Mam na imię Marytė

- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Mano vardas – Marytė
- Wydawnictwo:
- KEW
- Data wydania:
- 2015-10-25
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-10-25
- Liczba stron:
- 189
- Czas czytania
- 3 godz. 9 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788378931577
- Tłumacz:
- Paulina Ciucka
- Tagi:
- Litwa druga wojna światowa dziecko głód II wojna światowa literatura litewska literatura współczesna Litwa Niemcy Prusy Wschodnie samotność sierota sierota strach walka o przetrwanie walka o życie
- Inne
Oparta na faktach powieść opowiada o jednej z białych plam powojennej historii – „wilczych dzieciach”. Po II wojnie światowej niemieckie sieroty tułały się po Litwie w poszukiwaniu dachu nad głową i chleba. Uciekająca z Prus Wschodnich mała Renata ukrywa się wśród lasów, ale także wśród ludzi – ukrywając swoje niemieckie pochodzenie. Otrzymuje przybranych rodziców i nowe, litewskie imię – Marytė, a historia jej rodziny ukazuje tragiczne losy wielu uchodźców z Prusów Wschodnich na Litwie. Powieść została oparta na prawdziwych historiach wilczych dzieci i ich krewnych.
Pierwsza powieść Alvydasa Šlepikasa Mam na imię Marysia została uznana za najlepszą litewską książkę w 2012 roku. Autor, znany głównie jako poeta, wykorzystuje w swej pierwszej powieści swój liryczny styl, posługując się niezwykle plastycznymi obrazami i emocjonalną, rwaną narracją.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Polecane księgarnie
Pozostałe księgarnie
Informacja
Oficjalne recenzje
Głos wilczych dzieci
Wojna to temat tyleż pojemny, co wyeksploatowany – szczególnie ta najtragiczniejsza. Były i literatura obozowa, i satyra wojenna, i powieści przygodowe, i manifesty pacyfistyczne, i świetne reportaże (na ich czele oczywiście piękne „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” nagrodzonej Noblem Swietłany Aleksijewicz); może się wydawać, że niczego nowego nie da się o najczarniejszych latach dwudziestego wieku powiedzieć. Litewski poeta Alvydas Šlepikas w swojej pierwszej powieści próbuje opowiedzieć o II wojnie światowej w sposób całkowicie nowy.
„Mam na imię Marytė” to historia niemieckiej rodziny, która staje w obliczu tragedii: ich państwo przegrywa wojnę. I choć może się wydawać, że czytelnik ich bólu współodczuwać nie będzie – wszak okrucieństwo wojsk oraz aparatu politycznego III Rzeszy to sprawa oczywista – to autor błyskawicznie udowadnia, iż chłodny ogląd sytuacji kończy się tam, gdzie zaczyna się ludzki dramat. Zaginiony na froncie mężczyzna nie jest już nazistowskim żołnierzem, a ojcem, który osierocił córki i synów. Jego żona przestaje być zimną frau z przychylnością patrzącą z aprobatą na zbrodnicze działania Hitlera, a staje się udręczoną kobietą nieustannie zagrożoną gwałtem i pobiciem. No i w końcu dzieci – niczemu niewinne, a cierpiące najbardziej: głodne, przerażone, zupełnie nieświadome tego, że istnieje jakiekolwiek życie poza ich osobistą tragedią. Czy przedstawienie niemieckich uchodźców z takiej perspektywy jest podłym relatywizmem? Zdecydowanie nie: Šlepikas dowodzi niezwykłej empatii, udowadniając strona po stronie, że w wojnie nikt nie zwycięża – okopy ukrywają stosy bezimiennych zwłok, a wilgotna ziemia nie zwraca nawet najmniejszej uwagi na kolor czy krój munduru.
