rozwińzwiń

Internet. Czas się bać

Okładka książki Internet. Czas się bać Wojciech Orliński
Okładka książki Internet. Czas się bać
Wojciech Orliński Wydawnictwo: Agora publicystyka literacka, eseje
288 str. 4 godz. 48 min.
Kategoria:
publicystyka literacka, eseje
Wydawnictwo:
Agora
Data wydania:
2013-12-12
Data 1. wyd. pol.:
2013-12-12
Liczba stron:
288
Czas czytania
4 godz. 48 min.
Język:
polski
ISBN:
9788326812989
Tagi:
Internet inwigilacja technologia
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Książki. Magazyn do czytania nr 1 (64) / 2024 Izabella Adamczewska, James Baldwin, Jolanta Brach-Czaina, Biserka Ćejović, Krystyna Dąbrowska, Annie Ernaux, Bartosz Hlebowicz, Boguś Janiszewski, Maciej Jarkowiec, Miłada Jędrysik, Aga Kozak, Renata Lis, Paulina Małochleb, Andrzej Mencwel, Weronika Murek, Małgorzata I. Niemczyńska, Michał Nogaś, Wojciech Orliński, Piotr Paziński, Jacek Podsiadło, Agata Pyzik, Redakcja magazynu Książki, Michał Rusinek, George Saunders, Katarzyna Sawicka-Mierzyńska, Marcin Sendecki, Max Skorwider, Agnieszka Sowińska, Magdalena Środa, Karolina Sulej, Natalia Szostak, Tomasz Ulanowski, Olga Wróbel
Ocena 7,8
Książki. Magaz... Izabella Adamczewsk...
Okładka książki Książki. Magazyn do czytania nr 5 (62) / 2023 Izabella Adamczewska, Kacper Bartczak, Marek Bieńczyk, Biserka Ćejović, Jacek Dehnel, Emilia Dłużewska, Helen Garner, Irena Grudzińska-Gross, Aleksandra Herzyk, Wojciech Jagielski, Maciej Jakubowiak, Miłada Jędrysik, Michalina Jurczyk, Eliza Kącka, Ignacy Karpowicz, Shehan Karunatilaka, Aldona Kopkiewicz, Joanna Krakowska, Marta Madejska, Weronika Murek, Azar Nafisi, Małgorzata I. Niemczyńska, Michał Nogaś, Dariusz Nowacki, Tadeusz Nyczek, Monika Ochędowska, Wojciech Orliński, George Orwell, Jacek Podsiadło, Agata Pyzik, Redakcja magazynu Książki, Zbigniew Rokita, Katarzyna Sawicka-Mierzyńska, Michał Sobol, Agnieszka Sowińska, Magdalena Środa, Karolina Sulej, Katarzyna Surmiak-Domańska, Jacek Szczerba, Natalia Szostak, Jarek Szubrycht, Katarzyna Wężyk, Dorota Wodecka, Olga Wróbel
Ocena 7,1
Książki. Magaz... Izabella Adamczewsk...
Okładka książki Książki. Magazyn do czytania, nr 4 (61) sierpień 2023 Izabella Adamczewska, Marek Bieńczyk, Serge Bloch, Katarzyna Boni, Frédéric Boyer, Biserka Ćejović, Piotr Cieśliński, Jacek Dukaj, Jon Fosse, Jerzy Jarniewicz, Ignacy Karpowicz, Andrzej Leder, Renata Lis, Michał Nogaś, Wojciech Orliński, Piotr Paziński, Redakcja magazynu Książki, Maciej Robert, Salman Rushdie, Przemysław Sadura, Katarzyna Sawicka-Mierzyńska, Michał Sowiński, Magdalena Środa, Przemysław Staroń, Karolina Sulej, Katarzyna Surmiak-Domańska, Natalia Szostak, Joanna Tokarska-Bakir, Tomasz Ulanowski, Katarzyna Wężyk, Dorota Wodecka, Olga Wróbel
Ocena 7,5
Książki. Magaz... Izabella Adamczewsk...
Okładka książki Książki. Magazyn do czytania nr 2 (59) / 2023 Izabella Adamczewska, Katarzyna Boni, Małgorzata Buchalik, Martín Caparrós, Elżbieta Cherezińska, Bartosz Hlebowicz, Miłada Jędrysik, Katarzyna Kazimierowska, Marzanna Bogumiła Kielar, Anna Landau-Czajka, Renata Lis, Paulina Małochleb, Mateusz Mazzini, Weronika Murek, Małgorzata I. Niemczyńska, Michał Nogaś, Dariusz Nowacki, Monika Ochędowska, Piotr Oczko, Wojciech Orliński, Jacek Podsiadło, Radek Rak, Redakcja magazynu Książki, Maciej Robert, Marcin Sendecki, Gary Shteyngart, Magdalena Środa, Justyna Suchecka, Karolina Sulej, Natalia Szostak, Dubravka Ugrešić, Tomasz Ulanowski, Katarzyna Wężyk, Ludwig Wittgenstein, Olga Wróbel, Hanya Yanagihara
Ocena 6,2
Książki. Magaz... Izabella Adamczewsk...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
212 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
775
725

