Mini serie są nierówne, ale ogólnie w porządku tylko same w sobie za krótkie żeby coś w nich bardziej wybrzmiało. Co do idei 7 zbawców to dla mnie się to nie klei. W końcówce Guardian nic nie zrobił, a wątek Miracle Mana nie wiadomo jak był powiązany i jaki miał wpływ na główne zagrożenie. A już przemieszczanie się 1. w czasie Frankensteina i 2. przestrzenie rycerza było w ogóle nie wyjaśnione. Może to wszystko w głowie Granta Morrisona miało sens i działało na jakiejś płaszczyźnie symbolicznej, ale mi jako czytelnikowi brakowało tutaj klarowności przedstawienia intrygi i ogólnie nawet sensu skupienia na tej 7, a nie innych postaciach, które też biorą udział w finale.
Na siłę miały to być mocne, brutalne tytuły, jednak nie tędy droga. Rywalizacja między dwiema postaciami im dalej w las (w nowszych zeszytach, to już w ogóle) wydaje się iście poetycka, przekombinowana, bez tego "błysku", jakie dają nam komiksy superbohaterskie. Kreska w ostatnim zeszycie tak mroczna, że widoczność na papierze jest nikła, postacie są narysowane w sposób karykaturalny. Miało być konkretnie, mrocznie, brutalnie, a wyszło wręcz odwrotnie. Mocny zawód, jeżeli chodzi o tom "Wielkiej Kolekcji Pojedynków Marvela".