Przewodnik po sztuce współczesnej. Dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić?

- Kategoria:
- sztuka
- Tytuł oryginału:
- Why Your Five Year Old Could Not Have Done That
- Wydawnictwo:
- Arkady
- Data wydania:
- 2014-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-01-01
- Data 1. wydania:
- 2012-01-01
- Liczba stron:
- 224
- Czas czytania
- 3 godz. 44 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788321348315
- Tłumacz:
- Dorota Skalska-Stefańska
- Tagi:
- sztuka sztuka współczesna
W przeszłości pozycja artysty w wielkim stopniu zależała od jego technicznych zdolności, umiejętności wiernego odtwarzania realnego świata. Portret miał być prawdziwą i wierną podobizną, a krajobrazy rozpoznawalne w każdym szczególe. Jednak, zwłaszcza po pojawieniu się fotografii, wielu artystów zrezygnowało z tworzenia tego „prawdziwego” podobieństwa na rzecz bardziej bezpośrednich, pogłębionych obrazów, które wyrażały uczucia dotyczące malowanego tematu. Od początku tych ogromnych zmian artystycznych ambicji krytycy mylili pozorny brak umiejętności warsztatowych z brakiem artyzmu i finezji, wyśmiewając ekspresyjne prace i porównując je do niepodlegających ocenie merytorycznej wysiłków dzieci.
W tej prowokującej do myślenia książce Susie Hodge przygląda się 100 dziełom sztuki, które wywołały ogromną wrogość krytyków – od nabazgranej przez Cy Twombly’ego Olimpii (1957),prymitywnego, ale spontanicznego Drzewa życia (1994) Johna Hoylanda do pozornie naturalnego bałaganu Mojego łóżka (1998) Tracey Emin – i tłumaczy, dlaczego nie są one nieistotnymi nowinkami, ale pełnym inspiracji logicznym rozwinięciem artystycznych idei minionych czasów.
Autorka wyjaśnia, w jaki sposób głośne dzieła, takie jak Nierzeźbione klocki (1975) Carla Andre – prostokątna aranżacja brył czerwonego drewna cedrowego, którą faktycznie mogłoby łatwo skopiować dziecko – wypełniają pustą niszę w historii idei, pokazując zarówno wpływy wcześniejszych twórców, jak i zainspirowanych przez nie artystów. Pięciolatkowi mogłoby powieść się wykonanie obrazu wirowego podobnego do tych, jakie tworzy Damien Hirst, ale nie zrozumiałby stojących za nim idei oraz miejsca, jakie zajmuje w historii dążeń artystycznych. Susie Hodge gruntownie i wyczerpująco tłumaczy, dlaczego sztuka współczesna nie jest i nigdy nie była dziecięcą zabawą. Hodge umieszcza każdą pracę w kontekście kulturowym, wspierając się ilustracjami dzieł od Hansa Arpa do Andy’ego Warhola, aby zaprezentować dokonania współczesnych artystów. Książka pomaga zrozumieć, w jaki sposób sztuka ewoluuje od realistycznych dzieł wcześniejszych stuleci, zmieniając nasze nastawienie do prezentowanych prac podczas wizyt w galeriach.
Susie Hodge
Susan Hodge jest autorką ponad 70 książek dla dorosłych i dzieci. Uczyła plastyki i historii sztuki w szkołach i na uczelniach, prowadziła konwersatoria i wykładała dla dorosłych i dzieci. Pisze edukacyjne pomoce dla różnych instytucji, zarówno dla nauczycieli i studentów. Od 15 lat maluje i ilustruje oraz prowadzi warsztaty z pisania i malarskie oraz pokazy dla wszystkich grup wiekowych i ludzi o różnych zdolnościach.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Interpretacja to prawdziwa orka
Sztuka współczesna.
Hmmm.
Sztuka współczesna to jest coś takiego, jak Bóg. Kiedy mówisz o Bogu, prawdopodobnie usłyszysz, że tylko biedny, otumaniony idiota może wierzyć, iż to ma sens, bo naprawdę chodzi wyłącznie o oszukiwanie ludzi, którzy pragną być oszukani. Tak będzie twierdzić połowa Twoich słuchaczy. Druga połowa zarzuci pierwszej kompletny brak zrozumienia oraz złe podejście. I kiedy te dwie grupy skoczą sobie do gardeł, Ty będziesz mógł w spokoju zastanawiać się, jak sprawy mają się w tak zwanej rzeczywistości.
A jak się mają?
Trudno powiedzieć.
Zgodnie ze wstępem do tekstu o metaforze autorstwa Maxa Blacka*, wszystko, co traktujemy w kategorii sztuki, będziemy w stanie zinterpretować jako sztukę. W czasach, w których pozbawieni zostaliśmy jako odbiorcy tego niezawodnego kryterium oceny dobrego dzieła, jakim była niegdyś (przynajmniej w malarstwie) doskonała sprawność techniczna plus realizm, trudno jest nie kwitować znaczącym fuknięciem wernisaży, czy performansów. Tym bardziej, że w naszych czasach [...] sztuka staje się w coraz większym stopniu domeną specjalistów. Najciekawsze i najbardziej twórcze dokonania artystyczne nie są dostępne dla osób o wykształceniu ogólnym -- mówią wyspecjalizowanym językiem i trzeba włożyć wiele wysiłku w ich odczytanie. [...] Paralela między zupełną niezrozumiałością sztuki współczesnej a nowoczesnej nauki jest zbyt wyraźna, by ją przeoczyć. (To Susan Sontag i myślę, że ma rację.)
