rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki O chłopcu, który ujarzmił wiatr William Kamkwamba, Bryan Mealer
Ocena 7,2
O chłopcu, któ... William Kamkwamba, ...

Na półkach: , , ,

Jeśli chcesz do czegoś dojść, wystarczy spróbować. *

O chłopcu, który ujarzmił wiatr to autentyczna opowieść o Williamie Kamkwambie, malawijskim chłopcu, napisana po części przez niego samego, a także jego współautora Bryana Mealera. Rzecz dzieje się w wiosce Wimbe, nieopodal miasta Kasungu. William to szczęśliwe dziecko, ciekawe otaczającego go świata. Kiedy zaczyna uczęszczać do szkoły, czego bardzo pragnął, jego kraj nawiedza klęska głodu i nędza. Rodzice chłopca nie mają środków na podstawowe potrzeby, w tym kupno jedzenia (którego i tak wszędzie brakuje), a co dopiero na opłacenie czesnego w szkole. William musi zrezygnować z uczęszczania do szkoły. Jest przygnębiony. Nie poddaje się jednak i znajduje sposób, aby kontynuować naukę. Wypożycza podręczniki z biblioteki. Najbardziej interesują go te o fizyce i prądzie elektrycznym. To z książek William poznaje mechanizm powstawania prądu. Postanawia skonstruować swój własny wiatrak, który miałby wytwarzań energię. Próbuje tego dokonać tylko i wyłącznie na podstawie podręcznikowych opisów. Do budowy wiatraka wykorzystuje części m.in znalezione na wysypisku (rury PCV, rowerowe dynamo) i wyproszony od ojca cały rower. Ludność z wioski naśmiewa się z niego. Nie wierzą, że może mu się udać. Jego matka i siostry również. Jedynie nieliczni dają mu szansę i wierzą, że jego marzenie się spełni. Są to: jego ojciec, kuzyn Geoffrey i przyjaciel Gilbert. Jednak dopiero na konferencji TED, na którą zostaje zaproszony po osiągnięciu sukcesu czuje, że znalazł się wśród przyjaciół, w otoczeniu, które tak naprawdę go rozumie.

Jeśli nie umiesz latać, biegnij; jeśli nie możesz biec, idź; jeśli nie możesz iść, czołgaj się. **

Książka do głębi mnie poruszyła. Kamkwamba przypomina czytelnikowi, że są na świecie ludzie, którzy zmagają się z dużo trudniejszymi przeciwnościami losu, niż nasze codzienne troski, wszelkiego rodzaju przeszkody, którymi tak się przejmujemy. Głód, brak elektryczności, bieżącej wody skłania ludzi takich jak William do działania, aby poprawić byt własnej rodziny i rodaków. Uważam, że warto sięgnąć po O chłopcu, który ujarzmił wiatr w chwili, kiedy jesteśmy w sytuacji, która wydaje nam się beznadziejna, aby uświadomić sobie, że inni na co dzień mają znacznie gorsze problemy.

* „O chłopcu, który ujarzmił wiatr” Kamkwamba, Mealer, str. 304

** „O chłopcu, który ujarzmił wiatr” Kamkwamba, Mealer, str. 309, cytat Martina Luthera Kinga

Jeśli chcesz do czegoś dojść, wystarczy spróbować. *

O chłopcu, który ujarzmił wiatr to autentyczna opowieść o Williamie Kamkwambie, malawijskim chłopcu, napisana po części przez niego samego, a także jego współautora Bryana Mealera. Rzecz dzieje się w wiosce Wimbe, nieopodal miasta Kasungu. William to szczęśliwe dziecko, ciekawe otaczającego go świata. Kiedy zaczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nie ma człowieka, który nie miałby marzeń. Każdy z nas je ma. Jedni nie robią nic w kierunku ich spełnienia, a inni są zdolni poświęcić dla nich niemal wszystko. "Sklepik z marzeniami" to opowieść o ludziach posiadających te marzenia i próbujących je wcielić w życie. Pragnieniem Briana Ruska, nastoletniego chłopca, który kolekcjonował baseballowe karty i był pierwszym klientem w nowo otwartym sklepie, było posiadanie tej jedynej, należącej do konkretnego, słynnego sportowca. Dla innych mieszkańców Castle Rock marzeniem było posiadanie pięknego abażuru, lisiego ogona, okularów przenoszących do innego świata. Ot, niby zwykłe przedmioty. W dodatku można je zdobyć za niewielką cenę. Co najmniej tak z początku sądzili kupujący. Zapłatą bowiem była niewielka suma pieniędzy oraz spłatanie komuś "niewinnego" psikusa. Np. ubrudzenie błotem pościeli sąsiadki, która wisiała na sznurku w ogrodzie, wybicie okna kamieniem, a nawet zamordowanie psa. Z pozoru błahe psikusy okazały się zabójcze dla mieszkańców Castle Rock. Leland Gaunt, u którego kupowali wymarzone przedmioty uknuł intrygę i celowo chciał ich skłócić, co często miało opłakane skutki, tkj. wzajemne zabójstwa. Jedynie szeryf miasteczka, Allan Pangborn oparł się pokusie rozwiązania zagadki tajemniczej śmierci żony i syna w wypadku samochodowym, co od dawna było jego słabością.

Stephen King po raz kolejny wprowadził mnie w doskonale wyimaginowany przez siebie świat. Wszyscy bohaterowie, jak zwykle, precyzyjnie wykreowani, odznaczający się wyrazistymi charakterami. King bardzo dokładnie przedstawił ich portrety psychologiczne, co czuli po zakupieniu upragnionej rzeczy i jak bardzo obawiali się, że ktoś im ją odbierze. Właśnie to ich zaślepiło i dlatego zdecydowali się robić to, co zażyczy sobie pan Gaunt, w ogóle nie myśląc o konsekwencjach swojego czynu. Dopiero później zdawali sobie sprawę z przykrych skutków swoich działań.
Bardzo utkwił mi w pamięci i spodobał się klimat sklepiku pana Gaunta. Już sama nazwa jest bardzo intrygująca, ale przede wszystkim spodobało mi się jego wnętrze. Czasem jak w normalnym, zwykłym sklepie, ale kiedy Leland Gaunt zawierał umowę z kupującymi czułam, jak zmieniał się jego nastrój. Oczami wyobraźni widziałam tajemnicze sklepowe lady i półki, na których klient widział rzecz dokładnie taką, jaką chciał widzieć i posiadać. Myślę, że ten wyjątkowy i tajemniczy sklep na długo zapadł mi w pamięć.

