, że może dojść do agresji. Jednak porównanie zastosowane w tej sytuacji przywodzi mi na myśl tylko jedno. Cytuję: „Dorośli opiekując się dziećmi, mają świadomość, że czasem dzieci w piaskownicy mogą inne uderzyć łopatką, i myślę, że wiedzą, że starsze dzieci potrafią być wobec siebie dość okrutne w sferze werbalnej i w sferze psychicznej [...], a jednak nie zabraniamy dzieciom kontaktów z innymi dziećmi […].” Mi to przywołuję w pamięci wszystkie te osoby, które, mimo mojego chowania się z z moim psem po traumach i proszenia o zabranie psa, ponieważ mój może go ugryźć, odpowiadały mi „I dobrze, przynajmniej się nauczy nie podchodzić”. Dla mnie takie porównania prowadzą krótką drogą do antropomorfizacji psów w szkodliwy sposób, pomijając kwestię głupoty i okrucieństwa drugiego właściciela w takiej sytuacji. O ile współczesne badania pokazują, że psy mają wiele emocji i reakcji podobnych do ludzkich, to nie weźmiemy naszego psa na bok i nie wytłumaczymy mu, że „walenie innych dzieci łopatką po głowie jest nie w porządku, sprawia im ból i trzeba powiedzieć Kasi żeby się odsunęła, albo żeby nie zabierała nam wiaderka, a jak to nie pomoże, to przyjść do nas po pomoc, a nie tłuc ją po głowie”. Mam nadzieję, że jest to dla Was bardziej oczywiste niż dla autorki tego „poradnika”.

Nie twierdzę przy tym, że metody stosowane w hotelu Ewy Pikulskiej nie działają. Wręcz myślę, że jeśli zabierzemy psa w środek niczego, zdała od miejskich bodźców, spotykania obcych psów na każdym zakręcie i dodatkowo bez presji opiekuna, który wyprowadza go na sikupę przed długim dniem pracy a tu akurat wszystko idzie totalnie pod górkę, to poprawa może być nawet niemal natychmiastowa. Natomiast uważam, że jej szkoła nie ma żadnego realnego przełożenia na poprawę funkcjonowania psa w mieście. A żeby dała efekty, o jakich Pani Ewa pisze (i które według niej są istotą zrównoważonego psychicznie psa) - czyli wzrost pewności siebie, obniżenie frustracji, poprawa relacji z opiekunem (głownie przez wzrost poczucia bezpieczeństwa) - w środowisku miejskim, to są potrzebne miesiące ciężkiej pracy w tej dziczy, a potem długie i często żmudne, przenoszenie tego funkcjonowania na miejską dżunglę.

W tym poradniku wprost krytykuje się strategie psów, które ułatwiają im powrót do równowagi emocjonalnej, np. Noszenie czegoś w pysku, czy kopanie w ziemi po interakcji z psem i ma to świadczyć o zachowaniach obsesyjno-kompulsywnych u psa. Oczywiście ich przyczyną jesteśmy my, opiekunowie, kontrolując naszego psa i nie dając mu poczucia bezpieczeństwa, to już wiadomo od początku. Tutaj czuję się w obowiązku uświadomić Wam, że wyłapywanie takich strategii, wzmacnianie ich, umożliwianie psu korzystania z nich pomaga psu zdobywać pewność siebie w tym przebodźcowanym świecie i dopóki Wasz pies nie przekopuję się do Chin, albo nie połyka niejadalnych przedmiotów, to te zachowania daleko mają do kompulsji. Bo jak głosi dobra ciocia Wikipedia: „ Kompulsje (inaczej czynności natrętne lub natręctwa ruchowe) – objaw psychopatologiczny polegający na występowaniu powtarzających się czynności, które odbierane są przez daną osobę jako niechciane (ego-dystoniczne),uporczywe i nie dające się opanować.” Nie nabyłam w swoim życiu umiejętności rozumienia psa lepiej od niego samego, jak Pani Ewa, ale jeśli jakaś czynność przynosi ulgę, pies korzysta z różnych strategii naprzemiennie i dzięki nim czuje się pewniej, to jak dla mnie nie są to czynności niechciane i nie dające się opanować.

A na sam koniec wisienka na torcie, czyli ogromna hipokryzja opakowana w sprytną otoczkę nazewnictwa, bo wiecie. Ewa Pikulska psa nie trenuje. Ona ma „zasady”, które muszą być w jej domu przez psy respektowane np. Nie wchodzenie na kanapę jak je i jeśli pies wejdzie to Pani Ewa mówi mu „nie” i pies wie, że ma zejść, bo przecież tak dobrze się rozumieją, a nie, że pies sobie uwarunkował to słowo z „przerwij swoje zachowanie” (warunkowania autorka również jest zagorzałą przeciwniczką).