Czekając na „Przewodnik po sztuce współczesnej” Susie Hodge wyobrażałam sobie przewrotną i zabawną książkę, zdatną do polecenia tym, którzy do dokonań Hirsta albo Emin mają stosunek może nie wrogi (na to nie pomoże nic, to kwestia oprogramowania mózgu),ale jeszcze nieokreślony. Uroczy podtytuł – Dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić? – podsycał jedynie moje nadzieje. Co zostało z nich po lekturze i dlaczego tak niewiele?
Po pierwsze: wspominając o pięciolatku, Hodge była śmiertelnie poważna. Wcale nie wymyślała (o czym byłam przekonana do samego końca) chwytliwego hasła na okładkę, ale tworzyła główny punkt zaczepienia całego kompendium. Każde opisane przez nią dzieło zostało opatrzone krótką notką, wyjaśniającą całkiem serio, dlaczego dziecko nie mogłoby wykonać danego obiektu. Problem w tym, że lwią część tych zapisków streścić by można mniej-więcej tak: Wiecie co, pięciolatek jak najbardziej mógłby to zrobić, ale nie mógłby tego wymyślić. Pokażę to na przykładzie. „Kroki” Marclaya, strona 166-167.: dziecko umiałoby pokryć podłogę płytami i zaprosić ludzi do chodzenia po nich, ale czy po to, żeby jak Marclay, badać związki między wzrokiem i słuchem?
Po drugie: nie jestem pewna, czy jedynymi ludźmi, których Hodge przekona swoją książką do sztuki współczesnej, nie będą przypadkiem miłośnicy sztuki współczesnej. Oto komentarz do „Olympii” Cy Twombly'ego:
Porównywany często do dziecięcych bazgrołów obraz wydaje się wystarczająco nieskomplikowany, aby mógł wykonać go pięciolatek. Ale te rozrzucone w nieładzie bazgroły nie są, jakie są, z powodu braku umiejętności. Są próbą wejrzenia w egzystencję człowieka, kontemplacją i szukaniem związków z klasyczną sztuką i literaturą. To odważna konfrontacja z postawą tak pewnych siebie ekspresjonistów abstrakcyjnych, która trudno poddaje się analizie, tak jak dziecięca bazgranina.
„Próbą wejrzenia w egzystencję człowieka”. Ci, którzy nawet Pollocka uznają za bezsensowne bazgroły, po przeczytaniu tak oczywistego i jednoznacznego wyjaśnienia z pewnością doznają oświecenia, po czym migiem pobiegną do Zachęty, pomstując na lata życia w ignorancji. W związku z tym pojawia się pytanie: kto ma kupić książkę jednocześnie zbyt abstrakcyjną dla laików i zbyt oczywistą dla znawców tematu? Oraz drugie: czy jakakolwiek książka zdoła przekonać amatorów, by porzucili opozycję ładnie-nieładnie dla intelektualnych metafor? I trzecie: właściwie dlaczego mieliby to robić, skoro – jak udowadnia gros dzieł, nawet w samym „Przewodniku” – można mieć to wszystko, a nawet jeszcze więcej?
Wyjątkowo dobrze opracowane są natomiast strony otwierające każdy z pięciu rozdziałów. Umieszczono na nich jednokolorowe kształty wszystkich dzieł wraz z tytułami, numerami stron oraz skalą. Pozwala ona zorientować się w rozmiarach prac oraz porównać je wzajemnie. Pierwszy raz spotkałam się z takim rozwiązaniem i uważam je za bardzo przyjemne. „Przewodnik” w ogóle jest udany pod względem wizualnym; także format, choć dość nietypowy (książka ma ok. 14cm x 20cm) świetnie sprawdza się w podróży. To oraz fakt, że dzięki Hodge obejrzeć sobie można zestawienie problematycznych-acz-uznanych dzieł od Muncha do Ai Weiweia, a także poczytać o kontekstach historycznych, zamykają listę pochwał.