Dużą zaletą powieści jest ciekawie poprowadzona narracja, w której wyraźnie uwidaczniają się poetyckie korzenie litewskiego autora: bardzo umiejętnie krąży wokół pojedynczych słów i co chwila wykazuje się odpowiednim wyczuciem dramaturgii, dzięki czemu poruszają nie tylko sceny dynamiczne (związane z agresją czy ucieczką), ale także te wolne, skupione na oddaniu uczucia głodu lub osamotnienia. „Mam na imię Marytė” zyskuje moc za sprawą krótkich, rwanych rozdziałów – pisarz często decyduje się na niedopowiedzenia, pozwala wątkom wymykać się z palców, jakby o nich zapominał, bohaterowie powoli znikają ze sceny. Powieść kończy się zupełnie niespodziewanie, kiedy rodzina protagonistów po prostu rozpływa się w powojennej rzeczywistości. Wilcze dzieci rozchodzą się po świece, a Šlepikas nie wnika w to, czy udało im się zrzucić z barków miażdżący ciężar przeszłości. Pokazał to, co chciał – pokazał, że tragedia niemieckiej dziewczynki zmuszonej do powtarzania, że ma na imię Marytė jest równie straszna, co dramat żydowskiego chłopca rozpaczliwie próbującego udowodnić, iż nazywa się Hans.
„Mam na imię Marytė” to bardzo dobrze napisana, poruszająca powieść. Z pewnością ma wielką wartość dydaktyczną: uczy obrzydzenia do nienawiści i na bazie pozornie łatwego przykładu udowadnia, że każda ocena moralna obarczona jest bardzo dużym ryzykiem. Wilcze dzieci otrzymały w powieści Alvydasa Šlepikasa głos, który wszyscy powinniśmy usłyszeć – wykrzykuje on oczywiste ostrzeżenie.
Bartosz Szczyżański
Popieram [ 6 ] Link do recenzji
OPINIE i DYSKUSJE
Na wojnie nigdy nie ma pokrzywdzonej tylko jednej strony. Dzieci zawsze cierpią najmocniej. Tracą rodziców, dach nad głową, środki do życia i rozwoju... ale przede wszystkim tracą poczucie bezpieczeństwa i nie mają możliwości na spokojny, harmonijny rozwój. Ta wymuszona walka o przetrwanie, walka z bólem i strachem - choćby trwała przez krótki moment - wydaje swoje plony do końca życia.
Z tematem "wilczych dzieci" spotykam się po raz pierwszy, pomimo, że literatura wojenna i powojenna jest mi bliska. Książkę wybrałam w ramach marcowego wyzwania lubimy-czytać. (Akcja dzieje się na wschodzie Europy - Litwa i okolice i jest pisana przez Litwina)
Nie zawiodłam się.
Wilcze dzieci, czyli niemieckie dzieci (z Prus wschodnich), które po wojnie szukały schronienia na Litwie, to ofiary o których niewiele się mówi. Poznajemy historię całej gromadki, takich małych, bezpańskich stworzeń(bez nazwiska, rodziny, miejsca i przyszłości).
Poznajemy ból i strach z jakim musieli mierzyć się niewinni - kobiety i dzieci - atakowane przez sowietów.
Momentami ciężko było mi czytać na jakie okrucieństwa były narażone te maluchy, ale serce radowało się, że nie wszyscy byli obojętni na ich los...
Książka jest bardzo mocna. Postać tytułowej Maryte (Renaty) na pewno długo pozostanie w mojej pamięci. Jej tułaczka, myśli, zagubienie i pragnienie bycia dzieckiem, poszukiwanie bezpieczeństwa i przetrwania... Bez wątpienia długo będzie obecna w moich myślach. Tak zresztą jak i pozostałe dzieciaki: Heinz i Albert wędrujący i pracujący za chlebem dla rodziny, mała Monika, Brigita...
I dorosłe kobiety, które choć niewinne, jak zwykle bywa w czasie wojny, skupiają na sobie największą agresję. Czysty terror.
Polecam tę pozycje każdemu o mocnych nerwach.
Brutalna.