Podsumowując uważam, że książka Pani Ewy nie powinna powstać. Jest to materiał na bloga, do którego dostęp byłby darmowy, a najlepiej na przekazywanie z ust do ust, żeby nie dotarł do zbyt szerokiej publiczności (jeśli miałby być publikowany w takiej formie, z taką ilością szkodliwych treści).

W tej recenzji zacznę od przedstawienia kim jest Pani Ewa Pikulska, bo ja osobiście wcześniej jej nie znałam. Nie będę tu przytaczać opisu z okładki, ale w trakcie czytania dowiadujemy się, że Pani Pikulska ma duży problem z trenerami psów, a już zwłaszcza z tymi błaznami ze szkoły pozytywnej, co by tylko wszystko chcieli żarciem załatwiać i robić z psów cyrkowe małpki. W...

więcej Pokaż mimo to

avatar
26
9

Na półkach:

Książka o psach napisana przez psychologa i trenera NPL i panią, która skończyła studia podyplomowe (2 latka) z zoopsychologii i jest fanką Sylwi Najsztub.

Otrzymujemy więc kwiatki w stylu:

1) Pies nie powinien pracować.

No tak, powinniśmy wszyscy, wzorem Sylwii mieć spasione psy, których jedyną aktywnością jest spacer w tempie emeryty po dwóch bajpasach i czterech endoprotezach.
Oczywiście "przypadkiem" te psy to rasa stróżująca, której spokojnie do szczęścia wystarcza patrolowanie dużego obszaru. Czemu ta sama zasada ma się odnosić do ras pracujących np.: węchowo, nie jest wyjaśnione.

2) Psy są mądre i kiedyś to chodziły po chodnikach bez smyczy i wcale nie wpadały pod auta, a teraz ludzie panikują bez sensu i trzymają psy na smyczy.

W ogóle cała książka jest wspominaniem jako to kiedyś było, psy były mądre, człowiek był mądry, a teraz człowiek głupi i psy przy nim głupieją.
Autorka wygodnym milczeniem pomija fakt, że 40 lat temu na parkingu pod blokiem stało kilka maluchów i dwa fiaty 125, a teraz jest auto na aucie.
Równie wygodnie pominięty jest fakt, że kiedyś były dwa psy w bloku, teraz 5 na klatce to norma. I to jednak spora różnica czy Pimpek kiedyś latał bez smyczy bo codziennie spotykał tylko Burka i Azorka, czy może dzisiejszy Pimpek na zwykłym siku koło bloku spotyka około 20 pobratymców, z czego 10 nie zna bo się ciągle zmieniają.

3) Zabawy z szarpaniem i aportowaniem są be.

Człowiek uczy tak biedne pieski, żeby je od siebie uzależnić. Czemu szczeniaki same z siebie się przeciągają i aportują jest pominięte milczeniem.
A jak się mamy bawić z psem? No mamy "żartować". Jeśli te żarty mają wyglądać tak jak niektóre filmiki z DL to obawiam się, że zabawę mają tylko ludzie.... (kto nie oglądał to opiszę: na filmikach pies leży albo stoi i się patrzy a ludzie wokół niego biegają i machają rękami i to jest ta "zabawa").

4) W tekscie jest ciągłe uczłowieczanie psów i tłumaczenie ich zachowań porównując je do człowieka.

Drogie panie autorki: pies to nie człowiek! Nie myśli jak człowiek i nie będzie w danej sytuacji czuł tego co człowiek więc może jednak niech panie spojrzą na psa jak na odrębny gatunek, a nie jak na dziwną wersję człowieka?

5) Uczenie komend to dla autorki dryl. Zakłada, że skoro sama nie potrafi robić z tego zabawy, to inni też nie i wszystkie psy nie lubią tego tak jak jej psy.

Proszę wyjść ze swojej bańki z lat 70 i 80 ubiegłego wieku. Dzisiaj się już tak psów nie szkoli!

6) Przywołanie awaryjne mamy wykonywać tylko w przypadku awaryjnej sytuacji bo inaczej "zawracamy psu bez sensu głowę".

To trochę jakby zakładać, że za kierownicę pierwszy raz powinniśmy wsiąść jak będziemy musieli gdzieś pojechać najlepiej w nagłym wypadku, karetką.
Przy okazji, widziałam kiedyś jak wyglada to awaryjne przywołanie Sylwii: psy to zlewają, spokojnie kończą co tam sobie robiły i jak już im się znudzi to łaskawie przyjdą...

7) Według autorki psy wcale nie lubią polować i porzucone nie próbowałyby polowań, tylko żywiły się w śmietniku.

Przeczy temu liczba osób, które skarżą się na swoje psy uparcie polujace na gryzonie, ptaki itp. Powtórzę - nie każdy ma spasione, ociężałe psy, pochodzące do tego z ras, w których przez kilkaset pokoleń redukowano łańcuch łowiecki. W ich przypadku jest to niewątpliwie prawda. W przypadku innych psów - niekoniecznie.