Każda książka o zbliżonej tematyce przybliża mnie do uznania prawdziwości wniosku, że sztuka współczesna już absolutnie, w stu procentach nie nadaje się do tego, aby o niej mówić, a ewentualnie do medytacji, w której zdumiewające skojarzenia, czy niezwykłe metafory uruchomią nowe procesy myślowe, bądź nie, a to, czy ów proces się dokona, zależy w równym stopniu od indywidualnego oprogramowania, co wiary. Używałam anegdoty Maxa Blacka, by przypomnieć, że żyjemy w świecie, w którym i wiersze, i sensy w ogóle, i interpretacje, i dzieła sztuki są tam, gdzie ich szukamy. Jeżeli nie chcemy szukać, zależy nam natomiast, by treści zostały dostarczone, zauważymy jedynie drwinę z naszego zdrowego rozsądku. Poza tym wierzę w Czynnik X. Czynnik X to jest coś nieopisywalnego, co sprawia, że jakieś dzieło, jego kompozycja, czy jakiś maleńki element (a prawdopodobnie to wszystko razem) chwyta Twój umysł w kleszcze, by już go nie puścić. Znowu zacytuję Sontag: Nie potrzebujemy hermeneutyki a erotyki sztuki. Nie potrzebujemy tak bardzo intelektualnego gadania i suchych interpretacji, jak „telltale tingle”, dreszczu, płynącego przez kręgosłup, który nie jest wynikiem odczytywania dzieła ani umysłem, ani sercem. Czy Hodge jest w stanie wskazać Czynnik X? Nie wydaje mi się; jej wyjaśnienia to mariaż umysłu wytrenowanego w poszukiwaniu znaczeń i znajomości historii sztuki, a słowo 'piękno' nie pojawia się chyba ani razu. Czy Czynnik X jest obecny w przynajmniej niektórych pracach z „Przewodnika”? No pewnie, tylko spróbujcie się z tego doktoryzować.
Ola Lubińska
*Streszczenie dla niepolonistów: do sali, w której wykłada Max Black, wchodzi nowa grupa studentów, tuż po tym, jak opuściła ją poprzednia. Na tablicy pozostały luźne zapiski z zakończonych ćwiczeń, wyrażenie pod wyrażeniem, które przy minimalnym wysiłku woli pomylić by można z wierszem. Black postanawia zrobić eksperyment: prosi młodych ludzi, żeby zajęli się interpretacją rzekomego utworu i, zachwycony, obserwuje, jak spójne rzeczy można wymyślić, wykorzystując jedynie wiarę w obecność dzieła.
Książka na półkach
- 240
- 80
- 23
- 11
- 9
- 4
- 4
- 4
- 3
- 2
Cytaty
Bądź pierwszy
Dodaj cytat z książki Przewodnik po sztuce współczesnej. Dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić?
Dodaj cytat
OPINIE i DYSKUSJE
Nie wiem skad te niskie oceny. Super skrótowy katalog, wprowadzający do swiata sztuki współczesnej.
Jeśli nie wiesz gdzie zacząć przygodę z abstrakcją- możesz zacząć właśnie tu.
Nie wiem skad te niskie oceny. Super skrótowy katalog, wprowadzający do swiata sztuki współczesnej.
Pokaż mimo toJeśli nie wiesz gdzie zacząć przygodę z abstrakcją- możesz zacząć właśnie tu.
Książka dobra dla osób, które na sztuce współczesnej w ogóle się nie znają i potrzebują od czegoś zacząć.
Opis dzieł jest pobieżny, często chciałoby się dowiedzieć więcej, ale jest to dobry punkt wyjścia do własnych poszukiwań i zorientowania się co nas interesuje
Książka dobra dla osób, które na sztuce współczesnej w ogóle się nie znają i potrzebują od czegoś zacząć.
Pokaż mimo toOpis dzieł jest pobieżny, często chciałoby się dowiedzieć więcej, ale jest to dobry punkt wyjścia do własnych poszukiwań i zorientowania się co nas interesuje
„Sztuka współczesna to przede wszystkim tworzenie własnej zagrody,
odrębnej przestrzeni wystawowej, w której, cokolwiek przyniesiesz,
choćby sedes, zostanie uznane za dzieło sztuki”.
Jean — Michel Basquiat, Zeng Fanshi, czy Jeff Kons to bez wątpienia najwybitniejsze postacie sztuki współczesnej. Ten rodzaj tworzenia wymaga nie lada wyobraźni od odbiorcy, a także wyczulenia na detale, ponieważ to one są naprawdę ważne. Przyznam, że nigdy nie zachwycałam się sztuką współczesną, choć miałam okazję oglądać wiele dzieł tego gatunku np. te zgromadzone w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, niestety moje całkowite niezrozumienie tego przekazu, sprawia, że nie jest to mój ulubiony styl ani w malarstwie, ani w rzeźbie.
Mimo mojego braku zachwytu, nad pracami artystów, którzy reprezentują ten gatunek, są dzieła, nad którymi moim zdaniem warto się pochylić. Jednym z ciekawszych jest Olympia Cy Twombly’ego. Obraz z roku 1957 do dziś zachwyca wszystkich znawców sztuki współczesnej, chodź, bez dwóch zdań wygląda jak bazgroły dziecka na ścianie, albo jak by ktoś rozpisywał długopis. Jeszcze ciekawszy jest Obraz bez tytułu tego samego malarza, wygląda, jakby ktoś rozmazał ketchup na ścianie, ale praca sprzedała się za ponad 46 milionów dolarów. 15 listopada 2017 roku w domu aukcyjnym Christie’s w Nowym Jorku odbyła się licytacja dzieł powojennych oraz współczesnych. Bez dwóch zdań Twombly świecił tam triumfy. Jego dzieła są znane z wyrazistych oraz nachodzących na siebie spirali. Namalowany w roku 2005 Obraz bez tytułu ma 3 metry szerokości oraz 5 metrów wysokości. Interpretowany na różne sposoby od wina ściekającego po ścianie, aż do krwi, która z niej spływa, dla mnie pozostaje plama ketchupu, bezsprzecznie niezwykle fascynującą.