Na półkach: , ,

Bardzo kompleksowe podejście, trochę historii, sporo wyjaśnień jak to działa (ale przejrzystym językiem, bez technicznych sformułowań),trochę podstaw prawnych i nieco wskazówek na inne źródła lub innych autorów, którzy robili badania w temacie przejrzystości Internetu lub cyberkorpo. W ogóle każdy rozdział poparty wieloma źródłami, gdzie można albo sprawdzić podane przez autora tezy, albo poszerzyć swoje horyzonty. Spodobało mi się mocne osadzenie w realiach Polski i Europy, co nie jest takie łatwe, bo nie ma w tym temacie wielu publikacji.
Generalnie rzetelne podejście do tematu plus nieco rad, jak można jako szary człowiek odnaleźć się i nieco obronić swoją prywatność.

Bardzo kompleksowe podejście, trochę historii, sporo wyjaśnień jak to działa (ale przejrzystym językiem, bez technicznych sformułowań),trochę podstaw prawnych i nieco wskazówek na inne źródła lub innych autorów, którzy robili badania w temacie przejrzystości Internetu lub cyberkorpo. W ogóle każdy rozdział poparty wieloma źródłami, gdzie można albo sprawdzić podane przez...

więcej Pokaż mimo to

avatar
199
122

Na półkach: , ,

Daje do myślenia. Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądałaby ta książka dzisiaj - większość tematów nadal aktualna, korporacje nadal nas bezczelnie śledzą, ale jest parę zjawisk, które w 2013 aż tak popularne nie były, np. crowdfunding.

Daje do myślenia. Bardzo jestem ciekawa, jak wyglądałaby ta książka dzisiaj - większość tematów nadal aktualna, korporacje nadal nas bezczelnie śledzą, ale jest parę zjawisk, które w 2013 aż tak popularne nie były, np. crowdfunding.

Pokaż mimo to

avatar
1030
131

Na półkach:

Książka pisana na gorąco po wybuchu afery Snowdena (2013),i czuć w niej tę temperaturę emocjonalną już choćby w tytułach rozdziałów: Jak straciliśmy prywatność, Jak straciliśmy kulturę etc. Poetyką jest celowo przejaskrawienie, aby "nas przestraszyć", jak powiada autor. A mamy się bać dlatego, że kontrola monopolistów (Google, Facebook etc.) staje się przemożna.
Parę lat i parę afer potem wydaje się, że politycy też się trochę przestraszyli i nieco otamowali cyberkorporacje. Czy to wystarczy? Czas pokaże.
Myślę, że na odbiór tej książki duży wpływ ma osobowość czytelnika. Ktos o lekkim rysie paranoidalnym faktycznie może się przestraszyć. Mnie osobiście Orliński nie przekonał, że "szary człowiek" też ma się czego obawiać - głównie tego, że reklama zaproponuje mu produkt dlań atrakcyjny.
Dużym atutem książki jest wprowadzenie do historii Internetu, zwłaszcza pokazanie, jak kilku Amerykanów zdecydowało o komercyjnym kształcie sieci (koronne prawo "safe harbor", czyli brak odpowiedzialności prawnej za umieszczenie treści naruszających prawa autorskie, jeśli usunie się te treści po wniesieniu roszczeń ich właściciela - a dzięki temu łatwo bawić się w kotka i myszkę),po czym narzuciło ten kształt reszcie świata. To wszystko warto wiedzieć.

