rozwińzwiń

Kuchnia dawnych Słowian

Okładka książki Kuchnia dawnych Słowian Rafał Merski
Okładka książki Kuchnia dawnych Słowian
Rafał Merski Wydawnictwo: Inne kulinaria, przepisy kulinarne
334 str. 5 godz. 34 min.
Kategoria:
kulinaria, przepisy kulinarne
Wydawnictwo:
Inne
Data wydania:
2020-02-01
Data 1. wyd. pol.:
2020-02-01
Liczba stron:
334
Czas czytania
5 godz. 34 min.
Język:
polski
ISBN:
9788364886089
Tagi:
kuchnia słowianie merski archeologia
Średnia ocen

5,5 5,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,5 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
32
32

Na półkach:

Tym razem sięgłam po coś typowo nastawionego na kuchnię. Mamy tu opis wielu różnych składników- skąd one na naszych ziemiach, czy jakie odkrycia się z tym wiążą. Mamy też opisy kronikarzy czy wędrowców aż w końcu może my trafić na przepisy 🤭

Uważam, że kultura jedzenia jest bardzo ważna- tutaj mamy też historię jedzenia. Przez żołądek do serca w końcu z nikąd się nie wzięło, więc książka ta to fajna ciekawostka i zarazem odskocznia literacka.

Nie każdemu taką tematyką może przypaść do gustu, ja osobiście przeczytałam książkę i uważam ja za tają sympatyczną o innej niż zwykłam czytać tematyce.

Jeśli tenat Was interesuje czy lubicie takie cuekawostki- to polecam i myślę, że warto sięgnąć po tę książkę 😊

Tym razem sięgłam po coś typowo nastawionego na kuchnię. Mamy tu opis wielu różnych składników- skąd one na naszych ziemiach, czy jakie odkrycia się z tym wiążą. Mamy też opisy kronikarzy czy wędrowców aż w końcu może my trafić na przepisy 🤭

Uważam, że kultura jedzenia jest bardzo ważna- tutaj mamy też historię jedzenia. Przez żołądek do serca w końcu z nikąd się nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Książka może dostać naciągane 2/10. Jeszcze nigdy w życiu tak nie żałowałam, że wydałam pieniądze na książkę. Tak nietrafionej pozycji, której autor robi wszystko, żeby odstraszyć czytelnika pas lektury jeszcze nie widziałam. Ktoś napisał, że brak korekty jest znakiem rozpoznawczym Pana Rafała, ale z całym szacunkiem - korekta to jest standard, który nam, czytelnikom i odbiorcom, po prostu się należy jak psu buda. Zapewne dlatego żadne wydawnictwo nie chce tego wydać i Pan Rafał robi to sam. Książka jest napisana językiem, który przypomina esej gimnazjalisty i doprowadza do furii, która zwyciężyła po 70 stronie i zmusiła mnie do kapitulacji. Tony błędów stylistycznych, zła interpunkcja, niepoprawna odmiana wszystkich części mowy i akapity zawierające jedno zdanie... Tego jest za dużo, żeby na to przymknąć oko. Nie mówiąc o cytatach, które są podane kursywą (a jest ich 60 stron),i stanowią bardzo upierdliwą do czytania część tej pisaniny. Książka zachęca okładką, tytułem i tematem, ale radzę się tym nie dać zwieść. Miałam ochotę zakreślić wszystkie literówki i odesłać książkę autorowi z dopiskiem, że traktuje nas, czytelników, po prostu bezczelnie serwując nam produkt ukończony w 40% (nie wspominając o tym, że jeszcze trzeba za to zapłacić),ale uznałam, że szkoda mojego czasu. Skoro autorowi szkoda czasu na korektę, to jest to przypadek nieuleczalny i bardzo się zdziwię jeśli spod jego pióra wyjdzie kiedyś coś znośnego technicznie i stylistycznie. Być może źródeł jest dużo, może autor ma wiedzę, ale pisanie książek to nie jest odpowiednia dla Pana Rafała droga do dzielenia się tą wiedzą.