Kolejnym z pewnością ciekawym artystą był Jean — Michel Basquiat. Młody chłopak, który swoją karierę z szeroko pojętą sztuka rozpoczął od malowania ulicznego graffiti. Grafikami były głównie teksty typu,Burżuj czuje się bezpieczny SAMO. Skrót SAMO (Same Old Shit) nie był wówczas znany, jednak po jakimś czasie okazał się znakiem rozpoznawczym ówczesnego wówczas siedemnastolatka. Prace Jeana kupili np. Leonardo DiCaprio, Madonna, Johnny Depp, czy Jay – Z. Na dzień dzisiejszy wszystkie dzieła artysty wycenione są na dobrych kilkadziesiąt miliardów dolarów. Basquiat potrafił malować nawet sześć pracy jednocześnie. Swoje pierwsze dzieło sprzedał za 200 dolarów Debbie Harry z zespołu Blondie, był to Cadillac Moon z 1981 roku. Podczas dziesięciu lat swej pracy artystycznej stworzył 1500 rysunków, 600 obrazów, a także wiele rzeźb i prac mieszanych.
W roku 2017 na aukcji Sotheby’s obraz przedstawiający czarną czaszkę z kolorowymi strumieniami namalowany w roku 1982 sprzedano za 110,5 miliona dolarów. Wielka kariera Jeana zakończyła się przedawkowaniem heroiny, co ciekawe nieumyślnym. Od czasu jego śmierci w wieku 27 lat wartość dzieł artysty stale rośnie. Rzecznik Christie's nazwał go dobitnie „najbardziej pożądanym artystą sportowców, aktorów, muzyków i przedsiębiorców”.
„Artyści to łobuzy, szelmy i tricksterzy - muszą siać twórczy zamęt, aby stać się znakiem czasu! Basquiat był „cudownym dzieckiem”, przekroczył własny background, nie ograniczał się twórczo, nigdy nie pozwolił się skategoryzować. To świadczy o jego wielkości. Stał się symbolem dla kolejnych pokoleń twórców. Bardzo szanuję go za przeciwstawianie się „białemu paradygmatowi sztuk wizualnych”;
Przewodnik po Sztuce Współczesnej Susie Hodge, jest to jedna z tych wspaniałych pozycji, które przekonują nieprzekonanych. Sięgając po nią, trochę się martwiłam, że jednak do mnie nie przemówi. Mimo tego, że cały czas uważam, że sztukę współczesną może stworzyć każdy (wystarczy popatrzeć na Obraz bez tytułu),przewodnik pisarki niezwykle mnie zaciekawił. Wiele z opisanych prac bardzo mocno mija się z pojęciem współczesności, np. porównując je do prac Twombly’ego, co mnie zaintrygowało.
W swojej publikacji Autorka skupiła się na pracach takich postaci jak np. Cornelia Parker, Stephan Huber, czy Barnett Newman. Książka ta to przekrój prac od czasów przedwojennych do dziś. Z całą pewnością Pani Hodge stworzyła przewodnik dla koneserów, myślę, że jest także dobry dla tych, którzy zaczynają swoją przygodę ze sztuką. Jak wiadomo, o gustach się nie rozmawia. Dla mnie prywatnie publikacja ta stała się zachętą do bliższego przyjrzenia się sztuce współczesnej, być może kiedyś mnie ona zachwyci.
Bez dwóch zadań, Przewodnik po Sztuce Współczesnej polecam. Głęboka treść, opinie ekspertów, historia dzieła oraz krótka nota o twórcach pozwalają poznać najdroższe dzieła tego gatunku, ale i najbardziej kontrowersyjne. Być może spodoba się Wam obraz Czarne prążki Franka Stelli lub zachwycicie się obrazem Szary Gerharda Richtera. Zachęcam, aby książka znalazła się w Waszych prywatnych bibliotekach.
„Sztuka współczesna to przede wszystkim tworzenie własnej zagrody,
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toodrębnej przestrzeni wystawowej, w której, cokolwiek przyniesiesz,
choćby sedes, zostanie uznane za dzieło sztuki”.
Jean — Michel Basquiat, Zeng Fanshi, czy Jeff Kons to bez wątpienia najwybitniejsze postacie sztuki współczesnej. Ten rodzaj tworzenia wymaga nie lada wyobraźni od odbiorcy, a także...
Bardzo dobra książka. Dlaczego? Pozwól mi wyjaśnić.
Jeszcze jakiś czas temu byłam w obozie nazywanym Nie Rozumiem Sztuki Nowoczesnej. Mój kontakt z nią odbył się głównie przez podręcznik do języka polskiego w liceum i może jakieś pojedyncze spotkania tu i ówdzie. Zwykle wyłącznie przez obraz (reprodukcja w podręczniku czy gazecie),może krótkie omówienie w notatce prasowej. Wiedziałam, że istnieje "Czarny kwadrat na białym tle", betonowe bezkształtne rzeźby, i rozkopane łóżko, które zlicytowano za grube pieniądze.