Nie ma człowieka, który nie miałby marzeń. Każdy z nas je ma. Jedni nie robią nic w kierunku ich spełnienia, a inni są zdolni poświęcić dla nich niemal wszystko. "Sklepik z marzeniami" to opowieść o ludziach posiadających te marzenia i próbujących je wcielić w życie. Pragnieniem Briana Ruska, nastoletniego chłopca, który kolekcjonował baseballowe karty i był pierwszym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świat jest wielki. Świat jest pełen bałaganu. Świat jest jak pokój nastolatka: jest w nim wszystko. Str. 27


„Kanon. Wyprawa galopem przez piękne podstawy nauki” to książka popularnonaukowa z serii „Na śnieżkach nauki”. Jest też pierwszą książką przeczytaną przeze mnie z tego gatunku. Długo zastanawiałam się, czy jest to właściwy moment na rozpoczęcie „przygody” z literaturą naukową. Czy w ogóle zrozumiem coś z tego, co przeczytam? Czy nie lepiej jeszcze poczekać? Ogarnięta tymi wątpliwościami postanowiłam jednak sięgnąć po coś z tego gatunku i przekonać się, czy moje wahanie znajdzie poparcie w rzeczywistości. Szybko okazało się, że moje obawy były zupełnie niepotrzebne. Może i nie do końca udało mi się wszystko zrozumieć, bo autorka często zasypywała mnie obcym słownictwem, ale z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że była to wspaniała podróż wgłąb świata nauki.
Na początek Natalie Angier dokonuje wprowadzenia. Przedstawia czytelnikowi problemy naukowców i zwykłych ludzi z nauką. Pokazuje jak bardzo wiele z nas boi się z nią „zaprzyjaźnić”. W rozdziale pierwszym: Myślenie naukowe. Poznawać świat całym sobą, Angier ukazuje błędy w ludzkim myśleniu dotyczącym nauki. Tutaj mamy okazję dowiedzieć się skąd tak naprawdę biorą się pory roku. Nie z powodu oddalenia od Słońca, a nachylenia osi Ziemi. W wyniku tego w stronę Słońca czasem nachylona jest półkula północna, skąpana wtedy w mocniejszym, bezpośrednio skierowanym strumieniem światła i ciepła, (...) a po 6 miesiącach, gdy Ziemia leniwie przepłynie na drugi kraniec swej orbity, półkula północna jest nachylona w przeciwną stronę; przychodzi pora na przypiekanie półkuli południowej. * W rozdziale drugim Angier wyjaśnia czytelnikowi jak to jest z prawdopodobieństwem różnych zdarzeń losowych. Dzięki trzeciemu, Skalowanie. Zabawa w rzędy wielkości możemy sobie wyobrazić jak małe są niektóre cząstki otaczającego nas świata. Jak niewielki może być wirus, czy bakteria wywołująca groźne dla zdrowia i życia choroby. Autorka to wszystko porównuje do główki szpilki. W rozdziale Fizyka. A nic to dla mnie za dużo Natalie Angier wyjaśnia istotę prądu elektrycznego. W Chemia. Ogień, lód, szpiedzy i życie dowiedziałam się, skąd wzięła się nazwa ołówka. W przeszłości myślano, że jego głównym składnikiem jest ołów, a nie grafit, odmiana alotropowa węgla. W Biologii ewolucyjnej. Teorii ogółu organizmów możemy przeczytać o początkach świata, naszych przodkach i teorii Darwina. W rozdziale Biologia molekularna. Komórki i gwizdki Angier pisze o najmniejszych cząstkach, z których składa się człowiek (komórce). W Geologii. Wyobrażenie kawałków świata możemy przeczytać o Ziemi, jej wnętrzu, a w Astronomii. Niebiańskich istotach o Wszechświecie.
Natalie Angier napisała swoją książkę w sposób niezwykle interesujący. Miałam sposobność dowiedzieć się wielu ciekawych faktów. Nie mogę jednak rzec, że książkę czytało mi się lekko i prosto. Momentami było mi przez nią trudno przebrnąć, ale nie żałuję i wiem, że było warto. Z chęcią sięgnę jeszcze po inne książki z literatury popularnonaukowej.

Świat jest wielki. Świat jest pełen bałaganu. Świat jest jak pokój nastolatka: jest w nim wszystko. Str. 27