Książka może dostać naciągane 2/10. Jeszcze nigdy w życiu tak nie żałowałam, że wydałam pieniądze na książkę. Tak nietrafionej pozycji, której autor robi wszystko, żeby odstraszyć czytelnika pas lektury jeszcze nie widziałam. Ktoś napisał, że brak korekty jest znakiem rozpoznawczym Pana Rafała, ale z całym szacunkiem - korekta to jest standard, który nam, czytelnikom i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
334
167

Na półkach:

To co się zmieniło i mi całkiem pasuje to oprawa. Okładka jest - po raz pierwszy dla książek Rafała - twarda, a grafika na niej naprawdę staranna i piękna. Czego nie można powiedzieć o środku. Szkice w środku - wręcz na odpierdol. Nie dość, że krzywe i brzydkie, to rysowane jak na moje oko długopisem, spod którego chamsko widać niewytarty ołówek. Masakra. Aczkolwiek to co nas interesuje to treść.
"Kuchnia dawnych Słowian" to coś innego niż do tej pory oferował nam rynek. Przede wszystkim nie jest to przepiśnik i nie pozuje na to aby nim być. Pewnie również z powodu niechęci Autora do gotowania. W każdym razie traktuje to zagadnienie w bardzo praktyczny sposób, o czym zaraz się przekonacie.
I tu jestem odrobinę rozdarta, bo wydaje mi się że książka ma blisko tyle samo wad co zalet. Oczywiście pomijając znak rozpoznawczy Pana Merskiego, czyli brak korekty i czasem rozbrajające wręcz błędy w pisowni. Książka też zmusiła mnie do polemiki z kilkoma historykami i botanikami z powodu tego, że Autor powtórzył po Henselu informację, że Słowianie nie tylko znali, ale także hodowali... arbuza, ale na razie nie doszliśmy do sensownych wniosków, szczególnie że źródło nie podaje podstaw tej tezy.
No dobra, już serio przechodzę do meritum. Po pierwsze to Pan Rafał popełnił dwa bardzo amatorskie błędy, a nie powinno się to zdarzać z -niezłym dorobkiem - jaki posiada. Już na początku pisze, że temat nie jest w kręgu jego zainteresowań i go męczył. Co przez 60 stron strasznie daje się znaki. Po wtóre to duża część roślin nie ma opisu co do sposobu w jaki była / mogła być wykorzystana i zestawu właściwości. Sam autor każe nam szukać informacji na jakiśtam, bliżej nieokreślonych stronach www, które nie są rzetelnym źródłem informacji, zamiast poczynić minimalny wysiłek i podać choćby jedną naukową pozycję książkową. To potęguje wrażenie, że Mu się nie chciało. Sam wstęp został również okraszony taką dawką szowinizmu, że prawie mnie zabiła.
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza - można powiedzieć - to dane ogólne. Generalizując dowiecie się z niej w jaki sposób hodowano rośliny, zwierzęta, w jaki sposób robiono potrawy i jak przechowywano zbiory. Ta część jest.. nudna. Nie wnosi chyba nic do dotychczasowej nauki, jest potraktowana 'po łebkach' i pisana wyraźnie na odwal. Moim zdaniem książka niczego by nie straciła, gdyby jej zupełnie nie było. Mam wrażenie, że bazuje albo na małej ilości bibliografii, albo mocno starej. Przy części o hodowli bydła nie ma żadnych konkretów, ani wzmianki o hodowli drobiu w kontekście prowadzenia gospodarstwa. A były one bardzo popularną pozycją w jadłospisie potwierdzoną nie tylko w domostwach, ale również w miejscach sakralnych jako odpady po ofiarach czy ucztach ofiarnych. Rzucił mi się w oczy również brak daty wykopalisk na Żmijowiskach.
Nie znaczy to jednak, że książka jest do niczego. Jej większa, druga część dotyczy konkretnych stanowisk i badań archeologicznych i pyłkowych przeprowadzonych na nich. Ta część, na szczęście grubsza jest znacznie ciekawsza. Możecie się z niej dowiedzieć w jakim mieście co jedli, hodowali czy uprawiali ludzie, sposoby przygotowania jedzenia, z arcyciekawymi instrukcjami budowy pieców, palenisk, wędzarni, sposoby połowu ryb, także hobbistycznego (!) i wiele innych. Ta część podbiła moje serduszko, a Pan Rafał się w pełni zrehabilitował.