Książka pisana na gorąco po wybuchu afery Snowdena (2013),i czuć w niej tę temperaturę emocjonalną już choćby w tytułach rozdziałów: Jak straciliśmy prywatność, Jak straciliśmy kulturę etc. Poetyką jest celowo przejaskrawienie, aby "nas przestraszyć", jak powiada autor. A mamy się bać dlatego, że kontrola monopolistów (Google, Facebook etc.) staje się przemożna.
Parę lat i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
750
27

Na półkach: ,

Strach się bać...

Strach się bać...

Pokaż mimo to

avatar
191
197

Na półkach: ,

Koniec nieświadomości! Koniec bezkrytycznego zapatrzenia w dobrodziejstwa sieci! Jak myślicie, że dla Was Internet nie jest groźny, mylicie się. Czas się bać!

Może na początek - nie jest to książka skierowana tylko do entuzjastów Internetu czy ludzi z tzw. branży.

Po przeczytaniu tej książki dwa razy zastanowicie się zanim zalogujcie się do jakiegoś serwisu i podacie swoje dane (czy jest to naprawdę niezbędne, żeby założyć tam konto). Mało kto zdaję sobie chyba sprawę, że tak naprawę Internet kontroluje USA.
Internet wie o Was wszystko!

Książkę czyta się szybko. Autor ciekawie pisze o kulisach działania cybernetycznych biznesów, dającym nam poczucie fałszywej wolności. Orliński pisze dobrodziejstwach papierowej prasy czy grzeszkach blogerów, którzy coraz częściej tracą swą niezależność i wysługują się korporacjom, zachwalając ich produkty, wreszcie o problemie ochrony naszych praw w Internecie.
Wojciech Orliński w książce porusza wiele tematów, o których użytkownicy na co dzień pewnie nie myślą, ale warto zatrzymać się na chwilę i się nad nimi zastanowić.

Jest to chyba pierwsza taka pozycja na rynku, na którą trzeba jednak patrzeć trochę krytycznie, bo Internet się zmienia i każdy bierze odpowiedzialność za swoje działania w sieci.

Koniec nieświadomości! Koniec bezkrytycznego zapatrzenia w dobrodziejstwa sieci! Jak myślicie, że dla Was Internet nie jest groźny, mylicie się. Czas się bać!

Może na początek - nie jest to książka skierowana tylko do entuzjastów Internetu czy ludzi z tzw. branży.

Po przeczytaniu tej książki dwa razy zastanowicie się zanim zalogujcie się do jakiegoś serwisu i podacie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
35
35

Na półkach:

„Drodzy czytelnicy, napisałem tę książkę, żeby was przestraszyć” – dokładnie tak brzmi pierwsze zdanie książki Orlińskiego, który zaprasza nas do „ligi zaniepokojonych”. Bo przecież Internetu trzeba się bać, co zresztą sugeruje tytuł wspomnianej wyżej pozycji. Nie, nie przestraszył mnie pan...


Żeby kogoś przestraszyć, trzeba pokazać mu jak wiele stracił na romansie (w tym przypadku z nowymi mediami). I tak też czyni Orliński w swojej książce pod przesadnym tytułem „Internet. Czas się bać”. Według autora utraciliśmy dosłownie wszystko. Rozdziały dotyczą kolejno utraty: wolności wyboru, prawa, dostępu do informacji, prywatności, wolności słowa, pracy, kultury, transparentności. O zyskach nic – a nawet jeśli coś, to tylko w przesłankach, po cichu, tak aby nie przekonać nas przypadkiem do tego, że jednak coś zyskaliśmy, że jednak nie bardzo można porównywać nowe medium ze starym opierając się na różnych zasadach, albo wskazując różnice i z góry orzekać „wrogość” tego nowego, który nie spełnia starych zasad gry, do której przywykliśmy. Takie podejście jest samo w sobie zaprzeczeniem idei postępu. Zresztą Orliński w jednym z końcowych rozdziałów, zatytułowanym „Jak to wszystko odzyskać” spróbuje (nie po raz pierwszy, nawiasem mówiąc) wycofać się z batalii pisząc: „Niech Internet zostanie taki, jaki jest. Prawdę mówiąc, ja też dużo myślę o tym wariancie, bo jestem pesymistą tak skrajnym, że dopuszczam taką możliwość, iż nic się już po prostu nie da zrobić” – przykro mi, ale jak powiedziało się już „A” to powinno powiedzieć się i „B”, a w przypadku tej pozycji – wyśpiewać cały alfabet. Wróćmy jednak do plusów, o których nie wspomina – bo przecież „napisałem tę książkę, aby was przestraszyć”, jak zaznacza na początku (notabene na zakończenie wstępu zaprasza do "ligi zaniepokojonych" - jakby nie tyle cała książka, co już sam wstęp dawał powody, aby do niej przystąpić). Nie, nie przestraszył, ale zachęcił do polemiki.