Moja relacja zaczęła się naprawiać, gdy z ciekawości odwiedziłam Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Dublinie. Bez jakiegoś szczególnego przekonania, ot, czas trzeba było zagospodarować. Miałam szczęście z ekspozycjami, bo było ich dużo, i część z nich trafiła w moje gusta albo choćby wzbudziła ciekawość.
Później odwiedziłam kilka innych muzeów poświęconych sztuce nowoczesnej i... zaczęłam rozumieć. Sztukę? Może nie zawsze. Ale o co w tym wszystkim chodzi - tak.
Książka Susie Hodge jest przewodnikiem po historii sztuki nowoczesnej, modernistycznej, zabiera czytelnika w przebieżkę po ogromnej liczbie nurtów - jest kubizm, jest konstruktywizm, jest surrealizm, abstrakcyjny ekspresjonizm, futuryzm, prymitywizm, minimalizm, pop-art... długo by wymieniać. Pewnie jest wszystko, wszystkiego po trochu, i to jest może jeden z moich zarzutów wobec tej książki. Autorka skacze po erach, stylach, tematach, każde przewrócenie strony to wycieczka w zupełnie inne miejsce. Może dlatego czytałam tę książkę przez ponad pół roku, za każdym razem maleńkimi kęsami i z przerwami między nimi.
Natomiast książka ta robi coś innego naprawdę dobrze - dodaje kontekst.
Z moich wycieczek po muzeach nauczyłam się jednej rzeczy. Jest olbrzymia różnica między sztuką wcześniejszą, czy to renesans czy barok, impresjonizm czy gotyk, a sztuką nowoczesną/postmodernistyczną, i nie mam bynajmniej na myśli różnicy wizualnej.
Dzieło Rembrandta czy Friedricha można podziwiać. Ot tak, wejść do muzeum, nawet nie przeczytać zapisanego na tabliczce tytułu, stanąć przed płótnem i się zachwycić. To jest łatwe, satysfakcjonujące, nie potrzebuje dopowiedzeń. Oczywiście, jeśli ma się odpowiednią wiedzę i narzędzia, można rozłożyć ukryte przez artystę informacje, wiadomości o tym, na co i na kogo patrzymy. Atrybuty, artefakty, co postać trzyma, w co postać jest ubrana, na co pada światło, a co jest w cieniu... Niektóre obrazy to prawdziwe szkatułki ze skarbami! Ale nikt tego nie musi - możesz tylko patrzeć na płótno i osądzić, czy ładne czy nie, za każdym razem doceniając umiejętności, zręczne oko i władanie pędzlem (czy dłutem),do tego kontekst nie jest ci zupełnie potrzebny.
Sztuka nowoczesna zupełnie odwraca ten kierunek. Nadal możesz zachwycić się czymś zwyczajnie ładnym, jasne. Ale cała informacja o tym, na co patrzysz, leży gdzieś indziej. W tytule. W kontekście. W historii. Sztuka nowoczesna bez kontekstu (historycznego, osobistego, społecznego itd) jest naga, niema - i niemal niemożliwa do zrozumienia. I ta książka właśnie stara się to zmienić. Dodaje ten jakże brakujący kontekst. I czasem kilka linijek tekstu zmienia odbiór całkowicie.
Z całej książki jedna rzecz zrobiła na mnie wrażenie najbardziej - "Untitled (USA Today)" Felixa Gonzaleza-Torresa. To bardzo prosta rzecz: góra zafoliowanych cukierków, w kolorze białym, czerwonym albo niebieskim. Dodany kontekst wyjaśnia, że kiedy owa góra została wystawiona w galerii, odwiedzający byli zachęcani by się cukierkiem poczęstować. To, w połączeniu z tytułem, to jak otwarcie drzwi do zastanawiania się nad stanem kraju, nad tym jak indywidualizm może na dłuższą metę wyrządzić szkodę, i tak dalej, i tak dalej. To zaproszenie do dialogu.
Sztuka nowoczesna jest własnie tym - zaprasza do dialogu, do myślenia, do podjęcia się odpowiadania albo zadawania pytań. Większość z nas nie ma zasobów, umiejętności czy choćby czasu by podjąć dialog z Vermeerem czy Monetem. Sztuka nowoczesna jest w tym sensie o wiele bliżej. I ciągle nas zagaduje. Choćby przez tę książkę.
Co z tego wyniesiesz, to twoje.
Bardzo dobra książka. Dlaczego? Pozwól mi wyjaśnić.
więcej Pokaż mimo toJeszcze jakiś czas temu byłam w obozie nazywanym Nie Rozumiem Sztuki Nowoczesnej. Mój kontakt z nią odbył się głównie przez podręcznik do języka polskiego w liceum i może jakieś pojedyncze spotkania tu i ówdzie. Zwykle wyłącznie przez obraz (reprodukcja w podręczniku czy gazecie),może krótkie omówienie w notatce...
Powiedzieć, że ta książka jest... po prostu fajna, to powiedzieć i za dużo i za mało.