Na wojnie nigdy nie ma pokrzywdzonej tylko jednej strony. Dzieci zawsze cierpią najmocniej. Tracą rodziców, dach nad głową, środki do życia i rozwoju... ale przede wszystkim tracą poczucie bezpieczeństwa i nie mają możliwości na spokojny, harmonijny rozwój. Ta wymuszona walka o przetrwanie, walka z bólem i strachem - choćby trwała przez krótki moment - wydaje swoje plony do...
więcej Pokaż mimo toKrótka treść, silny przekaz. Obraz bosego chłopca przemierzającego nocą zaśnieżone litewskie lasy w poszukiwaniu odrobiny jedzenia dla siebie i swojej rodziny już na zawsze pozostanie mi w pamięci. Historia przedstawiona w książce jest przerażająca, ale mimo to (a może właśnie dlatego) warto się z nią zapoznać.
Krótka treść, silny przekaz. Obraz bosego chłopca przemierzającego nocą zaśnieżone litewskie lasy w poszukiwaniu odrobiny jedzenia dla siebie i swojej rodziny już na zawsze pozostanie mi w pamięci. Historia przedstawiona w książce jest przerażająca, ale mimo to (a może właśnie dlatego) warto się z nią zapoznać.
Pokaż mimo toLektura tej powieści sprawia ból...Mimo , że to tylko 180 stron nie da się jej przeczytać w jeden dzień. Historia niemieckich dzieci w zniszczonych Prusach wschodnich jest jednocześnie szokująca i wzruszająca. Polecam!
Lektura tej powieści sprawia ból...Mimo , że to tylko 180 stron nie da się jej przeczytać w jeden dzień. Historia niemieckich dzieci w zniszczonych Prusach wschodnich jest jednocześnie szokująca i wzruszająca. Polecam!
Pokaż mimo toKsiążka dla osób o silnych nerwach. Bardzo poruszająca. Bardzo polecam.
Książka dla osób o silnych nerwach. Bardzo poruszająca. Bardzo polecam.
Pokaż mimo toCiekawa książka na bardzo ciekawy temat, o którym wcześniej nie miałam bladego pojęcia.
Powinnam w tym miejscy podziękować @Blog o książkach, na którym znalazłam bardzo zachęcająca do czytania recenzję "Mam na imię Maryte". Powieść jest bardzo mocna, momentami aż mnie ściskało za gardło, kiedy poznawałam losy "wilczych dzieci" oraz poszczególnych dorosłych, którzy naprawdę cierpieli w czasie II wojny światowej. Nie mogę sobie tego wszystkiego wyobrazić, a przecież wiele z tych rzeczy mogło wydarzyć się naprawdę! Ogromny plus za przybliżenie czytelnikowi tego, co działo się na Litwie podczas wojny. Ogromny minus za zakończenie - jakby ktoś mi nagle uciął książkę na niewłaściwym momencie, i zapomniał o napisaniu tego właściwego zakończenia.
Naprawdę warto przeczytać "Mam na imię Maryte". Sami zobaczcie, co można czuć przy lekturze tej książki. Ciężko to opisać słowami...
Ciekawa książka na bardzo ciekawy temat, o którym wcześniej nie miałam bladego pojęcia.
więcej Pokaż mimo toPowinnam w tym miejscy podziękować @Blog o książkach, na którym znalazłam bardzo zachęcająca do czytania recenzję "Mam na imię Maryte". Powieść jest bardzo mocna, momentami aż mnie ściskało za gardło, kiedy poznawałam losy "wilczych dzieci" oraz poszczególnych dorosłych, którzy naprawdę...
Warto poświęcać czas na literaturę małych ludnościowo narodów. Autorzy z tych krajów, wolni od imperialnych ambicji i tęsknoty za złotym wiekiem w historii, stają się bardziej otwarci na codzienne i ogólnoludzkie problemy, nie będące niczyją narodową ani kulturową specyfiką. A dzięki temu czytelne dla wszystkich na całym świecie.
Powieść Alvydasa Šlepikasa rozgrywa się w już dawnych Prusach Wschodnich i na Litwie rok po zakończeniu II wojny światowej. Główni bohaterowie to wolfskinder – niemieckie dzieci, walczące po obu stronach dawnej granicy o byle jakie pożywienie, aby przetrwać i pomóc przetrwać swoim rodzinom.