„Kanon. Wyprawa galopem przez piękne podstawy nauki” to książka popularnonaukowa z serii „Na śnieżkach nauki”. Jest też pierwszą książką przeczytaną przeze mnie z tego gatunku. Długo zastanawiałam się, czy jest to właściwy moment na rozpoczęcie „przygody” z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Główna bohaterka Pałacu kobiet, pani Wu, w swoje czterdzieste urodziny postanawia sprowadzić do swojego domu konkubinę dla męża. Sama od tej pory zamierza skupić się na swoim życiu. Pragnie dla siebie wolności, na którą czekała odkąd poślubiła pana Wu. Nie chce pozbawiać go szczęścia, ale nie chce też rodzić już więcej dzieci. Idealnym dla niej wyjściem z tej sytuacji jest wybranie Drugiej Damy. Pan Wu, podobnie jak i ich synowie, i służba nie są tym pomysłem zachwyceni. W końcu jednak przybywa młoda dziewczyna, sierota, której nadają imię Ch'iuming. Od tej pory ma ona zająć miejsce pani Wu, u boku jej męża. Do domu pańctwa Wu przybywa także cudzoziemski ksiądz, Andre. W całej powieści odgrywa bardzo ważną rolę. To dzięki niemu Ailien Wu zmienia swoje poglądy. Godzi się na wyjazd syna z rodzinnego kraju, Chin, zezwala panu Wu samodzielnie wybrać kolejną Damę, która spełniłaby jego oczekiwania lepiej niż poprzednia. Zaczyna też w zupełnie odmienny sposób rozumieć szczęście i wolność. Pod wpływem nauk Andre, nie tylko Ailien zmienia swoje zachowanie. Jeden z jej synów także przeżywa przemianę i decyduje się na założenie szkoły dla prostych mieszkańców ich kraju. Chce nauczyć ich czytać i pisać. Postanawia także wybudować szpital, gdzie chorzy mogliby odzyskiwać zdrowie i w ten sposób nie umierać niepotrzebnie. Pearl Buck przedstawiła czytelnikowi istotę konkubinatu w dawnych Chinach. Kiedyś wybieranie Drugiej, Trzeciej itd. Damy było tradycją. Jednak już w czasach współczesnych bohaterom Pałacu kobiet, zaczęto uważać to za coś przestarzałego. W książce jest nawet wzmianka, że powoli stawało się to nielegalne. Przyjaciółka pani Wu, pani Kang nie decyduje się na takie posunięcie, postępuje zupełnie odwrotnie do tradycji i ponosi tego konsekwencje. Wtedy Ailien utwierdza się w przekonaniu, że podjęła słuszną decyzję.
Pisarka po raz kolejny zauroczyła mnie swoim pięknym i kwiecistym językiem. Sprawiła, że bez reszty zaangażowałam się w życie wykreowanych przez nią postaci. Żałuję, iż Pałac kobiet ma tylko niecałe czterysta stronic. Chętnie poczytałabym jeszcze. Dlatego jestem przekonana, że jeszcze nie jeden raz sięgnę po książki Buck. Kolejna już czeka na mojej półce :) Gorąco polecam i zachęcam do przeczytania.

Główna bohaterka Pałacu kobiet, pani Wu, w swoje czterdzieste urodziny postanawia sprowadzić do swojego domu konkubinę dla męża. Sama od tej pory zamierza skupić się na swoim życiu. Pragnie dla siebie wolności, na którą czekała odkąd poślubiła pana Wu. Nie chce pozbawiać go szczęścia, ale nie chce też rodzić już więcej dzieci. Idealnym dla niej wyjściem z tej sytuacji jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nigdy nie wznoście murów, bo gdy zaczniecie budować mur, to potem sam rośnie. Taka jest natura muru - sam pnie się w górę, aż staje się tak wysoki, że już nie sposób się na niego wspiąć. (str. 73)

„Matka ryżu” to książka opowiadająca o dziejach wielopokoleniowej rodziny, mieszkającej na Malajach (dzisiejsza Malezja). Bohaterowie powieści Rani Manickiej żyją w XX w. Ich losy zaczynamy śledzić od momentu zamążpójścia Lakszmi, bardzo młodej dziewczyny, która wraz ze swoim nowo poślubionym mężem, Ają, wyjeżdża ze swego rodzinnego Cejlonu i przenosi się na Malaje. Tam zakłada własną rodzinę i rodzi wiele dzieci. Historię bohaterów obserwujemy z różnych perspektyw. Początkowo z punktu widzenia Lakszmi, która opisuje jak trudno jej było opuścić rodzinny dom i przeprowadzić się do nowego, obcego miejsca, razem z mężem, którego prawie wcale nie znała, a w dodatku okazał się być zupełnie kimś innym, niż miał być. Aja został jej przedstawiony jako bogaty mężczyzna, mieszkający w dużym, pięknym domu z dziećmi swoimi i swojej zmarłej żony. Tymczasem okazuje się, że jest ubogim urzędnikiem, który zamieszkuje niewielki, drewniany domek i ma mnóstwo długów. Lakszmi postanawia nie załamywać się i starać się prowadzić dom jak najlepiej potrafi. Czytelnik ma również okazję poznać losy tej malajskiej rodziny z perspektywy jej dzieci, męża, a także z punktu widzenia jej synowych i wnuków. Dzięki temu powieść jest obiektywna. Możemy dowiedzieć się, co sądzi dany bohater, o danej sytuacji i osobie. Książka staje się jeszcze bardziej realistyczna, kiedy bohaterom nie wszystko idzie jak po maśle i zdarzają się również przykre sytuacje. A już na początku posądziłam autorkę za przesłodzenie powieści. Bo jakie szczęście trzeba mieć, żeby wyjść nieomal bez szwanku z rozstrzelania przez wroga podczas II wojny światowej? Aję zabrano z domu, więziono, nie karmiono i torturowano. W końcu razem z towarzyszącymi mu ludźmi w lochach, gdzie przebywał, postanowiono rozstrzelać. On jeden przeżył. Graniczyło to prawie z cudem. Lakszmi chroniła przed Japończykami swoją najpiękniejszą córkę. Kiedy zjawiali się w ich domu po zapasy żywności, chowała ją w skrytce. Pewnego razu jednak coś potoczyło się nie tak. Wtedy już wiedziałam, że Manicka nie ma zamiaru słodzić w swojej książce. „Matka ryżu” okazała się powieścią do głębi poruszającą, czasem nawet wstrząsającą. Pisarka stworzyła także bardzo realistyczne postacie. O żadnej z nich nie jestem w stanie powiedzieć, że była zdecydowanie zła, lub dobra. Uważam, że każda z nich miała jakieś racje. A po wyjaśnieniu swojej wersji zdarzeń i swojego punktu widzenia, okazywało się, że miały powody, aby zachowywać się tak, a nie inaczej. Szczególnie polubiłam główną postać, Lakszmi, która była tytułową matką ryżu, od której wszystko się rozpoczęło. Potrafiła wyczarować coś z niczego. Podczas wojny starała się, aby jej dzieciom niczego nie zabrakło. Zawsze znalazła sposób na zapewnienie pożywienia sobie i rodzinie. Były jednak i takie chwile, gdy moja sympatia do niej zanikała i przeradzała się w zdumienie i niedowierzanie.
Polecam osobom lubiącym czytać powieści obyczajowe, rodzinne sagi.