To pozycja dla ludzi, którzy sztuki współczesnej nie rozumieją, ale jednocześnie są na nią otwarci i chcą poszerzać swoje horyzonty. Z drugiej jednak strony, aby odbiór lektury był na zadowalającym poziomie, czytelnik musi znać podstawowe zagadnienia (czasami nieco więcej) z zakresu historii sztuki i historii w ogóle. Rodzi się więc myśl: znając pojęcia typu Arte Povera, Dadaizm, konceptualizm, land art, automatyzm, art brut oraz ważne wydarzenia i związane z nimi nastroje społeczne na przestrzeni wieków, czytelnik zdaje się być na tyle wykształcony, że lektura "Przewodnika po sztuce współczesnej" i zawarte w niej informacje nie będą dla niego niczym odkrywczym. Z drugiej strony nie znając i nie rozumiejąc powyższych zagadnień książka jedynie przyniesie więcej pytań i będzie niezrozumiała lub trudna w odbiorze.
Dobór dzieł uważam za bardzo trafny, szczególnie jeśli jest to początek przygody czytelnika ze sztuką nowoczesną, ale - znów - pojawia się pytanie: czy język jest wystarczająco zrozumiały dla laika? Dla osób interesujących się sztuką książka ta będzie infantylna i powierzchowna, a wyjaśnienia autorki tłumaczące "dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić" wywoływać będą wyłącznie śmiech zażenowania.
Dla kogo więc tak na prawdę jest "Przewodnik..."?
Powiedzieć, że ta książka jest... po prostu fajna, to powiedzieć i za dużo i za mało.
więcej Pokaż mimo toTo pozycja dla ludzi, którzy sztuki współczesnej nie rozumieją, ale jednocześnie są na nią otwarci i chcą poszerzać swoje horyzonty. Z drugiej jednak strony, aby odbiór lektury był na zadowalającym poziomie, czytelnik musi znać podstawowe zagadnienia (czasami nieco więcej) z zakresu...
PIĘCIOLATEK VS. PICASSO
Mike Kelley (1954−2012) zbierał porzucone pluszowe zabawki, w których ręczne wykonanie włożono niegdyś wiele czasu i serca. Pozszywał je razem, tworząc kolaż. Zatytułował go „Więcej godzin miłości, niż da się kiedykolwiek odwzajemnić i cena grzechu”. Susie Hodge tłumaczy, że artysta chciał w ten sposób zwrócić naszą uwagę na ogromną ilość miłości, jaką reprezentują te przedmioty, miłości, która została odrzucona. Kupuję to wyjaśnienie i uważam, że gałgankowo-pluszakowe dzieło jest piękne.
Dora Holzhandler (ur.1928) namalowała w dziecinnym stylu samotnego artystę, który gra na skrzypcach, stojąc na tle muru. Twarz portretowanego jest łagodna, trochę melancholijna. Susie Hodge informuje, że Dora Holzhandler przyszła na świat jako córka polskich uchodźców, a obraz przedstawia jej ukochanego dziadka, Salomona, który zginął w Auschwitz.
Kiedy obcujemy ze sztuką, bardzo często dopiero kontekst pomaga nam w pełni zrozumieć pracę artysty i docenić jej wartość. Sałata wciśnięta między dwa granitowe bloki wygląda dziwnie. Kręcimy nosami na takie “dzieło”. Jego sens widać jednak dopiero wtedy, gdy sałata zwiędnie i cała konstrukcja pierdyknie. Bo nic nie trwa wiecznie, wszystko jest marnością. Człowiek to pyłek w bezkresnym kosmosie. „Krótka rozprawa: jutro – coś dziś jest, nie będziesz” — pisał barokowy poeta. „Struktura jedząca sałatę” Giovanniego Anselmo dobrze obrazuje tę nietrwałość i tymczasowość życia.
Czasem jednak wyjaśnienia zdają się mocno naciągane i mam nieprzyjemne uczucie, że ktoś próbuje zrobić ze mnie balona. Odnoszę wrażenie, iż gorączkowo szuka się znaczenia tam, gdzie go po prostu nie ma.
Sami artyści wielokrotnie zwracali na to uwagę. Nadajemy status ikon dziełom, które na to nie zasługują, nadmiernie cenimy to, co w rzeczywistości ma niewielką wartość. Dlatego do sztuki nie należy podchodzić bezkrytycznie i stwierdzenie to, niestety, odnosi się również do „Przewodnika po sztuce” Susie Hodge. Doskonale rozumiem, że prezentując najsłynniejsze, kontrowersyjne dzieła sztuki współczesnej autorka nie mogła dokonywać subiektywnego wyboru. Oczywiste jest też, że każdy czytelnik ma własne gusta i preferencje. Jednemu spodoba się „Zasztyletowany czas” Margritte‘a, drugiemu „Ślimak” Mattise‘a. Inna sprawa, że Susie Hodge przy każdym dziele próbuje udowodnić, iż stoją za nim niezwykle głębokie intencje i dlatego „pięciolatek nie mógł tego zrobić”. Nie jestem przekonana. Pięciolatek również może zapaćkać karton na kolorowo, by w ten sposób wyrazić rozpierającą go energię czy radość. Różnica polega na słownictwie, jakim się posłuży, opisując swoją pracę. Dlaczego traktować dzieci jak bezmyślne stworzenia i odmawiać ich pracom celowości? Nie każdy dziecinny bazgroł coś wyraża, ale powiedzmy sobie uczciwie: nie każde dzieło sztuki również. Paradoksalnie, właśnie Susie Hodge przywołuje w swojej książce słynne słowa Picassa: „Każde dziecko jest artystą. Problemem jest, jak nim pozostać, kiedy się dorośnie.” I jednocześnie na każdej stronie podkreśla różnice między “dziecięcymi bazgrołami” a sztuką.
