O podejściu historyka do religii

Okładka książki O podejściu historyka do religii Arnold J. Toynbee
Okładka książki O podejściu historyka do religii
Arnold J. Toynbee Wydawnictwo: Wydawnictwo Marek Derewiecki Seria: Biblioteka Europejska filozofia, etyka
261 str. 4 godz. 21 min.
Kategoria:
filozofia, etyka
Seria:
Biblioteka Europejska
Tytuł oryginału:
Historian's approach to religion
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Marek Derewiecki
Data wydania:
2007-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2007-01-01
Liczba stron:
261
Czas czytania
4 godz. 21 min.
Język:
polski
ISBN:
9788389637673
Tłumacz:
Józef Marzęcki
Tagi:
Filozofia brytyjska XX w filozofia historii filozofia religii historia religii cywilizacja Zachodnia styk; religii i nauki wiary i rozumu
Średnia ocen

5,0 5,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,0 / 10
3 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
225
181

Na półkach:

Ciekawą próbą, spojrzenia na problem religii monoteistycznych. Autor umieszcza je na liście „wyższych religii światowych". Czytana dwie olimpiady temu. Mniej więcej.
Główne tezy.
Jeżeli istnieją różne religie ( również monoteistyczne) to więcej je łączy, niż dzieli.
Religie składają się z ziarna i plew. Ziarna to istotne rady i prawdy, Plewy to praktyki i twierdzenia.
Prawdy są ważne we wszystkich czasach i miejscach. Plewy są w zasadzie przypadłościami epoki. Przy czym wiedza historyczna, nie dość, że ma problemy z samą religią i jej całokształtem, to rola sita w jaką chce się wcielić i oddzielającą plewy od ziarna jest po prostu naiwnością. Muszą one raczej ze sobą współżyć.
Różnorodność światów religii – zdaniem Toynbee – jest efektem ich podroży.
Każda z powstających religii jest trochę dzieckiem swojego czasu i miejsca. I tym samym musi uwzględnić przy projektowaniu swojej prawdy, prawdę starszej religii. Starsza religia musi odcisnąć swoje piętno na religii wyższej. Przy czym z reguły funkcjonują te stare w ramach nowej religii ze statusem plew.
Owszem, mogłaby istota religii wyższej zrezygnować z kompromisu ze światem starej religii, ale: albo nigdy nie dotarłaby do nowych słuchaczy; albo przebiegałby ten proces bardzo opornie.
Problem ten pojawił się przy okazji posługi misjonarskiej na terenach zaoceanicznych.
Jezuici twierdzili, że trzeba być elastycznym. Franciszkanie i dominikanie raczej nie.
Przy czym strategia jezuitów była dwutorowa. Pozbawiamy chrześcijaństwo naleciałości świata zachodniego, ale akceptujemy jednak rekwizyty rodzimych cywilizacji.
Było różnie, ale strategia raczej słuszna.
I kończąc moje impresje po niegdysiejszej lekturze książki angielskiego historyka, podpieranej sporą ilością podkreśleń i i wykrzykników, to Toynbee uważa, że to, co różni te wszystkie religie to świat zjawisk (czyli plewy),które jakoś możemy opisać, nazwać, wytłumaczyć, zrozumieć, ale jest cała masa zjawisk których nie postrzegamy, ani tym bardziej nie możemy zrozumieć i ten trudny do nazwania i zdefiniowania świat łączy w zasadzie wszystkie wyższe religie. Plewy są różne, ale jednakowe ziarno łączy chrześcijanina, wyznawcę judaizmu, islamu, buddystę, wyznawcę hinduizmu.
I jest to świat, który stanowi tajemnicę. Toynbee nazywa ten świat „duchową Realnością”.
Jedyna rzecz tej duchowej Realności, której człowiek może być pewny to fakt, że „człowiek nie jest największą duchową obecnością we wszechświecie”.
I jeżeli uświadomi sobie człowiek tę prawdę, to celem jego starań będzie doprowadzenie do harmonii ze światem duchowej Realności. Światem Boga, Jahwe, Allaha, Mazdy, bogów hinduizmu, Zaratusztry, Buddy (buddyzm mahajany).
Oczywiście chrześcijanin z Bogiem, Żyd z Jahwe, Muzułmanin z Allahem itd., itd.
I w ten sposób zakończyłem przybliżanie treści owej niepozornej książeczki.
Oczywiście nie jest to do końca mój świat, ale kilka tez…
Ale jakby się ktoś nudził, to polecam.
Może nie ekscytująca, ale na pewno lepsza niż „taka sobie”.