Takich bzur jest w książce więcej.
Zdecydowanie książka dla kogoś kto swoje nieogarnięcie wobec psa potrzebuje ubrać w wydumane teorie nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością.

Autorka dorabia sztuczną ideologię również do swojej własnej niekompetencji opisując swojego psa, który regularnie od niej zwiewa i lata w samopas. No tak, łatwiej bredzić o potrzebie wolności psa, który spiernicza z domu niż zastanowić się co zrobić, żeby jednak CHCIAŁ zostać.

Książka o psach napisana przez psychologa i trenera NPL i panią, która skończyła studia podyplomowe (2 latka) z zoopsychologii i jest fanką Sylwi Najsztub.

Otrzymujemy więc kwiatki w stylu:

1) Pies nie powinien pracować.

No tak, powinniśmy wszyscy, wzorem Sylwii mieć spasione psy, których jedyną aktywnością jest spacer w tempie emeryty po dwóch bajpasach i czterech...

więcej Pokaż mimo to

avatar
50
49

Na półkach:

W końcu przebrnęłam przez tą książkę i mogę się wypowiedzieć. Przyznam, że musiałam gdzieś w połowie zrobić sobie przerwę... I do książki wróciłam po czasie z nieco mniejszą motywacją do skończenia lektury.

Na str. 12 autorka pisze, że nie podoba jej się ogólnie to, że psy pracują, że niektóre psy są psami pracującymi. Dla autorki jest to wykorzystywaniem psów do własnej frajdy. I tutaj niestety nie zgadzam się, bo pies został udomowiony głównie w celu pracy dla człowieka, współpracy z nim. Pies ma naturalną potrzebę takiej pracy z człowiekiem i daje mu to ogrom radości, poczucie bycia potrzebnym. Nie uważam, że psy pracujące są nieszczęśliwe - oczywiście pod warunkiem, że nie przepracowywują się i są traktowane godnie. Psom zawdzięczamy bardzo wiele, bo służą one od lat w policji, wojsku, ratownictwie, terapiach, straży, ratują ludzkie tyłki na wiele sposobów i bez psów po prostu żyłoby się nam o wiele gorzej. Powinniśmy oczywiście być im za to wdzięczni, ale powinniśmy też zrozumieć, że pies, tak jak pisałam i teraz powtórzę - NATURALNIE POTRZEBUJE I CHCE PRACOWAĆ Z CZŁOWIEKIEM I PRZY CZŁOWIEKU. Pies rodzi się głównie po to, by służyć i być blisko człowieka i robi to z wielką pasją i oddaniem. I właśnie pracując i służąc człowiekowi czuje się szczęśliwy i spełniony. I to jest super! Oczywiście pod warunkiem, że te psy są za to doceniane, kochane, są ważne dla ludzkości (niestety często tak nie jest, choć mamy XXI wiek...)

W rozdziale 1, zwłaszcza 1.2, tj. ,,Zastanów się czy naprawdę chcesz dzielić swoje życie z psem" - na wstępie naprawdę świetnie jest to wszystko opisane. Wszystkie za i przeciw posiadania szczeniaka. Wypisane wszystkie etapy dorastania psa, czego brakuje w wielu książkach. Rozdział, który naprawdę stawia znak zapytania nad czytelnikiem - CZY NA PEWNO CHCESZ PSA? Myślę, że wiele osób, które wzięły psa pochopnie, pod wpływem emocji, gdyby wcześniej przeczytały ten rozdział, darowałoby sobie i oszczędziło i sobie i psu niepotrzebnych nerwów, stresu i poczucia posiadania kuli u nogi...

Bardzo podoba mi się fakt, że autorka nie jest typową zwolenniczką adopcji i nie wygłasza tego sławnego i chyba najbardziej irytującego hasła pt. ,,Nie kupuj - adoptuj". Mówi wprost, że jeśli ktoś chce konkretny charakter i konkretne cechy, niech wybierze rasowego, a jeśli mu na tym nie zależy, niech zaadoptuje. Świetne podejście, bo przecież wszystkie psy są wartościowe, kochane i wdzięczne.

