rozwińzwiń

Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika

Okładka książki Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika Dan Millman
Okładka książki Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika
Dan Millman Wydawnictwo: Zysk i S-ka biografia, autobiografia, pamiętnik
316 str. 5 godz. 16 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Tytuł oryginału:
Sacred Journey of the Peaceful Warrior
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
2020-10-20
Data 1. wyd. pol.:
2020-10-20
Data 1. wydania:
2004-03-01
Liczba stron:
316
Czas czytania
5 godz. 16 min.
Język:
polski
ISBN:
9788382020403
Tagi:
akrobatyka biografia sportowiec
Średnia ocen

8,1 8,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,1 / 10
48 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
143
142

Na półkach:

Książka dobra. Jestem fanem autora więc mi się podobała.
Natomiast wyczuwam w niej mniej osobistych przeżyć autora a więcej fikcji literackiej co z resztą sam zaznaczył w jednym z wywiadów. Mimo wszystko polecam i oceniam wysoko.

Książka dobra. Jestem fanem autora więc mi się podobała.
Natomiast wyczuwam w niej mniej osobistych przeżyć autora a więcej fikcji literackiej co z resztą sam zaznaczył w jednym z wywiadów. Mimo wszystko polecam i oceniam wysoko.

Pokaż mimo to

avatar
150
100

Na półkach:

Tym razem książki nie przeczytałem, ale przeżyłem. Tego nie da się opisać. To trochę jak trip po narkotykach - nie da się tego oddać słowami. To co się działo podczas czytania, ludzie, których spotykałem, wydarzenia, przypadki... Ta książka mnie zmieniła, już nigdy nie będę taki sam. Arcydzieło, a Millman to nauczyciel nie z tej ziemi ;).


Poniżej pozostawiam opinię sprzed 3 lat, dla pokazania różnicy w odbiorze i namawiania do wracania do książek, które nam wydaje się, że przeczytaliśmy:
Hmm... Trudno mi ocenić tą książkę. Opcje są dwie - albo autor już lekko "odjechał", albo ja jeszcze nie dojrzałem do tej pozycji. Pierwsza z cyklu ("Siła spokoju") wbijała w fotel, otwierała oczy. Zrozumiałem, że jedyne miejsce, w którym żyjemy to "tu i teraz". Zrozumiałem, że droga jest najważniejsza. Druga część to taka ... powtórka (?). Momentami czytało się trudno. Sumarycznie wyjąłem z niej chyba mniej. Ale podkreślam - mogłem jeszcze do niej nie dojrzeć. W poprzedniej części w świat duchowy byliśmy wpuszczani przez historie ... przyziemne (?). Sport, naprawa samochodu, miłość, relacje międzyludzkie. Ta książka za to, to głównie opis medytacji, snów, wizji itd. itp. Ja wyłapałem z 20% tych wizji (wyłapałem w sensie zrozumiałem). I przy tych wyłapanych było takie wielkie "ŁAŁ". A tych co nie wyłapałem - jak na początku opinii - albo dla mnie za wcześnie, albo autor "odjechał". Wrócę do tej pozycji za kilka lat, podejrzewam, że wyniosę zupełnie inne rzeczy. A jeśli - zmienię ocenę i tą opinię.

Tym razem książki nie przeczytałem, ale przeżyłem. Tego nie da się opisać. To trochę jak trip po narkotykach - nie da się tego oddać słowami. To co się działo podczas czytania, ludzie, których spotykałem, wydarzenia, przypadki... Ta książka mnie zmieniła, już nigdy nie będę taki sam. Arcydzieło, a Millman to nauczyciel nie z tej ziemi ;).


Poniżej pozostawiam opinię...

więcej Pokaż mimo to

avatar
18
8

Na półkach:

Jak dla mnie słaba w porównaniu do wcześniejszej. Czytasz książkę myśląc, że to prawdziwe wydarzenia, by na końcu się dowiedzieć, że to fikcja.

Jak dla mnie słaba w porównaniu do wcześniejszej. Czytasz książkę myśląc, że to prawdziwe wydarzenia, by na końcu się dowiedzieć, że to fikcja.

