Klub Julietty Sasha Grey 3,9
ocenił(a) na 13 lata temu Kim jest Sasha?
Właśnie – czy słyszeliście w ogóle o Sashy? To była gwiazdka porno, która po zakończeniu kariery filmowej postanowiła wziąć się za coś, co podobno przecież każdy potrafi, czyli pisanie. I tak o to wymyśliła bardzo nowatorską fabułę o Klubie Julietty, czyli o miejscu wyuzdanego seksu dla najbardziej bogatych i wpływowych ludzi. Oczywiście goście bawią się i pieprzą w maskach oraz pelerynach. Zatem znowu mamy powtórkę z najważniejszej sceny filmu “Oczy szeroko zamknięte”, z tą różnicą, że tamte obrazy podniecały, a te przedstawiane przez pannę Grey – już nie.
Główną bohaterką jest Catherine, zwyczajna studentka filmoznawstwa. Niezaspokojona przez swojego chłopaka, zaczyna fantazjować o introwertycznym wykładowcy. Wkrótce poznaje Annę, która nie dość, że przyznaje się do uprawiania perwersyjnego seksu z obiektem westchnień Catherine, to na dodatek wprowadza ją w świat hedonistycznych rozrywek, o których niewinna dotąd dziewczyna nie miała pojęcia. Anna zabiera ją do Fabryki Rżnięcia (cóż za sugestywna nazwa) oraz do ekskluzywnego Klubu Julietty.
Nie oczekujcie zbyt wiele
Jeżeli spodziewacie się opisów i fabuły o niesamowitym pokładzie erotycznej energii – tu ich nie znajdziecie. Język, jakim autorka się posługuje jest po prostu poniżej przeciętnej dobrego smaku. Kutas tu, kutas tam. Kutas w ustach, kutas w cipce, kutas w dupie. Słowo kutas jest chyba najczęściej używanym słowem w całej książce. Jakże to pobudzające dla zmysłów…
“Poza tym wolę mieć “kutasa” niż “wacka”. A wy? Nie przywiązuję wagi do rozmiaru, ale “wacek” kojarzy mi się z “wacusiem” albo “małym wackiem”, co w ogóle mnie nie kręci. Chwalcie się, ile chcecie, swoimi pałami, pytami, drągami, ale trzymajcie je tam, gdzie ich miejsce. W spodniach. Byle dalej od mojej cipki. Kiedy słyszę faceta mówiącego o swoim wacku, fajfusie albo peniu, mam przed oczami paru kolesiów wygłupiających się w męskiej toalecie. Nie potrzebuję kutasa z imieniem. Potrzebuję faceta z kutasem.”
Mistrzyni pióra
Poza tym, okazuje się, że Catherina jest wielką wielbicielką spermy, gdyż według niej “Seks bez nasienia jest jak Big Mac bez specjalnego sosu”.
I jeszcze fragment, który wręcz doprowadził mnie do łez. Ze śmiechu oczywiście:
“Jack rżnie mnie, wodząc kciukiem wokół mojego odbytu, zbierając tłuszcz (przyp. z racji braku środka nawilżającego, bohaterowie postanowili skorzystać z tłuszczu spożywczego) i wpychając go do środka. Bada mnie, rozciąga i zanim się spostrzegam, wchodzi we mnie palcem aż po kłykieć, a ja zamykam się wokół niego jak muchołówka na swej ofierze.”
Zamykam się wokół niego jak muchołówka na swej ofierze – przyznacie, że to mistrzostwo metaforyczne. Prawda?
Klub, którego nie ma
Zresztą sam Klub Julietty – niby jest, a jednak go nie ma. Wspominany na początku książki, pojawia się później gdzieś w tle. Zatem coś, co z założenia miało być siłą napędową książki, straciło swoje znaczenie praktycznie na starcie. A jak Sasha opisuje mężczyzn będących bywalcami klubu? Otóż tak:
“Więc nasi panowie wszechświata – po raz kolejny nie owijajmy w bawełnę – są profesjonalnymi jebakami. Przelecą cię, żeby zdobyć nad tobą przewagę. Zerżną cię, żeby dotrzeć na szczyt. Wyruchają z pieniędzy, wolności i czasu. I będą cię pieprzyć tak długo, aż trafisz do piachu. Choć nawet wtedy nie przestaną.”
Czyż można oprzeć się tym opisom?
Ech, chyba nie muszę Was dalej przekonywać, iż twórczość literacka Sashy Grey nie zasługuje na Waszą uwagę. Przyjmijmy, że poświęciłam znów swój czas, aby za to oszczędzić Wasz. Ale się nie zniechęcam i szukam dalej powieści, która wreszcie przyjemnie połaskocze moje łase na pieszczoty pożądanie.