Książka trafiła w moje ręce z polecenia. Staram się unikać takich pozycji, bo zazwyczaj są niewypałami i nie znoszę dyskusji o tym, dlaczego nie urzekło mnie piękno tam, gdzie go nie widzę. Nie każda książka jest dobra, nie o każdej chcę mówić, najczęściej ich unikam. Z tą pozycją było jednak inaczej – poleciła mi ją osoba w dużym stopniu związana z nowymi mediami, dlatego zdecydowałam się po nią sięgnąć. Okazało się, że (paradoksalnie) książka mi się spodobała, choć pod wieloma względami nie zgadzam się z jej treścią.


Żaden z wątków poruszonych w książce nie był dla mnie szczególnie zaskakujący czy odkrywczy (w tym momencie powinnam się chyba cieszyć, że jestem świadomym użytkownikiem Internetu na usługach korporacji!). Może dlatego treść książki mnie nie przeraża, bo dostrzegam wszystkie te „zagrożenia”, mało tego - przywykłam do nich; do płacenia swoją prywatnością za dostęp do wiedzy, kultury i masy innych rzeczy. Z tym, że faktycznie przyznać trzeba rację autorowi, że nawet jeśli to wszystko wiem, to nie myślę o tym klikając kolejny raz przycisk „zaakceptuj”, albo „Wyrażam zgodę”, nie myślę, ale podświadomie wiem na co się zgadzam, i co z tego? Ano nic.


Orliński widzi Internet w sposób dość prosty: jako twór mający służyć wolności, a będący skomercjalizowanym zlepkiem zakazów i wszelakiej inwigilacji (i to wszystko na usługach amerykańskiego rządu i amerykańskich korporacji, my w Europie nie mamy nic do powiedzenia). Nie do końca tak jest, ale pamiętajmy, że książka ma służyć jako strach na wróble – i pewnie spełnia rolę, w której została osadzona, jeśli przypisać zwykłym użytkownikom rolę wróbli. Oczywiście wszystko w celu ograniczania naszej wolności pod każdym względem i zarabiania grubego hajsu m.in. na wyświetlaniu reklam. Jeśli chodzi o mnie – dopóki nie wali to po moim portfelu, niech zarabiają, dopóki ja nie dopłacam do ich interesu – wsio rybka mnie to, kto i ile na tym zarabia. Czasem te reklamy bywają przydatne, np. wtedy, gdy szukam hotelu i przejrzałam kilka stron, a reklama pokazuje mi jeszcze inną - nieznaną mi wcześniej. W przeciwnym wypadku nawet nie zwracam na nie uwagi, zupełnie jak na przydrożne bilbordy.