Poznajemy zatem ludzi w sytuacji ekstremalnej – zagrożenia ich biologicznej egzystencji. Do tego stopnia, że matki są gotowe “sprzedać” dziecko, by ratować pozostałe. Ci, którzy mają niewiele więcej, czyli jedzenie na jutro lub kilka dni – to dla nich inny świat. Niedawni biedniejsi sąsiedzi zza Niemna są teraz dla nich mieszkańcami ziemi obiecanej, płynącej już nie mlekiem i miodem, ale ziemniakami, cebulą i słoniną.
W tym wszystkim autor widzi ludzi - nie Niemców, Rosjan, Litwinów, ale dobrych, złych i takich, których trudno przypisać do jednej z tych grup. W każdej z pokazanych nacji znajdziemy ludzi, dzięki którym części bohaterów udało się przeżyć, jak i takich, którzy przyczynili się do tego, że nie wszyscy dostąpili tego szczęścia. Jednocześnie autor nie potępia trzeciej grupy, czyli nie pomagających bohaterom, ale też nie dybiących na nich. W przypadku jednej z tych postaci dostajemy uzasadnienie jej wyboru. Z jej punktu widzenia racjonalne i zasadne. Ale życie nie lubi letnich i ta postawa też nie przynosi szczęścia.
Wreszcie w dyskretny sposób pokazana jest partyzantka antyradziecka na Litwie po wojnie, będąca tłem dla niektórych wydarzeń i tłumacząca postępowania niektórych Litwinek i Litwinów.
Powieść bardzo ciekawa i koniecznie warta przeczytania, chociażby w ramach październikowego wyzwania LC – dzieła autorów zza naszej wschodniej granicy.
Warto poświęcać czas na literaturę małych ludnościowo narodów. Autorzy z tych krajów, wolni od imperialnych ambicji i tęsknoty za złotym wiekiem w historii, stają się bardziej otwarci na codzienne i ogólnoludzkie problemy, nie będące niczyją narodową ani kulturową specyfiką. A dzięki temu czytelne dla wszystkich na całym świecie.
więcej Pokaż mimo toPowieść Alvydasa Šlepikasa rozgrywa się w...
Nie spodziewałam się, że ta książka tak mnie urzeknie swoją prostą i przejrzystą formą. Sama historia jest przejmująca, bo dzieje się w czasach głodu i walki o przetrwanie. Kobiety muszą smarować się łajnem, aby odpychać od siebie spragnionych bliskości żołnierzy a dzieci wyruszają w nieznane, aby znaleźć jakiekolwiek pożywienie dla swojej rodziny.
Alvydas Šlepikas ma talent i potrafi poruszyć czułe struny ludzkiego serca. Temat wilczych dzieci okazał się dla mnie na tyle interesujący i nieznany, że na pewno postaram się znaleźć coś więcej, przeczytać inne publikacje poruszające ten problem.
Cieszę się, że w tej pozycji nie ma zbędnych słów a obraz wojny jest dosadny, ale nie rozdmuchany czy wyolbrzymiony. Autor buduje napięcie, wprowadza na scenę postaci, aby po kolei rzucać ich w świat i z niego niestety zabierać. Szkoda, że nie poznaliśmy ostatecznych losów niektórych osób. Jestem ogromnie ciekawa, co się z nimi stało. Czy przeżyli tułaczkę po zaśnieżonym i ciemnym lesie? Czy osoby, do których trafiły pomogły im, czy raczej wydały je na śmierć? Odniosłam wrażenie, że Marytė przeszła wiele, ale jej historia także nie została w pełni wyczerpana. Mam nadzieję, że kiedyś wszyscy bohaterowie znów znajdą się w jednym domu, z krową dającą ciepłe mleko i dziadkiem postękującym pod nosem.
Nie spodziewałam się, że ta książka tak mnie urzeknie swoją prostą i przejrzystą formą. Sama historia jest przejmująca, bo dzieje się w czasach głodu i walki o przetrwanie. Kobiety muszą smarować się łajnem, aby odpychać od siebie spragnionych bliskości żołnierzy a dzieci wyruszają w nieznane, aby znaleźć jakiekolwiek pożywienie dla swojej rodziny.
więcej Pokaż mimo toAlvydas Šlepikas ma...