To co się zmieniło i mi całkiem pasuje to oprawa. Okładka jest - po raz pierwszy dla książek Rafała - twarda, a grafika na niej naprawdę staranna i piękna. Czego nie można powiedzieć o środku. Szkice w środku - wręcz na odpierdol. Nie dość, że krzywe i brzydkie, to rysowane jak na moje oko długopisem, spod którego chamsko widać niewytarty ołówek. Masakra. Aczkolwiek to co...

więcej Pokaż mimo to

avatar
5688
731

Na półkach: , , , , , , , ,

Sama nie wiem, od czego zacząć...
Może na początek, wrzucę to, co sam autor umieścił na stronie Allegro, zachęcając do kupna tejże pozycji:
"Książka "Kuchnia dawnych Słowian" opisuje zagadnienia związane z kulturą kulinarną okresu wczesnego średniowiecza. Tereny od Połabia aż po Ruś Kijowską dostarczają cennych informacji i wskazówek o tym czym żywili się i co pili dawni Słowianie. Książka składa się z dwóch zasadniczych części, źródeł pisanych oraz materiałów archeologicznych. Oba rodzaje źródeł historycznych przynoszą fascynujące informacje a także pozwalają zweryfikować jedne przy pomocy drugich. Wśród materiałów archeobotanicznych zidentyfikowano setki gatunków roślin, szczątki ichtiologiczne pozwoliły wyodrębnić dziesiątki gatunków ryb, a materiał kostny pozwolił zidentyfikować dziesiątki gatunków ptaków oraz zwierząt dziko żyjących i hodowlanych. Przykłady narzędzi pozwalających pozyskiwać pożywienie, naczyń do jego przechowywania lub przygotowywania i cały krajobraz kulturowy. Materiały źródłowe pochodzące z kronik Niemieckich, Duńskich, Czeskich, Polskich, Ruskich, Arabskich i in. pozwalają zobaczyć jak funkcjonowali, czym żywili się, co hodowali i uprawiali mieszkańcy słowiańskich grodów i osad. Te dwa rodzaje źródeł składają się na niezwykły obraz tamtego życia. Książka w twardej oprawie, grubość grzbietu 3,5 cm, ilość stron 325"
Brzmi całkiem nieźle, prawda? Ha - właśnie... tylko brzmi.
Jak na osobę, którą często-gęsto widuję na różnych imprezach rekonstrukcyjnych w całej Polsce, której stanowisko jest całkiem popularne i oblegane przez turystów i część rekonstruktorów... zakładałabym, że przyłoży się pan solidnie, a w zamian dostanę książkę, którą przeczytam (w końcu!) z nadzieją, że jest to pozycja warta peanów i zachwytów. Cóż. Jak wyszło...? No, zapraszam do czytania.

Zacznę od plusów, zgodnie z przysłowiem, że miłe złego początki.
Czcionka - wielka jak cegła, przykładając 20-groszówkę, spokojnie 3 linijki tekstu zakrywam. Szeroka interlinia, duża czcionka - tak, to sprawia, że obojętność sztucznie została napompowana, ale przez to pochłania się pozycję błyskawicznie. Trzy godziny i dwie kawy? Co to dla pożeracza książek jest?
Bibliografia - olbrzymia. Z chęcią sobie poszukam części pozycji, choćby dla własnej ciekawości. Ale tu nie odnotowałam, by autor z niej korzystał - ma kilka wybranych pozycji i na tym basta!
Twarda oprawa - mam pewność, że nie zniszczy się szybko, kiedy będę sięgać po pozycję - tylko w celu albo wyciągnięcia co bardziej absurdalnych rzeczy, albo do sprawdzenia bibliografii...
Błyskawiczne dostarczenie - pan Merski sam osobiście paczuszki z książkami nadaje, więc paczuszka taka błyskawicznie znalazła się i w moich łapkach. W czasach zarazy sobie to chwalę.

I w zasadzie na tym mogę plusy zakończyć. Z łapką na moim zgnitym do cna i pozbawionym litości serduszku, siedziałam z 5 minut i dumałam, czy w ogóle jeszcze jakieś litościwe plusy z tej pozycji wyciągnę? No dobrze, jeden:
- przez jakieś trzy strony poznawałam gatunki roślin znajdujących się w Polsce. Bo mało mi atlasów botanicznych i encyklopedii zielarskich!

