Skrzypeczki płanetników

Okładka książki Skrzypeczki płanetników Mariusz Obiedziński
Okładka książki Skrzypeczki płanetników
Mariusz Obiedziński Wydawnictwo: Novae Res fantasy, science fiction
272 str. 4 godz. 32 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Wydawnictwo:
Novae Res
Data wydania:
2020-02-24
Data 1. wyd. pol.:
2020-02-24
Liczba stron:
272
Czas czytania
4 godz. 32 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381477529
Tagi:
fantasy legendy płanetnicy moc magia demony
Średnia ocen

6,5 6,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,5 / 10
20 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
293
255

Na półkach:

Przyjemna młodzieżówka ze słowiańskimi motywami. Brat i siostra, którzy czasem mają siebie dość, ale którzy mimo wszystko skoczyliby za sobą w ogień, do tego wędrówka w słowiańskie zaświaty. A wszystko przez grę na skrzypeczkach płanetników (demonów zajmujących się pogodą, tak w wielkim skrócie rzecz ujmując),która to gra przenosi naszych głównych bohaterów do czasów dawnych Słowian. Bardzo miło wspominam tę książkę, nie jest to może arcydzieło, ale ma wszystko, czego wymagam od dobrej młodzieżówki - fajnych bohaterów, ciekawą i niegłupią fabułę, no i nie zapominajmy o bardzo zapadającym w pamięć przedstawieniu płanetników :)

http://arnikaczyta.blogspot.com/2023/05/audiobooki-odsuchane-przeze-mnie-w-2022.html

Przyjemna młodzieżówka ze słowiańskimi motywami. Brat i siostra, którzy czasem mają siebie dość, ale którzy mimo wszystko skoczyliby za sobą w ogień, do tego wędrówka w słowiańskie zaświaty. A wszystko przez grę na skrzypeczkach płanetników (demonów zajmujących się pogodą, tak w wielkim skrócie rzecz ujmując),która to gra przenosi naszych głównych bohaterów do czasów...

więcej Pokaż mimo to

avatar
3098
2460

Na półkach: , ,

Rewelacyjna powieść dla dzieci i młodzieży. Historia oparta na słowiańskich motywach. Razem z parą bohaterów trafiamy do czasów słowiańskich, spotkamy wiele istot mitologicznych, uczestniczymy w obchodach święta Kupały. Ciekawie pokazane są relacje między rodzeństwem.

Rewelacyjna powieść dla dzieci i młodzieży. Historia oparta na słowiańskich motywach. Razem z parą bohaterów trafiamy do czasów słowiańskich, spotkamy wiele istot mitologicznych, uczestniczymy w obchodach święta Kupały. Ciekawie pokazane są relacje między rodzeństwem.

Pokaż mimo to

avatar
551
551

Na półkach:

„(…) ludzie muszą się dobierać tak, żeby różnili się od siebie, uzupełniali i jednocześnie posiadali wspólne pasje.”
.
.
Dzień przed swoimi 16-stymi urodzinami Tomek dostaje od dziadka niesamowity prezent – bardzo stare skrzypce. Szybko zauważa, że mają niezwykłą moc. Nawet przy bardzo delikatnym poruszeniu strun zmienia się pogoda. Niedługo potem w domu dziadka zjawiają się trzej płanetnicy – demony, które mieszkają w chmurach i chcą, aby nastolatek zwrócił im instrument, którzy podobno kiedyś był ich własnością. Chłopak jednak nie chce się na to zgodzić. Gdy zaczyna na nich grać, rozpętuje się straszna burza, która rzuca Tomka wraz z jego siostrą Luizą w wir czasu. Gdzie trafią i czy będą wiedzieli jak wrócić do współczesności?
.
Od jakiegoś czasu bardzo chętnie sięgam po literaturę słowiańską i wprost uwielbiam takie klimaty. Nie mogłam więc nie przeczytać tej pozycji. Poza tym uwielbiam debiuty naszych polskich autorów, a „Skrzypeczki płanetników” są debiutem literackim Mariusza Obiedzińskiego i muszę przyznać, że dość udanym. Jeżeli więc lubicie fantastykę, czy science-fiction z elementami słowiańskimi, to coś dla Was.
.
Książka jest dość skromnych gabarytów, bo liczy tylko 268 stron i ma ciut mniejszy format niż A5, natomiast rozmiar czcionki zdecydowanie ułatwia i przyspiesza czytanie.
.
Mariusz Obiedziński stworzył ciekawy świat pełen pogańskich wierzeń, bogów i demonów. Ja ten świat po prostu uwielbiam i podoba mi się to, co znalazłam w „Skrzypeczkach płanetników”. Troszkę rozbawiło mnie to, w jaki sposób przedstawił Babę Jagę, ale w ten sposób pokazał, że za bardzo skupiamy się na wyglądzie zewnętrznym, a nie na tym, co tkwi w środku każdego człowieka.
.
Bardzo podobała mi się relacja siostra-brat oraz dziadek-wnukowie. Obie relacje są bardzo bliskie i ciepłe. Mimo, że dziadka dzieli od wnuków bardzo duża różnica wieku, to świetnie czują się we własnym towarzystwie i widać, że bardzo się kochają.
.
W zeszłym roku miałam okazję uczestniczyć w obrzędach Nocy Kupały w Owidzu i byłam zachwycona, więc strasznie się cieszę, że Autor w swojej książce umieścił akcję podczas właśnie tego święta. Po trochu przybliżył również czytelnikowi życie w osadzie, czy też wygląd zaświatów. Zrobił to w niezwykle ciekawy i plastyczny sposób. Bardzo spodobała mi się jego koncepcja.
.
Opowieść jest bardzo ciekawa i dużo się tu dzieje. Zdecydowanie nie ma mowy o nudzie i to właśnie lubię. Gdy ani na chwilę nie chcę odkładać książki, a z tą zdecydowanie tak było. Pochłonęłam ją naprawdę szybko i czuję się usatysfakcjonowana.
.
Jedyną rzeczą, która podobała mi się tu mniej, to była mowa płanetników. Te wszystkie „le, le, le, le” i „pe, pe, pe, che, che, che” były trochę wkurzające i wybijały mnie z rytmu… Poza tym słownictwo ludzi z przeszłości. Nie ukrywam, że chwilami ciężko mi się to czytało i ciężko mi było zrozumieć o co im chodzi. Przydałoby się coś poprawić w tym zakresie, bo nie do końca wszystko tu grało.
.
„Skrzypeczki płanetników” są książką adresowaną raczej do młodszego czytelnika, która pokazuje m.in. jak utrata pewnych emocji może wpłynąć na człowieka, który jest w trudnym okresie dojrzewania. Wszystkie bowiem są nam bardzo potrzebne, bo bez nich człowiek nie jest pełnowartościowy. Każda z nich ma ogromny wpływ na to, kim jesteśmy.

„(…) ludzie muszą się dobierać tak, żeby różnili się od siebie, uzupełniali i jednocześnie posiadali wspólne pasje.”
.
.
Dzień przed swoimi 16-stymi urodzinami Tomek dostaje od dziadka niesamowity prezent – bardzo stare skrzypce. Szybko zauważa, że mają niezwykłą moc. Nawet przy bardzo delikatnym poruszeniu strun zmienia się pogoda. Niedługo potem w domu dziadka zjawiają...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1514
1210

Na półkach: , , , , ,

Wielokrotnie już wspominałam, że lubuję się w mitologiach ponad wszelką miarę. O jednych wiem całkiem sporo, inne dopiero odkrywam. Między innymi słowiańską/. A przez to, że coraz więcej powieści nawiązujących, mniej lub bardziej, do wierzeń naszych protoplastów pojawia się na rodzimym rynku, z ciekawością równą tej dziecięcej fascynacją odkrywania świata, wertuję kolejne tytuły, w poszukiwaniu dobrej książki.

Skrzypeczki płanetników skusiły mnie właśnie tą słowiańskością i czającą się gdzieś w tle swojskością, co bez wątpienia sugerował opis. Mój entuzjazm nieomalże nie znał granic, ale bardzo szybko ostygł, gdy tylko przeczytałam kilkanaście pierwszych stron. I to nie tak, że od razu skreśliłam książkę. Co to, to nie. Niemniej te 272 strony trochę mnie zmęczyły. Dość często rozstawałam się z historią Mariusza Obiedzińskiego i niespecjalnie było mi śpieszno do niej wracać. Właściwie, gdyby nie fakt, że niejako musiałam ją przeczytać, najpewniej rozstałabym się z nią na długo przed jej ukończeniem.