Jak już jesteśmy przy pieniądzach to warto pochylić się nad rozdziałem o tym jak tracimy pracę. Tak, Internet sprawia, że tracimy pracę. Budowa oddziału Amazona w Polsce sprawia, że tracimy pracę. Tak, to straszne i niebezpieczne, i niepokojące (boisz się?). Szkoda, że autor nie przedstawia ile w ten sposób osób pracę zyskuje? Z Amazonem chodzi tylko o to, że jego powstanie sprawia, że upadną lokalne księgarnie, te malusieńkie, które upadają z roku na rok, bo nie radzą sobie np. z Empikiem. Ratujmy małe księgarnie, płaćmy więcej za książki dla dobra tych mniejszych, nie kupuj na przecenie (Empik może nie jest najlepszym przykładem tanich książek...). Hiperbolizuję ile wlezie, bo to samo robi Orliński w swojej książce - wyolbrzymia w wiadomym celu. Przypomina to debatę nad tym, jak to hipermarkiety doprowadzą do upadku małych sklepów... Pozwolę sobie na dygresję (i usprawiedliwię to tym, że autor też daje się im ponieść) kilka lat temu, gdy powstawało w mojej dzielnicy centrum handlowe, wszyscy zapowiadali upadek małych sklepików ukrytych między blokami. Efekt? Po kilku latach mamy centrum handlowe, Biedronkę, dwie Żabki i mnóstwo małych sklepów, które nie upadły i jakoś sobie radzą... Wniosek? Postęp nie taki zły jak go (w tym przypadku) piszą... Przykładów jest oczywiście więcej, bo przecież VHS miało zabić kino tak samo jak DVD. Prasa miała zostać zabita przez radio, a to z kolei miało się poddać telewizji. W efekcie wszystkie funkcjonują do dziś, obok siebie. W dobie Internetu, którego Orliński nie zalicza do medium, a przypisuje mu bycie gazem ziemnym, linią wodociągu i energetyką - wszystkie te media są ze sobą blisko jak nigdy wcześniej. Faktycznie - to straszne.


Po utracie pracy, utraciliśmy też kulturę! Tak, bo jesteśmy skąpymi dziadami, co to wszystkiego chcą za darmo. Słuchasz muzyki na YouTubie, jak śmiesz? Oglądasz filmy na stronach internetowych, jak mogłeś? Ściągasz darmowe książki z sieci, no teraz to już przesadziłeś. Tak mniej więcej wygląda argumentacja Orlińskiego. Oczywiście wszystkiemu winne są korporacje, bo to one zarabiają, a nie artyści. Cyfrowa część Biblioteki Śląskiej (przykład z podwórka) zabija kulturę, bo z pewnością też jest na usługach korporacji. Nie wiem, co ma Google do BŚ, ale idąc tropem Orlińskiego można wysnuć taki wniosek – naprawdę? Mało tego, w dzisiejszych czasach poza Internetem artysta nie istnieje, bo nie zarabia. W Internecie też nie istnieje, bo nawet jak zarabia to nie tak dużo jak wcześniej. Złodzieje, wszędzie złodzieje... Oczywiście ani razu nie padły słowa o przesycie... że jeśli kultura umiera to ma to związek m.in. z przesytem, a nie z naszym skąpstwem... Osobista dygresja nr 2: kupuję płyty, książki i chodzę do kina. Pomimo tego, że przed zakupem słucham płyty na YT, że przed zakupem czytam fragment dostępny w Internecie – czasem i całość, pomimo że sporo filmów oglądam w sieci. Mało tego, jestem artystą, który publikuje w sieci i nie uważam, że mój fan okrada mnie słuchając moich utworów na YT – a zapętlij sobie, na zdrowie! Artykuły kopiowane na bloga – drukuj i rozdawaj. Jak korporacje zarabiają na artystach w inny sposób? Fanpage! Tak, artyści nie prowadzą swoich fanpage’ów, robią to za nich inne osoby, które z pewnością są na usługach korporacji. Dygresja nr 3: Moje fanpage’e prowadzi poza mną kilka osób, bo sama czasowo nie wyrabiam, ale zawsze mogę się skarżyć, ze to wina korporacji. Sprzedane.


Swoją drogą, jak było już o pracy, będzie i o kulturze – blogi! Kochani blogerzy, z nas to są dopiero mendy. Nie dość, że zabijamy dziennikarstwo, to sprzedaliśmy się. Tak, my też jesteśmy na usługach korporacji. Chociażby przez to, że Blogger to Googlowska platforma, nakłada na nas jakieś ograniczenia – strach się bać. Ocenzurują mnie. I w ogóle oddajcie mój hajs. Mój gruby hajs. Orliński często podaje przykład starych mediów jako ostatniej ostoi porządku i uczciwości, wszystko co nowe jest złe. Przenoszenie treści do Internetu zabija gazety drukowane. Faktycznie okradamy wtedy pana dziennikarza Wyborczej – przykro mi. Momentami fragmenty książki przypominają mi dyskusje podczas ZOLu.