"Ludzie są jak zwierzęta. Jeśli spojrzeć im w oczy, od razu napadną bez ostrzeżenia. Są jak psy albo wilki, nie można im patrzeć w oczy, bo zobaczą, że się boisz, że twoje oczy mówią: " Zlitujcie się, zostawcie mnie żywego, nie zabierajcie mi chleba, zostawcie mnie, nic wam przecież złego nie zrobiłem". I to jest najgorsze - strach odbijający się w oczach. On jest jak sygnał."
1946 rok. Zimna i straszna powojenna zima. Zły czas. Oto kraina sponiewierana, zgwałcona i zabita. Oto powojenne Prusy. To opowieść o jednej z białych plam powojennej historii - "wilczych dzieciach". Po wojnie niemieckie sieroty tułały się po Litwie w poszukiwaniu jedzenia i domu. Opowieść o Renacie, która musi ukrywać swoje niemieckie pochodzenie, o jej tułaczce. Dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak właśnie ta pozycja. Macie tak czasami? Że po przeczytaniu książki musicie chwile pobyć sami? Sami z własnymi myślami? Ja właśnie w tym momencie tak mam. Autor mistrzowsko opowiada historię niemieckiego powojennego społeczeństwa, obrazy są niezwykle plastyczne. Autor odznacza się świetnym i poetyckim stylem, emocjonalną i szampana narracją. Jak sam wspomina - "Pani Renate opowiadała mi o swoich powojennych przeżyciach(...). Jej zawdzięczam wiele szczegółów, na pozór nieistotnych, ważnych jednak dla zrozumienia okropności, rozpaczy i beznadziei tamtego czasu. Kiedy opowiadała, miałem wrażenie, że widzę i słyszę żywych ludzi. Zrozumiałem wtedy, że muszę to wszystko opisać." Powiem tak - opisał Pan, i to jak opisał! Bardzo emocjonalna, wstrząsająca relacja. Powieść składa się z fragmentów, które narrator nazywa "odłamkami przeszłości" i "kadrami pamięci". Takie filmowe skojarzenie udziela się czytelnikowi i właściwie już do końca pozostaje złudzenie, że ogląda się ponury czarno-biały film. Kamera przeskakuje często, ujęcia są wyraziste, a retrospekcja dodatkowo wzmacnia wrażenia. Książkę zaliczam do perełek na mojej półce i naprawdę polecam ją każdemu, bez wyjątku. Na pewno na długo pozostanie w mojej pamięci.
"Ludzie są jak zwierzęta. Jeśli spojrzeć im w oczy, od razu napadną bez ostrzeżenia. Są jak psy albo wilki, nie można im patrzeć w oczy, bo zobaczą, że się boisz, że twoje oczy mówią: " Zlitujcie się, zostawcie mnie żywego, nie zabierajcie mi chleba, zostawcie mnie, nic wam przecież złego nie zrobiłem". I to jest najgorsze - strach odbijający się w oczach. On jest jak...
więcej Pokaż mimo to„Mam na imię Maryte” to książka o wilczych dzieciach - Wolfskinder - niemieckich dzieciach, które po wojnie tułały sie po Litwie. Szukały jedzenia, schronienia, miejsca gdzie mogą przenocować lub sie ogrzać. Jak i podczas wojny, tak i po wojnie miały miejsca drastyczne zdarzenia które dotykały wielu bezbronnych ludzi. Emocjonalna, wstrząsająca...
„Mam na imię Maryte” to książka o wilczych dzieciach - Wolfskinder - niemieckich dzieciach, które po wojnie tułały sie po Litwie. Szukały jedzenia, schronienia, miejsca gdzie mogą przenocować lub sie ogrzać. Jak i podczas wojny, tak i po wojnie miały miejsca drastyczne zdarzenia które dotykały wielu bezbronnych ludzi. Emocjonalna, wstrząsająca...