Pokaż mimo to

avatar
1077
221

Na półkach:

Książka Dana Millmana pod tytułem „Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika” to dosyć dziwna książka. Czytało mi się ją wprawdzie szybko, ale pierwsze rozdziały były irytujące. Po pierwsze, jakim trzeba być głupcem, aby kręcić się tylko wokół własnej osoby. Nigdy tego nie rozumiałem, tym bardziej nie akceptuję, zwłaszcza, że rzekomo Autor zdobył wyższe wykształcenie. Po drugie – jego wewnętrzne problemy, chęć zdobycia oświecenia też denerwuje, wręcz wkurza. Nie tylko z powodu bezkompromisowości w dążeniu do tego celu, ale również dlatego, iż nie dostrzega, i przede wszystkim nie docenia tego wszystkiego, co ma wokół siebie. Jednym słowem, to człowiek bardzo niewdzięczny, i nie dziwię się, że inni najczęściej go unikali. Trzecim powodem, dla którego książka nie przypadła mi do gustu są infantylne nazwiska i zachowanie niektórych bohaterów. I tak jego główny mentor, nosi dosyć dziwne – jak dla mnie – imię Sokratesa. A przecież ze swym pierwowzorem nie ma nic wspólnego. Prawdziwy Sokrates, podobno niepiśmienny, prowadził z ludźmi swobodne rozmowy. Zadawał pytania i naprowadzał swych rozmówców do różnych wniosków. Jego pytania zawsze były sensowne, i gdzieś zmierzały. Wydobywały z człowieka skrywaną dotąd wiedzę i odpowiedzi. Natomiast książkowy Sokrates, feruje wyroki z wyższością człowieka z innego świata. Wszystko wie, ale nic nie mówi. Zawsze ma racje, ale nigdy jej nie uzasadnia. Mówi tak, aby nie powiedzieć nic. Nie wiem jak was, ale mnie taka forma wypowiedzi irytuje do najwyższego stopnia. I jeśli Autor podążył za takim człowiekiem, bardzo mu współczuję.

Książka „Siła ducha…” to opowieść o duchowych, i czasem cielesnych zmaganiach Autora z własnym ego, z własnym ja. Czy wam się spodoba, to pewnie kwestia sporna. Mnie nie bardzo zachwycają podróże człowieka nieszczęśliwego swoim szczęściem. Czasem zdaje się, że ludzie Zachodu na siłę poszukują swojego miejsca na Ziemi. Tworzą świat bez emocji, wyzbyty prostych uniesień, prostych radości, tylko po to, by go później obrzydzać, zohydzać. Paradoks czy głupota? Może jedno i drugie. A przecież wszystko, co nam trzeba jest tuż obok. Miłość, nadzieję, odkupienie mamy w sobie i w naszych bliskich. Nie ma potrzeby jeżdżenia po całym świecie, ryzykowania życia po to, aby odkryć to wszystko, co już wiemy, ale usilnie staramy się zniwelować, zapomnieć… Gdyby Autor wszedł w głąb siebie, jak to czyni po tylu absurdalnych wyczynach, oszczędziłby cierpień sobie i swoim bliskim.

Przyznam, że nie jestem zwolennikiem duchowych poszukiwań. Nie żebym w ich terapeutyczną moc nie wierzył, a wierzę, tyle tylko, że kroczenie ku oświeceniu drogą istnego zatracenia, mija się z celem. Człowiek, zawsze pozostanie istotą ludzką, zawieszoną między tym, co jest tutaj i teraz, a tym, co by chciał, tym, co może, i tym, co pisze mu los. Nie można wyzbyć się siebie, jeśli nie wyzbędziemy się naszych bliskich. Wielu współczesnych „myślicieli” głosi, że cała ta otoczka naszego życia, tylko nam przeszkadza, ogranicza nas. Nie dajcie się zwieść. To nasza społeczność jest naszą siłą. To ona kształtuje w nas to, co najlepsze, a to, co złe, akceptujemy sami. To my sami, jesteśmy granicą naszych możliwości. Sami wyznaczamy sobie granice istnienia. A wyzbywając się naszych bliskich, nie ważne czy jest to rodzina, sąsiedzi, koledzy czy znajomy sprzedawca – są częścią naszego świata, i tracąc ich, tracimy nie tylko siebie, ale i człowieczeństwo. Istota ludzka nie może żyć dla siebie, nie może być zatopiona tylko w sobie. Ale do tego musicie dojść sami, tak jak dojdzie Dan Millman.

