Hedwiga Frida Nilsson 7,3
„Hedwiga” autorstwa Fridy Nillson zainteresowała mnie głównie dlatego, że w tym roku nasz syn idzie do pierwszej klasy, a właśnie rozpoczęcie szkoły miało być tematem tej książki. Hedwiga ma 7 lat i mieszka w małym domku z rodzicami, psem i 2 kotami – niestety w pobliżu nie mieszkają inne dzieci (mieszka daleko od miasteczka),więc często się nudzi. Szansą ma odmianę jest rozpoczęcie szkoły – Hedwiga idzie do 1 klasy, gdzie ma nadzieję nawiązać nowe przyjaźnie. Szkoła znajduje się w Hardemo, „to maleńka miejscowość, która leży na takim odludziu, że mało komu chce się tam dotrzeć”. Dodam tylko, że to odludzie w Szwecji :) Mama Hedwigi pracuje w szpitalu (głównie na nocnej zmianie),a tata jest dziennikarzem w lokalnej gazecie – oboje są bardzo zapracowani, ale bardzo kochają swoją córeczkę. W pierwszym tomie serii (wiem o 4 tomach) towarzyszymy Hedwidze przez pierwszy rok w szkole. Poznajemy jej nową przyjaciółkę, Lindę, dowiadujemy się jak wygląda życie w małym miasteczku i jego okolicach, o czym marzą dziewczynki w Szwecji, śledzimy najróżniejsze perypetie Hedwigi (nawet ucieczkę z domu!). Hedwiga nie jest niegrzeczna, ale ma talent do wpadania w kłopoty.
Książki o Hedwidze są zabawne, ale nie w każdym calu – życie przecież nie zawsze jest zabawne, a książki Fridy Nilsson nie są lukrowane. Szukając informacji na temat jej twórczości trafiłem na wzmiankę mówiącą o tym, że była jedną z pierwszych autorek, które poruszyły temat cenzury w książkach dla dzieci. Pokazuje ona życie takim jakie jest, co może zniechęcić niektórych rodziców do lektury dzieciom – ale przecież świat nie jest idealny, a dzieci nie powinno się przez całe życie trzymać pod kloszem. Jeśli to my czytamy naszym pociechom, to na upartego możemy wyfiltrować pewne rzeczy, ale czy naprawdę warto? Dzieci często mają bardzo wyidealizowany obraz świata, bazujący na różnych bajkach, przez co potem mogą mieć o wiele trudniej zrozumieć, że rzeczywistość jest jednak inna i zderzenie z nią może być dużo bardziej bolesne. Dlatego choć pewne momenty nie do końca mi się podobały, to zamierzam dokupić dwa pozostałe tomy przygód Hedwigi. Książki o Hedwidze bardzo dobrze nadają się do samodzielnego czytania - czcionka jest odpowiednio duża, a zdania raczej proste (co akurat może nieco irytować dorosłego czytającego dzieciom do poduszki). Dzieci może nie wszystko zrozumieją, bo Skandynawia to jednak inny świat niż Polska, ale myślę, że to naprawdę dobre lektury dla dzieci w wieku okołozerówkowym (u nas 5,5 i 7,5 roku - zadowolone z Hedwigi). Ta seria nie wywrze z pewnością na dzieciach takiego wrażenia, jak w czasach mojego dzieciństwa "Dzieci z Bullerbyn", ale warto aby dzieci poznały Hedwigę. A "Dzieci z Bullerbyn" czekają na pólce na swoją kolej :D