Nie poczułam chemii do tej historii. Coś cały czas mi zgrzytało. A to sposób, w jaki wyrażali się płanetnicy – zupełnie jakby się krztusili albo mieli problem ze strunami głosowymi. Irytowało mnie to ich „pe pe pe”, „le le le”. Kolejna rzecz to stylizacja wypowiedzi mieszkańców wioski, w której znaleźli się młodzi bohaterowie. I o ile oczywiście rozumiem, że Mariusz Obiedziński chciał tym podkreślić różnicę kilku wieków, niemniej było to tak niezgrabnie pociągnięte, że nawet słownictwo, które mogłoby imitować ówczesną mowę... no cóż, nie było konsekwentne. Raz bohaterowie brzmieli tak, innym razem inaczej... Czegoś tu zabrakło... Chociaż imionami zrobił pan autor klimat. ;)

Na plus zasługuje próba odtworzenia obrzędów Nocy Kupały. Tę część całkiem przyjemnie mi się czytało. Kolejna rzecz również pozytywna to zamysł na próby, jakie musieli przejść bohaterowie, by naprawić tytułowe skrzypce. Tutaj pojawiają się stworzenia z demonologii słowiańskiej, bogowie... I wszystko byłoby ładnie pięknie, gdyby nie przeszarżowanie i przeciągnięcie nocnych upiorów – wyszło to komicznie.
Nie mogłabym nie wspomnieć o Babie Jadze, która także się pojawia, w dodatku w bardzo intrygującym wydaniu. W jakim? A to już musicie sprawdzić sami.

Pomimo iż nie udało się Mariuszowi Obiedzińskiemu mnie oczarować tą historią na tyle mocno, bym przeczytała ją jednym tchem i zapamiętała na dłużej, to nie mogę kategorycznie stwierdzić, że to zła książka. Owszem ma wady, ale ma też zalety. O tym więc, czy zechcecie ją przeczytać, musicie zadecydować sami...

Wielokrotnie już wspominałam, że lubuję się w mitologiach ponad wszelką miarę. O jednych wiem całkiem sporo, inne dopiero odkrywam. Między innymi słowiańską/. A przez to, że coraz więcej powieści nawiązujących, mniej lub bardziej, do wierzeń naszych protoplastów pojawia się na rodzimym rynku, z ciekawością równą tej dziecięcej fascynacją odkrywania świata, wertuję kolejne...

więcej Pokaż mimo to

avatar
161
28

Na półkach: ,

Ze względu na to, że Orestea (której opinię gorąco polecam, bo jest mega wartościowa i nieco rozbieżna z moją) już pięknie opisała zawartość książki, to ja skupię się już tylko na ocenie. A ja jestem całkowicie na tak! Uwielbiam sposób w jaki rodzeństwo ze sobą rozmawia - przypomina mi to moje relacje z siostrą, konstrukcja ich relacji jest dość autentyczna. Może faktycznie młody Gniewomir i Żywia byli dość prostą konstrukcją, bardziej skupiłam się na motywacjach postaci, a te zdały mi się dobrze napisane. Świat wykreowany na potrzeby opowiedzenia tej historii przemawia do mnie- chociaż niektóre rzeczy wyobrażam sobie inaczej to Obiedziński potrafi je tak opisać, że są spójną całością. Jego niektóre przemyślenia pozostają zaskakujące i niejednokrotnie z ukrytym smaczkiem- książka posiada również komentarz na świat dzisiejszy. Przeplata współczesność z mitologią Słowian i to w taki sposób, że to kupuje. Archaizmy i bełkocząca mowa płanetników u mnie tylko zwiększały imersję i pozwalały lepiej widzieć świat wykreowany. Ale ja po prostu lubię kiedy autor stosuje język dostosowany do postaci, nawet jaby miało mi to nieco utrudnić rozumienie jej (sposób mówienia też świadczy o osobie). Niejednokrotnie się uśmiechałam pod nosem, a czym dalej byłam tym wolniej ją czytałam - w obawie, że zaraz ją skończę, a ja bycie w światku Tomka i Luizy bardzo lubiłam. Polecam!