Ale do rzeczy. Nasz szanowny Autor, pomimo osiągnięcia sukcesu, męczy się sam ze sobą, i przy okazji zamęcza innych. Nic przeto dziwnego, że szybko rozpada się jego małżeństwo. Niezrażony tym Dan rzuca wszystko, i leci na drugi kraniec świata. Spytacie pewnie dlaczego? Już pędzę z odpowiedzią. Otóż jego mentor, Sokrates, mówi mu, że musi się szkolić u pewnej szamanki, aby dostąpić tao/nirwany/zbawienia czy jeszcze innego pięknego określenia. Nie wie gdzie jej szukać, nie zna jej imienia. W zasadzie nie wie nic, poza tym, że musi ją odnaleźć. I ten nasz świetnie wykształcony bohater, pędzi. Mógłbym rzec, że bezmyślnie, jak stado gnu, wystraszone mirażem drapieżnika. Rzuca wszystko w cztery wiatry, i pędzi. Pobiera nauki u mistrzów Wschodu z dalekich Indii czy Tybetu. Normalny człowiek pewnie byłby zachwycony, choćby tylko tym, że zwiedził kawał świata. Ale nie Dan. On już to wszystko wie (wszak wszystko to dała mu już nieskazitelna matka Ameryka),i czuje niedosyt. Zawiedziony, rusza przez Hawaje do domu. I nie uwierzycie. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu, właśnie na Hawajach odnajduje ową tajemniczą szamankę niczym Rycerz Okrągłego Stołu odnajdujący Świętego Graala… Co więcej, prawie traci życie, bo za jej radą (bardziej skomplikowana sprawa, aby ją tutaj nakreślać),wybrał się na nocne zwiedzanie Oceanu i zasnął... Przez kilka dni, bez jedzenia, bez picia przemierza bezmiar wód. Słowem - istny geniusz. Jeśli to was nie zrazi nonszalancją i impertynencją bezmyślności Amerykanina, to brak mi słów. A później, wcale nie jest lepiej.

Podsumowując, przeczytałem książkę z rozdrażnieniem. Nie bardzo mi się podobała. Nie akceptuję takiego postępowania jakie reprezentuje jej bohater. Pęd tylko dla pędu jest głupotą, niezależnie, co znajdzie się na końcu. Oświecenie? Owszem, ale za jaką cenę. A meritum tego jest takie, że wszystko, co nam potrzeba możemy odnaleźć w sobie i w swoim otoczeniu.

"Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl".

Książka Dana Millmana pod tytułem „Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika” to dosyć dziwna książka. Czytało mi się ją wprawdzie szybko, ale pierwsze rozdziały były irytujące. Po pierwsze, jakim trzeba być głupcem, aby kręcić się tylko wokół własnej osoby. Nigdy tego nie rozumiałem, tym bardziej nie akceptuję, zwłaszcza, że rzekomo Autor zdobył wyższe...

więcej Pokaż mimo to

avatar
955
868

Na półkach:

„Moja pierwsza książka, »Siła spokoju«, opowiada o moich przygodach, treningach i sprawdzianach u starego mechanika stacji obsługi pojazdów, którego nazwałem Sokratesem.
[…]
»Siła ducha« to osobna książka, którą można czytać, nie znając »Siły spokoju«. Należy jednak pamiętać, że wydarzenia w niej zawarte, nie dzieją się po wydarzeniach opisanych w poprzedniej książce, lecz w ich trakcie”[1].

Tak to widzi autor, ale moim zdaniem „Siłę ducha”, bez znajomości tomu wcześniejszego, czyta się początkowo ciężkawo i wiele trzeba się domyślać. Na przykład to, że skoro bohater zostawił tego całego Sokratesa, wrócił na studia i je skończył, ożenił się itd., to zapewne spotkali się, gdy miał lat kilkanaście, może ze dwadzieścia. Nie bardzo też mogłem sobie wyobrazić połączenie czyszczenia świec zapłonowych z transcendentalną medytacją, co zapewne opisane było dokładniej w pierwszej książce. I parę innych w tym stylu.
Przyznam też, że na przezwisko Sokrates zareagowałem bardzo źle. Moim zdaniem jest to spektakularnie infantylne. Podobnie jak zły bohater filmu „Szybcy i martwi”, który nazywa się Herod. Widać Amerykanie mają skłonność do takich żałosnych naiwności. Ciekawe, czy autor wie, że prawdziwy Sokrates był niepiśmienny?