Oprócz (często dyskusyjnych i absurdalnie poważnych) wyjaśnień, dlaczego żadnej z przedstawionych prac nie mogłoby wymyślić pięcioletnie dziecko i paru zagmatwanych, nieprzekonujących interpretacji wybitnych dzieł (których osobiście nie nazwałabym tym słowem),przeszkadzały mi także niezachwiana pewność i jednostronność autorki. Chyba że faktycznie wszystkie przedstawione prace uważa za wybitne. Ja nie. Mogę zrozumieć, co artysta miał na myśli, wsadzając sobie lalkę Barbie tam, gdzie słońce nie dochodzi, lecz nie muszę się zgadzać, że wymagało to „finezji wykonania” lub też w jakiś niesłychanie twórczy sposób przekazało refleksję o współczesnym świecie. Czy powinniśmy stawiać znak równości między skłonnością do szokowania a wybitnością? Nie chciałabym posuwać się do stawiania sztuce granic. Apelowałabym jedynie o odrobinę zdrowego rozsądku w jej ocenie. I takiej — choćby jednej najmniejszej — wątpliwości zabrakło mi w książce.
„Przewodnik po sztuce współczesnej” prezentuje sto prac, wykonanych od końca XIX wieku do dzisiaj przez stu artystów. Bardzo zróżnicowane dzieła (malarstwo, rzeźba, pudełkowe asamblaże Cornella, mobile Coldera, instalacje, sztuka ziemi, itd.) ujęte zostały w pięciu rozdziałach: Obiekty/Zabawki; Ekspresje/Bazgroły; Prowokacje/Furie; Krajobrazy/Place zabaw; Ludzie/Potwory. Autorka próbuje w swej książce udowodnić, że dzieła sztuki współczesnej, wywołujące wrogość krytyków, są „pełnym inspiracji logicznym rozwinięciem artystycznych idei minionych czasów”, nie zaś dziecięcą zabawą.
Sukcesem Susie Hodge jest, że w znakomitej większości przypadków cel swój osiągnęła. Dzięki „Przewodnikowi” poznałam też wiele dzieł, które naprawdę zrobiły na mnie wrażenie. Usunęłabym jednak bez chwili wahania wszystkie wyjaśnienia, wyżywające się na pięciolatkach. Niechby książka była tym, czym powinna być od początku: ciekawym przewodnikiem po współczesnej sztuce.
PIĘCIOLATEK VS. PICASSO
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMike Kelley (1954−2012) zbierał porzucone pluszowe zabawki, w których ręczne wykonanie włożono niegdyś wiele czasu i serca. Pozszywał je razem, tworząc kolaż. Zatytułował go „Więcej godzin miłości, niż da się kiedykolwiek odwzajemnić i cena grzechu”. Susie Hodge tłumaczy, że artysta chciał w ten sposób zwrócić naszą uwagę na ogromną ilość miłości,...
Wiecie, jaki mam największy problem ze sztuką? Kiedy robi się pretensjonalna. Dostaję szału, kiedy Artysta - używając tu metafory jednego z recenzentów - stawia marchewkę na środku galerii i każe zastanawiać mi się nad ekologią, marnotrawstwem konsumpcyjnego społeczeństwa, nierównościami społecznymi, kontaktem z naturą, kobiecą więzią z naturą, nad intuicją, sztuką prymitywną, rolą matki w społeczeństwie, ironią autora, krytyką środowiska artystycznego i karykaturą zaprawioną szczyptą absurdu rodem z dada.
Wkurza mnie to po pierwsze dlatego, że imputuje mi brak myślenia, po drugie - za nieskuteczność (proszę państwa, kto z was zaczął segregować odpady albo kupować mniej pod wpływem dzieła sztuki?),po trzecie wreszcie - za absolutnie niewybaczalną "inflację" między wagą poruszanych zagadnień a banałem, jaki ma je wyrażać. Plus odbiera mi ochotę na marchewkę.
Mimo wszystko - staram się być dzielna i co jakiś czas robię kolejne podejścia do Cy Twombly'ego, do Damiena Hirsta, do Jeffa Koonsa i reszty tej wesołej gromadki. Może coś zaskoczy, może zmienię zdanie, może coś do mnie przemówi, może zobaczę w tym coś więcej niż banał, który nie wychodzi poza granice bezmyślnie powtarzanego frazesu.
Miałam cichą nadzieję, że pomoże mi w tym książka Hodge - ach, jak ślicznie wydana, jak pomysłowa, jak dobrze pomyślana, dokładnie taka pigułeczka, jakiej potrzebowałam, taki przewodnik dla laików, łopatologiczny i paluszkiem pokazujący pięciolatkowi Wartości, Znaczenie i Przekaz. Cudownie.