Ze względu na to, że Orestea (której opinię gorąco polecam, bo jest mega wartościowa i nieco rozbieżna z moją) już pięknie opisała zawartość książki, to ja skupię się już tylko na ocenie. A ja jestem całkowicie na tak! Uwielbiam sposób w jaki rodzeństwo ze sobą rozmawia - przypomina mi to moje relacje z siostrą, konstrukcja ich relacji jest dość autentyczna. Może faktycznie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
574
215

Na półkach: , , ,

Zamiast śniegu deszcz za oknem. Może takie figle płatają nam płanetnicy? W dawnych czasach wierzono, że te istoty - zwane także chmurnikami albo obłocznikami - kierowały chmurami, zsyłały pioruny i opady.

Mariusz Obiedziński stworzył świat pełen pogańskich wierzeń. W jego powieści spotkamy wiele słowiańskich stworzeń, w które w dawnych czasach wierzyła ludność. Jest to książka przeznaczona przede wszystkim dla młodzieży.

Tomek i Luiza są bardzo zżytym ze sobą sobą rodzeństwem. Szesnastolatek i piętnastolatka trafiają w wir czasu, który przenosi ich do wioski gdzieś w środku lasu. Między drzewami grasują mityczne postacie. Nie będzie im łatwo wydostać się z tego magicznego miejsca i wrócić do czasów współczesnych. Przeżyją wiele przygód, zyskają nowych przyjaciół, m. in. gadającego żbika czy wioskowego urwisa. Będą mieli okazję wziąć udział w obchodach najkrótszej nocy w roku.

Myślę, że "Skrzypeczki płanetników" są odpowiednią książką dla nastolatków. Młodzi czytelnicy w przyjemny sposób dzięki niej będą mogli zapoznać się ze światem mitologii słowiańskiej.

Zamiast śniegu deszcz za oknem. Może takie figle płatają nam płanetnicy? W dawnych czasach wierzono, że te istoty - zwane także chmurnikami albo obłocznikami - kierowały chmurami, zsyłały pioruny i opady.

Mariusz Obiedziński stworzył świat pełen pogańskich wierzeń. W jego powieści spotkamy wiele słowiańskich stworzeń, w które w dawnych czasach wierzyła ludność. Jest to...

więcej Pokaż mimo to

avatar
202
198

Na półkach:

No, człowiek czyta powieści dla młodzieży, co się człowiek będzie wymigiwał i udawał, że tego nie robi?

Jeśli się lubi fantasy, urban i SF, to sięga się z ciekawości i po rzeczy dla nieco młodszych odbiorców.
Oto kolejna z takich lektur, które mam za sobą: „Skrzypeczki płanetników” Mariusza Obiedzińskiego.

Książka będzie mieć swoją premierę pod koniec lutego.

Rodzeństwo, Tomek i Luiza, jedzie spędzić swoje urodziny u dziadka. Oboje obchodzą je tego samego dnia, dokładnie w noc Kupały. Jak można się domyślić, nie będą to dla nich takie zwyczajne urodziny. Ale też ich dziadek zwyczajny nie jest, ani oni sami nie są pierwszymi lepszymi nastolatkami.

Po pierwsze, oboje są utalentowani muzycznie. Szesnastoletni Tomek ma nawet spory talent, ale ostatnio coś go przyblokowało i muzyka nie daje mu tyle radości, co kiedyś. Po drugie, mają geny dziadka, a te są magnesem dla przygody. Piętnastoletnia Luiza po prostu gra i cieszy się tym, co robi, nie filozofując i nie dramatyzując. Muszę przyznać, że bardzo dobra jest ta warstwa powieści i jej języka, w której autor opisuje muzykę i dźwięki. O, to jest dobrze napisane i piękne. I widać, że Obiedziński pisze o czymś, na czym się zna i co lubi! Tutaj nie ma fałszywych nut, proszę o wybaczenie metafory, nie mogłam się oprzeć ;).