Główny bohater, narrator, Dan, otrzymał od Sokratesa wskazówkę, żeby odnalazł szamankę, swoją dawną przyjaciółkę. Sokrates nie zdradził Danowi imienia, nazwiska, miejsca zamieszkania tej kobiety. Podpowiedział mu tylko, że wiele lat temu napisała ona do niego list na firmowej papeterii jakiegoś banku z Hawajów. Po rozstaniu z żoną i córką (bo wiadomo, że własny rozwój jest najważniejszy) Dan leci do Honolulu szukać szamanki. Domyśla się, bardzo rozsądnie zresztą, że jeśli jest ona dawną przyjaciółką dziewięćdziesięcioletniego Sokratesa, to musi mieć teraz minimum siedemdziesiąt-osiemdziesiąt lat. Dan odwiedza banki w Honolulu i rozmawia z kobietami… w wieku 30-50 lat. Ups! I robi to na przykład w ten sposób:

„Dzień dobry, jestem miłującym pokój wojownikiem i poszukuję przyjaciółki Sokratesa”[2].

I dziwi się bardzo oraz zniechęca, że z tych banków odchodzi z niczym, czasem nawet wyprowadzany przez ochronę. Ups! Ups!

Gdy Dan siedział zniechęcony i zmęczony przed jednym z banków, podeszła do niego właściwa kobieta. To znaczy czytelnik wie, że to ta właściwa, bo Dan jakoś zupełnie tego nie kojarzy. Nawet gdy znalazł się w jej domu uznał, że to jednak nie ona i postanowił wracać do hotelu i do Stanów. W ostatniej chwili szamanka wcisnęła mu w rękę świstki z instrukcją, co powinien robić dalej.
Zgodnie z zaleceniem starej kobiety Dan znalazł deskę surfingową i wypłynął nią na ocean. Dryfował później przez kilka dni nieomalże umierając z głodu i pragnienia, bo na tę wyprawę zaopatrzył się jedynie w kąpielówki. Na jednej z kartek Dan dostał zalecenia odnośnie potrzebnego wyposażenia (woda, krem z filtrem),ale… tę kartkę akurat zgubił.

W tym momencie postanowiłem zrobić sobie przerwę na dzień lub dwa. Mogę czytać bajki, ale tak kompletne banialuki mnie irytują. Do lektury wróciłem spokojny, z nieco innym nastawieniem (może będzie choć zabawnie).

Po żegludze na desce Dan wylądował na Molokai (jedna z wysp Hawajów),gdzie spotkał swoją dawną znajomą, emerytowaną pracownicę banku, Ruth Johnson – to znaczy tak nazywała się na Oahu, bo na Molokai przyjaciele, pacjenci i uczniowie nazywają ją Mama Chia. Tu nie była emerytką, ale szamanką. Mama Chia uczy Dana o Podstawowym ja, Świadomym ja i Wyższym ja, opowiada pouczające historie, z których wiele znam z innych książek lub anegdot, szykując tym samym do dalszej drogi.

„– Wyglądasz na zmartwionego. Przegapiłeś jakieś spotkanie? – zapytała.
– Nie, raczej nie. – Spojrzałem na nią. – A przegapiłem?
– Ze mną nie. Poza tym spotkania na Hawajach to coś obcego – wyjaśniła. – Ludzie z kontynentu próbowali je tu wprowadzić, ale to tak, jakby próbować sprzedawać wołowinę wegetarianom”[3].

