Tajne wojny Esad Ribić 7,3
ocenił(a) na 95 lata temu Komiksowe opowieści, barwne, występujące w nich światy; tak, to znamy dość dobrze. Najczęściej opisywane w nich historie dotyczą jednego Uniwersum – jedna wspólna przestrzeń stworzona przez twórców takowych komiksów, a inaczej mówiąc jeden ogromny ,,dwuwymiarowy” Wszechświat, w którym rozgrywają się wszystkie wydarzenia, z tysiącami postaci, z tysiącami różnych przygód i powiązań, gdzie nasz rzeczywisty, doświadczalny przez fanów Wszechświat ma odzwierciedlenie. Jednak scenarzyści i rysownicy narracji obrazkowych sięgają często po specyficzne środki, aby uczynić Uniwersum, które cały czas rozwijają jeszcze bardziej rozległym i o wiele atrakcyjnejszym. Tak było z komiksową macierzą "Marvela" – jednym z największych wydawnictw, ikon i propagatorów popkultury. Najważniejsze osoby pośród rozległego organu wydawniczego "Marvela" – szerokie jądro decyzyjne studia - postanowiły, że stworzą serię komiksów - ogromne wydarzenie, którego kolosalnego, ze sporym wydźwiękiem wpływu na przyszłość "Marvela",już w procesie tworzenia nie mogli przewidzieć. Wydarzenie, które wydano w 12 częściach pod przewodnictwem kontrowersyjnego Jima Shootera, zainicjowano w połowie lat 80-tych XX wieku, a nazwano je "Secret Wars".
"Secret Wars", z języka polskiego "Tajne Wojny", to prawdopodobnie największy komiksowy Crossover w historii narracji obrazkowych; przy czym do tej pory takowych spotkań różnych, mniej lub bardziej znanych postaci, których w jednym zebranym Evencie była cała masa mieliśmy naprawdę całkiem pokaźną ilość. Lecz w "Secret Wars" realizowanych w okresie 1984 i 1985 roku zebrała się cała armada superbohaterów i ich wrogów, łotrów oraz zaciekłych nemezis. Sama wielkość tego wydarzenia, rzesza zaangażowanych w to ikonicznych postaci, stanowiących komiksowy symbol i wtedy i dziś, nasuwa zasadnicze pytanie: dlaczego "Marvel" zdecydował się na ten Crossover, co miałby on wnieść do tego Uniwersum, a przede wszystkim, o czym by on opowiadał? Shooter wraz ze Stanem Lee i innymi twórcami "Marvela" postanowili, że nadeszła pora, aby zatrząść strukturą ich olbrzymiego komiksowego Wszechświata. "Tajne Wojny" zyskały miano przebudowującego macierz "Marvela" Crossoveru, gdzie największy trik mimo fabuły nie za wysokich lotów – w tym sensie, że była ona dla niektórych fanów zbyt kontrowersyjna - polegał na tym, że takowy restart Uniwersum dotyczył wszystkich zawartych, wyłaniających się w nim multiświatów – innych alternatywnych rzeczywistości, co w pewnym zakresie można porównać z sytuacją, w której wraz z ,,premierą” "Secret Wars" komiksowy "Marvel" to biała kartka, z narysowanym na niej logiem wydawnictwa; po prostu najzwyczajniej w świecie wszystko zaczyna się wtedy od nowa.