Nigdy nie wznoście murów, bo gdy zaczniecie budować mur, to potem sam rośnie. Taka jest natura muru - sam pnie się w górę, aż staje się tak wysoki, że już nie sposób się na niego wspiąć. (str. 73)

„Matka ryżu” to książka opowiadająca o dziejach wielopokoleniowej rodziny, mieszkającej na Malajach (dzisiejsza Malezja). Bohaterowie powieści Rani Manickiej żyją w XX w. Ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jeden raz miałam już do czynienia z thrillerem czy kryminałem, gatunkiem który bardzo lubię. Pierwszy raz wzięłam jednak do ręki książkę Sharon Sali. Pewnie zastanawiacie się jak ją ocenię. Otóż, mam mieszane odczucia.
Grom mogę podzielić na dwa główne wątki. Pierwszy, wątek kryminalny okazał się ciekawy i interesujący. Z początku za nic w świecie nie potrafiłam przewidzieć zakończenia. Mogłam snuć jedynie domysły. Z czasem, gdy zbliżał się już koniec fabuły bez trudu zgadłam kto jest zamieszany i odpowiedzialny za wydarzenia, które miały miejsce. Wątek drugi to wątek miłosny. Udział w nim biorą główni bohaterowie, czyli Ginny i Sully. Z pewnością bardzo ubarwił on fabułę. Zdarzały się jednak momenty, w których stawało się to nudne. A nawet czasem wręcz irytujące. Denerwowały mnie wyrażenia Sullivana, tkj. słoneczko, dziecinko, które pojawiały się niemal w każdej jego wypowiedzi. Przez to miałam wrażenie, że fabuła stała się przesłodzona.
Język autorki uważam za przystępny. Na początku tylko wydawał mi się zbyt prosty, dziecinny, jakby przeznaczony dla nieco młodszych czytelników. Po kilku rozdziałach jednak moje wątpliwości całkowicie się rozwiały.
Podsumowując, myślę że Sharon Sala miała bardzo dobry i ciekawy pomysł na książkę, który udało jej się w niemal doskonały sposób przelać na papier. Zaliczyła co prawda kilka potknięć, ale całość oceniam pozytywnie. Uroku tej powieści dodaje także piękna okładka pasująca do treści lektury. Gorąco polecam miłośnikom tego typu książek.

Nie jeden raz miałam już do czynienia z thrillerem czy kryminałem, gatunkiem który bardzo lubię. Pierwszy raz wzięłam jednak do ręki książkę Sharon Sali. Pewnie zastanawiacie się jak ją ocenię. Otóż, mam mieszane odczucia.
Grom mogę podzielić na dwa główne wątki. Pierwszy, wątek kryminalny okazał się ciekawy i interesujący. Z początku za nic w świecie nie potrafiłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dom duchów to bez wątpienia powieść obyczajowa. Spotkałam się z wieloma różnymi opiniami na temat takich książek. Większość z nich była niestety negatywna. Ich autorzy twierdzili, że są zwyczajnie nudne i często nic nie wnoszące. Ja po części zgadzam się z tymi opiniami. Ale tylko po części.

Mam już za sobą kilka książek Jane Austen. Pomimo, że bardzo interesuje mnie świat przedstawiony w nich, nierzadko byłam po prostu znużona przy ich czytaniu. Coś takiego jednak nie miało miejsca podczas czytania przeze mnie Domu duchów autorstwa Isabel Allende. Ktoś mógłby sobie pomyśleć: co interesującego jest w losach jakiejś papierowej rodziny? Otóż mnie osobiście historia Truebów bardzo zaciekawiła. Książkę czytało mi się lekko i szybko. Nie wiem nawet kiedy dotarłam do końca i przewróciłam ostatnią stronę. Nie jest to pusta, nic nie wnosząca historia jakiś tam losów, jakiejś tam rodziny. Powieść ta niesie ze sobą także pewien morał. Morał mówiący o tym, że negatywne emocje często mogą doprowadzić do nieporozumień między ludźmi a także wielu nieszczęść czy niepowodzeń.

Myślę również, że język jakim posłużyła się autorka odegrał naprawdę ogromną rolę w odebraniu przeze mnie tej książki w tak pozytywny sposób. Piękny styl pisania Allende, szczególnie rzucający się w oczy na początku książki, wprost mnie oczarował. Sprawił, że chciałam czytać jeszcze i jeszcze, i nie mogłam zaprzestać przewracania dalszych stron powieści. Wspomnę jeszcze o bardzo ładnej szacie graficznej. Całkiem ładna okładka, a także sznureczek, którym można posłużyć się do zaznaczenia strony bez użycia zakładki, także przyczyniły się do pozytywnej oceny.

Jedyne co mi nie przypadło do gustu, to zbyt duża ilość polityki, politycznych rozgrywek, sytuacji które były tworzone, bogatych w przykre skutki dla społeczeństwa. Jest to niestety temat, którego nie lubię ( to stanowczo zbyt łagodne określenie). A już tym bardziej nie chciałabym czytać o tym w książkach.

Podsumowując, powieść Dom duchów bardzo mi się spodobała. Dlatego pewnie jeszcze nie jeden raz sięgnę po książki Isabel Allende. Choćby, po to by podziwiać ten piękny język :)

Dom duchów to bez wątpienia powieść obyczajowa. Spotkałam się z wieloma różnymi opiniami na temat takich książek. Większość z nich była niestety negatywna. Ich autorzy twierdzili, że są zwyczajnie nudne i często nic nie wnoszące. Ja po części zgadzam się z tymi opiniami. Ale tylko po części.

Mam już za sobą kilka książek Jane Austen. Pomimo, że bardzo interesuje mnie świat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nie jeden raz miałam już w swoich rękach książkę Stephena Kinga. Żadna z nich nie była jednak tak niezwykła jak Zielona mila. Nie jest to horror, gatunek z jakiego słynie autor. Jest to książka psychologiczna, z elementami fantastycznymi. Powieść opowiada o więźniach, przebywających na bloku E, gdzie skazańcy oczekują na karę śmierci. Z pewnością nie jest to powieść, którą czyta się łatwo i przyjemnie. Są momenty szczególnie wzruszające, w których trudno nie uronić choćby jednej łzy.

Nie wiem co mogłabym napisać w tej 'recenzji'. Myślałam już, że nie napiszę nawet tych kilku zdań. Zbierając swoją opinię w jedno zdanie mogę napisać tylko tyle: Z pewnością jest to książka naprawdę warta przeczytania przez każdego, którą bardzo gorąco polecam.