Ten cytat (i kilka innych) dowodzi bylejakości pracy redaktora, korektora, tłumacza albo ich wszystkich po trochu. Zapewne jednak nie autora. Nie byłem na Hawajach, to fakt, ale nie potrzebuję tam być, żeby domyślić się, że i w tym egzotycznym miejscu ludzie się jednak czasem spotykają – na przykład w domu, po powrocie z pracy, w szkole na lekcjach, w fabryce itd.
Pierwsze zdanie pierwszego cytatu. Błędnie użyte słowo „nazwałem”. To nie Dan nazwał starego mechanika Sokratesem. Tak nazywali go ludzie zapewne jeszcze przed urodzeniem Dana, który nawet nie wiedział, jak ten jego Sokrates naprawdę się nazywa. A wystarczyło użyć słowa „nazywano”…

Czy są to wady rażące i fundamentalne? Nie, aż tak, to może nie, ale utrudniają czasem ocenę oraz zrozumienie treści. Jeśli przezwisko „Sokrates” wymyślił sobie Dan, to pytanie w bankach w Honolulu o kogoś takiego, oznacza kretyński pomysł i absurdalne zachowanie. Jeśli jednak wielu ludzi w różnych miejscach od dawien dawna tego człowieka pod takim mianem znało, sytuacja wygląda zgoła inaczej.

Początkowo wydawało mi się, że „Siła ducha” to książka z cyklu „jak być młodym, pięknym i bogatym, w dwa tygodnie”. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych pojawiło się ich mnóstwo na rynku amerykańskim (Peale, Robbins, Tracy, Masterson, DeMarco, Carnegie, Hill, Murphy i inni). Z ćwierćwiekowym poślizgiem dotarły one do Polski, ale i tu już się przejadły. Okazało się jednak, że nie. „Siła ducha” przypomina mi – w pewnym sensie – Pielgrzyma” lub „Piątą górę” Coelho albo „Ostatni wykład” Pauscha. Z naszych podobną sztuczkę zastosowała Nosowska w „A ja żem jej powiedziała...”.

„Czasami najlepszą metodą na wygranie walki jest ją przegrać”[4].

O co więc chodzi? Ano, o prezentowanie trywialnych rad, znanych mądrości, oklepanych złotych myśli, banalnych sugestii itp. w taki sposób, żeby czytelnikowi wydawały się one cudownymi odkryciami. Może nawet znajdą się tacy, dla których będą to odkrywcze nowości, ale jeśli nawet, to i co z tego? Dan Millman nie napisał poradnika, nie wyjaśnił, jak określone efekty osiągnąć, co zrobić (tak, to kluczowe słowo – zrobić),żeby te magiczne efekty uzyskać. Dla mnie „Siła ducha”, jeśli nie jest kompletnie bezwartościowa, to ma znaczenie jedynie rozrywkowe i to umiarkowanej jakości. Z tej książki nie wynika nic, poza – ewentualnie – chwilową egzaltacją.

Mała dziewczynka pod nieobecność rodziców w pokoju podchodzi do kołyski braciszka, który urodził się kilka dni temu i prosi: opowiedz mi o Bogu, bo ja już zaczynam zapominać. Nawet niezłe, ale ja znam tę anegdotę od ponad dwudziestu lat, czytałem ją lub słyszałem wielokrotnie. W „Sile ducha” opisana jest jako prawdziwe wydarzenie, z określonymi, konkretnymi osobami. Kolejna cudowna mądrość.

„Ego zmienia się w ręce Boga, a umysł w wolę Boga. Nie będziesz próbował kontrolować swojego życia albo kierować go na konkretne tory, przestaniesz żyć, a zaczniesz przeżywać. Spoisz się wyższym celem – staniesz się Drogą, zbaczając z drogi”[5].

Brzmi zachęcająco choć… więc tym akcentem zakończę. Wyrobionym, oczytanym ludziom nie polecam.









---
1. Dan Millman, „Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika”, Zysk i s-ka, przełożył Robert Filipowski, 2020, s. 7.
2. Tamże, s. 28.
3. Tamże, s. 91.
4. Tamże, s. 247.
5. Tamże, s. 185.








"Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl".

„Moja pierwsza książka, »Siła spokoju«, opowiada o moich przygodach, treningach i sprawdzianach u starego mechanika stacji obsługi pojazdów, którego nazwałem Sokratesem.
[…]
»Siła ducha« to osobna książka, którą można czytać, nie znając »Siły spokoju«. Należy jednak pamiętać, że wydarzenia w niej zawarte, nie dzieją się po wydarzeniach opisanych w poprzedniej książce, lecz...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1385
1385