Wszystko zaczyna się, kiedy Tomek i Luiza dostają prezenty od dziadka: stare skrzypce, a właściwie gęśle, i prosty, ale ciekawy naszyjnik. O ile naszyjnik jest mało problematycznym prezentem, to z skrzypkami już tak dobrze nie jest. Dziadek podarował bowiem wnukowi coś, co należy do płanetników. A płateniki (lub płanetnicy) do najmilszych istot nie należą. Ale o tym i Tomek, i Luiza przekonają się już niebawem.
Słowiańszczyzna, kupała i… zimne ognie

„Skrzypeczki płanetników” Mariusza Obiedzińskiego to książka mocno osadzona w Słowiańszczyźnie i nawet się z tego cieszę. Jest przecież w tym okresie historycznym spora przestrzeń do wykorzystania. Można w niej budować ciekawe narracje, niekoniecznie w typie „wielkiej Lechii” i innych popłuczyn po tej koncepcji.

Ale jest w niej nie tylko słowiańskość, jest także typowy dla powieści o dojrzewaniu do czegoś motyw drogi. A na swojej, najeżonej niebezpieczeństwami drodze Tomek i Luiza spotykają nie tylko postaci, które zaludniały wyobraźnię Słowian, ale i postaci bardziej… popkulturowe. Nawet jeśli dwójka rodzeństwa i towarzysz ich wędrówki, Gniewomir, nie zdają sobie z tego sprawy, to wszystko, co przeżyją, stanie się elementem ich dorastania.
Zacznę od Słowian i od tego, co mi się podoba.

Podoba mi się to, że widzę i czuję fascynację Autora Słowiańszczyzną. Co prawda jest to taka Słowiańszczyzna mocno rekonstruktorska, ale nie mam z tym przesadnych kłopotów. Przemawia do mojej wyobraźni.

Mariusz Obiedziński w „Skrzypeczkach płanetników” bardzo ciekawie pokazuje autorską wizję obrzędów Kupały, kreśli obrazki z życia osady, rozwija dla czytelnika elementy wierzeń Słowian, a nawet pokazuje zaświaty, bo i na przedstawienie tej części wierzeń Słowian się porwał. Jego obrazowanie jest ciekawe i plastyczne.
Podoba mi się ta warstwa książki.

Podobnie jak podoba mi się warstwa przygodowa.
Nie, nie będę jej opowiadać. Wszystko zaczyna się od trąby powietrznej, kończy się burzą oklasków, po co zatem odbierać przyjemność czytania? No właśnie.

Podobają mi się drugoplanowe postaci, które pojawiają się i znikają, które wystawiają młodych na próby i zmuszają ich do kombinowania. Nie wszystkie są „słowiańskie”, jak nie są takowe krasnoludki w kolorowych czapkach, ale gdybym była młodym czytelnikiem, podążałabym za akcją i nie marudziła przesadnie, „że nic się nie dzieje”.

Przemawiający do wyobraźni jest motyw gry w karty i utraty emocji, jednej po drugiej. Mocne, zwłaszcza dlatego, że bohaterami są nastolatki, osoby, w których emocje aż buzują i które dopiero uczą się nimi zarządzać. Tracić coś, co dopiero się odkrywa? Wow…

Nawet anachronizmy uważam w sumie za urocze. Te kominy, które autor umieszcza w czasach, które na naszych ziemiach kominów nie znały, te sztuczne ognie rodem z Chin, to rozważanie o procy z gumką, a potem jej przygotowanie, to traktowanie piętnasto-szesnastolatków, jak dzieci. Nawet jeśli się śmiałam z dywagacji o czasie, które autor włożył w usta Myślimira [s.65], to i tak wiedziałam, że mają sens w konstrukcji powieści. W miszmaszu, jakim jest książka Obiedzińskiego, wszystko to ma swoje miejsce i rolę.

Podobają mi się nawet wąpierze, bardzo „underworldowe”, pseudofilozoficzne, straszliwie cyniczne i tak groteskowo przerysowane, że hej. Nawet krasnoludki, które mają sporo do powiedzenie nie są złe, choć -będąc czystej wody satyrą polityczną – zbyt szybko stracą na aktualności i na czytelności. Po co zresztą mieszać politykę w narrację dla YA?

Ciekawe są niektóre z metafor, których autorowi „Skrzypeczków płanetników” nie brakuje. O, choćby taka: „sceptyczna mina rozbiła się jak porcelanowy talerzyk”[ s.30], czy „marzenia zaplatały się jak wianuszki” [s.36], czy „mgłe można było kroić jak chlebowe pajdy i rozsmarowywać po nich nasilający się strach” [s. 98]. Owszem, są… przesadzone, ale pokazują, że autor szuka środków wyrazu.
„Za dużo nut!”