A na czym polegały sławetne "Tajne Wojny", o których wie, i które na pewno czytał każdy komiksowy nerd? Czym różnie się one od ich nowszej, wydanej w 2015 roku wersji, w której pieczę nad ,,myślą twórczą” sprawował Jonathan Hickman, i które to będą głównym obiektem niniejszego dalszego dyskursu? Cały, wydany w latach 80-tych XX wieku Crossover zazębiał się wokół sylwetki mocarnej istoty, a tak naprawdę innej kategorii bytu, Beyondera. Mówiąc w skrócie historia "Tajnych Wojen" zaczyna się od tego, że Beyonder, w pewien sposób zafascynowany był tym, że na różnych światach istnieje tak ogromna liczba różnorodnych postaci: waleczni herosi, łotrzy, i inne egzystujące istoty. Dlatego bez ich wiedzy, nieświadomych tego co nadejdzie, Beyonder przeniósł ich na jeden ogromny statek, gdzie z jego pokładu mogli wpatrywać się tylko w jeden zatrważający widok: coś w mgnieniu oka unicestwia całe galaktyki, pozostawiając małe gwiazdy i tworząc z różnych niepasujących do siebie gigantycznych odłamków rozmaitych planet, niekształtne protokuliste ciało niebieskie. To na ten uformowany, zawieszony w przestrzeni ląd, nazwany "Battleworld", owa abstrakcyjna istota przenosi tak licznych herosów i ich przeciwników, po czym ogłasza się kimś nadrzędnym i nakazuje im tu ze sobą walczyć. I tak to wszystko się zaczyna, tak uruchamiana jest reakcja łańcuchowa, której skutki, czyli cała zawartość "Tajnych Wojen": wątki, wydarzenia itp. będzie trwać wystarczająco długo, aby miłośnicy komiksów nigdy o tym nie zapomnieli.
To jak zakończyły się pierwsze "Secret Wars", w niniejszym omówieniu współczesnej ich ,,uogólnionej” wersji, za której wydanie odpowiadają: Hickman i Ribic nie należy w ogóle wspominać, w tym sensie, że nowe "Secret Wars" mają sporo elementów wspólnych z – nazwijmy to – ich pierwowzorem: ogólny konspekt, coś z początku historii, losy bohaterów i łotrów oraz pojawienie się "Battleworld", jak i nowych wytycznych: motyw inkursji całej macierzy wydarzeń, czyli scalanie się i zderzanie o siebie multum światów. Dodatkowo zadaniem tych i pierwszych "Secret Wars" jest zabieg tak specyficznej przebudowy Multiversum "Marvela", z tym że w tym przypadku wygląda to nieco inaczej. Możliwe jest, że po "Secret Wars" z 2015r. pożegnamy się z całą inicjatywą, jaką była od Uniwersum dość intensywnie realizowana linia komiksów "Marvel NOW!"; przecież coś się kiedyś zaczyna, jak i kończy.
"Tajne Wojny" z 2015 roku, uogólniając to zjawisko, to niemały ambaras. Można się w tym pogubić, zatracić w stosunku do tego, co jest pierwsze, środkowe, ostatnie, mało ważne, czy najbardziej w tym Crossoverze istotne. Do najbardziej znanej, głównej historii prowadzą m.in. "Avengers: Czas się kończy, tom 4", które praktycznie poprzedzają cały event: "Secret Wars". Dlatego też po lekturze głównego zainicjowanego przez Hickmana wydania "Tajnych Wojen", możliwe jest, że błędem z mojej strony było niedoczytanie prequeli do niniejszym omawianego przeze mnie komiksowego Crossoveru. Niezwykłym jest fakt, iż to, jak zachowują się niektórzy bohaterowie na pierwszych kartach kunsztownie doprawionej graficznie, przez Ribica opowieści, wskazuje na ich przygotowania do zderzenia się ze sobą dwóch światów pozostałych w Multiversum - ,,oceanie”, w którym zanurzone są Wszechświaty. Mr Fantastic, Doctor Strange i pozostali członkowie Illumianti są zupełnie świadomi, że kolizje Uniwersów, które wcześniej miały miejsce – a niektóre nie były przypadkowe, pozostawiły z perspektywy fana dwa światy: "Earth-616" oraz "Earth 1610(Ultimate". Tylko ci bohaterowie mieli pojęcie o tym jakie nastaną ,,czasy”, jakie wydarzenia i skupiska chwil spłyną na macierz tego Mutliversum, które to fakt, Multiversum wtedy już nie będzie, lecz jakąś neutralną, bezpostaciową strukturą - subprzestrzenią, w której usytuuje sięw końcu "Battleworld" , i to, co pozostało po jego rozpadzie, gdy Molecule Man obdarowując niezwykłą ,,pozakosmiczną” mocą Reeda Richardsa, sprawił iż starcie pomiędzy Richardsem a Bogiem: Doomem zakończyło się eksplozją, niszcząc ,,ulepiony” z pozostałości wcześniejszych inkursji „Bitewny Świat”. T’Challa dzięki zdobyciu Rękawicy Nieskończoności, prawdopodobnie użył Kamienia Duszy, choć w komiksie nie ma o tym konkretnej wzmianki, tylko po to, aby ocalić to, co tak naprawdę wcześniej zostało utracone. Zachowało się jedno duże Uniwersum, i wygląda na to, że jest to "Główne Uniwersum Marvela" i w jakimś stopniu "Uniwersum Ultimate". Nie jesteśmy zupełnie pewni – a wiedzą pewnie o tym tylko scenarzyści, czy np. T’Challa lub ktokolwiek inny zdołał odseparować od siebie składowe "Battleworld" i scalić do całości dwa odrębne światy: "616" i "1610".