Nie jeden raz miałam już w swoich rękach książkę Stephena Kinga. Żadna z nich nie była jednak tak niezwykła jak Zielona mila. Nie jest to horror, gatunek z jakiego słynie autor. Jest to książka psychologiczna, z elementami fantastycznymi. Powieść opowiada o więźniach, przebywających na bloku E, gdzie skazańcy oczekują na karę śmierci. Z pewnością nie jest to powieść, którą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jest to już kolejna książka, z tematyki Daleki Wschód, którą miałam okazję przeczytać. Dosyć długo planowałam ją kupić. Kiedy w końcu kupiłam, znowu musiało upłynąć sporo czasu, podczas którego Chmara wróbli leżała na mojej półce czekając na swoją kolej, abym wreszcie po nią sięgnęła. Nie będę więc ukrywać, że pokładałam w niej duże nadzieje i liczyłam, że bardzo przypadnie mi do gustu. Nie powiem, że tak było. Nie mogę też stwierdzić, że Chmara wróbli to gniot, którego nie polecam nikomu.

Trudno jest mi ocenić tę książkę jednoznacznie. Z jednej strony - moja ulubiona tematyka, Daleki Wschód, którą po prostu uwielbiam. Za każdym razem kiedy czytam książki tego gatunku, jest to dla mnie czysta przyjemność. Zatapiam się we wspaniały świat, do którego bardzo chciałabym się przenieść. Nawet nie ważne jest to, że świat, w którym żyją bohaterowie nie należy do najprzyjemniejszego miejsca, w którym można żyć szczęśliwie, bez żadnych zmartwień, lęków o jutro. Tutaj, w Chmarze wróbli niestety nie do końca tak było. Świat samurajów, może i fascynujący, ale często dosyć krwawy. Nie czułam tu jednak tej przyjemności, jaka towarzyszy mi zawsze przy czytaniu książek o Dalekim Wschodzie.

Język, jakim posłużył się autor także nie bardzo mi się spodobał. Na początku fabuły trudno było mi połapać się o co w ogóle chodzi w tej historii. Kto jest kim, jaką gra rolę? Muszę jednak przyznać, że z czasem było coraz lepiej. Zawsze kiedy zaczynam nową książkę, zapoznaję się z nowym, nieznanym mi dotąd światem, z początku trudno jest mi zatopić się w historię. Bardzo szybko jednak udaje mi się to. Tutaj trwało to nieco dłużej. Fabuła okazała się dosyć ciekawa, choć zdarzały się momenty zwyczajnie nudne i nużące mnie.

Jak każda książka tematyki Daleki Wschód, i Chmara wróbli ma bardzo ładną okładkę. (Co najmniej ja tak uważam). Jest to niewątpliwie ogromny plus, ponieważ zanim zacznę czytać jakąś książkę, lubię sobie popodziwiać okładkę, szczególnie jak jest bardzo ładna. Bardzo często też to właśnie szata graficzna decyduje czy sięgniemy po daną książkę (wbrew powiedzeniu: nie oceniaj książki po okładce :).

Całość oceniam jednak pozytywnie. Wypisałam tu głównie wady Chmary wróbli, ale jeśli ktoś lubi powieści o samurajach, to zachęcam do sięgnięcia po tą właśnie książkę.

Jest to już kolejna książka, z tematyki Daleki Wschód, którą miałam okazję przeczytać. Dosyć długo planowałam ją kupić. Kiedy w końcu kupiłam, znowu musiało upłynąć sporo czasu, podczas którego Chmara wróbli leżała na mojej półce czekając na swoją kolej, abym wreszcie po nią sięgnęła. Nie będę więc ukrywać, że pokładałam w niej duże nadzieje i liczyłam, że bardzo przypadnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To już druga powieść Pearl Sydenstricker Buck, jaką miałam przyjemność przeczytać. Kolejny raz autorka zauroczyła mnie swym pięknym językiem. Bo to właśnie ten barwny i kwiecisty styl pisanie sprawia, że jej książki są tak niezwykłe. Autorka zamieściła w swej książce wiele opisów, dzięki którym mogłam sobie wyobrazić piękne obrazy, które na długo zapadną mi w pamięć.

Od jakiegoś czasu bardzo interesuje mnie kultura i obyczaje krajów Dalekiego Wschodu, w szczególności Kraju Kwitnącej Wiśni. Dzięki Ukrytemu kwiatowi miałam okazję jeszcze bardziej zagłębić się w japoński świat, który tak bardzo lubię.

Jedyne co mi nie przypadło do gustu, to zakończenie. Spodziewałam się nieco bardziej szczęśliwych losów tej zakochanej pary. Wiem jednak, że gdyby była to kolejna powieść z happy endem, być może nie byłaby tak wyjątkowa. Dzięki smutnemu zakończeniu, historia Josui i Allena wydaje się bardziej wiarygodna i rzeczywista.

Pozostaje mi tylko gorąco polecić Ukryty kwiat. A ja z pewnością sięgnę jeszcze po nie jedną powieść Pearl S. Buck.

To już druga powieść Pearl Sydenstricker Buck, jaką miałam przyjemność przeczytać. Kolejny raz autorka zauroczyła mnie swym pięknym językiem. Bo to właśnie ten barwny i kwiecisty styl pisanie sprawia, że jej książki są tak niezwykłe. Autorka zamieściła w swej książce wiele opisów, dzięki którym mogłam sobie wyobrazić piękne obrazy, które na długo zapadną mi w pamięć.

Od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po książkę tę sięgnęłam tylko dlatego, że omawiałam ją na lekcji j. polskiego. Była to jedna z nielicznych lektur, do której podchodziłam z entuzjazmem i mając nadzieję, że nie będzie to kolejna nudna, mało interesująca książka, którą zmuszona jestem przeczytać do szkoły.

Jest to niezwykła powieść o dziesięcioletnim chłopcu chorym na białaczkę. Zostało mu niewiele chwil życia. Pokonać strach pomogła mu Pani Róża, która troskliwie zajęła się nim przez ostatnie dwanaście dni jego życia.