Ciekawą próbą, spojrzenia na problem religii monoteistycznych. Autor umieszcza je na liście „wyższych religii światowych". Czytana dwie olimpiady temu. Mniej więcej.
Główne tezy.
Jeżeli istnieją różne religie ( również monoteistyczne) to więcej je łączy, niż dzieli.
Religie składają się z ziarna i plew. Ziarna to istotne rady i prawdy, Plewy to praktyki i...

więcej Pokaż mimo to

avatar
295
295

Na półkach: ,

Arnold Toynbee uchodzi za jednego z najwybitniejszych historiozofów XX wieku. Po lekturze „O stosunku historyka do religii” (taki tytuł w moim wydaniu) doprawdy ciężko w to uwierzyć. Po pierwsze temat pracy jest zupełnie nieadekwatny do jej treści, a przez to mocno mylący. Nie ma tam zbyt wiele z historyka, natomiast są bardzo mętne, nużące i wątpliwe (historycznie) tezy quasi teologa o kilku wybranych (nie wiadomo w oparciu o jaki klucz) aspektach funkcjonowania różnych religii w starożytności i w wieku XVII, z analogiami do czasów powstania książki, czyli 1956 r. Gdyby tytuł brzmiał: „O stosunku mistyka do religii”, bardziej by to odpowiadało rzeczywistości.
Dzieło podzielone zostało na dwie zasadnicze części. W pierwszej Toynbee co do zasady zajmuje się starożytnością. Jednak nie są to refleksje z zakresu styku historycznych wydarzeń i ich religijnego odbicia, lecz zadziwiające wariacje autora na bliżej niesprecyzowany temat. Mnóstwo tu odniesień do wierzeń z dalekiego wschodu (mahajana, hinajana, hinduizm),niekończąca się żonglerka terminologią dla nich charakterystyczną, a wszystko podane w stylu i językiem, którego nie powstydziłby się najbardziej bałamutny i niejasny mistyk. W tym wszystkim bardzo irytujące są ciągłe powtórzenia pewnych kategorii, tj. np. „samoześrodkowanie”, „państwo parafialne”, „imperium ekumeniczne”, itd., które jak mantra nadużywane są w tekście. Oczywiście nie odmawiam angielskiemu intelektualiście swoistej erudycji, aczkolwiek sporo jego spostrzeżeń można uznać za kompromitujące. Szczególnie, gdy ktoś chce sprawiać wrażenie historycznej Pytii, a jego pretensjonalny styl ma nie pozostawiać wątpliwości na temat tego, kto tutaj posiadł wyżyny wtajemniczenia. Aby nie być gołosłownym przytoczę kilka przykładów potwierdzających ww. kompromitację. Otóż Toynbee, w relacji o czasach IV w. n.e. i przyjęciu chrześcijaństwa przez Konstantyna, zdobył się na taką pointę: „Konstantyna skłoniło do kapitulacji przed Chrystusem (…) Jego niezwyciężona potęga”... Kiedy natomiast w okresie średniowiecza nie powiodła się papieżom koncepcja papo-cezaryzmu, czyli próba narzucenia władzy świeckiej swej preponderancji, autor kwituje to w takich słowach: „Niepowodzenie tej średniowiecznej zachodniej Respublica Christiana na skutek ludzkich niedociągnięć kościelnych mężów stanu jest najtragiczniejszą ze wszystkich klęsk, jakie społeczność zachodnia dotychczas na siebie ściągnęła”. A gdy już czytelnik spodziewał się, że już za chwilę przestanie przecierać oczy ze zdumienia, Toynbee zakańcza pierwszą część swej książki następująco: „I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przeszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”. Czy to wymaga komentarza?
