“Na koniec można uronić łzę” - takie słowa można znaleźć z tyłu okładki “Mężczyzny imieniem Ove”. Nie trzeba być szczególnie uczuciowym, żeby niejednokrotnie łza zakręciła się w czasie lektury tej książki. Poruszyłaby chyba nawet Chandlera z “Przyjaciół”, if you know, you know ;)
Możliwe, że wiele osób obejrzało już film “Mężczyzna imieniem Otto”, a może nawet i jego pierwowzór “Mężczyzna imieniem Ove”, ale książka to jednak książka 🙂 Podobieństw w relacji książka-film jest całkiem sporo, trzeba przyznać, że filmowcy poradzili sobie z przeniesieniem tej wyśmienitej książki na ekrany całkiem sprawnie. W amerykańskiej wersji jest co prawda kilka zmian, które ułatwiają odbiór w USA (jak choćby marki samochodów będą kością niezgody, czy imiona niektórych postaci), jest też trochę zmian mających zaktualizować treści do obecnego stanu (książka została wydana w 2012 i 10 lat to niby nie tak wiele, ale co nieco się pozmieniało w naszej codzienności). Ale jednocześnie muszę stwierdzić, że Amerykanie trochę spłycili tą historię, gdy pokazywali przeszłość Otta/Ovego.
Jakim człowiekiem jest Ove? “Ove ma pięćdziesiąt dziewięć lat. Jeździ saabem”. “Robił to, co należało. Chodził do pracy. Nigdy nie chorował, ani przez jeden dzień. Starał się być przydatny dla społeczeństwa. Brał odpowiedzialność”. W jego życiu niezwykle ważne jest przestrzeganie zasad - ich łamanie jest czymś, czego absolutnie nie toleruje. Płeć, wyznanie, kolor skóry, orientacja seksualna - nie ma to większego znaczenia, ale granice toleracji Ovego kończą się, gdy nie przestrzegasz zasad. Bez zasad zapanowałby chaos, a Ove musi mieć wszystko na miejscu.
“Ove znał się na rzeczach, które można było zobaczyć i dotknąć. Beton i cement. Szkło i stal. Narzędzia. Rzeczy, które można było wyliczyć. Rozumiał proste kąty i jasne instrukcje. Plany i rysunki techniczne. Rzeczy, które można było narysować na papierze. Był człowiekiem czerni i bieli”. Natomiast jeśli chodzi o żonę Ovego, to “Ona była kolorem. Wszystkimi jego kolorami”. Byli swoim przeciwieństwem, ale jednocześnie doskonałym uzupełnieniem - szwedzka wersja Ying i Yang, ich świat nie był kompletny, gdy nie mieli siebie. “Ona lubiła mówić, a Ove lubił milczeć” 🙂 I to się świetnie składało, bo przecież najlepiej kogoś wysłuchać milcząc.
“Ove nigdy nie musiał odpowiadać na pytanie, jak żył, zanim ją spotkał. Ale gdyby ktoś go o to zapytał, odpowiedziałby pewnie, że wcale nie żył. (...) I po jej odejściu także nie.”
I tu dochodzimy do sedna, do tego o czym jest książka “Mężczyzna imieniem Ove” - dla mnie jest to historia o miłości, stracie, tęsknocie i tolerancji. Ove od 6 miesięcy jest wdowcem i w momencie, gdy musi przejść na emeryturę (nie z własnej woli) jego świat zupełnie przestaje mieć sens - po śmierci żony jego życie w zasadzie się zakończyło, bo to ona była całym jego światem, ale po stracie pracy stwierdził, że nie jest już użyteczny, więc po co miałby żyć. Postanawia więc zakończyć wszystkie swoje doczesne sprawy i dołączyć do żony, którą kochał ponad wszystko. Właśnie wtedy w jego życie wkrada się chaos pod postacią ciężarnej Parvaneh, która wraz z mężem i dwiema córeczkami wprowadza się do domu na jego osiedlu. I od tej chwili Ove już nawet nie może w spokoju zakończyć własnego żywota.