Ujmijmy to tak: przekonanych przekonywać nie trzeba, nieprzekonanych przewodnik zostawi z poczuciem, że sztuka współczesna jest technicznie prymitywna, estetycznie żadna, nie stawia sobie żadnych wymagań ani żadnych wyzwań, bo i tak załatwi wszystkie pytania i zarzuty prostym "to był zamysł autora, a że zamysł i koncepcja nie są na pierwszy rzut oka widoczne w dziele, to już nie nasz problem, my cię zmuszamy do myślenia, więc myśl, do cholery".
Jeśli jakiemuś głupiemu leniowi nie chce się myśleć, dlaczego kupka cukierków odzwierciedla stan USA dzisiaj albo jak się ma dziura w płótnie do wieczności (piękna dziura w płótnie, swoją drogą),czy żyrandol z majtek do intymności, to może pomyśleć, dlaczego jeśli przekaz, znaczenie i wartość rzeczywiście są obecne w tym czy innym dziele, to jakim cudem udaje się je spisać na powierzchni odpowiadającej powierzchni paczki chusteczek do nosa?
Na deser: byłam pewna, że ten podtytuł, "Dlaczego pięciolatek nie mógłby tego zrobić", to taki sobie żarcik. Byłam przykro rozczarowana, kiedy się okazało, że nie: zniżanie argumentacji do takiego pytania jest jednak trochę żenujące. Jest żenujące tym bardziej, kiedy okazuje się, że często odpowiedź ogranicza się do "nie mógłby, bo nie jest artystą i nie miał Zamysłu".
Wszystkim, którzy mają szczęście wychowywać małe dzieci (w wieku lat 5 lub w okolicach),a nie chcą dać się wykluczyć z kultury, więc bywają w muzeach i galeriach, gdzie cierpią męki, kiedy dzieciak zrobi coś niewłaściwego, np. wstydliwy jakiś odgłos wyda, serdecznie radzę, żeby nauczyli dzieciaczka główkę trzymać wysoko i bezczelnie obwieszczać, że miał Zamysł, więc zrobił, co zrobił.
Obstawiam, że po kilku latach podobnych ekscesów, z niewielką pomocą PRu i wydatną pomocą miłośników sztuki, zabezpieczycie finansowo przyszłość pociechy. Zamysł. Byle Zamysł mieć, a wszystko jakoś się ułoży.
Wiecie, jaki mam największy problem ze sztuką? Kiedy robi się pretensjonalna. Dostaję szału, kiedy Artysta - używając tu metafory jednego z recenzentów - stawia marchewkę na środku galerii i każe zastanawiać mi się nad ekologią, marnotrawstwem konsumpcyjnego społeczeństwa, nierównościami społecznymi, kontaktem z naturą, kobiecą więzią z naturą, nad intuicją, sztuką...
więcej Pokaż mimo toWybór prac - ciekawy.
Komentarze, opis - pobieżne , acz zachęcające do dalszych poszukiwań.
Uzasadnienia "dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić" - TRAGEDIA I ŻENADA!
Wybór prac - ciekawy.
Pokaż mimo toKomentarze, opis - pobieżne , acz zachęcające do dalszych poszukiwań.
Uzasadnienia "dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić" - TRAGEDIA I ŻENADA!
Zasadniczo - jako przegląd artystów tworzących szeroko pojętą "sztukę współczesną" wraz z opisami ich najbardziej znanych instalacji, rzeźb, performance'ów i obrazów - jest to książka pożyteczna i ciekawa. Niestety od strony tekstowej po prostu leży. Głównie przez jej skrótowość (na poziomie kieszonkowego przewodnika dla niezbyt rozgarniętych turystów) oraz pretensjonalny pomysł zestawiania każdego "dzieła" z twórczością 5 letnich dzieci. Ostatecznie za każdym razem otrzymujemy coś w stylu (uwaga to nie jest bezpośredni cytat) - "Oczywiście nawet pięcioletnie dziecko potrafiłoby położyć marchewkę na środku pokoju, lecz to nie byłaby sztuka, bo tylko PRAWDZIWY ARTYSTA potrafi zawrzeć w tej marchewce głębokie alegorie i sens jakich nie miało żadne dzieło stworzone do tej pory ludzką ręką". Po prostu ręce opadają. Po zakończeniu lektury tej książki można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że większość współczesnej sztuki nie broni się zarówno pod względem jej technicznego wykonania, jak i intelektualnym. Tylko czy to słabość samej sztuki czy tylko tej książki?
Zasadniczo - jako przegląd artystów tworzących szeroko pojętą "sztukę współczesną" wraz z opisami ich najbardziej znanych instalacji, rzeźb, performance'ów i obrazów - jest to książka pożyteczna i ciekawa. Niestety od strony tekstowej po prostu leży. Głównie przez jej skrótowość (na poziomie kieszonkowego przewodnika dla niezbyt rozgarniętych turystów) oraz pretensjonalny...
więcej Pokaż mimo toCiekawy przegląd sztuki nowoczesnej, umieszczający kontrowersyjne niejednokrotnie dzieła, w kontekście ich powstania.
Ciekawy przegląd sztuki nowoczesnej, umieszczający kontrowersyjne niejednokrotnie dzieła, w kontekście ich powstania.
Pokaż mimo to