Na półkach: ,

#389 - Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika - Dan Millman - Zysk i S-ka Wydawnictwo
#142/52/2020
" - Musisz opiekować się innymi ludźmi. Nie chcę się narzucać.
- Narzucać ? - odparła. - Czy diament narzuca się jubilerowi, który go szlifuje ? Czy stal narzuca się kowalowi, który wykuwa miecz ? "
Książka miała swoją premierę dnia 20.10.2020 roku i ma 316 stron. Jest wydana w pięknej twardej oprawie, jako biografia, pamiętnik, ale jak zastrzega autor w ksiżce miesza prawdę z fikcją.
Siła ducha urzekła mnie równie mocno, co poprzednia książka autora, czyli Siła Spokoju. Jest w niej wiele pięknych przekazów, które pozostaną w sercu na długo:
"Nie ma drogi do miłości.
Miłość jest drogą."
Ogromne wrażenie zrobił na mnie rozdział zatytułowany Wieża życia, gdzie Mama Chia opowiada Danowi o Siedmiopiętrowej Wieży, pokazującej na jakim etapie rozwoju hest nasza świadomość. Przytoczę tutaj jej piękne słowa:
" - Tylko jeśli korzenie drzewa sięgają głęboko, może wydać kwiaty. Jeśli wieża nie będzie miała mocnowych fundamentów, runie. Najpierw musisz posprzątać w piwnicy, zanim przeniesiesz się do salonu."
" - Zanim ujrzysz światło, będziesz musiał uporać się z mrokiem."
Ta książka niesamowicie trafia w ważne dla mnie życiowe aspekty. Od dziecka marzyłam o wyprawie w góry Tybetu, a tu przewrotnie znalazłam takie przesłanie:
"- Nie musisz wspinać się na góry Tybetu, bo królestwo niebieskie jest w tobie - przypomniała mi.
- W sercu i powyżej. Jest tam."
Myślę, że dla mnie drugi tom był nawet lepszy od pierwszego.
Dziękuję ogromnie Zysk i S-ka Wydawnictwo za tą książkę i bardzo ją polecam. ❤ ❤ ❤
"Moje serce się otworzyło, a po policzkach spłynęły łzy szczęścia, ale też smutku z powodu tych, którzy wciąż czuli się samotni, odcięci we własnym szałasie odosobnienia.
Narosła we mnie fala radości, bo byłem absolutnie pewien, że oni też będą w stanie kochać i wspierać Ducha, jeśli tylko otworzą oczy swojego serca."

https://www.facebook.com/zaczytanaeliza/photos/a.1656801191286441/2497984937168058/

#389 - Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika - Dan Millman - Zysk i S-ka Wydawnictwo
#142/52/2020
" - Musisz opiekować się innymi ludźmi. Nie chcę się narzucać.
- Narzucać ? - odparła. - Czy diament narzuca się jubilerowi, który go szlifuje ? Czy stal narzuca się kowalowi, który wykuwa miecz ? "
Książka miała swoją premierę dnia 20.10.2020 roku i ma 316...

więcej Pokaż mimo to

avatar
821
58

Na półkach: ,

Niestety nie wydana jeszcze w języku polskim. Oby nastąpiło to jak najszybciej, bo książka jest świetna, jak wszystkie Dana Millmana. Podróż w głąb siebie, odkrywanie własnych możliwości i prawdziwego szczęścia. Kto przeczytał "Drogę miłującego pokój wojownika" musi przeczytać również tą pozycję. Z twórczością tego autora jest tak, że na jednej książce nie można się zatrzymać. Mamy w tym przypadku do czynienia z syndromem koniecznego zgłębiania tematu.

Niestety nie wydana jeszcze w języku polskim. Oby nastąpiło to jak najszybciej, bo książka jest świetna, jak wszystkie Dana Millmana. Podróż w głąb siebie, odkrywanie własnych możliwości i prawdziwego szczęścia. Kto przeczytał "Drogę miłującego pokój wojownika" musi przeczytać również tą pozycję. Z twórczością tego autora jest tak, że na jednej książce nie można się...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    87
  • Przeczytane
    59
  • Posiadam
    10
  • Teraz czytam
    6
  • 2021
    2
  • Duchowość
    2
  • Ulubione
    2
  • Kupić?
    1
  • 2020
    1
  • Not only fictional stories
    1

Cytaty

Więcej
Dan Millman Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika Zobacz więcej
Dan Millman Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika Zobacz więcej
Dan Millman Siła ducha. Święta podróż miłującego pokój wojownika Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także