Dalej jest już tylko ciekawiej – jak z kapelusza wyskakuje nam ACTA! Do którego Orliński ma pozytywny stosunek, w końcu staje po stronie praw twórców, a osoby protestujące w Polsce nazywa (tak, zgadliście) – zmanipulowanymi przez propagandę skrajnej prawicy (a co z protestującą lewicą?),która nie wiadomo czemu wspiera „cyberkorpów”. Orliński zapomniał albo celowo pominął fakt, że ACTA miała wykorzystywać to, co autor potępia w wcześniejszych rozdziałach książki – skąd ta zmiana zdania? Mało tego, porozumienie ACTA, o czym Orliński nie wspomina (bo po co?),nie dotyczyło tylko i wyłącznie praw autorskich, ale szeroko pojętej własności intelektualnej – od znaków handlowych po technologiczne innowacje, co sprawiało, że ACTA była korzystna właśnie dla „cyberkorpów” chroniąc ich monopol.


I mogłabym jeszcze wiele takich akapitów napisać – zupełnie jak w poście o ZOLu – ale w kilku kwestiach z autorem się zgadzam i pora je przedstawić.


Jeśli autor ma w czymś rację, to w braku anonimowości (tu polecam zajrzeć do artykułu "Puk, puk. Czy jest tu jeszcze sfera prywatna?"). Faktycznie już dawno oddaliśmy swoją anonimowość, ale w przeciwieństwie do autora (no dobra, nie do końca się z nim zgadzam) uważam, że nie zrobiliśmy tego z musu, ani z konieczności, a w dużej mierze z chęci. Z chęci bycia w "globalnej wiosce" nie jednym z wielu użytkowników, a tym konkretnym, o takim a nie innym imieniu i nazwisku, z takim a nie innym zdaniem itd. Minęły czasy, gdy chcieliśmy być nickami, teraz chcemy być sobą, ale w dalszym ciągu nikt nam nie zabrania powrotu do wcześniejszego etapu. I tu już słyszę jak Orliński mówi, że regulamin Facebooka zabrania zakładania fikcyjnych kont – ale np. Nasza Klasa już nie. Głupi przykład? Może i głupi, ale obala kolejny argument autora dotyczący braku wyboru. Mamy wybór, chociażby poprzez nieakceptowanie regulaminu i uciekanie na inne serwery. Kilka lat temu frustrowało mnie, że coraz więcej rzeczy wymaga konta na FB, którego nie miałam, ale dzięki uprzejmości znajomych wiele rzeczy sprawdzałam za pomocą ich kont - i żyło mi się świetnie (dygresja nr 4). Dziś mam konto na FB i odliczam czas do jego usunięcia (wbrew powszechnej opinii jest to możliwe) i zapewniam pana, panie Orliński, że dziennikarzem można być i bez konta na FB – po prostu nie wszyscy muszą zajmować się newsami.


Autor wspomina jeszcze o braku dostępu do informacji, a właściwie o niekorzystnej dla nas selekcji. Google dopasowuje wyniki wyświetlania do naszych subiektywnych potrzeb, co oznacza tylko tyle, że jeśli przez ostatnie 180 dni bardziej ceniliśmy (więcej kliknięć) informację z forum gospodyń wiejskich niż stron poświęconych konkretnym zagadnieniom to w wyszukiwarce wyżej dla zapytania np. "naprawa samolotu" wyskoczy forum, które w swoich zasobach posiada taki wątek a niżej strona poświęcona konserwacji samolotów. I to ma mnie przestraszyć? To, że inna osoba dostanie inne wyniki wyszukiwania? Uważam, że to zapobiega szumowi informacyjnemu, aleee.... ze wszystkim można sobie poradzić, wystarczy dopisać odpowiednie słowo - uściślić czego szukamy i po problemie. Tak samo zabawnie brzmi przykład z tym, że Wikipedia jest w googlach wyżej niż Encyklopedia PWN - faktycznie to korporacja, ale nikt nie zabroni twórcom Encyklopedii PWN zapłacić za promocję... To trochę tak, jakbyśmy poszli do lokalnego sklepu, który posiada napoje firmy A, a nie firmy B (wiecie o co chodzi: Coca-Cola, Pepsi) i zarzucilibyśmy właścicielowi bycie na usługach amerykańskich korporacji i ograniczenie wolności wyboru. Wracając: tak samo jak nikt użytkownikom Internetu nie zabroni korzystania z innej wyszukiwarki, którą wskaże nawet google po wpisaniu zapytania - a przecież nie powinno to godzić w ich interes... Tak samo jak nikt nie zabroni korzystania z innej przeglądarki i innego systemu operacyjnego – takich rzeczy, które nie są wspierane przez wielkie, koniecznie amerykańskie korporacje... Podobnie sprawa ma się z FB, który decyduje za nas, co może być dla nas interesujące... Jeśli użytkownik sam nie potrafi tego określić (a takie narzędzia daje FB oraz wtyczki do niego),to kod robi to za niego (użytkownika) – trudno, to jest cena, jaką płaci się za bycie biernym, bo gdy nie zadbasz o swój ogródek to sąsiad zadecyduje, co na nim będzie rosło, ewentualnie zarośnie chwastami (np. spamem).


