Z wykształcenia niby inżynier telekomunikacji i informatyki, ale lepiej nie pytajcie go o telefony, bo jeśli coś wiedział to i tak już dawno zapomniał. Wykonawca tysięcy zawodów w kraju i za granicą, czyli typowa kobieta pracująca. Miłośnik horroru i nie tylko, jazzu i nie tylko, nie trącącego banałem filmu (tylko) oraz absurdalnego humoru. Lubujący się w matematyce, historii, astronomii, entomologii i paru innych rzeczach często kompletnie we współczesnym świecie nieprzydatnych. Obliczy całkę, rozwiąże równanie różniczkowe, wie co to proces przekątniowy Cantora, ale z przerażenia chowa się pod stół na myśl o wypełnianiu PITa, czy jakiegokolwiek innego urzędowego pisma. Posiadacz wiedzy teleturniejowej – czyli „ze wszystkiego po trochu, ale z niczego do końca”. Publikował w Science fiction, Science fiction, fantasy i horror oraz kilku antologiach („Bez bohatera”, „Nowe idzie”, „Nawiedziny” i „Szablą i wąsem”). Niefikcyjnie zaś w „Nieznanym świecie”. (tak, wierzy w UFO!) Przyszłość wiąże z pisaniem jeśli się uda nie tylko prozy także i scenariuszy. Zwierzolub, tofu, seitano, a przede wszystkim warzywo i owocożerca, czyli weganin.http://geniuscreations.pl/autorzy/tomasz-kilian
Kiedy tylko zobaczyłem okładkę ,,Szablą i wąsem", od razu wiedziałem, że muszę to przeczytać. Sarmacki klimat, dzikie pola, Kozacy i Tatarzy, a w tym wszystkim szczypta humoru i - miałem nadzieję - powiew świeżości. Niewysoka średnia ocen na naszym portalu nieco pomogła mi ochłonąć, ale tylko odrobinę - w końcu, nie raz zdarzało mi się nie zgodzić z vox populi. Niestety, tym razem tak nie było. ,,Szablą i wąsem" to zbiorek tylko, i aż, poprawny; kilka niepowiązanych ze sobą opowiadań wplatających w XVII-wieczne opowieści wątki znane z powieści fantasy. Gdzieniegdzie znajdzie się również nutka horroru i tyle. Warsztatowo są to historie poprawne (co oznacza, że poza elementami paranormalnymi, całkowicie są zgodne z kartami podręczników),przyjemnie upstrzone łaciną (a ostatnie z opowiadań w dosyć zręczny sposób wyśmiewa tą manierę, tak samo jak modne dzisiaj nadużywanie słów zapożyczonych z j. angielskiego) opowieści. Ich problemem jest jednak oryginalność, a raczej jej brak. Poza tym, żadne z nich porywa fabularnie - ot, zwykłe, lekkie opowiastki, które można przeczytać i po chwili zapomnieć. Jedynie ostatnia historia ,,Para bellum" D. Juraszka się tu wyróżnia, jednak od momentu gdy przyzwyczaimy się do przyjętej przez autora konwencji, historia ta ma niewiele do zaoferowania. Zatem, czytać? Nie czytać? Można sięgnąć - przy okazji, bo to rozrywka na parę godzin i jeśli ją pominiecie, stracicie nie wiele. 6/10 daję raczej na zachętę.
Nie jestem wielbicielką fantastyki ale uporałam się z tą pozycją. Co prawda czytanie zajęło mi chyba z miesiąc, ale nie dało się czytać więcej niż dwa opowiadania dziennie. Ponad sześćdziesiąt opowiadań, ponad dwudziestu autorów. Niektóre mi się nawet podobały, inne niestety nie, były i takie, których nie rozumiałam. Myślę, że " Geniusze fantastyki" są gratką, ale tylko dla wielbicieli tego gatunku.