W drugiej części autor stawia tezę, że rozwój wiedzy, nauki i techniki spowodował dwie konsekwencje: pozwolił „naszym siedemnastowiecznym poprzednikom” na rozpoczęcie olbrzymiego skoku cywilizacyjnego, który trwa nieprzerwanie aż do teraz (1956 r.),ale też zachwiał w podstawach tradycyjną religią, czego jedynym pozytywnym aspektem było według autora zaprzestanie przez „państwa parafialne” wojen religijnych i ukrócenie fanatyzmu. W toku wywodów możemy spotkać równie zdumiewające tezy jak w części pierwszej, takie jak choćby: „Kościoły unickie obrządku niełacińskiego są pomnikami mądrości i liberalności Stolicy Apostolskiej” (sic!),czy też konkluzja, iż odrzucenie przez siedemnastowiecznych religii było jakoby „pomyłką”, którą „my nie możemy powtórzyć”. Toynbee ewidentnie tęskni za dawnymi czasami, kiedy „tradycyjna religia” dzierżyła rząd dusz, a wyimaginowana Respublica Christiana była marzeniem kasty kapłanów, którzy pod jej przykrywką trzymali „za mordę” członków społeczeństw. Wprawdzie nie życzy sobie powrotu religijnych prześladowań, ale z całą swą przenikliwością i omnipotencją wiedzy historycznej powinien pamiętać, że jedno implikuje drugie.
Jedynymi pozytywami drugiej części pracy są przytoczone obszerne fragmenty z pism czołowych myślicieli schyłku epoki nowożytnej. W aneksach do rozdziałów możemy zapoznać się z wypowiedziami takich tuzów jak Hobbes, Locke, Bacon, czy przede wszystkim Bayle. Szczególną uwagę warto zwrócić na tego ostatniego, gdyż jego znakomite teksty ze „Słownika historycznego i krytycznego” nie są zbyt znane szerszej publice.
Reasumując, „O stosunku historyka do religii” to książka kiepska, pomimo roztaczającej się nad jej autorem aury wybitnego historiozofa. Jego tok myślenia przypomina „groch z kapustą”, a wywody, o ile nie są niejasne (w sensie nie trącą mistyką),w warstwie historycznej można je określić często po prostu banialukami. Wyżej przytoczone wypowiedzi na temat Boga, Chrystusa i chrześcijaństwa, stawiają autora w jeśli nie dwuznacznym świetle, to na pewno nie pozwalają na traktowanie go z należną dla „wybitnego” intelektualisty atencją.

Arnold Toynbee uchodzi za jednego z najwybitniejszych historiozofów XX wieku. Po lekturze „O stosunku historyka do religii” (taki tytuł w moim wydaniu) doprawdy ciężko w to uwierzyć. Po pierwsze temat pracy jest zupełnie nieadekwatny do jej treści, a przez to mocno mylący. Nie ma tam zbyt wiele z historyka, natomiast są bardzo mętne, nużące i wątpliwe (historycznie) tezy...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    25
  • Przeczytane
    5
  • Posiadam
    4
  • Zakupy
    1
  • Literatura angielska
    1
  • Popularno-naukowe
    1
  • Nauki społeczne - religioznawstwo
    1
  • Publicystyka/eseistyka/humanistyka
    1
  • Zainteresowany
    1
  • Filozofia
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki O podejściu historyka do religii


Podobne książki

Przeczytaj także