Str. 33 - przy omawianiu wzroku pojawia się stwierdzenie, iż ,,Wpatrywanie się w oczy nie jest oznaką przyjaźni a wyzwania." I tu niekoniecznie się zgodzę. Moje psy i ja często patrzymy sobie w oczy i nikt nie czuje się zagrożony. Ponad to, jeden z moich psów, jeśli coś ode mnie chce, będzie się we mnie intensywnie wgapiał. Nie w moje ręce, nie w brzuch, nie w nogi ani nie w tyłek a właśnie w oczy (w twarz). Ponad to, psy bardzo wielu rzeczy uczą się od ludzi. Potrafią zorientować się czy połapać, że kiedy np. człowiek wskazuje na coś palcem to należy zwrócić na to uwagę. I to jest prawda. Nieraz sama wskazuję palcem na coś na spacerze czy w domu i moje psy na to patrzą lub idą w tamtym kierunku. Ba, nawet jak coś zbroją i pokażę na to palcem, bez słowa i bez konkretnych gestów, to moje psy reagują (przyjmując postawę uległą lub wysyłają sygnały uspokajające (stresują się)),ogarniają, że coś spaprały i nie robią tego więcej. Nie muszę nawet ich karcić, bo samo ostre spojrzenie i palec pokazujący na obiekt ataku wystarczą. Tak samo psy nauczyły się także tego, że ludzie patrzą się w oczy kiedy kogoś lubią lub mają z nim więź. Dlatego też psy wyewoluowały przy człowieku w taki sposób, że potrafią ,,przyjąć jego metodykę" i patrzeć się w oczy właściciela w celu wyrażenia przywiązania, przyjaźni czy jakiejś chęci!

Na zakończenie napisane jest, że ,,pies lubi sobie różne rzeczy powąchać i należy mu na to pozwalać" - no nie do końca. Nie jestem pewna co do tego czy należy pozwalać bardzo małemu szczeniakowi lub bardzo staremu psu wąchać odchody innych psów. Chyba wszyscy wiemy czym może się to skończyć (np. parwowirozą, pasożytami, etc.)... Byłabym na miejscu autorki ostrożniejsza z takimi stwierdzeniami.

Trochę pomyliły się autorce okresy dorastania u psa. Wg. autorki od 4 do 6 miesiąca życia psa - okres nastoletni. No, nie do końca, nie przy każdej rasie. Jest to okres młodzieńczy, ale nie nastoletni. Okres nastoletni jest od 7 do 18 miesiąca życia. Wypadałoby dodać, że poszczególne okresy różnią się w zależności od razy i rozmiaru psa, bo mniejsze psy dorastają (fizycznie i psychicznie) szybciej niż psy średnie, te z kolei dorastają wolniej ale i z kolei szybciej niż psy ras olbrzymich czy ogólnie olbrzymie.

Autorka też uważa, że centrum miasta nie nadaje się dla psów. Najlepsze są oczywiście lasy i obrzeża. Okej, zgadzam się, że jest to na pewno naturalniejszy i fajniejszy teren dla psa. Ale mój dalmatyńczyk jest świetnym przykładem tego, że pies potrafi świetnie znosić i radzić sobie z życiem miejskim. Nie reaguje na hałasy, karetki na sygnale, strzelanie z wydechu, fajerwerki, etc. Okej, są psy, które sobie gorzej radzą, ale psa można naprawdę świetnie oswoić z życiem miejskim. Autorka uważa też, że ludzie w miastach boją się psów, zwłaszcza większych. Niestety, to też nie jest prawdą i mój dalmatyńczyk również jest tego żywym przykładem. Ludzie dosłownie rzucają się na ulicy do niego z łapami bo OjEj dAlMaTyŃcZyk!!!111one. Jak był szczeniakiem, musiałam dosłownie ochraniać go przed ludźmi i ich debilnymi zachowaniami!

,,Jeśli jest jakiś pies wielkiej przestrzeni to nie spełniaj swojej zachcianki, trzymając psa w 40m mieszkaniu w centrum miasta" - ja mieszkam obecnie w 38m kawalerce w centrum Katowic z dalmatyńczykiem, który uchodzi za psa bardzo aktywnego i żyje się nam dobrze. Pies przesypia całą noc i połowę dnia, kiedy ja pracuję (ma zawsze 15min spacer rano i wieczorem przed snem),a potem idziemy na 4h spacer do pobliskiego parku, jedziemy do lasu, nad jezioro (na Śląsku takich terenów sporo!). Nie uważam, żeby mój pies był nieszczęśliwy. Każdy jeden pies nadaje się do kawalerki, małego mieszkania, jeśli tylko ma zapewnione odpowiednie spacery i aktywności. Może poza ogromnymi psami stróżującymi. Mieszkanie czy dom służą do odpoczynku. Poza domem można szaleć. Zresztą, uważam, że już większą krzywdę robi psu dom z ogrodem niż mieszkanie w centrum miasta, bo najczęściej to niestety psy z ogrodem nie znają niczego poza nim. Chociaż, z drugiej strony, psy mieszkające w bloku też często znają tylko teren wokół owego... W każdym razie, długie i różnorodne spacery to absolutna podstawa przy posiadaniu psa, czy to w domu z ogrodem, czy w mieszkaniu w bloku. Po co mojemu psu ogromny dom z ogrodem, skoro on i tak przesypia większość dnia w klatce kennelowej, a ogród (mamy go, w naszym domu rodzinnym) zna na pamięć i totalnie przestał go kręcić?