No. To oficjalnie koniec, łyk kawy (tak, kolejnej) i rozpoczynamy najazd! Jeńców nie biorę, nie oszczędzam nikogo i niczego! Siebie zwłaszcza, ale i biednej siostry, której co chwila podsuwałam coraz to dziwniejsze sytuacje, teorie... a zresztą, siadajcie wygodnie, zapinajcie pasy.
Minusy wypisze od myślników, by było po prostu ładniej.
- "inne wydawnictwa autora" - zacznę od końca, czyli od... "wydawnictw". Panie Rafale, rozumiem, że sam pan wydaje swoje publikacje, ale o wiele ładniej i estetyczniej brzmiałoby "inne PUBLIKACJE autora". Bo te "wydawnictwa"... to tak no nieszczególnie fajnie brzmią.
- a skoro o wydawnictwach mowa... nawet najtańsze i najbardziej pospolite wydawnictwo typu "vanity" (czytelnicy świetnie wiedzą, o co chodzi) ma swojego KOREKTORA! Tu wyraźnie panu brakuje korekty tekstu. Co strona natykałam się na stosy wręcz powtórzeń, stylistycznie i gramatycznie niepoprawnych zdań, błędy interpunkcyjne. Kurcze, jeśli pana nie stać, są programy w internecie, które DOSKONALE pomogą, wyłapią co większe błędy. Bo to wstyd. Wstyd i hańba, kiedy w jednym, krótkim zresztą akapicie pięć razy czytam to samo słówko.
- jak o korekcie mowa, to proponowałabym również, by zastanowić się, czy poprawnie odmienia się nazwy własne, czy poprawnie stosuje się małą i wielką literę a także, czy nazwiska osób historycznych odmienia się tak, jak się odmienia - choćby biedny Kosmas, ten od "Kosmasa Kronika Czechów". Uparcie pisze pan "Kosmama" choć wiele razy da się imię autora odmienić poprawnie na "Kosmas". A to zaledwie wierzchołek góry lodowej...
- jak o korekcie mowa, warto byłoby zastanowić się nad tym, co się napisało, przeczytać dany akapit z dziesięć razy...
- opisy. Te to w ogóle, pomijając stylistyczne wpadki, są po prostu... no, złe. Oprę się na dwóch przykładach tylko, choć mogłabym wyciągać je na pęczki. W rozdziale o tym, co pili, pisze pan: "(...)poza wodą, spożywane było mleko, możliwe że soki z owoców. Poszlaką za takim wykorzystaniem owoców wiśni, jest duże nagromadzenie pestek w jednym miejscu.(...)" Uczepię się tego, by wyjaśnić panu, że to, iż znaleziono w jednym miejscu dużo pestek (z wiśni nieszczęsnej) nie znaczy wcale o tym, że ktoś robił sobie sok. Pomijając już trochę nielogicznie zbudowane zdanie, te biedne pestki równie dobrze mogły znaleźć się w tym jednym miejscu, bo ktoś po prostu wiśnie sobie zjadł. Na surowo. Albo obrał i wrzucił do kotła, by zrobić rodzaj konfitury. Albo ciasto. Albo po prostu mu się nudziło i założył, że zbuduje sobie wiśniowy kurhan! Możliwości jest więc od groma, a te "przykłady na kartach książki w opisach poszczególnych stanowisk archeologicznych" - to w zasadzie zbiór roślin z dowolnego atlasu botanicznego.
kolejnym, bolesnym przykładem pana zwyczajnej niewiedzy i przelewania tego na kartę książki bez próby wyjaśnienia dokładnie czytelnikowi, co i jak jest rozdział poświęcony łowieniu ryb, dosłownie stronę dalej. Znów posłużę się dokładnym cytatem: "(...)Do łowienia ryb stosowano różne pułapki. Do ciekawszych i dobrze udokumentowanych należały więcierze. W czasie badań podwodnych, prowadzonych na dnie Jeziora Lednickiego, nurkowie natrafili na świetnie zachowane urządzenie do łowienia ryb. Był to tak zwany więcierz. narzędzie to było uplecione z wikliny, miało długość 1,6 m. jego konstrukcja miała szeroki wlot, przez który miały wpływać ryby, w kierunku drugiego końca średnica się zwężała. Tym sposobem wpływająca do środka ryba nie mogła się wycofać i była unieruchomiona(...)" - uczciwie mówiąc, gdybym nie widziała takiego "urządzenia" do łapania ryb wielokrotnie, miałabym solidne problemy, żeby sobie wyobrazić, jak toto ma działać. Sam opis jest chaotyczny i mało dokładny, wprowadza czytelnika w stan zadumy: jak to w ogóle działa? Takich przykładów można jednak mnożyć...
- radosna twórczość. Często mam wrażenie, że pisze pan nie mając pomysłu na to, co pan pisze, przepisując z kilku pozycji kolejne zdania. próbuje się pan odnosić, interpretować, ale wychodzi albo masło maślane, albo bzdurki. Smutnym tego przykładem są pana próby interpretacji zapisków z kronik najróżniejszych. Pisze pan niby o kuchni, ale nagle nagle mamy radosne analizy ilości sukna, sposobów płatności w Pradze... Po co? Podobnież, sytuacja z radosną nieco twórczością ma się przy wzmiance o... saunie. Zapytam tylko, skąd się zrodziło to "al.-izba" w domniemanych pracach arabskich kronikarzy, oznaczających saunę.. może ja to tu już zostawię... i nie będę wnikać dalej, dobrze? Przykładów na taką wesołą twórczość z jednej tylko pozycji można mnożyć na pęczki.
- rozdziały. Część pisana bardzo na siłę, zapełniana wyraźnie celowo niepotrzebnymi dodatkami (wspomniane już wyżej 3 strony suchych nazw roślin rosnących w okolicy chyba Krakowa, ale teraz nie pamiętam...),część zaś pisana tak, że "1 rozdział - 1 strona". Choćby rozdział o gotowaniu, napisany w sposób co najmniej karygodny. Nieco ponad pół strony i już, finito, Słowianie mięli zupy! Ciesz się, czytelniku, że w ogóle o tym się dowiadujesz, nie wnikamy dalej, przecież napiszemy o znalezisku "kwaśnej polewki"...
- strasznie pan zachwalał, że w książce nie znajdziemy przepisów, ale inspirację na takowe. Znalazłam przepis na piwo i miód (bez komentarza),za to inspiracji na dania - za grosz.