Jeśli w Internecie czegoś trzeba się bać. to naszej nieuwagi. Tak, Orliński ma rację, że przywiązujemy coraz mniejszą wagę do bezpieczeństwa. pozwalając ważnym dla nas dokumentom osiąść w chmurze, trafić do sieci, z której łatwo mogą zostać przechwycone. Z tym że to tak samo jak zapisać kod pin z tyłu kary kredytowej, albo umieścić plik z wszystkimi hasłami i loginami na pulpicie swojego komputera – za głupotę się płaci. I nie jest to wina Internetu i wielkich korporacji, a samych użytkowników, więc może nie tyle „Internet. Czas się bać”, co poradnik – jak nie dać się w sieć zaplątać? Czym współcześnie są istotne dane, bo szczerze powiedziawszy wolę żeby mój bank (i amerykańskie korporacje, które śledzą każdy mój krok) wiedziały ile, gdzie i kiedy wydaję używając karty, niż dostać kosę w plecy za gotówkę trzymaną w portfelu. Ale za to nie chciałabym, aby np. mój PESEL był ogólnie dostępny. Myślę, że Orlińskiego na dobrą sprawę poniosło, ale taki też obrał sobie cel – nastraszenia. I pewnie nastraszył wielu ludzi. Pisze o rewolucji, ale za rewolucjonistę się nie uważa, bo „jestem jak Annie Hall z komedii Woody’ego Allena. Gdyby aresztowało mnie Gestapo, nie musieliby mnie nawet torturować. »Wyśpiewałbym wszystko, gdyby mi zagrozili odebraniem karty kredytowej«”. A ja myślę, że Orliński jest niczym FB i Google z jego opowieści – pokazuje jedną stronę medalu, nie pozwalając zajrzeć na drugą, bo zerknięcie za tę granicę uzna za nadużycie, a to grozi usunięciem konta bez podania przyczyny. Niemniej jednak uważam, że warto po tę książkę sięgnąć, choćby dla samej historii kształtowania się Internetu, a także poznania tych kilku faktycznych zagrożeń, bo osobiście znam ludzi, którzy hasła do wszystkiego trzymają na pulpicie – może to im nieco rozjaśni, jak to wygląda „zza kurtyny”. I jeśli już mowa o kurtynie, to książka ta nie jest "czerwoną pigułką"– a jeśli jest, to co najwyżej jej połową zmieszaną z niebieską. Czy jest się czego bać? I tak, i nie. Bolesna bywa głupota i warto pamiętać, że niezagospodarowany ogródek...


I na koniec ostatni cytat z książki:

„Jeśli w ogóle narzekam na młodzież, to najwyżej na jej niedostatek roszczeniowości. Zabrali wam szansę na stabilny rozwój, którą miało moje pokolenie. Skazali was na niekończące się wolontariaty, darmowe staże, śmieciówki i kredyty do grobowej deski. Zamiast porządnej edukacji dostaliście Wikipedię, zamiast dostępu do kultury pirackie serwisy, zamiast wolności słowa hejt na Facebooku. I wy jesteście dumni z miana »cyfrowych tubylców«”?