Pokaż mimo toW każdej wojnie najbardziej cierpią cywile. Najczęściej są oni winni tylko tego, że z przekonania czy ze strachu popierali ideologię, która do owej wojny doprowadziła. Trudno jest oceniać, która ze stron, który z dwóch głównych najeźdźców drugiej wojny światowej, był gorszy. Alvydas Šlepikas opowiada o nienawiści, jaką Rosjanie żywili do Niemców i okrutnym traktowaniu, na jakie żadna istota ludzka nie zasłużyła. A w szczególności dziecko. Opisy te w niczym się nie różnią, od opisywanych w innych książkach poczynań niemieckiej armii.
Rzecz dzieje się zimą 1946 roku, gdy wojna niby się już zakończyła, ale nie dla rdzennych mieszkańców Prus Wschodnich. Nie dla cywili pochodzenia niemieckiego. Nowi kolonizatorzy, jak mówią o czerwonoarmistach i przybyłych z nimi nowych mieszkańcach, odgrywają się na starcach, kobietach i dzieciach, za wszystkie krzywdy, jakich doznali ze strony niemieckich żołnierzy.
Šlepikas pisze w bardzo prostym, surowym stylu, często przypominającym podpis pod zdjęciem w fotoreportażu, albo notatkę z wywiadu. Skojarzenia są jak najbardziej słuszne, gdyż powieść powstała na podstawie prawdziwych wydarzeń, losów tak zwanych „wilczych dzieci„, czyli niemieckich sierot, poszukujących na Litwie pożywienia i bezpiecznego schronienia. Mam na imię Marytė to zimna, przejmująca do szpiku kości, zamrażająca serce i umysł, proza. Znajdziemy w niej też pewien rodzaj surowego piękna i odrobinę liryki, jak w scenie, gdy seria z automatu przygważdża szaleńca do nadpływającej nocy.
Ten bardzo dziennikarski, a miejscami przywodzący na myśl też dramat sceniczny, sposób prowadzenia narracji świetnie oddaje zniszczoną przez wojnę psychikę, i stan ducha bohaterów. Upodabniają się oni do zwierząt, których jedynym priorytetem jest przetrwanie, i umożliwienie przetrwania swoim młodym. Czas, gdy wszystko zostało zbrukane, nie ma już poświęconej ziemi, a człowiek staje się wilkiem, powoduje, że w chwili słabości matka jest w stanie wypowiedzieć straszne słowa o swoim dziecku, „lepiej by było, gdyby umarł„, a chłopcy zbyt szybko stają się mężczyznami. Wszelkie inne instynkty i uczucia zostają stłumione, niemal wyparte przez wszechobecny strach i głód. Ten ostatni zostaje prawie że spersonifikowany. Nie jako człowiek, ale jako potworek, pasożyt lęgnący się w ciele, i opuszczający je, gdy człowiek umiera.
Opowieść o losach Renate i jej rodzeństwa, bliska jest historii z naszego rodzimego podwórka, o której opowiada film 300 mil do nieba. Jednakże historia wilczych dzieci jest dużo bardziej dramatyczna i przerażająca. Przez całe dekady milczano na ten temat, zamiatając sprawę pod dywan. Jak czytamy w posłowiu, dziś wciąż temat ten nie otrzymał zielonego światła. Może nie ukrywa się go już za wszelką cenę, ale też nie ułatwia opowiedzenia o tym szerszej publiczności. A przecież jutro, za rok czy za dziesięć lat, może być już na to za późno. Mam na imię Marytė jest więc książką, która musiała powstać, którą trzeba czytać, o której trzeba rozmawiać. To mała wielka powieść.
Recenzja z bloga: www.oczytanyfacet.pl
W każdej wojnie najbardziej cierpią cywile. Najczęściej są oni winni tylko tego, że z przekonania czy ze strachu popierali ideologię, która do owej wojny doprowadziła. Trudno jest oceniać, która ze stron, który z dwóch głównych najeźdźców drugiej wojny światowej, był gorszy. Alvydas Šlepikas opowiada o nienawiści, jaką Rosjanie żywili do Niemców i okrutnym traktowaniu, na...
więcej Pokaż mimo to