,,Jeśli nie zależy Ci na rasie, a po prostu chcesz dać dom psu, wybierz psa adoptowanego" - no okej, fajnie, zgadzam się. Ale nie do końca. Psy nierasowe są z reguły zdrowsze od rasowych, to fakt. Sama mam rasowego i dwa kundelki. Widzę sporą różnicę w ich ogólnym zdrowiu. Natomiast adoptując, można często wziąć przysłowiowego ,,kota w worku". Biorąc psa z (porządnej!) hodowli, wiemy co bierzemy, wiemy jakie ten pies ma geny, predyspozycje, znamy jego rodziców. W przypadku psa adoptowanego niestety nie mamy najczęściej żadnej pewności jakie geny ten pies ma. Jakie ma traumy, doświadczenia, przeżycia, co go spotkało i jak wyglądało jego życie. W przypadku psa rasowego bierzemy szczeniaka, który ma czystą kartę, lub psa podrośniętego lub całkiem dorosłego, którego życiorys i doświadczenia znamy.

Osobiście jeśli miałabym wybrać psa adoptowanego (po raz kolejny) to prędzej z domu tymczasowego niż ze schroniska. W domu tymczasowym zwykle ktoś z psem jest 24/h, zna tego psa, jego zaburzenia, lęki, traumy, jego nawyki, zna tego psa najczęściej na wylot. Psa adoptować trzeba też w sposób mądry, nie tylko kierując się wyglądem ale przede wszystkim charakterem i osobowością danego psa.

2.2 Nauka czystości - w tym rozdziale autorka twierdzi, że nie można bardzo małego szczeniaka uczyć komend. Zgadzam się w 50%. Owszem, nie powinniśmy ,,zajechać" psa komendami, poleceniami i treningiem, bo jest to dla psa głównie okres poznawania świata (o czym autorka także mówi w książce i z czym się zgadzam totalnie). Natomiast ja swojego psa uczyłam (prostych) komend od pierwszego dnia u mnie, bo chciałam nauczyć go, że na wszystko powinien sobie zapracować, że nie ma nic za darmo, ponieważ psy są zdobywcami, są nauczone z natury zdobywania, np. pożywienia. Nie polują ale je zdobywają i zwykle muszą się trochę natrudzić, żeby to jedzenie zdobyć. I nie sądzę, żeby było to jakieś krzywdzące i uwłaczające dla psa, że powinien pierw wykonać prostą komendę i poczekać cierpliwie, zanim dostanie smakołyk, kość czy miskę z jedzeniem.
Pies jest w stanie zrobić bardzo dużo, żeby zdobyć pokarm i bardzo dużo, żeby ogólnie zadowolić człowieka. ALE! Nie można, tak jak pisałam, uczyć psa ciężkich rzeczy, przepracowywać go, frustrować coraz to nowszymi i dziwniejszymi komendami. Wszystko musi mieć umiar. Ja osobiście stawiam bardziej na wychowanie psa (chodzienie na luźnej smyczy, nie witanie każdego obcego psa i człowieka, nie żebranie, spokojne odpoczywanie) niż na naukę komend, które są w większości tylko fajnymi sztuczkami, którymi możemy zaszpanować przy ziomkach i podbić swoją dumę i ego.
Zgadzam się z autorką co do tego, że niefajne jest głodzenie psa i podawanie mu posiłku w formie smakołyków-nagrody za dobrze wykonane komendy czy ogólnie treningu. Pies głodny może faktycznie chętniej pracować z człowiekiem, ale pies głodny to też pies nieszczęśliwy, zdenerwowany i sfrustrowany, co z kolei może wpłynąć negatywnie na trening. Uważam, że trening da najlepsze efekty jeśli pies czuje się dobrze i wszystkie jego potrzeby są zaspokojone.
Autorka zbyt często porównuje psy do ludzi.

,,Czy wyobrażasz sobie, że otrzymujesz jedzenie w małych porcjach, które nie zaspokajają głodu, tylko wtedy, kiedy wykonasz czyjeś polecenie?" - trochę w tym prawdy jest, ale nie do końca, bo jeśli już autorka chce porównywać człowieka do psa (a robi to w książce nagminnie, bardzo często, co nie do końca jest trafne, bo jednak człowiek i pies to dwa zupełnie inne gatunki!),to powinna wiedzieć, że przecież w przypadku nas, ludzi, pierw musimy iść do pracy i pierw zarobić na to jedzenie, które, podobnie jak inne zasoby, nie jest nigdy darmowe. Więc człowiek też musi pierw je zdobyć, tj. zrobić coś, wykonać dla kogoś jakąś pracę, kto da nam następnie zapłatę, za którą kupimy owe jedzenie. Większość zwierząt polujących też musi pierw upolować zdobycz, wysilić się, aby zdobyć pokarm. Nie ma nic za darmo. Owszem, psu jedzenie się po prostu należy, ale tak jak pisałam wcześniej, psy w naturalnym środowisku może nie polują, ale również wysilają się, aby pokarm zdobyć i nie być głodne. Skoro pies wolnożyjący np. w Indiach potrafi wysilić się, żeby wytargać ze śmietnika najlepszy kąsek (lub od innego psa),skoro wilk potrafi wysilić się, żeby upolować zdobycz, to bynajmniej moim psom korony z głów nie zlecą, jeśli dotkną na moją prośbę dupskiem ziemi, zanim postawię im michy przed nosami.