„Drodzy czytelnicy, napisałem tę książkę, żeby was przestraszyć” – dokładnie tak brzmi pierwsze zdanie książki Orlińskiego, który zaprasza nas do „ligi zaniepokojonych”. Bo przecież Internetu trzeba się bać, co zresztą sugeruje tytuł wspomnianej wyżej pozycji. Nie, nie przestraszył mnie pan...


Żeby kogoś przestraszyć, trzeba pokazać mu jak wiele stracił na romansie (w tym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
72
65

Na półkach:

Biorąc książkę do ręki spodziewałem się, że przeczytam tekst z mnóstwem porad, czego nie należy robić. Tymczasem zostałem pozytywnie zaskoczony. Autor opisuje mechanizmy, które rządzą internetem i o tym jaką władzę mają korporacje. Pokazuje w co sami się wpakowaliśmy i czego powinniśmy być świadomi. Myślę, że warto się zapoznać z tym tekstem

Biorąc książkę do ręki spodziewałem się, że przeczytam tekst z mnóstwem porad, czego nie należy robić. Tymczasem zostałem pozytywnie zaskoczony. Autor opisuje mechanizmy, które rządzą internetem i o tym jaką władzę mają korporacje. Pokazuje w co sami się wpakowaliśmy i czego powinniśmy być świadomi. Myślę, że warto się zapoznać z tym tekstem

Pokaż mimo to

avatar
225
68

Na półkach:

Tak jak nie przepadam za Orlińskim i jego ciągłymi pomyłkami w sferze faktograficznej, tak ta książka jest bardzo przemyślanym i spójnym obrazem. Jak sam mówi: podczas pracy nad nią przeprowadzał nieskończone polemiki i spotkał się chyba z każdym argumentem. Tutaj zbiera je w przerażająco przekonującą całość. Zdecydowanie warto znać. Jestem absolutnie przekonana, że zmienicie zdanie na niejeden temat!

Tak jak nie przepadam za Orlińskim i jego ciągłymi pomyłkami w sferze faktograficznej, tak ta książka jest bardzo przemyślanym i spójnym obrazem. Jak sam mówi: podczas pracy nad nią przeprowadzał nieskończone polemiki i spotkał się chyba z każdym argumentem. Tutaj zbiera je w przerażająco przekonującą całość. Zdecydowanie warto znać. Jestem absolutnie przekonana, że...

więcej Pokaż mimo to

avatar
330
39

Na półkach: , ,

Widać niestety pośpiech panujący podczas pisania tej książki (autor przyznaje się do niego w epilogu) - drobne literówki, powtórzenia, od czasu do czasu błędy, a może raczej merytoryczne przegapienia.

Jednak warto przeczytać tę pozycję, bo jest przerażająca. Wypada znać zagrożenia, które czyhają na nas wszystkich. A poza tym Orliński oczywiście świetnie, lekko i przystępnie pisze.

Widać niestety pośpiech panujący podczas pisania tej książki (autor przyznaje się do niego w epilogu) - drobne literówki, powtórzenia, od czasu do czasu błędy, a może raczej merytoryczne przegapienia.

Jednak warto przeczytać tę pozycję, bo jest przerażająca. Wypada znać zagrożenia, które czyhają na nas wszystkich. A poza tym Orliński oczywiście świetnie, lekko i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
109
27

Na półkach: ,

Jeśli myślisz, że dużo wiesz o internecie to Orlińskie Cię zagnie nie raz i nie dwa. Książka ta może całkowicie obalić Twoje wyobrażenie o internecie. Szczerze polecam.

Jeśli myślisz, że dużo wiesz o internecie to Orlińskie Cię zagnie nie raz i nie dwa. Książka ta może całkowicie obalić Twoje wyobrażenie o internecie. Szczerze polecam.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    278
  • Przeczytane
    266
  • Posiadam
    77
  • Teraz czytam
    13
  • 2014
    8
  • E-book
    6
  • Ebooki
    6
  • 2015
    4
  • E-booki
    3
  • 2018
    3

Cytaty

Więcej
Wojciech Orliński Internet. Czas się bać Zobacz więcej
Wojciech Orliński Internet. Czas się bać Zobacz więcej
Wojciech Orliński Internet. Czas się bać Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także