Przemyślny szlachcic Don Kichot z Manczy Miguel de Cervantes y Saavedra 7,3
Najpierw przeczytałem pierwszy - i tylko pierwszy - tom w tłumaczeniu E. Boye. Podobał mi się język, ale sama lektura przysparzała nieco problemów i się dłużyła. Pewne fragmenty wydawały się nudne, bo dla mnie niejasne (inkwizycyjny proces nad książkami w domu don Kichota, walka dwóch owczych armii).
Poczekałem dłuższy czas i wróciłem do tej książki w tłumaczeniu W. Charchalisa. Zwłaszcza dlatego, że zmiana Dylcynei i Rosynanta to "prowokacja" :-). Musiałem sprawdzić zupełnie nowe tłumaczenie, bardzo chwalone przez specjalistów.
I to tłumaczenie pozwoliło mi zupełnie inaczej odebrać książkę, znacznie głębiej i z dużo lepszym zrozumieniem. Wyjaśnienia tłumacza, dlaczego zmienił nazwy własne, pozwoliły mi zupełnie bez problemu to zaakceptować. Nie jestem językoznawcą, ani tłumaczem, ale lubię wyjaśnienia zawodowców. Wręcz żałuję, że nie poszedł dalej i nie zmienił też don Kichota, ale możliwe, że to byłoby za wiele, chociaż jego opcja nowego nazwiska przypadła mi do gustu (don Kałkan, pan Karwacki).
Książka tak mnie omotała, że pierwszy tom przeczytałem dwukrotnie.
Świetna jest historia Grisostoma i Marceli (zresztą bardzo mądra i odważna dziewczyna, w zasadzie jedyna "współczesna" nam - ludziom z XXI wieku, co jest aż zadziwiające, czyli mająca własne zdanie i idąca w pełni własną drogą). Przemowa Marceli to jeden z moich ulubionych fragmentów.
Doskonała nowela o wścibskim intrygancie, która sama w sobie mogłaby zostać sfilmowana; byłby z tego niezły dramat.
Bardzo dobra i skomplikowana historia Cardenia, Dorotei, Luscindy i don Fernanda, których losy ostatecznie znajdują finał się w nieoczekiwanym, niezwykłym zbiegu okoliczności.
I oczywiście przygody samego don Kichota i jego pragmatycznego giermka, któremu w końcu również udziela się bzik jego pana.
Absolutnie nie nazwałbym tej książki komedią. Bywa zabawna, ale nie śmiałem się w głos. Niektóre żarty są jak dla mnie zbyt rubaszne (noc w lesie w pobliżu foluszów),inne raczej zwariowane, szalone, trudne do uwierzenia, że mogło dojść do takiej pomyłki. Zwykle don Kichot wychodzi z nich bardzo poturbowany, a jego obie podróże bardzo źle odbijają się na jego zdrowiu, tak psychicznym jak i fizycznym. Zbyt często don Kichotowi fikcja przesłania rzeczywistość i zaburza ocenę sytuacji i niemal zawsze konsekwencje są bolesne. W dzisiejszych czasach powiedziałbym, że wyruszył z domu szukać guza i go często znajduje.
Można na przeróżne sposoby odbierać postępowanie don Kichota i to, co go spotyka. I dlatego pokochałem tę książkę i jej bohaterów.
Jedynie ostatnie rozdziały z postaciami jeńca i Zoraidy wydają się napisane jakby z inną głową, na doczepkę, nie tak dopracowane, nie do końca zszyte z całością. Wręcz wydaje się, że Cervantes w pewnym momencie nieco o nich zapomina, bo przy bójce pod gospodą, a także przy sporze o rząd i siodło oraz miskę cyrulika i hełm Mambryna jeniec nie występuje jako osoba pytana o zdanie, a później on i Zoraida jakby znikają z łamów książki.
Pojawia się również ogromnie dużo dworności, don Fernando - człowiek bardzo nieustępliwy i nawykły do wydawania poleceń - staje się bardzo szlachetny, a przecież wcześniej jest sprawcą wielu trudnych sytuacji i negatywnie wpływa na życie wielu osób ze względu na swe kaprysy. Panie są bardzo mdlejące, a panowie umierający z miłości i tęsknoty. Ale również i o tym w dużej mierze jest ta książka - o wielkich emocjach a miłość jest właśnie taka.
Bardzo, bardzo ciekawa książka. Wrócę jeszcze nie raz, również do przekładu Edwarda Boye, teraz już jako bardziej wyedukowany czytelnik, po lekturze książki w przekładzie W. Charchalisa.