Następnie autorka pisze o tym, że pies warczy przy misce. Hm. Wg. mojej wiedzy pies warczy przy misce lub kości nie tylko w celu zagrożenia nam, że ugryzie, jeśli tą zdobycz mu zabierzemy, ale warczy także, żeby dać komunikat o tym, żeby jeszcze mu tej zdobyczy nie zabierać, bo nie skończył jej konsumować. Ludzie uważają, że warczenie jest zawsze złe. Ale warczenie jest też komunikacją, niekoniecznie grożącą. Np. psy pasterskie warczą na owce, komunikując się z nimi i tworząc z nimi więź.

Autorka nie uznaje także awaryjnego przywoływania psa do siebie, czy też bardziej nauczania psa takiego przywołania, kiedy nic się nie dzieje. Pisze: ,,wyobraź sobie, że ktoś woła Cię do siebie tylko po to, by Cię kontrolować." - no wyobraziłam sobie. I korona mi z czerepu nie spadła. I nie wiem dlaczego autorka tak bardzo tego nie uznaje, skoro takie przywołanie może psu ocalić życie, kiedy np. ten zbliża się do jakiegoś zagrożenia. Autorka totalnie neguje kontrolowanie psa, co wg. mnie może niekiedy przynieść więcej szkód niż pożytku, bo pies niestety nie zawsze jest w stanie samodzielnie ocenić jakieś zagrożenie. Psy np. nie zawsze widzą szybko poruszające się obiekty (samochody),dlatego mogą łatwo paść ofiarą przejeżdżającego pojazdu. I wtedy to właśnie człowiek jest w stanie ocenić zagrożenie, przywołać i ochronić psa. Pies sam tego nie zrobi. Owszem, będzie stronił od ognia czy pokrzyw w lesie, jeśli te go sparzą, poparzą, ale nie będzie w stanie ocenić na ile niebezpieczna jest ruchliwa ulica, jeśli nie do końca jest w stanie zarejestrować wzrokiem pędzące samochody.
I znowu, skoro już porównujemy człowieka do psa to porównajmy taką sytuację do dziecka. Rodzic też często przywołuje swoje dziecko w celu kontrolowania go. Więc zapytam tak jak autorka - wyobrażacie sobie na spacerze psa lub dziecko bez jakiejkolwiek kontroli opiekuna?

W książce także jest napisane, że jeśli dwa psy (idące luzem, bez smyczy) spotkają się i wpatrują się w siebie, nie można naszego psa wtedy odwołać, bo ten drugi pies może rzucić się za naszym pędem i go zaatakować. Hm. Czyli, co wtedy, wg. książki powinno się zrobić? Nie jest niestety wyjaśnione. Trzeba pozwolić tym psom się na siebie tak gapić? Pozwolić się im przywitać, lub potencjalnie popaść w konflikt? Czekać na rozwój wydarzeń samoistnie, nie ingerować?

Rozdział poświęcony zabawom z psem - bardzo dobry. Nie ma się do czego przyczepić. Jedyne czego brakuje mi w tej książce w tym temacie, jak i w wielu innych, to BARDZO WAŻNA KWESTIA jaką jest zabawa z innymi psami. Nie tylko pies powinien poprawnie bawić się z właścicielem, ale też z drugim psem, prawda? Jak psy się bawią, jaka jest zdrowa granica w zabawach psów między sobą, etc.