Zaskakująco rozsądnym posunięciem, a w niektórych przypadkach "Tajnych Wojen" z 2015 roku: wręcz niesamowitym i niewyobrażalnym ruchem Hickmana było zrezygnowanie z klasycznej koncepcji "Secret Wars" z 1984r., w której pozaczasowy, nieosiągalny ludzkim wyobrażeniom byt, Beyonder, stworzył Battleworld i nakazał bohaterom oraz łotrom walczyć ze sobą na przysłowiowe ,,śmierć i życie”. W nowej wersji Crossovera nie istnieje Beyonder, lecz istnieją Beyonderowie, którzy w niewytłumaczalny sposób nudząc się tworzeniem kolejnych Uniwersów, postanowili stworzyć Molecule Mana, którego każdą powieloną wersję umieszczali w jakimś świecie, aby go zgładzić, co w konsekwencji miało doprowadzić do zagłady całego Multiversum. Do planu Beyonderów dołączył pewny siebie, władczy, lecz wewnętrznie manichejski, Victor von Doom, który nie godząc się na zagładę całego ,,Oceanu Światów", wraz ze Stephenem Strange’em ocalili jeden świat, później zwany "Battleworld", na którym Doom stał się Bogiem. Na przestrzeni niniejszego wydania nie było sytuacji, w której postacie uczestniczące w "Tajnych Wojnach" walczyłyby ze sobą, tak, jak to było w pierwotnej ponad trzydziestoletniej wersji. To była raczej próba utrzymania się u władzy przez Dooma, przeciągania swojego ,,boskiego” majestatu na swoją stronę, oraz powoli rozwijające się śledztwo, gdzie wielką rolę odegrali Doctor Strange – szeryf, tudzież zastępca Victora, i Valeria Richards, córka Reeda i Susan Richardsów.
Trzeba by być zgorzkniałym fanem aby zapomnieć to, co wydarzyło się w "Tajnych Wojnach" Hickmana. Pojedynki między kontrolowaną formą Galactusa a gigantycznym będącym częścią Tarczy – muru oddzielającego "Ziemię Umarłych" od innych Królestw "Battleworldu", pomiędzy Thanosem a Doomem, czy między Scottem Summersem ziejącym mocą Phoenixa a Doomem, były krótkie, intensywne i umiejętnie wplecione w konstrukt fabularny Crossoveru. To oraz niewiadomy los Thanosa, Scotta, Bena Grimma, Cyclopsa, są tak abstrakcyjne, tak wyjątkowo dobre umieszczone w tym dużym Wydarzeniu w komiksowym świecie "Marvela", że z jednej strony nie wiadomo czego teraz w Multiversum – choć nie wiadomo czy powinno się to to tak nazywać – należy się spodziewać. Rzeczywiście nastąpił koniec (świata)… Coś się zaczyna i coś się kończy, i tak w nieskończonej pętli: bez początku i końca, przy czym warto dodać, że złożona inicjatywa Hickmana była jak najbardziej słuszna. Nie wiadomo jedynie, czy są to ostatnie "Secret Wars".