Eric- Emmanuel Schmitt stworzył naprawdę bardzo dobrą, pouczającą powieść. Pokazuje jak pokonać strach, zaakceptować cierpienie i cieszyć się ostatnimi momentami życia. Dlatego niewątpliwie jest to lektura warta przeczytania przez każdego człowieka.

Po książkę tę sięgnęłam tylko dlatego, że omawiałam ją na lekcji j. polskiego. Była to jedna z nielicznych lektur, do której podchodziłam z entuzjazmem i mając nadzieję, że nie będzie to kolejna nudna, mało interesująca książka, którą zmuszona jestem przeczytać do szkoły.

Jest to niezwykła powieść o dziesięcioletnim chłopcu chorym na białaczkę. Zostało mu niewiele chwil...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jest to pierwsza książka Kossakowskiej, jaką miałam okazję przeczytać. Oczekiwania wobec niej miałam dosyć wysokie i niestety bardzo się rozczarowałam.

Zacznę jednak od tego, że język, jakim posłużyła się Kossakowska zupełnie do mnie nie trafił. Miałam wrażenie, że jest to jakaś opowieść pisana przez nastolatka ( i to takiego, który niewiele razy miał do czynienia z książką). Według mnie zbyt potoczny. Za dużo tu też odrażających opisów. Cała akcja toczy się w jakimś szaleństwie. I nie mówię tu tylko o opętaniu głównego bohatera. Czytając tę książkę miałam wrażenie, że za chwilę ja sama stracę rozum. Niektórzy mogą to uznać oczywiście za plus. Mi jednak nie przypadło to do gustu.

Nie napiszę też wiele od siebie o samej fabule, bo w zasadzie niewiele jestem w stanie o niej powiedzieć. Dla mnie był to po prostu zwyczajny bełkot.

Jest jednak jedna rzecz, która w tej książce mi się spodobała. Szata graficzna. Okładka bardzo ładna. W środku co kilka stron pojawiają się czarno-białe obrazki. Także niczego sobie.

Po kolejne tomy Upiora południa z pewnością nie sięgnę, choć podobno są lepsze. Kossakowskiej jednak dam być może w przyszłości jeszcze jedną szansę i sięgnę po inną powieść tejże autorki.

Jest to pierwsza książka Kossakowskiej, jaką miałam okazję przeczytać. Oczekiwania wobec niej miałam dosyć wysokie i niestety bardzo się rozczarowałam.

Zacznę jednak od tego, że język, jakim posłużyła się Kossakowska zupełnie do mnie nie trafił. Miałam wrażenie, że jest to jakaś opowieść pisana przez nastolatka ( i to takiego, który niewiele razy miał do czynienia z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta trzcina żyje jest autorstwa Pearl S. Buck, noblistki z 1938 roku. Opowiada o czteropokoleniowej koreańskiej rodzinie od 1881r, za panowania ostatniej królowej tuż do wybuchu II wojny światowej. Jest to powieść obyczajowa z elementami historii.

Jedno trzeba przyznać. Buck spisała się na medal. Z czystym sumieniem więc mogę stwierdzić, że słusznie została nagrodzona Nagrodą Nobla. Autorka pisząc swoją książkę wykonała kawał bardzo dobrej roboty. Stworzyła książkę naprawdę godną polecenia. Dlatego już wkrótce zamierzam sięgnąć po inne książki Buck. Mam nadzieję, że podobnie jak Ta trzcina żyje przypadną do mojego gustu.

W książce tej został przedstawiony obraz koreańskiego społeczeństwa, kultury, zwyczajów i tradycji tego państwa. Panuje tu niezwykły klimat, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Autorka bardzo umiejętnie wplotła w losy bohaterów prawdy historyczne. Już na samym początku, w Nocie historycznej zaznacza, że wiele w jej powieści wzięte jest z przeszłości, z tego co naprawdę kiedyś miało miejsce. Jedynie postacie zostały stworzone na podobieństwo ludzi, których spotkała. Każdy z wielu bohaterów ma swój własny i niepowtarzalny charakter, który wyróżnia go spośród pozostałych postaci.

Nie mogę nie wspomnieć o przepięknej szacie graficznej. Okładka jest wprost cudowna. To także ona miała swój wpływ (całkiem spory) na moją decyzję o jej przeczytaniu.

Ta trzcina żyje jest autorstwa Pearl S. Buck, noblistki z 1938 roku. Opowiada o czteropokoleniowej koreańskiej rodzinie od 1881r, za panowania ostatniej królowej tuż do wybuchu II wojny światowej. Jest to powieść obyczajowa z elementami historii.

Jedno trzeba przyznać. Buck spisała się na medal. Z czystym sumieniem więc mogę stwierdzić, że słusznie została nagrodzona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Autor Kanady pachnącej żywicą, Arkady Fiedler zabiera czytelnika w nieznaną, pełną przygód podróż do Ameryki Północnej. Konkretniej do Kanady. Najpierw do wielkich miast, potem wgłąb malowniczej puszczy. Z pewnością bardziej zaciekawiła mnie druga i trzecia część książki. To w nich Fiedler opisywał swoje przygody na łonie natury, zapoznawał czytelnika z tamtejszą przyrodą. Nie był on jednak tam sam. Podróżował w niewielkim canoe wraz ze Stanisławem - polskim imigrantem.

Muszę przyznać, że Kanada pachnąca żywicą bardzo przypadła mi do gustu. Została ona napisana stylem, który bardzo mnie zaciekawił, sprawił że miałam ochotę poznawać dalsze wydarzenia. Brakowało mi jednak humoru, który znalazłam w książkach Cejrowskiego i który bardzo polubiłam. Ponadto myślę, że było tu trochę za dużo historii. Wiem, że dla innych może być to duża zaleta. Ja jednak w książkach podróżniczych nie szukam historii. Przypadły mi do gustu natomiast wspaniałe zdjęcia, które są naprawdę przepiękne.

Z pewnością sięgnę jeszcze po inne książki Fiedlera. Mam nadzieję, że okażą się one lepsze, chociaż i ta nie była wcale taka zła, jak mogłoby się wydawać po mojej recenzji.