Uhhhh. Straszliwie chwalił się pan we wstępie, że tak bardzo proszono o książkę "o gotowaniu u Słowian". Ba! Dwa zdania później pisze pan, że zabrał się za poszukiwania, opracowania, analizy.... co weselsze, wspomina pan, że jeździ pan na festiwale historyczne (sprawdziłam, sporo reko-znajomych pan ma również na FB) - więc co szkodziło, by zagadać do jednego, drugiego czy dziesiątego znajomego, czy ma jakieś opracowania, czy może zerknąć, pomóc? Uważam, że nie tylko nie przyniosłoby to ujmy, a jeszcze zaprocentowało fajnymi pomysłami i opisami. Postanowił pan napisać "książkę o kuchni" która nie jest "kulinarną" i wyszedł z tego straszliwy misz-masz. Zapierał się pan, że to książka inna niż państwa Lisów, którą sobie bardzo cenię (nie tylko za przepisy ale i za podejście do tematu, opracowania, testy i solidny warsztat). Po lekturze jednak nie umiem oprzeć się wrażeniu, że próbował pan na siłę zrobić z siebie "autora wielu talentów, od których Lisowie będą się uczyć". Powiela pan naukowe teksty i formułki, klepie je bezmyślnie, nie zastanawiając się nad całym kontekstem.
Pozycja sama w sobie zła nie jest, ale nie jest też wybitna. jest bardzo, bardzo przeciętna - słaba. O, tak, to dobre określenie. To pozycja słabiutka, bez korekty i bez pomysłu na siebie.
Niestety, po raz kolejny widzę, że nie polubię się z pana twórczością, choć dawałam sporą szansę...

Przy okazji, panie Rafale: kasowanie swoich postów w dyskusjach na FB wcale nie służy panu w poprawieniu swojej opinii. Wręcz przeciwnie, stawia się pan w brzydkim świetle osoby, która nie umie na klatę przyjąć krytyki większej ilości osób i przyznać się do faktu, że potrzebuje pan pomocy choćby przy korekcie tekstów. Tak, pana obietnica, że "nigdy z takiej pomocy nie skorzystam" - brzydko świadczy o jakości...
Niestety, musiałam to dodać, bo na FB zostałam zablokowana przez autora, posty pokasowano w kilku grupach. Smutne, że na zarzuty braku korekty albo bzdurek pisanych o zupie pan autor odpowiada, ze to nie "próba podania przepisu mięsa z kapustą ale interpretacja archeologicznych znalezisk". Z interpretacją ta książka też nie ma nic wspólnego, pisanina dla pisaniny...

Sama nie wiem, od czego zacząć...
Może na początek, wrzucę to, co sam autor umieścił na stronie Allegro, zachęcając do kupna tejże pozycji:
"Książka "Kuchnia dawnych Słowian" opisuje zagadnienia związane z kulturą kulinarną okresu wczesnego średniowiecza. Tereny od Połabia aż po Ruś Kijowską dostarczają cennych informacji i wskazówek o tym czym żywili się i co pili dawni...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    13
  • Przeczytane
    10
  • Posiadam
    3
  • 1. Posiadam w swoich zbiorach
    1
  • Zainteresowania: Medieval szeroko rozumiany
    1
  • Zainteresowania: Kulinaria
    1
  • Zainteresowania: Historia
    1
  • Ezoteryka
    1
  • Chcę w prezencie
    1
  • Beletrystyka: Z historią w tle
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kuchnia dawnych Słowian


Podobne książki

Przeczytaj także