Autorka ogólnie uznaje teorię, że pies powinien być wolny. Nie powinien pracować, nie powinien być kontrolowany, powinien robić co chce i powinno się mu ufać na 100%. Popiera metody stosowane przez Fundację Duch Leona (którą de facto w pewnym momencie wychwala w książce). Niestety, osobiście uważam, że owa Fundacja snuje bajki z mchu i paproci, więc nikomu bym ich metod nie poleciła. Tak jak już wspomniałam, według mojej wiedzy pies został udomowiony w głównej mierze jako pies pracujący i ma naturalną potrzebę pracy z człowiekiem. Jest szczęśliwy, pracując z człowiekiem. Mogę się mylić ale jeśli tak jest to zanegujcie moją 25letnią wiedzę kynologiczną rzetelnymi faktami i badaniami naukowymi. Uważam, że rasa pracująca ma swoje potrzeby pracy niejako zapisane w genach. Jeśli taki pies nie pracuję, nie ma stymulacji, odpowiednich treningów, to może stać się sfrustrowany i problemowy, znam mnóstwo takich przypadków. Ale może się mylę, bo nie jestem ekspertem, raczej książkoholikiem. Zresztą, bardzo podobnie jest z ludźmi. Jeśli nie pracujemy, nie mamy pasji, to czy jesteśmy szczęśliwi? Jaki mamy wtedy cel życia?
Weźmy np. pod lupę owczarki belgijskie. Belgi były w taki sposób hodowane, by wykazywały pewne predyspozycje. Tymi predyspozycjami w ich przypadku jest energiczność, błyskawiczna nauka, wysoki stopień pobudzenia, odwaga. Te psy potrzebują stymulacji fizycznej i umysłowej. Jeśli nie, będą nerwowe, sfrustrowane, zaczną sprawiać problemy. To naprawdę nie są psy, na których szkolenie można machnąć ręką, usadzić je w fotelu i wyprowadzać na spokojne spacerki po łąkach. Te psy to zadaniowcy. Oczywiście każdy pies potrzebuje wypoczynku, wyciszenia, spokoju, to nie jest maszyna do całodobowej pracy.
Uważam, że Duch Leona robi błąd, traktując je na równi ze spokojnymi, stonowanymi, flegmatycznymi CAO czy tybetanami. To całkiem odmienne typy psów, z inaczej ukształtowanym łańcuchem łowieckim, mającym wpływ na całą plejadę zachowań i potrzeb.
Duch Leona może nad nimi odtańczyć nawet magiczny taniec i ułożyć na złotych poduszkach, by tylko leżały i pachniały - nic mi do tego. Jednak wpisy mówiące o tym, że belgi nie powinny pracować, nie powinny być szkolone, nie powinny się bawić czy otrzymywać zadań (wszystko w ramach rozsądku) uważam za zwyczajnie szkodliwe, bo to po prostu nieprawda. Autorka niestety chyba uważa podobnie.

Rozdział 3, 4 i 5 - ogólnie dobre, bardzo ładnie napisane jak powinniśmy tworzyć więź i zdrową relację z psem. Ale i tu wychwyciłam kilka smaczków...

,,Warto też od samego początku uczyć się ufać swojemu psu - czyli pozwalać mu poznawać świat i popełniać własne błędy, wierząc, że sam doskonale będzie wiedział, czy coś jest dla niego odpowiednie. (...)" - bardzo ostrożnie bym podchodziła do takich stwierdzeń. Tu znowu wychodzi na przód teoria autorki o tym jakie psy powinny być wolne, swobodne, niekontrolowane... Ale czy to dobrze dla nich? Autorka chyba twierdzi, że żadne niebezpieczeństwa nie czają się na psa. Okej, poparzy go np. pokrzywa, więc więcej do niej nie podejdzie. Ale niektóre błędy pies może popełnić tylko raz - np. zjedzenie kiełbasy z zawartością szkła czy trutki na gryzonie. Np. wybiegnięcie na ruchliwą ulicę w amoku ekscytacji np. cieczką, czy w strachu po wybuchu np. petardy. Mawia się, że psu nigdy nie należy ufać na 100% i im więcej psów w życiu posiadam czy ogólnie poznaję, tym bardziej z tym się zgadzam.
Nie chodzi o to, by znowu trzymać psa pod kloszem i na nic mu nie pozwalać i nigdy nie odpinać smyczy. Ale chodzi o to, żeby ufać psu, ale w granicach rozsądku i MĄDRZE. Oceniać na ile środowisko jest bezpieczne, zanim spuści się psa ze smyczy i pozwoli mu brać wszystko do gęby. Niestety, wiele niebezpieczeństw pies nie jest w stanie samodzielnie wychwycić. My, jako ludzie i właściciele, możemy. Pies nie wyczuje czy w danym kawałku kiełbasy jest szkło, nie wyczuje, czy akurat nic go nie rozjedzie, jeśli przebiegnie przez ulicę. Od tego pies ma nas, bo niestety, ale to psy żyją w naszym świecie, pomiędzy naszymi niebezpieczeństwami i zagrożeniami. My je znamy i wiemy, że są niebezpieczne. Ale pies niekoniecznie je zna.
I, swoją drogą, przy temacie - załóżmy, że zostawimy psu pod nosem cały worek karmy. Zje tyle, ile powinien czy raczej zje ponad normę i się przeje? Będzie to dla niego bezpieczne? Okej. Inny przykład. Zostawmy psu pod nosem ser pleśniowy, czekoladę, awokado, orzechy makadamia. Zaufasz swojemu psu, że nie tknie tych rzeczy, bo, magicznym sposobem, posiada przecież jakąś wiedzę i wie, że jest to trujące dla niego, czy jednak temu psu nie zaufasz i nie wyjdziesz z pokoju zanim nie schowasz trującego produktu? No właśnie. Także z tą niekończącą się wolnością i stuprocentowym zaufaniem nie jest wcale tak kolorowo!