Uważam, że historia przedstawiona w książce jest o wiele pełniejsza niż w amerykańskiej ekranizacji - jest tu o wiele więcej treści dotyczących przeszłości Ove, dzięki czemu dowiadujemy się jakie wydarzenia go ukształtowały. Dla mnie ta część była bardzo istotna dla zrozumienia Ove. Wydaje mi się (choć oczywiście mogę się mylić, ponieważ nie posiadam dużej wiedzy w tym temacie), że autor książki chciał przedstawić młodego Ove jako chłopca z zespołem Aspergera, ale odniosłem też wrażenie, że w filmie twórcy “umieścili” Otto głębiej w spektrum autyzmu, tyle że nie miało to później przełożenia na jego zachowanie w głównym wątku tej historii. “Na starość” bliżej mu już było po prostu do bohaterów filmu “Dwaj zgryźliwi tetrycy”.
“Jedynym, co kochał, zanim ją zobaczył, były cyfry. Poza tym nie ma szczególnych wspomnień z dzieciństwa. (...) Nie pamięta też specjalnie dużo ze swojego dorastania, nigdy nie był człowiekiem, który bez potrzeby przechowuje różne rzeczy w pamięci. Pamięta, że był całkiem zadowolony z życia, a potem było kilka lat, kiedy nie był. Pamięta też cyfry. Które wypełniały jego głowę. Pamięta, jak tęsknił do lekcji matematyki w szkole. Dla innych mogły być męką, ale nie dla niego. Nie wie dlaczego. Nie próbuje snuć domysłów. Nigdy nie rozumiał, dlaczego ludzie muszą ciągle rozważać i dyskutować, z jakiego powodu rzeczy są właśnie takie, jakie są. Człowiek jest tym, kim jest, robi to, co potrafi, i tak chyba powinno być dobrze, uważa Ove”. Ove kierował się w całym swoim życiu żelaznymi zasadami, miał silnie zakorzenioną moralność i był przekonany, że ma rację w swoich przekonaniach - miał swoją logikę, która zazwyczaj nie pozwalała mu zrozumieć odmiennego stanowiska/poglądu innych ludzi.
Fredrik Backman swoim debiutem wszedł do światowej literatury z drzwiami, bez żadnego pukania - “Mężczyzna imieniem Ove” jest jedną z najlepszych książek jakie w życiu czytałem. Ove stał mi się naprawdę bliski, im dłużej z nim przebywałem, tym lepiej udawało mi się go zrozumieć. Czytałem Iwonie kilka fragmentów i stwierdziła w pewnym momencie coś bardzo trafnego - “ile w nas jest z Ovego?”. Myślę, że w głębi duszy całkiem sporo. Ta książka jest naprawdę poruszająca - tęsknota Ovego jest przeszywająca na wskroś. Nie tylko historia jego życia i małżeństwa jest wzruszająca, ale także trudne, aczkolwiek głębokie relacje jakie nawiązał z sąsiadami (i nie tylko) będąc już na skraju własnego życia. A relacja z córkami Parvaneh - to co pod koniec Ove usłyszał do jednej z nich pozamiatało mnie i kropka 🙂 Jeden z najlepszych momentów książki. Podpisuję się pod polecajkami tej książki obiema rękami i o każdej porze dnia i nocy. Bierzcie i czytajcie!
Aha, no i jest też kot 🙂 Kot, który dla mnie momentami był w jakimś stopniu inkarnacją żony Ovego - bez niego ta książka nie byłaby całością (film nie był w stanie ukazać relacji, którą pokazano w książce). “Była za pięć szósta rano, kiedy Ove i kot spotkali się po raz pierwszy. Kotu Ove od razu się nie spodobał. Uczucie to było w najwyższym stopniu odwzajemnione. (...) Zrobił kilka kroków w stronę zwierzęcia, tupiąc głośno. Kot wstał. Ove się zatrzymał. Stali tak i mierzyli się wzrokiem przez kilka chwil, jak dwóch potencjalnych przeciwników późnym wieczorem w wiejskiej mordowni. Ove rozważał, czy nie rzucić w kota butem. Kot sprawiał wrażenie, jakby ubolewał nad tym, że sam nie ma żadnych butów do rzucenia”.
“Na koniec można uronić łzę” - takie słowa można znaleźć z tyłu okładki “Mężczyzny imieniem Ove”. Nie trzeba być szczególnie uczuciowym, żeby niejednokrotnie łza zakręciła się w czasie lektury tej książki. Poruszyłaby chyba nawet Chandlera z “Przyjaciół”, if you know, you know ;)
Możliwe,...
Rozwiń
Zwiń