Autor Kanady pachnącej żywicą, Arkady Fiedler zabiera czytelnika w nieznaną, pełną przygód podróż do Ameryki Północnej. Konkretniej do Kanady. Najpierw do wielkich miast, potem wgłąb malowniczej puszczy. Z pewnością bardziej zaciekawiła mnie druga i trzecia część książki. To w nich Fiedler opisywał swoje przygody na łonie natury, zapoznawał czytelnika z tamtejszą przyrodą....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie muszę chyba pisać, że jest to lektura szkolna. I to w dodatku jedna z tych - moim zdaniem, najgorszych. Pomimo, że w całości ją przeczytałam (chyba jako jedyna osoba z mojej klasy), niewiele jestem w stanie o niej powiedzieć. Syzyfowe prace czytałam bez najmniejszego zainteresowania, aby tylko przeczytać i mieć spokój, w rezultacie czego prawie nic nie zapamiętałam. Dlatego moja recenzja na jej temat nie będzie zbyt długa i wystarczająco wyczerpująca.

Niemożliwością było zapamiętanie tych wszystkich nazwisk nauczycieli, uczniów. Główny bohater, Marcin Borowicz nie przypadł mi do gustu. Był jakiś taki... sama nie wiem jak to określić. Po prostu go nie polubiłam, tak jak większości bohaterów.

Nie będę już nic więcej pisać. (Nawet nie mam zbytnio ochoty rozwodzić się nad tą książką). Kto nie czytał, to pewnie przeczyta i zobaczy. A kto czytał, to wie, o czym mówię. Chociaż może komuś się podobało?

Nie muszę chyba pisać, że jest to lektura szkolna. I to w dodatku jedna z tych - moim zdaniem, najgorszych. Pomimo, że w całości ją przeczytałam (chyba jako jedyna osoba z mojej klasy), niewiele jestem w stanie o niej powiedzieć. Syzyfowe prace czytałam bez najmniejszego zainteresowania, aby tylko przeczytać i mieć spokój, w rezultacie czego prawie nic nie zapamiętałam....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książkę tę dostałam na Klasowej Wigilii. Szczerze mówiąc, nawet się ucieszyłam, gdyż wiem, że sama pewnie nie kupiłabym tej książki. Wiem również, że mogłam dostać dużo gorszą książkę, którą położyłabym gdzieś na półce i zapomniała, że w ogóle znajduje się ona w moim pokoju. Szybko więc podjęłam decyzję o jej przeczytaniu.

Nie spodziewałam się, że książka mnie oczaruje ani też, że będzie to kompletny gniot. I tak też było. Książkę czytało mi się dobrze i lekko, jak takie zwykłe czytadło. Sama fabuła przypadła mi do gustu, aczkolwiek styl autora (w tej książce, gdyż w poprzedniej jaką czytałam, bardzo mi się spodobał), moim zdaniem był przeznaczony głównie dla młodzieży. Szczególnie dialogi. Napisane zostały zbyt prostym językiem. Ogólnie książkę oceniam pozytywnie.

Książkę tę dostałam na Klasowej Wigilii. Szczerze mówiąc, nawet się ucieszyłam, gdyż wiem, że sama pewnie nie kupiłabym tej książki. Wiem również, że mogłam dostać dużo gorszą książkę, którą położyłabym gdzieś na półce i zapomniała, że w ogóle znajduje się ona w moim pokoju. Szybko więc podjęłam decyzję o jej przeczytaniu.

Nie spodziewałam się, że książka mnie oczaruje...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wielka księga horroru, t.1 Peter William Atkins, Michael Bishop, Ramsey Campbell, Mark Chadbourn, Christopher Folwer, John Gordon, Elizabeth Hand, Stephen Jones, Joseph E. Lake, Joel Lane, Mark Morris, Nicholas Royle, Lynda E. Rucker, Mark Samuels, Al Sarrantonio, David J. Schow, Gene Wolfe
Ocena 5,6
Wielka księga ... Peter William Atkin...

Na półkach: , , , ,

Po przeczytaniu tejże książki długo nie miałam czasu na napisanie recenzji. Z początku nie byłam tym faktem zadowolona, ale teraz uważam, że nawet dobrze się złożyło. Minęło już trochę czasu i oceniam tę antologię nieco inaczej niż wcześniej. Teraz w mojej pamięci zostały tylko te najlepsze opowiadania. Zacznijmy jednak od początku...

Bardzo spodobała mi się szata graficzna. Na okładce został przedstawiony szkielet. Jak na horror przystało - musi być strasznie. Z tyłu okładki napisane jest: "Nie zamykaj oczu, strach nie zniknie. Czytaj z szeroko otwartymi".Według mnie jest to trochę przesadzone. Żadne z opowiadań bowiem nie było na tyle straszne, aby zamykać oczy. Rozumiem jednak, że jakaś reklama być musi.

W środku, przed każdym opowiadaniem została zamieszczona czarno-biała fotografia, zajmująca zwykle całą stronę. Również na końcu każdego z opowiadań zostało zamieszczone zdjęcie, ale już trochę mniejsze. To wszystko dodaje uroku szacie graficznej książki.

Nie będę opisywać każdego - bo jest tu aż 16 opowiadań. Wspomnę tylko o tych najlepszych. Głęboko Ramseya Campbella, zamieszczone jako drugie bardzo mi się spodobało. Ciekawe i dosyć straszne. Warto zastanowić się jak człowiek czułby się, gdyby obudził się w trumnie, zakopanej głęboko pod ziemią, uznany za martwego. Akcja Nocnej zmiany Johna Gordona toczy się w zamku, w godzinach, gdy nie ma już żadnych turystów. Jest tylko strażnik posiadający klucze do drzwi. Także bardzo mnie zaciekawiło. W Czego nienawidzi natura Marka Morrisa od samego początku panowała tajemniczość. Nagle z całego miasta znikają wszyscy ludzie. Zostaje tylko główny bohater. Kiedy jednak zauważa jakichś ludzi, dostrzega iż noszą oni na głowie jakieś worki. Ostatni krąg Lyndy E. Rucker od samego początku bardzo mnie zaciekawił, chyba jak żadne inne z opowiadań. Bohaterowie jadą do starego domu. Cóż może się tam wydarzyć? Łkanie pośród ciszy Gene Wolfe. Pewna rodzina przyjeżdża do pisarza, spod którego pióra wychodzą horrory. Nie spodziewają się jednak, że z jego strony może coś im grozić. I ostatnie już opowiadanie, o którym niewątpliwie warto wspomnieć to Pogrzeb Davida J. Schowa. Odkopywanie grobów z pewnością nie należy do najprzyjemniejszych czynności. Bohaterowie jednak muszą to zrobić. Także bardzo ciekawe i warte przeczytania opowiadanie.

