Lester del Rey (prawdziwe nazwisko Leonard Knapp, ur. 2 czerwca 1915 r. w Saratoga, zm. 10 maja 1993 r. w Nowym Jorku) amerykański wydawca oraz autor fantastyki. Pierwsze utwory opublikował w latach 30. w magazynach pulpowych, później obracał się w kręgach magazynu "Astounding Science Fiction", redagowanego przez Johna W. Campbella, stopniowo zdobywając uznanie jako pisarz. W 1947 r. został pracownikiem w wydawnictwie Scotta Mereditha. Redagował także magazyny: "Space Science Fiction", "Science Fiction Adventures", "Fantasy Fiction", "Galaxy". Od lat 50. zajmował się głównie pracą wydawcy, zasłynął zwłaszcza jako autor serii "Del Rey Books" w wydawnictwie Ballantine Books, redagowanej wraz z żoną Judy-Lynn del Rey. Twierdził, że nosi nazwisko Ramon Felipe san Juan Mario Silvo Enrico Smith Heartcourt - Brace Sierra y Alvarez del Rey y de los Verdes, choć naprawdę nazywał się Leonard Knapp. W Polsce opublikowano tylko kilka jego opowiadań: Wieczorna modlitwa w 1. numerze Fantastyki (także jako Wieczorne nabożeństwo w antologii Niebezpieczne wizje),Wierny jak pies w antologii Droga do science fiction, P.T. 17476 w antologii Kraina fantazji (Klub Fantastyki SFAN, 1983). W 1972 został nagrodzony "E. E. Smith Memorial Award for Imaginative Fiction". W 1985 zdobył Balrog Award, przyznawaną przez czytelników magazynu Locus, za twórczość fantasy. W 1990 r. otrzymał Damon Knight Memorial Grand Master Award za dorobek życia.
Opowiadania:
Wieczorna modlitwa - Lester del Rey
O tym jak człowiek pogrywa z bogiem. Nic nie poradzę, że mnie nie porywają takie dumania, zazwyczaj proste i płytkie. Formalnie autor zastosował prostą zagrywkę, nie precyzując początkowo o kogo chodzi. Napisane przyzwoicie. Średniak z plusem. 6/10
Czek in blanco na bank pamięci - John Varley
To opowiadanie pokazuje, że posthumanizm miał się dobrze gdy Dukaj ze Zbierzchowskim uczyli się raczkować. Bardzo dobrze skonstruowana rzecz, z wieloma problemami do rozważenia. Biorąc pod uwagę czas powstania, wyjątkowa. 8/10
Zabawa w strzelanego - Andrzej Drzewiński
Czytałem dawno temu w Spotkaniu w przestworzach, zrobiło bardzo duże wrażenie. Dziś mniejsze ale to wciąż nadzwyczaj zgrabny szort. 8/10
Co większe muchy - Jerzy Lipka
Kolejna pozycja znana mi ze Spotkania w przestworzach. Czytana po raz pierwszy w latach osiemdziesiątych, wdrukowała mi się w mózg do tego stopnia, że dziś wciąż pamiętałem treść bez większych strat. Ekstrakt absurdu, dzieło niemal abstrakcyjne z nurtu dystopii socjologicznej. Arcydzieło kiedyś i dziś. 10/10
Teksty z wkładki:
Pieśń dla Lyanny - George R. R. Martin
Postanowiłem sobie, że będę czytał te stare numery bez odpuszczania, ale do przeczytanie tego tekstu nie byłem w stanie się zmusić. George R. R. Męczybuła zazwyczaj posługuje się piórem w sposób który mnie dręczy. Komentowana pozycja jest ceniona przez ogół czytającego fantastykę społeczeństwa ale to nie pierwszy raz gdy nie zgadzam się z powszechną oceną. Naturalnie nie twierdzę, że to katastrofa literacka, a że średniak bez szczególnej urody. 5/10
Żuk w mrowisku - Borys Strugacki, Arkadij Strugacki
Bracia potrafili pisać rzeczy świetne, jak chociażby Piknik na skraju drogi ale również gnioty niemożebne, tu przykładem będzie Ślimak na zboczu. Tym razem mamy rzecz gdzieś pośrodku. Ciekawy pomysł został zmarnowany przez kiepskie wykonanie i nie najszczęśliwszą koncepcję konstrukcyjną. Większą część powieści zajmują rozmemłane dumania, modelowo drętwe, sztuczne dialogi, gdzie kukły wygłaszają przemówienia (choćby i jednozdaniowe, to zawsze są przemówienia z mównicy),a przerysowane postaci reagują z teatralną emfazą. Clou powieści ujawnione w jej końcowej części troszkę osładza tę amatorszczyznę ale nie na tyle by warto było rzecz polecać.
Dodatkowo pozycja zestarzała się pod względem socjologicznym. Koncepcja rzeczywistości dość zrozumiała w czasach zamordystycznego ZSRR dziś zmusza by kołek do zawieszania niewiary zamienić na stalowy hak zatopiony mocno w żelbecie.
Troszkę na wyrost daję ocenę 5/10
Publicystyka:
Część rzeczy, z dzisiejszej perspektywy, oczywiście straciła na aktualności ale ówcześnie była zupełnie przyzwoita. Zaskakuje, że już wtedy spostrzegano wiele trendów i zjawisk, które dziś przeżywają apogeum i dzisiejszemu zjadaczowi popkultury wydaje się, że to jego odkrycie i wynalazek. Należy zdjąć kapelusz przed intelektem ekipy tworzącej wtedy pismo.
Można dostrzec religijne niemal uwielbienie i szacunek w stosunku do S. Lema.
Recenzje:
W przeciwieństwie do współcześnie zamieszczanych recenzji w NF (które charakteryzują się zazwyczaj skrajnym uproszczeniem, szablonowością i trywialnym ujęciem problemów) w pierwszym numerze Fantastyki mamy styl mocno przeintelektualizowany pełen trawiastej 'profesjonalnej' maniery, ale jednocześnie autorzy próbują zbadać zawarte w utworach problemy.
Komiks:
Eksponat AX
Rzecz oparta na opowiadaniu Tadeusza Markowskiego - Ludzie jak... złodzieje zamieszczonym w zbiorze Tak bardzo chciał być człowiekiem. Komiks, opowiadanie jaki cały zbiór, wszystkie po równo, niebywale nędzne. Komiks nie jest w żaden sposób opisany. Nie ma danych rysownika, twórcy fabuły ani faktu, że to na podstawie wspomnianego wcześniej opowiadania.
Dzisiejsza, często krytykowana choroba - skłonność do literówek i błędów językowych rozmaitej proweniencji - ma długą tradycję. W pierwszym numerze znalazłem błąd ortograficzny. Niemniej, na korzyć przemawia fakt, że wtedy nie było edytorów poprawiających tekst i skład odbywał się w warunkach wymagających znacznie większego nakładu pracy.
Całość 8/10
Wizja planety, którą władają mafie, gangsterzy i skorumpowana policja, etc.
Co uderzało i po chwili stawało się męczące, to brak jakiejkolwiek lojalności wśród bohaterów, którzy zmieniali swoją przynależność szybciej, niż chorągiewka na wietrze.
Przez ten zabieg trudniej było śledzić główny wątek powieści.
Pełno opisów przypadkowych starć przeróżnych frakcji, które do niczego głębszego nie prowadzą. Takie tam czytadełko.