Czasem Autor szuka środków wyrazu nawet za mocno. I tu właśnie przechodzę do moich zmęczeń i wątpliwości.
Nie podoba mi się archaizacja języka.

Jest między w niej coś z sienkiewiczowskiej składni, jest trochę Kraszewskiego i trochę Gołubiewa i jest nieznośna. Naprawdę: nieznośna. Nie wiem, jak z nią sobie poradzą młodzi czytelnicy, dla których archaizujący język jest pewnie żenadą i synonimem nudy.

Pogoń za „autentycznością” prowadzi Mariusza Obiedzińskiego, autora „Skrzypeczków płanetników” na manowce poprawności językowej. Dostajemy dziwne konstrukcje typu: „Po ostatniej kąpieli złe wspomnienia mam ja” [s. 206] lub: „Ja wydumam coś z mą głową” [s.55]. Nie będę przytaczać więcej przykładów, samo sprawdźcie. Ciekawa jestem, czy zgodzicie się z moją oceną.

Musze przyznać, z publicystyczną przesadą, że do rozpaczy doprowadzały mnie bełkocące płanetniki, których sposób mówienia pewnie miał przypominać to, jak niespójnie wyrażał się zapomniany diabeł, grany dawno, dawno temu przez Gajosa. No, ale to się nie udało. Czytanie tych fragmentów to męczarnia, podobnie jak trudne jest czytanie fragmentów poświęconych krasnoludkom. Tam język jest… nie, zapomnijmy o nim, rozumiem, że satyra ma swoje prawa, ale… czytelnik też je ma!

Nie podobają mi się bohaterowie. Nic na to nie poradzę. Tłumaczę to sobie tym, że jestem tak ze trzy razy starsza od normalnego Czytelnika „Skrzypeczków płanetników” Mariusza Obiedzińskiego.

Gniewomir jest rozwydrzonym chłopakiem, który nie potrafi powiedzieć sobie „nie”.

Tomek jest jak Tomek Wilmowski, gotowy do kanonizacji w dowolnym momencie.

Luiza jest jak wszystkie pannice w XX wiecznych książkach przygodowych dla chłopców: emocjonalna galareta, która tylko wrzeszczy i marudzi.

Żywia z kolei jest wyidealizowaną kobiecością rodem z XIX powieści. No nie, nie. Nie!
Ale jak mówię, stara jestem, feministka jestem i takie rzeczy mnie irytują.

Mimo wszystko – jestem ostrożnie na „tak”. Przede wszystkim jestem ciekawa, jak książkę Obiedzińskiego przyjmą naprawdę młodzi czytelnicy, wychowani na innych kodach kulturowych, innym rodzaju języka i przygód. Ciekawa jestem.

U mnie, w skali 1-10 „Skrzypeczki płanetników” Mariusza Obiedzińskiego to 4,5/5.

www.veryurbanfantasy.pl

No, człowiek czyta powieści dla młodzieży, co się człowiek będzie wymigiwał i udawał, że tego nie robi?

Jeśli się lubi fantasy, urban i SF, to sięga się z ciekawości i po rzeczy dla nieco młodszych odbiorców.
Oto kolejna z takich lektur, które mam za sobą: „Skrzypeczki płanetników” Mariusza Obiedzińskiego.

Książka będzie mieć swoją premierę pod koniec lutego.

Rodzeństwo,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
752
11

Na półkach: , ,

Rozczarowująca...

Rozczarowująca...

Pokaż mimo to

avatar
1093
149

Na półkach:

Książka mojego nauczyciela muzyki z podstawówki 😇

Książka mojego nauczyciela muzyki z podstawówki 😇

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    27
  • Przeczytane
    22
  • Audiobooki
    2
  • 2020
    2
  • Polskich autorów
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Papierowy
    1
  • Klimaty słowiańskie i Slavic book
    1
  • Posiadam
    1
  • Audiobook
    1

Cytaty

Więcej
Mariusz Obiedziński Skrzypeczki płanetników Zobacz więcej
Mariusz Obiedziński Skrzypeczki płanetników Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także