Str. 297 - autorka pisze, że przypałętał się do niej jakiś pies, któremu pozwala na swobodne opuszczanie posesji, bo pies przecież zawsze wraca, nie oddala się, nie daje się złapać, czasami niesie w pysku jakiegoś indyka, którego ukradł innym psom. Ogólnie, pies trochę wolnożyjący, ale jednak autorki. I naprawdę, czy to jest okej? Autorka gdzieś chyba wspomina, że mieszka w lesie. Ale pies, który opuszcza posesję, zawsze stanowi zagrożenie i zawsze na niego czai się mnóstwo zagrożeń! Inni ludzie mogą chociażby nie lubić tego psa i rozstawić jakieś pułapki. Ktoś może go otruć. Inny pies może go dotkliwie pogryźć. On może pogryźć innego psa lub człowieka, jeśli poczuje zagrożenie. Może poczuć cieczkę (jeśli jest samcem z jajami) lub wystraszyć się czegoś na amen i w amoku pobiegnie kilka km, wyskoczy na ulicę, uszkodzi siebie i samochód (mandat dla właścicielki i prawdopodobne odebranie psa). Czy autorka (miłośniczka porównywania ludzi do psów) tak samo jak temu psu, pozwalałaby wychodzić sobie swobodnie i włóczyć się po okolicy swojemu dziecku? Autorka uważa, że nie ma prawa więzić tego psa. Okej, ale zatem jakie prawo mają rodzice ,,więzić" swoje dzieci, które akurat chciałyby same wyjść do sklepu 2km dalej, np.? Czy nie lepiej po prostu, hm, wychodzić z tym psem na spacery? Choćby bez smyczy, ale być obok, nie kontrolować, ale CHRONIĆ tego psa, mieć go na oku, żeby ani jemu ani nikomu innemu krzywda się nie stała?

Podsumowując, książka jest dobra, jednak autorka czasami za bardzo odpływa w swoich bajkowych porównaniach człowieka do psa, w swoich wyznawanych ideach o wolnych, swobodnych, nieskrępowanych i nie kontrolowanych psach - niestety takie rady i podejście do psów może przynieść im więcej krzywdy niż pożytku.

W końcu przebrnęłam przez tą książkę i mogę się wypowiedzieć. Przyznam, że musiałam gdzieś w połowie zrobić sobie przerwę... I do książki wróciłam po czasie z nieco mniejszą motywacją do skończenia lektury.

Na str. 12 autorka pisze, że nie podoba jej się ogólnie to, że psy pracują, że niektóre psy są psami pracującymi. Dla autorki jest to wykorzystywaniem psów do własnej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
323
314

Na półkach:

Poradnik napisany przez Ewe Pikulską i Agnieszkę Ornatowską oprócz tego, że pomaga nam zrozumieć szczeniaka to także zmusza nas do myślenia i przeanalizowania swoich dotychczasowych decyzji. Czytając go byłam pod wrażeniem języka jakim operują autorki. Przygotowana na przesłodzoną książkę o szczęściu jakie może dać nam życie ze szczeniakiem dostałam kubeł zimnej wody - za co dziękuję.
_
Dzięki temu poradnikowi zrozumiałam, że aby być w pełni gotowa na szczeniaka w domu muszę najpierw zastanowić się czy jestem w stanie zaoferować mu warunki do prawidłowego rozwoju, w których będzie czuł się szczęśliwy i bezpieczny. Znalazłam wiele wskazówek na co zwrócić uwagę przy wyborze czworonoga, jego hodowli czy rasy i związanych z nią przeróżnych czynników. Podczas lektury kilkakrotnie wyjmowałam telefon robiąc zdjęcia fragmentów, które dały mi sporo do myślenia. I wiem, że gdy usłyszę od kogoś o chęci przygarnięcia psa to zdecydowanie polecę mu przeczytanie "Przyjaźń na dwie ręce i cztery łapy".

Poradnik napisany przez Ewe Pikulską i Agnieszkę Ornatowską oprócz tego, że pomaga nam zrozumieć szczeniaka to także zmusza nas do myślenia i przeanalizowania swoich dotychczasowych decyzji. Czytając go byłam pod wrażeniem języka jakim operują autorki. Przygotowana na przesłodzoną książkę o szczęściu jakie może dać nam życie ze szczeniakiem dostałam kubeł zimnej wody - za...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    20
  • Przeczytane
    14
  • Teraz czytam
    2
  • Posiadam
    1
  • Zoopsychologia, medycyna behawioralna i żywienie
    1
  • Poradniki ❓
    1
  • Psie 🐶🐶🐶
    1
  • 2022
    1
  • Zwierzęta 🐕
    1
  • Posiadam 📚
    1

Cytaty

Podobne książki

Przeczytaj także