Wszystkie opowiadania zostały napisane dobrym stylem i przystępnym językiem. Autorzy wykonali więc kawał dobrej roboty. Co prawda niektóre okazały się niezbyt ciekawe i mało przypominające horrory. Wymienię jeszcze jednak tytuły pozostałych twórczości: Lato Al Sarrantonio, Luksus krzywdzenia Christopher Fowler, Pociągi specjalnego nadzoru Mark Samuels, Krokusy Elizabeth Hand, Amerykańscy zmarli Jay Lake, Między zimnym księżycem a ziemią Peter Atkins, Błąd scenariusza Nicholas Royle, Opętany snami pacjent doktor Pridy Michael Bishop, Których zostawiamy Mark Chadbourn, oraz Moja Joel Lane.

Szkoda tylko, że większość kończyła się pozostawiając pewien niedosyt. Często nie wyjaśnionych, mogących mieć swój ciąg dalszy. Z niektórych byłby też całkiem dobry materiał na dłuższą książkę.

Polecam miłośnikom horrorów i nie tylko. A ja już wkrótce zakupię tom 2.

Po przeczytaniu tejże książki długo nie miałam czasu na napisanie recenzji. Z początku nie byłam tym faktem zadowolona, ale teraz uważam, że nawet dobrze się złożyło. Minęło już trochę czasu i oceniam tę antologię nieco inaczej niż wcześniej. Teraz w mojej pamięci zostały tylko te najlepsze opowiadania. Zacznijmy jednak od początku...

Bardzo spodobała mi się szata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pomimo, że zdecydowanie jest to lektura przeznaczona dla młodszych czytelników, czyta mi się tą serię niezwykle miło i przyjemnie. Może to dlatego, że mam do niej taki pewien sentyment. Za każdym razem podoba mi się tak samo i mam ochotę sięgnąć po następną część i tak też niewątpliwie zrobię.

Pomimo, że zdecydowanie jest to lektura przeznaczona dla młodszych czytelników, czyta mi się tą serię niezwykle miło i przyjemnie. Może to dlatego, że mam do niej taki pewien sentyment. Za każdym razem podoba mi się tak samo i mam ochotę sięgnąć po następną część i tak też niewątpliwie zrobię.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Już od dawna chciałam sięgnąć po jakąś książkę Deana Koontza. Zawsze jednak miałam coś lepszego do czytania, aż w końcu zdecydowałam, że koniec z odwlekaniem tego. Wybór padł na Braciszka Odd, choć nie do końca był to mój wybór, bo książkę tę dostałam od siostry na Święta.

Z początku Braciszek Odd niczym mnie nie zachwycił. Książka, jak książka. Zwykłe, dobre czytadło, które nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Szybko jednak okazało się, że moja początkowa opinia jest błędna. Fabuła książki coraz bardziej mnie wciągała, interesowała i ciekawiła. Coraz bardziej robiła się także nieprzewidywalna. Zupełnie nie spodziewałam się, że książka zakończy się w ten sposób (żeby wiedzieć w jaki, trzeba przeczytać).

Bohaterami Braciszka Odd są: tytułowy Odd Thomas, Rodion Romanovich, chore dzieci oraz bracia i siostry zakonne. Nie sprawi to jednak problemu osobom, które nie są religijne i nie przepadają za czytaniem o takich postaciach w książkach. Akcja książki tak wciąga, że nie robi to większej różnicy kim dokładniej są bohaterowie. Każdy z nich ma inny, niepowtarzalny charakter, każdy wyróżnia się spośród innych. Czytelnik dowiaduje się, że jeden z nich lubi robić placki, inny ciasteczka. Po każdej z wielu sióstr zakonnych także można spodziewać się innej reakcji, czegoś innego. Każde z podopiecznych, mieszkających w górskim klasztorze również jest inne.

Książka wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie i z wielką chęcią w przyszłości sięgnę po inne thrillery Deana Koontza. Mam nadzieję, że będą jeszcze lepsze.

Już od dawna chciałam sięgnąć po jakąś książkę Deana Koontza. Zawsze jednak miałam coś lepszego do czytania, aż w końcu zdecydowałam, że koniec z odwlekaniem tego. Wybór padł na Braciszka Odd, choć nie do końca był to mój wybór, bo książkę tę dostałam od siostry na Święta.

Z początku Braciszek Odd niczym mnie nie zachwycił. Książka, jak książka. Zwykłe, dobre czytadło,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

O Pachnidle nie mam ani szczególnie pozytywnego zdania, ani też negatywnego. Było to po prostu dobre czytadło, które przeczytałabym w dwa, trzy dni, gdyby nie szkoła i związane z nią obowiązki. Ogólnie czytało mi się dobrze, miło i przyjemnie (choć to ostatnie nie zawsze). Rzeczywiście w tej książce niemal wszystko ma jakiś zapach, smak, czy barwę. (Tak jak zostało napisane na okładce książki). Mogłam dowiedzieć się czegoś o XVIII-wiecznym Paryżu, jak żyli tam ludzie. Głównie ci biedniejsi, bo to im Suskind poświęcił naprawdę wiele stron. Wypadałoby też wspomnieć coś o samym autorze. Miał on bardzo ciekawy i oryginalny pomysł na książkę, którą napisał dobrym językiem, i który zrozumie i polubi niemal każdy.

O Pachnidle nie mam ani szczególnie pozytywnego zdania, ani też negatywnego. Było to po prostu dobre czytadło, które przeczytałabym w dwa, trzy dni, gdyby nie szkoła i związane z nią obowiązki. Ogólnie czytało mi się dobrze, miło i przyjemnie (choć to ostatnie nie zawsze). Rzeczywiście w tej książce niemal wszystko ma jakiś zapach, smak, czy barwę. (Tak jak zostało napisane...

więcej Pokaż mimo to